Projekt Rio 2016 – Dzień 8

Dziś sporo medali wywalczyły Polki i Kenijczycy, ale mnie tam nie było. Gdzie byłem?

(1) Spięcie o bilet

Zacząłem poranek od krótkiego spięcia o bilet. Na metro. Sprzedają tutaj takie specjalne o;im[ijskie bilety na metro i autobusy, albo na 1 albo na 3, albo na 7 dni. Mój pierwszy bilet (7-dniowy) właśnie stracił ważność i chciałem kupić bilet 3-dniowy. Po zakupie, ale przed bramką wejścia na peron metra, zauważyłem, że z tyłu biletu przyklejona jest kartka “1 Dia”. Wróciłem do kasy wymienić bilet, ale pani zaczęła mi tłumaczyć, że to nie u niej go kupiłem bo ona nie ma – o, proszę, mogą sobie zobaczyć w jej talii niesprzedanych biletów – że drugiego takiego nie ma.

Zaprotestowałem,  a ona zaczęła robić zdjęcie biletu by przesłać go do centrali z prośbą o weryfikację. Zaproponowałem by sobie zweryfikowała potem, a na razie niech mi po prostu da inny bilet. Trochę to wszystko trwało, ale w końcu otrzymałem nowy plastikowy kartonik. Zobaczymy czy zadziała też jutro:-)

(2) Piłka ręczna pań

Holenderki pokonały Brazylię, pomimo głośnego i żywiołowego dopingu. Na boisku oraz na trybunach było … pomarańczowo. Tylko ja w barwach biało-czerwonych:-)

Fajne było to, że po zakończeniu meczu, Holenderki spotkały się ze swoimi fanami pod stadionem, już przebrane. Wspólnie zaśpiewali i odtańczyli miejscowy hit – La la la la la la, Brazil, la la Brazil. Dołączyli też oczywiście kibice Brazylijscy

Pewien Holender podszedł do mnie i chciał mi sprzedać bilety na jutrzejszy mecz Polaków z Chorwatami (nawet nie wiedziałem, że będą grać:-) bo jakoś nie śledzę tu na miejscu zmagań Polaków. No chyba, że akurat przez przypadek trafię na ich występy. Niestety mecz będzie w porze moich planowanych zawodów ping-pongowych, a ponieważ ping-ponga w wykonaniu profesjonalnym nie widziałem, a piłkę ręczną i owszem, to podziękowałem miłemu Holendrowi. Noszenie barw biało-czerwonych ma swoje zalety – pochodzą do mnie koniki, podeszła też dzisiaj dziewczyna z jakieś organizacji wspierającej sportowców w krajach biednych – Athletes Action? Dostałem od niej na pamiątkę płytkę z informacjami. Co śmieszniejsze, była w towarzystwie jakiejś Kenijki i Honduraski, więc pogadałem też sobie przez chwilkę – bo się śpieszyłem z jednych  zawodów na drugie – w swahili:-)

(3) Lunch

znów w podniebnym foodcourt. Tym razem ja się przysiadłem do matki z córką. Mała była bardzo otwarta i ciekawa świata. Pytała mnie skąd jestem i co robię. Potem poprosiła mamę by zrobiła nam zdjęcie. Ciężko mi się było z nią dogadać – nie rozumiała mojego portuniol, ale okazało się, że uczy się mówić po … niemiecku, więc miałem sporo ubawu rozmawiając po niemiecku z 10-letnią Brazylijką.

Jej mama zapytała mnie jak się pisze “Sławek”, wrzuciła nasze zdjęcie na FB i już miała jakiś odzew. Od swojej siostry czy kogoś. Nie wiem z jakiej części Brazylii one były, ale jak dotąd to z nimi było mi najtrudniej się dogadać.

Poszły sobie gdzieś, a ja po dokończeniu lunczu poszedłem pod duży ekran i tam oglądałem – w coraz większym tłumie wokół mnie – pierwszą połowę meczu piłkarek nożnych Brazylia – Szwecja. Jak się póżniej okazało – przegranym. Ale atmosfera była bardzo fajna. Kibicowaliśmy jakbyśmy byli na Maracanie:-). Zauważyłem też, że Brazylijczycy inaczej niż my Polacy śpiewają swój hymn. Nie wydzierają się na całe gardło, tylko śpiewają ciszej, ale za to z większym … skupieniem?

(4) pływanie synchroniczne

bardzo miłe zawody. Woda. Słońce. Zgrabne dziewczyny.  Muzyka (nie wiem czy jest na Olimpiadzie jeszcze jakaś inna dyscyplina, w której akompaniament muzyczny odgrywa istotną rolę?). Precyzja i mistrzostwo. To co te dziewczyny potrafią  robić pod wodą, to ja bym chyba nie potrafił wykonać na lądzie. Widać, że w tych drobnych ciałach drzemią całe tabuny mocy koni.

W finale stylu dowolnego wystąpiło 12 par zawodniczek z 12 różnych krajów. Pewien Rosjanin z podmoskiewskiego Rażjania (początkowo myślałem, że pochodzi z Kazania) wyjaśnił mi, że w eliminacjach nie może wziąć udziału więcej niż jedna para z danego kraju. Miły facet, przyjechał z żoną i dwiema córkami. Wyglądał na nuworysza (drogie zegarek, ubrania, aparaty, torebki Gucci, itp), ale w sumie był bardzo równy. W którymś momencie nagle, w trakcie występu któregoś z duetów, poprosił żonę by zrobiła nam fotkę i potem pokazywał mi jak dobrze wyszła (rzeczywiście całkiem fajnie:-) Bardzo przyjaźnie mówił też o Polsce – o kraju, o ludziach, ale też o siatkówce, o piłce ręcznej.

Wygrały Rosjanki, konkurentki zostawiając daleko z tyłu. Z radością wysłuchałem hymnu Rosji. Z kilku powodów: moja żona jest Rosjanką i wiem, że uwielbia pływanie synchroniczne więc wiedziałem, że się bardzo cieszy z tego zwycięstwa. Po drugie, kibicując Rosji zwiększam do trzech swoje szanse na radość ze zwycięstw (oprócz zwycięstw Polek i Kenijczyków, mogę też się cieszyć ze zwycięstw Rosjanek:-))). Po trzecie, choć mam świadomość tego, że Rosja powróciła do melodii hymnu ZSRR, to jednak brzmienie tego hymnu mi się ogromnie podoba. Zostałem na ceremonii otwarcia, choć wiedziałem, że już się zaczął mecz piłki wodnej.

(5) w górę serca

gdy prawie biegłem do hali w której rozgrywany był mecz piłki wodnej, to spotkałem się wzrokiem z innym Rosjaninem. Chciałem mu pogratulować wygranej Rosjanek, ale nim zdążyłem to zrobić, to on uścisnął mi dłon i zaintonował “W górę serca! Polska wygra mecz, Polska wygra mecz, Polska wygra mecz”. Zatkało mnie. Dopiero gdy byłem już jakieś 50 metrów od niego żałowałem, że nie odwdzięczyłem mu się rosyjską przyśpiewką kibicowską “My prijechali sztoby pobiedzits, sztoby pobiedzits, sztoby pobiedzits”, zresztą na tę samą melodię z “Yelllow Submarine” Beatlesów.

Znów moje oczy nie utrzymały łez, które do nich nabiegły i pociekły po moich policzkach. Chyba nie do końca zdawałem sobie sprawę z potęgi dyplomacji sportowej. Możemy się bać działań Putina i władz, ale zwykli Rosjanie są nam bardzo przychylni. Także dzięki sportowej postawie siatkarzy, piłkarzy ręcznych, nożnych i innych. Warto inwestować w sport i osiągniecia naszych reprezentantów.

Ciekawe w jakim stopniu ogromnie pozytywny PR Brazylijczyków w całym świecie wynika z postawy Canarinhos w przeciągu ostatnich kilkudziesięciu lat? To pierwsza moja refleksja po tym gdy już sobie osuszyłem łzy.

A druga to tak, że fajnie że Rosjanie zdobywają medal w pływaniu synchronicznym czy my w kajakarstwie czy rzucie młotem. Najsilniejsze emocje wywołują sporty zespołowe. Jest to koeljne potwierdzenie moje tezy, że my ludzie jesteśmy zwierzętami stadnymi/

(6) piłka wodna

spóźniłem się na pierwszy mecz, a szkoda bo grała Brazylia z Chorwacją. Na początku byłem mocno zdezorientowany. Tam gdzie usiadłem nie był widoczny żaden ekran z wynikiem meczu. Nie wiedziałem nawet czy Brazylia gra z Chorwacją czy Australią (czepki z daleka nie było łatwo rozpoznać). Przesiadłem się. Pomimo niesamowicie żywiołowego dopingu, Brazylia znów dziś przegrała. Wyraźnie nie przynosiłem jej szczęścia.

Kolejny mecz Włosi grali z Grekami. O ile przy pierwszym meczu, gdy wszedłem zawodnicy już byli w wodzie, o tyle teraz miałem okazję zobaczyć ich muskularne i wyrzeźbione dodatkowo na siłowniach ciała w pełnej krasie. Na mnie nie robiły aż takiego wrażenia, ale wiem że bardzo by się spodobały mojej żonie. (Natasza, są o wiele fajniejsze i lepiej widoczne niż podczas meczów piłki nożnej, te koszulki jednak wiele zasłaniają).

Pomyślałem sobie (jak widzicie dziś miałem bardzo refleksyjny dzień:-), że kobiety powinny wywrzeć presję na FIFA i UEFA by piłkarze nożni występowali – na wzór piłkarek siatkówki plażowej – w bardziej skąpych strojach. Może nawet topless i w slipkach takich jak piłkarze wodni? Czemu nie? Skoro faceci mogą to wywrzeć na kobietach, to czemu nie w drugą stronę? Możecie użyć potężnego argumentu – to zwiększyłoby oglądalność piłki nożnej wśród pań. A to przecież więcej niż połowa populacji:-) Poza tym, jestem przekonany, że wsparłoby Was część pilkarzy – Cristiano Ronaldo, Balotelli i inni którzy lubią zdzierać po strzeleniu bramki swoje koszulki by pochwalić się swoimi wymodelowanymi torsami.

Natomiast same mecze piłki wodnej były dla mnie nieco nudne. Mój odbiór mogło też zabarwić moje zmęczenie fizyczne. Odczuwam trudy mojego maratonu dyscyplin olimpijskich. Ciekawie zapowiadają się półfinały – za wyjątkiem Włoch będzie to załatwione w gronie byłej Jugosławii – Chorwacja, Serbia oraz Macedonia (która dziś wyeliminowała Węgry). Dziś w ogóle miałem dzień węgierski. Najpierw pewne starsze małżeństwo rano – potrafili po polsku powiedzieć “Polak, Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki”; podejrzewam, że młodsze pokolenie Fridomiaków po raz pierwszy słyszy to powiedzenie:-). Długo rozmawialiśmy o biznesie turystycznym (prowadzą biuro w Budapeszcie), o sytuacji gospodarczej, o ich córce – wolontariuszce na Rio 2016, o medalach Węgrów – w sumie zdobyli ich więcej niż Polska i Kenia razem wzięte). Wieczorem w metrze spotkałem nietypową parę – Węgierkę i Argentynkę

(7) skoki do wody

to moja ostatnia, czwarta dzisiejszego dnia, dyscyplina. 12 zawodników startowało w finale skoków z trampoliny o wysokości 3 m. Każdy z nich oddał po 6 skoków. W jaki sposób byli oni w stanie zdążyć wykonać po 4 i pół salta przed łagodnym i gładkim wejściem w wodę nie mam pojęcia. Zwłaszcza, że ja w ogóle nie skaczę do wody. Czuję przed wodą duży respekt – kiedyś prawie utonąłem będąc małym dzieciakiem w przedszkolu.

W sumie 72 skoki, ale wszystko poszło bardzo szybko. I gładko. Pierwsze miejsce prawie zaklepał sobie pewien Chińczyk. Walka trwała tylko za jego plecami. I to właściwie tylko o trzecie miejsce, bo srebro dość wcześnie w konkursie zaklepał sobie Brytyjczyk.

Do metra – a ze stadionu Marii Lenk (na tej samej arenie było wcześniej pływanie synchroniczne) – jest to dobre 20-25 minut pieszo, człapałem jak staruszek. Z powodu odcisków jakich się nabawiłem przez te 7 intensywnych dni chodzenia. A mówili, że sport to zdrowie… :-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

9 Responses

  1. Słuchałem ww radiu wywiadu z Polką, która studiowała i mieszkała w Rio. Opowiadała, że najbardziej jej przeszkadza brazylijski transport, a w zasadzie jego brak. Mówiła, że jest bardzo drogi (np. nie ma biletów miesięcznych, tylko za każdy razem trzeba kupować), mnóstwo przesiadek, metro czy autobusy jadą bardzo długo nawet niedługie odcinki i godzinami stoją w korkach, niektórzy spędzają w środkach transportu publicznego po kilka godzin dziennie jadąc do pracy czy na uczelnię, mówiła że chyba sporo osób śpi albo odpoczywa w autobusie czy metrze.

    1. Robert, może owa Polka mieszkała tutaj bardzo dawno temu? To prawda, że z centrum do głównego centrum olimpijskiego w Barra do Tijuca muszę jechać kilka stacji metrem przesiąść się do drugiej linii ( a tak naprawdę linii nr 4:-) metra i potem jeszcze do specjalnego autobusu systemu BRT. Rio chyba skopiowało ten pomysł z Bogoty. Autobusy jeżdżą po wydzielonych tylko dla nich buspasach i zatrzymują się przy przystankach wyglądających na naziemne przystanki metra. Nie wiem kiedy wprowadzono BRT, ale z pewnością gdy byłem tu ostatnio w 2013 roku, to czymś takim w Rio nie miałem okazji jechać. Linię 4 metra otworzono w dniu otwarcia Olimpiady. Widziałem też linie tramwajowe w okolicy portu.

      Wydaje się, że system transportu bardzo się poprawił przy okazji przygotowań do Olimpiady. Dziś potwierdził to w rozmowie ze mną pewien młody chłopak z Sao Paulo. A trzeba wiedzieć, że Pauliści niechętnie chwalą Carioca (czyli mieszkańców Rio). W ciagu ostatnich 10 dni rozmawiałem z lekko licząc 50-oma turystami i pewnie jeszcze większą liczbą lokalnych. Wszyscy turyści są zachwyceni Rio – co ciekawe chyba nie spotkałem nikogo kto by wcześniej był w Rio:-))) Informacja o tym, że byłem tu już z 10 razy wcześniej zawsze wzbudza ogromne zaskoczenie:-)

  2. Sławku, mam nietypowe pytanie dotyczące biletów. Wyrzucasz je, czy zostawiasz sobie na pamiątkę?
    Bo gdybyś miał wyrzucić, to bym chętnie przygarnął do swojej kolekcji – zwłaszcza te wspomniane komunikacyjne.

    Pozdrawiam z chłodnej Łodzi :)

    1. Łukasz, bilety akurat zbieram. Bilety lotnicze mam prawie wszystkie od 1969 roku. Bardzo się zmartwiłem gdy linie lotnicze przestały drukować normalne bilety i przesyłają tylko do wydruku jakiś świstek. Bilety w smartfonie to coś zupełnie nie dla mnie:-)

      Wiele lat temu przestałem zbierać magazyny pokładowe linii lotniczych. Wypełniłem nimi pół komórki:-)

      1. Dziękuję za odpowiedź! Mnie też drażnią wszelkie bilety elektroniczne, również te z automatów. Ale co zrobić, rewolucji nie cofniemy… :)
        Przy takiej ilości podróży musisz mieć spory i przede wszystkim bardzo różnorodny zbiór! Być może nawet masz bilety z każdego państwa na świecie :)

        1. Łukasz, nie, nie mam biletów z każdego państwa. Wiele krajów przejechałem drogą lądową, jadąc przez kilka krajów przy jednej podróży. Np w 1989 roku przejechałem Land Roverem z dwoma kolegami aż 25 krajów w Afryce, a więc w takich krajach jak np Mali, Niger czy Burkina Faso nigdy samolotem nie leciałem. Podobnie gdy przejechałem z Panamy przez Kostarykę, Nikaraguę, Honduras, El Salwador, Gwatemalę, Belize i Meksyk. W efekcie byłem w ponad 270 krajach i terytoriach (niektóre terytoria typu Tahiti czy Nowa Kaledonia mają własne linie lotnicze), aleciałem tylko ok 190 liniami lotniczymi. A przecież leciałem kilkoma różnymi liniami lotniczymi Indonezji, Wenezueli czy USA.

          Istnieje Klub Podróżników, do którego od niedawna należę. Dostaję comiesięczny newsletter, w którym jest m.in wywiad z jedną z osób, które odwiedziły każdy kraj świata. W ostatnim numerze był wywiad z Niemcem, który podróżuje po świecie by … latać samolotami. Dla niego ważne jest nie tylko by lecieć jak największą liczbą linii lotniczych (zaliczył ich ok 240) i by lecieć w każdym kraju (nawet w San Marino – chyba jakimś helikopterem), ale też by zaliczyć każdy z typów latających samolotów. Udało mu się nawet lecieć jakimiś samolotami wojskowymi. Zaimponował mi swoją konsekwencją.

          Jak widać, różne można realizować pasje przy okazji podróżowania po świecie:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.