Case Krystiana – co możecie doradzić?

Jestem już w Nowym Jorku. Wczoraj wieczorem oglądaliśmy tutaj debatę telewizyjną Clinton – Trump. Jest już poranek, a lokalne media nadal o niczym innym nie mówią. Nastroje są tutaj bardzo podzielone, choć akurat mieszkam w małym miasteczku w New Jersey, które jest demokratyczne.

Na polityce się nie znam. Za to dostałem maila od Krystiana, na który mu odpowiedziałem. Zapytałem go czy zgadza się bym jego case opublikował na fridomii i Krystian się zgodził. Mam nadzieję, że też mu doradzicie. Oto treść jego maila:

Witam Pana bardzo serdecznie, stwierdziłem że nie mam nic do stracenia, nie wiem czy Pan to nawet odczyta ale lepiej żałować że Pan nie odpisał niż żałować że nie spróbowałem :) Obejrzałem chyba wszystkie filmy na youtube z Pana udziałem. Jestem pod wrażeniem Pana pracy, tego w jaki sposób Pan osiągnął swój sukces, oraz tego jak bardzo inteligentnym jest Pan człowiekiem co można wywnioskować już ze zwykłych Pana wypowiedzi!

  I właśnie przez to piszę do Pana tego maila bo wydaje mi się że nie ma bardziej doświadczonej osoby w temacie spraw finansowych i chcialbym prosić o jakąkolwiek radę jeżeli zechce mi Pan poświęcić krótką chwilę.
   Tak więc skrócę może moją historię. Od dziecka miałem “hopla” na punkcie zbierania pieniędzy. Już jako mały dzieciak jak dostałem od babci 50 zł na urodziny to nie myślałem co za to kupię, tylko biegłem do mamy żeby schowała banknot a od razu po wejściu do domu brałeg go od niej i wrzucałem do skarbonki :) I miałem tak do lat osiemnastu kiedy na treningu kickboxingu doznałem poważnej kontuzji kolana gdzie musiałem zrobić rekonstrukcję wiązadeł troczków rzepki. Moi rodzice postanowili że operację zrobimy prywatnie w prywatnej sportowej placówce. W ramach że mama opiekuje się domem a pracuje sam tata to wiedząc ze to będzie kosztowna sprawa “podarowałem” rodzicom na operację mojej nogi  moje oszczędności. (tak wiem że brzmi to badalnie ale byłem wtedy zwykłym gnojkiem co dopiero miałe osiemnastkę :P). Miałem już wtedy bez zadnych dochodów a na oszczędzaniu od małęgo – 8 tysięcy złotych. BEZ DOCHODÓW TO NAPRAWDĘ DUŻO haha :)
  Noga oczywiście wykluczyła mnie w najlepszych latach ze startów… jako junior miałem 28 walk amatoriskich z czego 19 wygranych… 7 miesięcy rehabilitacji i nie trenowania sprawiły ze przytyłem 20 kg, i psychiczna klapa… rok przerwy po maturze i stwierdziłęm ze cos ze swoim zyciem trzeba zrobić… i rozważałęm w głowie tak… co zrobić? czy rozwijać sie w jakimś kierunku który TERRETYCZNIE zapewni mi godne życie w przyszłości, czy poświęcić się największej mojej zyciowej pasji jaką jest sport i robić wszystko w tym kierunku, od zawsze marzyłem aby zostać trenerem personalnym.
I postawiłem sobie cel że cały swój wolny czas poświęcę na dążeniu do tego celu i zdobywaniu wiedzy na ten temat. Zacząłęm pracować w firmie budowlanej swojego ojca zeby zacząć mieć dochodzy, mieszkamy półtorej drogi do Warszawy, i z ojcem ruszamy o 4:30 do Warszawy a wracamy między 17-19 do domu,,, Taki tryb zycia uniemozliwiał mi trenowanie i uczenie się, oraz moja dziewczyna mieszka w warszawie dlatego postanowiłem się przeprowadzić do warszawy
dziś mam 22 lata, skończone studium masażu, jestem na drugim roku fizjoterapii na Wyższej Szkole Rehabilitacji w Warszawie, jestem certyfikowanym trenerem personalnym fitnessu, poswieciłem całe swoje zycie sportowi, wróćiłęm do formy przed operacją… a odechciewa mi sie chwilami wszystkiego :(,…
Z pracy jako trener zarabiam 1300 zł miesięcznie… żeby PRZETRWAĆ, (a nie żeby żyć na poziomie) muszę w dni kiedy nie mam treningów personalnych dorabiać w ojca firmie na budowie, plus prawie w każdy weekend od rana do wieczora na uczelni :(…
Żyje z miesiąca na miesiąc, płacę 700zł za pokój, dietę jako trener układam sobie tak żeby była z jak najtańszych produktów, źle mi psychicznie jak np nie mogę mojej dziewczyny nawet co miesiąc zabrać gdzieś na kolacje czy do kina, bo nie mam za co :(
Pan dorobił się praktycznie od zera wszystkiego dlatego piszę do Pana z prośbą o radę jak wyjść z takiej sytuacji…
ja nawet nie jestem za zero tylko jeszcze mam małe długi u brata i przyjaciela :(…
Miało być krótko a tu esej haha, liczę że o ile Pan odczyta to mi coś doradzi… Pozdrawiam serdecznie, Pan pewnie już gdzieś gdzie jest ciepło :)! pozdrawiam !!!

 

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

24 Responses

  1. poczatki sa zawsze bardzo ciezkie. jesli myslisz, ze ludzie bez stresu dorabiaja sie czegos, to sie pomyliles.
    w twoim wieku zylem za kredyt studencki plus praca aby sie utrzymac na studiach. dziennie mialem dwa zlote na szalenstwa o ile nie wyskoczyl jakis dentysta czy zakup np butow. po czasie patrze na to co osiagnalem z radoscia. to jest wielka satysfakcja startowac z bardzo niskiego poziomu a skoczyc tam, gdzie na poczatku nawet sie nie mysli.
    ciezko pracuj, ucz sie, w pracy badz jak pokorne ciele, staraj sie jak najwiecej nabrac doswiadczen. jak bedziesz gotowy, plus bedziesz miec cos w kieszeni, to sam poczujesz ze to jest moment aby zaczac budowac cos wiecej w inny, niestandardowy sposob.

  2. Krystian, może powinieneś być trochę mniej wymagający wobec siebie… Lubisz odkładać pieniądze, ale chyba jeszcze jesteś w fazie nauki, masz dopiero 22 lata… Może po prostu za wcześnie na oszczędzanie. Ja w Twoim wieku nadal mieszkałem z rodzicami i zarabiałem tylko hobbistycznie, żeby mieć “na piwo”. Dziewczyny wtedy jeszcze nie miałem, więc problem kolacji odpadał. Wieczory spędzałem z kumplami z osiedla i były to, powiem Ci, fajne czasy!

    Jeśli bycie trenerem personalnym daje grosze nie rokuje na poprawę, to może lepiej odpuścić to zajęcie, albo np. próbować prowadzić jakieś zajęcia grupowe na fitnesie? Koło mnie mieści się fitnes i jest paru prowadzących “gwiazdorów”, na których zajęcia walą tłumy. Nie mam pojęcia, jak wypracować sobie taką pozycję, bo nie jest to moja dziedzina.

    Co do fizjoterapii, co tydzień chodzę na zabiegi do człowieka, który bierze kilkaset złotych za godzinę i jest specjalistą zarekomendowanym mi przez chirurga w szpitalu urazowym. Z drugiej strony, znam fizjoterapeutę, który zarabia ledwo średnią krajową, pracuje w jakiejś przychodzi opłacanej z NFZ i odfajkowuje robotę. Morał chyba taki, że trzeba mieć powołanie i wypracować sobie pozycję, wtedy kwestie finansowe się ułożą.

  3. Krystianie, tak sobie pomyślałem jak wiele przeszedłeś i jak długa droga za Tobą. Wielu ludzi nie ma takich doświadczeń jak Ty, nie ma takiego rozumienia rzeczy i spraw finansowych jak Ty. Rozumiesz potrzebę posiadania oszczędności i tego aby nie żyć na kredyt. Wartość oszczędności rozumiałeś od dziecka, życie dowiodło, że posiadanie takiej rezerwy finansowej ma sens.

    Pomyśl sobie z drugiej strony, jak szerokie perspektywy są teraz przed Tobą, przecież jesteś na początku i przed tobą bardzo wiele.

    Życie pokazuje, że los potrafi się odmieniać o 180 stopni. Wiem, że to jest psychicznie trudne do udźwignięcia, ale trzeba przetrwać bo perspektywy masz przed sobą szerokie. Jesteś jeszcze na studiach i co naturalne w takiej sytuacji, pod względem finansowym jest cienko. Sam pamiętam jak jadałem na kolację resztki z lodówki, w której hulał wiatr.

    Od strony tak bardziej praktycznej – nie orientuję się w rynku pracy w Warszawie w tej branży, ale czy nie ma w tej dziedzinie szans na nalezienie lepszej pracy? Jeżeli masz wiedzę i umiejętności to tutaj bym próbował zwiększyć swoje dochody. jeżeli zaś masz wiedzę i pasję to… nie zastanawiałeś się nad tym żeby dzielić się z nią np. pisząc bloga? Tera na tym nie zarobisz, ale w Twoim zawodzie wartością będzie w przyszłości Twoje nazwisko jako pewna marka, na której będziesz zarabiał. Warto w pewien sposób zainwestować w promocję samego siebie jako osoby posiadającej wiedzę i doświadczenie (którą rozbudowujesz). To na nich będziesz zarabiał w przyszłości (oczywiście do czasu aż dorobisz się tylu mieszkań na wynajem żeby przejść na emeryturę, czego Ci serdecznie życzę ;)

  4. Krystianie,
    rób dalej to, co robisz – doszkalaj się w dziedzinie fizjoterapii, bo coraz nas więcej połamanych i pokrzywionych jest; Sama z usług masażysty-fizjoterapeuty korzystam z chłopakiem – przychodzi do nas raz w tygodniu z własnym stołem, masuje sumiennie godzinę każde z nas co jest najprzyjemniejsze na świecie, za wizytę dostaje 160zł, co daje mu zarobek od nas w wysokości 640zł za ok. 3h pracy w tygodniu (czas liczę z dojazdem); poza tym pracuje etatowo w jednej z placówek zdrowia. Takich klientów jak my ma w tygodniu jeszcze 5 czy 6. Nam daje dużą ulgę i niesie dużą pomoc (a nie jesteśmy staruszkami, oboje mamy po 26 lat – nie ma to jak praca przed komputerem) i ani trochę nam tych pieniędzy na jego usługi nie jest żal. Miasto to Warszawa – w małych miejscowościach stawki są mniejsze, ale i tak uważam, że warto takich jak my klientów poszukać. Gratuluję dotychczasowej determinacji i trzymam kciuki za dalszą pracę, pozdrawiam serdecznie.

      1. Z tekstu Alnervik nie wynika że płacą 2560 zł z te masaże tylko dokładnie 640 zł miesięcznie.

        Ten masażysta za wizytę dostaje 160 zł (masuje 2 osoby na raz czyli po 80 zł od osoby – Alnervik policzył mu 3 godziny pracy z dojazdem na jedną wizytę)

        A więc 160 zł x 4 tygodnie = 640 zł
        NIe jest to jakieś mega obciążenie tym bardziej że im to pomaga w życiu.

        Natomiast dyskusja jest o przypadku Krystiana a nie Alnervik ani tego masażysty-terapeuty…

        To była sugestia żeby robił coś podobnego jeśli ma możliwości i chęci.

  5. hmm jakbym studiowal i mial 22 lata (drugi rok tak jak mowisz) to najprowdopodobniej wzialbym kredyt studencki ktory jest smiesznie nisko oprocentowany (ok. 600-1000 zł).

    Mowisz, ze twoj tata ma firme budowlana wiec domyslam sie, ze twoi rodzice maja jakas tam zdolnosc kredytowa a wiec bierzesz kredyt studencki zeby odsapnac finansowo i przy tym oprocentowaniu jest to po prostu inteligentne , kupujesz na rodzicow poprzez kredyt hipoteczny jakies mieszkanie 3 pokojowe, wynajmujesz 2 pokoje wiec wiekszosc sie powinna ladnie splacac. Sam dorzucasz pozostalosc (twoje 700zl). Czyli policzmy :
    jako trener zarabiasz 1300 zł + kredyt studencki dal by ci 600 zł czyli masz 1900 zł do dyspozycji
    wynajem 2 pokoi by ci dal prawdopodobnie ok. 1000 zł+opłaty czyli masz 2.900 zł+opłaty

    za rate kredytu hipotecznego na 30 lat powiedzmy najtańsze 3 pokojowe w warszawie (przykro mi nie znam się na dzielnicach) ok 50m2 mieszkania które kosztuje 300 tyś zł (6 tyś za m2 wydaje mi się możliwe w warszawie) musiałbyś płacić 1300 zł (na wkład własny możesz albo pożyczyć od rodziców albo wyjechać do anglii zapracować albo jeśli jeszcze się załapiesz na rodzina na swoim to mogą ci sfinansować). Czyli:
    1300 zł twój zarobek +600 kredyt studencki + 1000 zł za wynajem+opłaty od lokat-opłaty od ciebie (powiedzmy 300 zł)-1300 zł rata = zostaje ci 1.300 zł na zycie czyli na jedzenie bilety i wyjscie z dziewczyna. Nie łam się – wdróż w życie – nie musisz dziękować. Pozdrawiam. Ah jeszcze wydaje mi się, że w wakacje za granicą (3 miesiące) powinieneś bez większych problemów uzbierać 10 tyś zł a więc możesz sobie nawet odpuścić trochę pracy w czasie studiów.

  6. Masz dopiero 22 lata, nie od razu Kraków zbudowano! Znaczna część studentów w Twoim wieku nic nie zarabia, Ty sobie radzisz sam. To już jest plus!

  7. Hej.

    Kiedy miałam 22 lata to dorabialam na pół etatu w knajpie, dostawałam 900 PLN, zamieszkałam z chłopakiem i generalnie klepalismy biedę. Ciężko było. Teraz układa nam się bardzo dobrze. Trzeba było zacisnąć zęby i się nie poddawać. Przyjemnie wspomina się te czasy.

    Tego samego życzę i Tobie.
    Pozdrawiam,
    Bea.

  8. Krystian, przede wszystkim – masz TYLKO 22 lata. To czas gdy większość z nas (zaryzykuje takie twierdzenie) też miała zero kasy na koncie, pracowała, studiowała i zastanawiała się jak przeżyć do kolejnej wizyty u rodziców. To zdecydowanie za wcześnie, aby się załamywać, choć na pewno jest Ci ciężko. Miałeś ciężką kontuzję, zawalił Ci się świat. Jednak paradoksalnie to mógł być moment, który wzmocnił Ciebie na resztę życia. Co ci mogę doradzić ? Na pewno to, żebyś z pokorą znosił codzienne trudy życia. Dziewczyna jak kocha, to wybaczy, że ją weźmiesz na romantyczny spacer, a nie do kina. Poza tym musisz zaplanować sobie co byś chciał osiągnąć – dajmy na to w pięć lat. I to konsekwentnie realizował. Ja bym na Twoim miejscu dążył do tego aby budować swoją pozycję, tylko nie w siłowni, gdzie pracujesz DLA KOGOŚ, ale na rynku, gdzie będziesz miał swoją pozycję i renomę. Zbierał kontakty do swoich klientów (tak, wiem, jeśli to klienci siłowni, gdzie pewnie pracujesz, to mało moralne, ale czy moralne jest dawać pensję 1300 PLN ???). Próbowałbym też równocześnie pracować w 100 % na swój rachunek. Na początek z jedną osobą. Potem ona Ciebie poleci komuś i z czasem może się okazać, że będziesz w stanie zarobić te 1300 robiąc w miesiącu kilkanaście treningów NA SWÓJ RACHUNEK w jakiejś innej siłowni, czy innym miejscu. Znam kilka osób, które tak pracują i zarabiają (w Warszawie) między 200 a 400 zł za JEDEN trening. Owszem, pracowali na tę pozycję wiele lat (tak myślę, że ok dziesięć-piętnaście lat). Czyli pamiętaj – buduj swoją siatkę kontaktów, nawet nieformalnych. Załóż swój profil na Facebook (zawodowy). Chwal się sukcesami, próbuj robić jakieś szkolenia (na to myślę, że nawet ktoś by Ci pożyczył w rodzine). Próbuj coś dać innym za darmo, od czasu do czasu (strzelam – w niedzielny poranek skrzykujesz ludzi na Pola Mokotowskie i robisz im gratis trening na świeżym powietrzu). Czyli podsumowując budujesz swoją markę i rozwijasz to równocześnie do pracy DLA KOGOŚ. Za kilka lat mozolnej pracy, gdy Twoja druga noga będzie już stabilnie stała na rynku – możesz śmiało rzucić pracę DLA KOGOŚ i robić tylko dla siebie. Ucz się, rozwijaj – może znajdziesz jakiegoś mentora? Tak Ci powiem na koniec, że jeden mój przyjaciel jakieś sześć lat temu miał propozycję bycia trenerem za darmo, ale w klubie o dużej historii (nieco przyblakłej ale jednak). Pamiętam rozmowę jaką mieliśmy – pytał, brać to ? Ja mu powiedziałem wówczas – zaryzykuj, może za kilka lat będziesz się z tego śmiał… I dziś pracuje na najwyższym poziomie, widuję go częściej w telewizji niż osobiście… Sukces osiągają tylko Ci, którzy do tego dążą całym sobą. Sławek, jak poczytasz jego książki, też podejmował decyzje, które wiele osób uznałoby za szalone (np. zmiana pracy na słabiej płatną), ale mu się udało. Choć nie powinno się używać słowa „udało się”, w kontekście kogoś kto ciężko pracował na swój sukces. Pamiętaj zatem, że masz świetną okazję aby osiągnąć sukces. Masz fach w ręku – coś czego większość z nas nie ma. A za kilka lat, jak zaczniesz lepiej zarabiać, pamiętaj aby nie konsumować nadwyżek, a kumulować (jak w dzieciństwie) i kupować mieszkania na wynajem. Powodzenia i pozdrawiam Adam

    1. @Adam i Ania
      Generalnie z większością Waszych (Twoich?) wypowiedzi się zgadzam z małym wyjątkiem:

      Adam i Ania naspisali:
      “Zbierał kontakty do swoich klientów (tak, wiem, jeśli to klienci siłowni, gdzie pewnie pracujesz, to mało moralne, ale czy moralne jest dawać pensję 1300 PLN ???)”

      TEgo typu działanie to rodzaj anomii (warto więcej poczytać o tym zjawisku jeśli ktoś się interesuje): Robienie czegoś niemoralnego (oczywiście wciąż postrzegając siebie jako osobę uczciwą…) podając na to różne usprawiedliwienia począwszy od tego że ktoś nam wyrządza krzywdę… to i my także możemy, że ktoś nas poraktował niesprawiedliwie no to my też tak samo, że nam za mało płaci no to my… i wiele innych(spektrum usprawiedliwień może być naprawdę szerokie).

      KRystian nie napisał nigdzie za ile czasu pracy dostaje te 1300 zł więc nie wiemy czy to jest całomiesięczna charówka po 9 godzin dziennie… czy może 2 godziny dziennie co drugi dzień… NIc na ten temat nie wiemy. Skoro studiuje to podejrzewam że raczej ten czas jest krótszy a nie dłuższy.

      NIe powinniśmy wyciągać pochopnych wniosków a propos pracodawcy i sugerować de facto podkradania mu klientów. Idąc tym tokiem myślenia możnaby w rewanżu podejmować coraz to gorsze działania…

      Osobiście odradzam jakiekolwiek budowanie swojej “marki” idąc “po trupach” a w razie niezadowolenia z pensji sugeruję rozmowę z pracodawcą, zwiększenie ilości godzin pracy, lub całkowitą zmianę pracy jeśli nie da się dogadać.
      Wszelkie szkodzenie pracodawcy jest absolutnie moim zdaniem nie do zaakceptowania.

      1. Zgadzam się w 100% z użytkownikiem “Konkret”.
        Nie należy budować swojego wizerunku (marki) na niemoralnych “podstawach”.

        Każda rzecz, którą robimy w życiu procentuje, pytanie tylko co będziemy robić ;)

    1. Aga-ta, podobnie jak inni Fridomiacy, uważam, że 22 lata to wystarczająco młody wiek by się nie zamartwiać. Radziłem wrócić do swoich umiejętności życia poniżej swoich możliwości finansowych sprzed paru lat.

  9. Krystian,

    z mojej perspektywy 50-latka droga do sukcesu wygląda tak:

    – żyj zawsze poniżej swoich możliwości finansowych (tak wiem, że są na razie skromne): nie daj sobie narzucić “standardów godnego życia” czyli telewizor, smartfon, samochód, wypad co tydzień do restauracji czy dyskotekę. To wszystko to jest konsumpcja, na którą możesz sobie pozwolić TYLKO wtedy gdy masz NADWYŻKĘ finansową i tylko jej niewielką część na to przeznaczasz.
    – unikaj długoterminowych zobowiązań konsumpcyjnych: kredyty, umowy na wiele lat, na początku także dzieci
    – określ swoje mocne i słabe strony, szczególne zdolności i talenty i wyznacz swój cel. Może warto zainwestować w mentoring – zrobią Ci testy osobowości i predyspozycji i być może okaże się, że masz szanse na sukces w zupełnie innym zawodzie.
    – każdy grosz nadwyżki inwestuj. Na początku najlepszą inwestycją jest inwestycja w siebie. Studia to podstawa. Potem nie odpuszczaj i skończ co najmniej jedne studia podyplomowe wzmacniające Twoje kompetencje w wybranym obszarze. Dbaj o swój rozwój osobisty: języki (biegły angielski to absolutne minimum), zdolności komunikacji, negocjacji, mowa ciała, …
    Potem gdy już osiągniesz poziom, z którego nie będziesz widział dalszej ścieżki rozwoju siebie zacznij inwestować pieniądze w ich pomnażanie. Tutaj nie będę udzielał rad bo zanim dojdziesz do tego punktu sam będziesz wiedział jak to zrobić.
    – poznawaj ludzi. Ja wiem, że najfajniej jest pójść na browara ze swoją paczką ale wszystko co mieli do powiedzenia już Ci powiedzieli. Tylko nowi ludzie zapewniają inspirację, nowe pomysły, nowe spojrzenie na stare tematy.A gdy będziesz człowiekiem, kompetentnym, interesującym (patrz rozwój osobisty) i z pasją to będziesz otrzymywał propozycje uczestniczenia w różnych przedsięwzięciach: od wspólnego wypadu w góry, poprzez pomoc chorym dzieciom po ofertę pracy lub wspólnego biznesu. Jest masa różnych miejsc gdzie spotykają się ludzie i wspólnie dbają o swój rozwój: teatr impro, toastmasters, meetpro i cała masa innych.
    – bądź konsekwentny w realizacji swojego planu ale niech Cię nie ogranicza – zmiana zawodu i rozpoczęcie całkiem nowej kariery zdarza się nawet ludziom w podeszłym wieku.

    A przede wszystkim uwierz w siebie – możesz osiągnąć wszystko. Wielu uważa, że to frazes ale tylko Ci, którzy nic nie osiągnęli bo czekali aż wszystko stanie się samo. Zdolności i bonus na starcie (np. bogaci rodzice) to 20% szans na sukces. 40% to ciężka praca ale nie tylko na budowie ale przede wszystkim w rozwoju siebie. A 40% to umiejętności (do nauczenia) interpersonalne i sieć znajomych.

    Powodzenia

  10. @Jan
    “Potem gdy już osiągniesz poziom, z którego nie będziesz widział dalszej ścieżki rozwoju siebie zacznij inwestować pieniądze w ich pomnażanie.”

    Tu jest pewne ryzyko że to “potem” może nigdy nie przyjść bo czy każdy z nas tu komentujących czy inwestujących jest w stanie z ręką na sercu powiedzieć że jest na poziomie z którego nie widzi dalszej ścieżki rozwoju ?

    Można się rozwijać i inwestować równocześnie, trudno czekać na ten super ekstra moment w rozwoju gdyż osiągniesz poziom Top Master… cokolwiek mogłoby to znaczyć.

    Z rozwojem też nie można przesadzać aby nie zabrnąć w taki ślepy kołowrót: od szkolenia do szkolenia i potem kolejne super ekstra szkolenie a na tym szkoleniu dowiadujemy się że brakuje nam jeszcze jednego extra szkolenia…
    Żeby się nie okazało że w tym wszystkim jedno co na pewno najbardziej się rozwija to zasobność kieszeni prowadzących szkolenia.

    Są autorzy (nie będę tu robił reklamy ani anty-reklamy) którzy w każdej książce piszą praktycznie to samo, przeczytasz 2 – 3 książki i masz wrażenie że czytałeś jedną.
    Tak samo teoretyczne szkolenia nigdy nie dadzą tyle co praktyka.

    1. Konkret, zgadzam się z tym co piszesz. Prawdopodobnie można się nauczyć pływać czytając poradnik typu “nauka pływania w weekend”, ale łatwiej jest po prostu wejść do basenu. Najlepiej pod uważnym okiem kogoś kto dobrze pływa:-)))

    2. @Konkret
      Masz rację, powinienem to lepiej sformułować.
      Raczej powinno brzmieć to tak:
      “W pewnym momencie inwestycje w rozwój zaowocują na tyle dużym wzrostem dochodów, że będziesz mógł rozpocząć równolegle inwestowanie pieniędzy w ich pomnażanie.”

      Co do szkoleń i książek to oczywiście jest w tym sporo racji. Jest wiele instytucji szkoleniowych i wielu autorów,na których szkoda marnować czasu. Ale jest cała masa innych, bardzo wartościowych, których nie zdążymy przeczytać do końca życia i nie zdążymy odbyć wszystkich szkoleń. A w odróżnieniu jednych od drugich pomoże nam sieć znajomych, o której wcześniej wspomniałem. Ja mam w tej chwili oczekujących w kolejce na przeczytanie 6 książek, które polecili mi znajomi a ich opinię cenię na tyle, że te książki na pewno przeczytam.
      I nie ma takiego momentu w życiu, w którym możemy powiedzieć, że nadszedł czas tylko na odcinanie kuponów ze zdobytej wiedzy i doświadczeń i że już nie ma sensu się dalej rozwijać.

  11. Krystianie,
    Słowa napisane przez Jana wydają mi się bardzo mądre. Ja mam 35 lat i droga życiowa którą Jan nakreślił sprawdza się w moim życiu.
    Mając 22 lata pracowałem w sortowni największej działającej w Warszawie firmy kurierskiej. Zarabiałem 7zł/ godzinę. Przerzucałem miesięcznie kilka tysięcy paczek, czasem bardzo ciężkich. Za każdego tzw. missorta (wysłanie paczki do innego miasta niż miała pojechać) było odcinane z pensji. Pamiętam jak kiedyś przez pomyłkę paczkę do Szczecina zapakowałem na paletę która pojechała do Rzeszowa. Praca polegała na tym, że kurierzy zrzucali setki paczek na środek podłogi w wielkiej hali a my ręcznie roznosiliśmy je do palet stojących pod scianą. Każda paleta jechała potem do innego miasta. Kierowca który tą jedną paczkę wiózł potem z Rzeszowa do Szczecina został opłacony z mojej pensji. Odcięto mi chyba 500 zł. Pomniejszona wypłata za ten miesiąc pracy wyniosła 700zł. Potem pracowałem na stacji benzynowej. Pensja trochę lepsza bo chyba 1500-1600zł ale znowu pojawiła się podobna sytuacja. Przy inwentaryzacji okazało się, że brakuje kilku 11kg butli z gazem. Zostaliśmy obciążeni po równo kosztami tych butli. Myślę, ze ten z nas kto sprzedał te butle na lewo był zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń. Te trudne chwile na początku mojego dorosłego życia wynikały z mojej decyzji o porzuceniu studiów w Akademii Leona Koźmińskiego.
    Zawsze marzyłem aby zostać pilotem samolotów komunikacyjnych. To była moja prawdziwa pasja, ale też zawsze osiągniecie celu dla chłopaka z biednej rodziny, dodatkowo bardzo słabego z przedmiotów ścisłych, wydawało się nierealne. Stąd decyzja by gonić za drugim marzeniem – postanowiłem zostać marynarzem. Decyzja wynikła z tego, że przez całą podstawówkę i liceum bardzo mocno tkwiłem w żeglarstwie. Byłem w tym – może trochę nieskromnie- naprawdę bardzo dobry. Mając 18 lat byłem jednym z najmłodszych instruktorów żeglarstwa w Polsce. Byłem tez chyba najmłodszym skipperem który prowadził komercyjnie jachty w Chorwacji. Pamiętam zabawną sytuację gdy pod Salą Kongresową Pałacu Kultury zbieraliśmy się, aby wsiąść do busa który miał nas zawieźć do Chorwacji. Matka jednego, 16 letniego uczestnika rejsu, zapytała mnie czy znam kapitana pod którego opieką będzie pozostawał jej syn w czasie tego rejsu. Gdy przyznałem się, że to ja nim jestem, praz chwilę wymarzone wakacje chłopaka zawisły na włosku. Koniec końców skończyło się dobrze, a i moja kariera rozwijała się tak jak sobie zamarzyłem.
    Jednak życie z żeglarstwa 12 miesięcy w roku nie jest łatwe, stąd decyzja o szkole morskiej i karierze marynarza. W lutym 2004 (tuz przed wstąpieniem Polski do UE) wyjechałem do Wielkiej Brytanii aby zarobić na szkołę. Moje oceny na maturze i zdolności z przedmiotów ścisłych były zbyt słabe abym dostał się do państwowej uczelni. Wybrałem więc szkołę prywatną – płatną. Pracowałem w Anglii jako kierowca samochodu dostawczego oraz jako rybak. Zarobiłem wystarczająco by opłacić szkołę i najtańszy pokój na wynajem w Gdyni.
    Szkołę ukończyłem w roku 2007 jako jeden z najlepszych uczniów. Jednak nigdy z dyplomu oficera nawigatora statku morskiego nie skorzystałem. Rozstałem się z zawodem zaraz po ukończeniu szkoły.
    Dlaczego? Z kilku powodów. Pierwszy był taki, że zorientowałem się, że mogę pożegnać się z marzeniem o rodzinie, żonie, dziecku jeśli zostanę na statku. Praca 6 miesięcy na mrzu, potem 2 miesięczny pobyt na lądzie i kolejne 6 miesięcy na statku nie sprzyja trwałym relacjom rodzinnym.
    Kolejny powód był taki, że za sprawą powszechniejszego już wtedy dostępu do internetu zacząłem czytać o zawodzie pilota i sposobach na realizację marzenia. Im więcej czytałem tym bardziej dochodziłem do wniosku że droga jest trudna i długa ale do przejścia.
    W lutym 2007 zdawałem ostanie egzaminy na oficera statku a miesiąc wcześniej znalazłem w internecie ogłoszenie o naborze na personel pokładowy na pokłady samolotów w jednej z największych polskich firm lotniczych.
    Wysłałem aplikację, i – skracając opowieść- od kwietnia 2007 roku zamiast kierować 200 metrowym kolosem bo morzu Północnym zacząłem dbać o bezpieczeństwo i komfort pasażerów w samolocie. Pieniądze mniej więcej 3 razy mniejsze niż zarobiłbym na statku ale i tak 2 razy większe niż średnie zarobki w Polsce. Nie przejmowałem się jednak zarobkami niższymi niż na statku. Dlaczego? Bo wiedziałem, że wreszcie jestem na dobrej drodze. Drodze do mojego prawdziwego celu – zostania pilotem samolotu. Już byłem insiderem w branży. 3 miesiące po rozpoczęciu pracy jako steward wziąłem duży jak na moje zarobki kredyt i zapisałem się na kurs pilotażu. Znowu – skracając – od niecałych 3 lat latam już jako pilot. Codziennie startuję i ląduję. Czasem lądowania wychodzą lepiej czasem gorzej, ale czuję, że nic nie zastąpi tego uczucia satysfakcji jakie odczuwam w samolocie. Rzeczy tam dzieją się tysiące razy szybciej niż na statku. Statek dając “maszyny stop” będąc koło Helu, siłą inercji dopływa do Gdyni. W samolocie na reakcję mam często mniej niż sekundę. Sekwencja rzeczy które muszę wykonać przy podejściu do lądowania jest dla mnie porównywalna do gry aktorskiej. Dla mnie jest to forma sztuki. Zrobić kilkadziesiąt, może kilkaset czynności w odpowiednim momencie. Tak aby pasażerowie nie czuli dyskomfortu, przeciążeń. Aby posadzić samolot możliwie miękko a jednocześnie w samym środku strefy przyziemienia. Mógłbym o tym godzinami…
    Podsumowując: Rzuciłem studia ale nie edukację. Mam teraz najlepszą (z mojego punktu widzenia) pracę na świecie. Zarobki odkąd przestałem być stewardem tez zupełnie inne, takie które plasują mnie w grupie 10% najlepiej zarabiających polaków. Teraz gdy już osiągnąłem swój cel z dzieciństwa mogłem wyszukać kolejny i przystąpić do jego realizacji. Żyjemy (wraz z żoną i córeczką) PONIŻEJ naszych możliwości finansowych. Za zaoszczędzone pieniądze zaczynam budować moją wolność finansową. Jestem dopiero na początku tej drogi ale nauczyciela znalazłem najlepszego (dziękuję za Twoje książki Sławku) więc jestem spokojny o efekt końcowy.
    Krystianie, nie napisałem tego po to by się chełpić. Miałem nadzieję, że jeśli opiszę moją historię, jeśli pokażę Ci gdzie byłem w Twoim wieku i gdzie jestem raptem 10 – 13 lat później to wleję w Twoje serce trochę wiary i otuchy.
    Tak jak pisze Jan – Bądź wierny pasji, myśl jak sprawić aby ona Cię utrzymała i kontynuuj kształcenie i samodoskonalenie w wybranym przez siebie zawodzie a sukces przyjdzie. Na pewno. Do wszystkich wytrwałych i pracowitych przychodzi.
    Pozdrawiam Cię i życzę wytrwałości.
    Konrad Hanc

  12. Cześć Krystianie,
    W Twoim wieku moim skromnym zdaniem świetnie sprawdza się stwierdzenie:„In the business world, everyone is paid in two coins: cash and experience. Take the experience first; the cash will come later”.
    A tak w ogóle, z perspektywy trzydziestokilkulatka – jakbym miał 22 lata to zapakowałbym się z dziewczyną (a jeszcze lepiej bez;) )w dwa plecaki i ruszał zwiedzać świat, bez względu na to ile mam pieniędzy w kieszeni.
    Pozdrawiam i trzymam kciuki

    Andrzej

  13. Polecam spróbować sprzedaży, – tam liczą się tylko umiejętności miękkie, a Konsekwencja i determinacja którą wyrabiasz w sporcie są bardzo dużym atutem, w branzy której pracuje (telekomunikacja) handlowcy to bardzo często młodzi ludzie i zarobki 5 cyfrowe nie są tu czymś niezwykłym, a wręcz standardem zwłaszcza w takim mieście jak Warszawa, zapewne w innych branzach tez są takie możliwości, i wiecznie są potrzebni ludzi do sprzedaży, nie jest cięzko znalezc tam prace. mozna zarabiac 2 tys, i myslec jak tu osczędzic 100zl, lub zacisnąc zęby zarabiac 10 tys, zyc sobie za 5. mozesz sobie spokojnie wyjsc z dziewczyna i odkladasz 50 razy więcej (5 tys) miesięcznie na swoją wolnosc finansowa. Zwiększenie Dochodów jest najprosztszą formą zwiększenia kwoty Oszczędzania
    Znajdz osoby które mają to co chciałbyś mieć, i słuchaj ich rad – pozdrawiam ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.