To dopiero wyprawa!

Ludzie często podziwiają fakt, że odwiedziłem każdy kraj na świecie. Gdy odpowiadam, że nie widzę w tym niczego wielkiego, to czuję, że nie do końca mi wierzą. Moją odpowiedź uznają za objaw fałszywej skromności. A ja naprawdę nie widzę w tym niczego wielkiego. Wielu Polaków było w wielu krajach, a że ja akurat w każdym, to niby cóż nadzwyczajnego. Po prostu taki sobie określiłem cel i tyle.

O wiele większym wyczynem jest – według mnie – podróż pewnego 27-letniego Walijczyka, który odwiedził tylko … 20 krajów. Jak widać nie w ilości odwiedzonych krajów jest jakaś magia. Ale za to w drodze spędził aż 4,5 roku, bo podróżował … pieszo! Razem z kolegą postanowili przejść pieszo z Cardiff w Walii do Cardiff w Nowej Południowej Walii w Australii. Przeszedł w sumie 20,200 km. Po co? By zwrócić uwagę opinii publicznej na problem … wody pitnej.

Trasa wiodła poprzez Anglię, Francję, Belgię, Holandię, Niemcy, Polskę, Ukrainę, Rosję, Kazachstan, Kirgizję, Tadźykistan,  Afganistan, Pakistan, Indie, Bangladesz, Myanmar, Tajlandię, Malezję, Singapur, Indonezję i wreszcie Australię. Oczywiście część trasy wiodącej przez morza czy oceany przepłynęli statkami. Nocowali głównie w namiotach gdzieś na wsiach lub w opuszczonych domach. Nie obyło się bez problemów – w Polsce (niestety akurat w naszym kraju musiało im się to przydarzyć) ukradziono im bagaż, w Kazachstanie (spędzili 5 miesięcy przemierzając kazachskie stepy) nabawili się biegunki. Dodatkowo, temperatury czasami dochodziły tam do 52 st C, co dla pieszego jest jeszcze bardziej uciążliwe. W Kirgizji zostali zaaresztowani na 3 dni za nie posiadanie paszportów, które mieli zdeponowane w ambasadzie Pakistanu w oczekiwaniu na wizę. Po wypuszczeniu z aresztu jeden z kolegów, miał dość, i wyleciał z powrotem do Walii. Arjun Bhogal, bo o nim mowa, kontynuował podróż sam.

W Pakistanie został „porwany” przez 7 facetów z kałachami, którzy potem – na szczęście – okazali się być żołnierzami. Wypytali go co tu robi i odstawili go do granicy z Indiami, skąd dalej kontynuował swoją wędrówkę.

Wprawdzie nie lubię czytać o podróżach, wolę sam podróżować, to chyba jednak poszukam jego bloga. Wydaje mi się, że blog nazywa się Border Walk. Niestety nie mogę tego sprawdzić teraz, bo piszę tego posta w domu,  a od jakiegoś miesiąca nie mam w domu ani tv ani internetu. Postanowiłem się jeszcze bardziej wyciszyć. I bardzo mi z tym dobrze. Dostęp do internetu (ponieważ dalej nie posiadam ani smartfona ani tabletu) mam tylko w biurze Mzuri, gdzie chodzę rano lub wieczorem, przed lub po wizycie w pobliskiej bibliotece:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

12 Responses

  1. Faktycznie nie jest w dzisiejszych czasach tak trudne odwiedzenie wszystkich krajow jak to bylo kiedys jednak imponujaca jest dlugoletnie konsekwencja w ktorej zrealizowales ten cel. Mam podobny plan i chociaz jestem na etapie 42 kraju to jednak mam 29 lat i mysle ze tez uda mi sie tego dokonac. Europe zwiedza sie dosc szybko bo jest duza koncentracja panstw na malej powoerzchnj i sa dobrze skomunikowane.
    1. Czy miales jakis plan w odwiedzeniu x krajow rocznie czy starales sie zmaksymalizowac ich liczbe podczas jednego wyjazdu?

    1. Csh, tak, starałem się odwiedzać kraje seriami. Np wyjazd z Panamy do Meksyku, albo z Mauretanii do Liberii czy po wyspach Południowego Pacyfiku. Powodzenia w realizacji Twojego planu!!

  2. Faktycznie nie jest w dzisiejszych czasach tak trudne odwiedzenie wszystkich krajow jak to bylo kiedys jednak imponujaca jest dlugoletnie konsekwencja w ktorej zrealizowales ten cel. Mam podobny plan i chociaz jestem na etapie 42 kraju to jednak mam 29 lat i mysle ze tez uda mi sie tego dokonac. Europe zwiedza sie dosc szybko bo jest duza koncentracja panstw na malej powoerzchnj i sa dobrze skomunikowane. W przypadku Afryk odbywa sie to wolniej.
    1. Czy miales jakis plan w odwiedzeniu x krajow rocznie czy starales sie zmaksymalizowac ich liczbe podczas jednego wyjazdu?
    2. Czy odwiedzasz nowopowstale panstwa np Sudan Poludniowy?
    3. Czy kraje liczysz wg uznania danego kraju przez Polske? Np Sahara Zach. Zostala uznana tylko przez 84 kraje. Kosovo do dzisiaj nie uznaje X panstw itp

    1. Csh, ad 2) tak, byłem w nowopowstałych krajach typu Syudan Południowy, Timor Wschodni, Kosowo
      ad 3) kraje, w których byłem liczę wg swoich kryteriów. Byłem w ponad 250 takich krajach i terytoriach. Natomiast gdy mówię, ze byłem w każdym kraju na świecie, to odnoszę się do krajów uznawanych za niezależne przez ONZ. Byłem w każdym z tych krajów (ok 195) plus w kolejnych ok 55 terytoriach zależnych, krajach nie uznawanych przez ONZ, itp

  3. taka anegdota, a propos nie posiadania tv w domu, to jakby spojrzeć z boku na to co tam nadają, to nasuwają się trzy wnioski:
    1. facetom nie staje
    2. kobiety mają grzyba na…
    3. a w ogóle to wszyscy mają hemoroidy

    poziom telewizji zrobił się tak niski, że jak jeszcze niedawno nie znałem nikogo kto nie ma tv w domu, tak odsetek tych osób jest już zauważalny. telewizja z klasycznym tego słowa znaczeniu jest w odwrocie, ciekawe, czy stacje już zdają sobie z tego sprawę?

    1. Łukasz, czuję, że to samo można by powiedzieć o mediach elektronicznych. Lub jeszcze gorzej. Dlatego postanowiłem w domu odpoczywać również od internetu:-) Póki co, bardzo mi to służy. Dłużej śpię, więcej czytam, ciśnienie tętnicze mi znacząco spadło:-)

    1. Rafał, przyznam, że nawet nie wiem gdzie ono jest. Mógłbym sprawdzić teraz w internecie by nie wyjść na ignoranta… Tylko po co?

  4. Byłem przedwczoraj w najdziwniejszym kraju w jakim kiedykolwiek byłem. Odwiedziłem co prawda tylko 34 kraje, ale Naddniestrze (1/9 powierzchni woj. mazowieckiego, liczba ludności zbliżona do Gdańska) zrobiło na mnie spore wrażenie. Malutki, nieuznawany na arenie międzynarodowej kraj wciśnięty między Mołdawię (która uznaję je jako swój autonomiczny teren) a Ukrainę. Waluta w przeciwieństwie do Mołdawii to ruble, auta mają inne tablice rejestracyjne, językiem urzędowym jest rosyjski, mieszkańcy mają naddniestrzańskie paszporty (nigdzie praktycznie nieuznawane). Mają inne prawo, swojego prezydenta i większość atrybutów państwa. Samozwańczy rząd zgłosił nawet do rosyjskiej dumy wniosek o przyłączenie Naddniestrza w struktury rosyjskie. W stolicy- Tyryspolu często można natknąć się na symbole sierpa i młota. No i oczywiście przed siedzibą parlamentu stoi dumnie ojciec rewolucji – Lenin. O dziwo Tyryspol robi lepsze wrażenie niż stolica Mołdawii Kiszyniów. Ulice są czyste, chodniki równe, w jezdniach też mniej dziur, wiele nowych inwestycji itp. Po krótkiej ankiecie stwierdzam, że ludzie są tam bardziej szczęśliwi i zadowoleni niż w Kiszyniowie. Duża zasługa w tym jednej z największych firm naddniestrzańskich Sheriff. Jest ona właścicielem sklepów, stacji benzynowych, sieci komórkowych, klubu piłkarskiego, stacji tv, firmy deweloperskiej, posiada również fabryki alkoholu, piekarnie i wiele więcej. No i jeszcze ciekawostka, mieszkając tam przez 16 lat można by być w trzech krajach. Najpierw w Związku Radzieckim, potem w Mołdawii, a od 1990 roku w Nadniestrzu.

    1. Bolo, to rzeczywiście dziwny “kraj”. Jadąc z Kiszyniowa do Odessy autobusem, nawet nie wiedziałem o jego istnieniu. Dopóki pogranicznicy nie wyprowadzili mnie z autobusu i nie przetrzymali kilka godzin na “granicy” w szczerym polu:-)

      Czyste ulice to chyba raczej oznaka zamordyzmu, a nie schludności mieszkańców. Spośród wszystkich europejskich stolic najczyściej jest chyba w … Mińsku. Białorusini opowiadając o Polsce często mówią, że bardzo im się podoba, oprócz tego, że na ulicach Warszawy jest … strasznie brudno:-)

    2. Bolo, byłem znowu w Nadniestrzu na początku maja br. Potwierdzam to wszystko o czym piszesz – od czasu gdy byłem tam pierwszy raz kilkanaście lat temu, wiele się – wizualnie -poprawiło w Tyraspolu. Jest bardzo czysto i schludnie. Powstało też sporo fajnych restauracji i kawiarni. Ludzie rzeczywiście wydają się szczęśliwsi.

      Zatrzymałem się samochodem przy policji (początkowo ich nawet nie zauważyłem) i chcieli ode mnie łapówki – nie wolno się tam było zatrzymywać, a poza tym jechałem po drodze tylko dla autobusów i minivanów (nie zauważyłem znaku). Długo z nimi rozmawiałem w ich radiowozie. Ale skończyło się na podarowaniu im … mojej książki, choć początkowo mówili o mandacie rzędu PLN 1200!

      Chyba początkowo podejrzewali nawet, że w ogóle nie jestem Polakiem, ale na szczęście przy moim samochodzie (na warszawskich numerach) zatrzymał się pewien Polak podróżujący do Odessy na motorze. Podszedł do mnie (gdy siedziałem w radiowozie) i dodał otuchy. Powiedział, że jego też zatrzymali, ale udało mu się uniknąć mandatu. Pytał też o usługi Mzuri, ale wyjaśniłem mu, że to nie za bardzo fortunny dla mnie moment gadkę sprzedażową:-) Przy okazji policjanci mieli okazję usłyszeć jak władam językiem ojczystym:-)

      Za kilka dni Tyraspol pojadą zwiedzać piłkarze Legii. Oby zagrali lepiej niż przy Łazienkowskiej, inaczej odpadną z drużyną z kraju, który nawet nie … istnieje:-)

  5. Co jakiś czas można natknąć się na informację o dużych wyczynach podróżniczych. Dziś w radio usłyszałem, że Aleksander Dyba za chwilę po raz trzeci w życiu pokona kajakiem Atlantyk.

    Kilka dni temu, będąc w Irlandii, przeczytałem w “The Sunday Times” sporej długości artykuł niejakiego Ian’a Whittaker. Ten 60-latek przemierzył pieszo całą długość łańcucha Himalajów – spacer wzdłuż wszystkich 8-tysięczników, długości 1670 km zajął mu 152 dni i kosztował go GBP 21,000.

    Ian dołączył do grupy podróżników, która czasami liczyła do 10 osób, ale tylko 3 osoby przemierzyły cały trekking. Nie wszyscy mogli sobie pozwolić na 152-dniowy urlop (Ian jest już emerytem:-) – wybierali poszczególne, krótsze odcinki trekkingu. Oprócz tego mieli przewodników, tragarzy i kucharzy – w sumie do 25 osób personelu pomocniczego. Spali w obozowiskach w namiotach. Czasami nawet przez 3 tygodnie byli z dala od cywilizacji i na cały ten okres musieli nieść jedzenie. Jedzenie było dość proste.

    Trasa wiodła z Taplejung (pod Gorą Kanchenjunga) przy granicy z Indiami, poprzez trawers pomiędzy Makalu a Mt Everest (przełęcz Sherpani Col leży na wysokości 6,200 m npm) aż do wioski Simkot we wschodnim Nepalu. Tak naprawdę było to połączenie trzech możliwych około 30-dniowych trekkingów. Najbardziej podobał mu się trekking przez Hanku Basin zaraz za przełęczą Sherpani Col.

    Ian pisze o 20-dniowym marszu przez głębokie śniegi, o temperaturach spadających do minus 10 st C, odmrożonych palcach i krwawiących paznokciach u stóp, itp atrakcjach. Nie maiłem zamiaru łazić po Himalajach, ale te dodatkowe argumenty upewniają mnie w tym, że nie jest to wycieczka dla takich mięczaków jak ja:-)

    Zastanowił mnie też koszt tej wycieczki. GBP 21,000 nie obejmuje kosztów przelotów, tylko sam pobyt na miejscu, co oznacza koszt rzędu GBP 138 … dziennie. Biorąc pod uwagę, że nie nocowali w 5-gwiazdkowych hotelach w Europie i nie jedli 5-daniowych kolacji (Ian nawet trochę narzekał na brak wina do kolacji:-), to taki koszt wydaje mi się dość wysoki. Oczywiście pewnie trzeba płacić za wejściówki do parków narodowych oraz tym wszystkim przewodnikom, tragarzom i kucharzom, ale GBP 60 dziennie wydawałoby mi się dość dużą kwotą.

    Spodziewam się, że to jednak nie owi tragarze aż tyle zarabiają. Tylko organizatorzy wycieczki. Obok artykułu zamieszczono tabelkę z przykładami trzech innych długich wypraw. Autobusem z Kairu do Kapsztadu (142 dni), cruise dookoła świata (99 dni) albo rowerem z Dublina do Kopenhagi (34 dni). Podano też koszty tych wycieczek.

    Pierwsza z nich kosztuje aż EURO 15,100. Kilka miesięcy temu odbyłem podróż praktycznie z Kapsztadu do Dżibuti (to już rzut beretem od Kairu). Kosztowało mnie to około 1/10 podanej w gazecie ceny. Nawet biorąc pod uwagę to że proponowana podróż ma trwać dłużej od mojej i że uczestnicy będą nocować w lepszych hotelach, to i tak wydaje mi się, że marże organizatorów muszą być całkiem spore.

    Gdybym był nastawiony na zarabianie pieniędzy, to może bym lewarował fakt odwiedzenia przeze mnie każdego kraju na świecie (oraz strach ludzi przed samodzielnym podróżowaniem) do tego, by organizować długie i drogie wycieczki po świecie:-))) Ale nie interesuje mnie zarabianie dodatkowych pieniędzy więc dalej będę podróżował sam. Dla przyjemności i osobistej satysfakcji, a nie dla zarobku:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.