Dywersyfikacja ma wielu zwolenników

Dywersyfikacja inwestycji ma wielu zwolenników. Więcej – większość analityków oraz doradców nie wyobraża sobie wręcz braku dywersyfikacji. Prawie wszystko co jest pisane w tej kwestii, pod niebiosa wychwala zalety dywersyfikacji.  Oto link do kolejnego artykułu: http://mojlepszyplan.onet.pl/artykul/kiedy-warto-sie-rozdrobnic,54.html#detail-title

Osobiście nie stosuję dywersyfikacji – wszystkie swoje oszczędności wkładałem i wkładam w nieruchomości na wynajem. Dzięki temu, że mam ich już całkiem pokaźny portfel, to moje osobiste ryzyko inwestycyjne zostało nieco rozproszone, ale nie inwestowałem i nie inwestuję w inne klasy aktywów.

O powodach pisałem już wielokrotnie na łamach bloga fridomia.pl, ale również – bardzo obszernie – w książce “Mieszkania na wynajem. Moja droga do wolności finansowej”. Z wieloma tezami postawionymi w powyższym artykule się nie zgadzam. Dodatkowo, uważam, że autorzy artykułu pominęli bardzo istotne ryzyka związane z samą dywersyfikacją. Dywersyfikacja – podobnie jak lekarstwa – wiele kosztuje i dodatkowo niesie ze sobą niepożądane skutki uboczne:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

49 Responses

  1. Slawek, wydaje mi sie, ze w zwiazku z wyjatkowo duza liczba nieruchomosci ktore posiadasz, jestes obecnie w bardzo komfortowej sytuacji. Podejrzewam, ze zdecydowana wiekszosc czytelnikow nie posiada nawet 5% odpowiednika Twojego portfela. Ty do tego dochodziles latami, podpierajac sie czesto dodatkowo kredytami hipotecznymi.

    Pytanie brzmi: czy ktos kto teraz mysli o inwestycjach w nieruchomosci w Polsce, a jest na stosukowo wczesnym etapie, powinien Twoim zdaniem podobnie jak Ty to robiles nie dywersyfikowac i inwestowac tylko w polskie nieruchomosci? Moim zdaniem w obecnej sytuacji spoleczno-gospodarczej wydaje mi sie to z wielu powodow mocno ryzykowne. Ciekaw jestem Twojej opinii na ten temat.

    1. BiL, podobnie jak Ty, nie posiadam kryształowej kuli, która ukazałaby mi przyszłość, więc mogę polegać tylko na swoim rozumie oraz przeczuciach.

      Po pierwsze, nie zgadzam się z tym, że obecna sytuacja jest jakaś specjalnie “wyjątkowa”. Gdy ja zacząłem inwestować to w Polsce stacjonowały (chyba) jeszcze rosyjskie wojska, Polska nie była ani w NATO ani w UE. Byliśmy w przededniu i wkrótce potem w środku ogromnej “rewolucji informatycznej” oraz boom’u dotcomowego. Tamta sytuacja była – wg mnie – podobnie “wyjątkowa”

      Po drugie, ludzie budują swoje portfele M na wynajem od setek (może nawet od tysięcy) lat i w każdym momencie zdarzają się jakieś “wyjątkowe” okoliczności. A karawana idzie dalej:-)

      Po trzecie, dywersyfikacja oprócz chronienia przed POTENCJALNYMI ryzykami, rodzi bardzo REALNE ryzyka – wchodzenie w aktywa lub na rynki, których się dobrze nie rozumie. Według mnie, przypomina ona nieco sytuację sklepikarza lub restauratora, który chcąc się zabezpieczyć przed potencjalnymi złodziejami, wchodzi w konszachty z mafią. Może się to dla niego źle skończyć:-)

    2. Slawek, trudno porownywac obecna sytuacje z sytuacja np. 20 lat temu, ale pewnie masz sporo racji. Moim zdaniem obecnie nadchodza duze zmiany na rynku nieruchomosci w Polsce, ktore raczej nie sa pozytywne z perspektywy inwestowania w mieszkania na wynajem, np:
      1. Niekorzystna demografia (choc lagodzona przez naplyw Ukraincow)
      2. Narodowy Program Mieszkaniowy i Mieszkanie PLUS (zapowiadana bardzo duzo ingerencja w rynek, ktorej rezultatem ma byc tanie budownictwo i tani wynajem z opcja dojscia do wlasnosci – czyli de facto mozliwosc taniego nabycia nieruchomosci – rynek nieruchomosci z perspektywy inwestycyjnej to w duzej czesci psychologia, jesli generalnie ludzie wierza w to iz mieszkania beda drozec to zajmuja odpowiednie pozycje i w nie inwestuja, do tego przy nieruchomosciach dochodzi analiza potencjalnych inwestycji na lata do przodu – takze moim zdaniem pierwsze efekty psychologiczne Mieszkania PLUS mozemy zobaczyc duzo wczesniej niz pierwsze tysiace wybudowanych przez ten program mieszkan).
      3. Sytuacja 180tys zadluzonych we Franku, ktorych dlug przewyzsza wartosc rynkowa ich nieruchomosci (zagrozenie zwlaszcza gdy ceny nieruchomosci zaczelyby spadac)
      4. Perspektywa powstania REITow na rynku mieszkaniowym (ogromny strumien pieniedzy moze trafic na rynek, efekt skali, dalsze zwiekszenie podazy)
      5. Zakonczenie programow rzadowych doplat do kredytow hipotecznych + regulacje zwiekszajace min. wklad wlasny
      Konczac bardziej optymistycznie, mysle ze wciaz niektorzy beda w stanie trafic perlki i robic dobre transakcje, ale beda musieli byc bardzo czujni i ostrozni, oraz miec doskonaly plan na to co zrobia z dana nieruchomoscia w ktora decyduja sie inwestowac.

      1. BiL, masz sporo racji. Istnieją zagrożenia przy inwestowaniu w najem. Wszystko co robisz w życiu – łacznie z przechodzeniem przez ulicę na pasach dla pieszych, stanie na przystanku tramwajowym czy piciem wody z butelki jest obarczone ryzykiem. Inwestowanie w najem nie jest pozbawione ryzyk. Część z nich wymieniasz. Ale:

        po pierwsze, nie wszystkie ryzyka są adekwatne do najmu. Wydaje mi się, że nadal stosujesz perspektywę spekulanta na rynku nieruchomości, a nie osoby budującej swoją wolność finansową. ad 3) znam wiele osób inwestujących w najem pomimo tego, że mają kredyty w CHF. Wielu z nich wypowiadało się na ten temat na łamach fridomii

        po drugie, nie wszystkie te ryzyka się zmaterializują. Programy rządowe zwykle mają w Polsce długowieczność jednej kadencji Sejmu

        po trzecie, nawet jeśli by się miały zmaterializować, to jakie będą REALNE konsekwencje dla osoby posiadającej portfel 10, 20 czy 30 M na wynajem? Rząd je mu zabierze? Nikt w żadnym z nich nie zamieszka? Nie sądzę. REALNĄ konsekwencją może być spadek cen najmu, powiedzmy o połowę. Czyli ktoś kto do tej pory miał PLN 10, 20 czy 30 tyś miesięcznego wpływu pasywnej gotówki, potem będzie miał połowę tej kwoty. Czy to jakaś tragedia?

        po czwarte, by zabezpieczyć się przed ową “tragedią”, może podjąć REALNE działania – zwiększyć swój portfel M na wynajem, albo obniżyć koszty utrzymania swojego standardu życia. Możliwości jest setki czy nawet tysiące.

        wreszcie po piąte, jeśli nie przekonują Cię argumenty 1-4 powyżej, to czy znasz może jakiś rodzaj inwestycji NIE OBARCZONY jakimkolwiek ryzykiem? Jeśli znasz, to nam powiedz. Nawet jeśli nie chcesz nam powiedzieć jaki to rodzaj inwestycji, to po prostu napisz: “ZNAM I JESTEM TEGO PEWIEN NA 100%”. Ja Ci uwierzę:-)

        1. Można by powiedzieć, że jedynym 100 % pewnym i bezpiecznym rodzajem inwestycji jest inwestycja w siebie samego – np. nauka języków obcych.

          Ale i to również nie daje gwarancji sukcesu. Przykładem niech będzie wypowiedź Himilsbacha, któremu kiedyś zaproponowano dobrze płatny występ w angielskim filmie. Musiałby jednak nauczyć się angielskiego. Na to on odpowiedział, że nie skorzysta z oferty, bo “a jak odwołają produkcję, to po h… zostanę z tym angielskim???” ;-)

        2. Robert, dzięki za Twój komentarz. Nie znałem tej wypowiedzi Himilsbacha – fajny, prostolinijny chłop z niego:-) Zawsze mi się podobał:-)

        3. Slawek, ryzyko jest czescia kazdej inwestycji. Czesto bywa tak, ze duze ryzyko = duzy zysk, a male ryzyko to mniejszy zysk. Zanim zdecydujesz sie na zakup mieszkania na wynajem, to zastanawiasz sie jakie sa perspektywy na danym rynku. Jesli potencjalny zysk ktorego oczekujesz z jakiejs nieruchomosci wydaje ci sie zadowalajacy, biorac pod uwage wszystkie inne potencjalne ryzyka ktorych jestes swiadomy, to inwestujesz. Chyba sie tutaj mozemy zgodzic.

          7 lat temu napisales ten wpis: http://fridomia.pl/2010/03/12/czy-inwestowanie-w-nieruchomosci-na-wynajem-jest-w-ogole-oplacalne/

          Czy myslisz, ze jest on obecnie aktualny? czy moze bys cos w nim pozmienial? Ja bardzo chcialbym zobaczyc nowa wersje tego wpisu oparta na obecnych realiach. Mysle, ze inni czytelnicy rowniez.

          Np. ten przyklad z 12 kawalerkami w Kutnie na kredyt, wydaje mi sie obecnie ogromnie ryzykowny, choc zlotowkowe kredyty hipoteczne nigdy nie bylby jeszcze tak tanie jak teraz. Analiza potencjanego zysku do pptencjalnego ryzyka, wydaje sie calkowicie przekreslac taka inwestycje. Wystarczy, ze Mieszkanie Plus wybueduje tam kilkaset mieszkan i sytuacja takiego inwestora moze bardzo szybko stac sie tragiczna. Choc byc moze Ty (lub inni czytelnicy) masz inne zdanie na ten temat?

        4. BiL, dzięki za przypomnienie wpisu sprzed 7 lat. Dzięki, bardzo lubię takie powroty gdyż odbieram je jako dowody na to, że blog żyje. I daje mi nadzieję, że blog będzie także żyć po mojej – nieuchronnej przecież – śmierci.

          Nie mam w tej chwili czasu sięgnąć do tego wpisu – jestem umówiony na kolejną lekcję języka kikuyu:-) Ale jestem na 100% pewien, że wpis – w swym głównym przesłaniu – pozostaje aktualny. Inwestowanie w najem tak jak było opłacalne 300 lat temu, tak było i 7, tak jest i dziś, i pewnie tak będzie za kolejne lat 100.

          Niemniej obiecuję sięgnąć do artykułu i go krytycznie ocenić dziś wieczorem (jeśli będę miał dostęp do internetu) lub w najbliższych kilku dniach. Jutro wracam do Nairobi, a tam internet działa najlepiej w Afryce:-)

          Jeszcze raz, duże dzięki za przypomnienie wpisu sprzed 7 lat:-)

  2. Mogę się podpisać. Mam wrażenie, że ludzie nie rozumieją idei dywersyfikacji. To ma sens w takiej sytuacji jak np. kupno mieszkań w różnych dzielnicach, itp. Czyli minimalizacja ryzyka. Ale łapanie się na oślep wszystkiego w imię jakiejś “świętej” dywersyfikacji uważam za spory błąd – zresztą nie znam nikogo kto odniósł w ten sposób sukces.

    Ludzie którzy odnoszą sukcesy mają wiele małych talentów i jeden porządnie rozwinięty. Na jednym się naprawdę znają. W jednym naprawdę są mistrzami. To wręcz gwarantuje sukces.

  3. Z tematem dywersyfikacji przyszła mi do głowy jedna analogia – może odległa, ale trochę nawiązuje, mianowicie system edukacji.

    W Polsce kładzie się nacisk, żeby uczeń był w miarę poprawny z wszystkich dziedzin – jeżeli jest świetny z matmy, to nie kładzie się już na to nacisku, skoro umie, jest słabszy z polskiego to wtedy kładzie się nacisk na polski, żeby się “podciągnął”. W efekcie mamy uczniów – masowych “średniaków”, którzy coś tam umieją z każdej dziedziny, ale w żadnej nie są wybitni.

    Inne podejście nakazuje rozwijać u ucznia te talenty, w których jest mocny, dobrze się czuje i ma ten pociąg, flow do danej dziedziny wiedzy. Jest dobry z matmy? Niech idzie w tym kierunku, będzie świetnym programistą, inżynierem itd.

    Z dywersyfikacją jest podobnie – masz kapitał do inwestowania? Wkładaj w 10 różnych miejsc, kup akcje A, akcje B, akcje C, fundusz A, fundusz B, obligacje takie i owakie, część wkładaj do jakiegoś forexa, część kup nieruchomość na wynajem… Naprawdę nie można być dobrym we wszystkim naraz i często takie rozdrabnianie się po prostu źle się kończy.

    1. Robert, zgadzam się. Dywersyfikacja służy jedynie temu by wszystkiego nie stracić JEDNOCZEŚNIE. Służy temu by … tracić powoli, po kawałku:-)

  4. Łapanie się na siłę dywersyfikacji przypomina mi niedawne wydarzenia w sferze finansów: handel opcjami, sprzedaż papierów dłużnych (czasem bez pokrycia), instrumenty pochodne i zabezpieczanie różnych rzeczy niespłacalnymi (nie do odebrania) należnościami przez pewne instytucje finansowe. Na te wszystkie kity nabrali się inwestorzy (samorządy, firmy, osoby prywatne) właśnie m.in. w imię dywersyfikacji. Wszyscy wiemy, jak to się skończyło w 2008 roku. Wszystko dlatego, że “inwestorzy” łyknęli ten cały kit nie rozumiejąc co tak naprawdę kupują…

    Minęło niespełna 10 lat i co? Znów wciskana jest dywersyfikacja przez ludzi, którzy nie rozumieją znaczenia tego słowa? Sławku, mam podobne zdanie, że dywersyfikacja, to nie tylko zmniejszanie ryzyka, ale również zagrożenia. Mam czasem wrażenie, że przysłowiowe “g” wystarczy ładnie nazwać, dorobić do tego ideologię i też da się sprzedać. Nawet, jeśli osoba pisząca/mówiąca o dywersyfikacji wie o czym mówi, to niestety, nie często odbiorcy prawidłowo rozumieją przekaz.

    Mam ja sobie mikrą winnicę. Gdybym zakładała winnicę towarową, to dywersyfikacja polegała by na tym, że sadzę różne odmiany, aby zminimalizować problem z brakiem owocowania po zbyt mroźnej zimie lub wiosennych przymrozkach. Są odmiany bardziej odporne, które gwarantują owocowanie w naszym klimacie i jako-takie wino, a są odmiany, które mogą przemarzać od czasu do czasu, ale dają wybitne wina. To jest ddywersyfikacja. Posadzenie natomiast na części areału ziemniaków zamiast winorośli odmian odporniejszych i dających słabsze wino, jest już głupotą. Ziemniaki potrzebują innej agrotechniki i innych warunków. Rolnik od kartofli nie zna się raczej na winie, a winiarz na kartoflach – nie ta bajka.

    Dyskusja o dywersyfikacji przywołuje mi zawsze na myśl inżynierię finansową, a zaraz potem pewien dowcip.

    Jak żul zwinie flaszkę ze sklepu – to jest kradzeż.
    Jak burmistrz zniknie kilka milionów z budżetu masta i gminy – to jest defraudacja.
    Natomiast, jak z rynków finansowych wyparują miliardy – to jest inżynieria finansowa ;)

    1. Małgosiu, dzięki za bardzo trafną – według mnie – analogię dywersyfikacji do sadzenia winorośli i kartofli oraz za doskonałą definicję inżynierii finansowej:-) Ja też mam dużo sceptycyzmu wobec nowoczesnej i wysublimowanej “inżynierii finansowej”. Zdecydowanie wolę zwykłe, tradycyjne, staroświeckie, “oszczędzanie”:-)

  5. Warren Buffett powiedział kiedyś:
    “Diversification is protection against ignorance. It makes little sense if you know what you are doing.”

    1. JacekP, dzięki za przytoczenie tych słów najsławniejszego na świecie inwestora. To właśnie jego słowa uspokoiły lekki niepokój, który czułem nie stosując dywersyfikacji, pomimo zaleceń “tęgich głów” różnego rodzaju analityków, profesorów MIT i Harvard Business School oraz doradców inwestycyjnych.

      Uspokoiły mnie też słowa Roberta Kiyosaki, że jeśli rację mieliby analitycy, doradcy i profesorowie to mieli by o wiele większe majątki niż niedouczeni przedsiębiorcy:-)

      Pod wpływem Waszych słów przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl. Dywersyfikacja jest taktyką czysto defensywną. Chodzi o to by jak najmniej stracić. Inwestowanie powinno polegać chyba bardziej na ofensywie – coś zaryzykować by jak najwięcej zyskać.

  6. Jestem inwestorem z tego artykułu. Korzystam z “kwartetu udanej dywersyfikacji” Od wielu lat posiadam kilka funduszy inwestycyjnych. Część z nich to pieniężne, inne dla równowagi to stabilnego wzrostu. Mam też kilka bardzo agresywnych: akcji zarówno polskich jak i zagranicznych (oczywiście ze wszystkich kontynentów ). Ostatnio kupiłem też kilka akcji spółek dywidendowych. Korzystając z dobrodziejstw globalizacji inwestuję też na giełdach od Nowego Jorku po Singapur. Kolekcjonuję znaczki i mam kilka zabytkowych aut, których wartość z roku na rok rośnie. Złoto (sztabki i monety bulionowe) trzymam w piwnicy, w sejfie. Za namową kolegów z firmy kupiłem posiadłości w Hiszpanii, condo w Tajlandii i dom na wybrzeżu Bułgarii (chyba nad Złotymi Piaskami – nie pamiętam bo jeszcze tam nie byłem). Mieszkaniami na wynajem też się zajmuję, bo są ostatnio modne. W wolnych chwilach robię flipy. Oczywiście jako inwestor świadomy cały czas regularnie nabywam swoje aktywa. Wiedzę na powyższe tematy czerpię w przerwie na kawę. Po prostu czytam branżowe pisma, spotykam się z ludźmi i wszystko wiem. Dzięki stosowaniu dywersyfikacji czuję się bezpiecznie, bo nawet jak na czymś stracę to na czymś innym zarobię, prawda ? Zapomniałem wspomnieć, że moim głównym zajęciem jest normalnie wykonywana praca w korporacji.

    1. Bolo, dzięki za podzielenie się swoją perspektywą i doświadczeniami. Oczywiście serdecznie życzę Ci kolejnych sukcesów.

      Natomiast zastanowiła mnie jedna rzecz, o której napisałeś, a mianowicie “wszystko wiem”. No cóż, albo jesteś geniuszem, albo jednak – przepraszam za swoją bezpośredniość – ignorantem.

      Piszę tak, bo ja od blisko 20 lat inwestuję tylko w mieszkania na wynajem. Tylko w Polsce. W nic innego nie inwestuję. Kupiłem wiele mieszkań, ostatnio kupiliśmy ok 10 kamienic. Przeczytałem dziesiątki książek, setki artykułów, uczestniczyłem w wielu konferencjach w Polsce, ale też w UK, USA, Kenii, a nawet w Singapurze, pomogłem setkom osób w zdefiniowaniu ich strategii inwestowania, napisałem kilka książek, od 8 lat prowadzę bloga poświęconego m.in inwestowaniu w najem, a nadal “wszystkiego” o inwestowaniu w mieszkania na wynajem nie wiem:-)))

      A tu proszę, Ty inwestujesz w wiele rodzajów aktywów, na giełdach w Polsce, USA, Singapurze i innych krajach i … “wszystko wiesz”:-) I to tylko ucząc się w przerwach kawowych:-)

      1. Oczywiście to była ironia !! Przecież to oczywiste, że nikt nie byłby w stanie tak inwestować jak opisuje to autor tekstu z onetu. Jak można znać się na tylu instrumentach finansowych ? Nie wystarczyłoby życia na naukę, śledzenie trendów, zmian, warunków, umów itp Dywersyfikacja to bzdura. Można kupować różne mieszkania, innej wielkości, na pokoje i kawalerki. W Warszawie i Katowicach. Różne aktywa w tej samej klasie – TAK. Różnej klasy aktywa – NIE

        1. Bolo, najmocniej przepraszam. Jak widać, nie znam się na żartach, słabo z moim poczuciem humoru. Sorry.

          A swoją drogą, dosłownie kilka godzin temu myślałem o tym, że zbyt rzadko się śmieję, jestem zbyt poważny. Śmieję się z siebie dużo jedynie przy okazji nauki języków – tak jak teraz gdy uczę się języka Kikuyu – języka mojego kenijskiego plemienia. Robię z siebie pośmiewisko przekręcając podobnie brzmiące słowa i sprawiam tym ogromną frajdę moim przygodnie spotkanym “nauczycielom”.

          Jestem w Nyeri, w największym mieście rejonu zamieszkałego przez Kikuyu. To jakby nasza “stolica”, kilkanaście km od miejsca pochodzenia mojej rodziny. Mimo to, nie udało mi się tu znaleźć żadnej szkoły uczącej języka Kikuyu. Mimo, że w centrum Nyeri zaszedłem do kilkunastu księgarń (aż jestem zdziwiony, że tyle ich tu jest), to nie udało mi się znaleźć ani jednego podręcznika do nauki.

          Kupiłem sobie zeszyt szkolny i uczę się zagadując każdego kogo spotkam w hotelu, w restauracji, w kawiarence internetowej, na ulicy. Z każdą z tych osób spędzam tyle czasu ile jest gotowa mi poświęcić. Śmiechu przy tym co niemiara:-)

          Jednak widać, że z moim poczuciem humoru nadal jest na bakier (cokolwiek to słowo znaczy:-). Jeszcze raz, najmocniej przepraszam, Bolo.

        1. Tomtor, dla Ciebie to było oczywiste, a ja się nie poznałem:-( Słabo z moim poczuciem humoru:-)

          Ale prawdę mówiąc, często rozmawiam z ludźmi, którzy są święcie przekonani, że mają rację opowiadając jakieś głupoty. I wcale nie żartują. To chyba osłabiło moją percepcję ironii i żartów w temacie wolności finansowej i inwestowania w najem.

          Jeszcze raz przepraszam Bolo oraz Fridomiaczki i Fridomiaków za moją nadreakcję.

  7. a Warren B. inwestuje w firmy, ktore maja intrest na calym swiecie, np. coca-cola wiec nie mowi dywesyfikowac, bo te firmy sa juz maxymalnie zdywersifikowane. Posiada wiele akcji roznych firm, i jest jednym z najbogatszych ludzi na swiecie. Dla niego dywersyfikacja nie jest potrzebna bo i tak przy najwiekszym swiatowym kryzysie/depresii Warren B. poradzi sobie lepiej niz kazdy z nas tutaj.
    Niechcialbym sytuacji ze np. w kraju X jest krach a ja nie mam gdzie sie podziac… Wole np. miec portfele nieruchomosci na wynajem w pieciu krajach na kilku kontynenatach i sobie wtedy pojechac tam i zyc z usmiecham na twarzy;) Jesli to Wam nie daje do myslenia to inwestujcie w jednym kraju(polskce domniemuje).

    1. Polak, zgadzam się z Twoim postulatem by każdy obrał taką strategię inwestowania, do jakiej jest przekonany. Chcę zwrócić uwagę tylko na trzy rzeczy, o których wspominasz:

      (1) to że Coca Cola ma fabryki (rozlewnie) na całym świecie wcale nie oznacza, że jest to biznes “zdywersyfikowany”. Mają jedynie różnego rodzaju wody z cukrem o różnych smakach lub wody mineralne. Jest to biznes jedynie “rozproszony geograficznie”. Bardziej zdywersyfikowane są korporacje typu Lever czy P&G – posiadające w swoich stajniach produkty spożywcze, kosmetyczne, chemii gospodarczej i wielu innych branż. Bardziej od Coca Coli zdywersyfikowana jest PepsiCo – oprócz napojów (identycznych do tych ze stajni Coli) mają też chipsy (m.in Lay’s) oraz innego rodzaju przekąski i słodycze.

      (2) to, że Buffet jest dobrze zabezpieczony przed kryzysami nie wynika – wg mnie – z tego, że szczęśliwie posiada mnóstwo akcji dużych firm. Posiada je bo unikał dywersyfikacji i zamiast ślepo inwestować w co popadło, spędzał czas by dobrze zrozumieć biznesy, w które inwestuje. I to właśnie ta doskonała znajomość jest jego ubezpieczeniem przed kryzysami

      (3) oczywiście zainwestuj w nieruchomości w 5 krajach. Zobaczysz jednak, że rynki w tych 5 krajach będą się różniły pewnymi niuansami. Jeśli ich dobrze nie wychwycisz i nie zrozumiesz, to będziesz brał na siebie duże REALNE ryzyko, chcąc uniknąć POTENCJALNEGO ryzyka zapaści w Polsce. Ale oczywiście, życzę Ci powodzenia w realizacji Twojej strategii. Trzymam kciuki.

      Osobiście wolę skupiać się na realnych ryzykach, a nie potencjalnych, ale nie jest nigdzie powiedziane, że Twoja strategia okaże się – w przyszłości – lepszą:-)

      1. Oczywisicie Slawku masz tutaj racje co do Buffeta a Coca cola jest dobrze zdywersyfikowana politycznie / geografiznie a nie produktowo. Buffet na pewno ma wiele nieruchomosci na calym swiecie(niekoniecznie mieszkania na wynajem czy swoje wlasnie posiadlosci). Byc moze ma luksusowy bunkier w kilku miejsach na globie, gdzie moze przetrwac lata…

        Ja juz zainwestowalem w nieruchomosci w wielu krajach na 3 kontynentach, i ciagle inwestuje,z sukcesem, rowniez w Polsce, z ktorej pochodze.

  8. w wielu krajaj bardziej rozwinetych niz Polska mozna inwestowac praktycznie bez ryzyka. Sa to rynki rozwiniete, wiele lokalizacji jest 100% w danym czasie. Inwestujesz X, otrzymujesz Y zwrotu rocznie i np. 8 – 10 % ROI. Informacje sa latwe do sprawdzenia. Takich rynkow jest wiele, np. blizej Was: Dublin, Dubai, wiele lokalizacji w UK oraz wiele lokalizacji w Azji czy ameryce pld. jak i pln(w ameryce polnocnej jest torszke trudniej generalnie spore koszta w wielu miejscach wiec jak ktos tego rynku nie rozumie to lepiej trzymac sie zdaleka).

    1. Polak, nie wiem czy może znów nie rozpoznaję żartu (jak wczoraj w przypadku Bolo:-), ale muszę się kategorycznie Tobą nie zgodzić. Nie ma inwestowania bez ryzyka. W żadnym kraju, w żadnej lokalizacji, w żaden typ nieruchomości, ani w żadną inną klasę aktywów inwestycyjnych. Nawet lokaty bankowe (gwarantowane państwowymi funduszami) ani obligacje krajów mających ratingi typu A+ nie są pozbawione ryzyka.

      Ryzyko to nieodłączalny element tak inwestowania jak i życia. Nie wierz w inwestycje “bez ryzyka”. Coś takiego w naturze po prostu nie występuje. Inwestowanie bez ryzyka to tak jak życie bez tlenu, jak edukacja bez nauki, jak zmiana nawyków bez wysiłku, jak polityk bez kłamstw wyborczych, jak dzień bez nocy, jak jedzenie bez kupy, jak życie bez śmierci, jak jajecznica bez rozbicia jajka.

    2. “w wielu krajaj bardziej rozwinetych niz Polska mozna inwestowac praktycznie bez ryzyka (…) Takich rynkow jest wiele, np. (…) wiele lokalizacji w Azji czy ameryce pld. (…)”

      Hmmmm rozumiem, że według Ciebie inwestowanie w nieruchomości np. w Wenezueli czy Kolumbii daje 100 % brak ryzyka?

      To chyba prima aprilisowy żarcik.

      1. WG mnie ryzyko jest podobna a w wielu przypadkach mniejsze niz w Polsce. Posiadanie miedzynarodowego portfolio nieruchomosci jest najbezpieczniejsze czy ci sie to podoba czy nie…

  9. Oczywisice nie ma inwestycji bez ryzyka. Napisalem 100% w danym czasie – czyli na dana chwile w danym czasie. Lokaty bankowe sa bardziej ryzykowne w dzisiejszych czasach nawet AAA+++:)
    Juz dwa razy stracilem pieniadze w bankach a zyje niespelna 40 lat na tym swiecie(np. na Cyprze zostawili 100kE kazdemu w 2013).

    Jedak wiele rynkow rozwinietych lepiej niz Polska, z duzo dluzsza tradycja inwestowania w nieruchomosci na wynajem i o wiele dluzej dzialajacym wolnym rynkiem, sa co najmniej tak samo ryzykowne jak Polska, a nawet osmiele sie napisac, ze sa mniej ryzykowne, nie tylko z powodu wyzej wyminieionych, lecz geograficznej pozycji polski. Ryzyko jest minimalne w dzisiejszych czasach(podobno) ale jednak historycznie wiaodmo, ze nie jestesmy w najlepsym miejscu.

  10. Ciekawy wpis. Nie moge do konca zgodzic sie z czescia wpisow ze dywersyfikacja jest zbedna. Stosujecie ja nie bedac tego swiadomi np poprzez kupowanie nieruchomosci w dluzszym okresie czasu przez co zmniejszacie ryzyko kupna w szczycie banki spekulacyjnej. Pracujac na etat i wynajmujac mieszkania dywersyfikujecie swoje dochody i w efekcie osiagacie wolnosc finansowa. Mozna tak wymieniac. Dywersyfikacja sklada sie na sukces w inwestowaniu w nieruchomosci.

    1. csh, wszystko pewnie sprowadza się do samej definicji “dywersyfikacji”. Jeśli przyjąć moją (i być może nie tylko moją…) definicję – że jest to inwestowanie w RÓŻNE KLASY AKTYWÓW, których ceny nie są ze sobą skorelowane pozytywnie – to kupowanie mieszkań (TEJ SAMEJ KLASY AKTYWÓW) w różnym czasie, “dywersyfikacją” nie jest. To jedynie “zróżnicowanie cen zakupów” co – być może jest istotne przy zakupie commodities typu złoto czy akcje firm na giełdzie – na rynku nieruchomośći jest standardem. Chyba, że kupujesz nowe M od dewelopera, każda zakupiona jutro o godz 12-stej kawalerka może mieć inną cenę:-)

      Nie zgodzę się też z tym, że praca na etacie jest … inwestycją. Rozprasza ryzyko, daje dodatkowe źródło przychodów, owszem, ale jest to zwykła sprzedaż swojego czasu przedsiębiorcy. A skoro nie jest “inwestycją” to tym bardziej nie może być rozpatrywana w kategoriach “dywersyfikacji”. Przynajmniej zgodnie z “moją” definicją dywersyfikacji.

        1. csh, do tej pory mówiliśmy o dywersyfikacji inwestycji, ale jeśli przechodzimy na “źródła dochodów” to oczywiście możemy dodać pracę na etacie, prowadzenie różnych biznesów oraz wyproszenie comiesięcznego “kieszonkowego” od bogatego wujka w Ameryce:-).

          Jestem dziś na konferencji nieruchomościowej w Nairobi. Rozmawiałem z pewną kobietą, która od 20 lat zajmuje się zarządzaniem najmem powierzchni handlowych. Początkowo zapewniała mnie, że może się zająć obsługą najmu moich ewentualnych M na wynajem w Nairobi. Gdy zacząłem jej zadawać pytania to zorientowała się, że nie jestem nowicjuszem w temacie. Sama zaczęła zadawać pytania i podziękowała mi za to, że mogła się tak dużo ode mnie … nauczyć:-). Specjalizacja (jako przeciwieństwo dywersyfikacji) też ma wiele zalet:-)

  11. Dywersyfikacja polityczna – jesli posiadamy wiele portfeli nieruchomosci mieszkaniowych na wynajem(ten sam produkt) w wielu krajach swiata ryzyko straty lub zmniejszenia dochodu jest znacznie mniejsze niz jesli posiadamy wszystkie swoje nieruchomosci w jednym kraju.
    Powodow posiadania zdywersyfikowanego politycznie portfolio jest bardzo wiele, w tym nawet lokalne konflikty(ciekawe jak radza sobie landlordzi z Doniecka?).

    https://www.jstor.org/stable/155542?seq=1#page_scan_tab_contents

    Oczywiscie nie jest to az tak proste, a podejzewam ze wielu ludziom na swiecie wydaje sie to wrecz niemozliwe ale wbrew pozorom nie jest to takie trudne. Trzeba miec czas i umiejetnosci lub zlecic to odpowiednim ludziom lub firmom takim jak Mzuri.

    1. Polak, pozwól, że spróbuję doprecyzować to co napisałeś. Posiadając mieszkania w wielu krajach, ryzyko polityczne jest WIĘKSZE.

      Jeśli miałbyś M w każdym kraju na świecie i co roku – średnio – wybuchałyby 4 kryzysy polityczne na świecie, to byś doświadczał 4 kryzysów politycznych każdego roku, czyli – średnio – jeden w kwartale. Ja inwestując tylko w Polsce miałbym ryzyko 4/200, czyli około 2% wybuchnięcia konfliktu politycznego w danym roku. Ty miałbyś pewność średnio 4 kryzysów rocznie:-)

      Natomiast rozproszenie geograficzne – spowodowałoby, że nie straciłbyś (o ile kryzys oznaczałby pozbawienie Ciebie własności lub korzyści z posiadania, co wcale przecież nie jest oczywiste – czy myślisz, że w Donbasie żaden najemca nie płaci dziś żadnemu właścicielowi czynszu najmu?) WSZYSTKIEGO naraz. Traciłbyś po kawałku. Każdego kwartału:-) O kosztach rozproszenia geograficznego nie wspominając:-)

      1. Sławku, co sądzisz o dywersyfikacji inwestowania w nieruchomości w Polsce, rozumianej jako inwestowanie w mieszkania w różnych miastach? Ciekaw jestem Twojego zdania, bo sam jak na razie mam wszystkie inwestycje w jednym mieście.

        1. Tomek, myślę, że takie rozproszenie geograficzne inwestycji w mieszkania na wynajem jest jak najbardziej wskazane (zmniejszenie ryzyka inwestycyjnego), ale tylko jeśli opiekę nad najmem jesteś gotów powierzyć profesjonalistom, do których masz zaufanie (np Mzuri). Samodzielna obsługa najmu mieszkań na odległość jest bardzo skomplikowana, mało efektywna i kosztochłonna. Nie mówiąc o tym, że przy braku dogłębnej znajomości lokalnego rynku w mieście, którego nie znasz, możesz popełnić błędy przy zakupie mieszkań. Lokalne rynki nieruchomości różnią się pewnymi niuansami nawet w obrębie Polski (o różnicach pomiędzy krajami nie wspominając – są oczywiście jeszcze większe, czasami wręcz zaskakujące). Brak znajomości owych niuansów może okazać się kosztowny dla inwestora.

          Mzuri obsługuje setki inwestorów, wspomagając ich w poszukiwaniu i ocenie opłacalności mieszkań, ich zakupie, remoncie, a potem w obsłudze ich najmu. Doskonała większość Klientów Mzuri Investments inwestuje – z pomocą Mzuri – w więcej niż jednym mieście.

        2. Dodam jeszcze wyjaśnienie dlaczego uważam, że ryzyko inwestycyjne będzie niższe przy rozproszeniu geograficznym w ramach Polski. Gdybyś miał 20 mieszkań w jednej kamienicy to jest większe ryzyko utraty całości przychodów z najmu w razie np trwałego (lub choćby długotrwałego) uszkodzenia budynku w wyniku wybuchu.

          Przy portfelu rozproszonym geograficznie, ryzyko zajścia takiego zdarzenia rośnie, ALE ryzyko tego, że WSZYSTKIE posiadane przez Ciebie mieszkania zostaną negatywnie dotknięte JEDNOCZEŚNIE spada.

          Przy wyjściu poza granice Polski, rozproszenie staje się jeszcze większe (tak argumentuje m.in Polak), ale bierzesz na siebie dodatkowe (i to całkiem duże i realne) ryzyko braku znajomości zagranicznych rynków najmu.

          Można więc powiedzieć, że ryzyko nie przyrasta liniowo. Do pewnego momentu rozproszenie pomaga, ale po przekroczeniu pewnej granicy (w tym przypadku granicy państwa) ryzyko skokowo rośnie. Trochę tak jak z balonem – słabo nadmuchany słabo lata, źle się odbija, źle się nim gra. Ale jeśli nie przestaniemy go dmuchać w pewnym momencie, to może pęknąć. Ryzyko pęknięcia rośnie w pewnym momencie skokowo:-)

        3. Różne miasta w Polsce mają różne stopy zwrotu z wynajmu. W Warszawie którą znam najlepiej stopy zwrotu są najniższe, ale już rzut kamieniem w Łodzi są dużo lepsze. Jak myślicie – lepiej się skupić na rynku który się zna, tym o najlepszej stopie zwrotu czy może dywersyfikować? Nawet z pomocą kompetentnej agencji inwestowanie w mieście którego nie znam wydaje się ryzykowne. A swoją drogą to ciekawe dlaczego akurat w Warszawie zwrot z wynajmu jest najgorszy.

        4. Anno, dzięki za odwiedzenie fridomii i pozostawienie swojego komentarza. Na Twoje pytanie odnośnie przyczyn niskich zwrotów w Warszawie odpowiem w najbliższym czasie w odrębnym poście.

          Zdrowych i Wesołych!

      2. Ale majac nieruchomosci w 10 krajach, nie trace wszystkiego jesli kryzys/wojna/itp dotknie jednego kraju. Nie jestem rowniez narazony na wahania jednej waluty w przypadku polski PLN. Profesjonalne koszta zarzadzania to maxymalnie 10%, bardzo zadko wiecej.

        1. Polak, przekonales mnie. Zaczynam kupowac nieruchomosci w kazdym kraju, ktory odwiedze:-)

        2. Proponuję poczytaj najpierw jak wygląda zarządzanie jak piszesz profesjonalne w innych krajach, na blogu ktoś opisywał gdzieś jak kupili apartament na wynajem w Bułgarii. Droga przez mękę, zero kontroli nad najmem, koszty znacznie większe niż przewidywane, pustostany i mnóstwo innych problemów.

    1. Samej piwnicy nie kupisz, więc albo żartujesz, albo tylko dlatego podajesz link do tego serwisu, że Ci za to zapłacili.

      Natomiast na przykład inwestowanie w miejsca garażowe: wynajmuję kilka i jednak jest to zupełnie inna specyfika, niż wynajmowanie mieszkań. Chętnych na mieszkanie znajdzie się znacznie więcej, niż chętnych na miejsce garażowe, bo to drugie zainteresuje tylko osoby mieszkające lub pracujące w pobliżu.

  12. Sławku,

    Po pierwsze:

    Uważam, iż zbytnio uogólniasz tutaj pojęcie dywersyfikacji. Dywersyfikacja to pojęcie względne i chodzi w niej przede wszystkim o rozkład ryzyka i zmniejszenie strat wynikających ze zdarzeń losowych – rachunek prawdopodobieństwa w praktyce.

    Bohaterem przytoczonego artykułu jest inwestor z dochodem z pracy czy działalności usługowej, który nie ma pełnego zaufania do aktywów oraz posiada ograniczoną wiedzę na ich temat. Chodzi zatem o inwestorów pasywnych, którzy zazwyczaj ze względu na brak czasu rozkładają ryzyko nietrafionej inwestycji na kilka dziedzin, dostępnych bez większego wysiłku. W rzeczywistości ich głównym aktywem jest np wiedza i doświadczenie w swojej dziedzinie zawodowej czy usługowej, w którą inwestują najwięcej. W sytuacji np utraty pracy czy klientów, “inwestor” może być w stanie wyżyć ze swoich przypadkowych inwestycji.

    W Twoim przypadku skupiasz się na jednym rodzaju aktywów – nieruchomościach. Posiadasz wiedzę i czas. Jednak moim zdaniem dokonujesz także pewnej dywersyfikacji poprzez wachlarz swoich inwestycji w różnych miejscach i metrażach, zdaje mi się iż posiadasz również udziały w swojej działalności, zapewne posiadasz też gotówkę i przypuszczam że nie tylko w PLN.

    Po drugie:

    Dywersyfikacja z definicji zmniejsza ryzyko ale również zyski. Skupiając się wyłącznie na rynku polskim i nieruchomościach maksymalizujesz zyski w tej dziedzinie jednak jesteś wystawiony na pewne zagrożenia. Moim zdaniem ryzyka, które mogłyby zagrozić Twojej inwestycji to np. zmiana ustroju z nacjonalizacją własności prywatnej; okupacja przez obce państwo; drakońska zmiana prawa i opodatkowania nieruchomości oraz najmów; konfiskata majątku przez świadomą lub nieświadomą działalność organów państwa (vide sprawa Romana Kluski). Nie chcę tu wnikać w szczegóły, ale zawsze istnieje jakieś niezerowe prawdopodobieństwo tych sytuacji w szczególności mając wzgląd na historię Polski i np obecną sytuację polityczną Ukrainy czy Syrii. Ostatecznie nie jesteśmy w stanie uchronić się przed globalnym konfliktem czy asteroidą niszczącą naszą planetę i nasze wszystkie aktywa – zjawiska o najniższym prawdopodobieństwie.

    Dlatego myślę, że dla względnego świętego spokoju warto posiadać nieruchomość w Kenii czy Hiszpanii ;)

    Pozdrawiam,
    Piotr
    PS. Bardzo ciekawy blog!

    1. Piotreg, dzięki za ciepłe słowa pod adresem tego bloga oraz za ciekawą perspektywę.

      Zajrzałem do wikipedii by sprawdzić definicję dywersyfikacji. W sensie finansowym, chodzi chyba jednak o to by inwestować w różne klasy aktywów, choć wpis dotyczy głównie – węższego – inwestowania w akcje różnych spółek na giełdzie. Mówi również o tym, że dywersyfikacja niesie za sobą również koszta i że czasami mogą być one większe od korzyści z dywersyfikacji (overdiversification).

      Ciekawostką dla mnie było odkrycie tego, że o dywersyfikacji jest mowa już w Biblii oraz w Talmudzie. To chyba wskazówka Talmudu jest podstawą tak głęboko zakorzenionej wiary w konieczność dywersyfikacji:-) Oto owe cytaty ze Świętych Ksiąg:

      Diversification is mentioned in the Bible, in the book of Ecclesiastes which was written in approximately 935 B.C.:[15]

      But divide your investments among many places,
      for you do not know what risks might lie ahead.

      Diversification is also mentioned in the Talmud. The formula given there is to split one’s assets into thirds: one third in business (buying and selling things), one third kept liquid (e.g. gold coins), and one third in land (real estate).

      Diversification is mentioned in Shakespeare (Merchant of Venice):

      My ventures are not in one bottom trusted,
      Nor to one place; nor is my whole estate
      Upon the fortune of this present year:
      Therefore, my merchandise makes me not sad.

      The modern understanding of diversification dates back to the work of Harry Markowitz in the 1950s.

      Ja przyznam odnosiłem się tylko do Harry Markowitza oraz innych teoretyków inwestowania, których wzory musiałem zakuwać by zdać egzamin z Corporate Finance na MBA w London Business School. Ciekawe, że podczas mojego kursu MBA nie wspomniano o Biblii oraz o Talmudzie.

      Osobiście prawdopodobieństwo wystąpienia ryzyk, które słusznie wymieniasz w kontekście inwestowania w najem mieszkań, oceniam bardzo nisko. Zbyt nisko by sobie nimi zawracać głowę. Uważam, że dużo wyższym ryzykiem jest to że popadnę w nałóg hazardu i całość zgromadzonego portfela przehulam w jakimś kasynie. To się prawdopodobnie wydarzyło w ostatnim miesiącu przynajmniej kilku osobom na świecie. Jest dużo większe ryzyko tego, że nie dożyję 55 lat (moja Mama zmarła w wieku 54; ja dziś mam 51,5 roku) niż wystąpienia któregokolwiek z ryzyk, które wymieniasz. Poza tym wierzę, że dużo lepszą “polisą ubezpieczeniową” jest dla mnie mentalna gotowość na zaistnienie sytuacji utraty całego mojego majątku niż rozdrabnianie go po różnych kątach.

      Ale to oczywiście tylko i wyłącznie moje zdanie i moje podejście. Zdaję sobie sprawę z tego, że nieco skrajne i idące wbrew ogólnym opiniom. Dziś przekonałem się o tym, że idaće również na przekór Biblii i Talmudowi. O ile aktywnie namawiam ludzi do budowania wolności finansowej, o tyle w sprawie dywersyfikacji (lub nie) niech każdy zadecyduje sam dla siebie. Ja pomimo szczerości troski o mnie, którą odczytałem w Twoim komentarzu (i za którą jestem bardzo wdzięczny) jednak ani w Kenii ani w Hiszpanii inwestować nie zamierzam. A jeśli nawet bym kupił jakieś nieruchomości zagranicą – czego nie wykluczam – to z pewnością nie dla dywersyfikacji portfela inwestycyjnego:-)

      1. Sławku,

        Dziękuję bardzo za odpowiedź!

        Rzeczywiście, pomyliłem się pisząc “uogólniasz definicję” – miałem na myśli zawężenie. Bardzo interesujące te źródła z Ksiąg. Mój plan dywersyfikacji wydaje się być zbieżny z talmudystyczną strategią, choć nieco innych proporcjach.

        Po zagłębieniu się w treść Twojego bloga przyznaję, iż Twój plan dywersyfikacji ma sens. Wiedza, przygotowanie oraz twarde dane (np. ostatni wpis na temat trudnych najemców) przekonują mnie, iż inwestujesz w to co znasz najlepiej. Przypuszczam, że rozdrabnianie niepotrzebnie podniosłoby poziom ryzyka Twojej działalności. Przyznaję, że ryzyka o których wspomniałem są wyolbrzymiane przez media i ciągłe powtarzanie negatywnych tych samych informacji w otoczeniu. Staram się odpierać tę zmasowaną histerię malkontentów.

        Twój osobisty komentarz zachęca mnie do odważniejszego zainwestowania w mojej bazowej branży – IT. Ale niestety z dywersyfikacji i rozdrabniania się nie zrezygnuję. Wynika to ze sporego ryzyka: w IT trudno zabezpieczyć kapitał, gdyż dobra to głównie zapis cyfrowy i know-how ludzi, a najszybciej tracący na wartości sprzęt pomijam. Do tego to słynne powiedzenie: “ponad 60% projektów upada w ciągu roku”, które jako konsultant niestety widzę. Jeszcze gwałtownie zmieniający się rynek dodaje oliwy do ognia, a finalnie udany projekt może dać niebotyczne zwroty z inwestycji w krótkim czasie – tzw. “sky is the limit”. Dlatego często stosuje się dywersyfikację przez: kilka różnych projektów, wsparcie dla różnych platform technologicznych, usługi dla różnych branż, różne kanały sprzedaży, działalność na rynku globalnym, umowy utrzymaniowe, konsultingowe etc – tak by zniwelować rozstrzał zysków i strat.

        Giełda, pomijając instrumenty pochodne, jest dla mnie bezpieczniejsza gdyż odwzorowuje przekrój wszystkich branż. Jest z czego wybierać do dywersyfikacji portfela. Przy mojej rozwijającej się wiedzy i małym zaangażowaniu czasowym (do 2h tygodniowo), inwestuję w akcje i fundusze tylko do 20% majątku. Traktuję to trochę jak odskocznię od codziennych spraw – grę strategiczną ;)

        Zapewne jeszcze bardziej się rozdrobnię co zmniejszy moje codzienne ryzyko kapitałowe, ale też niestety może oddali potencjalne zyski z własnej branży czy giełdy. Nieruchomości wydają mi się ostoją spokoju i kolejnym miejscem do dywersyfikacji większej części mojego kapitału. Chociaż aktualnie nie widzę siebie w roli zarządcy nieruchomości (wystarczy mi własny dom ;) ale może deleguję temat najmów na żonę albo Mzuri ;) CFI wygląda bardzo ciekawie.

        Życzę Ci długich lat działania w nieruchomościach!
        Będę śledził Twój blog i bardzo wartościową społeczność.

        Pozdrawiam,
        Piotr

        1. Piotreg, powodzenia w realizacji Twojej strategii. Trzymam życzliwie kciuki.

Skomentuj Piotreg Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.