Stuffocation, czyli (1) formuła szczęścia

Formuła szczęścia? Czyż nie byłoby super gdyby ktoś odkrył matematyczną lub chemiczno-fizyczną formułę szczęścia?

W książce pt „Stuffocation” jest mowa o pewnym młodzieńcu o imieniu Nicodemus. Pochodził z biednej rodziny, w domu się nie przelewało i gdy raz wraz z ojcem (któremu pomagał w drobnych robotach majsterkowych) odwiedzili dom jednego z jego klientów, Nicodemus oniemiał. Dom wydawał się perfekcyjnie urządzony, a ludzie w nim mieszkający wyglądali na bardzo szczęśliwych.

„Ile musiałbym zarabiać by stać mnie było na taki dom?” – zapytał ojca. „Ok USD 50 tyś rocznie” – odpowiedział mu ojciec i Nicodemus odkrył w ten sposób bardzo prostą formułę szczęścia. Zarobki na poziomie USD 50 tyś rocznie = szczęście.

Podzielił się swoim odkryciem z przyjacielem, i teraz obaj zachrzaniali by wspiąć się na poziom zarobków w wysokości USD 50 tyś rocznie. Udało im się, ale szczęścia jakoś – o dziwo – nie zaznali. Uznali, że w formule nie przewidzieli efektu inflacji i postawili sobie nowy cel: zarobki w wysokości USD 85 tyś rocznie.  Jak to młodzi faceci, ścigali się kto szybciej osiągnie ten cel. Kupowali sobie coraz więcej gadżetów. Niestety za każdym razem gdy osiągali już swój kolejny pułap zarobkowy, szczęście i tak się nie pojawiało. Zamiast szczęścia, w ich życiu pojawiały się natomiast długi, stres oraz rozczarowanie.

I wtedy, szperając po internecie w poszukiwaniu lepszej definicji „szczęścia” trafili na minimalistów.  Minimaliści twierdzili, że im mniej masz rzeczy, tym jesteś bardziej szczęśliwy. Nie będąc pewnymi czy ta nowa formuła rzeczywiście jest prawdziwa, przyjaciele postanowili przeprowadzić eksperyment. Wsadzili wszystkie rzeczy należące do Nicodemusa do dużych worków, a on sam zamieszkał – na okres eksperymentalnych 21 dni (tyle czasu zajmuje nabranie nowego nawyku) – tylko w jednym z pokoi swojego dużego domu. Za każdym razem gdy potrzebował czegoś, to wyjmował to coś z jednego z worków.  Już po 10-tym dniu przestał wyjmować nowe rzeczy z worków. To otworzyło jego oczy. Postanowił rozdać wszystkie rzeczy, które były spakowane w workach i których – jak się okazało – w ogóle nie potrzebował.

Osiągnął poziom zadowolenia z życia, jakiego wcześniej nie zaznał…

Czy rzeczywiście minimalizm jest formułą na szczęście? …

Kolejne części mojej recenzji książki „Stuffocation. Living More with Less” autorstwa Jamesa Wallman’a, Penguin Books, London 2015 (książka jest warta polecenia) już wkrótce

PS “Stuffocation” to zgrabny zbitek angielskich słów “stuff” – rzeczy, oraz “suffocation” – duszenie. Ciekawe jak będzie brzmiało polskie tłumaczenie tytułu tej książki – Rzeczoduszenie? Udurzeczanie się? Rzeczyszenie?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

36 Responses

  1. Po tym wpisie stwierdzam, że tę książkę trzeba dodać do listy oczekujących na przeczytanie :)
    Myśl o minimalizmie mielę w głowie już jakiś czas (ok 2 lata mniej więcej) i jedna kwestia mnie nurtuje i nie daje minimalizmu wprowadzić w życie, jak na razie nie znalazłam jej rozwiązania-wyjaśnię na przykładzie.
    Na przykładzie ubrań – kapsułowej garderoby (https://www.youtube.com/watch?v=AP9EiAFe7Pw)
    Bardzo chętnie wprowadziłabym taki minimalizm w życie, ale zastanawia mnie sprawa rzeczy, które używamy z powodu jakiejś “okazji”, a których nie potrzebujemy w życiu codziennych.
    Są przecież takie okazje od czasu do czasu-3, może 4 razy w roku, na które trzeba założyć ubrania w których na co dzień nie chodzimy, inaczej byłaby to obraza dla gospodarza. Co wtedy? Jak minimaliści to widzą? Mam kupować suknię 4 razy w roku na każdą z tych okazji a potem ją wyrzucać (sprzedawać, że sporą stratą, oddawać za darmo)? Odnośnie przykładu ubraniowego wolę mieć w szafie te 5-10 rzeczy, których na co dzień nie noszę i nie martwić się, że jeśli wypadnie jakaś okoliczność, to ja mogę nie zdążyć nic kupić, albo nie będę miała zasobów na to.
    To samo można by powiedzieć o innych dziedzinach życia-ubrania to tylko przykład.
    Może ktoś ma pomysł na rozwiązanie tej kwestii, a może w książce jest poruszony ten aspekt?
    Bardzo jestem ciekawa :)

  2. Drogi Sławomirze, dziękuję za świetny materiał. Jako młody człowiek sugeruje duplikowanie treści na facebooku ! Czy masz jakąś listę książek jakie polecasz w wersji elektronicznej ? Z góry dziękuję i życzę miłego dnia :)

    1. Filip, dzięki za komplement oraz za podpowiedzi. Póki co nie mam konta na FB i chyba szybko mieć nie będę:-) Książek w wersji elektronicznej nie czytam, natomiast listę polecanych książek znajdziesz tutaj w zakładce “Co czytaliśmy”. Inspirującej lektury.

  3. Stawiam na “rzeczoduszenie”:D Jest wiele blogow na temat minimalizmu, autorzy dochodza do mistrzostwa:) Mi daleko jeszcze do tego, ale naprawde rezygnowanie z wielu rzeczy daje poczucie… wolnosci. W sensie swiadomego wyboru. Kiedy zdamy sobie sprawe jak swiat konsumenta i reklamy nami manipuluje to swiadome wybieranie tylko rzeczy naprawde potrzebnych sprawia nam radosc:) Dodam od razu, ze na ten temat nie dyskutujemy w poczekalni u fryzjera – nie znajdziemy zrozumienia:D

  4. Tyle różnych definicji szczęścia, co ludzi :-)
    Minimalizm sam w sobie staje się modą i sam w sobie nic nie znaczy.
    To ROZWÓJ, którego motorem zwykle jest minimalizm daje prawdziwe szczęście.
    I właśnie dlatego jest tyle definicji szczęścia, co ludzi – bo ludzie różnie i w różnych kierunkach się rozwijają. To jest zakorzenione w naszej psychice – mamy ciągle się rozwijać i lepiej poznawać świat. Budować lepsze otoczenie dla siebie i dzieci. Dlatego “upiększamy” sobie dom, otoczenie, dlatego dążymy do estetyki w życiu. Chodzi o rozwój człowieka.

    To zabawne, jak mało ludzi to zauważa. Napisałam to ostatnio na blogu, jako kolejną “oczywistą oczywistość”. Jednak właśnie te najprostsze rzeczy są zwykle najtrudniejsze do zauważenia. Najciemniej pod latarnią, jak to mówią :D

  5. Nie do końca jest jasne, czemu właściwie, wyrzuciwszy rzeczy, bohaterowie książki stali się szczęśliwsi. Czy zrezygnowali z lepiej płatnej pracy na rzecz posiadania więcej czasu? Czy przedmioty i ich pielęgnacja pochłaniały ich energę, którą uwolnili, pozbywając się ich?

    W takim samym stopniu nie rozumiem osób, które marnotrawią pieniądze na gadżety, jak i takich, które trzymają rzeczy w worku. Oba podejścia zakładają, że przedmioty lub ich brak wpływają na szczęście, a moim zdaniem to w ogóle nie ma związku.

    1. Tomek, sprawdzę w książce, choć nie jestem pewien czy było to wyjaśnione.
      Myślę, że poczuli się szczęśliwsi przede wszystkim w wyniku uwolnienia się od nawyku/przymusu ciągłego kupowania nowych rzeczy, kolekcjonowania przedmiotów.

      1. A nikt z Was nigdy nie pozbywał się rzeczy? Może widać to dopiero po masowych “wyrzutach” :-)
        Takie działania sprawiają, że nagle mamy bardzo poważne zmiany w życiu – i przez to nowe możliwości. Głowa zaczyna inaczej pracować. Dosłownie. Już odgracenie mieszkania zmienia to, jak funkcjonujemy i się czujemy. Można dobie nawet zrobić eksperyment – spędzić dzień w zagraconym mieszkaniu, które znamy a potem w puściutkim mieszkaniu, np. na wynajem, gołe ściany. I poobserwować jak “działa” nasza głowa – jak się czujemy?

        Tak samo można to zaobserwować na ruchliwej, miejskiej uliczce, gdzie “dużo się dzieje”, jest dużo reklam.kafei, sklepów etc. I – np. w naturze, w lesie, na jakiejś polanie, nad jeziorem – byle bez ludzi.

        Głowa pracuje zupełnie inaczej, gdy:
        1. Mamy odgraconą i spokojną przestrzeń wokół siebie – nie jesteśmy bombardowani informacją z zewnątrz.
        2. Mamy kontakt z naturą. Natura aktywuje nasze instynkty i pozwala cieszyć się życiem.

        M.in. dlatego też ludzie w miastach mają depresję, pomimo milionów, a ludzie żyjący “prosto” w zgodzie i obok natury – dożywają 100w zdrowiu i pełni sił – ciesząc się każdym dniem.

  6. Gdyby szczęście było uzależnione od ilości posiadanych przedmiotów to nie widziałbym tylu uśmiechu na twarzach biednych ludzi. A podróżując po świecie mam wrażenie, że więcej tego uśmiechu widzę w “krajach trzeciego świata” niż w cywilizacji zachodniej. Potwierdzisz to Sławek ?

    1. Tak, Bolo, potwierdzam. W Mozambiku, w Tanzanii, w Gabonie, w Malawi lub w Somaliland, pasażerom autobusu długodystansowego nie zajmuje dłużej niż 5-10 minut by zacząć ze sobą rozmawiać, by zacząć się głośno śmiać. Rozmawiają ze sobą nie tylko najbliźsi sąsiedzi, siedzący obok siebie w autobusie, ale grupki składające się z 3-5 rzędów siedzeń autobusu. Każdy z uczestników rozmowy – na zmianę – opowiada po kolei jakąś swoją historię lub anegdotę i śmiechu jest przy tym co niemiara.

  7. pieniądze potrafią zepsuć człowieka, i biada temu, kto myśli, że jest inny i wcale by się nie zmienił.

    pamiętam jak jeszcze parę lat temu musiałem chodzić w drogich ciuchach aby czuć się dobrze. na szczęście pierwszy biznes mi padł, 1,5 miliona zł na minusie i okazało się, że człowiek mając mniej może być szczęśliwszy niż gdy miał więcej.
    teraz karta się odwróciła, znów mam więcej niż przeciętny kowalski, ale już tak nie wydaję pieniędzy, zadowolę się koszulką za 15pln;)
    za to na dzieci i żonę nie żałuję;)

    1. Ja żałuje na dzieci tak samo, jak na siebie. Rozpieszczone i przyzwyczajone do wysokiego standardu dzieci? Przemyśl to. Może zamiast pieniędzy warto poświęcić im trochę więcej czasu?

  8. Myślę, że minimalizm jest dość zdrowym rozwiązaniem, jeżeli oczywiście nie oznacza odmawiania sobie wszystkiego po kolei :)

  9. Najkrótsza definicja szczęścia, jaką gdzieś znalazłam:
    “Szczęście, to brak nieszczęść”.

    Recepta na szczęście, tym razem z Chin:
    Jak chcesz być szczęśliwy 1 dzień – upij się.
    Jak chcesz być szczęśliwy rok – ożeń się.
    Jak chcesz być szczęśliwy całe życie – zostań ogrodnikiem.

    Zabawa “w szczęście” nie polega na tym, by złapać króliczka, ale na tym by gonić go. Osiągnięcie wyznaczonego celu (dużego, porządnego i solidnego celu) daje zadowolenie na jakiś czas. A potem co? Szuka się kolejnego celu… Tylko, że te duże cele nie są łatwe do osiągnięcia i zamiast dawać szczęście, są powodem frustracji i wypalenia niejednokrotnie. Może lepiej jest właśnie zostać tym “ogrodnikiem” i nauczyć cieszyć się drobnymi rzeczami, jak przy pielęgnacji ogrodu. Ogrodem może być wszystko, np. jakieś hobby… Szczęście nie leży gdzieś obok nas. Szczęście można znaleźć w sobie, jak i siłę, by poradzić sobie z przeciwnościami losu.

    Chemiczno-fizyczne formuły szczęścia też już istnieją. Wystarczy pójść do apteki i poprosić o środek pomagający przy obniżonym nastroju. Są też i silniejsze antydepresanty na receptę.

    Ciekawe, że prawie wszyscy poszukują szczęścia, tyle książek napisano na ten temat. Recept jest tak wiele, że może się w głowie zakręcić… Minimalizm jest jedną z nich, ale nie jedyną słuszną. W sumie dobrze, że się o tym tak często przypomina, bo w codzienności czasem się zapomina o tym, żeby chwilę się zastanowić nad tymi drobnostkami.

    Ja jednak wolę ogród, który jest dla mnie: fitnesem, siłownią, spiżarnią, galerią sztuki, apteką, winiarnią, miejscem do grillowania…

    Pomidory i paprykę posadziłam wczoraj. Dziś idę siać ogórki, cukinie, dynie i fasolę. Będę się cieszyć ich wzrostem, walczyć ze ślimakami, a potem będę się cieszyć świeżymi i ekologicznymi warzywami. W zimie będę się cieszyć wyciągając własny przecier pomidorowy i zajadając kiszone ogórki, które są świetnym probiotykiem. Probiotyki mają wpływ na nasze zdrowie, podobnie jak świeże warzywa i owoce, a dobry stan zdrowia ma wpływ na nasze samopoczucie. Zioła, które rosną wszędzie dookoła pomagają przybwielunproblemach zdrowotnych. Czy wiecie, że Anglicy mają powiedzenie, że jedno jabłko codziennie trzyma lekarza z daleka?

    Idę zrobić sobie na śniadanie sałatkę ze szczypioru, rukoli i rzodkiewki – wszystko z własnego ogrodu – od razu humor mi się poprawi :) A jak wieczorem będę zmęczona, to kieliszek własnego wytrawnego wina o ciemoczerwonej, głębokiej barwie zdecydowanie poprawi morale :)

    Pozdrawiam,
    Małgorzata Ogrodniczka
    :)

  10. wydaje mi się, że zajmowanie się tym “ile się ma” jest tak samo szkodliwe jak zajmowanie się tym “ile się nie ma”. Pozbywanie się rzeczy żeby być szczęśliwszym jest tak samo szkodliwe jak kupowanie rzeczy żeby być szczęsliwszym. Właściwie pierwsze jest “modą” a drugie jest próbą dowartościowania się. Szczescie jest w 100% zwiazane z pewnoscia siebie a nie z rzeczami. Masz czy nie masz 4 telewizory i dwa samochody kogo to obchodzi? Czesto jest to jednak “waluta spoleczna” na zasadzie “ja mam bo mnie stac a ty nie bo ciebie nie stac czyli w drabinie spolecznej jestem wyzej co znacza, ze czuje sie lepiej”. Co tutaj zrobic taka psychika ludzka. To, ze teraz nie kupie zelazka nic nie zmieni. Problem jest o wiele glebszy niz to, ze ktos ma 4 swetry zamiast trzech…

      1. Sławku, źle mnie zrozumiałeś. Nie napisałem “pozbywanie się nadmiaru rzeczy” tylko “zajmowanie się tym ile się ma”. Wg mnie minimalizm to jest skutek a nie przyczyna. Problem polega na tym, że coraz więcej ludzi zaczyna utożsamiać minimalizm z przyczyną a nie skutkiem. Tak samo jak zarabianie pieniędzy czy wolność finansowa to jest skutek pewnych decyzji w życiu a nie przyczyna. Pod pojęciem “skutek” mam na mysli wynik pewnego rownania. Mam nadzieje, ze opisalem to w miare jasno….

        1. Może mogę dodać dosyc jasne porownanie. Jesli ktos sie uczy to bedzie mial dobre oceny. Oceny sa wynikiem pewnego zachowania. Tak tutaj minimalizm jest wypadkowa pewnego zachowania a nie jakims celem dla mody. Jesli ktos juz mowi “mam 59 rzeczy a ty ile masz” albo “nie wiem jak liczyc skarpetki czy 2 albo 1” to wg mnie jest to po prostu dziwne zachowanie. Moda sie skonczy a ta osoba znowu sobie zawali mieszkanie/dom/pokoj gratami. Zreszta ja nie przepadam za modą. Przychodzi … odchodzi.

        2. Michał, tym razem to chyba rzeczywiście nie do końca rozumiem. Natomiast to co zaciekawiło mnie w Twoim poprzednim komentarzu, to konkretnie to zdanie, chyba drugie, w Twoim komentarzu. Zacytuję:
          “Pozbywanie się rzeczy żeby być szczęśliwszym jest tak samo szkodliwe jak kupowanie rzeczy żeby być szczęsliwszym”. Nie wnikając w to co jest skutkiem, a co przyczyną i czy warto się skupiać na jednym czy na drugim, jestem ciekaw dlaczego uważasz, że pozbywanie się rzeczy jest szkodliwe?

        3. Pozbywanie się rzeczy może być szkodliwe, bo jak wywalisz jedną skarpetkę to pójdziesz na spotkanie z jedną gołą stopą ;-)

        4. Sławku uważam, że pozbywanie rzeczy jest szkodliwe bo kupujesz coś np. za 500zł i później wydaje ci się to niepotrzebne i to wywalasz czy sprzedajesz za bezcen czyli tracisz 500zł. O wiele mniej szkodliwe dla ciebie/twojego portfela byloby nie kupowanie tej rzeczy w pierwszej kolejnosci. To tak troche jak “madry polak po szkodzie” (po zakupie stwierdzenie, ze cos jest niepotrzebne a nie przed). Bez odpowiednich fundamentow ten tak zwany minimalizm moze przypominac troche osobe chorujaca na bulimie. Ktos sie naje i pozniej idzie do toalety “wszystko zwrocic”. Wg mojego przekonania jesli juz ktos sobie “zagracil miejsce zyciowe” powinien to traktowac jako pamiatke, zeby nie kupowac wiecej a nie wszystko powyrzucac i za rok/dwa znowu miec zagracone mieszkanie tylko tym razem nowymi rzeczami.

        5. OK, dzięki. Zgadzam się z Tobą, że prewencja jest zawsze lepsza od leczenia. Pytanie co robić gdy ktoś już popadł jednak w nadmierny konsumpcjonizm? Zostawić sobie te niepotrzebne rzeczy na pamiątkę czy może jednak je wyrzucić i poczuć, że te rzeczy naprawdę były zbędne.

          Pamiętam jak przechodziłem na wcześniejszą emeryturę prawie dokładnie 8 lat temu. Wtedy czułem silną potrzebę by moje życie … odchwaścić. Pozbyłem się wówczas wszystkich garniturów, koszul, sprzedałem samochód i zacząłem jeździć na rowerze. Cieszyłem się z tego, że dni w moim kalendarzu nie są wypełnione spotkaniami i confcall’ami. Chodziłem do parku by poczytać sobie książkę. Przez pierwsze 3 tygodnie mojej wolności finansowej nie odbierałem telefonów i nie zaglądałem do maila (wcześniej nie miałem nawet prywatnej skrzynki mailowej, więc gdy odcięto mnie od służbowej, z mojego życia zniknęły maile)

          Z całkowicie spokojną, niezachwaszczoną czymkolwiek głową byłem w stanie napisać pierwszą książkę w zaledwie tydzień.

          Dziś niestety znów dopuściłem do zachwaszczenia mojego życia… choć nie jest to poziom sprzed ośmiu lat.

    1. Tu się zgodzę – bo minimalizm staje się dziś modą i jak każda moda nie ma żadnego sensu.
      Jeśli robimy coś dla ideologii – a tym dziś minimalizm jest, podobnie jak Zero Waste i Slow Life i Slow Fashion – skazujemy się na nieszczęście.

      Podstawa szczęścia to… EGOIZM. Tak. Tzw. zdrowy egoizm. Robienie czegoś dla siebie.
      Co nie oznacza, że nie można wtedy pomagać innym. Np. wspieranie jakieś biednych to nie altruizm tylko egoizm – bo robimy coś, co sprawia, że czujemy się dobrze :-)

      Sekret to to sobie uświadomić.
      Bardzo mądrze opisał to Harry Browne w swoich książkach.

      1. Catherine Sophie, masz poniekąd rację, pisząc, że minimalizm zaczyna się stawać “modny”. Tak jak konsumpcjoniści ścigają się w tym, kto ma więcej, kto ma nowsze, kto ma większe, tak minimaliści ścigają się w tym kto może żyć z mniejszą liczbą posiadanych rzeczy – 100, 69, a może 49.

        Ten swoisty wyścig objawia się również w wyborze metody liczenia – czy para skarpet to 2 sztuki czy może jednak jedna? A może wszystkie posiadane skarpetki to po prostu jedna kategoria, tak jak np wieszaki na ubrania czy sztućce? Niektórzy minimaliści podobno nie liczą rzeczy używanych wspólnie przez domowników, typu kanapa czy stół. Ale wtedy single są “dyskryminowani”.

        Ludzie mają w sobie bardzo silną potrzebę określania swojego miejsca na drabince społecznej. O pozycji na drabince wśród konsumpcjonistów decyduje liczba zer na koncie oraz świadcząca o tym liczba posiadanych dóbr markowych lub luksusowych; wśród minimalistów – jak najniższa liczba posiadanych dóbr materialnych.

        1. Czy jednak zawsze minimalizowanie liczby posiadanych przedmiotów idzie w parze z oszczędnościami?

          Minimalista będzie wolał mieć jedną zmianę bielizny zamiast powiedzmy dziesięciu zmian bielizny. Tyle, że wypranie dziesięciu zmian bielizny wcale nie wymaga aż 10 razy więcej czasu, energii, wody i proszku, niż wypranie jednej zmiany bielizny. Koszt i czas jednostkowy prania będzie niższy przy wielu zmianach bielizny.

          Czy minimalista do tych swoich 100 rzeczy wlicza na przykład narzędzia budowlane? Ja narzędzi, smarów, kabli, zapasów śrubek itp. mam sporo. Ale dzięki temu, jeśli zepsuje mi się okno, drzwi, kontakt, spłuczka, grzejnik, rower – to jestem w stanie sam je sobie zreperować.

        2. Tomek, nie sądzę by minimalizm był koniecznie powiązany lub by miał wynikać z chęci oszczędzania. Chodzi raczej o odgracenie sobie przestrzeni, o uwolnienie się od kompulsywnych zakupów.

          A jeśli chodzi o metodę liczenia narzędzi, to nie wiem. Być może można by uznać skrzynkę na narzędzia jako jeden przedmiot?

  11. Wydaje mi się, że największy problem związany z minimalizmem to mylenie go z antykonsumcjonizmem. Np. sporo tutaj komentarzy o liczeniu, ale wydaje mi się, że to w ogóle nie ma nic wspólnego z prawdziwym minimalizmem. Bardziej odpowiednim opisem na tego typu zachowania będzie moim antykonsumpcjonizm, czyli tak jak Sławek napisał – zmiana drabiny w której chcesz przegonić innych ale zamiast posiadania jak najwięcej – posiadając jak najmniej, żyjąc jak najskromniej itp.

    Żeby lepiej wytłumaczyć co mam na myśli – gdzie widzę tę różnicę między antykonsumcjonizmem a minimalizmem posłużyłabym się tak często przytaczaną na prezentacjach Sławka różnicą między bogactwem a wolnością finansową – pasuje idealnie. Oczywiście zaznaczyć trzeba, że antykonsumcjonizm (bogactwo) i minimalizm (wolność finansowa) to są kuzyni i to nawet nie pierwszego stopnia ;).

    Przede wszystkim minimalizm to nie żaden wyścig, to nie porównywanie się do innych, ile i kto co ma lub czego nie ma. Prawdziwy minimalista nie skupia sie na tym jak mało mają inni, skupia się tylko na tym co jest dla niego ważne, co jemu przeszkadza żyć pełnią szczęścia. Ustala swoje priorytety i pozbywa się z życia rzeczy zbędnych, zagracających życie, nieprzydatnych. Jeżeli minimalista uważa, że jego domowa biblioteka – stu książek do których wraca jest dla niego najcenniejsza na świecie to je zostawi, ponieważ sprawiają mu wielką radość i mają ogromną wartość w jego sercu. Dla czlowieka, który ściga się by mieć jak najmniej i wyrzucać tego typu zachowanie jest niedopuszczalne.

    Minimalizm tak jak wolność finansowa to nie jest cel – to narzędze. Minimalizm to taki ‘slap in the face’ żeby pozbyć się rzeczy, które naprawdę tylko przeszkadzają Ci w osiągnięciu celu, który moze być różny dla każdego – chcesz mieć więcej czasu dla rodziny, pozbędziesz się ze swojego życia konsoli PS4 przy której spędzasz 20 godzin w tygodniu, całodniowych, sobotnich zakupów w hipermarkecie, przerażającej ilości coporankowego wyboru “w co się ubrać” jaki stawia przed Tobą 5-drzwiowa szafa. Pozbywasz sie również przede wszystkim rzeczy, które ktoś Ci wmówił, że dadzą Ci szczęście. Minimalizm pozwala po prostu wsłuchać się w siebie. Jeżeli duży telewizor sprawia Ci prawdziwą radość bo uwielbiasz oglądać na dvd stare filmy to nie powoduje, że przestajesz być minimalistą. Ale już jako minimalista nie dasz sobie wmówić, że potrzebujesz nowego samochodu co 3 lata – skoro Twój działa idealnie, nie dasz się przekonać, że potrzebujesz 365 rzeczy w szafie, bo codziennie musisz wyglądać unikatowo, jak nie cierpisz wody, opalania i pływania to nie pojedziesz na wyspę, która teraz jest najmodniejsza i “każdy kto coś znaczy tam jeździ” itp.

    Po prostu minimalizm to narzędzie, które pozwala Ci ustalić “co jest dla MNIE ważne, co MI daje szczęście, czego POTRZEBUJE/NIE POTRZEBUJE” pozwala wrócić do korzeni, odkryć siebie i zostawić w swoim życiu tylko co wartościowe. I na koniec minimalizm w przeciwieństwie do antykonsumcjonizmu to nie tylko RZECZY – minimalizm pozwoli odkryć jakie relacje są ważne, które (być może toksyczne) “wyrzucić” ze swojego życia, to sztuka pozbywania się wszystkiego co nam szkodzi na rzeczy/relacje/zachowania, które sprawiją nam radość, to przełamywanie bariery “coś wypada/nie wypada/musisz to mieć/musisz tak robić/tak się zachowywać”.

    Baaardzo się rozpisałam, ale i temat bardzo inspirujący :). Pozdrawiam!

Skomentuj Catherine Sophie Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.