Nieruchomości są moją … pasją?

Jakiś czas temu, po mojej prezentacji dotyczącej wolności finansowej, podeszła do mnie pewna dziewczyna i powiedziała, że jest pod wrażeniem tego jak dużą pasją są dla mnie nieruchomości. Słychać, że mówię o nich z dużym znawstwem, przekonaniem, z dużą energią i z pełnym entuzjazmem. Łatwo się ode mnie  zarazić miłością do nieruchomości. “Widać, że to Twoja pasja, Sławku” – skonkludowała.

“Naprawdę to widać?” – zdziwiłem się. “To muszę coś zmienić, bo nieruchomości moją pasją … nie są” – dodałem. Tym razem zdziwiła się owa dziewczyna. Zatkało ją nieco, więc jej wyjaśniłem, że nieruchomości są dla mnie jedynie narzędziem do osiągnięcia wolności finansowej. Takim samym narzędziem jak dla malarza – pędzelki do malowania na płótnie. Czy artysta pasjonuje się pędzelkami czy raczej możliwością przelewania na obraz swojej artystycznej wizji? Dla mnie jest tak samo – traktuję nieruchomości czysto narzędziowo.

Po rozmowie z ową dziewczyną jeszcze się chwilę nad tym zastanawiałem. Czy powinienem był wyprowadzać ją z błędu? Widać było, że nieco przygasła moją odpowiedzią. Chciała mnie skomplementować, a ja zamiast jej podziękować zacząłem jej coś plątać w głowie. Dodatkowo, takie przyznanie się z mojej strony do braku pasji rodzi ryzyko tego, że trochę straci mój autorytet oraz publiczny wizerunek “eksperta od nieruchomości”.

Ale niech tam, niech straci! Dla mnie ważniejsze jest bycie uczciwym przed samym sobą oraz przed innymi. A więc powtarzam, tym razem nawet bardziej publicznie – moją pasją nie są nieruchomości. To tylko narzędzie do osiągnięcia wolności finansowej. I to dość nudne i przykre na co dzień w użytkowaniu narzędzie. Nic pasjonującego w przedłużających się remontach, w przeciekających kranach, w niepłacących na czas najemcach, w okresach pustostanów, w zniszczonych przez najemcę ścianach.

Co więcej, po osiągnięciu wolności finansowej, przekonałem się, że owa wolność też nie jest celem samym w sobie. Wolność finansowa też nie jest moją pasją, a jedynie narzędziem do osiągnięcia celu jakim jest ciekawe życie.

Trzymając się analogii artysty, powiedziałbym, że skoro “obrazem” jest dla mnie ciekawe życie, a pędzlem – wolność finansowa, to czym w takim razie są dla mnie nieruchomości? Chyba włosiem kuny lub drewnem, z którego ten pędzel został wykonany.  A trudno sobie wyobrazić artystę malarza, którego pasją jest hodowanie … kun:-)

Za każdym razem gdy słyszę, że ktoś kto dzisiaj zajmuje się zawodowo ubezpieczeniami, bankowością, telekomunikacją, agencją reklamową czy jakąkolwiek inną dziedziną, w której odnosi sukcesy, mówi mi, że jego marzeniem – po osiągnięciu wolności finansowej – jest to, by zająć się nieruchomościami, to bardzo się dziwię. Naprawdę?! W głowie mi się nie mieści, że osoba wolna finansowo chciałaby się zająć akurat nieruchomościami. Będzie miała do wyboru tysiące różnych aktywności i wybrałaby akurat nieruchomości?

Nie uwierzycie mi jak często to słyszę od ludzi. Bardzo często. Dla mnie jest to niepojęte. Najczęściej ludzie mi mówią, że po osiągnięciu wolności finansowej chcieliby albo zajmować się nieruchomościami albo podróżować. Może myślą, że przyjemnie mi będzie usłyszeć, że mamy podobne pasje? A może po prostu brakuje im wyobraźni lub odwagi by zdecydować się na jakąś swoją “własną pasję”? Niby powinienem się cieszyć, że ludzie widzą we mnie jakąś inspirację, ale ja wcale nie chcę tworzyć klonów “Sławków”. Świat byłby bardzo słabym miejscem gdybym wszędzie spotykał swoje klony:-)

Inna dziewczyna, z którą rozmawiałem ostatnio (brzmi to tak jakbym rozmawiał tylko z dziewczynami, ale to mylne złudzenie:-) dzieliła się ze mną swoimi refleksjami. Przyznała mi, że początkowo w coś tam nie wierzyła gdy jej o tym mówiłem, ale teraz po jakimś czasie widzi, że miałem rację. Dziś też się ze mną nie zgadza, ale uznała, że jednak warto mi uwierzyć i mnie posłuchać. Bo – jak powiedziała – ja już tę drogę przeszedłem i wiem jakie przed nią czekają zakręty, wzloty i upadki.

Nie jestem pewien czy nie przeceniła moich umiejętności przewidywania jej przyszłości, ale spodziewam się, że nieruchomości i podróżowanie nie okażą się prawdziwymi pasjami wielu osób, które dziś o nich marzą. Jeśli brakuje ci jasności co do tego co jest twoją pasją, to zachęcam do lektury jednej z moich książek “Życie post-korporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury” – być może tam uda ci się znaleźć jakieś inspiracje.

Zachęcam też do tego, aby nie mieszać sobie w głowie celów i środków do celu. Choć nie jestem ekspertem w dziedzinie psychologii, to jednak mam silne przekonanie, że umiejętność jasnego odróżnienia celów od narzędzi przyczyni się do większej skuteczności w oraz satysfakcji z życia. Czego oczywiście życzę ci z pełną życzliwością.

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

43 Responses

  1. Jest problem z definicją słowa „pasja” – powiedzmy, że pasja jest zamiłowaniem do robienia czegoś.

    Czy inwestowanie w nieruchomości jest pasją? Nie, powiadasz, jest tylko środkiem do celu.

    Celem tym jest zdobycie dochodu pasywnego? Czy zdobywanie dochodu pasywnego jest pasją?
    Nie, odpowiesz, zdobywanie dochodu pasywnego jest środkiem do celu.

    Celem tym jest by mieć dużo czasu i nie być przymuszonym do codziennej pracy zawodowej? Nie, raczej nie. Posiadanie dużej ilości czasu także nie jest pasją. Jednak jest to środek do celu.

    Celem tym jest – między innymi – podróżowanie (w Twoim przypadku)? Czy podróżowanie jest pasją? Może jednak nie? Może podróżowanie jest także środkiem do celu?

    Jakiego? Wymuszania wytwarzania dużej dawki hormonów polipeptydowych, a konkretnie endorfin…
    Czyli pasja jest niczym innym jak czymś z pogranicza biologii i chemii :)

  2. Trudno się z Tobą nie zgodzić… Nieruchomości jako “pasja”? A co ma być w nich pasjonującego, rozumiem że ktoś pasjonuje się swoim domem czy mieszkaniem bo w nim mieszka i mu się podoba, remontuje, urządza, ale mieszkanie na wynajem – ktoś obcy w nim mieszka, a my nawet nie mamy tam przecież wstępu.

    Nie słyszałem też, żeby ktoś mówił, że na starość czy na emeryturze zajmie się nieruchomościami. Niby w jaki sposób miałby się zająć – podjąć pracę pośrednika? Zarządcy nieruchomości? A może ciecia od wymiany żarówek? ;-)

  3. Na obecnym etapie mojego życia pasjonuję się nieruchomościami. To moje hobby i “drugi etat”. Przeglądam oferty, oglądam mieszkania na sprzedaż, wyszukuję okazje rynkowe, chodzę na egzekucje, śledzę blogi o nieruchomościach (których jest w sumie dość niewiele) i publikacje. Dużo czasu poświęcam na remonty – sama projektuję w miarę możliwości, nadzoruję, pilnuję budżetu, monitoruję najemców itd. Mam świadomość, że inwestuję w “bańce cenowej”, w obliczu nieuchronnej zapaści demograficznej Polski, staram się jednak, aby moje inwestycje okazały się sensowne w perspektywie kilkudziesięciu lat. Oczywiście robię to wszystko, aby osiągnąć bezpieczeństwo finansowe, niemniej jednak bez emocjonalnego zaangażowania i satysfakcji jaką mi dają moje inwestycje, nie potrafiłaby działać z takim samozaparciem:)).Gdy jednak już zbuduję swój portfel mieszkań na wynajem, przestanę się tym zajmować. Osiągnę cel, który założyłam i będą się mogła zająć innymi rzeczami w życiu.
    Hmm…. ale o piłce nożnej nie mam nic do powiedzenia:)).

  4. Temat jest złożony. Pełna zgoda, że dziwią ludzie, którzy po osiągnięciu wolności finansowej chcą zajmować się nieruchomościami. To już chyba ciekawsze jest pracowanie na tę wolność np. w konsultingu, realizując ciekawe projekty, niż emerytura polegająca na walczeniu z lokatorami, opłatami wieczystymi, spółdzielniami i instalacjami. Ostatnio w sprawie jednego ze swoich mieszkań musiałem pójść do spółdzielni. W środku dnia, bo wtedy spółdzielnia była czynna, siedziałem przez godzinę w kolejce, najmłodszy, bo otoczony emerytami. Pytałem się wtedy siebie: “co ja tu robię?” i z radością w końcu wróciłem do swojej normalnej biurowej pracy.

    Z drugiej strony, żeby przez tyle lat konsekwentnie inwestować w nieruchomości i tylko w nieruchomości, jak na przykład Sławek, jednak chyba trzeba mieć trochę pasji i zacięcia, więc może chodzi o to, w jaki sposób definiujemy “pasję”? W jakimś sensie Sławku chyba lubisz nieruchomości. Wprawdzie wielokrotnie zarzekałeś się, że nie lubisz dywersyfikacji i musiałbyś najpierw dogłębnie poznać inny rodzaj aktywów, żeby w nie inwestować – to jednak podejrzewam, że jako byłemu konsultingowcowi i absolwentowi MBA, nie byłoby Ci trudno poznać się np. na inwestowaniu w amerykański indeks giełdowy, w obligacje albo w jakiś inny niezbyt ryzykowny instrument.

    Szukanie korzystnych ofert inwestycyjnych też może być w pewnym sensie ciekawe…

    1. Tomek, masz rację, że aby coś robić dobrze, trzeba temu poświęcić dużo czasu. Im lepiej się pozna dane aktywo, tym łatwiej zarządzać ryzykami związanymi z jego posiadaniem. Ale w moim odczuciu od tego do pasji jest jeszcze kawałek.

  5. A może jedno nie wyklucza drugiego? Dążenie do celu może okazać się męką jeżeli patrzysz na narzędzie z obrzydzeniem:)

    1. Nibul, słuszna uwaga, choć wydaje mi się, że jest istotna różnica pomiędzy traktowania narzędzia w sposób instrumentalny, a obrzydzeniem:-)

  6. Sławku, słuszne spostrzeżenie. Dla niektórych środek rzeczywiście staje się celem.
    Wolność finansowa? O.K., ale co poza tym?
    Nieruchomości – też fajnie, ale czy tylko?
    Podróże, no dobrze, ale dla samego jeżdżenia “w te i we wte”?

    Wiesz, Sławku, ja zawsze zazdrościłam ludziom, którzy umieją się skupić na jednej, ewentualnie na kilku rzeczach, mają pasję. Mnie zawsze wszystko nudziło na dłuższą metę. Potrafię się skupić, ale żeby to była jakaś większa pasja, to nie wiem… Mnie wszystko ciekawi i interesuje, ale do czasu. Jednak wszystko, co robię, robię z zaangażowaniem. Jak remont mieszkania, to osobiście, jak uprawa warzyw ekologicznych, to też osobiście. Jak testuję system informatyczny, to najchętniej wraz z poznaniem algorytmów, jak czytam przepisy prawne, to z wszystkimi odnośnikami, i.t.d.

    Może u Ciebie też tak jest, Sławku, że jak coś robisz, to z zaangażowaniem i stąd mylne wrażenia odbiorców – mylą zaangażowanie z pasją.

    Wiem za to na pewno, że na emeryturze nie będę się nudziła. Pewnie zrobię podobnie do Ciebie: zorganizuję jakiś biznes, rozkręcę, przekażę w inne ręce, a sama zajmę się jakąś kolejną, ciekawą rzeczą/sprawą/projektem…

    Sławku, jak Twoje zawody emeryta? Masz już plan ta tegoroczny sezon?

    Pozdrawiam,
    Małgorzata z mentalnym ADHD ;)

    1. Małgosiu, tak mam plan. Od 3 lipca zaczynam pracę w jednej z warszawskich kwiaciarni. Mam nadzieję, że warszawscy Fridomiacy zechcą właśnie tam kupować piękne kwiaty dla swych wybranek i będziemy mieli okazję porozmawiać przy okazji pakowania bukietu:-)

      Miałem jechać do Anglii, ale nieco przeraziły mnie formalności. Byłem tez na stronie “praca” w McDonald’s, ale tam też jest wiele wymaganych papierków, a ja nie mam nawet swojego CV. Dostałem propozycję pracy w agencji modelek, ale skorzystam chyba dopiero w przyszłym roku. Tak więc coś się zaczyna dziać w tym temacie:-)

      1. jak czytam o tym, że będziesz pracował w kwiaciarni albo, że rozważasz pracę w McDonald’s lub UBER, to trochę widzę siebie, bo rok temu, mimo że urodziłem się w latach 80, to zapisałem się na studia stacjonarne II stopnia(magisterskie), gdzie studiują osoby 10-11 lat młodsze ;) . Właśnie kończę pierwszy rok studiów i większość ocen to oceny bardzo dobre ;) . Cieszę się jak dziecko z tych ocen, chociaż pewien wysiłek trzeba w to włożyć :)

        1. Rafa, super, gratuluję i cieszę się razem z Tobą. Rzeczywiście studia dla przyjemności to zupełnie coś innego niż studiowanie by zdobyć dyplom by znaleźć jak najlepszą pracę. Choć historia nie jest moją najmocniejszą stroną, to wydaje mi się, że tak właśnie kiedyś ludzie studiowali w czasach np. Kopernika. Studiowano dla zdobycia wiedzy, dla poszerzenia swoich horyzontów. Dopiero rewolucja przemysłowa spowodowała wprowadzenie koncepcji studiów jako papierka dla zajmowania kierowniczych i dyrektorskich stanowisk w fabrykach należących do przedsiębiorczych kapitalistów. Zmieniło to wiele w podejściu do studiów wyższych, niestety:-(

  7. Bardzo fajny artykuł, trafiający w sendo SUPER dzięki :). To samo jest w branży informatycznej, gdzie pracę traktuje się jako hobby, a to tylko narzędzie.

  8. Czyli caly ten blog Fridomia to sciema? – tylko zartowalem Slawek ?

    W zasadzie wszystko to co na lozu smierci bedzie sie liczyc, to nie to ile mamy zer na koncie, czy domow, ale np. to jak wychowalismy nasze dzieci, co zrobilismy dla innych, jak pomagalismy innym osiagac ich cele i przelamywac bariery, ktorych mysleli ze nie uda im sie przelamac. To co naprawde sprawia nam radosc I poczucie satysfakcji, to ludzie ktorych spotkalismy i ktorym pomoglismy w jakis sposob.

    Nie wiem czy o tym kiedys pisalem, ale to co robicie w Mzuri ze swoimi pracownikami (pozwalacie im stawac sie wspolwlascicielami firmy) jest naprawde godne pochwaly i zasluguje na wiele super publicity i nagrod od wladz. Takie firmy powinny byc stawiane za wzor – serio. Nie wiem czy macie dzial PR, ale ktos od Was powinien sie zatroszczyc o to zeby mowili o tym we wszystkich mozliwych mediach – takie pro-obywatelskie postawy sa warte naglasniania i przynosza korzysci nam wszystkim.

    Kiedys slyszalem gdzies, ze jest tylko jedna osoba z ktora powinnismy sie porownywac – czyli to kim bylismy wczoraj. Bardzo mi to przypadlo do serca.

    1. BiL, dzięki za ciepłe słowa pod adresem Mzuri. Akcjonariat pracowniczy to jeden ze sposobów w jaki pomagamy naszym ludziom osiągnąć wolność finansową, w zamian za to, że oni pomagają wypełniać misję Firmy, czyli wspieranie wolności finansowej Polek i Polaków.

      Działu PR jeszcze nie mamy, a nawet marketing jest na razie prowadzony jednoosobowo:-)

      A co do sentencji, którą przytaczasz, to też w pełni się zgadzam.

  9. Trudno się z tym nie zgodzić co Sławku napisałeś. Bardzo w punkt, może nawet za bardzo. Aż może zaboleć ;)

    Jako psycholog mogę tylko potwierdzić Twoje słowa.

  10. Hej Slawku! Zostane niedlugo etatowym komentatorem? Wpis niewatpliwie zasluguje na komentarz? Po pierwsze lekkosc w czytaniu jak zawsze (tym razem posmialam sie z kun?) – dzieki, po drugie chyba rozumiem Twoich rozmowcow, a raczej rozmowczynie. Daleko mi jeszcze do osiagniecia wolnosci finansowej ale tez najtrudniejsza sprawa bylo okreslenie celu – czyli co bede robic jesli nie “pracowac”?! Nie ma wiec w tym nic zaskakujacego, ze szukaja… Co do bycia szczerym to chyba jest to najwazniejsze – poza tym kazdy, kto przeczyta Twoje ksiazki zna Twoje spojrzenie na nieruchomosci. Jak tak sobie o tym mysle, to mi pewnie zabrakloby zapalu i wspomnianej ostatnio empatii – zostawilabym rozmowczynie z ich wlasnymi przekonaniami… Predzej czy pozniej same dotra do odpowiednich wnioskow. Nie brzmi to na moja korzysc niestety? Pewnie dlatego to Ty piszesz ksiazki nie ja;-P Taki zart? Pozdrawiam serdecznie?

  11. dzień dobry Sławku, “po nitce do kłębka”…od książki Jakuba Bączka do dowiedzenia się, że jest ktoś, kto pisze o wynajmie nieruchomości tak, że nie zasypia się na drugiej stronie :). Wprawdzie nie znam jeszcze Twoich książek, ale sądząc po artykułach są idealne :). Jesteśmy ( z mężem ) posiadaczami kilku mieszkań pod wynajem, ale robimy to raczej intuicyjnie choć na szczęście bez większych wpadek ( około 15 lat). Znam problemy o których wspominałeś i dlatego chciałabym zarządzać nimi tak, żeby ustrzec się przed potencjalnymi niepowiedzeniami czyli bardziej świadomie, bardziej merytorycznie i może z większym dochodem pasywnym, gdyż tak jak TY nie znoszę późnej jesieni i zimy, kocham zmiany, wyzwania i uczenie się nowych rzeczy. Ja już swoją emeryturę oficjalną otrzymuję od 3 miesięcy, ale w kwocie takiej, o której nawet lepiej nie wspominać :), mam za to czas i chcę go wykorzystać na maksa :) . Chciałabym przeczytać któreś z Twoich książek ( te dla już wdrożonych w wynajem ) i ewentualnie wziąć udział w odpowiednim szkoleniu. Proszę o wskazówki, gdyż najlepiej wiesz, co książka zawiera i kiedy będziesz występował :). Żeby było w temacie, moim celem jest spędzanie jesieni i zimy w temp. nie mniejszej niż 20 stopni C. Pozdrawiam

    1. Maja, dzięki za odwiedzenie fridomii oraz za miły komentarz. Polecam Ci moją książkę “Zarządzanie najmem. Poradnik dla właścicielek mieszkań na wynajem”. Książka jest dostępna m.in w sklepiku na stronie Mzuri. Alternatywnie możesz rozważyć przekazanie swoich mieszkań pod opiekę Mzuri i wtedy w ogóle nie będziesz musiała się szkolić w tym temacie, a jesienie i zimy spędzać właśnie tam gdzie jest cieplej, czego Ci oczywiście gorąco życzę.

      PS. W tej chwili jestem w trakcie czytania jednej z książek Jakuba B Bączka – “25 Miniemerytur”. Gdy ją skończę, to zamieszczę jej recenzję na fridomii.

      1. dzięki za wskazanie książek :), jako że szybko działam już mam w domu : Mieszkania na wynajem…” i ” Pomysł do wynajęcia” – kupiłam na intuicję :). Jak skończę „25 Miniemerytur” – jestem przy końcu i bardzo żałuję, że już:) , to zaraz zabieram się za Twoją książkę ii wierzę, że znajdę w niej dużo inspiracji. Jak się doededukuję , to rozważę propozycję opieki Mzuri :)

        1. Rafał, dzięki, że pytasz. Recenzje książek, które przeczytałem i uznałem, że warto polecić znajdziesz w zakładce “Co ostatnio czytaliśmy”.

          Przyznam, że mam zaległości w referencjach bo nie wrzucałem tam ostatnio czytanych książek. Nie jestem pewien, ale chyba nikt z Fridomiaków jeszcze nie przesłał nam recenzji książki wartej przeczytania.

  12. Sławku, niezależnie od tego czy nieruchomości są Twoim celem a może pasją czy też nie, temat przychodów z wynajmu jest biznesem nad którym pochyliłeś się kompleksowo jako pierwszy w Polsce.

    Twój pomysł na życie (emeryturę) wywołał efekt kuli śniegowej i nie dość że masz coraz więcej naśladowców w biznesie, to jeszcze – jak twierdzi przytoczony artykuł – są oni coraz bardziej profesjonalni:

    http://www.reas.pl/komentarze/mlode-pokolenie-polakow-sprowadza-do-polski-zagranicznych-inwestorow

    1. Endeg, cieszy mnie to, że moja idea budowania wolności finansowej znajduje wielu naśladowców – wszak o to właśnie mi chodziło gdy zacząłem pisać książki, robić prezentacje, udzielać wywiadów, itd. A inwestorzy instytucjonalni wchodzą bo widzą, że stopy zwrotu są tu dużo wyższe niż w Europie Zachodniej i mogą być nawet wyższe niż w komercji:-)

  13. hej!

    dla mnie zabrzmialo to jak okreslenie ‘chodze do roboty bo musze’ – zreszta straszne jest to zdanie.

    dla mnie nieruchomosci sa pasja, zainteresowaniem, celem, przyjmnoscia. Po prostu je lubie:)
    nie moglbym miec z nimi stycznosci jak bym nie mial z tego przyjmnosci. nie mowie o PLN, to efekt koncowy.

    sadzielm ze tu wiecej osob lubi/pasjonuje sie nieruchomosciami a tu prosze zimny, wyrafinownya cel bycia rentierem…a nieruchomosci to tylko produkt jak kazdy inny futures, certyfikat, czy co tam jeszcze innego:)

    pzdr
    flow

    1. Flow, być może jest to kwestia różnych definicji słowa “pasja”. Nieruchomości lubię, zresztą tak jak wiele innych rzeczy. Szanuję je. Ufam im. Są dla mnie bardzo ważne. Niemal tak ważne jak jedzenie czy powietrze. Nie wyobrażam sobie życia bez nich, tak samo jak życia bez rąk czy nóg, choć wiem, że dałbym w razie czego radę.

      Ale od tego do pasji jest wg mnie jeszcze daleka droga. Gdy jestem w Warszawie, to codziennie na śniadanie jem płatki owsiane. Jem je bez przerwy od ponad 25 lat. Codziennie. Szanuję je, nawet nieco lubię, ufam, że są dla mnie zdrowe, ale czy są one moją pasją?

      A czy Ty, po osiągnięciu pełnej wolności finansowej, wybrałbyś właśnie nieruchomości gdybyś mógł wybrać tylko jedną pasję do realizacji? Nie podróże? Nie naukę gry na fortepianie? Nie prowadzenie szkółki piłkarskiej w pobliskim przedszkolu? Nie poznawanie holenderskiej szkoły malarstwa? Nie opera? Nie nauka języka wietnamskiego? Nie medytacje? Nie wszystkie inne możliwe opcje?

      Moją pasją jest poznawanie życia (w tym podróżowanie) oraz wspieranie wolności finansowej Polek i Polaków (do tego potrzebne są nieruchomości:-)

    2. To tak, jak z przyjaciółką, żoną i kochanką.
      Na przyjaciółce można polegać, ale nie wchodzi się z nią w relacje intymne. Z żoną planuje się przyszłość i dzieci. Kochanka natomiast jest ekscytująca – pozwala poczuć dreszczyk emocji.
      Jak te trzy cechy połączą się w jednej kobiecie, wówczas budzi się prawdziwa, głęboka namiętność.

      Nieruchomości, to jest taka przyjaciółka, na której się polega, że nie zawiedzie ;)

      1. Małgosiu, jak przeczytałem pierwsze zdanie Twojego komentarza, to nieco – przyznam – się zdziwiłem. Ale z konkluzją już się w pełni zgadzam!!! Dzięki za tę bardzo trafną analogię:-)

        Jestem przyjacielem (a nie namiętnym pasjonatem:-) nieruchomości. Nieruchomości są moimi wiernymi przyjaciółmi. Towarzyszą mi od lat. Wspierają mnie oraz to co dla mnie najważniejsze (czyli wolność). Dają mi wiele ważnych lekcji życiowych. Pomagają mi stawać się lepszym ekspertem. Cenię je, szanuję, ufam im i wiem, że mogę na nich całkowicie polegać. Aż do mojej śmierci. A nawet wtedy gdy umrę, to dalej będą mi pomagały dbać o tych, na których mi zależy.

        One we mnie też mają prawdziwego przyjaciela, który je rozumie. Który ich nigdy nie zdradzi, nie zrani, nie porzuci. Który zawsze będzie dobrze o nich mówił i promował je wśród swoich znajomych i przyjaciół. Który będzie im pomagał stawać się lepszymi (każdy remont kamienicy Mzuri CFI o tym świadczy:-). Który będzie im wybaczał jakieś drobne błędy czy potknięcia (typu marudny, niepłacący najemca, pustostan, ewentualne zmiany podatkowe). Który pozostanie na dobre i na złe (czyli pomimo wzlotów i ewentualnych upadków wartości rynkowej:-).

        Tak, w moim przypadku, nieruchomości wypełniają chyba wszystkie (bez wyjątku) znamiona przyjaźni.

        Pasja – podobnie jak namiętność, podobnie jak inne gorące uczucia – może kiedyś wyblaknąć, schłodzić się lub nawet całkiem zniknąć. Przyjaźń jest zwykle czymś o wiele trwalszym. Być może “przyjaciel” nie brzmi tak sexy jak “pasjonat”. “Pasja” jako uczucie też lepiej się sprzedaje marketingowo, a “przyjaźń” to przecież dość żmudny, wieloletni proces.

        Przypomniały mi się pytania – wiele lat temu – dziewczyn, które próbowałem poderwać. “To kim ja dla Ciebie właściwie jestem?”. Pamiętam popłoch w jaki wpadałem słysząc takie pytanie. “Jest nam fajnie, po co od razu definiować nasze relacje?” – to chyba defaultowa odpowiedź każdego faceta w takich sytuacjach. Ale teraz widzę, że warto czasami dodefiniować relację.

        Małgosiu, ogromne dzięki za to, że pomogłaś mi doprecyzować moją relację z nieruchomościami. Chciałbym Cię za to zaprosić na lunch lub na kolację. Dasz się może zaprosić w najbliższym czasie?

        1. Miło mi. :) Dziękuję za zaproszenie, ale… jeszcze mi do wolności trochę brakuje i grafik mam dość napięty w najbliższym czasie, więc nie umiem się określić czasowo.
          Będę jednak pamiętała o zaproszeniu. :)

        1. Nibul, by być fair wobec Fridomiaczek, problem selekcji dotyczy w równym stopniu … mężów. W przypadku złego wyboru, rozczarowanie może być równie duże:-)

    1. Pamela, nie jestem pewien czy dobrze rozumiem Twoje pytanie. Jeśli szukasz firmy w Krakowie, która obsłuży najem Twojego odziedziczonego mieszkania, to proponuję kontakt z Mzuri.

      Telefon do Biura Obsługi Klienta Mzuri to 533 813 003; lub mailowo info (małpka) mzuri.pl

  14. Slawku takie pytanie mam …Czy zdarzyło Ci się mieszkanie które powiedzmy było pechowe same awarie ,nie przemyślana lokalizacja którego się pozbyles bo był z nim poprostu problem ?? Oraz drugie wiem miało być jedno …czy zrobiłeś kiedyś aneks kredytu np poszedles do banku mówiąc ” mam 40 mieszkań na kredyt ale chce jeden na lepszych warunkach “

    1. Sebciu, odpowiadając na Twoje pytania. Tak, zdarzyły mi się słabsze mieszkania. Piszę o tym w swojej książce “Mieszkania na wynajem. Moja droga do wolności finansowej”. Zachęcam do lektury, znajdziesz tam wiele informacji nt szczegółów mojej strategii inwestycyjnej.

      A jeśli chodzi o kredyty, to odkąd na polskim rynku zaistniał BIK, nie możliwe było wzięcie kredytu na zakup tak wielu mieszkań przez osobę fizyczną. W Polsce nadal nie mamy kredytu typu buy-to-let, więc banki udzielając kredytu nie rozróżniają celu, na jaki jest kredyt zaciągany i oceniają zdolność kredytową na bazie zarobków oraz ryzyko koncentracji kredytów udzielonych jednej osobie. Więcej o mojej taktyce finansowania zakupów również w ww książce:-)

      Powodzenia na Twojej drodze do wolności finansowej.

        1. Sebciu, cieszę się z tego, że miałem okazję być Twoim drogowskazem:-)

Skomentuj Endeg Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.