Wojna na Bałkanach w latach 90-tych

Nie znam dobrze historii Bałkanów. Wiem tyle, że po I Wojnie Światowej, powołano Królestwo SHS (Serbii, Chorwacji i Słowenii), a w okolicach 1945 roku, Jozef Broz Tito zdecydował się powołać nowe państwo zrzeszające kilka małych, dotychczas niezależnych, państw bałkańskich – Słowenię, Chorwację, Bośnię, Czarnogórę, Kosowo, Macedonię oraz największą z nich wszystkich Serbię.

Pomysł chyba od początku nie był najfortunniejszy – kraje te różniły się religijnie, kulturowo, gospodarczo. Co gorsze, federacja była mocno zdominowana przez Serbię. Bogatsze kraje północy Jugosławii narzekały, że muszą dotować mniej rozwinięte części południa kraju. Ale póki żył Tito to mocną ręką (i dzięki mocnej armii) trzymał wszystko krótko za twarz. Pomagała mu też dużo bardziej liberalna polityka gospodarcza i emigracyjna niż w innych krajach demoludów (dawnego RWPG). Jugosłowianie mogli wyjeżdżać za pracą do Niemiec, Austrii, Włoch, tamtejsze firmy też chętnie w Jugosławii inwestowały. Jugosławia na tle pozostałych krajów Bloku Wschodniego błyszczała.

Aż do śmierci Broz Tito. Ruchy odśrodkowe zaczęły być coraz głośniejsze więc rządy w Belgradzie zaczęły być coraz ostrzejsze. Wybuchły liczne wojny separatystyczne. Pierwsza uwolniła się spod Jugosławii Słowenia. Była dość daleko od Belgradu i była zdecydowanie najbogatszą częścią Jugosławii. Próba powstrzymania niepodległości Słowenii trwała tylko nieco ponad tydzień.

Potem wybuchła wojna z Chorwacją. Serbia podburzyła Serbów mieszkających w Chorwacji, przy granicy z Serbią oraz wzdłuż chorwackiej granicy z Bośnią i Hercegowiną i Chorwacja na długi okres (ok 7 lat) straciła kontrolę nad ok 1/3 swojego terytorium. O bombardowaniu Dubrownika pewnie wielu z Was wówczas słyszała. Podobnie głośno było o oblężeniu Osijeka oraz o zbombardowaniu Vukovaru – oba miasteczka we wschodniej, wysoce zindustrializowanej części Chorwacji, Sławonii, leżącej nad Dunajem.

Ostatnio odwiedziłem – po raz pierwszy w życiu – tę część Chorwacji. Rozmawiałem z kilkoma przypadkowo spotkanymi osobami o tym jak wyglądała tutaj wojna – pani w moim wieku pracująca na poczcie, młody chłopak pracujący w informacji turystycznej, jeszcze młodsza kelnerka w barze.

Z liczącego ok 120 tyś mieszkańców Osijek’a, pozostało w mieście w czasie oblężenia tylko ok 20 tyś osób, w większości mężczyzn. Część (ok 2 tyś) poległa, ale większość po prostu uciekła z miasta (najczęściej kobiety z dziećmi). Te 20 tyś osób, które nie chciały uciekać, pozostało by nie dać miastu upaść. Mladislav (rocznik 1981, pracownik informacji turystycznej) opowiedział mi, że jego mama zabrała wraz z siostrą na wieś. Zostawił w mieście swojego przyjaciela, Serba oraz tatę.

Nie spytałem go o to co się stało z rynkiem najmu w tym czasie (nie sądziłem, że byłoby stosowne przerywanie jego opowieści “pierdołami”), ale powiedział mi wiele ciekawych rzeczy. Jak to, że armia jugosłowiańska lub rebelianci, codziennie ostrzeliwali miasto mniej więcej o tych samych porach, najczęściej pomiędzy godz 17:00 a 22:00. I to, że mieszkańcy miasta następnego dnia, od samego ranka, starali się ponaprawiać to co zostało przez noc zniszczone – ponaprawiać tynki, dachy, uzupełnić linię tramwajową.

Mladislav podkreślał, że wszystkim bardzo zależało na tym, by normalnie funkcjonowały w mieście tramwaje. Było to uznawane za element świadczący o “normalności” miasta w tych nie normalnych czasach. Ludzie okazywali sobie nawzajem dużo solidarności. Nie słyszał o przypadkach szabrowania opuszczonych domów.

“Jak jest z tą solidarnością dziś?” – zapytałem go. Tak jak w każdym innym zachodnim mieście. Ludzie przede wszystkim dbają o swój własny interes. “A jak wyglądają dziś relacje z Serbami?” – dopytywałem. Normalnie, nie można z sąsiadem źle żyć. Zależymy od siebie nawzajem. Mlad powiedział, że Serbowie to nadal ok 5% populacji Chorwacji.

Rozmawiałem też ze starszym gościem – właścicielem sklepiku z pamiątkami – który przez wiele lat mieszkał poza Chorwacją, m.in w Barranquilla w Kolumbii (był zaskoczony tym, że dość dobrze znam to miasteczko:-). Mówił podobnie jak Mlad i dodał, że powinniśmy się w Polsce cieszyć z tego, że nie doświadczamy wojny, ale przestrzegał przed pogłębianiem podziałów w naszym społeczeństwie. Nie można dopuszczać do przelewu krwi w imię widzimisię polityków.

O wojnie rozmawiałem też z 42-letnią Bośniaczką w Sarajewie. Amira, choć jest Muzułmanką, to nosi się bardzo europejsko – w letniej sukience tylko na cienkich ramiączkach, odsłaniającą dużą część jej ciała. Mówiła bardzo mądrze i dojrzale o tym jak sąsiedzi, którzy dobrze i zgodnie ze sobą dotąd żyli, którzy się lubili, wzajemnie odwiedzali, nagle zaczęli patrzeć na siebie spode łba. Jak zrywali ze sobą relacje. Jak czasami nawet zaczynali walczyć po dwóch różnych stronach konfliktu. Jak przestawali czuć się bezpiecznie w swoich własnych domach. Jak jedni przed drugimi uciekali. Dziś znów mieszkają po sąsiedzku, niby jest między nimi zgoda i pokój, ale ile lat, pokoleń potrwa to by odbudować normalność.

Stracić ją można szybko, ale odbudować?

Dopiero jakiś czas po rozmowie z nią, zacząłem się zastanawiać co dokładnie przydarzyło się Amirze gdy wybuchła wojna w Bośni (miała wtedy kilkanaście lat). Mówiła dość spokojnie, ale w jej oczach widać było duży smutek i pewną mroczną (chyba) tajemnicę. Z drugiej strony, była dość otwarta i pewnie gdybym został by porozmawiać z nią dłużej, może i o tym by mi opowiedziała. A może lepiej, że tego nie wiem? Wojna to okropność, którą ludzie serwują ludziom. Udało mi się przeżyć 52 lata bez doświadczenia wojny i mam nadzieję, że umrę nie do końca uświadomiony w tym bardzo mrocznym aspekcie ludzkości.

Mam nadzieję, że w naszym rosnącym zacietrzewieniu politycznym, nie dopuścimy do osłabienia międzynarodowej pozycji Polski i nie zwiększymy ryzyka powrotu wojny na terytorium naszego kraju. Tym, którzy mogą mieć wątpliwości co do tego jak ważny jest pokój, radzę wyjazd edukacyjny do Donbasu, albo – jeśli obawiałby się o swoje własne  bezpieczeństwo – to przyjazd na Bałkany. Tu pamięć o okropnościach wojny jest nadal bardzo, bardzo świeża.

Ale oczywiście nie chcę się kreować na speca od Bałkanów, zwłaszcza Zachodnich. Byłem tu zaledwie kilka (może kilkanaście?) razy i nigdy na dłużej niż na kilka dni, tydzień-dwa. Wiem, że są Fridomiacy, którzy dużo lepiej ode mnie czują ten rejon – będę Wam bardzo wdzięczny za skorygowanie/uzupełnienie moich obserwacji.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

8 Responses

  1. Niedawno czytałem dwie dobre książki o Bałkanach:

    – “Bałkanskie upiory” Robert Kaplan – opisuje podróż po Bałkanach i sposób pokazuje jak bardzo zagmatwana jest historia ludzi je zamieszkujących: Chorwatów, Serbów, Albańczyków, Muzłumanów itp. Muzłumanów przez duże “M” bo tam są traktowani jako osobny naród. Często zatargi sprzed kilkuset lat ciągną się do dziś.

    – “W oblężeniu” Barbara Demick – opowiada historie ludzi z oblężonego Sarajewa. Pokazuje w straszny sposób czym są walki w mieście

    1. Rafał, dzięki za rekomendacje książek o Bałkanach. Wprawdzie rzadko czytam książki o podróżowaniu – wolę sam podróżować – ale po te może sięgnę.

      A Muzułmanów pewnie pisze się przez duże “M” z tych samych powodów, co Chrześcijan przez duże “C”?

      1. Racja, żadna książka nie zastąpi choćby jednego dnia na miejscu :) Chyba, że ktoś jedzie tylko pić to wtedy nawet dwa tygodnie nic nie dadzą :)

        Może mówi się “chrześcijanie” ogólnie na wyznawców religii, a “Chrześcijanie” gdyby mieli gdzieś odrębne państwo albo nie lubili się z sąsiadami. Ledwo co miałem tróję z j. polskiego więc nie jestem pewien :)

  2. Cześć Sławku,
    szkoda że wcześniej nie wiedziałem że się wybierasz w te rejony. Opisz proszę którędy jechałeś, z opisu wynika że Osijek, Sarajevo, pogranicze Bośni i Czarnogory (byłeś może w Trebinje?) Herceg Novi , Kosovo Skopje, Niś, Subotica lub odwrotnie?
    Wracając do Twoich informacji, generalnie są prawdziwe aczkolwiek jest również trochę stereotypów. Ja zapewne nie jestem obiektywny, ale poniżej podsyłam link z którym w większości się zgadzam.
    http://www.academia.edu/12943804/WP%C5%81YW_ANTYSERBSKIEJ_KAMPANII_MEDIALNEJ_PODCZAS_ROZBICIA_JUGOS%C5%81AWII_NA_OBECNY_WIZERUNEK_SERBII_I_CHORWACJI
    Ciekaw jestem jak zachowalibyśmy się my, gdyby u nas jakaś część Polski chciała uzyskać np więcej swobód?
    Wracając do Twoich spotkań z ludźmi to rzeczywiście jest jak piszesz, a u nas coraz rzadziej można pewne zachowania zobaczyć. Podam i ja parę przykładów, kiedyś złapałem kapcia to natychmiast stanęło parę samochodów z pytaniem czy mogą pomóc a jak raz w Polsce zatrzymałem się z podobnym pytaniem to gościu zamknął się w samochodzie z obawy..
    Innym razem był wypadek na autostradzie i nie chcąc czekać pojechałem za miejscowymi lokalnymi drużkami aby go ominąć. Nagle okazało się że we wsi jest wesele i wszyscy którzy się pojawili automatem byli zapraszani. Ledwie się “wywinąłem” ponieważ musiałem dalej jechać autem…
    Zapewne dla nas to nie ma znaczenia , ale podziały są tam i dalej bardzo widoczne, np Amira którą spotkałeś w Srajevie , wśrod swoich jest nazywana “boszniaczką” (tak siebie nazywają muzułmanie zamieszkujący BiH). Nie zapominajmy że BiH składa się jeszcze z tzw Republiki Serbskiej oraz Hercegowiny (zarządzanej w większości przez Chorwatów) która stanowi Federację z muzułmanami (boszniakami) W praktyce jest 3 państwa w ramach jednego, gdzie prezydencję BiH rotacyjnie pełnią przedstawiciele każdego z “entitetu” a każde z pseudo -państewek ma swój parlament, rząd etc – katastrofa!
    Myślę że z rozpadu Jugosławii można wyciągnąć również inne wnioski. Oni nieraz twierdzą że byli taką mini UE, ale nacjonalizmy a po śmierci Tity i ekonomia doprowadziły do wojny.
    Myślę, że niestety trzeba równiez stwierdzić że w dużej mierze była to wojna religijna a tym samym każdej ze stron “pomoc” nieśli “sojusznicy”. Zapewne zauważyłeś ile w okolicach Sarajeva powstało nowych džamiji, tego jeszcze 15 lat temu nie było.
    Bardzo mi się podoba Twoje stwierdzenie o naszym zacietrzewieniu politycznym, gdyż nie wyobrażam sobie co by u nas się działo, gdybyśmy rzeczywiście mieli jakąś znaczącą mniejszość narodową.
    W innym miejscu wspominałeś o Skopje, tak się składa że dość dobrze znam zasady funkcjonowania tego państewka od środka. Przez ostatnich ponad 10 lat rządzili “prawdziwi” Macedończycy. Efekt polityki patriotycznej widać jak na dłoni właśnie na głównym placu w Skopje!
    Takiej makabreski chyba nigdzie nie ma, a ile przy okazji budowania pomników można było zarobić dla swoich…
    Kosovo i Czarnogóra to opowieść na posiedzienie przy .. winie (np macedońskim)!
    Pozdrawiam

    1. Sławek, dzięki za Twój wgląd w bałkanskie relacje od środka. Umówię się z Tobą i specjalnie przyjadę do Belgradu w dogodnym dla Ciebie terminie i może razem pojedziemy w Twoją najbardziej ulubioną część Bałkanów (tak z ciekawości: która by to była część?)

      Tym razem do mojego wyjazdu na Bałkany doszło dość spontanicznie. Trasa? Z Budapesztu (gdzie byłem na mistrzostwach pływackich i wyścigach F1) pojechałem do Skopje przez Palić, Suboticę, Novi Sad i Niś. Ze Skopje do Prisztiny i stamtąd do Podgoricy. Potem Sarajevo i przez Zenicę i Doboj do Osijieku i Vukovar. I stamtąd przez Węgry i Słowację z powrotem do Polski.

      W sumie prawie 3000 km, które udało mi się przejechać bez nawigacji czy nawet porządnej mapy. Tylko raz – gdzieś na granicy Czarnogóry oraz BiH, gdzieś za Żabijakiem – trochę pobłądziłem i pojechałem okrężną drogą. Ale w sumie nie żałowałem, bo po drodze mijałem bardzo klimatyczne wioski, a samą granicę przekroczyłem gdzieś w wysokich górach (w Malince? czy jakoś tak).

      Dodam, że przez te ponad 2 tygodnie podróży, miałem wyłączony telefon i zorientowałem się dopiero pod koniec wycieczki. Totalne odizolowanie się (nie licząc czasochłonnych dyskusji nt aktywności obywatelskiej w Polsce:-)

      Miałem też przygodę podobną do Twojej. W którymś momencie zatrzymałem samochód na poboczu by dostać butelkę wody z bagażnika. Trwało to pewnie krócej niż minutę, a i tak zdążyły się zatrzymać dwa różne samochody by zapytać czy w czymś mi nie pomóc:-)

      Dzięki też za ciekawy artykuł nt działań PR-owych Chorwacji oraz BiH (oraz braku takowych po stronie Serbii). Z pewnością ma to ogromny wpływ na odbiór tego konfliktu przez świat zewnętrzny. Marketing polityczny w wymiarze międzynarodowym (w odróżnieniu od tego skierowanego na konsumpcję wewnętrzną) jest dziś chyba w Polsce mało doceniany. A szkoda.

      Podsumowując, w wyniku tej wycieczki uzupełniłem sobie nieco wiedzy, dokonałem porównań z Bałkanami sprzed 12-15 lat, ale wcale nie zaspokoiłem swojej ciekawości. Mogę powiedzieć, że mój apetyt na Bałkany wręcz wzrósł:-)

    2. Sławek, jeszcze jedna moja obserwacja z Bałkanów. Nie wiem czy się ze mną zgodzisz.

      Zaskoczyła mnie liczba kobiet (w każdym wieku) na ulicy, które były wyższe ode mnie. Sam nie jestem jakimś wielkoludem (kiedyś liczyłem sobie 180 cm wzrostu; ile dziś mierzę – nie wiem, bo człowiek na starość zaczyna się kurczyć), ale mimo to nie jestem przyzwyczajony do spotykania wielu kobiet wyższych ode mnie.

      Słowianki bałkańskie są chyba jednymi z wyższych kobiet na świecie, które mogą chyba konkurować z Holenderkami. Ale od tych drugich różnią się drobną – mimo wysokiego wzrostu – figurą. Słowianie bałkańscy też są odpowiednio wysocy.

      Czy to może być jednym z sekretów ich nieproporcjonalnie (do liczebności populacji) dużych sukcesów sportowych, w szczególności w grach zespołowych typu piłka ręczna, nożna, siatkówka, koszykówka oraz w tenisie?

  3. Jeśli chodzi o przyjazd to zaproszenie jest cały czas aktualne! Myślę że okres wakacyjny nie jest najlepszą porą ze względu na straszne kolejki na granicach, ale wrzesień lub kwiecien-czerwiec są OK.
    Myślę, że jest parę tras i miejsc bardzo ciekawych a u nas nieznanych lub mniej znanych. Np trasa wzdłuż Dunaju ale od Belgradu na dół poprzez Viminacium (graniczne miasteczko Rzymian na Dunaju obecnie odrestaurowywane) poprzez twierdzę Golubac (zginął tam nasz…Zawisza Czarny broniąc Serbów przed Turkami) do pięknych widoków spiętrzonej wody i zapory przed największą elektrownią wodną w Europie- Żelazna Brama na granicy Rumuńsko-Serbskiej.
    Jeśli ktoś wybiera się na wakacje np w okolice Dubrownika to lepiej pojechać właśnie przez Osijek ja dalej częściej jadę poprzez Tuzlę do Sarajeva a następnie Foća-Trebinije. Bardzo ładne miasteczko skąd jest 40 km do Herceg Novi a 30 km do Dubrovnika. Można nawet tam zrobić sobie punkt wypadowy, ponieważ BiH cenowo jest sporo tańsza niżs HR czy MNE. W drodze powrotnej można z Trebinije pojechać np na Mostar, równiez przepiękne widoki w górach. Unika się kosztownych opłat autostrad w HR a ostatnio słuchałem w radio że na bramkach w HR były kolejki 14km!!!
    Swoją drogą, wspominałeś że sporo słuchałeś radia po drodze, czy nie zauważyłeś może, że oni grają min 80-90% swojej muzyki a zagraniczna jest właściwie dodatkiem?

    Z innych miejsc ogólnie znanych typu wybrzeże HR, Sarajevo, Skopje, Belgrad, Zagrzeb czy Novi Sad bez wątpienia podróżując po Bałkanach polecam miasto i jezioro Ochrid w Macedonii (gdzie mieli siedzibę a następnie ruszyli chrystianizować Europę Cyryl i Metody) czy Cetinie (dawna stolica) i Kotor w Czarnogórze.
    Jak ktoś jedzie już do Czarnogóry przez Serbie to warto odwiedzić Zlatibor (takie ich Zakopane) i Drveni grad (wioska Emira Kuśturici gdzie można się i przespać i obejrzeć filmy, czasami spotkać właściciela a widoki przednie link: http://mecavnik.info/gb/

    Jeśli chodzi o wzrost i urodę, hm…
    Gdzieś nawet wyczytałem że kobiety sa chyba 3 lub 4 nacją na świecie jeśli chodzi o wzrost, ale uczciwie mówiąc należy ich podzielić południe Serbii czy Macedonia sa raczej niscy, natomiast okolice morza najwyrażniej wyciąga do góry. Gdzieś lokalnie czytałem że najwyżsi są mieszkańcy Splitu. Jak zauważyłeś większość jest bardzo zgrabna, szczególnie młodych kobiet , oni maja kult ciała.

    Jeśli chodzi o gry zespołowe to pamiętam jak trener Wenta już mówił, że nacje bałkańskie mają pewne predyspozycje do takich gier i trudno się z kimś takim nie zgodzić, chociaż muszę przyznać że to jednak praktyka czyni mistrzem. I tu widzę dużą różnicę, dzieciaki (ale i starsi) u nich bawią sie z piłką między blokami albo w kosza 3×3 właściwie wszędzie, u nas może teraz widzi się sporo na orlikach, ale chłopaki Górskiego nie mieli orlików a wyniki mieli…

    1. Sławek, dzięki za otwarte zaproszenie. Może skorzystam w październiku? (napiszę do Ciebie maila).

      W imieniu wszystkich Fridomiaków dzięki też za wiele cennych podpowiedzi jeśli chodzi o atrakcje turystyczne Bałkan. Wierzę, że się przydadzą przy planowaniu podróży na Bałkany, do czego gorąco zachęcam. Część z wymienionych miejsc znam z poprzednich wizyt, ale o części nawet jeszcze nie słyszałem.

      A co do muzyki, to tak, potwierdzam. Sporo było muzyki lokalnej. Trafiałem też na stacje gdzie dużo się mówiło. Dobre stare radio, którego misją kiedyś było informować, edukować, uwrażliwiać. Dziś misją stała się tylko rozrywka – muzyka stanowiąca przerywniki pomiędzy blokami reklamowymi.

      Hitem stacji radiowych tego lata w Polsce, ale jak się okazało również na Słowacji i na Węgrzech (na Bałkanach też słyszałem po raz dziennie) jest utwór “Despacito”. Nie sądzę by uchował się ktoś kto jeszcze tego nie słyszał. Wprawdzie nie lubię narzucania nam jakiegoś wybranego utworu i czynienie z niego przeboju lata, ale ta piosenka ma dla mnie specjalne znaczenie.

      Jak będziecie ją słyszeć następnym razem, to zwróćcie uwagę na słowo “suavecito”, które pojawia się w refrenie. “Suave” to w jezyku hiszpańskim (ale też angielskim) – “gładki”, “smooth”.

      W odległych czasach moich studiów w Warszawie, przyjaciółkom mojego kolegi z pokoju w akademiku (Miguel pochodzi z Kolumbii) moje imię kojarzyło się właśnie z tym słowem. Nazywały mnie pieszczotliwie właśnie “Suavecito”:-) Latynosi lubią zdrobnienia imion – Miguelito, Joselito, Germanito, no i też Suavecito.

      Co ciekawe, “Despacito” to nie pierwsza latynoska piosenka, w której słyszę swoje imię w wersji latynoskiej:-)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.