“Moja droga do wolności finansowej” … idzie do druku:-)

Z lekkim opóźnieniem, moja kolejna książka “Mieszkania na wynajem. Moja droga do wolności finansowej” idzie wreszcie … do druku.

Pomysł książki pojawił się gdy podczas wielu spotkań z Fridomiaczkami, Mieszkanicznikami czy ze studentami na uczelniach w całej Polsce, pojawiają się pytania o moją strategię. “Sławek, a jakie ty mieszkania kupujesz”, “a jak je finansujesz?”, “a za ile wynajmujesz”, “czy kupujesz za granicą”, “jak ważna jest dla ciebie lokalizacja”, “czy kupujesz też w blokach z wielkiej płyty, które mogą się wkrótce rozsypać” itp W tej książce znajdziecie odpowiedzi na te oraz na ponad 50 innych pytań. Zebrałem je w 9 rozdziałów.

Jest to niewątpliwie najbardziej osobista z trzech moich dotychczas wydanych książek. Zaczynam od wczesnego dzieciństwa. Oczywiście nie kupowałem wówczas jeszcze mieszkań na wynajem, ale ćwiczyłem – już wtedy – pewne kluczowe umiejętności, niezbędne do zbudowania i następnie do utrzymania wolności finansowej. Gdy kilka miesięcy temu zadałem Wam pytanie o to co byście chcieli by pojawiło się w tej książce, jeden z Was zapytał “czy moja rodzina wspierała mnie w budowaniu wolności finansowej?”. Początkowo chciałem to pytanie pominąć, bo wydawało mi się zbyt osobiste i mało istotne dla sytuacji w każdej z Waszych rodzin. Ale po zastanowieniu się nad nim, zdecydowałem się na to pytanie też odpowiedzieć.

Gdy mówię o tym co robiłem na przestrzeni ostatnich lat, to z konieczności wspominam też o mojej byłej żonie, Ani. Na szczęście nawet po rozwodzie pozostajemy w bardzo dobrych, przyjaznych relacjach i Ania zgodziła się nie tylko przejrzeć książkę pod kątem tego czy jakichś zapisów by sobie nie życzyła (nie miała uwag:-), ale nawet napisała do książki przedmowę. Nieco słodko-kwaśną. Nie zmieniłem w niej ani jednego słowa.

Co jeszcze? Książka będzie miała podobną do poprzednich okładkę ( a jakże by inaczej, pomarańczową:-)), ale z pewną niespodzianką. Jaką? Zapomniałem… :-)

Mam nadzieję, że zechcecie do niej sięgnąć. Dla części z Was może tam być trochę powtórek z tego co już ode mnie słyszeliście lub co już gdzieś wcześniej napisałem. Ale mam nadzieję, że mimo to, znajdziecie na jej stronach coś nowego, choć jedną inspirującą dla Was myśl. I mam nadzieję otrzymać kiedyś choćby jeden komentarz, jak ten poniższy, bardzo dla mnie miły, otrzymany dziś rano od pewnego małżeństwa Polaków z Anglii. Dotyczy on książki “Wolność finansowa dzięki inwestowaniu w nieruchomości”

“Witaj Sławku,
To niesamowite że nas pamiętasz :-) Tak pochodzimy ze Szczecina.
 Dziękuje za błyskawiczny odzew. Powiem Ci , że wstyd mi za tą całą konsumpcję którą dotąd uprawiałem. Po przeczytaniu Twojej książki przejrzałem na oczy. Myśle że powinieneś wydawać następne w miare zbierania doświadczenia i przy zmieniających się nieustannie realiach świata. Gdyby taka książka jak Twoja była obowiązkową lekturą szkolną ,dzieciaki lepiej byłyby przygotowane do funkcjonowania w dzisiejszym świecie”.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

28 Responses

    1. Kamil, przyznam, że na razie nie planowałem. Niestety żeby się pojawiła w formie e-booka, to nie wystarczy, że podejmę taką decyzję. Ja to też muszę spowodować, bo nie mam nikogo komu mógłbym coś takiego zlecić.
      Ale jeśli się znajdzie jakiś wydawca z doświadczeniem w wydawaniu e-booków, to czemu nie? Natomiast ja teraz nie będę miał czasu/chęci szukać:-)

    1. Pio, j.w. Ja jestem człowiekiem starej daty i bardziej zależy mi na wydaniu papierowym. Zresztą uważam je za trwalsze. W bibliotece starodruków można znaleźć ksiązki sprzed setek lat. Jest natomiast wg mnie wysoce prawdopodobne, że za 30 lat dzisiejsze formaty e-booków nie będą czytelne dla ówczesnej technologii.

      No ale w końcu książkę napisałem dla Czytelników, a nie dla siebie – ja swoją własną strategię inwestowania mniej więcej znam:-). Więc jeśli pojawi się wiele głosów, że ktoś NIE KUPI wydania papierowego i NIE PRZECZYTA książki dopóki nie pojawi się w wersji elektronicznej to pewnie coś zacznę kombinować:-) Ale nawet jeśli, to nie szybko, bo mam teraz inne – wydaje mi się, że ciekawsze – rzeczy na głowie:-).

      O jednym z moich najnowszych pomysłów napiszę na blogu “na dniach”. Konsultuję go jeszcze z moją córką:-)

      1. Tak polemizując z Twoim twierdzeniem apropo kompatybilności ebooków, muszę powiedzieć że książka papierowa jest jeszcze bardziej niekompatybilna, bo dużo trudniej ją skopiować. Ebooka zawsze można wydrukować, a w drugą stronę jest dużo trudniej :) Osobiście uważam, że najlepiej aby było jedno i drugie.

        Jak przyjedziesz kiedyś do Gdańska (Zapraszamy!) to pokażę Ci mój czytnik ebooków i mam nadzieję że dostrzeżesz jego korzyści, np. możliwość zabrania w podróż 30 książek zamykających się w łącznym ciężarze 200 gram. To urządzenie doskonale wpisuje się w filozofię minimalistyczną, którą staram się realizować.

        Podsumowując, możesz doliczyć mój głos, za wydaniami elektronicznymi :)

        1. Michał, dzięki za Twój głos oraz za polemikę. Chciałbym się do niej odnieść:
          1. “skopiować”? a czyż to nie jest przypadkiem łamaniem praw autorskich?
          2. czy naprawdę w podróży masz czas na przeczytanie aż 30 książek?
          3. minimalizm kojarzy mi się z pewną wolnością, swobodą. A czy nie sądzisz, że za kilka lat okaże się, że Twój czytnik ebooków już nie jest supportowany i aby mieć dostęp do swoich 30 (czy 330) książek będziesz je musiał kupić jeszcze raz lub ewentualnie jeździć w podróż z dwoma czytnikami.
          Papier mamy od setek lat. Ciekawe jak długo będziemy mieli e-booki? Wiem, że one są dziś jednym z wyznaczników nowoczesności i bycia na bieżąco, ale ja sobie jeszcze poczekam i zobaczę…

        2. Dzięki Tomku. To znaczy że choć jedna osoba przeczyta moje wymysły (słowo “wypociny” jakoś źle mi się kojarzy:-)))

      2. Ja też oczywiście przeczytam Twoją książkę, bez względu na to czy będzie na papierze czy nie. Ograniczanie się tylko do wydań elektronicznych byłoby bardzo.. ograniczające :)

        A odnosząc się jeszcze do Twoich wątpliwości:

        1. Miałem na myśli kopiowanie w kontekście przetrwania danego dzieła – odnosząc się do wspomnianych przez Ciebie starodruków w bibliotekach. Treści kopiowane są cały czas, a kwestia łamania praw autorskich to temat zupełnie oddzielny.

        2. Nie mam :) I rzeczywiście, jak przed chwilą sprawdziłem, nie mam 30 książek w czytniku, tylko 7. Liczba 30 zresztą jest zupełnie przykładowa. Równie dobrze może to być 300. To jednak jest wolność wyboru – parafrazując Steve’a Jobsa – 1000 książek w Twojej kieszeni.

        3. Poszedłbym nawet dalej – on nie tylko stanie się niekompatybliny. Wo ogóle go nie będzie, bo się rozpadnie, zużyje się w nim bateria itd. Nie ma to jednak długoterminowo większego znaczenia, gdyż służy on tylko do czytania, a nie do przechowywania danych.

        “A czy nie sądzisz, że za kilka lat okaże się, że Twój czytnik ebooków już nie jest supportowany i aby mieć dostęp do swoich 30 (czy 330) książek będziesz je musiał kupić jeszcze raz lub ewentualnie jeździć w podróż z dwoma czytnikami.”

        Książek nie kupuje się “na czytnik”. Kupuje sie po prostu wydanie elektroniczne, które spokojnie spoczywa sobie na serwerach w internecie. Raz kupioną książkę mogę czytać na czytniku, ale równie dobrze na komputerze, czy na telefonie komórkowym. Tylko czytniki dają moim zdaniem dostateczny komfort dla oczu, taki jak przy papierowej książce (wynika to z technologii wyświetlacza).

        Rozumiem Twoje podejście oparte na maksymalnie sprawdzonych schematach i w pełni je szanuję. Akceptuję też ryzyko związane z moim podejściem. Po prostu lubię eksperymentować z technologią i z tym związanym stylem życia. Bez względu na to czy to dobrze, czy źle, myślę że ebooków będzie coraz więcej, a książek papierowych – coraz mniej.

        1. Michał, nie masz za co przepraszać. Dążenie do nowinek jest naturalne i stanowi jedno z kół napędowych postępu. To raczej moja postawa przypomina tych, którzy chcieli uchronić świat przed koleją czy maszynami w fabrykach:-)

    1. Jacku, niestety wygląda na to, że na 90% nie będzie ona jeszcze wtedy gotowa. Zgłaszałem to Radkowi, ale on zaproponował by mimo to nie przesuwać zaplanowanego spotkania np na 10 października gdy książka będzie na 99,99% pewności gotowa.
      Tak więc będziemy książkę – najprawdopodbniej – omawiać “na sucho” :-)))

  1. Liczę na specjalną dedykację :-)

    I cieszę się, że wreszcie napisałeś książkę, od której tak naprawdę powinna zaczynać się nasza historia znajomości :-) Znajomości tematu oczywiście :-)

    Wbrew pozorom rodzina, jej wsparcie lub chociażby nie przeszkadzanie, to szalenie ważny aspekt budowania dokładnie wszystkiego! Wiele osób na wstępie czuje się przegranym, gdy współmałżonek nie wierzy w strategię, nadmiernie wydaje ciężko zarobione pieniądze i ma postawę jedynie roszczeniową. A zapewniam, że takich związków jest wiele. Za każdym sukcesem mężczyzny stoi mądra kobieta i odwrotnie. Dlatego przedmowa Twojej mądrej żony (jesteś przecież człowiekiem sukcesu :-):-) to doskonałe dopełnienie tematu. Gratuluję odwagi :-)

    1. Aga-ta, dzięki za gratulacje, rozumiem, że na razie “zaliczkowe”. Mam nadzieję, że uznasz, że mi się one należą również po przeczytaniu ksiązki.

      A to co mówisz było właśnie powodem tego, że jednak podjąłem się wyzwania publicznego opisywania moich relacji rodzinnych. Mam nadzieję, że kiedyś komuś się to może do czegoś przydać:-)

  2. Wsparcie współmałżonka w moim przypadku to rzecz nieodzowna.Bez tego nadal byłbym zaciemniałym konsumentem…
    Domyślam się że było Ci emocjonalnie ciężko opisywać te sprawy ,ale relacje z bliskimi są podstawowym problemem podczas ustalania wspólnie strategii finansowej dla rodziny.Uważam to za pierwszy powód dlaczego sięgne po tą książke.

    1. Tomku, masz rację, czasami bywa trudno. W przypadku moim i mojej żony, żadnych większych dramatów nie było. Było mi trudno raczej nie z powodów emocjonalnych ile z powodów … “technicznych”. Czyli dlatego, że (a) nie lubię mówić o swoich osobistych sprawach, (b) nie mam jasności gdzie sam bym chciał postawić granicę prywatności dla siebie, (c) tym bardziej trudno mi było uznać gdzie jest granica prywatności pozostałych członków mojej rodziny
      Tak czy inaczej miłej lektury jak już książka będzie dostępna

  3. Najczęstsza sytuacja z rodziną jest niestety taka, że małżonek nie wierzy w inwestowanie w mieszkania, hamuje, jest tradycjonalistą, boi się, zgłasza liczne zastrzeżenia, sprzeciwia się itd. Rzadko kiedy jest pełne zrozumienie i wsparcie.

  4. Sławku, jeśli będziesz kupował bilet do Londynu na październik, to nie zapomnij wykupić bagaż główny :) Podejrzewam, iż wiele osób będzie zainteresowanych Twoją książką w wersji papierowej, w której istnieje możliwość zamieszczenia dedykacji :)
    Pozdrawiam i do zobaczenia wkrótce

  5. Sławek ludzie Cię męczą różnymi formami książki, więc ja zapytam czy zrobisz swoją książkę w formie audiobooka – najlepiej gdyby czytał to autor ;-) lubię słuchać książek w samochodzie.

    taki żart

    1. Raldek, dzięki za podpowiedź. Rozmawiałem już o audiobooku m.in. z Adamem, liderem Stowarzyszenia we Wrocławiu, który jak pamiętacie stracił wzrok.

  6. Super! mam nadzieję ze niebawem będę miał okazję przeczytać książkę. Uwielbiam nieruchomości i uwielbiam książki z nutom autobiograficzną, więc podejrzewam że bez względu na objętość dosyć szybko trafi na półkę “przeczytane” :)

  7. Takie książki raczej niewielu ludzi przekonają. Z moich obserwacji wynika że albo się ROZUMIE że budowanie kolumny aktywów (więc niezależności finansowej) wymaga skromnego życia i systematyczności w inwestowaniu albo się tego NIE ROZUMIE. Dla tych co rozumieją, żadna książka nie jest potrzebna – oni to wiedzą. Ci którzy nie rozumieją – przeczytają, niby przytakną, zgodzą się – i dalej będą robić swoje, tj. konsumować bez opamiętania, brać kredyty na drogie samochody, podróże, gadżety itp. Oczy otworzy niewielu.

    Jest jeszcze jedna kategoria ludzi: ci którzy może nawet autentycznie rozumieją jak świat działa ale nie chce im się. Wolą tu i teraz przyzwoite życie na kredyt – z pełną zależnością od pracy niż w odległej przyszłości pełna niezależność finansowa. To trochę przypomina nałogowych palaczy, którzy wiedzą że to szkodzi, że kosztuje forsę i że śmierdzi – ale całkiem świadomie mówią że palą bo im akurat to przyjemność sprawia.

    1. Paweł! I ty dopiero teraz mi to mówisz?! Gdy już zmarnowałem tyle czasu na napisanie książki? Na dodatek już nawet nie mogę zatrzymać druku, bo już jest w toku. No nic, oddam na makulaturę, to choć trochę wydanych pieniędzy mi się zwróci.. :-)))

      1. No dobra, nie martw sie kupie jeden egzemplarz ;-) Mam trzy pozostale, to i czwarta bedzie ladnie na polce wygladala. Pawel ma jednak troche racji, ze takie ksiazki to jest jak to Anglosasi mowia preaching to the converted ;-)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.