e-booki

Znów cytat z “The Straits Times”. Coraz bardziej mi się podoba ten dziennik. Może bym go sobie zaprenumerował? Mimo, że każde wydanie liczy sobie co najmniej 80 stron (wydanie weekendowe jest jeszcze obszerniejsze), to często zdarza mi się czytać TST od deski do deski, tyle w nim ciekawych informacji. Oprócz merytoryki, dziennikarze często do swoich tekstów przemycają swój typowy, singapurski punkt widzenia dzięki czemu mam lepszy wgląd w to co Singapurczykom w duszach gra.

W dzisiejszym wydaniu, najbardziej – oprócz doniesień z rynku nieruchomości w Malezji – zainteresował mnie artykuł poświęcony książkom. Jest to temat dla mnie aktualny, bowiem co kilka tygodni dostaję zapytanie mailowe o to czy moje ksiażki są dostępne w formie e-booka. Odpisuję zgodnie z prawdą, że nie są, a bierze się to z mojego lenistwa. Miałem nadzieję, że przeczytam coś co ostatecznie mnie przekonana do mobilizacji w kwestii e-booków, ale … nie znalazłem.

Autorka wymienia wiele korzyści książek elektronicznych (wszystkie dość oczywiste i dobrze znane), ale cieszy się z tego, że tradycyjne książki papierowe nie znikają, tak jak ongiś zapowiadano. Wg danych Association of American Publishers (AAP gromadzi dane sprzedażowe od blisko 1200 wydawców na rynku amerykańskim) wynika, że po raz pierwszy spadła sprzedaż e-booków. O 10% w ciągu pierwszych 5 miesięcy 2015 roku w porównaniu do analogicznego okresu roku 2014. Sprzedaż e-booków najbardziej dynamicznie rosła w latach 2008-2010, osiągając poziom 20% udziału w całym rynku książek. Ten procent utrzymywał się przez kolejne 4 lata na niezmienionym poziomie. To znaczy, że w USA nadal tradycyjne książki to aż 80% całego rynku książek.

Dodatkowo ponoć amazon.com ogłosił w ubiegłym tygodniu swoje plany otwarcia aż 400 tradycyjnych księgarń. Amazon ma swoje własne czytniki e-booków oraz ogromną bibliotekę  tytułów w wersji elektronicznej. Rynek książek znają jak mało kto inny. Spodziewam się, że ich marże na e-bookach są dużo wyższe niż marże na tradycyjnych książkach papierowych. Zamiar otwierania przez nich tradycyjnych księgarń może oznaczać, że dostrzegają nadal duży potencjał w tradycyjnej książce papierowej.

A w jakim formacie Wy czytacie książki? Czy sądzicie, że ten spadek  sprzedaży e-booków to tylko chwilowe wahnięcie czy też zapowiedź tego, że ta forma zaczyna przebrzmiewać. Czasami się zdarza, że pojawiają się nowe technologie, narobią sporo szumu (w dobie dzisiejszych mediów ten szum jest jeszcze łatwiej wywołać niż kiedyś) i potem znikają. Czy e-booki też pójdą tą drogą? Czy wręcz przeciwnie, tradycyjne książki spadną do 20%-owego udziału w rynku?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

55 Responses

  1. Mam Kindle (czytnik od Amazona) i kilka książek na nim już przeczytałem. Ale i tak zdecydowanie więcej książek czytam w wydaniach papierowych.

  2. Właśnie dlatego nie przeczytałem jeszcze ani jednej Twojej książki. Mój cały ekwipunek mieści się w jednej walizce i plecaku od kilku lat i pomimo iż uwielbiam papierowe wydania to z przyczyn praktycznych mam tylko kindle. Jeśli kiedykolwiek będą dostępne w formie e-booka to kupię wszystkie. Swoją drogą jeśli co tydzień ktoś pyta o wersje elektroniczną to czy to nie jest wystarczający powód żeby to zrobić? Są już przecież w wersji elektronicznej bo musiały być poddane składowi. Na czym polega trudność nieskonwertowania ich do różnych wersji elektronicznych, a nawet spięcia z amazonem? Amazon ma chyba platformę wspierającą self-publishing.

    1. Voytek, masz rację. Potencjał widzę od dawna. Ale tak jak pisałem, jestem leniwy. Zwłaszcza gdy mam coś robić bo inni tego oczekują, bo nowe technologie, bo trzeba być na bieżąco, bo “nie wypada..”, itp. Nie chcę by zabrzmiało to arogancko, ale czuję się wolnym człowiekiem, w wolnym kraju i nie chcę mieć poczucia, że cokolwiek muszę, cokolwiek powinienem. To mnie demotywuję. Jestem za to bardzo pracowity w realizacji zadań, które sam sobie wyznaczam, np nauka języka chińskiego, zbudowanie solidnej, stabilnej, profesjonalnej firmy zarządzającej najmem, realizacją mojej misji.

      Wolność dla mnie polega m.in na wolności wyboru. Również wyboru tego na co chcę przeznaczać swój czas. Na naukę języka, na odpisywanie na maile, czy też na zmagania z zupełnie dla mnie nową technologią self-publishing. Prawdę mówiąc w ogóle nie zawracałbym sobie głowy żadnymi e-bookami gdyby nie to, że dostrzegam skalę tego zjawiska i to, że mój upór przed tą technologią może ograniczać realizowanie mojej misji wsparcia jak największej liczby Polek i Polaków w osiągnięciu wolności finansowej:-)

      1. Rozumiem doskonale, ja ciągle jestem niewolnikiem “wyboru” bo nie czuję się jeszcze na tyle bezpieczny finansowo żeby rzucić zlecenia i zająć się realizacją własnych projektów. Jesteś dla mnie inspiracją na mojej drodze do wolności Sławku, może nie koniecznie poprzez inwestowanie w nieruchomości tak na 100% (dywersyfikacja), ale na pewno ze względu na kierunek i idologię.

        1. Voytek, dzięki za ciepłe słowa. Cieszę się, że mogę być Twoim drogowskazem na drodze do wolności finansowej. Trzymam życzliwie kciuki. Powodzenia!

  3. Mam Kindle’a (kupionego w 2010 roku) i czytam/czytałem e-booki. Czytałem bo wróciłem do tradycyjnych książek. Z Kindlem próbowałem różnych podeść, nie odczuwam jakiegoś specjalnie dyskomfortu przy czytaniu, ale zauważyłem że z obcowania z papierową książką wynoszę więcej. Lepiej zapamiętywuję treść niż z e-booka. Czytnik jedynie sprawdza się moim zdaniem podczas dłuższych wyjazdów, a ja nie podróżuję na długo. Jedynie rozmiar i waga niektórych książek powoduje że wybieram e-booka, ale tylko raz mi się to zdarzyło, tj. kupiłem e-booka po kupnie papierowej. Książka tradycyjna ma tę zaletę, że jest jednocześnie urządzeniem do czytania, które nie zestarzeje się za X lat, zawsze działa, nie wymaga prądu i zawiera zawsze tę samą treść której nie można podmienić (przynajmniej w niewidoczny sposób). A czytnik tylko wzmaga paradoks wyboru (jak się ma tysiące książek do wyboru, to w efekcie nie wybiera się żadnej), często się przerywa lekturę, rozprasza się no i wzmaga impulsowe zakupy które suma sumarum kosztują nas kupę pieniędzy. A książkę tradycyjna zawsze możemy wypożyczyć i cieszyć się lekturą za darmo.

    1. Tomku, dzięki za podzielenie się swoimi doświadczeniami. Niepokojąco brzmi to co piszesz o możliwości podmiany tekstu książki. Pachnie Dużym Bratem z 1994.

      Słyszałem o podobnej rzeczy, choć nie wiem czy jest to możliwe z punktu widzenia technologii. Otóż amazon prowadzi statystyki dotyczące tego, do której strony książki docierają (średnio) jej czytelnicy. Rozumiem, że jest to możliwe dzięki kindlowi. Firma widać ma możliwość ściągania danych z urządzenia, za które zapłaciłeś i które jest Twoją własnością. Jeśli tak, to byłaby to zdecydowanie zbyt duża ingerencja w naszą prywatność. Jacyś analitycy w obcej Ci firmie wiedzą w którym dniu po zakupie otwierasz książkę. Jak szybko ją czytasz, które fragmenty podkreślasz. W którym momencie przerywasz czytanie i sięgasz po inną pozycję. Komu wysyłasz fragmenty. Na jakie reklamy reagujesz. Które książki warto Ci podpowiedzieć. Jakie książki przeglądasz. I setki innych informacji o Twoich zainteresowaniach, preferencjach, zachowaniach.

      Od tego już niedaleko do kontrolowania Twojego mózgu. Zwłaszcza mając dostęp do danych dotyczących setek milionów innych czytelników. Można dokonywać nieskończenie wiele segmentacji. Budować modele zachowań. Przewidywać zachowania. Eksperymentować na ludziach np podsyłając jednej grupie jakiś bodziec i porównywać z zachowaniami grupy porównawczej, która tego bodźca nie otrzymała.

      Brrrrr, mam nadzieję, że jedynie poniosły mnie wodze fantazji i że Big Data nie ma jednak aż tak wiele wspólnego z Big Brother:-)

      1. Sławku, była już duża afera z Kindlem, bo jak się okazało że wydawca nie miał prawa na sprzedaż książki “1984” Orwela jako ebook, to Amazon po prostu wszystkim usunął zdalnie. Wszystkim tzn. tym którzy ją kupili. Dlatego nie wątpię, że subtelne podmiany treści też są możliwe. A co do statystyk zbieranych przez Amazona to firma się tym oficjalnie chwali jako wsparcie dla pisarzy, którzy mogą pisać “pod statystyki”. Koszmarny pomysł moim zdaniem BTW.

        1. Tomku, dzięki. Nie słyszałem o tym przypadku. Aż się wierzyć nie chce w obecne możliwości technologiczne zdalnego szpiegowania i ciągłego monitoringu. Czy możesz proszę podesłać jakieś linki do wiarygodnych źródeł potwierdzających te doniesienia? Byłbym bardzo wdzięczny.

          Zbieranie statystyk pod potrzeby pisarzy nie wydaje mi się być najgorszym z możliwych sposobów wykorzystywania tysięcy danych dotyczących każdego nabywcy i użytkownika Kindla. Czy Kindla da się kupić anonimowo czy jest wymóg rejestracji tak jak przy zakupie programów Microsoft?

          Wiem, że samo zadanie tych pytań już wystarczy do tego bym się znalazł w kręgu podejrzanych, kandydatów do ścisłego monitorowania:-) Z punktu widzenia Wielkiego Brata najlepsi są pasywni, bierni konsumenci produkowanych dóbr, informacji, rozrywki, nie wnikający zbyt głęboko w mechanizmy rządzenia:-)

        2. Subtelne podmiany to może niekoniecznie, ale ja miałem wymienioną jedną książkę kupioną w Amazonie (nie pamiętam tytułu). Pojawił się komunikat, że jest nowsza wersja (w której usunięto błędy) i mam możliwość jej pobrania.

          Jako że udział książek nabytych przeze mnie w Amazonie jest niewielki w porównaniu z tymi kupionymi w polskich księgarniach, to mogę stwierdzić że Amazon póki co raczej nie ma możliwości zdalnego usunięcia z czytnika książki, którą wgrałem sobie sam z poziomu komputera (do zarządzania biblioteką na Kindlu używam Calibre). Ale jeślibym wysłał książkę mailem do chmury Amazonu, to już pewnie to jest możliwe.

          @Sławek – Kindla można kupić “z drugiej” ręki np. przez pośrednika na Allegro

    1. Vanin, dzięki za przypomnienie. Rzeczywiście wydawca moich pierwszych dwóch książek wydał je również w formie e-book’ów.

    2. Wielkie dzięki vanin!!! Jedyne co mnie powstrzymywało przed zakupem przeświadczenie że jest tylko wersja papierowa. Teraz w końcu mogę brać się za czytanie :)

  4. eBooki mają dużą przewagę w przypadkach, kiedy nie da się pójść ot tak do biblioteki albo księgarni, bo np. ktoś jest chory albo przebywa za granicą. Ostatnio, gdy byłem na urlopie w Hiszpanii, dowiedziałem się, że jeden z moich ulubionych autorów wydał akurat nową książkę (po polsku). W kilka minut kupiłem, ściągnąłem na telefon i przeczytałem. Pomijam fakt, że miałem książkę w 3 minuty, a nie już po powrocie z urlopu, to jeszcze odpadły mi koszty przesyłki. Podobna sytuacja może dotyczyć osób przebywających na stałe za granicą lub dużo podróżujących, kiedy to mało praktyczne jest wożenie książek w walizkach.

    Gdy już książka “wciągnie”, to forma fizycznego przedmiotu (książka, czytnik) nie ma żadnego znaczenia.

    No i w przypadku osób niewidomych ebooki mają jednak dużą przewagę, można uruchomić program czytający na głos i odsłuchać książkę.

    Z drugiej strony, osoby dążące do wolności finansowej powinny raczej żyć oszczędnie i korzystać z bibliotek, a nie wydawać pieniądze na książki (i późniejsze ich przechowywanie), a nowo napisane książki raczej nie wychodzą w postaci ebooków dostępnych za darmo (co innego z klasyką Public Domain).

    1. Tomek, uśmiałem się trochę czytając ostatni akapit Twojego komentarza. Jestem wprawdzie gorącym orędownikiem życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych, ale nie oznacza to odmawiania sobie wszelkich przyjemności.

      Ze względu na ogromne rozbieżności w cenach, ktoś musiałby odłożyć zakup około 2500 książek (po PLN 40 każda) by móc kupić jedną kawalerkę na wynajem. Nie wiem co by było bardziej wartościowe – przeczytanie 2500 książek czy posiadanie jednej dodatkowej kawalerki na wynajem. Ja bym zdecydowanie wybrał to pierwsze:-) Ale może to dlatego, że już ileś tam kawalerek posiadam…

      Postulat życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych nie jest postulatem “dziadowania”:-), wyrzeczeń, poświęceń, choć czasami tak bywa mylnie interpretowany.

      1. Nie trzeba kupować książek aby je przeczytać. Można wypożyczyć. Bez sensu zatem wydawać 100 000 zł na książki.

        1. Robert, nie chciałem zachęcać do zakupu książek za PLN 100 tyś. Podałem to tylko jako pewną hipotezę. 2 500 egzemplarzy liczy sobie paleta ksiażek. Widziałem takie palety w magazynie wydawcy moich pierwszych dwóch książek, Studio EMKA. To mnóstwo książek, które zajęłyby dużą liczbę półek:-))) Z kolei przeczytanie 2500 tytułów nawet zakładając średnio 3 dni na każdy tytuł, zajęłoby 7500 dni czyli około 20 lat czytania dzień w dzień. Po przeczytaniu 100+ książek w 3-4 lata już mi się plączą tytuły, treści, autorzy. Nawet nie wiem jak by to wyglądało po przeczytaniu 2.500 tytułów:-)

      2. Sławek,
        myślę, że przeczytanie 2500 książek byłoby bardziej wartościowe niż posiadanie jednej dodatkowej kawalerki, ze względu na treść i wiedzę w nich zawartą, którą można by np. wykorzystać do przyśpieszenia budowania portfela mieszkań na wynajem, pod warunkiem, że nie będą to jakieś “romansidła”, czy takie tam…

        1. Szymon, dokładnie tak.

          Ale przeczytanie książek wzbogaca dodatkowo w innym wymiarze niż tylko finansowy. W wymiarze duchowym, pobudza wyobraźnię, zwiększa zdrową ciekawość otoczenia. Pozwala docenić autora, jest okazją do wyrażenia wdzięczności (jeśli autor zasłużył), a dziś nie mamy tak wielu okazji jak kiedyś docenić czyjś trud, ekspertyzę kupując fabrycznie zrobiony chleb czy buty w anonimowym, sieciowym markecie od znudzonej pani przy kasie.

          Książka jest dziś jednym z niewielu produktów, którego wykonawcy nazwisko możemy poznać. Kiedyś widzieliśmy jak lokalny szewc szyje nam parę butów z kawałka zwykłej skóry. Czy krawca, który tworzy coś specjalnie dla nas. Czy nawet znaliśmy lokalnego piekarza, który piecze dla nas nasz ulubiony rodzaj chleba. Kiedyś mieliśmy o wiele więcej okazji do wyrażania autentycznej wdzięczności. A to – głęboko w to wierzę – sprzyja rozwojowi duchowemu, poczuciu wspólnoty.

          Dziś już nawet w restauracji rzadko widujemy kucharza, nie mówiąc o tym, że czasami on tylko podgrzewa fabrycznie spreparowane składniki.

        2. Sławku, rzeczywiście trochę prowokacyjnie przesadziłem z tym niekupowaniem książek pod hasłem oszczędności ;-) Akurat Twoje książki kupiłem. Natomiast co do dziadowania, to ostatnio jestem pod wrażeniem bloga Mr Money Moustache, propagującego wolność finansową poprzez radykalne oszczędności, wręcz czasem jak Ty byś nazwał, “dziadowanie”. Autor bloga obrazowo uświadamia, że jeśli odkładam 80% zarobków, to wolność osiągam po 10 latach pracy, a jeśli odkładam kilka-kilkanaście procent, to wolność osiągnę będąc starym człowiekiem. Ja obecnie odkładam 60%, i to nie z powodu jakiejś specjalnej oszczędności, co z powodu w miarę dobrych dochodów. Pod wpływem w/w bloga zrezygnowałem z zakupu nowego auta, gadżetów i trochę obniżyłem standard swoich urlopów. Przy okazji zacząłem uczęszczać do biblioteki, dla syna też to rozrywka, i unikać kaw na mieście i drogich lunchy. Na razie jestem daleko od dziadowania, choć parę bliskich mi osób już zaczęło robić sobie ze mnie żarty :)

        3. Tomku, oczywiście nie po to namawiam do czytania książek by lepiej się sprzedawały te mojego autorstwa:-)
          Dzięki też za informację o blogu MrMoneyMustache. Nie słyszałem chyba o nim wcześniej lub nie miałem czasu wejść. Teraz przejrzałem kilka wpisów i wg mnie są bardzo dobre. Szczególnie spodobał mi się ten: http://www.mrmoneymustache.com/2013/11/11/get-rich-with-the-position-of-strength/. Artykuł bardzo fajnie i od nieco innej strony wyjaśnia ideę, umiejętność czy wręcz nawyk życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych.

  5. Ja odkąd mam Kindle innych książek niż ebook po prostu nie czytam.
    Decyduje szybki dostęp (mam książkę na kindlu w przeciągu kilku sekund zamiast czekać kilka dni na wysyłkę), poręczność (łatwiej schować w kieszeni kurtki i czytać np w tramwaju).
    Z natury jestem też minimalistą i Kindle uwolnił mnie od konieczności gromadzenia papierowych książek.

    1. Tomek, dzięki za super ciekawy artykuł w WSJ. Tytuł wiele mówi – “Your E-Book Is Reading You”. To chyba dla mnie ostateczny argument by nigdy nie kupić sobie Kindla ani niczego podobnego:-))) I radzę nam wszystkim byśmy odeszli od tej technologii, bo inaczej – w imię wygody, prędkości i nowoczesności – oddamy resztki naszej wolności. Tej niewielkiej części wolności jaka każdemu z nas pozostaje po ograniczeniach związanych z “bezpieczeństwem”:-)

      A jak przestaną wydawać książki w formie papierowej, to zawsze zostaną mi jeszcze biblioteki. Do końca życia nie zdołam przeczytać całości zasobów The National Library w Singapurze, The British Library w Londynie (ponoć ponad 150 mln tytułów i przybywa co roku jakieś 10 milionów, czyli jakieś 25.000 tytułów dziennie lub 1.000 tytułów na godzinę:-))) czy chociażby zasobów Biblioteki Narodowej w Warszawie:-)

      1. Zgodnie z tą logiką powinniśmy wszyscy odłączyć się od sieci ponieważ pownieważ “your computer is reading you even more”. Czy w związku z tym powinniśmy zacząć wydawać blogi na papierze? .
        Żeby daleko nie szukać, widzę w kodzie źródłowym strony fridomi (podobnie jak w milionach innych stron) link to google analitics. :))
        Prywatność w sieci zaczyna być problemem i myślę, że ebooki są akurat jednym z mniejszych zagrożeń.
        Poza tym Kindle można zupełnie odłączyć od sieci i korzystać z niego w trybie offline, książki wgrywając przez kabel USB.

        1. Jacek, dobre pytanie zadajesz. Czy to oznacza, że jest już za późno i musimy wszyscy, jak potulne owieczki, pójść na pastwę Wielkiego Brata? Daliśmy się podejść?

          Pomysł z wydawaniem bloga na papierze zaczyna mi się podobać:-) Przynajmniej wpisy robiłbym rzadziej i w sposób bardziej przemyślany:-)

        2. Sławku, myślę, że w dużej mierze tak to niestety wygląda.
          Oczywiście, można minimalizować ryzyko ale to wymaga nieco świadomości i wiedzy.
          Temat jest szeroki. Na początek polecam trochę profilaktyki. W miarę możliwości korzystanie z otwartego oprogramowania, zainstalowanie wtyczek w przeglądarce, które minimalizują szpiegowską aktywność odwiedzanych witryn, być może oprogramowanie szyfrujące…

          https://prism-break.org/

        3. Jacek, dzięki za podpowiedzi.

          Ogólnie nie mam nic specjalnego do ukrycia, ale irytuje mnie ta wszechobecna inwigilacja, monitorowanie.

          Od ponad 3 miesięcy nie mam telefonu komórkowego. Tzn mam, ale pozostaje nie włączony. Włączam go tylko wtedy gdy robię jakiś przelew (bo dla mojego – ponoć – bezpieczeństwa bank przysyła mi kody autoryzacyjne gdy robię jakiś przelew). I musze przyznać, że w ogóle nie odczuwam braku komórki. A raczej odczuwam satysfakcję z jej nie posiadania. Być może ominęły mnie przez to jakieś okazje, ale się tym nie przejmuję.

          Czy potrafiłbym żyć bez sieci? Może spróbuję następnej zimy…?

        4. Tak, ale kupując Kindla jednocześnie robisz dwie rzeczy:
          1) Głosujesz swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi za takim stanem rzeczy
          2) Przyczyniasz się nie kupując książek papierowych do zaniku tego rynku i tej alternatywy

          Oczywiście inwigilacji nie da się uniknąć dzisiaj. Chociażby karta płatnicza, monitoring i GSM sprawiają, że nie trzeba nawet mieć Internetu, żeby generować ogromne ilości danych na swój temat. Jednakże to czy mamy konto na Facebooku i karmimy je swoimi danych jest naszą świadomą decyzją. Tak jak rezygnacja z telefonu komórkowego i założenie linii analogowej (no i płacenie ponad 40 zł za samą możliwość odbioru telefonu). To wszystko nasze decyzje zarówno na poziomie jednostki jak i społeczeństwa. A kolejne urządzenia (Internet of Things) czekają w kolejce. Jednak zawsze warto zadać sobie pytanie jakie jest prawdziwe przeznaczenie tych rzeczy (a nie marketingowa gadka).

        5. “Czy potrafiłbym żyć bez sieci? Może spróbuję następnej zimy…?”

          Sławku, jeśli zdecydujesz się na taki eksperyment, to polecam zapoznać się z podobnym Paula Millera, dziennikarza technologicznego z The Verge. On odłączył się na cały rok, jednocześnie dalej pracując dla internetowego portalu jakim jest The Verge i dalej mieszkając w Wielkim Jabłku. Opisywał swoje doświadczenia na bieżąco, w odwrotnej chronologii są umieszczone tutaj (na kolejnych stronach w głąb) http://theverge.com/tag/offline

          Generalnie przez pierwsze trzy miesiące było świetnie, a później … to odsyłam do końcowych wniosków :)

          A co blogowania na papierze, to nic nowego. Polecam http://writingball.blogspot.com/ – jest to blog tworzony analogowo za pomocą maszyny do pisania, a na blogu są publikowane skany wystukanych postów :)

        6. Tomek, dzięki za podpowiedzi. Dziś miałem ciekawe zdarzenie w jednym z singapurskich food court. Poszedłem tam na długi lunch z kolegą z kursu języka chińskiego. Dość długo rozmawialiśmy. Gdy mój kumpel poszedł na chwilę do toalety, to podszedł do mnie pewien starszy Chińczyk, sprzedawca, od którego wcześniej kupiłem coś do picia i zaczął ze mną rozmawiać. Okazało się, że to były informatyk, który zna 8 języków i wcześniej przez 7 lat pracował w Madrycie i innych miejscach na świecie. Okazało się, ze to człowiek z bardzo ciekawą historią. “Czy wiesz dlaczego do Ciebie podszedłem?’- zapytał. “Bo jako jeden z niewielu nie wyciągnąłes w tej sytuacji smartfona by coś tam przeglądać na ekranie”. Pomimo, że jest informatykiem, to nie może się nadziwić, że pary młodych ludzi przychodzą coś zjeść i zamiast ze sobą pogadać, to każdy stuka – oddzielnie i w ciszy – w swój ekran. Żałuje, że sam jako informatyk przyczynił się do tej zmiany w zachowaniach.

          W przyszlym tygodniu obiecałem mu, że wpadnę na lunch. Podczas gdy będzie obierał limonki czy coś innego, może poćwiczyć ze mną prawidłową wymowę mandaryńskiego:-) Wolę taką formę nauki od odsłuchiwania nagrań na smartfonie, ale oczywiście każdy ma prawo wybrać tę metodę (np czytania książek) która mu bardziej odpowiada.

        7. Sławku, cieszę się, że masz takie ciekawe doświadczenia. Ja również mam wątpliwości co do moralności mojej profesji jako informatyk. Mam podobne przemyślenia jak Twój rozmówca, jak pomyślę co zrobiliśmy z WWW gdzie z sieci niezależnych, wartościowych stron wiedzy wyewoluowała w maszynę szpiegującą i wciskającą reklamy, a open sorce sprawił że NSA ma za darmo soft i niższe koszty globalnego śledzenia ludzi, to poważnie zastanawiam się nad tym.

          Jest o tym cała książka Wojciecha Orlińskiego “Internet, czas się bać” o której Ci pisałem w mailu (BTW, dostałeś go? Pytam bo czasami moja poczta nie lubi się z Twoim dostawcą poczty i listy lubią ginąć, to dlatego postanowiłem przy wszystkich zastrzeżeniach odkopać moje konto na GMailu).

        8. Tomku, sorry nie przypominam sobie tego maila. Czy mógłbyś proszę przesłać raz jeszcze. Sorry za kłopot. Książka, którą polecasz brzmi bardzo ciekawie.

        9. Ok, przesłałem raz jeszcze z GMaila. Daj znać czy doszło (adres email tego komentarza jest teraz aktualny, GMail’owy).

          Niestety jak widzę Home.pl dalej ma problemy z dostarczaniem e-maili do Twojego dostawcy. To pokazuje jak czasami zawodny jest email i ta cisza po drugiej stronie nie zawsze jest intencjonalna.

        10. Tomek, nie dostałem maila od Ciebie. Czy adresujesz na slawek (małpka) fridomia.pl?

        11. Z tymi smartfonami w metrze i w lobby to nie do końca tak jest. Poszukajcie zdjęć z lat 40-80 XX wieku z metra czy właśnie z takich miejsc, to łatwo zauważycie, że wiele osób czyta gazety i jest to powszechna praktyka. Po prostu nośnik informacji się zmienił ale nawyk jest starszy niż internet.

          W tym codziennym patrzeniu w ekran na wakacjach coś jest. Mój kolega w czasie miesięcznej podróży po Azji przeczytał na Kindlu 10 ksiażek, co daje mocną, co 3 dni jedna, średnią. Czasami zastanawiam się czy coś zwiedził :). Paradoksalnie papierowa książka może być tu wybawieniem, bo nikt nie weźmie ze sobą 10 tomów :), więc więcej czasu zostanie na gapienie się przez okno.

      2. Tak, biblioteka to wspaniała rzecz. Ja mam listę książek które chcę przeczytać i przy kolejnych wizytach w Bibliotece Raczyńskich w Poznaniu sukcesywnie odhaczam kolejne tomy. Lista liczy ponad 230 tytułów więc jest sporo czytania. Co ciekawe większość to nowości o których czytam na stronach a mimo to są dostępne (fakt dużo tylko w czytelni na rewers, co przy pracy na etacie stwarza pewien problem :()

        Z drugiej strony moja karta biblioteczna i lista wypożyczeń to też niezły zbiór danych do profilowania. Mam jednak nadzieję, że nikt nie zrobi z niej użytku jak naziści w czasie || wojny światowej zrobili z listami wyznaniowymi na terenach okupowanych w celu “ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Zbieranie jakichkolwiek danych zawsze jest ryzykowne, a ostatnie półwiecze to eksplozja takich praktyk dzięki powszechnej komputeryzacji wszystkiego, Big Data i Internetowi. Jest taka książka Bruce Schneier’a “Data and Goliath” która dość dobrze opisuje ten problem. Ogólnie temat na szerszą dyskusję.

        Ja swojego Kindla kupiłem z myślą o szybkim dostępie do anglojęzycznej literatury, ale z czasem okazało się, że te najbardziej wartościowe i ciekawe książki wychodzą po polsku. Fakt, fajnie jest czytać oryginalną myśl autora niezniekształconą przez zrozumienie tłumacza, ale jest tyle wartościowej i wartej poznania literatury po polsku, że po angielsku czytam tylko pozycje specjalistyczne. I to rzadko.

        P.S.
        Książkę “Data and Goliath” mam na sprzedaż (papier), więc jak jesteś zainteresowany to daj znać :). Generalnie sprzedaję prawie całą prywatną biblioteczkę i płytotekę, bo książki powinny być czytane a płyty słuchane, a ja je już albo przeczytałem albo ich słucham z komputera :)

        1. Tomku, korzystając z insider information (jako administrator bloga widzę komentarze zanim je opublikuję), zamawiam książkę “Data and Goliath”. Szczegóły techniczne ustalimy mailowo, dobrze?

          A jakiego typu książki masz na swojej liście?

        2. Sławek ty jesteś stałym podróżnikiem i bywalcem, to może potwierdzisz moje spostrzeżenie:

          w większości hoteli, gdzie jest sporo gości, zawsze w lobby niedaleko recepcji siedzi mnóstwo osób, które zajęte są swoimi telefonami. Siedzą i klikają, pewnie czytają fejsa itd. Jest to spowodowane pewnie faktem, że w lobby hotelowym jest darmowe Wi-Fi…

          Zauważyłem to już w którymś kolejnym hotelu wakacyjnym. Ludzie przyjeżdżają na wakacje po to, żeby codziennie po kilka godzin siedzieć w lobby i klikać w swój telefon, czytając fejsa czy inne ciekawostki ;-)

        3. Robert, tak, też to zauważyłem. Laptop, dzięki temu, że nie jest tak poręczny i wygodny, chyba jednak nieco mniej uzależnia. W Singapurze mam wrażenie, że wszyscy w metrze klikają w swoje smartfony, w restauracjach również. Nie brakuje też ludzi, którzy idąc pieszo chodnikiem też wpatrzeni są w ekrany swoich telefonów. Chyba muszą w nich widzieć coś niesamowicie ciekawego:-)))

      3. Forwardowałem wcześniej przesłany na skrzynkę Yahoo, hmm mam wrażenie. ten forward tez może trafiać do kosza, bo jest z “feralnego” home.pl

        No nic spróbuję stworzyć emaila na nowo.

        1. Tomek, dzięki, doszło. Nawet na dwa adresy @yahoo oraz @fridomia. Dzięki. Już Ci odpisałem.

  6. Różne, trochę głośnych z ostatnich lat z anglojęzycznych blogów. Dość dużo o wspinaczce i górach (poradniki, przewodniki itp.). Sporo informatycznych specjalistycznych (jestem programistą). Generalnie zamierzam bardzo mocno ograniczyć ilość rzeczy i sprzedać jak się da wszystko czego nie używam, a na co dzień używam bardzo niewielu rzeczy :). Mniejszy kłopot przy przeprowadzce do nowego mieszkania (mój plan to zmieścić się w bagażnik samochodu osobowego + rower).

    Niestety trzy lata temu ponad dwukrotnie zwiększyłem zarobki (a od tego czasu jeszcze mi wzrosły), to nakupowałem jak się teraz okazuje impulsowych rzeczy. Rzeczywistość jednak pokazała, że nie było to rozsądne :). Aktualnie testuję powrót do wydatków sprzed podwyżek gdy zarabiałem mało :)

    Jestem w trakcie kompletowania listy (mam już gotowy pierwszy draft). Napisz do mnie to Ci podeślę PDF’a (lub dokument LibreOffice jak wolisz).

    1. Tomek, Twoje zdanie, cytat: “Niestety trzy lata temu ponad dwukrotnie zwiększyłem zarobki” bardzo mi się spodobało.

      Ja też do tej pory trzykrotnie w swoim życiu, świadomie rezygnowałem z wyższych zarobków i zupełnie nie rozumiem tego powszechnego przeświadczenia, że miarą sukcesu, szczęścia i dobrego samopoczucia są coraz to wyższe zarobki. Za każdym razem gdy obniżałem swoje zarobki, moja satysfakcja z życia … rosła. Nigdy też nie żałowałem potem swoich decyzji.

  7. @Sławek, Tomek –

    ‘Ja też do tej pory trzykrotnie w swoim życiu, świadomie rezygnowałem z wyższych zarobków i zupełnie nie rozumiem tego powszechnego przeświadczenia, że miarą sukcesu, szczęścia i dobrego samopoczucia są coraz to wyższe zarobki. Za każdym razem gdy obniżałem swoje zarobki, moja satysfakcja z życia … rosła. Nigdy też nie żałowałem potem swoich decyzji.’

    od dziś żyję już tylko po to, żeby móc napisać takie zdanie jak powyżej

  8. Chciałem wrócić do wątku wcześniej poruszonego. Chodzi o info, że Amazon zbiera dane z Kindla by przekazać feedback autorom by pisali lepsze książki. Odpowiedziałem, że nie jest – w mojej opinii – bardzo powązne zagrożenia, są poważniejsze możliwości nadużycia gromadzonych danych.

    Ale dawanie feedbacku autorm też jest groźne. Niby to fajnie, że autorzy zaczną pisać pod potrzeby Czytelników. Tyle tylko, że to samo chyba się stało z gazetami i innymi mediami pisanymi. Nie liczy się jakość tekstu, liczy się klikalność i atrakcyjność dla sponsorów. W efekcie mamy sieczkę zamiast informacji. Ambitny kontent jest wypierany przez tandetę. To samo w telewizji. Ambitne programy – out, głupie konkursy, reality show, itp mają wyższą oglądalność.

    I stopniowo, ale konsekwentnie zostajemy formatowani, hodowani jak nie przymierzając kurczaki na mega wielkich fermach – w ciemną masę konsumpcyjną. Do tej pory książki mogły nieco pobudzić nasze rozleniwiające się umysły. Dzięki Big Data i ten obszar zasilania naszych mózgów zniknie.

  9. Nie demonizujmy ebooków. Być może niektóre czytniki mają wbudowane śledzenie, ale ebooki można zazwyczaj kupić w popularnych formatach epub, mobi lub pdf. Są to formaty ustandaryzowane i otwarte; można je czytać przy pomocy wielu dostępnych programów, w tym takich, które na pewno niczego nie śledzą, można też napisać własny program do ich czytania. To tak jak z muzyką na komputerze: można włączać sobie pliki mp3 i nikt nie będzie wiedział, czego słuchamy, a można oglądać na Youtube i wtedy Youtube będzie wiedział, co oglądamy.

  10. Od ponad pół roku używam czytnika. Dzięki niemu, po prawie 10 latach przerwy wróciłem do czytania dużej ilości książek. Takie czytanie jest o wiele, wiele wygodniejsze – do tego stopnia, że już mi się nie chce sięgać po papierowe wydania – unikam jak ognia.
    Przeczytałem “Mieszkania na wynajem” (papierową) i “Zarządzanie najmem…” (ebook). Jeśli pozostałe zostaną wydane w wersji elektronicznej, to kupuję od razu, w przeciwnym wypadku odpuszczę.

    1. mnm, ok, rozumiem. Obawiam się, że Twoja strata będzie – niestety – większa. Mzuri (jako wydawca książki) straci PLN 40, czy 80 czy 120. Ty stracisz wiedzę potencjalnie wartą tysiące lub nawet więcej. Ja stracę jedną duszę w realizacji mojej misji wsparcia jak największej liczby osób w osiągnięciu wolności finansowej (po moim szczerym wpisie tutaj, może więcej dusz, bo wpis ten może zabrzmiał dla niektórych arogancko, ale po prostu nazywam rzeczy po imieniu:-).

      Tak czy inaczej, powodzenia w czytaniu innych wspaniałych e-książek, które dadzą Ci dużo więcej niż te mojego autorstwa. Szczerze.

      1. Sławku, dziękuję za odpowiedź.

        Stratę ciężko oszacować. Po prostu czytam kilka książek w jednym czasie. Dodatkowo kilka kolejnych mam w planie. Ze względu na niewygodę papierowych wersji one są ciągle odkładane na później. Nie przeczytam Twojej, więc w tym czasie przeczytam inną w zamian – coś stracę, coś innego zyskam ;)

        Właściwie jestem na ukończeniu budowy drogi do wolności finansowej, myślę że zajmie mi to jeszcze kilka-kilkanaście miesięcy. Na emeryturę jednak w ciągu kilku najbliższych lat nie przejdę, bo prowadzenie firmy sprawia mi dużo satysfakcji.

        Dziękuję Ci bardzo za zaszczepienie we mnie tej idei poprzez nadawaną przez Ciebie audycję w Kontestacji.

    2. “Takie czytanie jest o wiele, wiele wygodniejsze – do tego stopnia, że już mi się nie chce sięgać po papierowe wydania – unikam jak ognia.”

      To bardzo smutne jest co piszesz. Rozumiem, że jak Ci się bardzo spodoba internet, to stwierdzisz, że oglądanie filmików na fejsie czy judupie jest dużo wygodniejsze, tak więc logicznie teatru, opery oraz filharmonii “unikasz jak ognia”.

      Sorry za ironię, ale tak to widzę…

      1. Robert, wg mnie Twój komentarz jest chybiony.

        Jakie miałyby być zalety fb czy yt nad teatrem/operą/filharmonią? Jaka jest analogia pomiędzy zastąpieniem przeze mnie książek papierowych e-bookami, a tym co Ty mi imputujesz?

        Albumów fotograficznych nie przeglądam na czytniku, tylko na papierze – dostosowuję nośnik do treści. Natomiast przekaz treści książek Sławka nie zmienia się w zależności od użytego nośnika. Pewnie nawet w wersji audiobooka byłby nienaruszony w porównaniu do papierowej książki.

        e-czytnik:
        – mogę obsługiwać jedną ręką – wbrew pozorom bardzo ważne i dzięki temu mam o wiele więcej godzin czytania miesięcznie,
        – mam tysiąc książek w urządzeniu o wymiarach i wadze mniejszych od jednej książki papierowej,
        – każda książka otwiera się w miejscu, gdzie ostatnio skończyłem czytać,
        – podświetlany ekran, dzięki któremu komfortowo czytam w każdych warunkach, kolejne godziny miesięcznie, w których musiałbym odpuścić papierową książkę.
        – ekran e-ink, który czyta się równie dobrze jak zwykły papier i także nie powoduje problemów z zaśnięciem, nawet w przypadku czytania bezpośrednio przed snem.

        1. Chodzi mi tylko o to, że jesteś pierwszą osobą, która twierdzi, że unika jak ognia papierowych książek, tylko dlatego, że czytnik jest wygodniejszy, i jeśli jakaś książka nawet jest cenna czy ciekawa, to jej nie przeczytasz bo jej nie masz na czytniku, tylko na papierze ;-)

          Fakt, że coś jest wygodniejsze, nie oznacza automatycznie, że mamy zakaz używania innych rzeczy, które są mniej wygodne.

          Picie z butelki jest wygodniejsze, więc od dzisiaj unikam jak ognia szklanek ;-)

          Taki żarcik, nie bierz do siebie.

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.