Ile kosztują Walentynki? – wg “The Economist”

Nie jestem fanem Walentynek. Uważam, że to totalnie sztuczne, obce kulturowo i przede wszystkim komercyjne święto. Cały świat przyjął tę obcą tradycję ze Stanów. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu podczas wczorajszej wieczornej sesji pływania w basenie mojego hotelu w Indonezji, zauważyłem białe namiociki ozdobione kwiatami i wiele wiązanek kwiatów wszędzie. Początkowo myślałem, że może jeszcze wieczorem (tak późno?) lub następnego dnia rano odbędzie się tu jakiś ślub. Niektóre pary wybierają hotele i widziałem takich ceremonii sporo w różnych miejscach na świecie.

Zapytałem syna właścicieli hotelu, który akurat przyszedł doglądnąć przygotowań kiedy dokładnie będzie ten ślub. Okazało się, że to przygotowania do … Walentynek. Do Walentynek?! Przecież Indonezja to kraj muzułmański (największy ludnościowo na świecie), gdzie raczej nie powinno się okazywać czułości płci przeciwnej w miejscach publicznych.  Świat stoi do góry nogami.

Również poważne pismo, za jakie uważam “The Economist” nie przepuszcza okazji by wyliczyć koszty Walentynek (“The Cost of Love” brzmiał tytuł artykułu). Zaciekawił mnie. I tu kolejne rozczarowanie. Nie było to żadne rozpracowanie kosztów zakochania się, a jedynie proste porównanie kosztów weekendowego wypadu na noc walentynkową w róznych miastach na świecie.

I tu kolejne rozczarowanie. Dane  nie do końca zgadzały się z moimi obserwacjami na miejscu.

Zerknąłem na dwa miasta w tabelce. Wg “The Economist” wieczór w Warszawie jest droższy niż w … Singapurze. Branych pod uwagę było kilka elementów kosztów – noc w 4-5 gwiazdkowym hotelu, romantyczna kolacja, drinki w hotelowym barze, butelka szampana kupiona w sklepie i przemycona do hotelowego pokoju oraz taxi z i na lotnisko. Czyli w sumie 5 elementów. W przypadku zestawienia Warszawy i Singapuru miałem zastrzeżenia  do aż 3 z owych 5 składników kosztów.

Podano bowiem, że butelka szampana kosztuje w Warszawie USD 217, a w Singapurze USD 77.  Co jak co, ale akurat alkohol jest w Singapurze dość drogi. Nie wiem z czego to wynika, pewnie z wysokich podatków, ale dlaczego są tak wysokie nie wiem. Alkohole są drogie i nie mam na myśli jedynie drinka typu sławny Singapore Sling w Hotelu Raffles (kosztuje ok 36 SGD, czyli ok PLN 100). Zwykłe piwo w sklepie kosztuje ok PLN 20-25 za butelkę czy puszkę. Najtańsze wino w sklepie to wydatek min około SGD 25 czyli PLN 75. Z kolei w Warszawie za butelkę dobrego francuskiego szampana typu Veuve Clicqout czy Moet & Chandon w sklepie wielkopowierzchniowym zapłacisz około PLN 200, czyli USD 50.  USD 217 (PLN 1000) kosztują rzadsze szampany typu Don Perignon czy Kruk, ale ceny takich szampanów w Singapurze z pewnością nie mieszczą się w przedziale SGD 100 (czyli podane USD 77), nawet w sklepach duty free. Jutro będę miał okazję sprawdzić, bo wracam do Singapuru i będę przekraczał granicę ze sklepami wolnocłowymi.

Nie zgadza mi się też koszt taxi z/na lotnisko. Dla Warszawy podano USD 111, czyli prawie PLN … 450. No nie wiem, chyba autorzy wzieli koszt taxi do centrum Warszawy z lotniska w … Krakowie. Rzadko bo rzadko, ale czasami jadę taxi z lotniska im Chopina na Grochowską, czyli dalej niż do centrum i płacę ok 30-40 zł w jedną stronę. Taxi w Singapurze są dość tanie jak na Singapur i kilka razy korzystałem. Choć nigdy z lotniska, bo dojeżdżą tam wygodne metro. Poza tym Changi jest około 20 km od centrum, Okęcie tylko 6-7 km. Może brano pod uwagę jakieś wypasione limuzyny i to by tłumaczyło koszt 450 zł w W-wie. Ale z kolei wątpię by podobnie wypasiona limuzyna w Singapurze kosztowała jedynie USD 1/km (dla Singapuru podano koszt USD 45).

Mam też wątpliwości co do porównania cen hoteli. Wprawdzie wskazano, że Singapur jest droższy (USD 190) niż Warszawa (USD 118), ale różnica wydaje mi się nieco zbyt mała. Singapur raczej jest znany z drogich hoteli.

Trudno mi ocenić pozostałe dwa składniki. Koszt kolacji podano wyższy w Singapurze (USD 234 vs USD 125 w W-wie), co by się zgadzało z moją intuicją. Przy czym coś co jest bardzo popularne w Singapurze, a czego nie ma w Polsce, to jedzenie uliczne, które jest nie tylko smaczne, ale też bardzo tanie – spora porcja smacznego dania kosztuje ok SGD 5, czyli PLN 15. No ale oczywiście nie brano pod uwagę romantycznej kolacji przy świecach w … hawker centre. Mimo, że nie uznaję Walentynek, to to akurat w pełni rozumiem.

Ostatni element też nieco zaskakuje – dwa drinki w hotelowym barze są ponoć droższe w Warszawie (USD 73 vs USD 68 w Singapurze). Wydaje mi się, że powinno być odwrotnie, ale zbyt rzadko pijam drinki w hotelowych barach by móc się tutaj wypowiadać z przekonaniem.

Całość tabelki tutaj: http://www.economist.com/blogs/graphicdetail/2016/02/daily-chart-7

Tak czy inaczej, nabrałem sporych wątpliwości co do solidności danych w “The Economist”. Zwłaszcza, że wg ich zestawienia Warszawa (w sumie USD 644) jest droższa nie tylko od Singapuru (USD 614), ale też od Moskwy (USD 506) i aż o 50% droższa od St Petersburga (USD 433).  Wiem, że ostatnio rubel zapikował w dół w stosunku do USD, ale to nie tłumaczy dlaczego np taxi w Moskwie miałoby kosztować tylko połowę tego co w W-wie. W Moskwie jest kilka lotnisk, ale żadno z nich nie jest bliżej centrum niż Okęcie – zarówno Szeremetievo jak i Vnukovo ok 30 km od centrum, a Domodedevo jest oddalone od centrum podobnie jak Modlin (ok 40 km). Moja żona jest Rosjanką i akurat aktualnie odwiedza swoich rodziców w Wyborgu, 150 km na zachód od St Petersburga, tuż przy granicy z Finlandią. Z tego co mówiła, to raczej nic nie potaniało, a przed kryzysem rubla ceny były tam czasami nawet kilkukrotnie wyższe niż w Warszawie. Nawet wódka Ruskij Standard kosztowała kilka lat temu więcej w sklepie w St Petersburgu niż w Warszawie. I to więcej o dobre 50-70%.

Moje podejrzenia co do tych danych były tak wielkie, że nawet – starym zwyczajem audytorów – sprawdziłem czy ceny podane dla Warszawy prawidłowo się sumują. Prawidłowo. Normalnie bym tego nie robił w stosunku do danych w The Economist, ale tym razem nabrałem dużych podejrzeń, że błędów może tu być więcej. Nawet przez chwilę myślałem, że autor zapomniał przeliczyć podane mu dane ze złotówek (albo np założył, że mamy już w Polsce Euro), bo wtedy cena butelki szampana czy taxi nawet by się zgadzała, ale za to cena PLN 118 za hotel byłaby nieadekwatna do standardu hotelu. W takiej cenie w W-wie to pewnie chodzą hostele:-) Mam nadzieję, że te rozbieżności w danych wynikają jedynie z zabawowego charakteru ich artykułu. I że do poważnych danych dotyczących gospodarek  dziennikarze “The Economist” podchodzą z większą starannością.

Wracając jednak do tematu dnia. Tym z Was, którzy obchodzą Walentynki życzę wielu romantycznych i magicznych chwil. Oby nie tylko w Dniu Zakochanych:-) I  jeszcze trochę prywaty…

Moja żona rzadko zagląda na fridomię (zupełnie nie wiem czemu, czyżby mnie miała dość na co dzień?!). Jeśli jednak zatęsknisz za mną i zajrzysz, moja Walentynko,  to wiedz, że przesyłam Ci najcieplejsze całusy walentynkowe:-) Pozdrów też swoją Mamę ode mnie  z okazji imienin (w Rosji raczej imienin się nie celebruje, ale moja Teściowa ma na imię … Valentina:-)

A ile dokładnie kosztują Walentynki? Skoro nie dowiedziałem się z “The Economist”, to  będę musiał o to przy następnej okazji zapytać swojego … Teścia:-) Pozdrowienia też dla Taty!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

12 Responses

  1. Zaglądam, nie narzekaj! :))
    Wzajemne całusy walentynkowe ode mnie i pozdrowienia od rodziców! :))

    PS nie powiem że teraz tanio w Petersburgu, ceny raczej “normalne”, ale dla mieszkańców Rosji – drogo (((

    1. Czego to się mąż dowiaduje interesującego. (Natasha bardzo rzadko komentuje coś z bloga w rozmowach ze mną. Byłem przekonany, że rzadko tu zagląda).

      Dzięki za całusy:-) Zamiast róży, kupiłem Ci Walentynkowe mango (najbardziej czerwone jakie znalazłem na straganie) i właśnie je zjadam w Twoim imieniu. By się nie popsuło:-)

  2. @Sławek –
    rozwaliłeś system – padłam!
    cytat: („The Cost of Love” brzmiał tytuł artykułu). Zaciekawił mnie. I tu kolejne rozczarowanie. Nie było to żadne rozpracowanie kosztów zakochania się, a jedynie proste porównanie kosztów weekendowego wypadu na noc walentynkową w róznych miastach na świecie.

    Nie sądziłam, że są jeszcze romantyczni faceci na świecie. A nawet jeśli, to nie sądziłam, że można połączyć bycie romantycznym i pragmatycznym w jednym ciele, duchu i czasie ;)

    1. TeEm, jestem romantykiem w takim zakresie, że głęboko wierzę w dobro i szlachetność ludzi, we współpracę (zamiast zawiści), w lepszą przyszłość. Wierzę w to, że dobro zwycięży, że prawda wypłynie na wierzch i że lepiej być prawym i uczciwym niż sprytnym.

  3. Sławek, pytanie trochę od rzeczy, ale nurtuje mnie gdy czytam sobie tego ciekawego bloga. Dlaczego wg. Ciebie czesc osób robi karierę , biznesy itd. bez końca niezależnie od osiągniętego statusu finansowego, a inni jak Ty zabezpieczają sobie niezależność i zostawiają to ( w sensie bieżącego zaangażowania, nie liczę pasywnego posiadania udziałów w Mzuri) i jakie wg. Ciebie są proporcje w społeczeństwie na te dwie grupy ( zakładając ze każdy mógłby robić karierę i/lub osiągnąć niezależność gdyby tego chciał ) ? Bo mi sie wydaje ze jednak osób w tej pierwszej grupie jest więcej, każdy chce więcej i więcej…no i błyszczeć kim to nie jest i co posiada :)

    1. Trudnie pytania zadajesz, Tomek. Raczej do socjologa niż do mnie, ale nie byłbym sobą gdybym nie zechciał zabawić się także w socjologa:-). Dlaczego więcej ludzi woli robić karierę i bogacić się? Mam kilka hipotez:
      – bo naśladują innych
      – bo w kategoriach bycia bogatym zdefiniowali swój sukces życiowy
      – bo nie wiedzą, że istnieje alternatywna ścieżka wolności finansowej, nigdy o niej nie słyszeli
      – bo wolność finansowa to dość żmudny, długoletni proces, a do bogactwa można dojść jakimś szybkim strzałem. Przynajmniej istnieje takie złudzenie
      – bo wolą ścigać się z innymi a nie sami ze sobą
      – bo bogactwo wydaje się bardziej sexy
      – bo bogactwem można się pochwalić, zaspokaja to potrzebę własnej wartości
      – bo mylą się myśląc, że bogactwo doprowadzi ich do wolności finansowej

      I pewnie jeszcze dziesiątki innych możliwych przyczyn. Jakie są Wasze hipotezy? A może leci z nami jakiś socjolog, jakaś socjolożka, która mogłaby się wypowiedź bardziej kompetentnie w tym temacie? gorąco zapraszam.

      1. “bo mylą się myśląc, że bogactwo doprowadzi ich do wolności finansowej”
        Kurde Sławku to zdanie trafiło we mnie. Tak właśnie jeszcze nie tak dawno temu myślałem. Nigdy tego nie nazwałem ale tak to właśnie było. Dzięki za tego bloga.

        1. Szczerze mówiąc ja tego do końca nie rozumiem. Dlaczego ktoś bogaty nie może być wolny finansowo ? Przecież moze zainwestować w portfel nieruchomosci i mieć pasywne dochody…

        2. Może ktoś odpowie Tomkowi. Ja już się kładę spać. W Singapurze jest już 1:30 w nocy:-) Dobranoc:-)

  4. The Economist ostatnim czasy publikuje coraz więcej błędnych danych. W 2015 roku został sprzedany bodajże Japończykom (mogę się mylić) więc mógł zmienić się punkt widzenia i standardy. Wiele lat temu można było się uczyć ekonomi z tej gazety, ale jej jakość ostatnio podupadła.

    Pamiętam jak wybuchał “kryzys imigracyjny” w Europie parę miesięcy temu to The Economist napisał, że kraje jak Polska powinny przyjąć liczbę imigrantów adekwatną do liczby ludzi która z Polski wyemigrowała za chlebem… artykuł mocno upolityczniony, indoktrynujący społeczeństwo zachodu żeby tylko sprzedać trochę imigrantów na wschód. Podobne artykuły pojawiają się tam od czasu do czasu. W komentarzach na ich stronie też nieraz jest wiele negatywnych ocen od czytelników (że dany artykuł nie mówi prawdy).

  5. Kilka dni wracjąc do Singapuru z Indonezji, zapomniałem sprawdzić w sklepie wolnocłowym w terminalu Tanah Merah, ceny szampanów. Sprawdzięłm dziś rano na lotnisku Changi w Singapurze. Ceny Veuve Clicqot czy Moet & Chandon kształtują się w granicach SGD 70-80 za najprostsze warianty. Czyli są podobne do cen w sklepach wielkopowierzchniowych w Polsce. Przy czym w Polsce ceny na lotnisku nie są niższe niż “na mieście” pomimo braku akcyzy, VAT-u, itp (sklepy po prostu wyciągają wyższe marże). W Singapurze ceny na lotnisku są o wiele niższe niż “na mieście”.

    Nie wiem jaka była metodologia ustalenia kosztów w raporcie “The Economist”, czy brali ceny z miasta czy z duty free. Tak czy inaczej, ceny szampana w Singapurze nie są 3-krotnie niższe niż w Warszawie. Dane w artykule “The Economist” dalej wydają mi się mało wiarygodne…

Skomentuj Natasha Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.