Juno na Jupiter

Ostatnio światowe media ekscytują się misją Juno na orbitę Jupitera. Jest to bez wątpienia duże osiągnięcie badaczy kosmosu. Przygotowania do lotu trwały 5 lat, sam lot podobnie, a pewne manewry związane z wchodzeniem w orbitę, tak by uniknąć niebezpiecznej radiacji czy meteorytów wymagały dużej precyzji. W zupełnie nieznanym otoczeniu.

Oprócz nie rozumienia technologii stojącej za tą misją (zupełnie nie rozumiem w jaki sposób pracownicy NASA w Pasadenie w Kalifornii kontrolują maszynę będącą gdzieś w przestworzach, ponad 1,7 mld km stąd), nie rozumiem też celowości tego typu eskapad. Za sukcesem misji stała grupa ponad 900 ekspertów, z czego aż 300 wprowadzało Juno w samą orbitę. Zakładając, że team Juno średnio liczył 500 osób, to na przestrzeni 10 lat oznacza to wysiłek rzędu 5 000 osobo-lat lub 1 000 000 osobo-dni pracy. Nie znam stawek godzinowych ekspertów NASA, a tym bardziej kosztów materiałowych stworzenia podobnego wehikułu, systemów informatycznych i telekomunikacyjnych, ale sądzę, że budżet tego przedsięwzięcia wyniósł grube miliardy dolarów. Pewnie gdybym poszperał w internecie, to gdzieś bym znalazł oficjalny koszt tej operacji.

Co dostaje NASA czy USA w zamian? Testowanie nowych technologii, które być może zostaną kiedyś wykorzystane do celów militarnych czy komercyjnych, rozwój wiedzy nt kosmosu, wiedzę nt Jupitera- to na pewno. Pytanie czy coś jeszcze, bo te korzyści wydają się dość blade na tle ogromu poniesionych nakładów. Czy chodzi o wyścig w przyszłym dominowaniu kosmosu? A może chodzi tylko o zwykłą satysfakcję odkrywcy, badającego coś nieznanego? Jak sądzicie?

Pytam sam siebie o to, bo na naszej planecie Ziemia też mamy sporo nierozwiązanych problemów:-) Ciekawe czy udalo by się znaleźć sposób na eliminację korupcji w Afryce, Azji i innych zapalnych częściach świata gdyby temu tematowi poświęcić 1 mln osobo-dni pracy topowych ekspertów. Albo wypracować system do pobudzenia gospodarek w krajach skąd wywodzi się większość imigrantów przybywających do Europy czy do USA. Mam wrażenie, że skoro potrafimy wysłać pojazd w podróż liczoną miliardami kilometrów i skutecznie wprowadzić pojazd w orbitę, to potrafilibyśmy poradzić sobie również z ziemskimi problemami. W końcu – jak mówią Anglicy – nie są to wyzwania wymagające “rocket science“:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

8 Responses

  1. Sławku – podobne pytanie można zadać w kontekście badań podstawowych i rozwoju nauki (matematyka, fizyka, chemia). Dzięki rozwojowi (a tego typu wyprawy “nakręcają” rozwój) dysponujemy narzędziami / innowacjami / technologiami które obecnie pomagają ludzkości (antybiotyki, mikroprocesory, telefony, internet).

    Oczywiście są kraje / regiony gdzie jest dużo problemów (np. Somalia), ale te problemy to głównie efekt złego zarządzania, chciwości, etc.

    Pytanie 1: Czy jeżeli eksperci NASA zrezygnują z wkładu w postęp i rozwój i skupią się na pomocy i rozwiązywaniu problemów tutaj i teraz to czy coś to zmieni? W końcu nie bez powodu “wymyślono” podział pracy.

    Pytanie 2: Czy warto poświęcać długoterminowe cele (podbój kosmosu) na rzecz krótkoterminowych problemów?

  2. witam,

    to są koszty wydane na naukę, a co ze zbrojeniami?
    to dopiero “krew w piach”.

    pozdrawiam, Sławek S.

    1. Sławek, masz rację, choć wygląda na to, że w dzisiejszych niespokojnych czasach wydatki na silną armię też są potrzebne.

      Choć prawdę mówiąc nie wiem czy czasy rzeczywiście są niespokojniejsze czy po prostu media nas do tego przekonują. W wiadomościach same złe informacje:-) – pytanie na ile wynika to z tego, że przestraszeni ludzie więcej siedzą przed telewizorami czy laptopami czy innymi nośnikami złych wiadomości by upewnić się czy coś im nie grozi, a dzięki temu mediom rosną słupki oglądalności.

      1. Sławku, oglądasz jeszcze wiadomości? ja od pewnego czasu odwykłem od większości papek medialnych i wydaje mi się że nie cierpię braku wiedzy nt. otaczającego mnie świata…a czuję się lepiej :)

        1. Monte, zacząłem znów oglądać. Niestety. Ale już wkrótce planuję pewną zmianę, dzięki której całkowicie pozbędę się telewizora:-)

        2. Ja od jakiegoś czasu nie oglądam żadnych wiadomości w telewizji publicznej, bo po prostu nie lubię oglądać nachalnej rządowej propagandy… szkoda na to czasu.

          Za to z synem oglądamy w odcinkach “Podróż za jeden uśmiech” wieczorami lecą odcinki na TVP ABC. Świetnie się ogląda!

  3. To właśnie to oznacza być człowiekiem. Ciekawość i odkrywanie świata. Zadawanie pytań i próby szukania na nie odpowiedzi, jakkkolwiek by się wydawały trudne i niemożliwe do zrealizowania.

    Gdyby 100lat temu paru gości nie wzięło kredy i nie zaczęło pisać dziwnych znaczków na tablicach (Planck, Einstein, Heisenberg, Pauli i inni) to byśmy teraz nie mieli np. MRI, PET, nie mówiąc chociażby o ,,głupich” panelach słonecznych (efekt fotoelektryczny, za który Einstein dostał Nobla). Te (i wiele innych) rzeczy, to zastosowanie wprost wydawającej się ekstremalnie abstrakcyjnej mechaniki kwantowej.

    Takie przykłady, z pozoru nieprzydatnych, badań podstawowych, które przerodziły się w coś, co używamy na codzień, można by mnożyć tysiącami. Badań kosmosu też to dotyczy – będziemy w stanie skonstruować coś co poleci mld km, zrobi zdjęcia, pobierze próbkę, dokona analizy spektrometrycznej i in. to będzimy umieć skonstruować coś innego, coś, co się przyda tu, na Ziemi.

    1. Tomnext, z pewnością masz rację. Takich przykładów są pewnie setki tysięcy. Jest jednak pewna różnica pomiędzy kredą i tablicą, o której wspominasz, a 900-osobowym zespołem pracującym 10 lat, kosztem wielu miliardów. Wydaje mi się, że to służy jednak czemuś więcej niż zaspokojeniu ludzkeij ciekawości. Tylko zastanawiam się czemu…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.