Drugie pokolenie

Jakiś czas temu na łamach fridomii wyraziłem swoje obawy odnośnie tego, że czasami zdarza się, że dzieci (na szczęście chyba raczej nie moje własne:-) lub wnuki marnują majątek zgromadzony przez swoich rodziców. Zaproponowałem wówczas formułę trustu, która nie spotkała się z entuzjazmem z Waszej strony. Kilkoro z Was pisało, że raczej należy się skupić na jak najlepszym wychowaniu dzieci.

Potwierdzenie Waszych wątpliwości otrzymałem kilka miesięcy temu podczas mojej obecnej podróży po Azji. Otóż w relatywnie krótkim odstępie czasu spotkałem dwóch młodych Niemców – jednego w Malezji, a drugiego na Filipinach. Obu spotkałem w hostelach, w których się zatrzymałem.

Rozmowy przy porannym śniadaniu czy wieczornym piwie miały bardzo podobny przebieg. Jak masz na imię? Skąd jesteś? Skąd przyjechałeś i dokąd się stąd wybierasz? Jak długo w sumie podróżujesz i co najfajniejszego udało Ci się zobaczyć? Co mógłbyś mi polecić? Gdy wspominam o tym, że będę w podróży w sumie blisko (lub nawet ponad) 6 miesięcy, to pytania schodzą na temat pracy, którą wykonuję i sposobu finansowania tak długiej podróży.

Wspominam wtedy o wolności finansowej, o inwestowaniu w najem, o życiu poniżej swoich możliwości finansowych i wiele osób zaczyna dopytywać o więcej szczegółów. A ja dzięki temu mam okazję realizować swoją misję na szerszych, międzynarodowych wodach (ostatnio dostałem nawet zaproszenie od jednego z liderów afgańskiego oddziału AIESEC, by opowiedzieć ich członkom o inwestowaniu w najem:-)

Ale wracając do owych dwóch Niemców. Okazało się, że obaj pochodzą z bardzo zamożnych niemieckich rodzin. Jeden z nich powiedział mi (w sekrecie), że już jego dziadka stać było na własny helikopter, a jego ojciec jeszcze bardziej powiększył majątek rodzinny i że on praktycznie całe dzieciństwo spędził podróżując helikopterem.

Dziś jednak, jako młody, dwudziestoparoletni człowiek, pracuje, oszczędza i podróżuje w wersji budżetowej, nocując – tak jak ja – w hostelach. Choć jego ojca stać by było na zafundowanie mu podróży najdroższymi, najbardziej luksusowymi wycieczkowcami dookoła świata. On nie chce jednak z tego korzystać, wioli samodzielnie finansować swoje podróże. Na swoją obecną, 2-letnią podróż, pracował i oszczędzał przez 4 lata. Wynajął też mieszkanie, które dostał od rodziców i w zasadzie już to pozwoliłoby mu prawie w pełni sfinansować swoją podróż:-) Wie też, że w razie czego, rodzice przesłali by mu pieniądze (albo własny odrzutowiec:-) by wydostać go z kłopotów, ale woli z tego nie korzystać. I w kłopoty woli się nie pakować.

Historia drugiego chłopaka, może nie tak spektakularna, była w sumie bardzo zbliżona.

Rozmowy te dały mi jeszcze większą wiarę w młodych ludzi. Nie wiem na ile ich zachowanie jest typowe dla przedstawicieli tzw “starych pieniędzy” i na ile jest typowe również dla “nuworyszów”, takich jakich mamy w Polsce czy w Europie Wschodniej. Mocno kontrastuje ono z tym, co przeczytałem w jakiejś poważnej angielskiej gazecie kilka lat temu (pisałem o tym na fridomii) – o młodych Szwedach z bogatych rodzin, którzy najdroższymi samochodami podjeżdżają pod najdroższe kluby, by tam kupować wiele butelek najdroższych szampanów i ostentacyjnie wypijać tylko po kilka łyków z każdej otwartej butelki. Pamiętam, że byłem zszokowany, bo nie pasowało mi to w ogóle do luterańskiej kultury Szwedów.

Jak sądzicie, który obraz nowego pokolenia jest bardziej zbliżony do życiowych realiów?

Zmieniając (z pozoru) nieco temat, rozmowy te, jak i dziesiątki lub nawet setki innych, utwierdziły mnie też  ostatecznie w tym do czego już wcześniej byłem przekonany. Że nocując w hostelach spotyka się nietuzinkowych ludzi, o wiele ciekawszych niż tych, których spotkać można w luksusowych hotelach. Hostelarze to ludzie otwarci, mający nietuzinkowe pomysły na życie, odważni w stawianiu sobie celów i w wytyczaniu własnej drogi przez życie. Nie szpanują, są w większości pozbyci sztuczności. Nie lubią konformizmu. Potrafią szybko przejść do głębokiej, a nie tylko powierzchownej relacji. Nie boją się pytać o pomoc lub wskazówki lub samemu ich udzielać. Nie stosują autocenzury, zastanawiając się co wypada, a co nie.

Nie chcę tego świata idealizować. Oczywiście trafiają się też buce, mruki, ludzie chamscy nie potrafiący uszanować ciszy nocnej i zasad współżycia społecznego. Niemniej wśród “hostelowców” o wiele łatwiej niż wśród “hotelowców” jest mi znaleźć bratnie dusze:-) W czasie tej podróży dostałem wiele zaproszeń do różnych części świata i nawiązałem o wiele więcej znajomości niż jestem realnie w stanie podtrzymać. Ale cieszę się z każdej rozmowy, która coś wniosła w życie moje oraz moich rozmówców:-) I cieszę się na kolejne spotkania i kolejne rozmowy. Podróż trwa:-)

A jeśli chcesz zobaczyć jakieś fotki lub filmiki z podróży, to zapraszam na mój profil na FB – Sławek Muturi:-)

Być może oba obrazy są jednak tak samo realne? Skromnych Niemców można spotkać w hostelach, a szpanujących Szwedów miałbym być może okazję w tym samym czasie spotkać na jakiś prywatnych wyspach i luksusowych jachtach?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

18 Responses

    1. Adam, dzięki za komplement. Oczywiście postaram się, by kolejne moje wpisy były równie “mądre”:-) Niestety, nie zawsze mi się to udaje:-(((

  1. Napisałeś Sławku, że takie rozmowy w hostelach mają zwykle podobny przebieg. Czy nie nudzi Cię to? Nie brakuje Ci głębszego kontaktu, bliższych relacji? Nie czujesz się samotny podczas podróży?

    Mocno się interesuje tematem Fridomii i często zauważam w wypowiedziach osób, które osiągnęły wolność finansową, że jest to dla nich mniejsza lub większa niedogodność. Podróżowanie owszem, jest fantastyczne, ale fajnie jest się móc dzielić wrażeniami z kimś bliskim, z przyjaciółmi. A oni pracują, nie mogą wyjeżdżać. Przelotne rozmowy z nieznajomymi to nie to samo, co rozmowa z kimś, kogo rozumiesz i znasz i kto Ciebie dobrze rozumie.

    Jak to jest w Twoim przypadku?

    1. Przemek, rzeczywiście jest tak, że rozmowy mają bardzo podobny początek:-) Ale później dość szybko się indywidualizują i przechodzą na głębszy poziom. Czasami na zadziwiająco głęboki poziom w bardzo krótkim czasie. Ludzie potrafią bardzo szybko się otwierać, często zaczynają mi się zwierzać, konsultują ze mną swoją sytuację finansową. Niektóre rozmowy trwają przez kilka dni. Bywają fascynujące i sam wiele się uczę przy okazji dzielenia się swoją wiedzą i swoimi doświadczeniami.

      Nie jest to taka nauka jak w szkole. Nie potrafiłbym odpowiedzieć na pytanie: czego konkretnego nauczyła mnie dana rozmowa. To raczej taka nauka życia, nie definiowalna w szkolne ramy. To pogłębianie swojej wiedzy o życiu, naostrzanie swojej intuicji:-) W języku angielskim funkcjonuje określenie “tacit knowledge” czyli nawet nie wiemy co wiemy. Po prostu to wiemy i już:-) Ale skądś to przecież musi przyjść:-) I w moim przypadku często pochodzi z rozmów z ludźmi. A akurat tak się składa, że hostele odwiedzają ludzie dużo podróżujący, lubiący wytyczać własne ścieżki, nie będący konformistami i naprawdę wiele można się od nich nauczyć:-)

      Wcale nie jest to nudne.

      A jeżdżenie z kimś? Też jest OK (o ile podróżuje się z naprawdę fajną osobą:-), ale nie powiedziałbym, że z definicji jest czymś lepszym niż jeżdżenie samemu. Są tak samo fajne i każde ma swoje plusy:-) Minusem podróżowania z kimś jest to, że trochę się zamykacie na innych. Trudniej jest obcym Ciebie zagadać gdy jesteś w tłumie. Minusem jest też to, że większość czasu rozmawiasz we własnym języku. Minusem może być to, że poddajesz się emocjom oraz ocenom innej osoby, ale to też czasami może być plusem.

      Nie wiem. Ja chyba – biorąc wszystko pod uwagę – wolę podróżować samemu. I to nawet porównując to do zwiedzania z najlepszym kompanem do podróżowania:-) Natomiast nie jestem typem samotnika – nie interesowałaby mnie samotna podróż jachtem dookoła świata, lub samotne przejście przez pustynię lub samodzielne wspinanie się po Himalajach. Chcę poznawać nowych ludzi, obserwować ich zachowania oraz sposób myślenia.

      1. TEz mam pododbnie – jak jezdzilem z kolega – to ciagle gadalismy po Polsku i nie chcialo nam sie nikogo poznawac – wtedy uznalem, ze lepiej jezdzic samemu – bo nie masz wyboru – musisz zagadywac obce osoby. Nikt nie robi podsmiechujek, ze wydaje Ci sie, ze mowisz po hiszpansku, ale co chwila brakuje Ci slowa. itp itd…

        Poznawanie nowych zupelnie przypadkowych osob – daje pewne poczucie anonimiowosci – mozemy z nimi porozmawiac, na tematy, ktorych czasami wolimy nie poruszac ze dalszymi czy blizszymi znajomymi (jak zdrowie, sytuacja finansowa, czy niekonformistyczny swiatopoglad).

        a tak rozmawiamy z kims kto nie ma dojscia do naszego kregu i nie bedzie potem za naszymi plecami opowiadal innym znajomym, co ten Xav nie wymyslil.

  2. Sławku.
    od czasu jak podróżuję z dziećmi (kilka ładnych lat) nie korzystam z hosteli tylko z hoteli i/lub namiotu.
    Czy w hostelach spotykasz rodziny z dziećmi kilkuletnimi?
    Mi jedno do drugiego nie pasuje :) – ale zastanawiam się jaka jest rzeczywistość ?

    1. Leszek, rzeczywiście w hostelach rzadko spotyka się rodziny z małymi dziećmi. Ostatnio spotkałem taką czwórkę Francuzów w Yangoon w Myanmar. Mała była bardzo sympatyczna – sporo mi opowiadała po francusku i – przyznam – nie wszystko rozumiałem jej dziecięcego paplania. Śmiała się ze mnie, że nie umiem rysować:-), bo wcześniej poprosiła mnie bym jej narysował trupią czaszkę. Zaprosiła mnie do Francji i rodzicom ciągle przypominała by dali mi swoje namiary. Rodzice byli zadowoleni, że choć przez chwilę ich Mała zajęła się kimś innym:-)

  3. Dziękuje Sławku za odpowiedź. Masz w sobie dar do opowiadania i pisania. Lekko i ciekawie ;)

    Z moich umiarkowanych doświadczeń wynika, dużo zależy od języka. O ile w języku angielskim jestem w stanie wejść na w miarę głęboki poziom i porozmawiać o wszystkim, to po hiszpańsku czy francusku jestem już co najwyżej półgłówkiem, który z trudem nadąża za tym, co ktoś do mnie mówi. Oczywiście zwykle jest bardzo sympatycznie i przyjemnie, ale jednak bardzo powierzchownie.

    Zgadzam się, że podróżując z innymi osobami faktycznie trochę tracimy kontakt z tubylcami. Zgadzam się z Twoimi przemyśleniami na ten temat. Ja akurat miałem na myśli brak kontaktu z bliskimi nam osobami które pozostawiamy, gdy się dużo podróżuje, ale to chyba również jest kwestia indywidualna. Brak takich głębszych, relacji, często budowanych latami. Przy czym nie mam na myśli brak takich relacji całkowicie ;), a po prostu fakt, że będąc w drodze przez pół roku mijamy tylko nieznajomych i bardzo sporadycznie osoby “gdzieś już się kiedyś widzieliśmy”.

    Mnie też bardzo ciekawią ludzie i ich sposób myślenia, życia, nawet tak dalece, że skończyłem psychologię ;) Jednak jestem nakierowany raczej na głębokie poznawanie, wręcz “zanurzanie się” w czyimś świecie.

  4. Miałem przyjemność obserwować jedną bogatą rodzinę, należącej do setki najbogatszych polaków. Ich dzieci w czasach studenckich faktycznie były dość otwarte, podróżowały, żyły na umiarkowanym poziomie. Jednak w miarę upływu lat standard życia rósł, następowała coraz większa selekcja znajomych i rodziny. Po kilku próbach jednak praca w firmie rodziców. Lęk związany z potencjalnymi złodziejami czy porywaczami dla okupu. Prywatna, elitarna szkoła dla wnuków. Wszystko to stopniowo postępowało przez 18 lat (tyle ich znam).

    Podobno (opieram się tu o słowa Pani Solange Olszewskiej, szefowej Solarisa) zwykle kryzys następuje w 3 pokoleniu. W Polsce sukcesja może być szczególnie trudna ze względu na brak wzorców. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii bogatych ludzi są dziesiątki tysięcy, stąd jest skąd czerpać dobre wzorce i uczyć się na błędach.

    1. Przemku, ja z kolei obserwuję wiele przykładów, gdy to właśnie trzecie pokolenie potrafi odbić się i tworzyć majątek czerpiąc z doświadczeń dziadków. Odziedziczenie resztek majątku po mniej roztropnych rodzicach staje się kapitałem początkowym czegoś większego. Choć rzeczywiście, nie dotyczy to wszystkich wnuków, a zazwyczaj jednego, który odbudowuje majątek rodzinny, stara się odkupić wyprzedane dobra, czy otworzyć własny biznes, z większym sukcesem niż dziadek.

  5. Mam wrażenie, że wiele zależy od wartości, które są celebrowane w danej rodzinie. Zarówno stare i jak i nowe pieniądze można wydać i zdarza się to od zawsze. Z tym, że może jednak nowe pieniądze łatwiej, gdy rodzice pracując na ów majątek zaniedbują wychowanie dzieci (tak często było w latach 90-tych w Polsce). Choć przecież roztrwonienie majątku zubożałej szlachty z tradycjami, nie było też trudnością przed wojną… Licytacje, bankructwa – codzienność obecna w starych pieniądzach.
    Wydaje mi się też, że obecnie mamy ciekawe czasy. Stare pieniądze mieszają się z nowymi, nie są niezbędne do osiągnięcia osobistego sukcesu, gdy można swobodnie wybierać partnerów życiowych, drogę kariery, sposób życia. Z drugiej strony, nigdy nie było tak trudno wśród tak wielu pokus – spece od marketingu piorą nam umysły, swobodny dostęp do informacji pozwala na publikowanie i przekazywanie śmieci zamiast rzetelnej wiedzy, moralność załamuje się już na etapie przedszkola.

    Gdy piszesz, Sławku, o hostelach, przypomina mi to czasy, gdy w czasie studiów wiele podróżowałam autostopem po Europie, spałam na kempingach lub przy autostradzie. Przekrój ludzi, których spotykałam, to była dla mnie najlepsza szkoła życia. Ze zdumieniem otwierałam oczy, że ludzie mogą być tak rózni i tak fantastyczni! Od każdego czegoś się uczyłam. Do każdego podchodziłam indywidualnie, z wielkim szacunkiem, niezależnie, czy był to holenderski farmer oferujący śniadanie, gdy rozbiliśmy namiot na jego łące, czy gwiazda MTV chwaląca się swoim sportowym wozem na autostradzie w Niemczech. Każdy był dla mnie tak samo wartościowy na początku rozmowy, a na końcu część zostawała na długo w pamięci, a inni wylatywali z niej na zawsze.
    Wszędzie można znaleźć wartościowych ludzi, jeśli się chce szukać. Podobno tez nauczyciel się znajdzie, gdy uczeń jest gotowy. Choć z pewnością zbyt wielu ludzi pasji nie spotkamy w nudnych okolicznościach. ..

  6. Ciekawy temat…
    Z własnego rodzicielskiego doświadczenia mam anegdotkę:
    Moja córka już w wieku 11-12 lat złapała kryzys i przestała się uczyć tak dobrze jak wcześniej. Maglowali ja o to wszyscy łacznie z moim ojcem. Pewnego dnia mój tata to mnie zadzwonił ostrzec mnie, że jest problem. Otóż wnusia mu oznajmiła, że ona to się uczyć nie musi “bo zobacz dziadek, po mamie odziedziczę dom, mieszkania, itd, po tacie też dom, etc. sprzedam wszystko, kupię sobie ładny apartament a za resztę będę żyła”.
    Po paru dniach nadarzyła się okazja na rozmowę z córka. Zapytałam ja o te szerokie plany dziedziczenia, a ona niewinnie “no ale przecież to prawda”.
    Powiedziałam, że owszem tylko nie uwzględniła tyciego szczegółu… żeby coś osziedziczyć to zwyczaj wymaga, żeby przodek zszedł uprzejmie. “Nie wiem jak Twój ojciec, ale ja mam rodzinne geny od pokoleń długowieczne, minimum do 95 roku zamierzam żyć. Policz: ja 95 Ty w tym czasie 71 – cos z czasem mięszy 24 a 71 musisz zrobić…”
    Kurtyna.

    1. Monika, dzięki za podzielenie się ciekawą anegdotą z życia.

      I jak, jest jakiś ciąg dalszy przemyśleń Twojej Córki?

      Powodzenia w wychowywaniu:-)

      1. Po pierwsze od 5 miesięcy ma konkurencję, malutkiego braciszka ;)
        Córka ma 18 lat i wyrosła na dojrzała, pomocna kobietę. Nie chce nam pomagać w naszej drodze ku wolności, wybrała coś innego. Na razie odgraża się, że zaraz po maturze idzie do pracy :)

        Serdecznie pozdrawiamy :)

        1. Monika, moje gratulacje! Zarówno z powodu malutkiego “braciszka” jak i z tego, że córka wyrosła na dojrzałą osobę. A że nie chce studiować? Według mnie nic strasznego:-) Mój syn też nie chciał i wcale go do tego nie namawiałem, wręcz przeciwnie. “Nie chcesz, masz wątpliwości? To nie idź”. Poszedł więc od razu do pracy i bardzo dobrze sobie tam radził od samego początku. Po zaledwie roku pracy, firma wysłała go do pracy w Szanghaju, a tam na … studia. Bo firmie zależy by miał dyplom wyższej uczelni. So far, so good:-)

          Trzymam kciuki za dobre wybory życiowe wszystkich naszych dzieci:-)

  7. Ciekawa historia Sławku

    Z moich obserwacji wynika, ze z tymi młodymi ludźmi to różnie bywa. Ja wyjechałem za granicę kilkanaście lat temu z oczywistych względów, zresztą jak setki tysiecy Polaków w ówczesnym czasie. Zachowania naszych rodaków są tak różne jak rózne są osobowości. Jedni, żyjąc w Polsce w niedostatku, kiedy dorwali się do większych pieniędzy zaczęli wydawać je na prawo i lewo, zmieniać często samochody itp., tak jakby próbowali nadrobić stracony czas, kiedy nie mieli takich dochodów. Inni z kolei, do tej grupy ja się zaliczam, po prostu spokojnie sobie żyli, stopniowo powiększając majątek. I wiem, że gdybym nawet miał milion złotych na koncie, to nie chodziłbym ubrany w markowych drogich ubraniach czy szpanował drogim autem bo po prostu taki nie jestem i mnie to nie kręci. Ale ile ludzi tyle różnych postaw.

    1. Milo, masz rację i cieszę się, że mamy bardzo podobne postawy. Jednak nieco bym polemizował z tym, że postaw jest tylu co ludzi, bo każdy jest inny. O ile rzeczywiście każdy jest nieco inny, to wg mnie, wielu ludzi naśladuje innych i starają się robić to co większość.

      Za każdym razem zadziwiają mnie podobieństwa zachowań młodych szpanerów w Polsce, w Kenii, w Gabonie, w Kazachstanie, w Mongolii, w Kolumbii i w wielu innych krajach, pomimo ewidentnych przecież różnic w kulturze, w wychowaniu. Noszą te same markowe ubrania, palą te same gatunki papierosów w ten sam sposób, lubią tę samą muzykę, rodzice kupują im te same marki samochodów, telefonów i innych gadżetów. Choć mówią w różnych językach, to ich sposób mówienia jest bardzo zbliżony.

  8. W sumie to masz rację Sławku, trochę źle to ująłem. Generalnie można oszczędzać albo wydawać no i możemy obserwować dziesiątki wariacji tychże postaw. Jeśli chodzi o oszczędzanie to widziałem już różne możliwości od ekstremalnego oszczędzania polegającego na mieszkaniu w norze i cięciu wydatków nawet na swoje podstawowe potrzeby aż po umiarkowane oszczędzanie gdzie się żyje normalnie a nadwyżkę odkłada na bok. Podobnie z wydawaniem, niektórzy zachłystują się nagłym przypływem gotówki i nie potrafią nią zarządzać i po prostu przepuszczają, często tez na pokaz w myśl zasady “zastaw sie a postaw się”. A inni z kolei wydają co zarobią. Osobiście uważam, że wszystko w życiu powinno być zbalansowane, nie można pędzić za pieniądzem za wszelką cenę, bo to droga donikąd. Pieniądze są potrzebne, ale same w sobie szczęścia nie dadzą. I w drugą stronę, życie bez pieniędzy też jest bardzo ciężkie, nawet jeśli ma się wszystko inne. Prawdziwą sztuką jest umiejętność odpowiedniego balansu a tej sztuki uczymy się całe życie;-)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.