Pod takim tytułem (prawie takim, bo w oryginale końcówki były rodzaju męskiego:-) ukazał się artykuł w dzisiejszym wydaniu “Rzeczpospolitej”. Z badań Bilansu Kapitału Ludzkiego (przeprowadzonego przez PARP oraz UJ) wynika, że aż 2/3 respondentów (68%) deklaruje, że nawet gdyby mieli wystarczająco dużo pieniędzy na utrzymanie, i tak chcieliby pracować zawodowo.
Taki pogląd jest powszechniejszy wśród kobiet (70,6%) niż wśród mężczyzn (65,7%) oraz wśród osób z przedziału wieku 18-35 lat (82,4%) niż tych z przedziału 55-70 (47,6%). Powszechniejszy wśród … bezrobotnych (79,8%) niż wśród pracujących (74,4), a najmniej powszechny wśród nieaktywnych (52%)
Odpowiedzi zaskoczyły badaczy. Wyjaśnień tego dziwnego zjawiska szukali m.in w tym, że pytano o deklaracje Polek i Polaków i nie wiadomo jak by się zachowali, gdyby sytuacja braku konieczności pracy wydarzyła się naprawdę.
Ja sądzę, że jest jeszcze jedno wytłumaczenie tych zaskakujących wyników. Otóż wg mnie sęk tkwi w definicji słów “wystarczająco dużo”, które padły w zadawanym respondentom pytaniu: “Gdyby mieli państwo wystarczająco dużo pieniędzy, by zapewnić sobie utrzymanie przez resztę życia, to czy mimo to chcieliby państwo pracować zawodowo?”.
“Wystarczająco dużo pieniędzy” w kontekście zadanego pytania, to kategoria ze świata “bogactwa”. A jak już wielokrotnie próbowałem tu na łamach fridomii wyjaśnić, “bogactwo” trudno jest jednoznacznie zdefiniować. Czy posiadanie 1 mln złotych w gotówce to “wystarczająco dużo”? To zależy. Jeśli koszty utrzymania mojego standardu życia wynoszą PLN 20 tyś miesięcznie, to taka kupka gotówki starczy na 50 miesięcy, czyli nieco ponad 4 lata. Jeśli jednak utrzymanie standardu życia, które Cię satysfakcjonuje kosztuje “tylko” PLN 5 tyś miesięcznie, to zapasu starczy Ci na blisko 17 lat. A to już całkiem długo:-)
Ale co jeśli będę żyć dłużej? Lub istotnie wzrosną ceny artykułów i usług z mojego koszyka wydatków? Lub nadejdzie hiperinflacja, która zeżre wartość mojego kapitału? Myślę, że to właśnie takie pytania powodowały u respondentów pewien dyskomfort i brak pewności. Aby zmniejszyć ową niepewność, lepiej jest utrzymać dalej swój etat:-)
Co innego, w przypadku “wolności finansowej”. Tu nie liczy się ile masz gotówki na koncie bankowym, tylko ile gotówki wpływa Ci co miesiąc na konto, w stabilnej, przewidywalnej wysokości, z jakiegoś pasywnego źródła. Pasywne źródło (takie jak czynsz z najmu posiadanych przez Ciebie mieszkań na wynajem) jest zupełnie niezależne od Twojej aktywności zawodowej. I dzięki temu, nie musisz dalej pracować by utrzymać standard życia, do którego się przyzwyczaiłaś.
Ale oczywiście możesz dalej pracować jeśli Twoja praca daje Ci dużo satysfakcji (sam pracowałem jeszcze przez kilka lat po osiągnięciu pełnej gotowości do wcześniejszej emerytury). Albo możesz zmienić pracę na mniej płatną. Albo zająć się wolontariatem. Albo podróżami. Albo nauką gry na fortepianie. Albo zacząć tańczyć lub malować obrazy. Albo zająć się pomocą schorowanym rodzicom lub dziadkom. Albo podjąć pracę naukowo-badawczą. Albo pisać powieści lub scenariusze teatralne. Albo rozwijać jakiekolwiek inne hobby. Albo – choć to akurat odradzam – zająć się w pełnym wymiarze czasu – dolce far niente:-). Opcji do wyboru są setki, a może nawet tysiące lub miliony:-)
Spodziewam się, że w gronie Fridomiaczek i Fridomiaków odsetek osób, które na postawione w badaniu PARP i UJ pytanie, odpowiedziałoby twierdząco jest niewiele, ale może się mylę…
Zapytam Was zatem:
Gdyby wysokość Twoich comiesięcznych wpływów pasywnej gotówki była wystarczająca na pokrycie kosztów utrzymania standardu życia, do którego się przyzwyczaiłaś, to czy mimo to chciałabyś/chciałbyś dalej pracować zawodowo?
59 Responses
W tym miesiącu osiągnąłem II etap wolności finansowej, czyli dochody pasywne z nieruchomości pokrywają z nadwyżką moje aktualne koszty życia (I etap to dla mnie było osiągnięcie pasywnych dochodów pozwalających na utrzymanie minimalnego standardu). Od jakiegoś czasu rozmyślam sobie, czy będę pracował gdy osiągnę III etap wolności, czyli pasywne dochody pokrywające moje przewidywane koszty życia w przyszłości. Czyli podróże, dzieci na studiach, więcej czasu na rozrywki.
I tak, w moim przypadku raczej będę pracował, chociaż nieco inaczej niż teraz. Planuje poświęcać na to około połowy aktualnie spędzanego czasu, czyli etatowo licząc mniej więcej 1/2. Z wielu powodów. Po pierwsze lubię to co robię i sprawia mi to przyjemność. Po drugie mam poczucie, że mam pewien pozytywny wkład w tą rzeczywistość. Po trzecie dysponowanie większą energią finansową może umożliwiać mi wspieranie inicjatyw które uważam za wartościowe i zmieniają świat na lepsze. I po czwarte, wydaje mi się że trochę potrzebuje takiej aktywności ;)
Skutkiem tego, że osiągnąłem już właściwie wolność finansową mogę potwierdzić, że Kenia 2022 jest z mojej strony jak najbardziej aktualna ;)
Przemek, dzięki za podzielenie się swoją perspektywą. Ciekawy jest Twój podział na 3 etapy wolności finansowej – muszę to sobie przemyśleć. No i oczywiście zapraszam do projektu Kenya 2022:-)
Cześć Sławek,
Tak czytam i czytam te posty , no i temat jest ważny jak nie najważnejszy ( w jakiś sposób DNA bloga :) .
Przyznaje i potwierdzam ze blisko mu do treśći w odpowiedzi Przemka jeśli chodzi o podziały. Zmniejszyc tempo ale robic co sie lubi z powolnym kierunkiem zmiany na działanie charytatywne. Wydaje mi się że Twoja droga jest spektakularna , każdy ma swoją.
Może to kwestia jeszcze przemyślenia i dojrzewania a może to kwestia odwagi lub jej braku.
Chciabym wspomniec ze rowazam przed tymi wszystkimi decyzjami gap year z kamperem.
Pewnie to przyniesie nowe przemyślenia :)
Pozdrawiam
Marcin
Cześć Marcin, dzięki za podzielenie się swoją perspektywą. Absolutnie się z Tobą zgadzam: każdy powinien wybrać swoją własną drogę. Byłbym zdziwiony gdyby wszyscy Fridomiacy zdecydowali się na podróżowanie, naukę języków, uprawianie zawodów emeryta, wspieranie wolności finansowej, itp. Podaję siebie zawsze jedynie jako przykład, a nie jako wzorzec do naśladowania. Co więcej, przestrzegam wręcz przed ślepym naśladownictwem, bo to co dla jednego jest źródłem satysfakcji, dla drugiego może być nieszczęściem:-)
Na szczęście dróg do kroczenia po osiągnięciu wolności finansowej są tysiące jeśli nie miliony. Powodzenia w znalezieniu Twojej i Wam wszystkim – Waszych dróg. Trzymam życzliwie kciuki:-)
Sławku, a mógłbyś zdefiniowac jeszcze pojęcie pracy?
Czy jak ktoś jest prawnikiem i po przejściu na emeryturę pracuje pro bono to jest emerytem czy nie?
Jak ktoś uprawia ogród i sprzedaje nadmiar owoców to wykonuje pracę?
Pytam bo jak się lubi swoją pracę to nie łatwo zdefiniować czy się pracuje czy może zajmuje swoim hobby za które ktoś przy okazji chce zapłacić.
Np Ty piszesz książki.
AR, bardzo dobre pytanie, dzięki.
Moja definicja “pracy” to aktywność, za którą ktoś danej osobie płaci. Jeżeli emerytowany prawnik udziela komuś porad pro publico bono, to realizuje swoje hobby; jeśli pobiera “pół stawki” to pracuje. Jeśli ktoś uprawia swój ogródek, to realizuje swoje hobby, jeśli sprzedaje owoce – to pracuje.
Piszę książki – to fakt. Moją motywacją jest dzielenie się wiedzą (a nie zarabianie) i realizacja mojej życiowej misji. Z drugiej strony, nie chcę tych książek rozdawać zupełnie za darmo (część rozdaję), bo wiem, że trafiłyby do przypadkowych osób. Swoje honoraria autorskie przekazuję na cele dobroczynne. Podobnie jak w przypadku robienia prezentacji na uczelniach lub spotkaniach biznesowych. W większości przypadków nie pobieram żadnego wynagrodzenia, a tam gdzie organizator nalega – przekazuję konto bankowego wybranej organizacji pożytku społecznego.
Prowadzę bloga. Niektórzy z tego żyją. Ja też dostaję propozycję zamieszczanie reklam, ale nigdy żadnej nie przyjąłem. Bo czuję, że fridomia stałaby się wtedy moim “obowiązkiem”. Udzielam wiele porad dot tego jak inwestować. Za darmo. I grzecznie odmawiam tym osobom,, które chciałyby bym został ich mentorem czy coachem na zasadach odpłatności:-) – takich zapytań też otrzymuję całkiem sporo.
Dużo podróżuję. Niektórzy z tego żyją, ale ja nie mam zamiaru organizować odpłatnych wycieczek i zarabiać na swoim podróżniczym doświadczeniu. Podróże są moją pasją, a nie moją “pracą” choć czasami wymagają sporo wysiłku:-)
Pracuję też latem wykonując zawody emeryta. Wkładam w tę pracę całą swoją życiową energię i pełne zaangażowanie. Ale albo nie pobieram wynagrodzenia albo będę je przekazywał na cele dobroczynne. Właśnie dlatego, że pracując nie chcę “pracować”, tylko realizować swoje pasje.
Niełatwo to zdefiniować… :-)
wysokosc pasywnej gotowki ktora dostaje jest wyzsza niz tego co wydaje. Pracuje dalej bo chcę mieć więcej. Nie wydawać więcej tylko mieć więcej – wydawanie jakoś mnie nie bawi o wiele ciekawsze jest zarabianie. Wydawać potrafi każdy. Trudno to wytłumaczyć chyba. Po co? Nie wiem, po prostu mam taką wewnętrzną potrzebę.
Michał, gratuluję osiągnięcia wolności finansowej i dzięki za podzielenie się swoją perspektywą. Ja też miałem kiedyś podobny dylemat, ale w którymś momencie powiedziałem sobie: “enough”, nie chcę już więcej pracować po to, by “mieć więcej”. Nie dlatego, że uważam, że praca jest czymś złym lub że zarabianie jest czymś złym. Wręcz przeciwnie – niczego bym w swoim życiu nie zmieniał.
Powiedziałem sobie “enough” bo bałem się, że przegapię ten właściwy moment i w konsekwencji ciągle będę niezadowolony i nie usatysfakcjonowany z tego co już mam.
Też trudno mi to precyzyjnie i klarownie wyjaśnić…
Dziękuje, być może Sławek, być może. Przyszłości przewidzieć nie potrafię. Jak to sie mówi? “Nigdy nie mów nigdy”.
:-)
Hmmm… to zalezy jak rozumiesz pracowalbys.. ja chyba chcialbym pozostac przedsiebiorczy… czyli zajmowac sie jakims rodzajem dzialalnosci, ktorej sukces mierzony bylby pieniedzmi… mysle o otworzeniu wlasnej kafejki, albo pracy w cudzej kawiarni… moze jakies apratmant na AirBNB, moze jakies renowacje nieruchomosci… na pewno musialyby to byc projekty, ktore albo mialyby okreslony horyzont czasowy albo moglbym je latwo oddac komus innemu (np AIRBNB po jakims czasie oddal bym agencji zajmujacej sie najmem).
co robilbym z nadwyzkami finansowymi ? hmm gromadzil na czarna godzine lub dalej inwestowal w nieruchomosci lub wspieral akcje charytatywne…
Wlasciwie to nasuneło mi się kolejne pytanie do Ciebie Sławku – skoro osiągnąłeś już wolność finansową, a sam zawsze zazaczasz, ze nie mozna byc bardziej wolnym finansowo to dlaczego dalej inwestujesz w CFI albo kolejne mieszkania, a nie rozdysponowujesz tych pieniedzy w jakis bardziej satysfakcjonujacy sposob?
xav, tak jak wielokrotnie pisałem, kupuję kolejne M na wynajem lub inwestuję w CFI, bo (1) nadal odkłada mi się gotówka na koncie, bo przejadam tylko ułamek moich comiesięcznych wpływów z najmu, (2) nie lubię gotówki na koncie, (3) nie zamierzam dywersyfikować na starość, (4) więc inwestuję dalej w najem.
Ale mieszkań wcale mi nie przybywa. Dlaczego? Bo prawie tyle samo ile kupuję, to ostatnio … rozdaję Rzeczywiście frajda po wyjściu od notariusza taka sama (lub nawet większa) niż przy kupnie:-)
Slawku, czy jak dobrze widze: rozdajesz mieszkania? Za darmo? :) :) :) mozesz powiedziec o tym cos wiecej (komu, gdzie, ile)? :)
Przy okazji przypomnial mi sie suchar:
– Czy to prawda, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają samochody?
– Tak, to wszystko prawda, tylko że nie w Moskwie, a w Leningradzie, i nie na Placu Czerwonym, a na Placu Rewolucji, i nie samochody, tylko rowery, i nie rozdają, a kradną.
Kazik, dzięki za zgrabne i taktowne połączenie pytania o to co robię z owym sucharem:-)
Tak jak każdy, mam wiele wad, ale mówienie nieprawdy nie jest akurat jedną z nich. To prawda, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy przekazałem nieodpłatnie 6 swoich M na wynajem – 3 bliskim mi osobom, a 3 – bliskiej memu sercu instytucji dobroczynnej. Pozwól, że więcej szczegółów na tym etapie nie ujawnię. Nie korzystam z dotacji pochodzących z Twoich podatków, ani – pomimo licznych namów – ze środków unijnych, więc zakładam, że mam prawo do zachowania pewnej dozy poufności:-)
Dzieki za odpowiedz Slawku. Moje przypuszczenia sie sprawdzily :)
Pytanie ktore zadalem jak i caly post byly nieco z przymruzeniem oka i w sumie samo pytanie moglo wydac sie zbyt wscibskie- jezeli tak je odebrales to przepraszam. Postanowilem je zadac z dwoch powodow: a) sam napisales ze “rozdajesz” mieszkania dajac wiele mozliwosci interpretacji tego faktu b) pomyslalem ze wiele osob interesowalaby odpowiedz :)
Jak najbardziej masz prawo szczegoly zachowac dla siebie chyba ze kiedys podzielisz sie nimi w ksiazce :)
Kazik, ok, rozumiem. Sorry, jeśli moja odpowiedź była nieco agresywna. Po prostu źle reaguję gdy ktoś zarzuca mi (lub choćby wydaje mi się, że mi zarzuca) nieuczciwość, brak szczerości:-)
Czesc Slawku,
a czy jakos sie zabezpieczasz, zeby instytucja dobroczynna, ktorej przekazales mieszkanie od razu go nie sprzedala – tylko uzywala dochodzow z najmu ?
Czy nie taki jest zamysl – i moze spokojnie sprzedac mieszkanie na rynku ?
xav, akurat jest to stowarzyszenie, którego statut wymaga wyrażenia przez członków zgody na ewentualną sprzedaż. W stowarzyszeniu jest wielu członków (których znam i do których mam zaufanie) i trudno byłoby taką zgodę uzyskać:-)
Sławku,
nareszcie znów temat artykułu, o którym rozmyślam nieustannie. Myślę, że powodem dalszej pracy mimo osiągnięcia wolności finansowej jest obawa. Tak jest chyba w moim przypadku. Jest to obawa przed odcięciem sobie możliwości od zdobycia “więcej”. I tu oczywiście ten magiczny próg finansowy odgrywa chyba zasadniczą rolę. Trudno jest dzisiaj dla przeciętnego zjadacza chleba osiągnąć dochody pasywne w wysokości, która byłaby bardzo komfortowa, bezpieczna i nadal rozwojowa czyli umożliwiała dalsze pomnażanie aktywów. Dla mnie to jakieś 15 tys. – 20 tys. miesięcznie. Przy tej kwocie nie ma takiej siły na świecie aby zmusić mnie do pracy zarobkowej!!! Jakiż ma to sens, osiągnąć wolność finansową i mimo to dalej pracować? Jeżeli cokolwiek mam wykonać zawodowo tracę wymarzoną wolność! Bezpowrotnie! Tych chwil już nie odzyskam.
Krzysztof, dzięki za podzielenie się swoimi dylematami. Muszę się zastanowić nim odpowiem. Dzięki:-)
Tak na marginesie, skoro 52% nieaktywnych chce pracować po osiągnięciu wolności finansowej, to znaczy, że od wszystkich odpowiedzi należy odjąć 52%, no bo nieaktywni z definicji nie chcą pracować. Wtedy otrzymujemy, że od 0 do 20% osób chce pracować po osiągnięciu wolności.
Co do mnie, to nie wiem. Odpowiem, gdy tę wolność osiągnę.
Tomek, masz rację co do tego, że pytanie nieaktywnych czy chcieli by pracować wydaje się trochę mało miarodajne:-) Natomiast ufam, że badacze z UJ wiedzą co robią:-)
Cześć,
Mam Sławku do Ciebie takie pytanie. Czy teraz, gdybys mógł zmienić przeszłość, to zrezygnowałbyś z pracy wcześniej ? Zakładam, że miałbyś wtedy mniej mieszkań, mniejszy dochod pasywny itd. Teraz wolniej by przybywało Ci mieszkań …..ale kilka lat wczesniej mialbys wolność.
Pozdrawiam,
Eryk
Eryk, dzięki za Twoje pytanie. Pisałem już kiedyś o tym, również w książce “Życie post-korporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury?”. Ale chętnie znów się do tego odniosę:-)
Oryginalnie, jeszcze w 19995 roku, planowałem przejść na wcześniejszą emeryturę w czerwcu 2013 roku. Ostatecznie zrobiłem to w maju 2009 roku, czyli 4 lata “przed deadlinem”. Realnie mogłem to zrobić już w czerwcu 2006 roku, a nawet wcześniej.
Wiedząc dziś to, czego nie wiedziałem wówczas, raczej niczego bym nie zmieniał w swoim życiu. Data maj 2009 roku była chyba optymalna. Nie tylko ze względów finansowych, ale także rodzinnych i zawodowych (przez 3 ostatnie lata pracy rozwijałem konsulting na nowym dla mnie rynku Bałkanów). Udało mi się stworzyć bardzo fajne praktyki w Rumunii oraz Bułgarii, dużo nauczyłem się o prowadzeniu biznesu usługowego.
Pracowałem w sumie w życiu 19 lat. Dziś od blisko 9,5 roku (czyli już blisko 50% owego przepracowanego na etacie okresu) jestem emerytem. Za 9,5 roku będę miał – o ile dożyję – 63 lata i potencjalnie jeszcze kolejne 19 lat życia przed sobą. W sumie więc mogę w miarę realnie liczyć na 38 lat laby dzięki sprężeniu się w pracy przez 19 lat. Wydaje mi się, że to całkiem dobry przelicznik:-)
A i owych 19 lat w pracy też źle nie wspominam, wręcz przeciwnie. Był to bardzo dobry, ciekawy, rozwijający, satysfakcjonujący i pożyteczny okres w moim życiu. Jutro spotykamy się w gronie byłych partnerów Andersen Business Consulting i wiem, że będziemy się świetnie bawić wspominając lata spędzone razem w konsultingu. Pod wieloma względami, przecieraliśmy wówczas w Polsce ścieżki nowoczesnego zarządzania. Byliśmy pionierami, co zawsze jest źródłem dodatkowej satysfakcji:-)
Dziekuję za odpowiedź. Ksiązkę czytałem. Byłem ciekawy twojej aktualnej oceny ?.
Pozdrawiam,
:-)
pracowales na etacie 19 lat? Wow, ja pracowalem 2 lata. Widac nie lezy mi etat :/ hahaha.
Michał, tak, w sumie było to 19 lat. I wcale tego nie żałuję. Praca to nie tylko zarabianie na życie, to też okazja do tego by się wiele nauczyć. Wielu umiejętności, które posiadam nie dałbym rady się nauczyć.
Praca służy też – jakkolwiek górnolotnie miałoby to zabrzmieć – kształtowaniu charakteru. Czuję, że byłbym “gorszym” (cokolwiek to znaczy) człowiekiem gdybym nigdy nie pracował na etacie. W pracy nawiązałem też liczne przyjaźnie, które trwają do dziś.
Sławku, a ile z tych lat miałeś status partnera? Nie wiem jak to dokładnie działa w konsultingu ale wydaje mi się, że mentalnie to jednak działa trochę inaczej niż etat, nieprawda?
TX, asystentem/konsultantem byłem przez zaledwie 3 lata, potem menadżerem byłem przez 5 lat (od 1995 roku), a partnerem 9 lat (czyli prawie przez połowę okresu mojej aktywności zawodowej), od 2000 roku.
Rzeczywiście mentalnie to powinno działać inaczej. Partner jest współwłaścicielem firmy – ma w niej udziały kapitałowe i podstawą wynagrodzenia są wypracowane przez firmę (i przez indywidualnego partnera) zyski. Comiesięczne wynagrodzenie jest wypłacane zatem w formie zaliczek a konto przyszłej wypłaty z zysku. Partner ma też największy wpływ na kierunki rozwoju firmy, więc powinien mieć większe poczucie odpowiedzialności za całość jej funkcjonowania.
Wczoraj mieliśmy spotkanie “po latach” partnerów Andersen Business Consulting (nie wszyscy z nas dołączyli swego czasu do Deloitte) i super było powspominać stare, dobre czasy:-)
Fridomiaczki, Fridomiacy, czy ktoś jeszcze chciałby odpowiedzieć na pytanie, które zadałem Wam w ostatnim zdaniu wpisu? Jestem bardzo ciekaw Waszych przemyśleń oraz deklaracji. Ciekaw jestem czy w naszej sondzie wyjdzie wynik zbliżony do badań Kapitału Ludzkiego PARP-u i UJ…
Obecnie nie pracuję. Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek z powodów ekonomicznych będę jeszcze musiał szacuję na 1%. Prawdopodobieństwo, że w ciągu dwóch lat nie zechcę szacuję podobnie. Z tym, że ja nigdy nie pracowałem na etacie więc nie wiem czy przykład jest reprezentatywny.
TX, dzięki za przedstawienie nam swoich deklaracji. Myślę, że pracę na etacie oraz prowadzenie własnej firmy w celach zarobkowych możemy traktować równoznacznie.
Natomiast chciałbym się upewnić, że dobrze rozumiem Twoją deklarację. Czy na 99% w ciągu najbliższych dwóch lat zamierzasz powrócić do aktywności zawodowej?
Wydaje mi się, że bez jakiejś formy aktywności nie dam rady. Mikołaj poniżej pisze o pracy dla relacji. Ja raczej będę szukał osiągnięć. Chciałbym jeszcze pod czymś fajnym móc się podpisać.
TX, czy masz na myśli jakieś osiągnięcia biznesowe?
Wg mnie osiągnięcia mogą być biznesowe jak i poza-biznesowe. Przykładem tej drugiej kategorii jest zrobienie researchu i opisanie jakiejś ciekawej, ale zupełnie nieznanej postaci historycznej lub nauka gry na fortepianie lub opracowanie encyklopedii medycyny “naszych prababć”. Wydaje mi się, że tych opcji jest do wyboru nawet więcej niż opcji osiągnięć biznesowych:-) W przypadku tych drugich, wybór praktycznie sprowadza się do wyboru branży, bo prawie we wszystkich biznesach chodzi mniej więcej przecież o to samo, nieprawdaż? :-)
Nie chodzi mi o biznes. Myślałem raczej o stworzeniu czegoś fajnego. Jako programista mam w tym pewne doświadczenie. A jeśli urodzi się z tego coś wartego komercjalizacji to będzie dodatkowy bonus.
TX, też dobry pomysł. Powodzenia!!!
Cześć Sławku,
moja odpowiedź to zdecydowanie tak. Tak, “pracowałbym” dalej. Tak właśnie robię.
To wynika przede wszystkim z tego, że źródłem naszego (a w każdym razie przekonałem się, że mojego) zadowolenia z życia są przede wszystkim kontakty i relacje z innymi ludźmi. To dzięki nim się rozwijamy, uczymy się, czasami popełniamy błędy, potem znowu się uczymy, itd. Tego nie osiągniemy dzięki “dolce far niente” (próbowałem przez 6M – nie polecam). To ten pierwiastek społeczny jest naszą siłą napędową, a praca jest bardzo dobrym miejscem do tego, aby go odnaleźć.
Poza tym, jeżeli robi się to co się lubi i jest się przy tym całkiem niezłym specjalistą, to zawsze warto dzielić się swą wiedzą z innymi. Dlaczego mamy przestawać, jeżeli dzięki temu możemy zmieniać nasze otoczenie i wspierać rozwój naszych współpracowników oraz organizacji, których jesteśmy częścią.
Przyznam, że to co zmieniłem, to praca 4 a nie 5 dni w tygodniu. Ten jeden dodatkowy dzień jest dla mojej Rodziny i dla mnie (pasje i hobby).
Mikołaj, dzięki za podzielenie się swoją perspektywą. Zgadam się z Tobą, że człowiek – będąc zwierzęciem stadnym – potrzebuje czuć się częścią większej społeczności i miejsce pracy taką dobrze zdefiniowaną i stałą, codzienną społeczność tworzy.
Jest pewnym wyzwaniem znalezienie sobie (lub stworzenie) takiej społeczności po zakończeniu aktywności zawodowej:-)
Ja odpowiem przewrotnie tak i nie.
W moim przypadku wolność finansowa osiągnęła 1,5 roku temu i zrobiłam bye bye pracy na etacie.
Natomiast teraz wiodę żywot inwestora szukając nowych mieszkanek dla siebie i zarządzając wynajmem tych mieszkanek, które posiadam. Chętnie zarazem moja Rodzine i znajomych idea fridomii.
I taki układ mi odpowiada najbardziej. Bo nie chciałabym już zdecydowanie wracac na etat, to już minęło, chociaż było fajnie i ciekawie. Ale już zdecydowanie było ?
Natomiast zarządzanie aktywami co wymaga odemnie 2-3 dni max 7 dni (jak jest remont) w miesiącu, daje mi ukochana wolność , niezależność i wolny czas na inne rzeczy, a jednocześnie mam kontakt z ludźmi, lubię to co robię ba własne potrzeby.
Czesc
Ja sprobowałem nie pracowac – plan byl 12 miesiecy tak na probe i wytrzymalem 4 – po tym czasie zaczalem szukac pracy i po kolejnych 2 znowu pracowalem.
Dzieki przerwie dowiedzialem sie ze praca jest dla mnie wazna czesica zycia. Wcześniej nawet się tego nie spodziewałem, bo zawsze miałem zbyt mało czasu na moje pasje/hobby Teraz pracuje nieco mniej i na wiekszym luzie ale dalej chce pracowac.
Jestem specjalistą/kontraktorem w troche unikalnej dziedzinie i moze brakowalo mi tej nikalności:)
Może chciałem dać przykład dzieciom.
Na pewno czegoś zabrakło.
Pop, ciekawe to co piszesz… :-)
Przed chwilą odpowiedziałem Marcinowi, że dróg do kroczenia “po” osiągnięciu wolności finansowej jest mnóstwo. Każdy może coś znaleźć dla siebie.
Jednocześnie ZACHĘCAM jednak każdą osobą planującą osiągnięcie wolności finansowej, do tego byś poświęciła trochę czasu na przygotowanie się również w aspektach poza-finansowych. Z Waszych dotychczasowych wypowiedzi wnioskuję, że nie bardzo dziś wiecie PO CO chcecie osiągnąć swoją wolność finansową. Warto popracować nad wizją tego czym będziesz się zajmować, czym będziesz sobie wypełniać czas i życie, po osiągnięciu fridomii.
Nie warto odwlekać zastanawiania się aż do momentu osiągnięcia wolności finansowej. Piszę o tym więcej w książce “Życie postkorporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury?” Im wcześniej zaczniesz swoje przemyślenia, tym większa będzie Twoja satysfakcja w przyszłości z Twojego własnego życia. Unikniesz być może falstartów i rozczarowań:-)
Dodatkowo, jasny cel może również dodać Ci skrzydeł w żmudnym procesie budowania portfela mieszkań na wynajem – zawsze jest łatwiej gdy wiemy po co coś robimy:-)
Nie ma co tu się rozwodzić. Nie będę pracować, po co ?
Dla pieniędzy ? – przecież dochód z mieszkań pokrywa zapotrzebowanie na nie
Dla kontaktu z ludzmi ? – przecież praca (etatowa) to zbiór przypadkowych ludzi, praca poprzez prowadzenie firmy podobnie, no chyba że zrobić ścisłą selekcję kontrahentów, pracowników, klientów..
Dla “bycia potrzebnym” ? – no tutaj bardzo indywidualna kwestia. Ale mało kto z nas zajmuje się naprawdę potrzebnymi rzeczami. Większość z nas świadczy usługi bądź sprzedaje towary potrzebne do rozwiązywania potrzeb pierwszego świata. Jeśli ktoś czuje chęć bycia potrzbnym na prawdę to sugeruję wolontariat.
Moim zdaniem wolność finansowa stoi w jawnej sprzeczności z pracą (definiowaną jako wkładanie wysiłku czego wynikiem są pieniądze)
Bolo, w pełni zgadzam się z Tobą. Nie po to się osiąga wolność, by ją sobie wypełniać (=ograniczać) obowiązkami, takimi jak etat. Można, ale to raczej powinno być wyborem tych naprawdę nielicznych, którzy wprost uwielbiają swoją pracę i gotowi byliby ją wykonywać nawet za darmo, a nie aż tak częstym wyborem jak w naszej sondzie czy w badaniu PARP i UJ:-)
Tych, którzy chcą po osiągnięciu wolności finansowej zajmować się najmem mieszkań podziwiam. Widać zajmowanie się przysłowiowym “cieknącym kranem” musi być dla nich bardzo fascynujące, bardziej fascynujące niż tysiące rzeczy, które przychodzą mi do głowy. Ja raczej sobie nie wyobrażam tego, bym na łożu śmierci żałował, że więcej czasu nie spędziłem na sprzątaniu mieszkania po najemcach lub na użeraniu się z różnej maści fachowcami od napraw:-)
Myślę, że wiele osób by pracowało bo nigdy NA POWAŻNIE nie zastanawiało się nad sposobem spędzania wolnego czasu; nnego niż urlop czy wczasy. Powiedz prostemu człowiekowi, który pracuje na etacie 10-20 lat że może nagle sam decydować co ma robić. Przecież on zgłupieje. Przez 10-20 lat ktoś mu mówił co ma robić, kupował od niego jego czas i organizował mu go. Pracodawca mu mówi kiedy ma wypoczywać, kiedy ma mieć przerwę na jedzenie Często dochodzą przepisy (wewnętrze lub nakazane przez prawo) jak ma się ubierać. Jego pracodawca kupował od niego jego 1/3 doby. W pozostałej 1/3 spał, a w kolejnej 1/3 zajmował się obowiązkami domowymi. Jak on teraz może sam funkcjonować w świecie wolności finansowej ? Skąd on ma wiedzieć co robić ? Do tego wszystkiego dochodzą zewnętrzne czynniki narzucające nam jak mamy żyć (reklamy, marketing, couche, trendy, moda itd). Jeśli oglądaliście “Skazani na Shawshank” to pewnie pamiętacie, że główny bohater nie radził sobie z wolnością. Analogia jest oczywista.
Pomiędzy 2006 a 2013 miałem ogromne (subiektywnie oczywiście) nadwyżki pieniędzy i nadmiar wolnego czasu. Pieniądze rozchodziły się prędkością BMW E36 po tuningu. Czas mijał na spełnianiu swoich zachcianek. Typowe życie utracjusza. Można powiedzieć że to była moja wolność finansowa. Byłyby to bez wątpienia zmarnowane lata, gdybym nie wyciągnął z nich wniosków.
Moje rady dla osób zastanawiających się co chcieliby robić po osiągnięciu WF:
1. Pomyśl co kochałeś robić jako DZIECKO, czym się interesowałeś, co lubiłeś robić ?
2. Podstawowym uczuciem, jakie pragnie człowiek to BYCIE POTRZEBNYM – więc myśl w tym kierunku
3. Najpierw PORADŹ SOBIE Z PROBLEMAMI typu: nałogi, brak pewności siebie, depresja, organizowanie sobie czasu, sprawy sercowe, lenistwo, porównywanie się z innymi, asertywność itp (może powinna powstać piramida potrzeb wolnego człowieka :)
Bolo, zgadzam się z tym co piszesz, a piramida potrzeb wolnego człowieka brzmi interesująco:-) Może zastanowimy się wspólnie kiedyś nad czymś takim? :-)
Chciałbym poruszyć nurtujący mnie od jakiegoś czasu temat. Mieszkania czy ogólnie nieruchomości to temat dość prosty. Po prostu kupujesz, opcjonalnie remontujesz, przekazujesz firmie i pieniądze spływają mniejszym bądź większym strumieniem. Niewątpliwym minusem inwestowania w nieruchomości jest wysoka bariera wejścia. Innym ciekawym pomysłem jest otwarcie firmy, która docelowo ma być bezobsługowa (lub absorbująca bardzo niewiele czasu). Czy spotkaliście się z takimi tworami ? Sławku czy mógłbyś się wypowiedzieć w tym temacie ? Masz doświadczenie w konsultingu, stworzyłeś Mzuri, zapewne swoje nieruchomości również prowadzisz w formie JDG bezobsługowo. Otwierałem działalności, w które inwestowałem 50 – 100 k, i przynosiły po 5-10k/mc. Miały ogromny minus wymagały mojego zaangażowania. Czy są jakieś godne uwagi lektury, szkolenia na ten temat ? Z góry dziękuję za odpowiedź
Bolo, tak, rzeczywiście ja powierzyłem swoje mieszkania pod opiekę Mzuri. Nie dotykam się w ogóle tych mieszkań, w jakiejkolwiek formie. Są dla mnie osobiście zupełnie bezobsługowe. Jedyne moje zaangażowanie czasowe sprowadza się do wysłania – raz w miesiącu – przelewu na ZUS (od momentu wprowadzenia indywidulanych kont można zrobić zlecenie stałe:-) oraz – raz na kwartał – podatku jeśli akurat mam w danym kwartale do zapłacenia podatek. Zajmuje mi to wszystko pewnie 1-2 godziny rocznie, może nawet mniej:-)
A co do innych pomysłów na bezobsługowy biznes? Bezobsługową inwestycją dla depozytariusza, ale już nie z perspektywy banku, jest lokata bankowa. Podobnie obligacje skarbu państwa.
Natomiast z bezobsługowym biznesem jest trudniej: może to teoretycznie być jakiś samoobsługowy sklepik internetowy gdzie sprzedajesz np. swoją muzykę w formie plików. Po wpłynięciu kwoty na konto, system automatycznie wysyła zamówiony plik, a po kilku dniach wysyła fakturę oraz pytanie czy wszystko ok. Zakładając, że system się w ogóle nie zawiesza, że nie ma zwrotów i reklamacji; że nie musisz ze względów na presję konkurencji regularnie wrzucać do swojego sklepiku nowości; i że masz jakieś niewysychające źródło dopływu nowych klientów i dzięki temu nie musisz prowadzić żadnych działań marketingowych, to udało Ci się stworzyć samograj. Ale to chyba w praktyce niemożliwe.
Przychodzi mi do głowy jeszcze jedna możliwość. Rozkręcasz firmę na tyle dużą, że spółkę stać na zatrudnienie profesjonalnego zarządu, którym płacisz wystarczająco dużo i/lub dajesz udziały w spółce, by byli w pełni zmotywowani W ten sposób możesz ograniczyć swoje zaangażowanie (być może nawet do zera) i nadal czerpać zyski z dywidend.
Czy znam jakieś książki na ten temat? Mogę polecić tylko jedną, którą znam: Ricardo Semler “The Maverick” Mam nadzieję, że znajdziesz w niej jakieś inspiracje:-)
Pytanie jest tendencyjne. ZA NIC NIE CHCIAŁBYM DALEJ PRACOWAĆ ;) To już wolę dolce far niente ;)
Z niecierpliwością czekam na możliwość przejścia na wczesną emeryturę na własnych zasadach jakoś po 40-ce (zobaczymy tylko ile po tej 40-ce – obecnie mam 38 lat) i po zrobieniu tego na pewno nie chcę pracować tak jak dotychczas. Może coś pisać, może coś progamować, ale na pewno nie etat, półetat, czy inne tego typu zobowiązanie. W końcu przede szystkim właśnie od tego etatu pragnę się za wszelką cenę uwolnić.
Pracą jest każda czynność, które przynosi wymierne efekty, np. zyski, wyżywienie, dach nad głową, czystość w domu i osobistą, i.t.d. To, czy praca przynosi zadowolenie, czy nie, to już inna sprawa. Satysfakcja i zadowolenie są wartością dodaną.
Przykładowo ja nie znoszę sprzątać, ale wykonuję tą pracę w domu (angażuję oczywiście resztę rodziny i staram się, żeby mimo wszystko był to czas spędzony przyjemnie), bo:
– ktoś musi, żeby brudem nie zarosnąć
– zdrowie wiąże się dość mocno z czystością i higieną
– wstyd byłoby wpuścić kogoś do domu
– smród irytowałby nawet tych, co omijaliby mój dom
– … dopiszcie sobie, co tylko chcecie, dlaczego należy sprzątać. ;)
Nikt mi za to nie płaci, ale wymierne korzyści są niepodważalne. Jest to więc praca. Teoretycznie nie muszę jej wykonywać, ale straty i koszty jej nie wykonywania są też bardzo wymierne. ;)
Przecudownie jest, gdy praca jest jednocześnie hobby i takiej życzę każdemu.
Tak, zawsze będę pracować – nawet, gdy forsy będę mieć “jak lodu”, bo są rzeczy, które warto samemu zrobić :)
Są sprawy, które można zlecić innym, ale czy np. chcielibyście, aby Wasze dzieci wychowywał kto inny? Wychowanie dzieci, to też praca i to czasem bardzo ciężka, ale warto podjąć taki trud, mimo, że satysfakcja nie jest gwarantowana ;)
Pozdrawiam Ciepło,
Zapracowana Małgorzata
Małgosiu, miło Cię znów powitać na łamach fridomii. Trochę szeroko zdefiniowałaś “pracę” – jeśli wychowywanie dzieci i sprzątanie, itp. to też “praca”, to w zasadzie nie powinno być mowy o “bezrobociu”:-) Ja jednak “pracę” definiuję bardziej wąsko – jako działanie, wykonywanie czynności, za które ktoś inny płaci pieniądze. I tak, wychowywanie swoich dzieci i sprzątanie własnego domu różni się jednak od wychowywania cudzych dzieci i sprzątania czyjegoś domu, za co ktoś mi płaci:-)
A w sumie, to można by się pokusić, że to nie tak, że nikt mi nie płaci za sprzątnięcie mojego domu. Przecież płacę sama sobie! Przecież to ja odnoszę korzyści :)
Tak, wiem Sławku, że chodziło Ci o taki rodzaj pracy, który da się ująć w statystykach i który jest brany do PKB, i.t.d.
;)
Małgosiu, jednak pozostanę przy definicji pracy, jako działalności za którą ktoś komuś płaci pieniądze. Przy Twojej definicji otrzymywania płatności w formie “korzyści” spanie też możnaby podciągnąć pod “pracę”. Przecież sen jest bardzo korzystny dla zdrowia:-) Jedzenie i picie również:-)
Zaraz będę się kąpał. Trudno nazwać to pracą, a przecież gdybym kąpał kogoś za opłatą, to byłoby to pracą :-)
Tomek, zgadza się. Kąpanie siebie – to przyjemność. Kąpanie dziecka – to obowiązek rodzicielski. A kąpanie pacjentów w sanatorium – to praca:-) Przynajmniej tak to postrzegam:-)
Wyraźnie napisałem, że chodzi mi o etat, przywiązanie do stałych godzin pracy, wstawania o konkretnej godzinie, itd. Sprzątanie jest konieczne, ale kiedy i jak często to wyłącznie moja decyzja. Dzieci nie mam z wyboru z podobnych powodów, dla jakich pragnę “pozbyć się” etatu. :)
Jakies 2-2,5 tygodnia temu, znalazlem w The Korea Herald, artykul mowiacy o tym jaki odsetek starszych Koranczykow nadal pracuje.
Osob w wieku pow 65 lat jest w Korei 7,38 mln (14,3% wszystkich).
W 2017 roku, pracowalo 72,6% osob w wieku od 55-59 lat (w 2015 – 70,6%, a w 2010 tylko 66,5%)
W 2017 roku,pracowalo 60,6% osob w wieku od 60-64 lat (w 2015 – 59,6%, 2010 – 53,7%)
W 2017 roku pracowalo 45,5% osob w wieku 65-69 lat (w 2015 – 44,6% oraz w 2010 – 41,1%)
W 2017 r osob w wieku 70-74 lata pracowalo 33,1, czyli prawie co trzeci:-)
Jak widac Koreanczycy pracuja coraz dluzej. I w przedziale 70-74 lata dluzej niz Meksykanie (28,3%), USA (18,9%), Kanada (12,9%), UK (11%), Niemcy (7,1%). Srednia dla krajow OECD to 15,2%
Niestety nie wiem ile wynosi ustawowy wiek emerytalny w Korei, ale pewnie latwo to mozna sprawdzic:-)