Licencja na właściciela

Po wielu latach braków na rynku mieszkaniowym, marzeniem wielu Polaków stało się posiadanie własnego mieszkania. Coś co było nieosiągalne dla pokolenia naszych dziadków czy rodziców wreszcie można – przy jakimś wysiłku finansowym – zrealizować. Można zamieszkać we własnym mieszkaniu, po swojemu je urządzić, nie bać się, że mieszkanie będzie potrzebne właścicielowi i poprosi nas nagle, bez uprzedzenia, o wyprowadzkę. Koszty kredytu hipotecznego bywają często porównywalne z kosztami najmu, więc po co „komuś nabijać kabzę”, skoro można budować swój własny majątek. Zwłaszcza, że może się on stać fundamentem do budowania wolności finansowej.

Wielu Niemców, Brytyjczyków i innych, z założenia woli mieszkać w wynajmowanym mieszkaniu. Nie biorą na siebie ryzyka kredytowego, nie przywiązują się do jednego miejsca i jeśli zdecydują się wyjechać do innego kraju czy miasta, czy wtedy gdy będą potrzebowali większego lub mniejszego mieszkania, po prostu wypowiedzą umowę najmu. Poza tym, jako najemców nie obciążają ich koszty napraw czy remontów budynku, dachu, elewacji. A przed widzimisę właścicieli chroni ich prawo. Pieniądze które zamroziliby w mieszkaniu, wolą zatrzymać w gotówce, która pozwoli im przetrwać okresy utraty pracy.

Te dwa punkty widzenia znane mi były od dawna. Sam kiedyś wolałem wynajmować, dopóki nie spotkała nas w Warszawie w połowie lat 90-tych, konieczność – w krótkim czasie – dwukrotnej wymuszonej przeprowadzki z wynajmowanych mieszkań, bo … „właściciele wracają ze Stanów”. Ostatnio jednak usłyszałem od Pani Profesor Ewy Kucharskiej-Stasiak, wykładowczyni Uniwersytetu Łódzkiego i autorki wielu książek i opracowań dotyczących nieruchomości o nowym spojrzeniu na temat wykupowania mieszkań.  

Otóż w ślepym pędzie do własności mieszkań, gminy czy spółdzielnie umożliwiły dotychczasowym lokatorom wykup mieszkań, często za symboliczne kwoty. W efekcie, duża część osób na tym skorzystała. Jednocześnie osoby te poczuły się – słusznie – prawdziwymi właścicielami. Zainwestowały w remont mieszkania, w nowe, estetyczne i energooszczędne okna czy drzwi, były bardziej chętne do tego aby inwestować w sam budynek i podnosić jego standard i wartość rynkową. Z drugiej strony, właścicielami części z mieszkań w ten sposób sprywatyzowanych stali się ludzie nieprzygotowani do roli właściciela. Osoby te nie stać na remontowanie swoich mieszkań, o współfinansowaniu inwestycji wspólnotowych nie wspominając. Część woli swoje pieniądze po prostu przepijać, daleko im do postaw inwestorskich. W ten sposób w samym centrum Łodzi, w kwartale ulic sąsiadujących z ulicą Piotrkowską znajduje się wiele architektonicznie ciekawych, zabytkowych kamienic w opłakanym stanie. Ci spośród właścicieli, którzy chcieliby inwestować mają związane ręce, bo ich sąsiadów nie stać lub po prostu nie chcą inwestować.

Minie jeszcze pewnie wiele lat zanim sytuacja powróci do normy. Część osób niegotowych do roli właściciela popada w długi. Ich mieszkania są przejmowane. Część sprzedaje mieszkania i przeprowadza się gdzieś na obrzeża miasta. Nowi właściciele wnoszą nowego ducha przyczyniając się – stopniowo – do rewitalizacji całych kwartałów.

Niemniej, dla mnie odkrywcza była myśl, że do roli właściciela mieszkania trzeba być gotowym. Bo dotychczas taka gotowość wydawała mi się czymś naturalnym i powszechnym. Okazuje się jednak, że jeśli cos niektórym za łatwo przychodzi, to nie zostaje odpowiednio docenione. A może przy wykupie mieszkań “za złotówkę” powinno obowiązywać jakieś szkolenie? Sfinansowane przez przyszłego właściciela?

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

5 Responses

  1. witam, mam pytanie, na które nie znalazłam odpowiedzi w książce (bardzo pomocnej przy tworzeniu swojego planu inwestowania w nieruchomości :). Mianowicie chodzi o podany w tytule zakup własnego gniazdka. Mamy z mężem 1 wynajmowane mieszkania w centrum Wrocławia- bardzo opłacalnie. Z tego względu, że nie byliśmy w stanie psychicznie mieszkać z teściami sami też wynajmujemy nieruchomość. Oczywiście od momentu, gdy zaczęliśmy interesować się inwestowaniem otworzyły nam się oczy i głowy na dużo wcześniej niedostrzegalnych okazji. Taka okazja nadarza się teraz na zakup 1-2 mieszkań znów w centrum Wrocławia. Tylko, że zastanawiamy się też nad zakupem czegoś swojego- docelowego. Stąd moje pytanie: czy z Państwa doświadczenia lepiej jest najpierw mieć swoje miejsce na ziemi i następnie zajmować się inwestowaniem w nieruchomości czy najpierw inwestować w nieruchomości i dopiero przy odpowiednim dochodzie pasywnym kupić coś swojego? Oczywiście banki patrzą na te inwestycje trochę inaczej niż my, bo wrzucając amortyzację, odsetki itd. to na papierze wychodzi mniej niż w rzeczywistości. Poza tym, obydwoje z mężem mamy działalność gospodarczą i trochę inaczej na nas banki patrzą niż na osoby pracujące na etacie.

    1. Pani Zuzo,
      niewątpliwie inwestor sam musi gdzieś mieszkać i rzeczywiście zwykle na początku życia zawodowego trzeba się z tym problemem zmierzyć. Ja mogę powiedzieć jak była moja historia: Mieszkaliśmy z rodziną w małym wynajmowanym od kogoś mieszkanku przez kilka lat i ponieważ doświadczenia z najmem mieliśmy marne, bo z jednego mieszkania nas po prostu usunięto, dlatego postanowiłem szybko kupić swoje. Zacząłem inwestować dopiero jak mieszkałem już na swoim. Ważne jednak jest to, że w tym samym mieszkaniu mieszkamy do tej pory, podczas gdy moi znajomi w międzyczasie poprzeprowadzali się do drogich willi. Starałem się zachować ten sam poziom życia i wszystkie nadwyżki inwestować, choć nie odmawiałem sobie np. podróży, które są moją pasją. Ale nawet podróżować można drogo i tanio, ja zawsze wybieram tanie sposoby. Trzymałem sie i trzymam pewnej skromności w konsumpcji, choć oczywiście, jak każdy człowiek mam pewne słabości. Ale to już materiał na inny komentarz.
      Pozdrawiam

    2. Jeszcze raz do Pani Zuzy
      Trochę się jeszcze zastanawiałem nad Pani pytaniem. Przyznaję, jest ono bardzo trudne i rozumiem Pani dylemat. Chciałbym uzupełnić moja poprzednia odpowiedź. Odpowiedź zależy od wielu czynników: sytuacji osobistej, osobistych preferencji, gotowości oraz zdolności kredytowej, planów na przyszłość, itd.
      Przy podejmowaniu decyzji o tym, czy najpierw kupić mieszkanie dla siebie, czy zacząć od inwestowania, a potem dopiero kupować coś dla siebie, należałoby w pełni oddzielić “inwestowanie” od “konsumpcji”. Kupienie mieszkania dla siebie to jednak raczej “konsumpcja” niż inwestycja, mimo ze obie mogą dotyczyć materii “mieszkania”. A filozoficznie jestem zwolennikiem inwestowania przed konsumowaniem.

      Czy nadal będziecie Państwo mieszkali tam, gdzie mieszkacie (w wynajmowanym) czy kupicie cos dla siebie – wbrew pozorom – niewiele zmieni w mojej opinii w Państwa życiu. OK, będziecie mieli poczucie większego bezpieczeństwa oraz tego, ze jesteście “na swoim”. Jeśli przy okazji podniesiecie komfort (np większe mieszkanie), to przy okazji zwiększycie koszty utrzymania swojego standardu życia :-(

      Z drugiej strony, jeśli zainwestujecie, będziecie budowali swoja przyszłą wolność finansową, co powinno mieć ogromne znaczenie dla Waszego życia: m.in wpłynie na to, jak długo/ile lat będziecie MUSIELI jeszcze pracować, da Wam komfort psychiczny zabezpieczenia w razie utraty pracy lub choroby, da Wam rosnące w czasie poczucie wolności i niezależności, itp.

      Filozoficznie, jestem zwolennikiem inwestowania przed konsumowaniem. Ale którą drogę wybierzecie, będzie zależało od Waszej osobistej wyceny korzyści płynących z powyższych dróg. A może jest jeszcze trzecia droga? Np kupienie najpierw owych dwóch kawalerek na wynajem przy pomocy kredytu bankowego i równoczesne oszczędzanie na zakup swojego docelowego mieszkania przez kilka lat. Kiedyś tak właśnie robiono na całym świecie – po prostu oszczędzano na kupno swojego mieszkania. Dopiero w ostatnich latach, działania banków spowodowały eksplozję życia na kredyt. Czy ta eksplozja konsumpcjonizmu bardziej służy nam, czy bankom to zupełnie inny temat.
      Życzę mądrej decyzji, z której będziecie zadowoleni po latach oraz determinacji w jej realizacji.

  2. Hmmm… my też mmieliśmy podobny kłopot, tylko, że sytuacja trochę inna. U nas był problem pomiędzy kupnem swojego w UK (mój chłopak) a inwestycją w Pl. Pan Sławek odświeżył dyskusję. Tylko po obliczeniu wkładu własnego wyszło nam, że dom/ mieszkanie tutaj w kredycie będzie kosztowało nas więcej niż wynajem a w Pl jest szansa na kupno inwestycji bez kredytu lub z minimalnym. Więc zaciskamy pasa.

    Panie Sławku, czy lepiej kupić pierwszą kawalerkę za gotówkę i z dochodu + późniejszych oszczędności kupić drugą? Czy dwie naraz? Trochę się boję tej drugiej opcji…

    Pozdrawiam.

    1. Linda, ciesze sie ze mailem swoj maly wkald w odswiezenie Waszej dyskusji i w podjeciu decyzji. A co do Twojego pytania, to radzer bys posluchala swojej intuicji, a ona Ci podpowiada, zeby najpierw kupic jedno, a potem drugie:-)

Skomentuj Sławek Muturi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.