III-cia relacja z konferencji w Nowym Yorku

Konferencja RE Connect trwała tylko 3 dni, ale jak widzicie wrażeń miałem tyle, że zrobiły się z tego aż 3 wpisy. Dzisiaj będzie już wreszcie o samych nieruchomościach.

Kilka paneli było poświęcone ogólnej kondycji amerykańskiego rynku nieruchomości. Panował umiarkowany optymizm, który kontrastował z minorowymi nastrojami rok, dwa lata temu. Fed nadrukował pieniędzy z czego część trafia na rynek nieruchomości.  Rynek się ożywił. Z jednej strony trafia nań więcej nieruchomości zlicytowanych przez banki, a z drugiej strony rośnie liczba nowobudowanych domów (w 2010 było to rekordowe 300.000 jednostek). Jedyne wątpliwości dotyczą tego, co będzie kolejną lokomotywą gospodarki, gdy skończą się już rządowe programy wydatków i stymulowania gospodarki. Pewnym pocieszeniem niech dla nas będzie to, że w USA też się martwią deficytem budżetowym, rozmiarami zadłużenia publicznego, a ich system emerytalny wydaje się być w jeszcze gorszej kondycji niż nasz.

Oczywiście USA to ogromny kraj, prawie kontynent sam w sobie i rynek nowojorski może się bardzo  mocno różnić od innego lokalnego rynku. Ale na rynku nowojorskim notuje się wzrost liczby transakcji oraz średnich cen i to we wszystkich – bez wyjątku – segmentach rynku. Ogólnie rzecz biorąc, nieruchomości – pomimo ostatniego kryzysu – są nadal uważane za jedną z najpewniejszych inwestycji. Jeden z panelistów cytował dane, z których wynikało, że wartość nieruchomości – w długim historycznym okresie – rosła 2,5 raza szybciej niż wartość złota.

Bardzo ciekawie wypadł panel z udziałem szefów 5 bardzo dużych sieci pośredników nieruchomości:  Better Homes&Gardens (najmłodsza, 3-letnia marka), Sotheby’s International (bardzo prestiżowa), Coldwell Banker (najstarsze, chyba 105-letnie tradycje), ERA (pośrednik stosujący zasadę dyskonta) oraz Century 21 (największa sieć, która ostatnio zawitała również do Polski). Opowiadali o swoich firmach oraz o tym, co się z ich perspektywy dzieje na rynku. Sieci te są konkurentami, mimo iż wszystkie są zlokalizowane w New Jersey i … należą do tej samej firmy – Realogy.  Samo tylko Century21 zatrudnia 121.000 agentów (chwalili się, że to o 30.000 więcej niż ma inna znana w Polsce amerykańska sieć RE/MAX). Niektórzy z agentów, czy brokerów w ich sieci franszyzingowej rzeczywiście popadło w kłopoty w wyniku załamania rynku, ale teraz już wychodzą z najgorszych opałów.     

Nie mniej ciekawa była prezentacja poświęcona nieruchomościom w Nowym Jorku. Okazuje się, że na tamtejszym rynku jest wielu pośredników – celebrytów, którzy nie mogą się opędzić od paparazzi. Wynika to z tego, jaką mają klientelę (gwiazdy filmowe czy sportowe, arabskich szejków, europejskich arystokratów, grube koty z Wall Street, itp). Również z tego powodu, że powstało wiele TV kanałów tematycznych poświęconych nieruchomościom, w których owi agenci są gwiazdami. Uwagę mediów przykuwają też najbardziej spektakularne transakcje. Ostatnio jakiś niewykończony apartament należący do pewnego Włocha został wystawiony na sprzedaż za cenę USD 15 milionów. Do przetargu przystąpiło wielu kupujących, ale 3 z nich tak podbijało cenę, że wywindowali ją na 45 milionów. Nie wiem dokładnie jakiej wysokości była prowizja dla agenta – mogę się tylko domyślać, że niemała. Podobno w Stanach nadal obowiązują szokująco wysokie, 6%-owe prowizje. Dla porównania – w Australii jest to 2,5%, a w Anglii już tylko 1%. A propos międzynarodowych porównań, jeden z prezentujących wspominał, o tym że w Chinach – mimo tego, iż większość nieruchomości jest kupowanych za gotówkę i nie istnieją 30-letnie kredyty hipoteczne –   liczba pustych domów jest oszałamiająca. Developerzy budowali mieszkania w tempie szybszym niż możliwości ich wchłonięcia i szykuje się tam spektakularne pęknięcie bańki cenowej.

Inspirujący był panel dwojga nowojorskich super agentów nieruchomości, top performerów. Louise to była tancerka, która 22 lata temu przyjechała do Big Apple aby tańczyć, ale jej się nie udało i zaczęła sprzedawać nieruchomości. W 2010 roku sprzedała ich aż 237!!!, czyli średnio prawie 5 mieszkań tygodniowo. A trzeba nadmienić, że w 2010 roku urodziła też dziecko i zajmowała się remontem swojego domu. Louise pomogło to, że jej agencja została wybrana w 2010 roku do sprzedaży mieszkań w 4 nowych dużych budynkach jednocześnie.  Przez ostatnie lata sprzedawała nieruchomości o średniej łącznej wartości USD 80-100 milionów rocznie. Jej sekret sukcesu: „moje zadanie to edukacja klienta, a nie sprzedanie mu domu czy mieszkania”. W ten sposób klient rzeczywiście znajdzie coś, z czego będzie w pełni zadowolony, a potem poleci ją swoim znajomym.

Podobną filozofię stosuje Ron. Jak mówi:  „Put the interest of the client first. And stop there.”  Jego droga dojścia do swojej pozycji była inna. Wkurzył ojca (po co płaciłem tyle pieniędzy za twoje studia w Princeton?!), gdy po paru latach pracy w Touche Ross (gdy jeszcze Wielka Czwórka firm audytorskich była Wielką 8 lub 9-tką; dopiero potem jego firma stała się częścią firmy Deloitte), zrezygnował  i wrócił do swojej dziecięcej pasji – do nieruchomości. Już jako 6-latek lubił domyślać się jak wygląda rozmieszczenie pomieszczeń w mieszkaniach, które widział od fasady domów, które mijał. Ron – bardzo skromny i nie narzucający się swoją osobowością – dogłębnie zna produkt, który oferuje. Ma bazę danych wszystkich mieszkań w swojej głowie. I klienci potrafią to docenić.

Mam nadzieję, że i w Polsce stracą rację bytu ci spośród rzeszy pośredników, którzy nie do końca znają się na tym, co robią, nie interesują się potrzebami klientów, a mieszkań, które oferują wogóle nie widzieli. Ci, którzy wydają się być zainteresowani tylko i wyłącznie prowizją od domkniętego deal’u. A ci, którzy pozostaną na rynku, będą mieli za przykład takie super-gwiazdy, na których będą się mogli wzorować.

I na koniec ciekawostka. Nowojorski Park Centralny został założony w 1873 roku jako efekt pewnego marzenia. Pomysłodawcą był poeta, zainspirowany parkami w Europie, ale Central Park miał być – w odróżnieniu od prywatnych parków w Anglii – dostępny dla każdego.  Najpierw trzeba było jednak z niego wysiedlić wielu biedaków. Park przechodził różne koleje losu – od rozkwitu do zupełnego upadku, gdy stał się miejscem, do którego nawet policjanci bali się wchodzić. Dziś odwiedza go ponad 25 milionów osób rocznie, rośnie w nim ponad 4 miliony drzew i krzewów, mieszka imponująca liczba ptaków i innych zwierząt. Nieruchomości wokół Parku należą do najdroższych w Nowym Jorku. Utrzymanie 843-akrowego parku (obszar 3,4 km kwadratowych) kosztuje USD 25 milionów rocznie. Jego wartość została oszacowana w 2005 roku (a więc jeszcze przed kryzysem na rynku nieruchomości) na USD 528 miliardów. Czyli o USD 100 miliardów więcej niż … GDP Polski. Mam świadomość, że porównuję jabłka z jabłonkami, ale niestety nie wiem ile są warte warszawskie Łazienki. Może ktoś z Was przymierzał się już do ich zakupu…

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.