THE JONE$ES

Jakiś czas temu spotkałem się z koleżanką ze studiów, z którą się nie widzieliśmy wiele (chyba nawet 25!) lat. Jak zwykle przy tego typu spotkaniach mieliśmy sobie wiele do opowiedzenia, w naszych życiach zaszło przecież tyle ważnych zmian.  Gosia po studiach w Warszawie wyjechała na południe Polski, najpierw do Bielska-Białej, a później osiadła w Krakowie – mieście, które jest bardziej niż Warszawa podobne do jej rodzinnego Budapesztu i skąd do stolicy Węgier ma dużo bliżej. Prowadzi z powodzeniem swój własny biznes, od lat wspólnie z mężem inwestuje w nieruchomości.

Oczywiście w naszej rozmowie nie mogło zabraknąć wątku wolności finansowej, fridomii, pewnego dystansu do konsumpcji, do poddawania się presji działów marketingu różnych korporacji, zachowania wolności wyboru i wolności myślenia. Gosia poleciła mi obejrzenie filmu, który widziała w samolocie wracając ze Stanów – The Joneses – z Demi Moore oraz Davidem Duchovnym. Spodziewam się, że nie znacie tego filmu. Bo wcale nie jest – mimo celebryckiej obsady aktorskiej – łatwo go znaleźć.

Zaraz po spotkaniu z Gosią pojechałem do wypożyczalni. Tam filmu nie znalazłem, nie było go nawet w katalogu, choć to największa wypożyczalnia, jaką znam. Zaraz potem miałem lecieć do Stanów, więc pomyślałem, że tam go po prostu kupię. Też nie łatwa sprawa. Gdy w kilku sklepach powiedziano mi, że o takim filmie w ogóle nie słyszeli (tylko w Border’s przy Madison Square Garden mieli film w katalogu, ale nie na półce), sprawdziłem w internecie – gdzie w New Jersey (bo tam mieszka kuzynka, u której się zatrzymałem) będę mógł znaleźć ten film i dopiero tak przygotowany znalazłem film w 3-im kolejnym sklepie. Jeszcze nigdy niczego nie szukałem z taką determinacją.

Było warto. O czym jest ten film? Z początku widzimy amerykańską rodzinkę, która się przeprowadza. Mama (DM), tata (DD) i dwoje nastolatków jedzie SUV-em, a przed nimi firma przeprowadzkowa właśnie kończy urządzanie ich nowego domu. Gdy tylko osiadają na miejscu, sąsiedzi – zgodnie z amerykańskimi zwyczajami – przychodzą się przywitać i przynoszą domowe wypieki. Nowi się zaprzyjaźniają z sąsiadami, zapraszają ich do siebie, robią parapetówki, itp. Sielanka.

Dodatkowo ci nowi to powiew wielkiego świata w tym nieco prowincjonalnym miasteczku. Dom urządzili w modnym stylu, matka i córka ubierają i czeszą się awangardowo, ojciec i syn posiadają wiele nowych gadżetów ułatwiających komunikację, życie. Trendsetterzy. Większość z ich zabawek wzbudza podziw i zazdrość sąsiadów.

I oto właśnie chodzi.

Bo DM i DD nie są w rzeczywistości rodziną, a nastolatki tylko udają ich dzieci. Oni są mobilnym zespołem marketingowym. Szefem zespołu jest Demi Moore, a DD jest nowicjuszem, nawet bardziej niż nastolatki, które już pracowały wcześniej w zespole Demi Moore. Dla niego to pierwsze zadanie. Zadania koordynuje Demi Moore. To ona komunikuje się z centralą i ustala cele sprzedażowe dla członków swojego zespołu i to ona wspiera swój mały zespół, aby skuteczniej wywierali wpływ na swoich sąsiadów. Tak, aby ci ostatni kupowali więcej produktów przez nich promowanych. Centrala tak regularnie, jak to tylko w korporacjach bywa, przesyła im bardzo precyzyjne statystyki, z których wynika %-owy przyrost sprzedaży w kategoriach kobiet (+16%), w kategoriach chłopców (+23%), w kategoriach związanych z nastolatkami (+16%), a np w kategorii mężczyzn tylko (+ 5%).

DD musi się więcej zaangażować. I rzeczywiście mobilizuje się do pracy. Wymyśla coraz to śmielsze metody zachęcania swoich nowych sąsiadów do zakupów i sprzedaż produktów w jego kategoriach rośnie jak na drożdżach. Zgodnie z budżetem – ku satysfakcji centrali. Wizytatorka z centrali chce mu nawet przypisać nową jednostkę, w której mógłby objąć szefostwo, ale DD akurat podkochuje się w DM (co jest oczywiście niedopuszczalne w świetle korporacyjnych zasad) i woli pozostać na swoim niższym stanowisku. Za świetne wyniki dostaje w nagrodę odlotowy samochód – chyba sportowe Audi R8, o ile dobrze pamiętam.

Sielanka trwa dopóki jeden z sąsiadów, który tak bardzo pragnął dotrzymywać kroku DD, że kupił  sobie kabrioleta (tylko po to, żeby się następnego dnia przekonać, że DD jeździ teraz jeszcze fajniejszym samochodem  niż dotychczas), i w rezultacie strasznie się zadłużył. Zdesperowany targnął się na swoje życie.

DD załamał się pod wpływem wyrzutów sumienia (to też w korporacjach jest niedopuszczalne!), zdemaskował działalność swojej „rodziny”, wyleciał z hukiem z korporacji. Ale pozostała trójka – po dokooptowaniu „nowego tatusia” – po prostu przeniosła się do kolejnego sennego miasteczka. Aby i tam nieść kaganek … konsumpcji.

I tutaj nasuwa się dość oczywista refleksja. Na ile jeszcze to, co odczuwamy jako naszą potrzebę, rzeczywiście nią jest, a na ile jest ona jedynie wytworem działań (coraz bardziej wyrafinowanych ) przebiegłych speców od marketingu w różnych korporacjach. Na ile potrafimy jeszcze zachować prawdziwą niezależność naszego myślenia, a na ile już nawet przestaliśmy być świadomi tego, że nasze myśli ciągną się po torach wytyczonych przez innych. Na ile świadomie kontrolujemy nasze życie, a na ile nie pozostało nam nic innego jak udawać przed sobą, że jesteśmy panami swojego losu.

Ostatnio zasłyszałem bardzo ciekawą myśl: gdy siedzisz przed telewizorem oglądając jakieś programy, to inwestujesz swój czas w cudzy biznes. W domyśle chodziło o to, że lepiej inwestować swój cenny czas w swój własny biznes, w podnoszenie swoich kwalifikacji czy umiejętności, a nie oddawać go komuś i go w ten sposób wzbogacać. Ta myśl wydawała mi się bardzo celna. Natomiast ten film – wydaje mi się, że warto go zobaczyć. Choć mam świadomość, że opowiadając go w takich szczegółach, już go wam trochę „spaliłem”. Pocieszam się tym, że z drugiej strony, może zaoszczędziłem wam trochę czasu na jego oglądanie – czasu, który będziecie mogli zainwestować w swoje życie.

Ciekawe, czy film ten trafi kiedyś do polskich kin? Obawiam się, że raczej nie znajdą się chętni sponsorzy i reklamodawcy. No chyba, że z innych kategorii niż produkty dla mężczyzn, kobiet lub nastolatków…

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

12 Responses

  1. No cóż, mało jest filmów amerykańskich uciekających od “amerykańskiej”, łatwej do przewidzenia konwencji. Temu też się nie udało, choć tematyka podstawowej komórki marketingowej jest ciekawa :) Jako osoba niepodatna, bądź mało podatna na reklame nie boje się popaść w przesadę a z filmu wyniosłam …. chęć posiadania Toto ;-)

    1. Paweł, dzięki za informację. Gorąco zachęcam do obejrzenia tego filmu. Kiedyś poleciła mi go koleżanka z Krakowa, długo go szukałem najpierw w polskich wypożyczalniach, a potem w sklepach w USA. Jakiś czas temu napisałem recenzję filmu na łamach fridomii.
      Film jest o perfidnym i bardzo systematycznym mechanizmie napędzania konsumpcji. Warto obejrzeć:-)

        1. Film swietny, mam jednak nieodparte wrazenie, ze osobiscie znam co najmniej kilka osob tak jakby pracujacych dla takiej wlasnie korporacji. Z tym, ze nie otrzymuja za to wynagrodzenia, tylko sami sie pograzaja, przy okazji promujac drogie produkty i uslugi oraz ekstrawancki tryb zycia ponad stan.

          Faktycznie, nie ma takich pieniedzy, ktorych nie daloby sie wydac na glupoty.

        2. Tomku, nie pomyślałem o tym, ale rzeczywiście chyba masz rację. Te osoby są jakby nieświadomymi niewolnikami tych korporacji. Chcąc się popisać przed innymi, realizują nie tyle swoje cele, co cele owych korporacji.

          Choć właściwie to jest nawet gorsze od niewolnictwa. Kiedyś niewolnik w zamian za swoje starania dostawał choć żarcie i dach nad głową. Współcześni niewolnicy jeszcze tracą na wspieraniu korporacji swoje ciężko zarobione pieniądze, albo się wręcz nawet zadłużają. Paranoja:-(

    1. Robert, cieszę się, że Wam się spodobał. Film wg mnie doskonale opisuje mechanizm konsumpcji na pokaz i przestrzega przed jej napędzaniem.

      Wiele lat po tym wpisie, chyba z jakiś rok temu, widziałem ten film – przez przypadek – w polskiej telewizji. Niestety chyba nie odbił się tak szerokim echem komentarzy jak “Dynastia” wiele lat wcześniej. I nadal w Polsce dominuje model konsumpcji “Dynastii”, a nie wstrzemięźliwość, którą sugeruje “The Joneses”

Skomentuj Łukasz Pietrzak Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.