Banki – jak koty – zawsze spadają na cztery łapy. A Ty?

„Kurs franka szybuje w górę, inflacja pędzi, co powoduje, że raty kredytów rosną w oczach. Cztery lata temu, przed wybuchem kryzysu finansowego związanego z rynkiem amerykańskim wartość franka szwajcarskiego wynosiła nieco ponad 2 zł, ceny nieruchomości biły koleje rekordy, a banki na prawo i lewo rozdawały kredyty mieszkaniowe”. Od takich słów zaczyna się artykuł, który przeczytałem wczoraj na onet.pl – cały artykuł na: http://biznes.onet.pl/czarne-dni-czekaja-kredytobiorcow,18525,4795605,1,analizy-detal.

To jeszcze nie koniec kłopotów. Jeśli ktoś zaciągnął kilka lat temu kredyt we frankach szwajcarskich  (CHF) na kupno mieszkania wartego PLN 400,000, to przy ówczesnym kursie pożyczył CHF 200.000.  Wiadomo też, że na początku spłaca się bankom głównie odsetki, więc dziś – po kilku latach spłat – saldo kredytu jest nadal bliskie wartości początkowej. Przyjmijmy, że wynosi CHF 190.000 – przy dzisiejszym kursie franka to kwota ponad 670.000 złotych. Czyli o wiele więcej niż warte jest mieszkanie, bo przecież w efekcie kryzysu rynkowa wartość mieszkań nieco nawet spadła.

Więc realna staje się obawa, że banki zaczną domagać się od swoich kredytobiorców dodatkowego zabezpieczenia udzielonych im kredytów, np w postaci wykupienia dodatkowego ubezpieczenia pod groźbą zażądania natychmiastowej spłaty kredytu. Takie dodatkowe koszty dalej pogłębią trudną sytuację kredytobiorców. Jak piszą autorzy artykułu, kredytobiorcom mogłoby pomóc wprowadzenie uregulowań zakazujących wypowiedzenia umowy kredytowej przez bank tylko z powodu obniżenia się wartości ustanowionych zabezpieczeń. Jeżeli bank posiada te same zabezpieczenia, co w chwili udzielania kredytów, to nie może, tylko z powodu zmiany sytuacji rynkowej, żądać od kredytobiorcy ustanowienia dodatkowych zabezpieczeń pod rygorem wypowiedzenia umowy kredytowej. Bank udzielając kredytu szacował sobie swoje ryzyko oceniając, czy ustanowione zabezpieczenia są wystarczające. Zmiana ich wartości nie może być uzasadnieniem dla wypowiedzenia umowy, skoro kredytobiorca kredyt obsługuje, (jeżeli nie zachodzą przesłanki wypowiedzenia umowy z innych przyczyn). Taka regulacja ograniczałaby dominującą w stosunku do kredytobiorcy pozycję banku.

I to właśnie do tej „dominującej pozycji banków” chciałbym się odnieść. Ogólnie rzecz biorąc, banki  ustawiły się fantastycznie. Konkurując o kredytobiorców, zachęcały – często nie do końca świadomych ryzyka kursowego konsumentów – do zaciągania kredytów w walucie. Potem narzucały jakieś horrendalne spready, żeby jeszcze więcej pieniędzy wyłudzić z kieszeni swoich klientów. Sam mechanizm ustalania oprocentowania kredytów na zasadzie LIBOR/WIBOR + marża banku, też chroni banki przed ryzykiem stóp procentowych. Kiedyś oprocentowanie kredytów było stałe, ustalone raz w momencie zaciągania kredytu. Teraz stała (niezależna od warunków rynkowych) jest marża banku, a ryzyko stóp procentowych jest przerzucone w pełni na – nie zawsze świadomych – konsumentów. Dodatkowo mówi się o dodatkowych zabezpieczeniach kredytów, byleby banki – broń Boże – nie musiały tworzyć rezerw na pokrycie ryzyka biznesowego niespłacanych kredytów, bo te rezerwy oznaczałyby niższe zyski. Oraz niższe premie dla zarządów i pracowników. Banki działają prawie, że bez jakiegolwiek ryzyka.

Oprócz ryzyk wymienionych powyżej, w bankowości istnieje jeszcze ryzyko nadmiernej koncentracji. Chodzi o to, aby w portfelu kredytowym banku żaden kredyt nie był na tyle duży, aby jego niespłacenie mogło spowodować niestabilność banku. Ale i tutaj chciwość banków powoduje przekraczanie tej granicy bezpieczeństwa. Przecież to banki, w dużej mierze, odpowiadają za obecny kryzys wysokiego kursu franka szwajcarskiego. Greccy politycy oszukiwali swoje własne społeczeństwo, Unię Europejską i kogo tam jeszcze, a ich działalność finansowały banki komercyjne, głównie z Niemiec i z Francji. Gdyby Grecja – tak jak powinna – ogłosiła niewypłacalność, to właśnie te banki najwięcej by straciły. Więc aby do tego nie dopuścić, Sarkozy i Merkel forsują kolejne transze pomocy finansowej dla Grecji. Pomocy z kieszeni podatników, czyli m.in. z kieszeni kredytobiorców.

Gmatwanina powiązań i przepływów gotówki staje się już zbyt trudna do ogarnięcia dla prostych ludzi, takich jak ja. Widzę jedno proste – aczkolwiek wiem, że bardzo trudne do zrealizowania – wyjście z sytuacji.

Konsumenci powinni odrzucić dyktat marketingowców, hipermarketów, bankowców i innych, których nieukrywanym celem jest przecież wyciąganie z naszych kieszeni ostatniej złotówki. A jak nam już zabraknie złotówek do wyciągania, to udzielanie nam pożyczek, tak abyśmy byli zmuszeni pojutrze pracować na to, co skonsumowaliśmy przedwczoraj.

Nie będziemy mogli spadać na wszystkie cztery łapy jeśli wsadzimy trzy z nich w potrzaski marketingowców, hipermarketów i bankowców. Na jednej to możemy sobie najwyżej pokuśtykać wokół naszego ogona :-(

Powinniśmy wrócić do tradycyjnych wartości i najpierw oszczędzać, a potem konsumować. A nie odwrotnie. Gdy robimy odwrotnie, to niestety dajemy marketingowcom, hipermarketom i bankom ogromną władzę nad nami. Wkładamy łapy w ich sidła, pułapki. Wpadamy w zastawione przez różne korporacje potrzaski zadłużenia. Nie liczmy na to, że to politycy ochronią nas przed bankami, marketingowcami, hipermarketami i innymi korporacjami. Sami musimy wziąć nasze życie we własne ręce. Przestać żyć w świecie fantazji i zacząć mocniej stąpać po ziemi. „Chciałabym zmienić mieszkanie na większe, samochód na nowszy, wyjechać na droższe wakacje. Nie stać mnie dzisiaj? To trudno – znaczy, że muszę ciężej pracować, oszczędzać, aż któregoś dnia będzie mnie na nie stać”. Tak robili nasi dziadkowie i pradziadkowie. Skoro oni zdążyli zrealizować swoje plany, to pewnie i my zdążymy – żyjemy przecież od nich statystycznie nieporównywalnie dłużej.

Mam świadomość tego, że proponuję bardzo gorzkie lekarstwo. Ale to chyba jedyne lekarstwo, które może nas skutecznie ochronić przed chorobą zadłużenia, przed stresem związanym z rosnącym kursem franka. Nie pomogą tu żadne regulacje.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

9 Responses

  1. Popieram. Niestety, to lekarstwo jest godne polecenia w przypadku konsumentów, ale w przypadku Państwa nie ma szans zadziałać. O pokrywaniu wydatków kolejnym kredytem decydują politycy, dla których wprowadzanie oszczędności oznacza utratę głosów wyborców, a więc także utratę władzy. Bardzo niewielu z nich jest w stanie zdobyć się na takie poświęcenie, a ci, którzy byliby w stanie, najczęściej nie rozumieją, o co w tym chodzi… ;-)

    Budżet Państwa jest przykładem rozdmuchanej konsumpcji – przychody są niższe od kosztów, a mimo tego nie robimy nic, żeby to zmienić, deficyt pokrywany jest nie z oszczędności (bo te nie istnieją), ale z kolejnych kredytów. Konsument, który się tak zachowuje, dość szybko ląduje w przytułku. Ciekawe, co się stanie z Państwem, które się tak zachowuje (przekonamy się na przykładzie Grecji).

  2. Jest jedyna partia ktora nie zezwala na dalsze zadluzanie panstwa:
    http://nowaprawica.org.pl/info/dokumenty-np/program-wyborczy-knp/item/program-wyborczy-kongresu-nowej-prawicy
    az dziw ze na tym blogu wolnosciowym tak malo lansowania Kongresu Nowej Prawicy.
    BTW jakiekolwiek kredyty to zabawa dla doroslych. I nie ma tu mowy o zlych banksterach, marketingowcach itp. Kazdy ma rozum.
    Jak Frank byl po 2 pln to nie bylo konca darcia lacha z “frajerow” takich jak ja zadluzajacych sie w walucie w jakiej zarabiam. A teraz pomysly na zmniejszenie spreadow, sztywne kursy frank/zloty wrecz wyrownanie z budzetu strat kursowych.
    A wszystko zeby zrobic dobrze SPEKULANTOM. Bo czyz nie spekulacja jest liczenie ze szwajcarska waluta zawsze bedzie warta 2 zlote a LIBOR slizgal sie w okolicach 0%?
    Nic tak nie trzezwi i uczy pokory jak licytacje nieruchomosci zabranych przez wierzyciela i kilku spekulantow zasypiajacych “pod mostem”.
    I jeszcze jedno. Ciekawe ilu z zaciagajacych te kredyty widzialo kiedykolwiek banknoty w jakich sie zadluzalo. Ha ha ha!

    1. Jakoś nie kojarzę tej akurat partii z wolnością. Ale może to wynikać z tego, że ogólnie rzecz biorąc mało mnie interesuje nasza podwórkowa piaskownica polityczków. Żadnej partii nie będę na swoim blogu reklamował. Do osiągnięcia wolności finansowej żadna partia nie jest komukolwiek potrzebna. No chyba, że samym politykom…

  3. Witam
    Jako pracownik banku chciałbym odnieść się do zaprezentowanych tez. Sprawa kredytów we frankach i sprawa Grecji to trochę inne rzeczy.

    Zacznijmy od Grecji i tu zgadzam się w 100% z oceną Pana. Wszycy pompowali tam pieniądze, brali odsetki i byli zadowoleni zapominając o ryzyku politycznym, kredytowym i nieprawidłowych danych. W sytuacji gdy Grecji nie stać na obsługę zadłużenia powinna ogłoscić bankructwo i przystąpić do rozmów ze wszystkimi wierzycielami (państwami i bankami prywatnymi) i redukcji długu. Wierzyciele solidarnie powinni ponieść straty bo zmaterializowało się ryzyko, za poniesienie którego wcześniej zostali wynagrodzeni.

    Jednak nie po to mamy UE i polityków, żeby pozwolić na działanie racjonalnych sił wolnorynkowych. Politycy europejscy i Prezesi banków(czytaj koledzy ze studiów, konferencji, imprez itp) postanowili ratować sytuację za wszelką cenę. Za państwowe pieniądze (czyli za pieniądze podatników) kupują obligacje greckie.

    Ostatnio wręcz otwarcie mówi się o tym, że obligacje będą wykupywane z 50% dyskontem, jednak tylko te które są w posiadaniu Państw. Oznacza to, że jedyną stroną która poniesie straty z powodu kryzysu będzie europejski podatnik. Dług, który jest w bankach będzie wykupiony bez dyskonta, a nawet z odpowiednio wysokim kuponem.

    Trochę inna sprawa jest w przypadku franków. Tutaj zarówno Klienci jak i bankowcy postanowili zagrać w walutową ruletkę. Klienci postanowili wziąć tańszy kredyt i płacić niższe raty zapominając zupełnie o ryzyku walutowym. Banki dawały kredyty na 100 i wiecej procent wartości nieruchomości żeby tylko wypracować plan sprzedazy zapominając o tym, że zmiana kursu franka jeszcze zabuży stosunek LtV.

    Dziś tracą i Klienci i Banki. Klienci musza płacić wyższe raty, banki muszą podwyższać kapitał (który też kosztuje), bo bilanse puchną z powodu wzrostu kursu i uniemożliwiają nową ekspansję kredytową. Tutaj obie strony tracą solidarnie, ale obie zachowują się w sposób uczciwy wobec siebie.

    Klienci pomimo wzrostu wysokości rat dalej spłacają kredyty (dane rynkowe wskazują, że robią to nawet lepiej niż w przypadku kredytów w PLN), a Banki pomimo zapisów w umowach że mają prawo rozwiązać umowę, w której relacja wartości nieruchomości do kredytu spadła nie robią tego. Jeszcze raz podkreślam, że nie są znane przypadki rozwiązywania umów w przypadku spadku relacji wartości zabezpieczenia do wartości kredytu.

    W przeszłości jeden z banków (Polbank) wymuszał na Klientach dobezpieczenie transakcji pod groźbą podniesienia marży. Po krytyce ze strony nadzorcy i opinii publicznej wycofał się z tej praktyki. Pozostałe banki nawet jeżeli proszą Klienta o dodatkowe zabezpieczenie to w przypadku niemożności jego przedstawienia nie rozwiązują regularnie obsługiwanych umów kredytowych.

    1. Ale jednak żadne argumenty nie zaprzeczą temu, że banki żerują na – w szczególności – nieświadomych klientach oferując coraz to bardziej zmyślne haczyki marketingowe ….. np. Lokata Pko BP nie podawana w skali roku (jak powinno się na rynku finansowym podawać) tylko w skali 1,5 roku, itd, itp.

      Pozdrawiam przezornych

    2. Panie Pawle,
      Dziękuję za Pana dodatkowe wyjaśnienia. Mam nadzieję, że rzeczywiście banki nie będą chciały całego ryzyka biznesowego przerzucić na – niestety nie zawsze świadomych – Klientów.

  4. Zdecydowanie się zgadzam. Droższe przedmioty wcale nie poprawiają naszego standardu życia. Znacznie bardziej wolę przez miesiąc próbować nowych potraw w restauracjach, z czego będzie tylko g… niż kupić sobie nowy telewizor :-) Człowiek rozsądny powinien np. jeździć autem o wartości swoich 2-tygodniowych zarobków. Polecam zainteresowanie się trendem minimalizmu – posiadanie max 100 rzerzy (para skarpetek to 2 rzeczy). Im mniej rzeczy wokół mnie, tym jestem bardziej zadowolony z życia. Poza wspomnianą konsumpcją usług nie kupuję prawie żadnych przedmiotów, zupełnie nie są mi potrzebne, marketingowcy by przy mnie umarli z głodu :-)

  5. Powyższe treści powinny być znane każdemu.

    Nie można w nieskończoność konsumować dziś tego, na co zarobi się dopiero jutro, bo po drodze są do zapłacenia odsetki, więc jutro będziemy mieli mniej kasy na konsumpcję, albo będziemy musieli więcej/ciężej pracować. Prosta droga do dobrowolnego niewolnictwa.

    Jakoś tak to szło “nauką i pracą narody się bogacą” :)

    1. Małgosiu, dzięki za przypomnienie kolejnego wpisu sprzed kilku lat. Nic się nie zmieniło w moim myśleniu od czasu tego wpisu. Nadal uważam, że nawyk życia na kredyt to współczesna wersja niewolnictwa. Tym razem “Panem” nie jest jakiś właściciel niewolników, tylko nadmuchane potrzeby kredytobiorcy.
      Inwestowanie na kredyt jest ok, ale też w rozsądnych wysokościach i proporcjach w stosunku do wkładu własnego, a nie “na maxa”.

      Podpisuję się obiema rękoma pod tą sentencją “ludowej mądrości”:-) Dzięki za jej przypomnienie.

Skomentuj paweł Bąk Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.