Fridomia na Stadionie Narodowym

Wczoraj – tak jak tysiące Warszawiaków i przyjezdnych – odwiedziliśmy z córką Stadion Narodowy. Jako podatnicy chcieliśmy dokonać inspekcji tego w jakim stanie jest inwestycja finansowana z naszych podatków. Nie wiem ilu podatników ostatecznie pojawiło się na inspekcji, ale do godz 10:10 przed stanowiskiem stewardów liczących osoby wchodzące, przewinęło się  ponad 2500 osób.

Mieliśmy wcześniej okazje być na różnych stadionach. Byliśmy na meczach m.in. na starym Wembley, na stadionie Emirates, stadionie Boca Juniors w Buenos Aires, kilku stadionach w Korei i Japonii (2002), a także na kilku stadionach podczas mistrzostw świata w RPA. Oraz na Camp Nou (Barcelona), stadionie Ajaxu Amsterdam oraz na Maracanie (Rio de Janeiro) – turystycznie. Nasz Stadion Narodowy robi mocne wrażenie nawet na tle tych mek światowego futbolu. I to mimo, że nie jest on jeszcze ostatecznym produktem, a tylko konstrukcją-w-toku.

Nie miałem nigdy okazji być na Stadionie X-Lecia na jakiejkolwiek imprezie sportowej. Otwarcie Stadionu X-lecia (poprzednika SN) miało miejsce 22 lipca (!) 1955 roku, ale już w 1983 zakończono organizowanie tam imprez sportowych. W 1989 powstał tam cieszący się złą sławą Jarmark Europa, na którym handlowano wszelkim badziewiem, starociami, chłamem, podróbkami, nielegalnymi kopiami CD oraz kałasznikami i inna bronią.

Teraz po zardzewiałym Stadionie X-lecia nie ma prawie śladu. Na jego miejscu powstała najnowocześniejsza w Polsce konstrukcja. Zbudowano ją za PLN 1.569 milionów złotych, czyli za więcej niż kosztowały stadiony Emirates czy Stade de France, ale i tak ponoć oszczędzono około PLN 230 mln w stosunku do początkowego budżetu. Za te pieniądze podatnicy nabyli m.in: 173.000 m.sześciennych betonu (tyle co na ponad 5700 domków jednorodzinnych); tyle ton stali, ile ważyłyby 64 Jumbo jety; 58.000 krzesełek, które postawione jeden za drugim rozciągnęłyby się na 50 km, czyli więcej niż potrzeba do okrążenia Tatr; oraz 400 km kabli dla mediów, czyli odległość z Warszawy do Łeby. Na całe szczęście efekt końcowy wygląda dość lekko i zgrabnie.

Po płycie boiska piłkarskiego, po której podczas meczu biega 25 zawodników lub zawodniczek i sędziów, wczoraj spacerowało ponad 200 razy więcej osób. I oczywiście nie dałoby się rozegrać w tym tłoku meczu, ale nie miało się też wrażenia jakiegoś szczególnego ścisku. Trawa była zalana betonem (choć gdzie nie gdzie zostawiono trochę boiskowego błota) więc tym trudniej byłoby grać w piłkę. Przeszkadzałaby też wijąca się po murawie 182-metrowa kolejka oczekujących na wejście na trybuny (moja młoda córka nigdy wcześniej nie stała w tak długiej kolejce, więc miałem okazję powspominać z innymi kolejkowiczami lata 80-te) . Czekały na nas bardzo wygodne skórzanopodobne siedzenia, z … podłokietnikami, czego nigdzie wcześniej nie widziałem na stadionie. Trochę może zbyt pstrokato – na nasz gust – rozmieszczone szare siedzenia w “czerwonych” dolnych sektorach i odwrotnie – czerwone – w górnych “szarych” sektorach. Ale pstrokacizny nie będzie widać, gdy stadion będzie wypełniony kibicami. Konferansjer prowadził wywiady z ciekawymi osobami, m.in Królem polskich kibiców oraz z głównym inżynierem budowy Stadionu. System dźwięku był nienajlepszy, ale to znów tylko takie ot, czepianie się.

Wracając do kwestii finansowych. Stadion Narodowy to potężny kawał nieruchomości. A konkretnie 204.000 metry kwadratowe, czyli kilka Galerii Mokotów. Od 2013 roku, Stadion podobno ma być samowystarczalny. Koszty jego utrzymania mają być pokrywane z wpływów z imprez (koncerty, mecze, inne), praw marketingowych (sprzedaż nazwy, sponsorzy, licencje) oraz – oczywiście – z najmu powierzchni komercyjnych (centrum konferencyjne, loże VIP, biznes klub, galeria handlowa, klub fitness, biura, gastronomia, inne). A więc ma być taka Stadionowa Fridomia !

Trzymam kciuki, aby tak właśnie było. Jestem przekonany, że szanse na boiskową Fridomię byłyby o wiele wyższe, gdyby zaniechano miejskich inwestycji w stadion Legii czy Polonii. Te dwie drużyny ligowe mogłyby przecież rozgrywać swoje mecze na SN – podobnie dzieje się np w Mediolanie, gdzie AC Milan i Inter grają na jednym stadionie – San Siro. Warszawskie kluby zamiast utrzymywać własne stadiony, wynajmowałyby Stadion Narodowy. A dodatkowe dochody mogłyby czerpać z najmu powierzchni kompleksów biurowych czy handlowych, które inwestorzy mogliby wybudować na miejscu ich obecnych stadionów zlokalizowanych przecież w pobliżu centrum (stadion Polonii mieści się rzut beretem od warszawskiego Rynku Nowego Miasta). Owe dodatkowe dochody mogłyby zasilić szkółki trenerskie dla wychowania następnego pokolenia Deynów, Bońków, Tomaszewskich, Latów, Brylskich, Gadochów i innych mistrzów sprzed lat. Cóż, polityków niewiele jednak obchodzi przyszłość odleglejsza niż data kolejnych wyborów.

Za 319 dni rozpocznie się na tym Stadionie turniej EURO 2012. Mam nadzieję, że Polska zainaguruje mistrzostwa wygraną z jakąś silną europejską drużyną. Moje szanse zobaczenia tego meczu na żywo oraz SN w pełnej krasie są nikłe, bo nie udało mi się wylosować jakichkolwiek biletów:-( Aby je zwiększyć proponuję pewną wymianę.

Jeśli ktoś z Fridomiaków lub Fridomiaczek posiadających bilety, zechciałby  mnie na jakikolwiek mecz EURO 2012 zaprosić, to obiecuję – w ramach rewanżu – dogrywkę. Czyli 30 godzin (dogrywka zwykle trwa 2 x 15 minut)  indywidualnego Fridomiackiego coachingu. Bilety na półfinały i finał premiowane będą jeszcze “karniakami”, czyli dodatkowymi 30 godzinami coachingu.

Czekam – jak nie przymierzając Jerzy Dudek – na oferty.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.