Ceny mieszkań w Albanii

Nie wiem z czym Wam się kojarzy Albania? Pewnie z niczym fajnym, bo ten kraj – podobnie jak Rumunia – ma w Polsce bardzo słaby PR. Nie wiedzieć czemu. Wprawdzie oba były państwami socjalistycznymi, z durnymi dyktatorami na czele, ale takich w naszym regionie Europy mieliśmy przecież  wielu. Ten albański – Enver Hodża – sprawował władzę przez ponad 40 lat !!! aż do swojej śmierci. Wsławił się wprowadzeniem szeregu durnych reform – kościoły i meczety zrównał z ziemią, a duchownych wymordował. Stworzył pierwsze na świecie państwo oficjalnie całkiem ateistyczne. Zakazał posiadania prywatnych samochodów.  Jeśli chodzi o nieruchomości, to nakazał zbudować … bunkry – ponad milion!!! Widać je w każdej wiosce, a nawet na polach (duże, półokrągłe, z ogromnymi kamieniami włazowymi). Władzy nie starczyło już pieniędzy na budowę mieszkań, bo podobno każdy bunkier kosztował tyle co koszt wybudowania dwu-pokojowego mieszkania.

A ile teraz kosztują nieruchomości w Albanii? Poznałem rynek tylko jednego miasta, największego kurortu Saranda, leżącego na południowym końcu albańskiej riwiery, tuż obok greckiej wyspy Corfu.  Powstało tam mnóstwo hoteli, restauracji, barów i dyskotek, choć i tak nie jest tak zagęszczone jak Corfu. Powstaje tam też mnóstwo apartamentowców. Ceny mieszkań zależą od lokalizacji. Te z najlepszą lokalizacją wzdłuż drogi przy plaży, z widokiem na morze zaczynają się od EURO 500 do 750 za metr kwadratowy. Mieszkania w tej cenie już są wykończone. Kupują głównie Albańczycy pracujący i mieszkający zagranicą – Włochy, Grecja, Niemcy, Szwajcaria (w Szwajcarii są już ponoć 3-cią najliczniejszą mniejszością, a w reprezentacji Helwetów gra kilku piłkarzy pochodzenia albańskiego), Anglia (na ulicach widać mnóstwo samochodów z angielskimi rejestracjami; czy naprawdę jest ich tam aż tak wielu?). Kupują też cudzoziemcy: Włosi, Skandynawowie, Niemcy, Rosjanie (ci ostatnio najwięcej), Kosowianie, Macedończycy i stosunkowo mało Polaków. Mieszkania w tańszych, nie turystycznych dzielnicach miasta są pewnie o wiele tańsze.

Wspominam o Polakach, bo na ulicach Sarandy i regionu wokół Sarandy widać ogromnie wiele samochodów na polskich blachach. Widziałem wiele ze Śląska (SK, SG, SL, SRB – które Serbom mogą się kojarzyć z oznaczeniem ich kraju:-), SO, ST, SD, i inne), z Dolnego Śląska (DW, DL, DWL, DLE, DOA – OA? przyznam, że sam nie wiem skąd są), z Krakowa (KR) i Małopolski. Z tych regionów kierowcy mieli po 2000 kilometrów by przyjechać aż do Sarandy. Ale było też mnóstwo turystów z Łodzi (tych chyba najwięcej ze wszystkich, widać nas Łodzian coś do Albanii bardzo mocno ciągnie:-), z Warszawy, a nawet ze Szczecina czy Białegostoku.

A co tak przyciąga polskich turystów do Albanii? Pogoda i piękne plaże Adriatyku czy Morza Jońskiego, to wiadomo. Widziałem już wiele plaż na świecie i te albańskie niczym specjalnie się nie wyróżniają. W większości są kamieniste i ciężko po drobnych kamieniach wejść czy wyjść z wody. Ale takiego koloru wody to jeszcze chyba nigdy  nie widziałem. Głęboka zieleń przechodząca w granat krystalicznie czystej wody robi wrażenie. Czasami fale były dość duże, ale większość czasu morze było spokojne jak małe jezioro.

Co oprócz plaż? Bardzo mili, otwarci, życzliwi ludzie. Handlarze nie napastują. Touroperatorzy, ani taksówkarze nie nagabują. Jeden taksówkarz wracający do centrum miasta zatrzymał się nawet przy przystanku i zaoferował podwózkę w cenie biletu autobusowego (50 leków to równowartość 1,50 zł). Gdy sklepikarze zaokrąglają ceny, to zawsze w dół, a nie w górę, na swoją korzyść. Tolerancja religijna (ponoć 40% ludności to Muzułmanie, a potem wyznawcy Orthodoxu i Katolicy) przypomina mi tę w Kenii. Ludzie się nawzajem szanują i świętują święta wszystkich sąsiadów, bez względu na ich przynależność religijną. Na ulicach nie widać zasłoniętych twarzy, a częściej bikini:-). Dobre jedzenie, zwłaszcza owoce morza. Niezły lokalny koniak nazwany po bohaterze narodowym – Skenderbeu. Smaczne owoce. Bardzo niskie ceny – wszystko oprócz benzyny (po około PLN 5,40) o wiele tańsze niż w Polsce. Bardzo dobrej jakości drogi – nie autostrady, ale nowe, równe, dobrze oznakowane (o wiele lepsze niż w północnej Grecji). Wiele z dróg, którymi jeździliśmy była zupełnie nowa (jeszcze pachniała lekko asfaltem), i możliwe, że nie wszystkie drogi w Albanii już zostały odnowione. Jeździlismy na skuterze po górskich (kraj jest bardzo górzysty) serpentynach i było bosko. Bardzo czyste toalety, nawet w najmniejszych wiejskich restauracyjkach i barach. No i zaskakujące zabytki. W szczególności Butrint – świetnie zachowane ruiny starożytnego miasteczka, na półwyspie słonego jeziora i rzeki, w parku ze starodrzewem. Historia osady sięga XII wieku przed naszą erą. Potem przewalali się tu i Rzymianie, i Bizancjum i Normani i Wenecjanie,  i Turcy i wojska napoleońskie. Nie bardzo lubię archeologię, ale 10-hektarowy Butrint, otoczony murami i potężnymi bramami naprawdę robi wrażenie.

Ale i tak największe wrażenie zrobiło na mnie miasteczko Gjirokastra. Położone na stromym zboczu góry, jest jakby do niej przyklejone. Wąskie, bardzo strome uliczki, pokryte kamienną czarno-białą mozaiką i przyklejone do zbocza kamienne domy z kamiennymi dachówkami są ogromnie malownicze. W centrum miasteczka jest małe, mikroskopijne wręcz skrzyżowanie pięciu ulic pod pięcioma różnymi kątami nachylenia. Stojące przy skrzyżowaniu domki są jakby wyjęte żywcem z jakiejś bajki. Tak samo bajkowe są sklepiki z pamiątkami, małe restauracyjki ze stolikami stojącymi na wąskim (nie szerszymi niż metr) chodniku. Ponieważ stoliki zajmują praktycznie cały chodnik, to jest to raczej taka platforma restauracyjna bezpośrednio przy ulicach wybrukowanych kamiennymi płytami. Wyślizganymi przez naturę, a także przez ludzi oraz opony samochodów. Na górze miast stoi duży zamek – fort. Obsługa zamku, a także sklepików z pamiątkami mówi całkiem nieźle po polsku, tak jak wielu Albańczyków związanych z turystyką.

Nic dziwnego. Sama tylko Itaka przywozi tu od dwóch lat ponad 3000 turystów rocznie. Jest jeszcze Rainbow Tours, ale i tak najwięcej Polaków przyjeżdża własnymi samochodami i stanowimy w Albanii jedną z najliczniejszych grup turystów. To super! Więc jeśli nie byłaś jeszcze w Albanii, to spuść swoje uprzedzenia do toalety (tam jest ich miejsce) i pakuj się do Albanii. Póki ten kraj nie jest jeszcze zepsuty przez potężną machinę masowej turystyki i masowych turystów:-)

A czy warto kupić tam mieszkanie? Jeśli dla siebie, na własny użytek, to tak. Jeśli inwestycyjnie, to odradzam. Zbyt duże ryzyko spowodowane głównie brakiem Twojej znajomości rynku. No chyba, że zdecydujesz się osiąść w Albanii na stałe. To wtedy możemy – po jakimś czasie gdy już rozeznasz się i poznasz lokalną specyfikę rynku – wspólnie otworzyć tam oddział Mzuri:-)))

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.