Dlaczego kupno nieruchomości w Anglii trwa aż tak długo

W Polsce proces zakupu mieszkania – od dojścia do porozumienia ze sprzedającym co do warunków transakcji do aktu notarialnego – przy zakupach gotówkowych może trwać tydzień, dwa. Zdarzyło mi się kupic mieszkanie w ciągu dwóch dni, bo sprzedający miał już wszystkie niezbędne dokumenty. W Anglii trwa to tygodniami, czasami miesięcami.

Jakiś czas temu opisałem na fridomii proces zakupu mieszkania w Anglii. Nazywa się on “conveyancing”. Prawnicy kupującego i sprzedającego wymieniają się szeregiem dokumentów, zadają sobie po wiele rund pytań i całość trwa tygodniami nim dojdzie do “closing”. Tak jak pisałem wynika to czasami z tego, że w transakcji uruchomiany jest cały łańcuch zdarzeń. Sprzedający mieszkanie przeprowadza się do domu, z którego dotychczasowy właściciel wyprowadza sie do innego zakupionego domu, itd. I prawnicy starają się tak skoordynować tę logistykę by zakup i przekazanie kluczy do domów odbyło się jednego dnia w całym tym długim łańcuchu. Wtedy proces “conveyancing” może trwać nawet kilka miesięcy.

Dodatkowo prawnicy sprawdzają stan prawny nieruchomości. A jak powiedziała kiedyś Marta z Manchesteru, kupowany dom może być obciążony jakimś zobowiązaniem z XVIII wieku. Wspomniała o przykładzie, że jeśli spaliłby się kościół lokalnej parafii, to właściciel danego domu musi partycypować w kosztach naprawy spalonego dachu kościoła. Wydawało mi się to dość absurdalnym przykładem, nieco wydumanym i teoretycznym. Takim by postraszyć i uzasadnić wysokie wynagrodzenia dla prawników obsługujących transakcję.

Aż do dziś. Uczestniczyłem w ciekawej prezentacji podczas trwającego właśnie w Londynie Landlords & Letting Show. Okazuje się, że jeśli kupujesz mieszkanie w bloku, to najczęściej własność mieszkania będzie powiązana z dzierżawą gruntu oraz części wspólnych. Rzadko się zdarza model współwłasności części wspólnych, który w Polsce jest standardem. W Polsce liczy się ułamkową współwłasność dzieląc powierzchnię mieszkania przez łączną powierzchnię wszystkich mieszkań w danej wspólnocie. I tyle. Zdarzają się jakieś komplikacje, ale rzadko.

W Anglii jest to o wiele bardziej skomplikowane. O częściach wspólnych decyduje tzw freeholder, który z właścicielami poszczególnych mieszkań podpisuje tzw leasehold contracts. Współwłasność części współnuych jestr rzadkością. Problemem jest to, że najczęsciej leaseholds podpisywane są na 100 lub nawet na 999 lata i większości są to umowy odziedziczone po poprzednich freeholderach. Co gorsze, nie istnieje żadna standardowa umowa leasingowa. Każda jest indywidualnie negocjowana i choć można w nich odnaleźć pewne wzorce, to jednak w każdej pojawić się mogą jakies niestandardowe zapisy, wynegocjowane kilkaset lat temu.

Z perspektywy inwestora, czasami w umowach leasingowych znajdują się ograniczenia dotyczące najmu. Albo wręcz zakaz najmu. Więc inwestor, który nie poinformuje swojego prawnika, że zamierza wynajmować zakupione mieszkanie, straci sporo czasu i może również część pieniędzy. Albo np ograniczenie najmu do roku w każdych dwóch latach. Czyli można kupić tanie mieszkanie (“świetna okazja” reklamowana przez pośrednika), które będzie miało zawsze – z definicji – co najmniej rok pustostanu! Albo ograniczenia dotyczące tego, komu właściciel mieszkania może, a komu nie wolno mu wynająć swojego mieszkania. Albo że wymagana jest zgoda freeholdera (za która może sobie zażyczyć dodatkowego wynagrodzenia) albo sąsiadów na wynajem. Często znajdują się w umowach leasingowych ograniczenia dotyczące możliwości re-aranżacji wnętrza. Albo może się pojawić zapis, że w przypadku odsprzedaży trzeba będzie zapłacić jakiś procent od uzyskanej ceny.

To ponoć nie wszystko. Dodatkowo, do umowy leasingowej, która typowo liczy aż 50-60 stron!!!, często dołączane są “regulaminy” z dodatkowymi wymogami. Nie zawsze jest to oczywiste z tekstu samej umowy leasingowej, która mogła powstać przed powstaniem regulaminu.

Mówiąc krótko, wygląda to jak pole minowe. A prawnicy, którzy tym się zajmują są jak saperzy. Choć oczywiście w odróżnieniu od wojskowych saperów, wpisali sobie do umów zapisy, chroniące ich przed skutkami wybuchu min, których nie udało im się rozbroić lub które po prostu przeoczyli:-) Za wybuchy zapłaci kupujący.

Dzisiejszy wykład i wpis polecam w szczególności wszystkim tym, którzy rozważają zakup nieruchomości w innych krajach. Być może w żadnym innym kraju oprócz Wielkiej Brytanii, poziom komplikacji nie jest tak duży jak tutaj, ale jestem przekonany, że w każdym kraju są jakieś miny, których cudzoziemiec lub początkujący inwestor nie jest w stanie dostrzec. No chyba, że dopiero jak już mina wybuchnie.

Caveat emptor!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. Nie jest tak strasznie! Kupowalismy nowy od developera (dziure w ziemi czyli off plan po tutejszemu), i w porownianiu z opowiesciami z kraju to byl spacerek;) Od poczatku uzgodnilismy finansowanie 5/95 (choc podobno standardowo jesr to 10/90) Z kolei stamdardem jest (nie slyszalem zeby ktos mial inaczej) wprowadzenie sie do domu ‘w kapciuszkach’ czyli w cenie jest standardowe wykonczenie, a jezeli chce sie lepsze to trzeba doplacic – nie za wiele. Tak samo z ogrodem trawa rozlozona, krzaczki posadzone, na drugi dzien juz mozna bylo robic grilla. W dniu przekazania kluczy bank sprawdzil czy wszystko jest w porzadku i wtedy dopiero przelal kredyt na konto dewelopera. I piec minut pozniej mielismy klucze. Jedynym minusem, ze nie mozna sobie samemu wykonczyc bo nikt nie wpusci ekipy bez uprawnien na budowe, a z kolei bank nie uruchomi pozyczki jak nie jest wykonczone. Co do utrzymania czesci wspolnych, to mamy zapisane akcie wlasnosci, ze cale osiedle sie na to musi sciepac. Mozemy teoretycznie zmienic firme, ale niestety nie da sie przekonac 50% by wypowiedziec stara umowe, zawarta jeszcze przez dewelopera.

    1. Tomtor, to co opisałem dotyczyło raczej mieszkań w blokach, gdzie nie praktykuje się w Anglii ułamkowych współwłasności części wspólnych. Domyślam się, że w przypadku domów może być o wiele łatwiej gdyż nie ma za bardzo części wspólnych…

  2. Zapewne tak, ale ciagle mamy obowiazek w ksiedze wieczystej (czyli lokalnym title) skladac sie na utrzymanie terenow zielonych na osiedlu. Szczesliwie skladka jest po rowno od kazdego domostwa (niezaleznie od powierzchi domu, dzialki czy tego czy jest to dom wolno stojacy, blizniak czy tez mieszkanie w bloczku)

    1. Witam my tez na naszym mieszkaniu na kredycie buy to let mamy tzw. service charge czyli utrzymanie czesci wspolnych jest to okolo £100 miesiecznie. Po za tym jakie kolwiek wieksze inwestycje w budynku jak np: wymiana dachu itp rozkladana jest na wszystkich lokatoro i na raty czyli nie dostajemy jednorazowo sporego rachunku. Dlatego zakup w UK trwa tyle prawnicy sparwdzaja doslownie wszystko od tego czy budynek nie jest w srefie zalewowej do tego czy w okolicy nie znajduje sie wysypisko smieci. Nam zajelo kupno mieszkania 12 miesiecy od oferty do odebrania kluczy i nie bylismy w tzw lancuchu. Problem polega na tym ze informacje od sprzedajacego do kupujacego i odwrotnie przechodza prze jednych prawnikow potem agencje nieruchomosci potem nastepnych prawnikow i w koncu informacja dociera do na. Kazdy najmniejszy proble sie tak rozwiazuja. Najgorsze jest to ze w przeciagu tego czasu nieruchomocs posla sporo do gory a sprzedajacy moze w kazdej chwili stiwrdzic ze sprzeda teraz drozej co stawia nas w kiepskiej sytuacji. My jak nie kupimy nic w tej cenie nie dotaniemy wiekszego kredytu itd. Sprzedajacy natomiast nie ponosi zadnych konsekwencji. Na szczescie tak sie nie stalo ale juz starcilismy nadzieje codzienne mije wizyty w agencji nieruchomosci przniosly w koncu pozytywny dla nas rezultat. Jeszcze jedna sprawa ktora chcialem sie podzielic to to ze musielismy zakupic mieszknie z lokatorem co nie bylo dla nas problemem bo za wynajem bylo placone. Generalnie wszystkie procedury jakie tu sa sa bardzo proste i jasne tylko trzeba trafic na odpowiednia osobe ktora sie tym zajmie. Jestesmy wlasnie w trakcie procesu eksmitowania obecnego lokatora zeby zrobic remont. i ponownie mieszkanie wynajac. Jezeli tylko ma sie mozliwosc taka nieruchomosc nabyc to nie ma sie co zastanawiac to na dzien dzisiejszy latwiej nie bedzie na tutejszym rynku tylko gozej. Pozdrawiam Fridomaniakow Robert

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.