Trochę prawd i półprawd na mój temat w … “na temat”

Krzysztof podesłał mi linka (dzięki Krzysztof!) do artykułu na portalu “natemat”. Oto link: http://natemat.pl/136197,powstal-nowy-rynek-mowisz-polakom-jak-byc-bogatym-i-stajesz-sie-bogaty

W artykule tym, autor recenzuje “twórczość” paru polskich naśladowców Kiyosakiego. W tym gronie znalazłem się też ja, dodatkowo wyróżniony tytułem “największej gwiazdy wśród wolnych finansowo”:-) To miłe. Choć nie o gwiazdorzenie mi chodzi  i prawdę mówiąc nie znam innych osób wolnych finansowo w Polsce. Na niebie wolnych finansowo nie ma nad Polską specjalnego tłoku (jeszcze) i nietrudno mi się wyróżnić:-) O mojej karnacji i pomarańczowym ubiorze nie wspominając:-)

Przyznam, że pan redaktor Molga zrobił dość głęboki research – jestem pod wrażeniem – ale nie uniknął pewnych drobnych nieścisłości. Nie wydawałem oczywiście  wszystkich pieniędzy na kupowanie kolejnych mieszkań na wynajem. Podróżowanie po świecie sporo przecież kosztuje, a nie oszczędzałem też na innych rzeczach, które uznawałem za ważne dla naszego standardu życia. Nie namawiam do jedzenia pasztetowej tylko do  życia PONIŻEJ swoich aktualnych możliwości finansowych, a to nie to samo co “dziadowanie”. Ale to oczywiście drobnostki i zwykłe czepialstwo z mojej strony:-(

Natomiast miałbym jedno poważne sprostowanie. Nie wiem jak pozostali bohaterowie tego artykułu (osobiście znam tylko jednego z nich – Ryszarda), ale ja nie piszę tych książek po to by stać się bogatym. Ryszard chyba też nie. Przed napisaniem pierwszej książki miałem świadomość tego ile się na tym zarabia:-) Ostatnio dostałem PIT-11 od StudioEmka do rozliczenia podatków za rok 2014.  Moje honorarium z tytułu moich pierwszych dwóch książek wyniosło w sumie PLN 5633 za cały 2014 rok, czyli około PLN 470 miesięcznie. Może to nie jest mało, ale w moim budżecie domowym ta kwota niczego nie zmienia. To tyle co wynajem 1/2 kawalerki:-) Honorarium z firmy Mzuri (wydawcy kolejnych 3 moich książek) w ogóle nie pobieram. Honorarium od StudioEmka też chciałem scedować na fundację, ale okazało się, że prawa autorskie powinny należeć do osoby fizycznej, a nie prawnej.

Poza tym w ogóle nie dążę do “bycia bogatym”. A wolnym finansowo stałem się na długo nim napisałem swoją pierwszą książkę:-)

Po co zatem piszę książki? By podzielić się swoim doświadczeniem; by przekonywać, że dążenie do bogacenia się nie jest jedyną opcją; by pomóc zainteresowanym w zbudowaniu własnej wolności finansowej; by części z Was mogła w tym pomóc firma Mzuri. Jedyna w Polsce firma wolnych finansowo dla wolnych finansowo:-)

PS Przy okazji chciałbym serdecznie podziękować tym wszystkim z Was, którzy zakupili i przeczytali którąś z moich książek. Wyliczając powody, dla których piszę książki, zapomniałem wspomnieć o jednym. O satysfakcji osobistej z zostawienia czegoś wartościowego po sobie. Wielość zakupionych przez Was egzemplarzy oraz Wasze liczne pozytywne komentarze dotyczące tego, że to co napisałem pozwoliło Wam zmienić perspektywę na swoje plany życiowe dają mi coś istotnego. Podstawę dla nadziei, że to co po sobie pozostawię może rzeczywiście okaże się “wartościowe”…

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

17 Responses

  1. Czytałem kilka z tych książek, przy zdrowym podejściu i logicznym myśleniu własnym można z nich wyczytać coś ciekawego dla siebie. Ja w każdym razie nie uważam czasu poświęconego na ich lekturę za czas stracony.

    Nie mam tu jednak oczywiście na myśli książek Sławka, tylko tych innych czarodziejów od finansów. W sumie to nie wiem na jakiej zasadzie autor artykułu zrównuje Sławka z tymi magami i czarodziejami. Czy Sławek dawał kiedykolwiek recepty na szybkie bogacenie się, tajemne wskazówki jak szybko i łatwo zarobić a się nie narobić? Uważam, że nie ma sensu porównywać konkretnych wskazówek i praktycznych informacji o najmie mieszkań od Sławka z różnymi dziwnymi szarlatanami i pomysłami na szybki zarobek.

    Wydaje mi się, że niestety ale autor tego artykułu nie przeczytał książek Sławka, bo tak naprawdę to nie wie o czym one są.

    Świadczy też o tym fakt podania, że Sławek ma 100 mieszkań i jest milionerem – akurat nie sądzę, żeby Sławek gdziekolwiek komukolwiek publicznie ujawnił ile ma mieszkań, więc niby skąd ten dziennikarz miałby to teraz nagle wiedzieć ;-)

    A jeżeli to prawda, no to piękny wynik, pogratulować. 100 mieszkań to już jest coś ;-)

  2. To nie jest o Sławku tylko o Sławomirze. Też nie kojarzę gdzie Sławek chwali się, że posiada 100 mieszkań na wynajem (a niech ma ich 200, a czemu by nie?), mam nadzieję, że ta nasza zazdrość wreszcie kiedyś wymże. Przeczytałem 2 książki Sławka i powiem szczerze, że obie są dla mnie świetnym (podstawowym) źródłem informacji, co i jak robić przy wynajmie. Dzięki nim uniknąłem całego mnóstwa bardzo kosztownych błędów, które być może nawet zniechęciły by mnie do wynajmu. Wykorzystuję strategię Sławka (małe kawalerki, segment budżet) i jestem bardzo zadowolony. Nie liczę na stanie się bogatym (do niczego mi to mie potrzebne). W moim przypadku rady z tych książek są wprost nieocenione i z czystym sumieniem mogę je polecić. Dzięki nim jak na razie całkiem sprawnie buduję swoją wolność finansową (lub przynajmniej dodatek do emerytury).

    1. Łukasz, masz rację. Nie przypominam sobie bym komukolwiek mówił ile mam mieszkań:-) Nie wydaje mi się to istotne, a zawistnych i innych “życzliwych” w Polsce nie brakuje.

      Dzięki za ciepłe słowa pod adresem moich książek. Ogromnie się cieszę, że są Ci przydatną wskazówką. Właśnie po to je napisałem:-) Sukcesów w budowaniu wolności finansowej!

    1. Edek, a czy jesteś w stanie mi uwierzyć, że ja sam nie wiem ile posiadam mieszkań? Nie dlatego, że jest ich zbyt wiele by zliczyć:-) tylko raczej dlatego, że ja nie jestem fanatykiem konkretnych liczb. Dostaję co miesiąc z Mzuri zestawienie przychodów z poszczególnych mieszkań, ale nie pamiętam ile na nim figuruje pozycji. Dla mojego komfortu, wystarczy mi że wiem, że moje comiesięczne przychody mieszczą się w przedziale od – do. I że wydaję mniej na utrzymanie mojego skromnego standardu życia.

      Teraz zapytam Ciebie: skoro mnie nie ciekawi ile mam mieszkań, to ciekawe dlaczego ciekawi to Ciebie? :-)

      1. Mnie bardziej ciekawi ile czasu zajmuje pracownikowi MZURI comiesięczne dodawanie załączników z RAPORTEM i FAKTURĄ za wynajmowane mieszkania :-)

      2. wiedziałem, że już gdzieś o tym już czytałem….. http://www.wprost.pl/ar/404918/Mial-22-dolary-dzis-zyje-jak-milioner/

        autor chyba ten sam, ale czasopismo inne ;-)

        co do pytań o ilość mieszkań to trochę jak pytanie ile zarabiasz? czasami można a czasami nie wypada… co do liczb ja też należę do osób które wolą liczby. pewnie dla wielu Ty Sławku jesteś kimś kto odniósł sukces a fajnie jest mieć jakieś odniesienie żeby zawiesić sobie poprzeczkę i do niej dążyć….. pewnie też u niektórych wzbudziłoby to tylko niezdrową zawiść a innych zmotywowało do działania ;-) pozdrawiam

        1. Darek, dzięki za przypomnienie tekstu sprzed lat. Przyznam, że sam o nim zapomniałem:-(

          Jeśli chodzi o liczbę. Właśnie w tym klucz, że w odróżnieniu od bogactwa, w dążeniu do wolności finansowej nie należy się do nikogo porónywać. Punktem odniesienia dla Twojego sukcesu nie jest wielkość sukcesu innej osoby, tylko Twoje własne potrzeby finansowe. Wynikające ze standardu życia, do którego się przyzwyczaiłeś. Porównywanie się do innych często jest żródłem albo frustracji albo arogancji. Nie wiem czy tak do końca motywuje. Jak już prześcigniesz swojego sąsiada, to zechcesz się przeprowadzić do “lepszej” dzielnicy. A tam się okaże, że znów musisz ścigać nowego sąsiada.

          Zródłem motywacji w dążeniu do wolności finansowej powinna być sama droga. Jeśli zaplanowałeś sobie standard życia wymagający posiadania 10 kawalerek na wynajem, to po kupnie pierwszej osiągnąłeś już 10% swojego planu. Po kupnie trzeciej – 30%, siódmej – 70%, itp. To zwykle bardzo motywuje. Czy świadomość tego, że ktoś ma tych kawalerek kilka razy więcej dodatkowo Cię zmotywuje? Nie jestem pewien….

        2. Pelna zgoda… Odnioslem sie przede wszystkim do pytania skierowanego wlasciwie do Edka… Po prostu jestesmy rozni i interesuja nas rozne rzeczy. Zeby unaocznic co mam na mysli odejde öd nieruchomosci a zobrazuje do na przykladzie aut. Znam osoby ktore nie wiedza nawet jaka pojemnosc ma ich auto? ile pali? Ja np nie wyobrazam sobie tego… A jak ogladam auto sasiada to czesto sprawdzam jaki motor ile PS itp i wcale nie odczuwam jakiejs zazdrosci czy innych niezdrowych emocji. Osobiscie uwazam ze pytanie o ilosc Twoich nieruchomosci jest troszke zbyt “intymnym” pytaniem a ewentualna odpowiedz u jednego wzbudzi zazdrosc u innego podziw a trzecim wcale nie wzruszy.

        3. Darek, może masz rację, ale nie będę tego sprawdzał. Zresztą i tak by mi się to nie udało:-)

  3. Ale dwie pierwsze książki nie ukazały się w 2014 roku tylko w 2010 roku a może wcześniej. Pamiętam, bo byłem wtedy na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i czytałem wtedy “Wolność finansową”. Książki najwięcej zarabiają w pierwszym roku wydania.

    1. Wojtku, masz rację, że książki ukazały się wcześniej. “Wolność finansowa dzięki inwestowaniu w nieruchomości” w 2009 roku, a “Zarządzanie najmem. Poradnik dla właścicielek mieszkań na wynajem” w 2010 roku.

      Ale chyba nie masz racji jeśli chodzi o wysokość sprzedaży. Nie pamiętam by moje tantiemy w 2010 czy 2011 roku były znacząco wyższe. Sprzedaż jest o dziwo bardzo stabilna. Dodatkowo StudioEmka uruchomiła w międzyczasie (nie pamiętam dokładnie kiedy) e-booki. Sprzedaż w sklepiku Mzuri jest dość stabilna.

      Nie skupiam się jednak na maksymalizacji sprzedaży książek. O wiele bardziej zależy mi na tym by docierać do jak największej liczby osób, którym będę mógł przedstawić ideę wolności finansowej. To jest to co mnie dopinguje do podejmowania kolejnych inicjatyw:-)

  4. jeżeli chodzi o książki to czekam na kolejną :)

    chciałem dodać co nieco o wspomnianej ilości mieszkań, sądzę, że każdy, kto powie, że ma mieszkania i z nich żyje wywoła reakcję w stylu “a ile tych mieszkań jest?”. podobnie jest ze wszystkim: ktoś ma sportowe auto – a ile ma koni?, jako motocyklista często się spotykałem z pytaniem – ile jeździ (kiedyś jakieś dzieciaki były wyjątkowo zawiedzione, bo na wyłączonym ciekłokrystalicznym prędkościomierzu nie widać skali prędkości).

    pytanie, kiedy to się zaczęło? to ilościowanie wszystkieg, pewnie dawno, bo przecież jak wódz plemienia szedł na wojnę musiał wiedzieć, czy jego armia jest liczniejsza niż przeciwnicy. skacząc na drugi koniec, to elektronika nakręca “liczenie”, począwszy od PC 286 386 486 itd trwa wyścig zbrojeń, poprzez wielości matrycy w aparatach fotograficznych a obecnie może to być szybkość lub ilość transferu internetowego.

    Sławku, zaskoczyłeś mnie, że nie interesuje Cię ilość mieszkań, (w Twoim przypadku dosłownie Ci to lotto) ale po chwili zacząłem rozumieć, przecież celem jest styl życia a nie zapisy w KW, podobnie ja nigdy nie sprawdzałem prędkości maksymalnej moich pojazdów, bo nie po to je miałem (a nie wiedzieć ile motocykl jedzie to wśród braci motocyklowej jest nie do pomyślenia :)

    tak sobie myślę, że psychologiczne uwarunkowania plus taki a nie inny styl życia społeczeństwa powodują, że pytania “ile?” nie znikną, to trochę jak z konsumpcjonizmem, tylko nielicznym nie będzie zależeć.

    pozdrawiam, Sławek S.

    1. Sławku, masz chyba rację. Jakiś czas temu, recenzując jakąś książkę (nie pamiętam w tej chwili tytułu) pisałem o naszej fascynacji liczbami i że liczby wypierają z naszej świadomości inne ważne rzeczy. Niektórzy postrzegają liczbę mieszkań jako “konkret”, a ideę wolności finansowej jako “dyrdymał”. Dla mnie jest dokładnie odwrotnie:-)

      PS podobnie jak Ty, też nie wiem ile ma “na liczniku” moja Mazda czy mój skuter:-) Ktoś ostatnio mnie pytał ile mój samochód pali. Choć jeżdżę nim już ponad 5 lat, to nigdy nie przyszło mi do głowy sprawdzić ile pali na 100 km. Kupując go, ważne dla mnie było, że to kabriolet, a ile pali lub ile cm3 czy koni mechanicznych ma silnik zupełnie mnie nie interesowało. Ważne, że dawał mi poczucie większej wolności. Po jakimś czasie zorientowałem się, że skuter tej wolności daje mi jeszcze więcej:-)))

  5. Zabawna historia, a tak naprawdę niespodziewany ciąg dalszy historii tego wpisu. Otóż dziś – przez zupełny przypadek – spotkałem Pana Tomasza Molga, autora artykułu, który tutaj cytowałem. Nie dość, że mnie rozpoznał, to jeszcze przedstawił mnie prawie całemu swojemu zespołowi koleżanek i kolegów z redakcji “Na temat”. Byłem zaskoczony tym, ile szczegółów pamiętał z mojego życia, a przecież też był zaskoczony naszym spotkaniem więc nie miał czasu zerknąć do swojego artykułu i odświeżyć sobie pamięć. Niesamowite i ogromnie sympatyczne. Zostałem bardzo mile przywitany przez cały zespół dziennikarzy i zrobiłem im taką 90-sekundową impromptu prezentację nt wolności finansowej. Byli tak sympatyczni, że chętnie kiedyś bym do nich wrócił i opowiedział więcej:-) Zwłaszcza, że ich redakcja ma wiele koloru pomarańczowego – plakaty na ścianach, kolor ściany w kuchni, pomarańczowe fotele w salce konferencyjnej i wiele innych pomarańczowych elementów. Poczułem się u nich jak u siebie.

Skomentuj Wojtek S. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.