Życie bez ograniczeń – moja subiektywna ocena

Pomiędzy wyjazdami do St.Petersburga oraz – dziś – do Belgradu, udało mi się wczoraj być w Poznaniu na wydarzeniu “Życie bez ograniczeń” na stadionie INEA. Głównym gośćmi byli Nick Vujicic oraz Les Brown.

Najpierw sama oprawa wydarzenia. Stadion INEA, na którym byłem jakiś miesiąc temu podczas meczu Lech – Legia, mieści około 42 tyś kibiców. Wczoraj jedna z trybun była zamknięta (stała tam duża scena z logo wydarzenia oraz telebimami). Za to na płycie boiska postawiono kilka tysięcy krzesełek dla VIP-ów. Nie wiem ilu nas tam w sumie było. Niestety zarówno sektory dla VIP-ów jak i trybuny dla mas (moje miejsce znajdowało się dokładnie naprzeciw sceny, czyli w tzw “Kotle” fanów Lecha) świeciły gdzie nie gdzie kompletnymi pustkami. To oraz rozmiar stadionu, a także brak energii Tony Robinnsa powodowały, że atmosfera była nieco mniej energetyczna. Właściwie tylko jedna z trybun skakała i dobrze się bawiła. Jak potem się okazało była to trybuna współpracowników FM Group – firmy typu MLM, któej szef – Krzysztof Cybul – miał prezentację. Jedną ze słabszych z całego dnia. Po raz kolejny przekonałem się, że wybór mówców spośród najskuteczniejszych sprzedawców wydarzenia niekoniecznie jest właściwym kryterium.

Tym razem był profesjonalny MC – master of ceremony. W rolę tę wcielił się aktor – Piotr Szwedes. Wniosło to sporo proefesjonalizmu, ale organizatorzy nie uniknęli kilku dłużyzn pomiędzy występującymi na scenie. Oprócz mówców (o nich za chwilę) byli też artyści – muzycy, chóry, tancerze, aktorzy teatralni. Pomysł całkiem fajny, ale wykonania często pachniały amatorszczyzną. Taki jakby konkurs młodych talentów. Większość z osób, z którymi miałem okazję rozmawiać (spotkałem kilkudziesięcioro Fridomiaków:-) podzielała zdanie, że nie do końca po to przyjechała z odległych części Polski. Tym razem kolejek do toalet nie było (na stadionie jest zwykle sporo toalet), ale za to były bardzo długie do punktów gastronomicznych. A w nich tylko jedno danie do wyboru – hot dogi. Nie przepadam za fast foodem, a po przeczytaniu książki Beaty Pawlikowskiej, długo zmagałem się z głodem nim w końcu się poddałem i zamuliłem swój organizm czymś takim.

Ale to mówcy są na tego typu wydarzeniach najważniejsi. Pierwszych kilku było słabych. Richard Tan powiedział tylko jedną rzecz, którą uznałem, że warto zanotować – “nie musisz wiedzieć wszystkiego by coś zacząć”. Po angielsku brzmiało to lepiej: “you don’t have to know everything, to start something”. Chodziło mu o to, że pomimo tego, że nie miał żadnego doświadczenia w organizowaniu konferencji, rozwinął Success Resources do bardzo imponującej skali. Zaprosił też wszystkich kilkunastu tysięcy uczestników do odwiedzenia go w Singapurze. Nie wiem jak duży jest jego dom i ile ma wolnego czasu, ale jego zaproszenie nie wydało mi się zbyt szczere:-) W każdym bądź razie, choć wybieram się niedługo do Singapuru, to jednak nie zamierzam skorzystać z tego zaproszenia.

Patrick Lieuw, przyjaciel Richarda, opowiedział nam o swoim … porwaniu i jak to zmieniło jego życie. Porwał go ponoć policjant i żołnierze, ale ponieważ nie powiedział w jakim kraju to porwanie miało miejsce, ani jak przebiegło, to brzmiało to nieco jak wyssane z palca. Skupił się na tym, że przebywanie w niewoli dało mu czas na rewizję swoich priorytetów życiowych. Najważniejsza myśl? – wg mnie to stwierdzenie, że istnieje pewien wybór drogi do osiągnięcia sukcesu. “You can love things (cars, big houses, fat bank accounts, etc) and use people; or love people and use things to help them”. Przemawia to do mnie.

Wystąpienie Łukasza Majewskiego było słabe. Po prostu. Natomiast gdy po południu zaprosił go na scenę Les Brown by Łukasz opowiedział jak trafił na Les Browna, Łukasz się otworzył. Mówił o śmierci swojej Mamy i jak bardzo to przeżywał. To wtedy kolega dał mu kasety z nagraniami Les Browna i Łukasz zdecydował, że kiedyś go do Polski zaprosi. To świadectwo – nie wiem na ile spontaniczne, a na ile przygotowane – wypadło dużo lepiej niż przygotowana prezentacja.

Kolejny z mówców – Robert Zagożdżon – opowiadał o swoim dzieciństwie, o wadach systemu szkolnictwa, o roli mózgu w powstrzymywaniu nas przed działaniami i innych tego typu rzeczach. W którymś momencie padło, że osiągnął wolność finansową bo ma kilkanaście firm na kilku kontynentach (ja nieco inaczej definiuję “wolność finansową”:-), ale że i tak czegoś mu brakuje. Życia tu i teraz. Jakoś to mi się wszystko nie kleiło w spójną całość. Może z powodu zimna, które dokuczało nam na Stadionie? Najważniejsza myśl, którą sobie zapisałem: Lepiej być autentycznym w gniewie niż fałszywym w uśmiechu.

Dopiero prezentacja Magdy Malickiej mnie rozbudziła (aby zdążyć na poranny pociąg do Poznania musiałem wstać koło 5-tej rano). Jej prezentacja dotyczyła drogi, którą przebyła. W skrócie ta droga to: (1) depresja (śmierć rodziców, spalenie się mieszkania, utrata dziecka i faceta), –> (2) decyzja (wzięcie się w garść) –> (3) zmiana (zmiana pracy, szybkie awanse, prezes 500-osobowej spółki, ale też samotność, alkohol, seks i “zajadanie” stresów co zaskutkowało 120 kg wagi oraz wypaleniem się) –> (4) decyzja (postanowiła być szczęśliwa, rezygnacja z funkcji prezesa, postanowienie odchudzenia się) –> (5) szczęście (dziś w roli coacha). Najważniejsza zapisana myśl: “szczęscie to nie jest dar od losu, to umiejętność i konkretna wiedza”.

Później było jeszcze lepiej – Les Brown!!! Chwaliłem go już przy okazji recenzji NAC – National Achievers Congress. Bardzo komunikatywny. Szczery. Posiada poczucie humoru. Mówi lekko i płynnie. Opowiada obrazami. Widać dobrze jego matkę z siedmiorgiem zaadaptowanych dzieci. Widać jego nauczyciela w szkole, który zabrania mu myśleć, ze jest głupi. Widać studio radiowe, w którym chce się zatrudnić jako DJ. Jego prezentacja miała bardzo jasną i klarowną strukturę. Była bardzo konkretna. A przy tym Les rzuca złotymi myślami bardzo hojnie, co kilka – kilkanaście minut. Czasami je powtarza by lepiej zakorzeniły się w naszych głowach. Kilka wybranych złotych myśli: “It is not where you start, it is where you’re going”, “what is your WHY?”,  “Be hungry!”, “Live full and die empty”, “If you do what is easy, your life will be hard. If you do what is hard, your life will be easy” i wiele, wiele innych. Prawdziwy mówca motywacyjny.

Jego wystąpienie nie zrobiło na mnie tym razem tak dużego wrażenia jak poprzednie. To pewnie kwestia rozmiaru Stadionu oraz tego, że angielskojęzyczni mówcy byli tłumaczeni ze sceny, a nie symultanicznie. Niektórym mówcom to przeszkadzało, wybijało z ich normalnego rytmu mówienia. Choć sam tłumacz był bardzo dobry. Nie tłumaczył słowo w słowo, co zwykle jest łatwiejsze, ale mało zrozumiałe dla słuchaczy, tylko oddawał prawdziwy sens wypowiedzi. Za Les Brownem musiał ciągle spacerować po scenie. Starał się też oddawać jego gestykulację czy intonację i zmieniającą się siłę głosu. Profesjonalista!

Potem było jeszcze kilka wystąpień. Nie robiłem notatek (zmarzły mi ręce plus nie czułem by było warto wyciągać kartkę i długopis)) i nie pamiętam wszystkich szczegółów. O Krzysztofie Cybul już wspominałem. Jego myśl: “szanse zwykle pojawiają się w postaci roboczego kombinezonu”. Nie wszyscy są gotowi z takiej szansy skorzystać. Potem był jeszcze Łukasz Jakóbiak. Nie słyszałem początku jego wystąpienia (kolejka po nieszczęsnego hot doga) więc nie wiem jaki był (jeśli był) głębszy sens tego co prezentował. Z tego co widziałem, to udowadniał, że nie ma rzeczy niemożliwych pokazując jak się bardzo starał m.in. by zrobić sobie zdjęcie z Lady Gaga czy jakąś inną piosenkarką. Nie chcę oceniać czyichś aspiracji, ale stawianie sobie tego typu celów bardziej pasowało mi do nasto- niż do 30-latka, ale nie to było najważniejsze. Jego metody (np wślizgnięcie się na koncert udając jednego z ochroniarzy) nie są wg mnie na tyle etyczne by się nimi chwalić przed 20-tysięczną publicznością. Cel nie zawsze uświęca środki. Zwłaszcza, że te cele wydawały mi się nieco … mało znaczące. Nie dostrzegłem w nich wiele więcej niż czyste lansowanie się.

Wystąpienie Jakuba Bączka było super. Wiele wspomnień z zeszłorocznych mistrzostw świata w siatkówce mężczyzn. Przy okazji Kuba nabijał się nieco z Polsatu (największy blokujący), niektórych siatkarzy, siebie samego. Skromność i dystans do samego siebie. Klasa.

Chyba jeszcze ktoś występował przed Nick Vujicić, ale zupełnie tego nie pamiętam. Nick przyćmił wszystko.

Przyznam, że do tej pory nie oglądałem nagrań wystąpień Nicka  na Youtube, za wyjątkiem sytuacji gdy pierwszy raz o nim usłyszałem od kogoś z Was, Fridomiaków, kilka lat temu. Wolałem zobaczyć go na żywo. I zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie tylko swoją niesamowitą i wzruszającą historią, dowcipami z własnej niepełnosprawności, spokojnym tonem, ale też dużą charyzmą i ciepłem. Gdy mówił, że nas wszystkich kocha (zwykle brzmi to dla mnie totalnie nieprzekonujące gdy pada ze sceny pod adresem tysięcy ludzi) to miałem wrażenie, że jest to autentyczne wyznanie. Nick kocha ludzi i widać nie minął się ze swoim powołaniem.  Jednocześnie widać też, że bardzo komfortowo czuje się we własnej skórze, we własnym – tak daleko odbiegającym od “normy” – ciele. Pewnie nie byłby tą samą osobą, gdyby urodził się z parą zdrowych rąk i nóg. I chyba jest tego w pełni świadom i to docenia. Dzięki temu jest w stanie pomóc tysiącom czy milionom ludzi na całym świecie. Nick odwiedził już 56 krajów, spotkał się z 13-toma prezydentami, przemawiał do 8 rządów i dostaje 100 zaproszeń do wystąpienia …. każdego tygodnia. W sumie otrzymał ich ponad 35.000 !!!

Miejscami pojawiały się łzy wzruszenia w moich oczach. Wyobrażam sobie jak duże musiało być wzruszenie osób niepełnosprawnych, które przybyły na Stadion w dużej liczbie. Cieszę się, że po raz pierwszy (nie przypominam sobie innych objawów oprócz kopert do parkowania) osoby na wózkach zostały dyskryminowane w pozytywny sposób przez Nicka. To z nimi Nick chciał się wymienić przytuleniem się.  Niestety samego momentu nie widziałem, bo zaraz po wystąpieniu Nicka pospieszyłem na tramwaj i na dworzec by złapać pociąg powrotny do Warszawy.

Wielki człowiek niedużej postury.

Za chwilę lecę do Belgradu. Ciekawe czy spotkam kogoś choćby nieco podobnego do Nicka (jest Australijczykiem serbskiego pochodzenia). Zapytam też na ile jest tam znany i popularny. Nick szybko łapał polskie słówka i je powtarzał za tłumaczem. Zapewnił też że wkrótce wróci do Polski. Gdy będzie, to gorąco polecam jego wystąpienie. Warto! O ile nie przyjedzie tutaj w zimie, to też się wybiorę by posłuchać go jeszcze raz:-)

P.S. Ze wszystkich wydarzeń Success Resources, na których dotąd byłem (MJM, NAC, The Way Ahead oraz Życie bez Ograniczeń), na tym ostatnim było zdecydowanie najmniej sprzedaży, co odnotowuję jako duży plus. Nie wiem dlaczego nie było sprzedaży. Czy to kwestia Stadionu, który utrudnił logistykę sprzedawania? Czy to kwestia mówców, którzy nie życzyli sobie tego typu promocji? Czy może formuła agresywnej sprzedaży nie sprawdziła się w polskich warunkach? A może jakiś bardziej banalny powód? Tak czy inaczej, spodobała mi się ta inna formuła wydarzeń SR i ich polskiego partnera – Milewscy i Partnerzy. Gbyby i tutaj była nachalna sprzedaż, to pewnie byłoby to moje ostatnie tego typu wydarzenie. A tak, zobaczymy:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

3 Responses

  1. Też miałem okazje być na wczorajszym wydarzeniu w Poznaniu. Powiem szczerze, wystąpienie Cybula było dla mnie tak nudne, że usnąłem…. (wyjechałem ze śląska o 4 rano :-)) Całą sytuację uratował jak dla mnie Jakubiak robiąc show, Jakub Bączek (fenomenalne wystąpienie) no i gwiazda wieczoru Nick. Wprawdzie nie byłem na Tonym Robbinsie, ale za to moja Żona była i ma podobne odczucia do Twoich. Z tego co twierdzi to na Tonym było to “coś” .

  2. Nick poza konkurencją, jego rodzice mieli rację mówiąc: “Nick jesteś darem”. Myślę, że on też to wie i bardzo się cieszę, że tak korzysta z tego daru. Les ogromny dystans do siebie i poczucie humoru, a opowieść o tym jak chciał zostać DJ rozbawiła mnie serdecznie.
    Jakub B Bączek – krótko i bardzo na temat, a ćwiczenie z zamkniętymi oczami i mentalnym wsparciem samego siebie bardzo dobre. Malicka autentyczna i szczera.
    Wystąpienia innych nie zrobiły na mnie większego wrażenia, nie licząc Jakóbiaka, który wywołał u mnie negatywne emocje. Tani lans i takie samo zakończenie – sweet focia na zamówienie z flashami w tle.
    Generalnie było warto poświęcić czas i pomarznąć trochę.
    Do miłego w cieplejsze dni :)

  3. Byłem i było fantastycznie po za pogodą, która troszkę pokrzyżowała plany, ale cóż. Przynajmniej w tym roku jest szansa, że będzie ciepło, bo będzie to w zamkniętej hali. Niektórzy przynudzali, ale nie można mieć wszystkiego. Teraz mamy okazję na retransmisję z tego wydarzenia 25 lutego, 2016 roku. Więc jest okazja poczuć ten klimat od nowa.. :)
    http://retransmisja.zyciebezograniczen.pl/vi/zbo2/?ref=maxiwb

Skomentuj Tobiasz Duda Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.