10.000 km fridomii na skuterze

Wczoraj na liczniku mojego skuterka stuknęło 10.000 kilometrów, czyli około 1/4 długości równika. Całkiem sporo. Okrągła liczba skłania do podsumowań.

Jeżdżę nim – ma się rozumieć – tylko po ulicach Warszawy. Nabrałem już sporego doświadczenia we wciskaniu się pomiędzy stojące w korkach samochody.  Przyznam, że tak się uzależniłem od jazdy skuterem, że gdy muszę gdzieś pojechać samochodem (coś przewieźć albo wyjazd poza miasto) to strasznie się w nim męczę. Nie irytuję się, ale opadają mi ręce w geście totalnej bezsilności gdy stoję w korkach, gdy nie mam gdzie zaparkować. Wsiadam do samochodu tylko wtedy gdy muszę, więc stoi całymi tygodniami w jednym miejscu aż któregoś dnia przypomni mi się by pojechać nim na myjnię i oczyścić jego karoserię z licznych gałązek, liści i soków spadających nań z drzew, tudzież z ptasich odchodów. W końcu moja Mazda świadczy usługi reklamowe firmie Mzuri i nie powinna potencjalnych klientów odstraszać swym flejtuchowatym wyglądem.

Skuter kupiłem niemal dokładnie 4 lata temu. Oto mój wpis sprzed prawie 4 lat: http://fridomia.pl/2011/05/30/fridomia-na-skuterze

Średnio wykecam jakieś 2,5 tys km rocznie. Nie wiem czy to dużo czy mało. Nie sprawdzałem też nigdy ile dokładnie pali mój skuterek, ale szacuję, że na jednym tankowaniu (które kosztuje mnie około PLN 30) mogę przejechać jakieś 200-250 km, czyli zatankowałem go  już pewnie jakieś 40-50 razy, wydając przez te 4 lata jakieś PLN 1200-1500. Czyli 12-15 groszy za kilometr. Dodatkowo trzeba liczyć jakieś PLN 140 rocznie za ubezpieczenie, czyli PLN 560. Nie jeżdżę nim zimą, więc nie wymieniam opon na zimowe, ani nie płacę za ich przechowywanie. W serwisie byłem ze 3-4 razy, czyli powiedzmy kolejne PLN 400. Raz byłem na stacji kontroli pojazdów – wydatek rzędu PLN 50 (nie pamiętam dokładnie ile to było). Nie pamiętam by cokolwiek się w tym skuterze popsuło, więc koszty napraw prawdopodobnie wyniosły zero. Nie płaci się też za parkowanie. W sumie moje wydatki przez te 4 lata wyniosły pewnie około PLN 2200 – 2500, czyli jakieś 22-25 groszy za kilometr. Czyli nieco taniej niż taksówka:-) Aha, zapomniałbym. Z powodu tego, że mój samochód potrafi tygodniami stać bez włączania silnika, raz rozładował mi się w nim akumulator. Wymiana kosztowała – nie pamiętam dokładnie – jakieś 300-400 zł, czyli kolejne 3-4 grosze za kilometr:-)

Ale nie w oszczędnościach kosztów widzę największą korzyść jazdy na skuterze. Dużą korzyścią jest oszczędność czasu. Szacuję, że codziennie jadąc tylko z domu do biura Mzuri oszczędzam średnio jakieś 20-25 minut w jedną stronę, czyli 40-50 minut dziennie. Od momentu spalenia się Mostu Łazienkowskiego, moja oszczędność jest jeszcze większa. Zakładając, że kolejne 10-20 minut dziennie oszczędzam jeżdżąc na spotkania, wychodzi około godziny dziennie. Skuterem jeżdżę około 250 dni w roku, ale często wyjeżdżam z Warszawy, więc powiedzmy, że po Warszawie jeżdżę 150 dni, co daje łącznie 600 godzin oszczędności w ciągu ostatnich 4 lat. 600 godzin to jakieś 80 dni roboczych, czyli ekwiwalent około 3 miesięcy pracy. Albo 600 wpisów na blogu fridomia:-)

To całkiem spora wartość. Ale i tak najważniejszą korzyścią z jeżdżenia skuterem jest dla mnie poczucie wolności, braku skrępowania, swobody. To przyjazne gesty ze strony kierowców samochodów stojących w korkach. To czasami miły uśmiech albo nawet zdawkowa rozmowa z pieszym przechodzącym ulicę po pasach. To widok dziecka wdrapującego się na mój skuter pod czujnym okiem swojej babci. To możliwość rozejrzenia się po okolicy gdy stoję na światłach. To śpiew ptaków gdy przejeżdżam obok jakiegoś drzewa (gdyby jeszcze nie ten obowiązkowy kask…). To odczucie chłodu gdy przejeżdżam wieczorem obok parku lub ogródków działkowych. To możliwość podjechania tuż pod dworzec kolejowy lub pod Okęcie, pozostawienie tam skutera i odjechanie w siną dal. To wolność od korków, od parkometrów, od wielu zakazów. Gdy zablokowana jest jakaś droga lub jest jakaś droga jednokierunkowa, a odcinek do przebycia mam krótki, to staję, wyłączam silnik, zsiadam ze skutera i przepycham go kawałek po pasach dla pieszych lub po chodniku. To też poczucie, że mniej szkodzę środowisku. To poczucie, że przyczyniam się do zmniejszenia uciążliwości korków w Warszawie. Jak poważnym problemem byłyby korki, gdyby połowa z nas jeździła na skuterach?

A wady? W ciągu ostatnich 4 lat, dwa razy zaliczyłem glebę. Na szczęście zupełnie niegroźnie. Nie miałem – odpukać – żadnej stłuczki. Nikt mi niczego nie skradł, choć nie przykuwam skutera łańcuchami (zupełnie niepotrzebnie dałem się w sklepie namówić na ich zakup). Nikt nie zajechał mi celowo drogi. Raz pewna starsza pani wyprzedzając mnie, zrobiła to bez zachowania komfortowo bezpiecznej odległości, ale to chyba dlatego, że była spanikowana widokiem skutera przed sobą. Wadą skutera jest jego mała ładowność.

Na palcach jednej ręki mogę policzyć sytuacje gdy zmokłem. Najbardziej raz gdy wracałem w ulewie spod Starego Miasta w okolice Ronda Wiatraczna. To było na początku mojej kariery jednośladowej i chciałem się przekonać jak bardzo zmoknę. Ku mojemu zdziwieniu mokry miałem przód oraz połowę ramion kurtki (plecy i wewnętrzne rękawy kurtki były całkiem suche), 20-sto centymetrowy odcinek spodni ponad kolanami (krople deszczu spadały mi na kolana z kierownicy skutera) oraz okolice szyji (krople deszczu ciekły mi z kasku). Reszta była sucha.

Największą dla mnie  wadą skutera nie jest to, że nie mogę nim jeździć w Polsce cały rok (w praktyce jeżdżę około 8 miesięcy, a i tak od tego roku zimy będę spędzał w tropikach), ani to, że nie  jest pomarańczowy, ale to że bagażnik skutera jest zbyt mały by pomieścić mój kask. Choć to raczej wina tego, że mój kask jest zbyt duży (mam bardzo duży rozmiar głowy). Zamiast wrzucić go do bagażnika, muszę go ze sobą ciągąć. Może mógłbym go po  prostu podczas krótkich postojów przypinać do skutera, ale przyznam, że obawiałem się, że go mogę potem nie znaleźć (ten kask kosztuje prawie tyle co tani skuter)

Zachęcam Was do spróbowania jazdy na skuterze. Wiem, że wiele osób ma obawy, ale spodziewam się, że gdy raz zakosztujecie jazdy na skuterze, to będzie Wam trudno wrócić do 4 kółek. Gdyby większość Polek i Polaków jeździła na skuterach, to …

Pomóżcie mi  proszę dokończyć  to zdanie:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

32 Responses

  1. Przed skuterem odstrasza mnie trochę problem z jego przechowywaniem i parkowaniem. Mam dwa garaże ale są one zajęte przez nasze samochody i już nie sposób tam wcisnąć skutera. A ty gdzie go trzymasz nocami?

    1. Robert, swój skuter trzymam (nieprzypięty) na ulicy przed blokiem, w którym mieszkam. A mieszkam w ponoć niebezpiecznej dzielnicy:-) Stoi tam od lat. Gdy wyjeżdżam z Warszawy, to czasami nawet po 2-3 tygodnie. Bałem się troszeczkę tylko na początku, zaraz po kupnie, gdy na liczniku miał 15 czy 25 kilometrów przebiegu. Potem mi totalnie przeszło.

      Jedynie na zimę odstawiam go do rozpadającego się, niezamykanego na klucz, a jedynie na skobel bez kłódki, garażu na podwórku kamienicy, w której moja żona ma mieszkanie na wynajem. Podwórko też jest na (ponoć niebezpiecznym) Grochowie. Wprawdzie jest teraz zamykane, ale przez kilka lat nie było, a w sąsiadujących kamienicach mieszkali różni drobni pijacy i – z wyglądu – menele:-)

  2. … to pomyślałbym nad zorganizowaniem miejsc do parkowania i zimowania skuterów. Na wynajem oczywiście :-)

    Dla każdego, kto zamiast skutera myśli o/ lub już używa roweru i ma problem z małą przestrzenią bagażową tak jak Sławek w swoim skuterze polecam wziąć przykład z Duńczyków i Holendrów i zastanowić się nad zakupem lub zrobieniem (tak jak ja na http://www.theboxbike.blogspot.com) roweru transportowego. Rewelacja!

    1. Wojtek, dzięki za podzieleniem się z nami Twoją i holenderską myślą techniczną. Jestem pełen podziwu dla Twoich umiejętności konstrukcyjno-majsterkowiczowskich. Moje umiejętności manualne są zerowe.

      Cieszę się, że zeskrolowałem do samego końca wpisu na Twoim blogu. Dzięki temu mogłem posłuchać parę minut języka holenderskiego, który lubię. Z zaskoczeniem odnotowałem, że zrozumiałem prawie wszystko z tej reklamy. Chyba lektorka specjalnie mówiła miękko i powoli by mogli ją zrozumieć cudzoziemcy:-)

      Udanych wycieczek rowerowych!

  3. Slawku, mozesz przypinac kask do kola skutera tym “niepotrzebnym” lancuchem. Wtedy masz zabezpieczony skuter a i kasku nie musisz brac ze soba :)

  4. …całemu przemysłowi okołosamochodowemu odbiłoby się to czkawką, wzrosłoby bezrobocie i zwiększył się hałas w miastach :) A na poważnie – w naszym klimacie skuter raczej nie zda egzaminu. Nie wyobrażam sobie jeżdżenia skuterem zimą, przy silnym wietrze czy deszczu (jadąc np. w garniturze do pracy). Ale pomarzyć fajna rzecz :)

  5. Tez kocham moja vespe:)
    Roczny pobyt w azji przekonal mnie do skuterow.tam jezdzilismy 2+2.
    Nie stoje w korkach jak cos gdzies mam zalatwic podjezdam pod same drzwi nie szukam parkomatow itp itd.
    Vespa ma 15 lat mam ja od roku nigdy nie zawiodla mieszkam przy wroclawskim rynku tam ja parkuje i tu jeszcze jedna atrakcja:) masa ludzi robi sobie na niej czy przy niej zdjęcia.
    Ot taka atrakcja przy rynku na tle zabytkowej zabudowy;)

  6. Gdyby większość Polek i Polaków jeździła na skuterach, to …
    Po pierwsze: Polska miałaby mnie deficyt obrotów bieżących ze względu na mniejsze zapotrzebowanie na benzynę. Nasz kraj, a przez to także wszyscy obywatele, byliby dzięki temu bogatsi.
    Po drugie: Środowisko byłoby mniej zanieczyszczone w związku z mniejszym zużycia benzyny.
    Po trzecie: na ulicach byłoby mniej korków, a przemieszczanie się z miejsca na miejsce byłoby szybsze.
    Po czwarte: Więcej Polek i Polaków byłoby bliżej osiągniecia niezależności finansowej w związku z mniejszymi wydatkami codziennymi.

    1. Artur, same korzyści, nieprawdaż? Pamiętam, że niedawno byłeś w Tajlandii, Malezji, Wietnamie, itp. Tam rzeczywiście skuterów i motorów jest mnóstwo, ale nie skojarzyłem tego ze skokiem rozwojowym Azjatyckich Tygrysów:-)

      1. Rzeczywiście jest wiele korzyści jazdy skuterem. Nie zapominajmy również o wadach. Jedna z nich jest bezpieczeństwo. Z tego powodu ja codziennie nie jeżdżę skuterem. Z obawy, ze ktoś we mnie wjedzie. I ta wada przekreśla dla mnie na dzień dzisiejsze zalety o których wcześniej pisałem.
        W Azji faktycznie skuterów jest mnóstwo. Gdyby zmienić pytanie na: “Co by było, gdyby większość Azjatów przesiadła się ze skuterów do samochodów” to moja odpowiedz byłaby jednoznaczna: Ruch totalnie by zamarł w związku z tym, ze samochody nie zmieściłyby się na ulicach :-) Kto widział, ten wie o czym mowie :-)
        Przypomniałem sobie tez teraz, ze podczas mojej ostatniej podroży do Tajlandii miałem do dyspozycji skuter na 1 dzien. Przejechałem wtedy z Krabi na wyspę Phuket która cala objechałem i wróciłem. Bardzo mi się podobało. W ciągu jednego dnia było to ok. 400km. Z taka przeciętna 10 000 km przejechaliby w 25 dni, tj. ok 50 razy szybciej niż Sławek, który to zrobił w 4 lata :-)

        1. Co by się stało gdyby połowa warszawiaków jeździła na skuterach? Nie można by ich było parkować byle gdzie, a jedynie w wyznaczonych miejscach, parkingach skuterowych, które też by się zapełniały i pojawiłyby się kłopoty z zaparkowaniem. Straciłyby firmy samochodowe, ubezpieczeniowe (bo ubezpieczenia skuterów są tańsze), paliwowe, operatorzy parkingów, wydzielono by ulice lub pasy tylko dla skuterów… Oznaczałoby to też to, że Polki i Polacy w większym stopniu uwolnili się ze szponów konsumpcjonizmu. Stalibyśmy się też nieco bardziej wolni i radośni. Bo jazda na skuterze poprawia nastrój – przekonał się o tym ostatnio Artur Kaźmierczak, którego podwiozłem na skuterze na spotkanie w pobliskiej restauracji:-)

    2. Nie zgadzam się z tym zmniejszeniem zanieczyszczenia środowiska.
      Większość skuterów to dwusuwy. Spalają mieszankę benzyny z olejem, przez co niemiłosiernie smrodzą, podobnie jak trabanty. Do tego zwykle są głośne.
      Ja kibicuję pojazdom elektrycznym.

      1. JackuP, mój skuter ma silniczek czterosuwowy. Jest mniej zrywny, ale za to mniej zanieczyszcza i mniej hałasuje. Czy są już skutery elektryczne?

        Nie jestem ekspertem od energetyki, ale wydaje mi się, że produkcja energii elektrycznej też nie jest dla środowiska obojętna…

      2. Skuter spali 2l benzyny na 100 km, samochód minimum 7-8l na 100 km. Na tej podstawie twierdze, ze skuter mniej zanieczyści środowisko. Ale moje przypuszczenia mogą być blednę :-) Z pewnością jednak moje auto w ostatnim czasie dużo nie zanieczyściło środowiska stojąc na parkingu. Mi tez jak Sławkowi, rozładował się akumulator :-)

  7. Bardzo ciekawy temat -> z tym przemieszczaniem się. Jeśli chodzi o Warszawę, to dochodzę do wniosku, że w pewnym momencie nie będzie już można budować więcej ulic i upychać na nich więcej samochodów. Jesteśmy karmieni jakimś mitem, że to samochód daje wolność… widzę „tą wolność” codziennie kiedy jadąc tramwajem do ronda Żaby mijam ciąg stojących w korku samochodów, w których przeważnie siedzi tylko kierowca. Taki samochód trzeba gdzieś zaparkować, takiego samochodu nie można tak sobie zostawić, taki samochód trzeba potem „zawieźć” do domu – mnóstwo rzeczy, które trzeba zrobić z takim samochodem (trzeba np. o niego dbać, ubezpieczać siebie i jego, robić przeglądy – wydawać pieniądze). Taki samochód „zaśmieca” potem przestrzeń publiczną.
    Wyobrażaliście sobie kiedyś miasto bez samochodów -> takie miasto gdzie byłoby wtedy więcej zieleni, gdzie nie trzeba budować 3,4,5 pasowych ulic w każdym kierunku… gdzie jest przestrzeń dla ludzi a nie dla blaszanych pudelek (teraz większość powierzchni miasta to ulice). Gdyby nie było zapotrzebowania na taka ilość asfaltu to miasto mogłyby być mniejsze (trochę gęściej zabudowane) – takie kuriozum musze mieć samochód bo mam daleko do pracy, mam daleko do pracy bo mamy samochody dla których trzeba budować coraz więcej ulic.
    Samochody to zanieczyszczenie powietrza -> sami siebie trujemy – w imię czego? Efektywna elektryczna komunikacja (tramwaje, autobusy elektryczne, metro) i żyjemy w zupełnie innym środowisku… taj jak napisałem, żyjemy mitem komfortu i niezależności a nadto konieczności pokazania innym naszego statusu społecznego.
    Jakie są zalety samochodu? Zastanawiam się, bo ja podjąłem decyzje, że nie używam samochodu w Warszawie o ile jest to niezbędne – takie niezbędne jest jak moje dziecko ma wysoką gorączkę i musze pojechać o 2 w nocy do apteki.. to mi się zdarzyło 2 razy przez ostatnie 5 lat. Normlanie można jeździć komunikacja (codziennie z synem do przedszkola i z przedszkola do domu).
    Inną możliwością jest rower -> na dystansie do 10 km to doskonały środek komunikacji. Nawet przy gorszej pogodzie, nawet w zimie (kwestia posiadania odpowiedniego ubrania zapewniającego komfort termiczny)… jeździłem dwa sezony do pracy -> i wrócę do tego jak moje dzieci już same będą chodziły do szkoły…
    Wydaje mi się, że obecna sytuacja jest spowodowana w dużej mierze brakiem przemyślenia tematu i pozornym przypuszczeniem, że samochód jest nieodzownym elementem życia.

  8. Sławku, super wpis. Ja jestem ostatnio mocnym zwolennikiem rowerów, ale powody są dokładnie te same. Oszczędność czasu, pieniędzy, miejsca, ekologia, zdrowie (tu rower wygrywa ze skuterem) i nieskrępowana wolność jazdy gdzie tylko chce (prawie wszędzie). Budowa kolejnych autostrad w miastach jest pułapką i nigdy nie zbudujemy ich tyle żeby nie było korków, bo budowa kolejnych autostrad generuje większych ruch samochodów, to jak z innymi “pasywami” – wielki dom kosztuje więcej w utrzymaniu. Jednoślady górą!

  9. Skuter jest genialnym rozwiązaniem. Przekonuję się o tym prawie każdego dnia. Dziś rano jechałem na spotkanie do centrum Warszawy przez Most Poniatowskiego (mieszkam na prawym brzegu Wisły). Korki były straszne – samochody praktycznie stały w miejscu. Spalił się Most Łazienkowski więc korki od kilku miesięcy są gorsze niż zwykle. Początkowo sądziłem, że przyczyną dzisiejszego mega korka jest powrót dzieci do szkół. Po dłużej chwili wymijania stojących na moście samochodów zobaczyłem koguty policyjnych samochodów – pomyślałem, że zdarzył się jakiś wypadek.

    Co się okazało? To nie był wypadek. Całą szerokością obu jezdni w kierunku centrum człapała się – krok za krokiem – 20-30 osobowa grupka demonstrantów. Nieśli banery i jeden duży transparent szeroki na całą szerokość obu jezdni. Jadąc powolutku za nimi nie zdołałem odczytać haseł na ich transparentach. Było coś o prawach taty. Nie wiem dokładnie. Zamiast człapać za nimi – za zgodą jednego z policjantów – objechałem demonstrantów chodnikiem. I już po kilku chwilach dalej “pędziłem” (mój skuter ma ogranicznik prędkości ustawiony na 50 km/h:-) na spotkanie z moim znajomym.

    Skuter jest wręcz genialny do ruchu miejskiego. W tym roku zmokłem tylko jeden jedyny raz i to też w zasadzie dlatego, że byłem umówiony na spotkanie, którego nie byłem w stanie przełożyć na później.

      1. Robert, tak, to dokładnie o tę demonstrację mi chodziło. Współczuję rozgniewanym ojcom, ale kierowanie pretensji do Warszawiaków czy nawet do rządu (jak wynika z załączonego artykułu) wydaje mi się kolosalnym nieporozumieniem.

        Pozbawienie opieki rodzicielskiej, nie płacenie alimentów (chyba jednak poważniejszy problem) czy wrobienie przez kobietę mężczyznę w ojcostwo i inne tego typu problemy, wynikają z rozmaitych błędów w budowaniu relacji. A nie z winy Premier, Ministra Zdrowia czy innego ministra “odpowiedzialnego” za relacje w rodzinach.

        Opóźnianie tatusiów w dowożeniu swoich dzieci do szkoły z powodu gniewu innych tatusiów wydaje mi się nie fair. Setki czy tysiące osób, które nie jechały bezpośrednio – w pierwszej linii – za człapiącymi przez most gniewnymi tatusiami, pewnie nawet nie miała pojęcia co jest przyczyną korka-gigant, w którym utknęli. Nie wiem na jakiej podstawie organizatorzy otrzymują zgodę na swój protest/demonstrację tak ruchliwą trasą, tak newralgicznego dnia o tak newralgicznej porze dnia. Przecież organizatorom ewidentnie chodziło o to by garstka 12 osób w maksymalny sposób zdezorganizowało ruch. Na szczęście dla mnie, poruszanie się skuterem pozwoliło mi ominąć tę przeszkodę. Spóźniłem się tylko 5 minut, co jak dla mnie nie jest – niestety – dużym spóźnieniem:-(

        1. Wczoraj (5X2016) po raz pierwszy solidnie zmokłem i zmarzłem na swoim skuterku. W Warszawie nastąpiło nagłe ochłodzenie i cały dzień lało. Dodatkowo, wiał dość silny wiatr. A ja niestety nie mam zwyczaju sprawdzać prognozy pogody. Po kenijsku zakładam, że skoro dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj było ciepło, to jutro będzie tak samo. W związku z tym każdej wiosny i każdej jesieni zdarza mi się być zaskakiwanym przez aurę.

          Gdy przychodzi wiosna, to przez pierwsze parę dni ciepłej pogody noszę kurtkę zimową. Gdy zauważę, że już od kilku dni się niepotrzebnie pocę, to zimową kurtkę odkładam do głębokiej szafy (przez rozwodem, w poprzednim mieszkaniu była to specjalna garderoba nad schodami) i zaczynam się ubierać wiosennie. Tylko po to by przez kolejne kilka dni marznąć. Znów sięgam do głębokiej szafy po zimową kurtkę. Odczuwam ulgę przez dzień czy dwa i znów przez kolejne dni się pocę. I znów chowam kurtkę do głębokiej szafy i znów marznę przez kolejne kilka dni. Pogoda bawi się ze mną w kotka i myszkę.

          Mógłbym pewnie sprawdzać prognozę, ale nie robię tego. Dostosowywanie się do pogody chyba ograniczałoby moje poczucie wolności… :-) Zamiast rozwiązań doraźnych, operacyjnych, wolę rozwiązanie strategiczne, czyli np. wyjeżdżać z Polski na zimę. Niemniej dziś założyłem jednak zimową kurtkę. Za chwilę lecę do Azji. Po powrocie spędzę w Warszawie tylko kilka dni i pojedziemy z żoną do sanatorium – tym razem chyba do Bułgarii. A parę dni po powrocie do Polski – znów polecę do Azji, do Bangkoku. A na początku grudnia – na zimowanie w tropikach.

          Ale właściwie to nie o tym chciałem napisać, tylko o skuterze. Przez półtora roku odkąd zrobiłem ten wpis, trochę się wydarzyło. Przemalowałem skuter na pomarańczowo. Teraz zdarza się, że dziewczyny przechodzące przez pasy na ulicach przystają, żeby zrobić mi zdjęcie. Wygląd pomarańczowego gościa na pomarańczowym skuterze powoduje, że nawet młodzieńcy wystylizowani na “narodowców” zagadują mnie przyjaźnie na światłach. Skuterem jeżdżę nie tylko na Okęcie (nawet gdy leciałem do Rio na Olimpiadę na prawie 2 tygodnie, też zostawiłem go zaparkowanego na Okęciu), ale byłem nim również na lotnisku w Modlinie (skąd wylatywałem niedawno do Edynburga). Zgodnie z azjatyckimi normami bagażowymi, na skuterze udało mi się przewieźć nie tylko walizkę (gdy leciałem do Rio), ale też odkurzacz, który kupiliśmy w sklepie, o normalnych tygodniowych zakupach w Tesco nie wspominając:-)

          Z mniej przyjemnych rzeczy, to zaliczyłem jeszcze jedną glebę. Najpoważniejszą. Po powrocie z Singapuru, jadąc do biura Mzuri, wywaliłem się w Alejach Jerozolimskich gdy samochód jadący sąsiednim pasem nagle zjechał na pas przede mną. Gwałtownie zahamowałem, a ponieważ jezdnia była mokra po deszczu, to się wywaliłem. Kierowca, który sprawił wypadek początkowo zachował się bardzo fajnie, ale niepotrzebnie wezwał policję. Gdy ci się pojawili i zaczęli ustalać “winnego”, to nagle się usztywnił. By uniknąć łażenia po sądach, winę wziąłem na siebie i zapłaciłem mandat.

          Skuter do tej pory jest mocno podrapany – spod pomarańczowej farby, miejscami prześwituje oryginalna (żółta), a gdzie niegdzie nawet szara blacha. Początkowo planowałem jak najszybciej go pomalować, ale teraz trochę się przyzwyczaiłem do tych “blizn” i uważam, że mój skuterek nabrał twardości i charakteru. Jazda takim podrapanym nadal sprawia mi ogromną frajdę. Najważniejsze dla mnie jest to, że już w 100%-ach przeszedł mi lekki ból, który odczuwałem gdy prawą rękę podnosiłem do góry i zbyt daleko zadzierałem nią do tyłu (np gdy myłem sobie plecy lub ubierałem sweter). Widać kość, która lekko pękła w czasie wypadku, całkiem się już zrosła i nie irytuje miejscowych mięśni i tkanki.

          Nadal męczy mnie jazda samochodem. W to lato zrobiłem około 15.000 km wypożyczoną z Mzuri Dacią Sandero. Byłem nią w Monachium, dwa razy we Francji oraz sporo jeździłem we wrześniu po Polsce (m.in Gdynia, Szczecin, Wrocław, dwa razy Katowice). Nie męczy mnie ze względu na markę samochodu (Dacia jest zaskakująco wygodnym samochodem, może nieco przygłośnym, ale za to jeśli chodzi o “value-for-money” to w moim odczuciu w skali od 0-10, daje 14!), ale ze względu na stanie w korkach, szukanie miejsca parkingowego, w Szczecinie dostałem aż dwa mandaty – raz za to, że wróciłem 4 minuty po czasie, a drugi raz za to, że zapłaciłem w parkomacie za parking w strefie B, choć parkowałem w strefie A). Z miłą chęcią oddam samochód Mzuri i wyjadę z Polski na zimę:-)

        2. Wczoraj (5X2016) po raz pierwszy solidnie zmokłem i zmarzłem na swoim skuterku. W Warszawie nastąpiło nagłe ochłodzenie i cały dzień lało. Dodatkowo, wiał dość silny wiatr. A ja niestety nie mam zwyczaju sprawdzać prognozy pogody. Po kenijsku zakładam, że skoro dzisiaj, wczoraj i przedwczoraj było ciepło, to jutro będzie tak samo. W związku z tym każdej wiosny i każdej jesieni zdarza mi się być zaskakiwanym przez aurę.

          Gdy przychodzi wiosna, to przez pierwsze parę dni ciepłej pogody noszę kurtkę zimową. Gdy zauważę, że już od kilku dni się niepotrzebnie pocę, to zimową kurtkę odkładam do głębokiej szafy (przez rozwodem, w poprzednim mieszkaniu była to specjalna garderoba nad schodami) i zaczynam się ubierać wiosennie. Tylko po to by przez kolejne kilka dni marznąć. Znów sięgam do głębokiej szafy po zimową kurtkę. Odczuwam ulgę przez dzień czy dwa i znów przez kolejne dni się pocę. I znów chowam kurtkę do głębokiej szafy i znów marznę przez kolejne kilka dni. Pogoda bawi się ze mną w kotka i myszkę.

          Mógłbym pewnie sprawdzać prognozę, ale nie robię tego. Dostosowywanie się do pogody chyba ograniczałoby moje poczucie wolności… :-) Zamiast rozwiązań doraźnych, operacyjnych, wolę rozwiązanie strategiczne, czyli np. wyjeżdżać z Polski na zimę. Niemniej dziś założyłem jednak zimową kurtkę. Za chwilę lecę do Azji. Po powrocie spędzę w Warszawie tylko kilka dni i pojedziemy z żoną do sanatorium – tym razem chyba do Bułgarii. A parę dni po powrocie do Polski – znów polecę do Azji, do Bangkoku. A na początku grudnia – na zimowanie w tropikach.

          Ale właściwie to nie o tym chciałem napisać, tylko o skuterze. Przez półtora roku odkąd zrobiłem ten wpis, trochę się wydarzyło. Przemalowałem skuter na pomarańczowo. Teraz zdarza się, że dziewczyny przechodzące przez pasy na ulicach przystają, żeby zrobić mi zdjęcie. Wygląd pomarańczowego gościa na pomarańczowym skuterze powoduje, że nawet młodzieńcy wystylizowani na “narodowców” zagadują mnie przyjaźnie na światłach. Skuterem jeżdżę nie tylko na Okęcie (nawet gdy leciałem do Rio na Olimpiadę na prawie 2 tygodnie, też zostawiłem go zaparkowanego na Okęciu), ale byłem nim również na lotnisku w Modlinie (skąd wylatywałem niedawno do Edynburga). Zgodnie z azjatyckimi normami bagażowymi, na skuterze udało mi się przewieźć nie tylko walizkę (gdy leciałem do Rio), ale też odkurzacz, który kupiliśmy w sklepie, o normalnych tygodniowych zakupach w Tesco nie wspominając:-)

          Z mniej przyjemnych rzeczy, to zaliczyłem jeszcze jedną glebę. Najpoważniejszą. Po powrocie z Singapuru, jadąc do biura Mzuri, wywaliłem się w Alejach Jerozolimskich gdy samochód jadący sąsiednim pasem nagle zjechał na pas przede mną. Gwałtownie zahamowałem, a ponieważ jezdnia była mokra po deszczu, to się wywaliłem. Kierowca, który sprawił wypadek początkowo zachował się bardzo fajnie, ale niepotrzebnie wezwał policję. Gdy ci się pojawili i zaczęli ustalać “winnego”, to nagle się usztywnił. By uniknąć łażenia po sądach, winę wziąłem na siebie i zapłaciłem mandat.

          Skuter do tej pory jest mocno podrapany – spod pomarańczowej farby, miejscami prześwituje oryginalna (żółta), a gdzie niegdzie nawet szara blacha. Początkowo planowałem jak najszybciej go pomalować, ale teraz trochę się przyzwyczaiłem do tych “blizn” i uważam, że mój skuterek nabrał twardości i charakteru. Jazda takim podrapanym nadal sprawia mi ogromną frajdę. Najważniejsze dla mnie jest to, że już w 100%-ach przeszedł mi lekki ból, który odczuwałem gdy prawą rękę podnosiłem do góry i zbyt daleko zadzierałem nią do tyłu (np gdy myłem sobie plecy lub ubierałem sweter). Widać kość, która lekko pękła w czasie wypadku, całkiem się już zrosła i nie irytuje miejscowych mięśni i tkanki.

          Nadal męczy mnie jazda samochodem. W to lato zrobiłem około 15.000 km wypożyczoną z Mzuri Dacią Sandero. Byłem nią w Monachium, dwa razy we Francji oraz sporo jeździłem we wrześniu po Polsce (m.in Gdynia, Szczecin, Wrocław, dwa razy Katowice). Nie męczy mnie ze względu na markę samochodu (Dacia jest zaskakująco wygodnym samochodem, może nieco przygłośnym, ale za to jeśli chodzi o “value-for-money” to w moim odczuciu w skali od 0-10, daje 14!), ale ze względu na stanie w korkach, szukanie miejsca parkingowego, w Szczecinie dostałem aż dwa mandaty – raz za to, że wróciłem 4 minuty po czasie, a drugi raz za to, że zapłaciłem w parkomacie za parking w strefie B, choć parkowałem w strefie A). Z miłą chęcią oddam samochód Mzuri i wyjadę z Polski na zimę:-)

  10. Ja obecnie jeżdżę autem a w lecie przesiadam się na rower. Ale powoli też zastanawiam się nad czymś szybszym od rowera i efektywniejszym od samochodu w korkach. Skutery jakoś mi sie nie podobają więc myślałem o motorze 125. Czemu tak dużo osób wybiera skutery, czy sa naprawdę lepsze na miasto? Do tego mysle że takie gleby jak Mzuri zaliczył można na motorze uniknac jak zrobimy prawko i kupimy coś w okolicach 250 ccm z ABSem

    1. Darko, drobne sprostowanie. Na szczęście to nie Mzuri zaliczyło glebę, tylko ja sam:-) Pomysł z ABS – słuszny. Może gdy będę zmieniał skuter to będą już wtedy dostępne z ABS i może nawet silnikiem elektrycznym:-)

      Czemu ludzie wolą skutery niż motory, nie wiem. Wiem dlaczego ja wybrałem. Bo były dostępne w wersji 50 cc bez potrzeby posiadania odrębnej kategorii prawa jazdy. Dziś można bez prawka jeździć większymi. Mój dealer skuterów ostatnio mnie nawet namawiał na model z większym silnikiem. Ale się nie zdecydowałem. W sumie wolę motorki nie rozpędzające się powyżej 60 km/h. Gdybym zaliczył glebę przy wyższej prędkości to pewnie mogłoby się to gorzej dla mnie skończyć. Uznałem, że dla mnie 50 cc jest w sam raz:-) Jedyny raz gdy żałowałem, że nie mam czegoś szybszego był w czasie jazdy na lotnisko w … Modlinie. Bo to aż 38 km od centrum Warszawy. Ale z drugiej strony, nie wiem czy jeszcze będę się kiedyś wybierał do Modlina – nie bardzo lubię linii, która stamtąd lata:-)

      1. Sławku, co to za model skutera? jeśli można oczywiście, też mi chodzi po głowie motor ale ścigacz, no ale na takim to sie łatwiej zabić niż na takim skuterze. Mój tata się wyłożył w swojej młodości i zaszczepił we mnie awersję do motorów. Ale jednak coś mnie ciągnie – ta oszczędność czasu no i te parkowanie 15-20min pod blokiem albo na zupełnie innej ulicy… :)

        1. Rafał, marka to Vespa, silniczek – 50 cc, kolor – … oczywisty:-) Przedtem jeździłem Piaggio, też 50 cc, ale czterosuw (teraz mam dwusuw) i jeździło nim się lepiej. No ale miał jedną poważną wadę – był żółty i przemalowanie na pomarańczowy nieco sytuację poprawiło, ale nie do końca. I stąd zmiana na pomarańczowy model:-))) Słabiej jeździ, ale ma bardziej radosny kolor:-)

  11. Co do Modlina, to tez się zgodzę – leciałem stamtąd raz i nigdy więcej.
    Ja raczej zdecyduję się na motor.. wygląd poważniej i robi lepsze wrażenie na płci przeciwnej :) A co do skuterów, to do mnie tylko przemawiają tzw trajki jak np Piaggo MP3 lub Yamaha TriCiti. Dwa koła z przodu dają dużo większą stabilność niż normalny skuter czy motor, poprawiają też znacznie hamowanie. No ale te maszyny kosztują już powyżej 10 tys Yamaha chyba ok 13 tys, ale są za to dużo wyższej klasy – mają ABS i silnik 125 cm3 czyli można bezpiecznie jechać po ulicach gdzie dozwolona prędkość to np 70-90 km.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.