Zimowanie w tropikach 2016/2017

Jestem znów w Polsce. Jest zimno, pochmurno, szaro-buro i deszczowo. Aż trudno uwierzyć, że ponoć  jeszcze tydzień-dwa temu temperatury sięgały tu 20 st C i nawet więcej. Mam nadzieję, że wkrótce powróci prawdziwa wiosna. Wróciłem z Kenii, gdzie właśnie zaczęła się pora deszczowa, więc w sumie szok termiczny mógłby być dla mnie jeszcze większy. W Nairobi temperatury spadły ostatnio do 20 st C.

Zakończyłem kolejne zimowanie w tropikach. Tym razem całą zimę spędziłem w Afryce. Moją bazą wypadową była Kenia. Z Polski wyleciałem na początku grudnia 2016 roku, czyli moje zimowanie tym razem trwało nieco ponad cztery miesiące. Podobnie jak w zeszłą zimę, którą spędziłem w Singapurze i na wyspie Hainan na samym południu Chin. Choć wtedy też sporo podróżowałem po krajach Azji Południowo-Wschodniej, to jednak tym razem moje zimowanie było jeszcze mniej stacjonarne. Dużo się działo:-)

– odbyłem dwie długie podróże „overland”. Pierwszą, 15-tysięcy kilometrową, z Kapsztadu do Nairobi w lutym/marcu oraz drugą – znacznie krótszą – z Dżibuti do Nairobi w marcu. Można by więc powiedzieć, że w tym roku przejechałem autobusami trasę Kapsztad – Dżibuti, a więc prawie klasyk Kapsztad – Kair:-)

– kibicowałem podczas Pucharu Narodów Afryki w Gabonie w drugiej połowie stycznia. Bardzo dobrze wspominam te mistrzostwa i postanowiłem, że już nigdy nie odpuszczę sobie PNA. Za dwa lata wybieram się do Kamerunu, za 4 – do Cote d”ivoire i za 6 lat – do Gwinei. Zapraszam do kibicowania ze mną, zwłaszcza do tych pierwszych dwóch krajów – wg mnie (i chyba nie tylko w mojej opinii, bo słyszałem podobne) Gwinea jest najbardziej ksenofobicznym krajem na świecie, więc Gwineę odradzam

– w sumie odwiedziłem w czasie tego zimowania aż 18 krajów Afryki (to aż 1/3 wszystkich krajów na tym kontynencie!). Niektóre wielokrotnie podczas tej podróży. Po kolei były to: Gambia, Senegal, Gambia, Etiopia, Kenia, Etiopia, Gabon, Etiopia, Kenia, RPA, Lesotho, RPA, Swaziland, Mozambik, Zimbabwe, Zambia, Malawi, Mozambik, Tanzania, Zanzibar, Tanzania, Burundi, Rwanda, Uganda, Kenia, Etiopia, Somaliland, Dżibuti, Etiopia, Kenia

– podczas tego zimowania wykrystalizował się też mój plan podróżowania na kolejne lata. Postanowiłem odwiedzić te wszystkie kraje świata, w których dotąd byłem tylko jeden raz. Tak powstał Plan 102, o którym napisałem na fridomii na początku lutego. Ze 102 krajów, które mam na liście krajów „do ponownego odwiedzenia”, 10 udało mi się już odwiedzić – Lesotho, Swaziland, Mozambik, Zambia (przypomniało mi się, że w Zambii już byłem wcześniej dwa razy, więc ten pobyt właściwie był moją trzecią, a nie drugą wizytą), Malawi, Burundi, Rwanda, Uganda, Somaliland oraz Dżibuti. Przed osiągnięciem swojego oficjalnego, ZUS-owskiego wieku  emerytalnego (w 2030 roku) planuję odwiedzić każdy kraj na świecie przynajmniej dwa razy:-)

– przepłynąłem łącznie ponad 50 km w basenie, głównie w moim hostelu YMCA w Nairobi, a także kilkaset metrów w basenie u mojej koleżanki z Polski – Iwony – w jej hotelu (gorąco polecam Hotel Sonrisa:-) w Mombasie

– odwiedziłem 7 parków narodowych w Kenii, w tym jeden – Marsabit – po raz pierwszy w życiu. Spędziłem w nich teraz łącznie 10 dni. Kilka lat temu oszacowałem, że spędziłem dotąd ponad 500 dni w parkach narodowych – liczba ta dalej rośnie:-) Co ważniejsze, dwa razy udało mi się zobaczyć trudne do zobaczenia „na żywo” lamparty – raz w Marsabit oraz kilka razy tego samego osobnika w Parku Aberdare. Co zaskakujące, tym razem ani razu nie udało mi się zobaczyć lwów ani gepardów, zwykle dość łatwych do upatrzenia kotków. W co jeszcze trudniej mi uwierzyć – nie widziałem też ani jednego gnu. Czuję pewien niedosyt. Mam zamiar za kilka lat kupić jakiś samochód terenowy, przyjechać nim do Kenii i spędzić kilka miesięcy podróżując tylko po parkach narodowych.

– dodałem Mozambik do mojej listy najbardziej ulubionych krajów na świecie. Największym odkryciem tego zimowania była dla mnie wysepka Ilha de Mocambique – bardzo urokliwe miejsce

– fajnie było odwiedzić po raz kolejny wioskę Jambiani na wschodnim wybrzeżu wyspy Zanzibar. Pierwszy raz byłem tam ponad 25 lat temu i zmiany, które tam zaszły są kolosalne. O tym też pisałem już na fridomii

– wzruszającym dla mnie powrotem do przeszłości (jeszcze dalszej) było moje spotkanie przy kawie z pewnym 86-latkiem, który w roku 1961 pomógł mojemu Ojcu w Kairze dostać stypendium do Polski. Gdyby nie on, być może dziś nie czytalibyście tego wpisu na fridomii:-)

– powrotów do przeszłości miałem podczas tego zimowania więcej. Odwiedziłem grób mojego Ojca oraz mojej Babci. Po sąsiedzku są też groby dwóch braci mojego Ojca, w tym grób Wujka Muriuki, który nieświadomie zainspirował mnie (gdy miałem 12 czy 13 lat) do tego by budować portfel mieszkań na wynajem. Owe mieszkania miały mi pozwolić przejść na wcześniejszą emeryturę gdy mój syn skończy 18 lat i to się wydarzyło.

– zacząłem też uczyć się języka Kikuyu, plemienia mojego Ojca. Ponoć posługiwałem się nim płynnie w wieku 4-6 lat, ale po powrocie do Polski w 1971 wszystko mi wyparowało. Doszczętnie. Teraz miałem ogromny ubaw przypominając go sobie

– wszedłem na Górę Kenia i po raz pierwszy odwiedziłem Mau Mau Caves, czyli jaskinie, w których w latach 50-tych ukrywali się partyzanci walczący o niepodległość Kenii spod brytyjskiego panowania

– po raz pierwszy w Kenii zrobiłem prezentację nt wolności finansowej. Dzięki niespodziewanemu i bardzo miłemu zaproszeniu ze strony Ambasady RP w Nairobi, moim audytorium była ponad setka kenijskiej młodzieży oraz kilkadziesiąt osób nieco starszych. Była to moja pierwsza prezentacja w … Afryce:-) Dotąd miałem okazję występować w wielu miastach w Polsce oraz kilku innych krajach Europy (m.in. Anglia, Szkocja, Irlandia, Niemcy, Austria, Norwegia), w Ameryce Północnej (Kanada), w Ameryce Południowej (Kolumbia – jedyne moje wystąpienie w języku hiszpańskim:-), w Azji (Singapur oraz Tajlandia), a nawet w Australii, ale – jak dotąd – nigdy w Afryce. Od teraz mogę się chwalić wystąpieniami na wszystkich zamieszkałych kontynentach:-)))

– uczestniczyłem też w dużym, dwudniowym seminarium poświęconym nieruchomościom w Afryce Wschodniej

– jednak prawie całkiem wyłączyłem się z tematu nieruchomości. Przez te ponad 4 miesiące, tylko dwa razy mieliśmy krótkie conf calle z Arturami, moimi przyjaciółmi i wspólnikami oraz prezesami Mzuri, dotyczące pewnych strategicznych tematów. W czasie mojej nieobecności Mzuri mocno się rozwinęło, m.in. przybyło nowych specjalistów oraz ponad 350 nowych jednostek pod naszą opieką. Kupiliśmy też 2-3 kamienice. Mzuri CFI 1 zakończyło projekt renowacji kamienicy przy ul Targowej w Łodzi. Mzuri CFI 2 wypłaciło udziałowcom pierwsze dywidendy. Udoskonaliśmy wiele procedur by ciągle poprawiać jakość obsługi. I wszystko to się działo bez mojego aktywnego udziału. Powoli staję się totalnie zbędny dla naszej Firmy, co jest dla mnie kolejnym źródłem dużej satysfakcji

– będąc w Kenii wyrobiłem sobie nowy paszport oraz nowy dowód osobisty. Ponieważ poprzedni  gdzieś mi się w Polsce zawieruszył i nie pamiętałem nawet jego numeru, to z nowym dowodem miałem trochę przygód. Przy okazji mogłem zweryfikować na ile zmieniła się (lub nie) kenijska biurokracja

– miałem też czas na wiele spotkań z rodziną. W sumie odwiedziłem cztery ciotki oraz spotkałem się z 20 kuzynami, czyli mniej więcej z połową mojej kenijskiej rodziny:-) Jeśli by wliczyć też moich bratanków, siostrzenice, itp. to pewnie nie udało mi się spotkać nawet 1/5 mojej rodziny. O dalszych krewnych nawet nie wspominając:-) Z jedną z kuzynek – córką Wujka Muriuki – nie widziałem się ponad … 30  lat. Przez wiele lat mieszkała w Kanadzie, a teraz od wielu lat mieszka w Ugandzie, więc za każdym razem gdy ja przyjeżdżałem do Kenii, to jej akurat nie było, i na odwrót.

– spotkałem też kilkudziesięciu Kenijczyków, którzy studiowali w Polsce. To zawsze bardzo miłe i sympatyczne dla mnie spotkania. Nie ma końca wspomnieniom, żartom, wzajemnym docinkom, przypominaniem sobie ciężkiego życia w Polsce u schyłku komunizmu, gdy półki w sklepach świeciły totalną pustką, gdy kupno czegokolwiek graniczyło z cudem, gdy nic w Polsce nie działało tak jak powinno, gdy Polska była słabiej rozwinięta instytucjonalnie niż Kenia

– jeden z moich kenijskich przyjaciół – Milo – kilka razy zabrał mnie do klubu golfowego, którego jest członkiem. Spacerowałem sobie z nimi po polu i przyglądałem się ich uderzeniom (tzw drive’om, put’om, pat’om, itd.), podziwiając jednocześnie piękno kenijskiej przyrody. Poznałem wielu jego golfowych kolegów (oraz koleżanki), poznałem nieco świat golfa z jego czasami dziwacznymi regułami oraz bardzo specyficzną etykietą. Choć golf pozytywnie mnie zaskoczył, to na razie – pomimo namów Milo, jego przyjaciół, a nawet kapitana Klubu Golfowego – nie dałem się skusić. Może zacznę grać gdy już będę miał może kiedyś dość podróżowania i zechcę sobie kupić dom gdzieś w Kenii, Hiszpanii, na Wyspach Kanaryjskich lub na Florydzie? Jeśli rzeczywiście miałbym kiedyś dość podróżowania, to może kupię sobie dom przy polu golfowym… Będę mógł wtedy skupić się na poprawianiu mojego golfowego handicap’u:-)

– nawiązałem też dziesiątki (a może nawet setki) nowych znajomości. Niektóre bardzo przelotne, inne może przetrwają próbę czasu. Poznałem wielu ciekawych Afrykańczyków z różnych krajów i plemion, ale też turystów, wolontariuszy, dyplomatów, a także przedstawicieli „najmniejszych lokalnych plemion”, czyli wnuków i prawnuków Białych osadników w Kenii czy w Zimbabwe

– odbyłem wiele setek ciekawych rozmów i bardzo wiele nowego nauczyłem się o życiu

– jednocześnie zaliczyłem zero dni choroby. Jedynie przez kilka dni pobytu w Tanzanii miałem lekki katar (chyba od klimatyzacji), ale bez gorączki. Przez kilka dni podróży w Etiopii dużo kasłałem – kupiłem sobie nawet syrop, czego zwykle nie robię. Raz w RPA złapało mnie rozwolnienie, co przy częstym stołowaniu się w przydrożnych barach, ze słabymi standardami czystości i higieny gdzieś na afrykańskim pustkowiu, poczytuję jako miłą niespodziankę. W wieczór wyjazdu z Kenii przeziębiłem się od klimatyzacji w samochodzie żony Milo (podwoziła mnie na lotnisko) i teraz mam katar. Ale poza tym, zdrów jak ryba, pomimo jedzenia „co popadnie” i spania „gdzie popadnie”

– zaliczyłem też zero strat. Żadnych kradzieży, zgub, stłuczek, zniszczeń, zagrożeń, itp. Potwierdza to moją tezę, że podróżowanie wcale nie jest tak niebezpieczne jak ludziom się powszechnie wydaje. Nie zawsze to co ludzie uznają za „oczywistą oczywistość” jest … prawdą

– raz zmokłem. I to dość porządnie, na granicy Mozambiku i Tanzanii. Prawdę mówiąc, wolałbym częściej, biorąc pod uwagę skalę suszy panującej obecnie w dużej części Afryki

– o ile podczas ubiegłorocznego zimowania w Singapurze moim owocem numer jeden był durian (jadłem go prawie codziennie, aż zakończył się sezon na te owoce), to tym razem owocem tego zimowania jest mango. Zjadłem setki kg tego owocu – mojego ulubionego – również bezpośrednio z plantacji Milo. Te były najbardziej słodkie. Niestety sezon na mango też się skończył przed moim wyjazdem z Kenii

– dzięki spędzeniu setek godzin na dworcach autobusowych (w oczekiwaniu na to, by autobus wypełnił się pasażerami), w samych autobusach, dzięki przeprowadzeniu setek rozmów i porównywaniu ze sobą 18 krajów, miałem mnóstwo czasu  oraz okazji do refleksji. Mam wiele obserwacji dotyczących problemów rozwojowych Kenii oraz Afryki. Kto wie, może kiedyś zrobię z nich pożytek dla mojej drugiej ojczyzny

 

Choć nie udało mi się zrealizować całego swojego planu  – m.in. odwiedzić Mogadiszu, Mayotte, zdecydowanie zbyt mało czasu zostało mi na naukę języka Kikuyu, nie udało mi się skończyć pisania mojej najnowszej książki ani rozpocząć pisania kolejnej, niestety nie nauczyłem się zrzucać zdjęć z aparatu na komputer by okrasić zdjęciami moje wpisy na fridomii – to zimowanie 2016/2017 uznaję za bardzo udane. Może nawet lepsze niż zeszłoroczne choć i z tamtego byłem i nadal jestem bardzo, bardzo zadowolony.

Spodziewam się, że kolejne zimowanie będzie tak samo udane. Wybieram się do Nowej Zelandii, Australii oraz na wiele wysp Południowego Pacyfiku. W tzw międzyczasie, wyskoczę też w lutym 2018 roku (brrr, będzie zimno!) do Korei Południowej by kibicować podczas Zimowej Olimpiady. Będzie się działo:-)

Dosłownie przed minutą wyszło w Warszawie, zza grubej powłoki ciężkich, szarych chmur, słoneczko. Jak mówią Kikuyu – „Utoro ni muthaka”. Życie jest piękne:-)

Zdrowych, Wesołych, słonecznych Świąt!!!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

12 Responses

  1. Witaj Sławku ponownie na polskiej ziemii,

    mając tak zgraną i wyjątkową Ekipę, faktycznie możesz spokojnie podróżować po Świecie.

    Wszystkiego co najlepsze życzę Tobie i Twojej Rodzinie.
    Spokojnych Świąt Wielkanocnych.

    1. Andrzej, masz rację, Ekipa Mzuri jest wyjątkowo udana. Jestem im wszystkim bardzo wdzięczni za to, że są i za to, że tak się angażują w budowę naszej wspólnej Firmy. Czuję, że udało nam się stworzyć optymalny biznes modelowy i ludzie dobrze się odnaleźli w tym modelu.

      Dzięki też za miłe życzenia Świąteczne, które pragnę odwzajemnić z całą serdecznością i życzliwością. Wszystkiego Naj, Naj, Naj!

  2. Oj Slawku pojezdzil bym tak choc przez 2-3 miesiace :)) Moj najdluzszy wypad turystyczny to 5 tygodni ,daleka Rosja przez Tadzykistan,Uzbekistan,Pakistan,Afganistan i okolice ale to bylo dobre 20 lat temu :( Nic tylko pozazdroscic. Rowniez zycze wszystkim udanych SWIAT !!!!!

    1. Kuba, nie ma czego zazdrościć. 20 lat temu moje ulubione “Stany” musiały wyglądać zupełnie inaczej niż dziś. Ja już tego nie zobaczę, bo czasu nie da się cofnąć:-) Ale nie zazdroszczę, tylko cieszę się, że Ty zdążyłeś to zobaczyć:-) Może kiedyś odwiedzisz je po raz drugi i opowiesz nam wszystkim o tym co się najbardziej zmieniło w tamtych okolicach…

  3. Miło to czytać :) Trzymam kciuki za rozwinięcie pomysłów z pożytkiem dla drugiej ojczyzny. Afryka potrzebuje takich organizatorów.

    1. Przemek, dzięki za wychwycenie tego wątku z mojego przydługiego podsumowania. Wątek ten jest dla mnie bardzo ważny, mam w sobie sporo ze społecznika, który nie akceptuje, że coś nie działa, tylko chce to coś zmienić, poprawić. Mam już wiele pomysłów na praktyczne działanie, ale czuję, że jeszcze nie dojrzałem do tego by je podjąć. Gdy będę gotów, to podzielę się moimi pomysłami, licząc na to, że może ktoś spośród Fridomiaczek i Fridomiaków zechce mnie w realizacji tych pomysłów wesprzeć.

      Może taką okazją do wspólnych rozmów będzie nasz wspólny wyjazd do Kenii w 2022 roku? A może moja niecierpliwość weźmie górę i zacznę coś działać przed tym terminem? Sam nie wiem. Czuję, że chyba będę musiał pojechać jeszcze z raz czy dwa do Afryki i przekonać się czy moje pomysły mają szansę się sprawdzić w praktyce…

  4. Sławku, ja też mam w sobie coś ze społecznika. A że Afryka mi chodzi po głowie od małego jako kontynent, na którym chciałbym coś zmienić na plus, toteż wątek ten od razu rzucił mi się w oczy.

    I też zbierają mi się różne luźne pomysły na temat tego, co można by zrobić. Mam takie poczucie, że za jakiś czas będzie okazja by o tym bliżej porozmawiać, a może i połączyć siły. Kto wie? :)

    1. Przemku, super, mam nadzieję, że będziemy wspólnie działać na rzecz pozytywnych przemian w mentalności mieszkańców Kenii:-)

    1. Robert, dla mnie w tym zestawieniu pewną nowością jest odkrycie tego, że obywatele Korei Północnej mogą bez wizy wjechać aż do 41 krajów:-) Oczywiście zwykli obywatele pewnie nie mają paszportów, więc możliwość ta dotyczy pewnie tylko i wyłącznie polityków i szpiegów:-)

Skomentuj Robert Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.