Podróż Koleją Trans-Syberyjską

Przejazd koleją trans-syberyjską (KTS) był jednym z moich podróżniczych celów od bardzo dawna. Ziścił się dopiero niedawno. Podróż z Ułan Bator przez Pekin do Korei Północnej i potem z Pyongyang pociągiem do północnych Chin oraz dalej autobusem do Władywostoku, a potem całą długością KTS do Moskwy spełniła moje oczekiwania z nawiązką. Ale nie zaspokoiła, a jedynie pobudziła mój apetyt na Syberię. Choć jest to kraina zimna, surowa, niełatwa w penetracji, to postanowiłem, że jeszcze tu nie raz, nie dwa wrócę.

Syberia w liczbach

Syberia to ogrom obszaru Rosji, który zaczyna się na wschód od Gór Uralu, a dokładniej rzecz biorąc na kilometrze 2102 na wschód od Moskwy i około 300 km na wschód od Jekaterynburga. Syberia ciągnie się jeszcze przez kolejnych 10 tyś kilometrów, pokonując 8 stref czasowych i jedną trzecią półkuli północnej. Zajmuje 1/12 powierzchni lądu na Ziemi. Gdyby nawet Syberia odłączyła się od Rosji, i tak byłaby największym krajem na świecie. Z powierzchnią blisko 13 milionów km kw. jest większa niż USA z Alaską i Europa Zachodnia razem wzięte. Kiedy słońce wschodzi nad Uralem, zachodzi nad Morzem Beringa.

Mi udało się odwiedzić zaledwie kilkanaście miast leżących na jej południowym skraju. Ussuriysk, Władywostok, Chabarowsk, Ułan-Ude, Irkuck, Krasnojarsk, Tomsk, Nowosybirsk, Ekaterynburg, Vladimir, Souzdal  i Moskwę (te cztery ostatnie już oczywiście nie są na Syberii). O wielu miasteczkach, w których dzięki półgodzinnemu postojowi pociągów zdążyłem wyjść na ulicę lub plac przed budynkiem dworca, nawet nie wspomnę. Na mapie Rosji, Kolej Trans-Syberyjska przypomina hamak rozciągnięty pomiędzy St Petersburgiem i Władywostokiem, podtrzymujący ogromną Syberię od dołu.

Syberia to azjatycka część Rosji. Rosyjski podbój Syberii rozpoczął się w XVI wieku. W 1582 roku banda Kozaków, pod przywództwem atamana kozackiego Jermaka, mająca ciche wsparcie Cara Iwana Groźnego, przeprawiła się łodziami przez Ural i złupiła gród tatarski, ośrodek chanatu syberyjskiego. Przez trzy lata kampanii finansowanej przez zamożny ród kupców Stroganowów, którzy chcieli rozszerzyć swoją działalność na wschód, z niespełna tysiącem ludzi ataman rozbił Chanat Syberyjski. Stolicą rosyjskiej Syberii stał się Tobolsk i pozostał nią aż do 1824 roku.

Pochód Rosji w głąb Azji stawał się coraz bardziej nieubłagany. Dochody z handlu futrami szły wprost w ręce cara. Kozacy wykorzystywali posiadanie broni palnej oraz plemienną niezgodę w iście imperialnym stylu. W 60 lat po śmierci Jermaka, Rosjanie zagarnęli całą Syberię i stanęli nad brzegiem Oceanu Spokojnego. W latach 60-tych XVII wieku od Uralu aż po Pacyfik ciągnął się Wielki Trakt (poprzednik Kolej Trans-Syberyjskiej). Podróż nim wozem albo saniami zajmowała nawet … rok! Kiedyś to byli prawdziwi podróżnicy, nie to co my terazJ. Przykładowo sławny rosyjski pisarz – Anton Czechow – zaprzęgiem konnym wybrał się ponad 100 lat temu aż na Sachalin!

Ale wracając jeszcze do azjatyckości Syberii. Granica pomiędzy Europą i Azją jest bardzo umowna. O ile w Stambule rysuje się ona dość klarownie, o tyle dalej na północ wyznaczono ją wzdłuż pasma gór Ural, które wydają się być zbyt niskim wypiętrzeniem terenu by wyznaczać granicę czegokolwiek, a co dopiero granicę dwóch kontynentów.

Długość KTS z Władywostoku do Moskwy to aż 9.288 km. Pociąg non-stop jedzie ponad 6 i pół dnia! Czyli prawie tydzień. To tak jakby w ciągu 6,5 dnia odbyć aż 70 podróży na trasie Warszawa – Łódź, czyli po 10 przejazdów każdego dnia. Ale tak naprawdę moja podróż była jeszcze dłuższa jeśli wziąć pod uwagę przejazd na trasie Ułan Bator – Władywostok oraz – kilka tygodni później – przejazd pociągiem na trasie Moskwa – Kijów oraz autobusem na trasie Kijów – Warszawa (pociągi były wszystkie zarezerwowane).

Krajobrazy i ludzie

Syberia to przede wszystkim niesamowite krajobrazy oraz bardzo mili i otwarci ludzie. By przeżyć na Syberii, ludzie nauczyli się współpracować, troszczyć o siebie wzajemnie i dziś nadal to czuć w ich podejściu do drugiego człowieka. Gościnność, otwartość, chęć do niesienia pomocy. Ludzie nawet nie pytani, sami oferują swoją pomoc. Młoda kierowniczka banku we Władywostoku, którą zagadnąłem w jakiejś restauracji zorganizowała mi przewodnika – pracownika swojego banku. Od jednej z kierowniczek kolejki górskiej – można nią wjechać na górę, z której rozpościera się widok na cały Władywostok z wieloma zatokami, mostami, kościołami i wieżowcami – choć rozmawialiśmy ze sobą pewnie nie dłużej niż 3 minuty, dostałem w prezencie magnes na lodówkę ze zdjęciem owej kolejki. Ludzie, których pytałem o drogę sami zbaczali z własnej by mi potowarzyszyć. Współpasażerowie w pociągu częstowali mnie jedzeniem i piciem, podpowiadali mi co mam robić w danym miejscu i czasie. No i prowadziłem długie rozmowy o życiu z wieloma z nich. Ze względu na naturalną otwartość oraz może po trosze po to by zabić nudę (choć ja wcale się nie nudziłem) długiej podróży, opowiadali mi o swoim życiu z wieloma szczegółami, którymi my w Polsce pewnie nie chcielibyśmy się dzielić z nieznajomymi, a nawet ze znajomymi.

Krajobrazy? Bardzo malownicze, dziewicze, a teraz na jesieni – dodatkowo bardzo kolorowe. Piękna polska jesień tylko w gigantycznym powiększeniu, na skalę x 100. Niby jednostajna, monotonna, ale jednak bardzo zmienna. Raz sawanna jak w Kenii (minus rozłożyste akacje oraz żyrafy i zebry), raz pustkowie porośnięte trawą jak w Bieszczadach. Przez doskonałą większość drogi – tajga po obu stronach torów kolejowych. Teren w większości pofałdowany.  Z rzadka jakaś wioska lub osada – na wschodnim odcinku KTS, nasz pociąg zatrzymywał się nawet na takich mikro-stacjach. Była okazja spokojniej się przyjrzeć powolnemu tempu życia na syberyjskiej prowincji. Pięknie zdobione, nieduże drewniane domki. Często okna, okiennice lub całe fasady pomalowane bardzo żywymi kolorami. Nawet w małych miasteczkach sowieckie bloki mieszkalne, takie jak wszędzie było dużo. Ale również … drewniane bloki; takich wcześniej nigdy nie widziałem. We wschodniej części nie widziałem żadnych upraw, nie licząc małych ogródków przy daczach (zastanawiałem się po co komuś mieszkającemu na wsi potrzebna jest daczaJ)

Pociąg często jedzie wzdłuż malowniczych, krętych rzek. Podąża wraz z nimi wąwozami. Wiele rzek jest zaskakująco ogromnych i nie mówię tu o tych najbardziej znanych typu Amur, Angara, Jenisej, Ob czy Wołga. Przekracza się je ogromnymi mostami. Trasa wiedzie również wśród jezior oraz niezliczonych mokradeł i bagien. Słońce wschodzi i malowniczo zachodzi. Cały czas coś się dzieje za oknami pociągu.

Ponieważ na całej trasie KTS biegną najczęściej dwie pary szyn (podwójne tory), to co chwilę nasz pociąg mija się z pociągiem pasażerskim lub towarowym jadącym w przeciwnym kierunku. Na niektórych odcinkach mijamy pociąg dosłownie co 2-3 minuty – tak duży jest tam ruch pociągów.

Jakość pociągów

Jeśli chodzi o pociągi pasażerskie, to im niższy jest numer pociągu, tym wyższa jego jakość. Teoretycznie. Pierwszym pociągiem do jakiego wsiadłem na rosyjskiej trasie podróży KTS był pociąg firmienny (najwyższa kategoria) o numerze 001 „Rossiya” na trasie Władywostok-Moskwa (ja jechałem nim zaledwie 13 godzin do Chabarowska). Był dużo lepszy niż się spodziewałem – czyste toalety, schludny wagon, czysta pościel, itp.), ale wcale nie tak dużo lepszy od kolejnych pociągów, które łapałem. Kolejny – jeśli dobrze pamiętam o numerze 099 – był nawet fajniejszy.

Najlepszy skład trafił mi się na trasie Ekaterynburg-Vladimir. Nowe wagony – czysto, schludnie. Toalety były o wiele czystsze niż te w samolotach najlepszych linii lotniczych. No i oczywiście o wiele przestronniejsze. W jednym z wagonów była nawet możliwość wzięcia prysznica za dodatkową, niedużą, opłatą. Piszę tak wiele o toaletach, bo to była moja największa obawa przed tym wyjazdem. Mam nieco bzika na punkcie czystości toalet i widzę ogromną poprawę w tym aspekcie w stosunku do moich dawnych doświadczeń z pociągowymi toaletami.

Najgorszy skład trafił mi się na trasie Moskwa – Kijów. Pociąg był mołdawski, jechał do Kiszyniowa. Konduktor był łapownikiem. Trafiłem do niego poprzez jakąś kobietę, która podeszła do mnie gdy stałem na Dworcu Kijowskim w Moskwie w bardzo długiej i wolno poruszającej się kolejce do kasy biletowej. Zaoferowała, że pomoże mi kupić bilet w automacie biletowym. Zapłaciła za bilet swoją kartą ze zniżką, a ja jej miałem zwrócić gotówkę (nieco mniej niż bilet kosztowałby w kasie). Okazało się, że zapłaciła za przejazd tylko do Brańska (na granicy z Ukrainą), a od granicy jechałem już na gapę. Oczywiście Nadia oddała konduktorowi połowę różnicy w cenie biletu.

Maksim, bo tak się nazywał provodik tego wagonu, był leniwy. To w jego wagonie trafiłem na najbrudniejsze toalety. Na całej długości wagonu leżał wąski dywanowy chodniczek, a na nim coś w rodzaju prześcieradła na całej długości wagonu. Oba wyglądały mało świeżo. W RŻD (rosyjskie koleje) na szczęście już chyba dawno odeszli od wystroju chodniczkowego i dzięki temu dużo łatwiej jest provadnitsom utrzymać czystość wagonu.

Dodatkowo, z samego rana, a chyba jeszcze nad ranem, zaczął się w naszym wagonie i w całym pociąg regularny handel obnośny – słodycze, napoje, pasuda (czyli garnki, talerze, kieliszki), kożuszki, elektronika, zabawki, już nie pamiętam co jeszcze. Handlarze wparowali do wagonu jak wygłodniałe wilki. Specjalnie robili dużo hałasu by nas rozbudzić, bo śpiąc nie dawaliśmy im okazji do zarobku. Ja w ogóle nie zainteresowałem się ich ofertą, a biorąc pod uwagę ich chamstwo nie kupił bym od nich niczego, nawet jeśli bym tego czegoś bardzo potrzebował. Ale moi współpasażerowie niestety kupowali. Jakiś facet kupował wszystko jak leci wbrew protestom żony, że po co im kolejny kryształowy wazon w domu lub kolejny koc czy pled. Nie wiem na czym dokładnie polegała ich relacja, bo on jakby kupował jej na złość, ale co ciekawsze to ona trzymała kasę i to ona płaciła kolejne tysiące rubli.

Provadnitsa

Wspomniałem o tym, że Maksim był prowadnikiem, ale faceci w tym zawodzie to w dzisiejszej Rosji rzadkość. Provdnitsa to przedziałowa – bardzo ważna funkcja. Wpuszcza do przedziału. Jeszcze na peronie sprawdza bilety oraz paszporty lub dowody osobiste. Przy każdym postoju pociągu na stacji, staje na peronie – w nienagannym mundurku wraz z furażerką albo czerwonym berecie na głowie. Taki rząd provadnits stojących wzdłuż całej długości pociągu sprawia wrażenie strażniczek więziennych pilnujących swoich podopiecznych.

Provadnitsa pilnuje też porządku w środku wagonu. Pilnuje by każdy zajął właściwe miejsce. Rozdziela pościel. Zapewnia gorącą wodę w samowarze, może też zrobić herbatę lub kawę. Sprzedaje produkty spożywcze, środki czystości. Wzywa policję do pijanych pasażerów. Ale też dwa razy dziennie pucuje wagon. Zamiata podłogę miotełką moczoną w wiadrze by zminimalizować pył. Potem ze szmatką na kiju zmywa na mokro podłogę w całym wagonie. Czyści też toalety. W wolnych chwilach ściera też kurze z siedzeń pasażerów, z oparć, z ram okien.

Dwoi się i troi. Ciężka robota. Pracują we dwie – każda po 12 godzin. Gdy jedna jest na dyżurze, to druga odsypia w specjalnym przedziale. Czasami zdarza się, że jeśli któraś zachoruje, to we trzy obsługują dwa wagony i wychodzi im wtedy pracy po 16 godzin na dobę. A pracują przez 15 dni – droga z Moskwy do Władywostoku i z powrotem, z jednodniowym postojem we Władywostoku, właśnie tyle im zajmuje. Dopiero po powrocie do Moskwy mają 2 tygodnie przerwy od pracy. Czasami tylko tydzień.

Provadnitse zarabiają niewiele bo najmłodsze tylko RUR 25.000 (PLN 1600) miesięcznie, a najbardziej doświadczone ok RUR 40.000 (PLN 2.500). I to pewnie dlatego nie ma wśród nich wielu mężczyzn – ci by nie chcieli aż tak harować za tak niskie wynagrodzenie.

Kilometr 1965

To co pozwala się zorientować w środku Syberii gdzie tak naprawdę się w danym momencie znajdujemy, to znaki umieszczone wzdłuż całej długości KTS. Takich charakterystycznych znaków kilometrów jest wiele, prawie 100 tysięcy. Co 100 metrów stoi niski słupek z czarną cyfrą namalowaną na białym tle podającą odległość. Co 10 słupków, stoi na około 1,5-metrowym słupku znaczek z liczbą kilometrów liczonych od punktu zero, którym jest dworzec kolejowy … w Moskwie. Te niskie słupki (mają chyba po ok 40 cm wysokości) w zimie są chyba niewidoczne – znikają pod zwałami śniegu. Ciekawe czy kolejarze zapewniają widoczność tych wyższych słupków, odliczających kilometry. Muszę tu kiedyś przyjechać zimą:-)

Kilometr 0 – wyjazd z którejś z moskiewskich stacji kolejowych – Dworzec Jaroslavsky albo Kazansky albo Kursky (pociągi z wielu moskiewskich dworców jadą na wschód, również ten Daleki)

Kilometr 956 – Wyatka to najbardziej na północ wysunięte miasteczko na trasie KTS

Kilometr 1965 – Nic szczególnego, oprócz tego, że to rok moich urodzin. Na południu tajga, na północy tajga, takie same jak ciągną się setkami kilometrów. Może oprócz tego, że akurat w tym miejscu jest jakaś nieduża dolina, jakieś małe jeziorko.

Kilometr 2102 – oficjalny początek Azji

Kilometr 3330 – przekraczanie rzeki Ob

Kilometr 3932 – półmetek trasy Moskwa – Beijing (przez Ułan Bator)

Kilometr 4501 – półmetek tej samej trasy (przez Chita)

Kilometr 4644 – półmetek trasy Moskwa – Władywostok

Kilometr 5087 – wioska Połowina, czyli dawny półmetek powyższej trasy (nim wybudowano krótszą trasę)

Kilometr 5185 do 5321 – najpierw widok na Bajkał z wysokości pobliskich gór, a po kilku dramatycznych zygzakach torów i zjeździe na dół, jazda wzdłuż wód Jeziora (czasami w odległości zaledwie kilu metrów od fal rozbijających się o kamienne brzegi.

Kilometr 5352 do 5561 – ponad 2,5 – 3 godziny jazdy wzdłuż brzegów Jeziora Bajkał. Jest ono zaskakująco ogromne. Warto zarezerwować sobie miejsce przy oknie po lewej stronie pociągu (lub po prawej stronie jeśli jedziesz z Władywostoku do Moskwy, czyli na zachód)

Kilometr 7079 – pociąg wyjeżdża z Terytorium Zabajkalskiego i wjeżdża do Regionu Amurskiego, co oznacza koniec Syberii i początek rosyjskiego Dalekiego Wschodu. W praktyce nie zauważysz żadnej różnicy, bo geograficznie rzecz biorąc rosyjski Daleki Wschód jest integralną częścią Syberii.

Kilometr 9288 – koniec (lub początek) podróży na stacji we Władywostoku

Historia

Dla nas, a także dla wielu Rosjan, a także obywateli innych narodów, Syberia ma też bardzo bolesne konotacje. To tutaj zsyłano każdego kogo bolszewicy uznali za wrogów komunistycznej rewolucji. Zsyłano ich do katorżniczej pracy ponad siły w kopalniach, gdzie zajmowali się nie tyko ręcznym urobkiem węgla, ale też własnymi siłami wypychali na powierzchnię wózki z węglem, które potem – również ręcznie – przeładowywali na wagony kolejowe.

Oprócz tej katorżniczej pracy, zapewniano im też głodowe racje żywnościowe, a spać musieli w szałasach lub lepiankach, bardzo słabo chroniącymi przed bardzo surową zimą. Ludzie padali jak muchy – rzadko który był w stanie przetrwać w tych ciężkich warunkach więcej niż kilka tygodni lub miesięcy.

Ponieważ ziemia była totalnie zmarznięta przez większość roku, to zmarłych składowano – jeden na drugim – gdzieś za wioską tylko po to by pochować ich w zbiorowych mogiłach z przyjściem lata oraz odtajania ziemi. Kobiety gwałcono, mężczyzn bito. Nikt nie mógł być pewien czy następnego dnia nie zostanie rozstrzelany z byle powodu lub nawet bez powodu. Oprócz terroru fizycznego, stosowano również terror psychiczny, zadając ludziom mnóstwo cierpienia. Zupełnie niepotrzebnego cierpienia.

Spodziewam się, że przy budowie KTS (początki siegają XIX wieku) też musiało zginąć wielu robotników, żołnierzy, skazańców. Czy ich ciała też przysypywano po prostu kamieniami, z których robiono potem nasypy kolejowe? Perspektywa tego, że w tej chwili pociągi suną po grobach poległych przy budowie magistrali ludzi nieco mnie przeraża i mocno przygnębia. Mam nadzieję, że tak nie jest, ale biorąc pod uwagę lekkie niegdyś podejście Rosjan do życia ludu, wcale tego nie wykluczam.

Syberia to również historia wielu grandioznych fantazji i pomysłów na styku nauki i fantastyki. Może ktoś z Was pamięta głośny w latach 80-tych pomysł by odwrócić bieg syberyjskich rzek i skierować je z Oceanu Arktycznego do nawadniania ziem Azji Środkowej i podwyższenia poziomu wody w Jeziorze Aralskim? Był też pomysł wykorzystania sztucznego światła by zwiększyć płodność lisów, norek i świń. Energia jądrowa miała być źródłem ogrzewania dla ogromnych połaci Syberii dzięki czemu miała się stać „idealnym miejscem do zamieszkania” dla ludzi. Był też pomysł by stopić wieczną zmarzlinę wykorzystując kontrolowaną energię jądrową. Proponowano też by spalać węgiel pod ziemią i stamtąd zasilać turbiny hydroelektryczne. Był też pomysł napędzania elektrowni parą z wulkanów na Kamczatce. Albo pomysł stosowania działa hydrodynamicznego do rozcinania twardej ziemi, pozwalające w kilka godzin odsłonić pokłady węgla. Albo inny plan – budowy arktycznego miasta z własnym, sztucznie wytworzonym mikroklimatem. Wszystkie te plany i pomysły miały wiele cech wspólnych – były wizjonerskie, chodziło w nich o to by w jak największym stopniu wykorzystać potencjał bogactw Syberii, były potencjalnie bardzo szkodliwe dla środowiska nie tylko samej Syberii, ale też całego globu, ogromnie kosztowne do realizacji i na szczęście – wszystkie porzucone.

Nuda?

Dzięki odmierzaniu przebywanych kilometrów, czytaniu w przewodniku o kolejnym odwiedzanym mieście, dzięki rozmowom ze współpasażerami lub ich cichym obserwowaniem lub przysłuchiwaniem się ich rozmowom, dzięki temu, że trzeba pójść do samowaru zrobić sobie herbatkę lub nalać wrzątku do chińskiej zupki oraz – co najważniejsze – dzięki ciągłemu obserwowaniu tego co dzieje się za oknami pociągu wcale, ale to wcale się nie nudziłem. Pomimo ponad 250 godzin spędzonych w pociągach i w autobusach, ani przez chwilę się nie zdrzemnąłem w trakcie dnia, ani przez chwilę nie pomyślałem, że mam dość, ani przez chwilę nie poczułem się znudzony.

Wręcz przeciwnie. Nie miałem czasu czytać. Przywiozłem ze sobą – jak się okazało zupełnie niepotrzebnie – sporo książek. Nie miałem czasu pisać do siebie pocztówek. Nie miałem czasu pisać kolejnej książki (jej zarys przygotowałem sobie jeszcze przed wyruszeniem w podróż). Nie miałem czasu na nic innego niż na oddawanie się przyjemności podróżowania:-) Poza stacjami kolejowymi lub hostelami, w których nocowałem, nie miałem też dostępu do internetu. Zdarzało się, że nawet przez trzy kolejne dni nie zaglądałem do swojej poczty mailowej. I wcale mi tego nie brakowało.

Syberia pomaga się totalnie zrelaksować. Sprzyja też refleksjom nad życiem – tym przebytym do tej pory i tym przed Tobą. Refleksjom nad pięknem życia oraz bogactwem natury. Zainspirowany spotkaniem z doskonale wyglądającą, silną fizycznie i bardzo sprawną umysłowo 77-latką, postanowiłem sobie zrobić wizję tego kim chciałbym być w wieku 77 lat – zrobiłem sobie strategię na kolejne 25 lat. Teraz nie pozostaje mi nic innego jak zacząć ją wdrażać w życie:-)

.-.-.-.-.-.-..-.-.-.-.-.-.-..-.–.-.-.-.-.-.-.-.-.-..-

Sorry, wiem, że ten wpis wyszedł mi strasznie długi. Z drugiej strony, o wielu aspektach podróży nawet nie wspomniałem. Na przykład o tym, że tym razem spotkałem w Rosji co najmniej kilka osób inwestujących w najem:-) Jeśli macie jakieś pytania, to oczywiście bardzo chętnie odpowiem.

Jak zwykle, nie robiłem żadnych zdjęć. Podsyłam za to linka do ciekawych zdjęć moskiewskiego metra, którym miałem ponownie okazję jechać kończąc swoją podróż KTS. Co za zbieg okoliczności!!! Jadąc z dworca autobusowego (przyjechałem do Moskwy autobusem z Vladimira), na Dworzec Kijowski miałem okazję zobaczyć kilka ze wspomnianych w reportażu stacji:-) Oto link: http://podroze.onet.pl/ciekawe/metro-w-moskwie-ciekawostki-historia-co-zobaczyc/1jnftr

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

16 Responses

  1. Może kiedyś się wybiorę w taką podróż śladami mojego dziadka zesłanego na Syberię w 1944 roku za działalność w AK. Trafił w okolice Krasnojarska, 2 lata katorgi w kopalniach. Na szczęście przeżył, wrócił po 2 latach ważąc 40 kg przy ponad 1,8m wzrostu… Straszne rzeczy tam się działy – przetrzymywanie zmarłych żeby choć przez kilka dni dostać ich racje żywnościowe, owczarki kaukaskie rozszarpujące jeńców… Dziś chętnie posłuchałbym jego opowieści, niestety zmarł gdy byłem dzieckiem :( Zresztą niewiele podobno o tym mówił nie chcąc narażać rodziny – za komuny to był temat zakazany, zresztą tak samo jak Katyń.

    1. Marek, będzie to dla Ciebie z pewnością bardzo ciężka emocjonalnie podróż. Nawet dla mnie wspomnienie tamtych zbrodni było bolesne, choć nie wiadomo mi o tym by ktokolwiek z mojej rodziny tam trafił i choć nie odwiedziłem żadnego z dawnych obozów pracy. Podobno część z porzuconych obozów można bez problemu odwiedzić – nikt nie usunął śladów zbrodni, które zupełnie bezsensownie pochłonęły życia dziesiątek milionów niewinnych ludzi, głównie Rosjan, ale też Polaków oraz osób innych narodowości.

  2. Wow! Bardzo ciekawy i zachęcający do podróży wpis! Nigdy bym nie pomyslała, że Syberia może być tak ciekawa. W moim przypadku również z Syberią wiąże się historia mojej rodziny od strony mamy… Może kiedyś uda mi się wyruszyć w taką podróż.

    1. Magda, dzięki za komplement. Oraz za sam komentarz – ponieważ nie było komentarzy, to pomyślałem, że może wpis jest nudny lub zbyt długi.

      A co do samek Syberii, to pewnie jest o wiele ciekawsza niż mój wpis. Poza tym, widziałem jej jedynie maleńki ułamek. Ja się tam z pewnością wybiorę jeszcze nie raz, nie dwa. I Ciebie też oczywiście zachęcam.

      Jeszcze całkiem niedawno istniały w Rosji miasta zamknięte, gdzie nikt nie miał wstępu bez specjalnego zezwolenia. Tym bardziej cudzoziemcy. Dziś dostęp jest chyba nieograniczony. Żaden policjant lub ochroniarz nie zakazał mi czegokolwiek (nie to, żebym tam jakoś specjalnie rozrabiał, oczywiście). Ani razu nikt mnie w czasie całej podróży KTS nie legitymował. Kiedyś zdarzało się to na ulicach lub na dworcach dość często. Dziś Rosja chyba się zrelaksowała, przynajmniej w tym zakresie. Warto pojechać.

      1. Drogi Sławku, wydaje mi się, że ten sam wpis może być odebrany jako za długi lub za krótki, w zależności od tego jak kogo interesuje dana tematyka :)… Powiem szczerze dla mnie to bardzo pouczający wpis. Tym bardziej, że chyba jedyna moja wiedza o tych rejonach pochodzi ze wspomnień mojej babci. Do tej pory Syberia to był jakiś taki nieokreślony, smutny obraz w mojej głowie i pewnie bez tego wpisu nie rozważalabym możliwości pojechania tam. Teraz będę musiała się troszkę douczyć o tym miejscu… także dziękuję za inspirację! :)

        1. Magda, cała przyjemność po mojej stronie!

          Nie jestem specem od historii, ale wydaje mi się, że cała historia rosyjskiej Syberii (czyli kilka wieków) to było nieprzerwane pasmo ludzkich tragedii, poniżania, okrucieństw. Dopiero po odkryciu nieprzebranych bogactw mineralnych i zakończeniu stalinowskiego terroru, Syberia zaczęła się Rosjanom kojarzyć z dostępną i bardzo wysoko płatną pracą. Moja żona mi opowiadała, że jej koleżanki, które przyjechały z Syberii studiować w Petersburgu były postrzegane jako krezuski.

          Nie jestem też specem od socjologii i nie potrafię wyjaśnić skąd to się wzięło, ale obecni mieszkańcy Syberii są o wiele sympatyczniejsi i otwarci niż Rosjanie z zachodniej części Rosji. Czy to tylko kwestia nieludzko surowego klimatu? Czy może też świadomość tego, że są potomkami zesłańców? A może czują respekt przed ogromem otaczającej ich przyrody? A może to tylko kwestia tego, że te tereny są mniej gęsto zaludnione? Albo po trochu każdy z tych powodów lub jakiś zupełnie inny?

          Dla wielu Europejczyków jeszcze do niedawna Syberia była w dużej części zamknięta. Niedawno (kilkadziesiąt lat to relatywnie krótki okres w historii Syberii) otworzyło się okienko swobody i dziś stoi ona przed nami otworem. Nie spodziewam się, by to okienko miało się znów zamknąć, niemniej chyba warto z niego skorzystać. Zachęcam! Sam też mam zamiar jeszcze nie raz tam pojechać, mimo że to zupełnie nie moje … klimaty:-)

  3. Nie doszukałem się takich ciekawostek:

    – ile kosztuje bilet na całą trasę?
    – jak wyglądają szczegóły tego pociągu – są kuszetki? ile łóżek w przedziale, piętrowe? da się spokojnie spać? Czy jest miejsce np. żeby posiedzieć z gazetą, laptopem?

    1. Robert, dzięki za pytania.
      Bilet na całą trasę – bez wysiadania po drodze – można kupić już za jakieś 13 tyś rubli. Jest to bilet klasy III w powolniejszym pociągu (im niższy numer pociągu, tym jest on szybszy (czyli szybciej dojedziesz pociągiem nr 001 “Rossiya” niż pociągiem nr 4428. Bilet w klasie I-szej w najszybszym i najwygodniejszym pociągu typu “firmiennyj” będzie kosztował dwa razy tyle.

      Na trasie KTS są tylko wagony z miejscami do spania. W ogóle dla Rosjan “pociąg” zawsze ma miejsca leżące. Coś co my w Polsce nazywamy pociągiem (np. na trasie Warszawa – Kraków lub nawet odleglejszy Szczecin), Rosjanie nazywają “elektriczką”. W zależności od klasy podróży, w przedziale klasy I-szej są dwa łóżka, a w II-giej (tzw coupee) – cztery łóżka. Piętrowe. W klasie III (platskarta) w wagonie nie ma przedziałów z zamykanymi drzwiami. Przestrzeń jest w większym stopniu otwarta. Są tylko ściany prostopadłe do boków wagonu, czyli tworzą się jakby przedziały, ale nie ma ścian równoległych do boków wagonu i drzwi w tych ścianach (drzwi, które w polskich pociągach byłyby drzwiami wejściowymi do przedziału).

      Wagony składają się z półotwartych przedziałów. Co więcej, o ile w polskich wagonach, by przejść z jednego końca wagonu na drugi, idzie się korytarzem wzdłuż okien znajdujących się po boku wagonu, o tyle w systemie platskarte, wzdłuż tych okien stoją łóżka (piętrowe). A więc przejście jest pomiędzy łóżkami w otwartym przedziale (stojącymi w poprzek wagonu), a tymi przy oknach (stojącymi wzdłuż wagonu). Chyba po raz pierwszy żałuję, że nie robiłem żadnych zdjęć – wklejenie zdjęcia pewnie załatwiłoby sprawę, a tak muszę Was męczyć skomplikowanymi opisami (a siebie męczyć opisywaniem geometrii wagonu platskarte:-)

      Jest miejsce by posiedzieć z gazetą lub laptopem. W ciągu dnia 1/3 łóżka stojącego w korytarzu można podnieść, tak by zrobić z niego stolik. Jest też stolik w “przedziale”, przy oknie – podobnie jak w przedziałach polskich pociągów. Warto też dodać, że Rosjanie w podróży są dla siebie nawzajem bardzo uprzejmi i wyrozumiali. Sami się przesuwają by zrobić Ci miejsce gdy jesz lub chcesz rozprostować nogi. Przez całą drogę nie słyszałem ani razu by ktoś podnosił na kogoś głos lub mu wypominał brak uprzejmości. Wręcz odwrotnie.

  4. Sławku – super wpis – momentami czyłem się jakbym tam był osobiście.

    Z ciakawości – większość podróżujących to turyści – czy podróżujący z A do B ? Rozumiem, że rosyjski znasz bardzo dobrze?

    Jakbyś potrzebowął towarzysza wyprawy do Madaganu to daj znać ;)
    Pozdrawiam

    1. xav, dzięki za komplement.

      Turyści to mały promil wszystkich podróżnych. Spotkałem kilka małych grup z Azji (głównie Korea) i pojedyncze osoby z Europy oraz parę młodych Rosjan, którzy z Syberii jechali pociągiem do Moskwy by stamtąd polecieć na wakacje do … Sochi. Zdecydowana większość osób jechała do lub z pracy – w Rosji popularna jest praca zmianowa, polegająca na zmianach liczonych w tygodniach – czyli pracujesz dwa tygodnie i potem masz tydzień lud dwa wolnego. Albo pracujesz miesiąc lub trzy i potem masz odpowiednio miesiąc lub trzy wolnego. Ma to nawet swoją nazwę w języku rosyjskim, ale w tej chwili nie pamiętam tego słówka.

      Tak rosyjski znam dość dobrze, ponoć mówię nawet bez akcentu. Kilka osób – zupełnie niezależnie – stwierdziło, że słychać w mojej wymowie akcent … petersburski. Początkowo im nie wierzyłem, bo wiem że bardzo kaleczę ten język, ale po trzeciej czy czwartej tego typu uwadze zacząłem wierzyć, że może rzeczywiście coś w tym musi być – skoro wszyscy wskazywali akurat na St Petersburg (gdzie się języka uczyłem i skąd pochodzi moja żona), a nie na Moskwę czy Kazan:-)

      Jak będę jechał do Magadanu (pracował tam kiedyś na kolej mój Teść), to dam wcześniej znać na fridomii. Myślę, że będzie to gdzieś w okresie maj-czerwiec lub lipiec-wrzesień przyszłego roku. Mam też pomysł by w 2020 roku, tuż po Olimpiadzie w Tokyo, kupić w Japonii samochód, przeprawić się promem do Władywostoku i stamtąd przyjechać nim do Polski przez północne Chiny, Mongolię, Bajkał i dalej na zachód. Oczywiście jestem gotów to zrobić w pojedynkę, ale na taką wycieczkę chętnie bym znalazł współtowarzyszy (zwłaszcza posiadających prawo jazdy:-). Mogą to oczywiście również być współtowarzyszki:-)

      Jeszcze na koniec dwie ciekawostki.
      (1) Mnóstwo Rosjan importuje samochody z Japonii. We Władywostoku chyba 3/4 samochodów ma kierownicę po prawej stronie, mimo, że ruch jest przecież w całej Rosji prawostronny. W Chabarowsku już “tylko” połowa samochodów ma kierownicę po “angielskiej stronie”, a potem im dalej na zachód, tym takich samochodów mniej, ale i tak zaskakująco dużo.

      (2) Pierwszy raz gdy od kogoś we Władywostoku lub w Irkucku usłyszałem w rozmowie, że Moskwa to “zachodnia Rosja”, to się mocno zdziwiłem. Przecież my tak mocno mamy zakorzenione w naszej świadomości, że Moskwa to … “wschód”. Po raz kolejny potwierdziła się mądrość ludowych przypowieści: punkt widzenia zależy od punktu … zamieszkania:-)

      1. Ja o Madaganie kiedys uslyszalem na okazjach fly4free i rejon wyglada magicznie.

        Podoba mi sie ten pomysl – kupic jakiąś używaną Toyotę Land Cruiser i przebyć całą drogę ;) – tylko czy zdążymy przed zimą jeśli zaczniesz po Olimpiadzie… ?

        no i jeszcze jedno – filmiki z wypadkow drogowych w Rosjii – mroza krew w żyłach…

  5. Sławku, to jeszcze pytanie: czy można sobie tak “z ulicy” kupić bilet na pociąg z Pyongyang do Chin? Czy może było to wcześniej “załatwiane” z biurem podróży?
    Pozdrawiam,

    1. Leszek, tak bilet, jak i cała podróż po KRLD musi być wcześniej wykupiona przez biuro podróży. Tym razem Ambasada KRLD w Warszawie skierowała mnie do jakiegoś biura w Poznaniu – współpraca z nimi była dla mnie bardzo frustrująca, ale podobno dalej można załatwiać wyjazd przez biuro z Krakowa. Współpracę z tym biurem (nie pamiętam jego nazwy) wspominam bardzo dobrze.

      1. Dodam jeszcze, że wyjazd do KRLD organizowany z Polski kosztuje więcej niż taki sam wyjazd (ten sam hotel, ci sami przewodnicy, te same zwiedzane miejsca) organizowany z Anglii czy z Irlandii. Widać tamtejsze biura stosują mniejsze narzuty:-)

        1. Wiele razy widziałem, że rzeczy w Niemczech tańsze niż w Polsce: ubrania, elektronika, auta, wycieczki, sprzet sportowy, a przecież sprzewadcy tutaj maja wyższe koszty – czynsze, płace pracowników, podatki…

          Wyszło mi z tego powiedzenie : Polska – to nie kraj dla biednych ludzi ;)

        2. Efekt mniejszego rynku z mniejszymi obrotami i konkurencja.

          Odnośnie tego co pisze xav, to auta np. w Niemczech nie są obciążone podatkiem akcyzowym jak u nas ale za to w wielu krajach płacisz roczny podatek za posiadanie samochodu, którego u nas z kolei nie ma.

Skomentuj Magdalena Kalata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.