Mit nr 25 – lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja

Jedną z najczęściej bodaj powtarzanych formułek na temat nieruchomości jest 3xL – lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja! Jest ona odmieniana przez wszystkie przypadki, zarówno przez początkujących Inwestorów, jak i profesjonalnych zarządzających. Kupować można tylko w „dobrych” miastach o jasnej przyszłości. Nieruchomość musi być w samym centrum miasta, a w najgorszym wypadku w sąsiadującej dzielnicy o bardzo dobrej renomie. No i najlepiej, jeśli sam budynek będzie piękny i dobrze położony.

Powyższa formułka jest chyba jednym z największych mitów świata nieruchomości, wymyślonym tylko po to, żeby uzasadnić wysokie ceny takich nieruchomości lub mieć wymówkę przed przełożonymi (w firmie czy małżeństwie =). Lokalizacja owszem ma znaczenie, ale jest ono mocno uzależnione od typu i segmentu nieruchomości oraz stosowanej przez nas strategii inwestowania! W przypadku mieszkań na wynajem, zwłaszcza w segmencie budżetowym, jest jednak ona mocno przeceniona.

Pierwsza składowa mitu – lokalizacja w danym kraju. W Polsce taką bezpieczną przystanią jest Warszawa. „Tam zawsze mieszkania się wynajmą, ceny wzrosną, a mieszkańców przybywa”. Owszem, to w dużej mierze prawda. Ale czy jest to prawda uniwersalna? Niekoniecznie. W każdym mieście są potencjalni najemcy (studenci, single, rozwodnicy, imigranci, świadomi wynajmujący), w każdym mieście znajdą też różne segmenty najmu – budżetowe, jak i premium. Ceny pomiędzy miastami co do zasady rosną też w podobnym trendzie – co więcej, od 2013 roku liderami wzrostów cen na rynku wtórnym (bo tam będziemy sprzedawać nasze mieszkanie jeśli dojdzie co do czego) był Gdańsk, Łódź, czy Katowice. A największe spadki cen po kryzysie 2008 roku odnotowano m.in. właśnie w Warszawie.

Po wtóre, Warszawa – ze względu na mit o jej bezpieczeństwie – jest jednym z najdroższych rynków nieruchomości, ale czynsze za tym nie idą w parze – rentowności Warszawy są niskie w porównaniu z lokalizacjami o mniej oczywistej perspektywie. Rentowność inwestowania w najem mieszkań pomiędzy miastami zachowuje się przy tym podobnie jak instrumenty finansowe. Na przykład rynek obligacji korporacyjnych wycenia postrzegane ryzyko spółki dając wyższą rentowność bardziej ryzykownym podmiotom. Jeśli kupimy obligacje PKN Orlen, to nasze oprocentowanie wyniesie niewiele więcej niż oprocentowanie lokat – ta spółka raczej nie upadnie. Ale jeśli sięgniemy po obligacje średniego rozmiaru prywatnego podmiotu, oprocentowanie obligacji będzie już znacznie wyższe. Obserwujemy to w praktyce, kupując i wynajmując dziesiątki mieszkań zarówno w Warszawie, jak i w Łodzi, Katowicach, czy Radomiu – w każdym z tych miast można wynajmować mieszkanie, a im dalej od bezpieczeństwa Warszawy, tym z reguły lepsza rentowność.

Druga składowa mitu – lokalizacja w danym mieście. Kupujący mieszkania typowo ciążą w kierunku centrów miast, co winduje ceny ich zakupu. „Kupię w centrum, tam zawsze znajdę najemcę, a ceny nie spadną”. W zakresie cen – być może jest to prawda, ponieważ takie mieszkanie często można odsprzedać konsumentowi, czy też firmie na potrzeby prowadzenia biura. Z drugiej strony w centrach miast z reguły przepłacamy, bo o te same nieruchomości bijemy się właśnie z segmentem małych biur, jak i osób inwestujących w najem krótkoterminowy. Co więcej, ponosimy dodatkowe ryzyko, że ceny w centrum są przeszacowane – dzisiaj na przykład ta sytuacja może występować w miejscowościach, w których nastąpił szał związany z najmem na doby.

Dodatkowo, wcale nie jest powiedziane, że w centrach miast zdecydowanie łatwiej o najemców i rentowność jest tam wyższa. Najemcy mieszkań – zwłaszcza najliczniejszy segment budżetowy – poszukują nowego lokum ze względu na dostępny budżet i bliskość do POI („point of interest”, czyli to co ich przyciąga – miejsca pracy, czy uczelni). Budżet z reguły jest niski (studenci, osoba rozpoczynająca pierwszą pracę etc.), przez co wynajem w świetnych miejscach w śródmieściu jest wykluczony. Wówczas często wygrywają dzielnice o gorszej renomie i położeniu, w których czynsze odbiegają od śródmieścia – 200 czy 400 złotych czynszu mniej to dla takiej osoby dużo, ale z perspektywy właściciela mieszkania jest to tylko 10-20% mniej. Jednakże o ile czynsze najmu są mało elastyczne pod względem odległości od centrum miasta, to ceny sprzedaży mieszkań mają już silną tendencję spadku wraz z oddalaniem się od centrów miast. W efekcie, na przykład w rzeczonej Warszawie mieszkania w dobrze skomunikowanych dzielnicach na obrzeżach (Bielany, Ursynów, niebawem dalsza Wola i Bródno, a nawet Rembertów) są tańsze o ponad 30-50% od mieszkań w centrum miasta, natomiast przeciętne czynsze są niższe o jedyne 10-20%. Ich rentowność jest w efekcie wyższa, nawet po założeniu dłuższego okresu na pozyskanie najemcy (który wcale nie musi być prawdą, o czym  poniżej)! Co więcej, to właśnie poza centrami miast łatwiej o okazje inwestycyjne, a nie w samym centrum wydarzeń.

Po drugie, liczne POI znajdują się poza centrami miast – uczelnie (np. szereg uczelni w Warszawie położonych jest poza centrum – SWPS, SGGW, AWF, WAT, AON), centra logistyczne, fabryki, a nawet niektóre centra biurowe. Jednakże, na obrzeżnych dzielnicach jest zdecydowanie mniej mieszkań na wynajem, właśnie ze względu na to postrzegane ryzyko i zasadę 3xL. W efekcie liczni najemcy ustawiają się często w kolejce po wynajem – osobiście często przeprowadzamy testy rynkowe różnych lokalizacji i byliśmy sami zadziwieni jak dużym zainteresowaniem cieszyły się ogłoszenia najmu w takich miejscach jak Rembertów, czy Pruszków. Co więcej, wynajmujemy setki mieszkań w różnych lokalizacjach i w każdej z nich znajdujemy najemców.

Trzecia składowa mitu – lokalizacja na danej ulicy lub w ramach danego budynku. Kupujący pierwsze mieszkania na wynajem przy decyzjach zakupowych bardzo często wychodzą z prywatnych przekonań o tym, co jest najlepsze dla wynajmującego. „Frontowy budynek, nigdy parter, najlepiej ostatnie piętro z windą, a widok ma być na las i południe”. A to dlatego, że sami chcieliby w takim mieszkaniu mieszkać (a więc interesuje to także konsumentów mieszkań – naszych konkurentów w zakupie!). Ale czy interesuje to najemców? Niekoniecznie. Czy budynek musi być frontowy, zamiast oficyny lub drugiej linii zabudowy? W niczym nie przeszkodzi frontowy budynek (chyba, że za oknem jeździ tramwaj), ale 20% więcej za czynsz nam nie zapłaci. Czy parter jest zły? Jeśli nie jest ekstremalnie ciemny, to najemcy bez problemu je wynajmują, a co więcej są one idealne dla osób starszych lub posiadających psy – a parter kupimy jednak taniej. Czy za ostatnie piętro z windą i świetne widoki najemca nam zapłaci coś więcej? Może w segmencie premium dostaniemy 20% więcej, ale na pewno zapłacimy za jego zakup znacznie więcej, a w segmencie budżetowym nie ma to większego znaczenia. Co więcej, ostatnie piętro bez windy też się wynajmują (posiadamy takie mieszkania), a są zdecydowanie tańsze. I znów wybór nieoczywistych dla laików lokalizacji daje potencjał wyższej rentowności, niż mieszkanie spełniające kryterium 3xL.

***

Oczywiście powyższe, jak już wspomnieliśmy, dotyczy rentownych mieszkań na wynajem i opinię tę trzeba przefiltrować przez typ i segment nieruchomości oraz strategię inwestora:

  • Jeżeli myślimy o budowie biurowca z segmentu A lub akademika, a nie zwykłych mieszkań na wynajem, to dobór miasta ma znaczenie – nie wszędzie znajdziemy najemców na drogie powierzchnie biurowe, czy studentów.
  • Jeżeli myślimy o segmencie mieszkań na wynajem premium, to co do zasady takie mieszkanie musi być położone w centrum miasta (chociaż czy będzie to Warszawa, czy Radom, jest to już wtórne), bo najemca szuka prestiżu. Inna sprawa to fakt, że ten segment jest mniej rentowny od segmentu budżetowego.
  • Jeżeli myślimy o lokalu użytkowym przeznaczonym na sklep typu Żabka, to lokalizacja tego mieszkania w przyziemiu oficyny kamienicy nie będzie najlepszym rozwiązaniem, ponieważ w takim miejscu sklep nie będzie raczej cieszył się dużą liczbą klientów.
  • Jeżeli myślimy o szybkim flipie mieszkania (kupno, remont, sprzedaż), to odsprzedaż mieszkania dalej od centrum będzie zapewne obciążona dłuższym okresem poszukiwania nowego nabywcy mieszkania, jeżeli nie zdecydujemy się na istotne dyskonto cenowe (ale po co wówczas flipować?).

Wreszcie, jeżeli zbyt mocno „przegniemy” z negatywnością lokalizacji, to możemy wyrządzić sobie krzywdę. Zakup mieszkania w mieście o wysokim bezrobociu, na obrzeżu, w budynku nadającym się do generalnego remontu będzie na pewno okazją cenową. Pytanie tylko czy przy takim natłoku negatywów będziemy w stanie wynajmować je z powodzeniem – czyli za sensowny czynsz, z niewielkim pustostanem i z płacącym najemcą?

Chcesz poznać więcej mitów o inwestowaniu w nieruchomości na wynajem? Kliknij tutaj!

 

Chcesz być na bieżąco z książką “Mity inwestowania w nieruchomości na wynajem”? Zapisz się na listę zainteresowanych!

Wysyłając swoje dane, wyrażasz zgodę na ich przetwarzanie. W każdej chwili możesz się wypisać. Więcej informacji znajdziesz w Polityce Prywatności

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

14 Responses

  1. Oczywiscie, ze mozna kupic mieszkanie/dom w dowolnej lokalizacji i na nim zarabiac – tylko czy oznacza to, ze kwestie waznosci wybrania lokalizacji mozna nazwac mitem?

    Jesli nie robimy flipow, to traktujemy to raczej jako inwestycje dlugoterminowa, wiec rozsadne wydaje sie myslenie 10-20-30 lat do przodu. Przy strategii dlugoterminowej, wybieranie nieruchomosci, ktore w obecnym momencie przynosza troche lepsze zwroty, tylko stricte z tego wlasnie powodu, nie wydaje mi sie byc jakos specjalnie rozsadne. Moim zdaniem rownie wazna jest perspektywa wzrostu wartosci w przyszlosci.

    Reasumujac, moim zdaniem: lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja – jak najbardziej tak, ale gdybym jednym slowem mial okreslic to jaka powinna ona byc to powiedzilbym: perspektywiczna.

    1. BiL, czy możesz rozwinąć co masz na myśli “trzeba myśleć perspektywicznie”? Bo być może piszemy o tym samym, tylko innymi słowami =)

  2. Jan, przed podjeciem decyzji gdzie inwestowac, moim zdaniem, warto wziac pod uwage dluzszy horyzont czasowy. Zastanowic sie nad tym jak dane miejsce bedzie wygladac za 5-10-15-20 lat? To, ze w obecnym momencie w jednym miejscu mozesz dostac troche lepsza rentownosc niz w innym, nie oznacza ze z perspektywy czasu to wlasnie miejsce okazac sie musi lepsza inwestycja, niz ta ktora przynosila, w momencie podejmowania decyzji, rentownosc troche gorsza. Czy ktos bedzie chcial w tym miejscu mieszkac, czy bedzie chcial je od nas wynajac za 10-15 lat? Czy bedzie gotowy za nie dobrze zaplacic? Czy wartosc nieruchomosci wzrosnie? To sa wazne pytania, nad ktorymi warto sie zastanowic biorac pod uwage dluzsza perspektywe czasowa.

    Jest sporo elementow na ktore, moim zdaniem, warto zwracac uwage kierujac sie wyborem lokalizacji, np. demografia, planowane inwestycje infrastrukturalne, dobre skonunikowanie z centrum, bliskosc sklepow, restauracji, profil spoleczny ludzi zamieszkujacych dane miejsce, itp. Zwlaszcza jesli wazny jest dla Ciebie wzrost wartosci nieruchomosci w czasie – bo np. z tym sie wiaze Twoja strategia.

    Ja napisalem o tym, ze dla mnie lokalizacja powinna byc perspektywiczna. Tzn. nie koniecznie to musi byc samo centrum miasta, bardziej mam na mysli taka lokalizacje ktora jeszcze swojego potencjalu nie osiagnela, ale wg. Ciebie to tylko kwestia czasu kiedy go osiagnie, a wtedy zbierzesz owoce takiego wlasnie wyboru jako wzrost wartosci nieruchomosci w czasie, ale takze w postaci wzrostu czynszu.

    1. BiL – dzięki za konkret!

      Podzielam to co napisałeś, tj. trzeba się zastanowić nad daną lokalizacją (kryteria które wskazałeś są super!) i nasz opis mitu chyba to potwierdza =) Problem tylko w tym, że możemy analizować do śmierci, a i tak do końca nie wiemy co będzie za 20 lat. Zajmowałem się tym zawodowo przez 8 lat i gwarantuje Tobie, że sztab najmądrzejszych głów tego nie odgadnie, nikt nie ma szklanej kuli… Lokalizacja słabsza dzisiaj może w przyszłości być lepsza (np. mam mieszkanie na Katowickim Janowie. Normalnie ludzie się pukają w głowę czemu tam. Super się wynajmuje, a za moment będzie osiedle z Mieszkania+ – nowe sklepy, ludzie, pieniądze), a lepsza może być gorzej postrzegana w przyszłości. You never know.

      To co my mamy na myśli to to, że mitem jest, że trzeba inwestować w najlepsze lokalizacje pod każdym względem. Można iść na kompromisy i mieć lepsze frukty.

      Kolejna sprawa – w długim terminie, w większości lokalizacji, ceny i czynsze będą się zachowywały w podobnych tendencjach (rosną lub maleją w podobnej tendencji procentowej) – bo wynagrodzenia oraz koszty budowy również podobnie się zachowują. Jeśli nawet okresowo mamy rozbieżność między lokalizacjami, to ta rozbieżność z reguły ulega korekcie (np. drogie mieszkania w jednym miejscu wypchną inwestorów w inne miejsca – tak się dzieje z inwestorami z Krakowa, którzy przenoszą się z inwestycjami na Śląsk; drogie biura i pracownicy w Warszawie analogicznie wypychają firmy z nowymi centrami do innych miast – Łodzi, Katowic, Bydgoszczy etc.)

  3. Jan Dziekoński – lokalizacja to nie mit, tylko prawda, przy najmniej do momentu czy też zaistnienia takiej sytuacji, gdy wszyscy będą mogli pracować zdalnie czy też będą emerytami lub będą mieć „dochód gwarantowany” przez państwo. A na to się na razie nie zanosi, przynajmniej w Polsce. Obecnie, żeby świadczyć pracę , to w zdecydowanej większości przypadków konieczna jest nasza fizyczna obecność . Być może w niedalekiej przyszłości powstaną takie środki transportu jak : latające samochody, koleje rurowe lub też inne rozwiązania umożliwiające przemieszczanie się ludzi w krótkim czasie na duże odległości-to faktycznie lokalizacja stanie się mitem. Na dzisiaj miejsca pracy są głównym wyznacznikiem do inwestowania w nieruchomości, bo ludzie pójdą tam gdzie jest praca i będą chcieli mieszkać w jej pobliżu. Poza tym nie tylko samą pracą żyjemy, potrzebujemy edukacji, rozrywki, czy też opieki zdrowotnej na wysokim poziomie, a to aktualnie gwarantują tylko duże aglomeracje miejskie.
    Na przykładzie miasta Ciechanów (44 tysiące mieszkańców), leżącego 100 km na północny-wschód od Warszawy, od kilkunastu lat obserwuję trend zmniejszania się populacji – szczególnie odpływ ludzi młodych, zarówno tych uczących się (studia ) jak i w wieku produkcyjnym (wędrówka za pracą). Można śmiało powiedzieć , że Ciechanów to miasto emerytów i rencistów z ciągle rosnącą średnią wieku mieszkańców. Przyczyna takiego stanu rzeczy jest li tylko i wyłącznie jedna – brak miejsc pracy. I nie pomaga tutaj aktywna polityka poprzednich włodarzy miasta a szczególnie obecnego prezydenta szczególnie w rozwój infrastruktury ( obwodnica, drogi , ścieżki rowerowe, szereg obiektów rekreacyjno – sportowych oraz usługowo- użytkowych) i duża absorpcja środków unijnych. W ostatnich latach miasto pięknieje, ale mieszkańców jak ubywało tak ubywa. Główne kierunki migracji to Warszawa i Trójmiasto.
    I chociaż na dzisiaj rynek najmu wygląda bardzo atrakcyjnie (stopa zwrotu ok. 10%) – to ja zamierzam się z niego ewakuować i inwestować w Warszawie, pomimo dużo niższej rentowności. Uważam, że ta strategia w dłuższym horyzoncie czasowym przyniesie mi więcej korzyści niż pozostanie na rynku lokalnym, na którym pomimo odpływu ludności, znacząco wzrosła aktywność deweloperska. Ponadto, nie widać na horyzoncie strategicznego inwestora, chętnego do zainwestowania w Ciechanowie (czy też jego okolicy), który stworzyłby kilkaset miejsc pracy.
    Jan, z perspektywy Mzuri (32 oddziały), które zapewne nie inwestuje w miastach poniżej 100 tysięcy mieszkańców, można dojść do takich wniosków, że lokalizacja – to mit. Ale biorąc pod uwagę obszar całej Polski, to moim zdaniem dalej obowiązujący paradygmat. Małe miasta będą się wyludniać (co już się dzieje), a będzie rosło znaczenie metropolii i to tam powinien być lokowany kapitał inwestorów rynku najmu w długim horyzoncie czasowym. Dzięki temu uzyskają niższą ale stabilną (z potencjałem wzrostowym) stopę zwrotu dochodu pasywnego. Ponadto prognozy demograficzne do 2050 roku, zakładają że tylko w Warszawie i Krakowie wzrośnie liczba ludności, a w pozostałych miastach będzie sukcesywnie spadać. Pozdrawiam.

    1. Wojtas,
      dzięki za szczegółowy wpis odnoszący się do pierwszej części mitu!

      Ja się z Tobą zgadzam – można mieć takie podejście, że chcesz relatywną „pewność i bezpieczeństwo”, więc wolisz Warszawę. Twój wybór =) To co my opisujemy, to to, że idealna lokalizacja nie jest jedynym wyborem i można iść na kompromis. Zresztą dobrze, że są osoby z takim podejściem. Dzięki nim osoby z moim podejściem będą nadal robić super zwroty w mniej oczywistych lokalizacjach =D

      Skoro takie są zwroty w Ciechanowie to chyba zaczniemy tam poszukiwać atrakcyjnych mieszkań na wynajem, a może całych kamienic =)

      Co do prognoz demograficznych. Ja się w moim życiu 8 lat naprognozowałem – węgiel, stal, samochody, nawozy, informatycy, pracownicy, co się da – do 2025, do 2030, do 2050.

      Dwóch rzeczy się nauczyłem:
      1) Wyobraźnia prognozujących jest uboższa niż życie – jest tyle czynników (rozwój nauki, zmiany polityczne, konflikty), których nie przewidzi nawet najlepszy prognostyk, że prognozy długoterminowe są obarczone silnym błędem
      2) Prognozy są statyczne, a życie jest dynamiczne – Prognozy długoterminowe stają się nieaktualne z chwilą opublikowania. Po to robi się prognozę, żeby podejmować decyzję. Skoro dowiadujemy się dzięki prognozie, że czeka nas kurcząca się liczba mieszkańców, to wdrażamy działania prorodzinne i proimigracyjne – zaczynamy przeciwdziałać prognozie =)

  4. Jan – odnośnie demografii to nie aż taka czysta abstrakcja, tylko twarde dane i fakty. W 2018 roku zmarło 414 tysięcy Polaków. Weszliśmy w okres umierania wyżu powojennego i przez najbliższe lata będziemy mieli z tym do czynienia.” Program 500+ “, z perspektywy kilku lat jego obowiązywania nie przyniósł jakiegoś skokowego wzrostu dzietności, ale to zapewne zbyt krótki okres żeby już go przekreślać (póki co szału nie ma). Alternatywą są imigranci, ale czy przybysze z Ukrainy, Białorusi, Rosji, Wietnamu,Indii, Nepalu czy też Filipin zapełnią tę lukę demograficzną, to czas pokaże. Na razie faktem jest, że populacja Polski z roku na rok się zmniejsza, a społeczeństwo w szybkim tempie się starzeje, przy ciągle dużej liczbie młodych Polaków wyjeżdżających za granicę na stałe.

    1. Wojtas – potwierdzasz to co napisałem =) Nie wiesz na 100% co będzie i statystycy z GUS też na 100% nie wiedzą (osobiście znam kilku z nich, bo studiowałem na SGH Metody Ilościowe w Ekonomii i Systemy Informacyjne, w tym statystykę – nie są magikami ze szklanymi kulami tylko normalnymi ludźmi). Czy zakładali przyjazd licznych obcokrajowców do Polski? Czy zakładali program 500+? Czy zakładali dynamiczny rozwój biurowców i biznesu w miastach o niskich cenach nieruchomości (Śląsk, Łódź etc.), które przyciągają nowych pracowników z innych miejscowości? Wątpię =)

      Poza tym tak jak napisałem, kurcząca się liczba mieszkańców wcale nie przeszkadza w skutecznym wynajmowaniu i nasze wyniki z Łodzi doskonale to potwierdzają =) Pustostany na poziomie Warszawy, czynsze i ceny rosną dwa razy szybciej, a miasto wg GUS opuściło w ostatnich kilku latach 7% mieszkańców. Fakt =)

        1. Kardamon, raczej nie Titanic, a motorówka =)

          W tej chwili (12 lutego 2019) prezentuje się to tak:

          Warszawa – 23 mieszkania dostępne od zaraz (czyli puste) na ok. 1.000. Pustostan ok. 2,3%
          Łódź – 22 mieszkania dostępne od zaraz (czyli puste) na ok. 1.000. Pustostan ok. 2,2%

        2. Dodam jeszcze, że Mzuri liczy pustostany metodą “brutto”. Chodzi o to, że w liczbie 23 wolnych M w W-wie (i 22 w Łodzi) znajdują się również mieszkania nowoprzejęte w zarządzanie, a nie tylko mieszkania, w których najemca się wyprowadził. Pustostany “netto” byłyby jeszcze niższe :-)

  5. Widziałem, że niedawno Mzuri zaczęło wysyłać oferty ze Skawiny. Jak z kwestią pustostanów w tym mieście? Jest to raczej małe miasteczko z zaledwie 25 tysięcy mieszkańców, ale z drugiej strony bliskość Krakowa oraz duża ilość zakładów przemysłowych mogą być na plus.

    1. Z opinii mojego zespołu – rynek w Skawinie generuje krótkie pustostany (ok. 7 dni) z uwagi na małą ilość mieszkań na wynajem i duże nimi zainteresowanie.

      Miasto jak Pan zauważył jest nie wielkie, ale przejmuje funkcje (podobnie jak Wieliczka) “sypialni “Krakowa. Szybki dojazd do Ruczaju, rozwijająca się strefa ekonomiczna w Skawinie, Krakowski Park technologiczny przeyciągają nowych pracowników. Dodatkowo szybki wyjazd na obwodnicę miasta i planowana modernizacjia koleji aglomeracyjnej (z dojazdem do Dworca Głownego 15min) sprawiaja, ze miasto zyskuje na atrakcyjności.

  6. Dodam że właśnie trwa intensywna modernizacja połączenia połączenia kolejowego z Krakowem – powstają nowe przystanki (także w samej Skawinie) i dodatkowe tory żeby osobowe jechały bez zakłóceń.
    Jeśli inwestycje będą zrealizowane zgodnie z planem, może się okazać że dojazd do kluczowych miejsc w Krakowie będzie lepszy niż z niektórych peryferyjnych osiedli w samym Krakowie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.