The buy-to-let royalty

We wtorkowym wydaniu brytyjskiego The Daily Telegraph ukazał się artykuł o powyższym tytule. Przedstawia on sylwetki i strategie inwestycyjne czworga fridomiaków z Wlk Brytanii.

Szacuje się, że w Anglii jest ponad milion fridomiaków. Większość z nich stała się landlordami przez przypadek – odziedziczyli mieszkanie, albo nie sprzedali przeprowadzając się do większego. Ostatnio świadome inwestowanie w nieruchomości staje się coraz bardziej popularne, a liczba mega-landlordów rośnie.

Państwo Wilsonowie zbudowali portfel liczący 1000 nieruchomości i w tej chwili chcą go sprzedać za GBP 200 milionów (wydaje mi się to całkiem niedrogo, bo wychodzi średnio po GBP 20,000 za sztukę, co przy cenach w Anglii wydaje się być śmiesznie mało). Pan Haliburton posiada 160 nieruchomości w Midlands. Kupuje co najmniej 1 nieruchomość miesięcznie i tempo zakupów rośnie. Specjalizuje się w domach z 2-3 sypialniami, które kupuje za gotówkę, zwykle w cenie GBP 60 do 80 tyś. Wydaje kolejne 20-40 tyś na remont i przerobienie na 5-6 pokoi. Każdy pokój wynajmuje za GBP 280 miesięcznie, co daje GBP 20.000 rocznie. Dopiero wtedy re-finansuje zakup kredytem hipotecznym.

Podobną strategię stosuje pan Bolton, który posiada 20 mieszkań w Bournemouth i w Poole. Podobnie jak Mzuri Investments pomaga swoim klientom w zakupie domów na wynajem. Jego firma kupuje 2 nieruchomości tygodniowo, a klienci zainwestowali w ten sposób około GBP 120 milionów od 2007 roku.

Bracia Stewardson posiadają 135 nieruchomości w okolicach Stourbridge. Co ciekawe też kupują za gotówkę. Z tą różnicą, że część zakupionych nieruchomości odsprzedają i dopiero jeśli decydują się na jej długookresowy najem, to wtedy po ok 6 miesiącach, refinansują swój zakup. Ich poziom zadłużenia wynosi około 30% wartości posiadanych nieruchomości. Chronią się w ten sposób przed ewentualnymi wzrostami oprocentowania.

Jeśli chodzi o ich wcześniejsze doświadczenia oraz zarobki, to Pan Haliburton wcześniej był wykładowcą prawa, pan Bolton był nauczycielem, a bracia Stewardson – jeden fotografem, a drugi pracował w branży tekstyliów. Nie zarabiali chyba mega-dużo, a mimo to kupowali za gotówkę.

Od siebie dodam jeszcze dwie rzeczy:

1) artykuł ten potwierdza moje obserwacje, że do osiągnięcia sukcesu w nieruchomościach, nie jest niezbędnym kredyt hipoteczny.  Jest przydatny, ale przecież kiedyś w ogóle nie było kredytów i nie przeszkadzało to w budowaniu portfeli mieszkań na wynajem

2) choć w tytule artykułu pojawiło się określenie “royalty”, to sądzę, że biorąc pod uwagę miejsca gdzie ci państwo inwestują oraz liczebność ich portfeli, należałoby ich raczej określić “szlachtą”, a nie arystokracją inwestowania w najem. Spodziewam się, że w takich miastach jak Londyn, Birmingham, Leeds czy Manchester, mega-landlordowie posiadają jeszcze okazalsze portfele. Pamiętam jak dawno temu, gdy sam byłem na samym początku mojej drogi do wolności finansowej, przeczytałem gdzieś bardzo inspirujący dla mnie artykuł o landlordzie posiadającym wówczas ponad 600 czy 700 mieszkań na wynajem w Oxfordzie lub w Cambridge.  Czego i Wam życzę:-) W Polsce, a nie koniecznie w Cambridge:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

9 Responses

  1. Liczby robią ogromne wrażenie, ale mnie akurat zmotywowały zamiast onieśmielić. Na początku wydaje się to niemożliwe, ale gdyby tak się zastanowić to przecież realizując w Polsce sukcesywnie strategię kupowania kolejnych nieruchomości za wszystkie wolne środki to portfel 1000 mieszkań jest realny dla kogoś kto na jego budowanie poświęcił całe życie. A inwestowanie za gotówkę w tym pomaga bo każde 10 mieszkań pozwala z czynszu kupować jedno mieszkanie rocznie i tak dalej, efekt śnieżnej kuli, ale do wykorzystania tylko przez osoby, które nie postanowią po zakupie 10 mieszkań żyć z najmu tylko dalej będą kupować kolejne i kolejne i kolejne mieszkania :)

  2. Biorąc pod uwagę fakt, iż przedstawieni Brytyjczycy kupowali w czasach, gdy u nas były co najwyżej przydziały na mieszkania z odroczeniem piętnastoletnim i nie można było posiadać więcej niż jednego domu/mieszkania, mamy szansę osiągać podobne wyniki za jakieś trzydzieści lat :-)

    A jeśli chodzi o kredyty, to zgadzam się z Tobą, Sławku – kiedyś ich nie było i kupowało się za gotówkę. Czyli każdy, kto chciał mieszkać, musiał kupić za gotówkę lub wynająć. Teraz są kredyty zarówno dla tych, którzy chcą kupić jak i tych, którzy chcą wynajmować. To zmienia rynek, możliwości. Kiedyś, ustalając cenę najmu, dzieliłeś wartość mieszkania przez 100. Teraz, niestety, dzielimy na 150-200.

    Życzenia setek mieszkań przyjmuję i biegnę zagrać o 25 milionów :-)

    1. Aga-ta, miło Cię znów słyszeć i trzymam kciuki za Twoją wygraną. By nie robić Ci konkurencji ja się tym razem powstrzymam od puszczenia totka:-)

    1. Aga-ta, bazując na moich doświadczeniach z obsługi reklamacji w Mzuri, to nie powinnaś się nawet … wahać. Należy Ci się zwrot od Lotto, jak nic. Jak sześć razy sześć.

      Zabawne, bo przed chwilą korespondowałem z pewną Panią mocno rozczarowaną postawą Mzuri. Chodziło Jej o to, że moi współpracownicy poprosili by skierowała swoją reklamację ws zamówionych wzorów dokumentów do Stowarzyszenia Mieszkanicznik. Bo właśnie tam zamówiła – jak sama twierdzi – owe dokumenty. Jest oburzona. Moje wyjaśnienia, że nastąpiła pomyłka i kieruje reklamację pod niewłaściwy adres, też Jej nie usatysfakcjonowały. Finał sprawy pewnie znajdzie się w formie kolejnego niepochlebnego wpisu gdzieś na sieci. Bo przecież Klient ma zawsze rację. To reguła numer 1 każdego biznesu. Reguła numer dwa brzmi: gdy Klient nie ma racji, to stosuje się regułę numer jeden. Czasami pozwalam sobie na pewną taryfę ulgową i nie stosuję się do zaleceń reguły numer dwa. I wtedy dostaję za swoje i nie swoje:-) No ale cóż, takie są uroki biznesów usługowych.

      Wczoraj miałem okazję rozmawiać z jednym z najemców mieszkania Klienta Mzuri. Ów najemca pochodzi z Izraela i od czterech lat prowadzi interesy w Polsce. Jest zaskoczony tym jak roszczeniowa jest postawa polskich konsumentów. Zwracają zakupione towary, noszące widoczne ślady używania i domagają się zwrotu pieniędzy. Nie akceptują wymiany towaru na nowy, ani – tym bardziej – naprawy. Straszą sądami. W Izraelu jest to ponoć niespotykane.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.