Jak duże mieszkanie jest Ci potrzebne do życia?

Pamiętacie piramidę (lub hierarchię) potrzeb wg Abrahama Maslowa? Zwrócił on uwagę na pewną sekwencję potrzeb człowieka – od najbardziej podstawowych (wynikających z funkcji życiowych), do potrzeb wyższego poziomu, które aktywizują się dopiero po zaspokojeniu potrzeb niższego rzędu.

Na samym dole piramidy potrzeb znajdują się potrzeby fizjologiczne: woda, jedzenie, tlen, sen, potrzeby seksualne, utrzymanie temperatury ciała. Nieco wyżej leżą potrzeby bezpieczeństwa, czyli m.in. spokój, wolność od strachu, bezpieczeństwo swojej rodziny, swoich rzeczy; stabilność zatrudnienia; przewidywalność moralności zachowań innych osób. Jeszcze wyżej w hierarchii stoją potrzeby przynależności i miłości, czyli m.in. więzi rodzinne i towarzyskie, przyjaźń, miłość, bycie kochanym, intymność seksualna, itp.

Wyżej stoją potrzeby uznania i szacunku: poczucie własnej wartości, kompetencje, zaufanie, szacunek otoczenia, dobry status społeczny, sława. Najwyżej – potrzeby samorealizacji. Czyli m.in posiadanie celów, spełnianie swojego potencjału, potrzeba harmonii i piękna, potrzeby poznawcze (wiedza, rozumienie, nowości, poznawanie siebie i świata).

Powyższe stanowi jedynie pewien model. Hierarchie mogą się pewnie istotnie różnić pomiędzy osobami, albo zmieniać w czasie, w zależności od cyklu życia danej osoby. Sposobów zaspokojenia swoich potrzeb też pewnie istnieją miliony. Ostatnio zastanawiałem się jak się ma własne mieszkanie do hierarchii potrzeb Maslowa.

Własne cztery kąty dają możliwość snu, prywatności (potrzeby najniższego rzędu), ale też zapewniają bezpieczeństwo twoje, twojej rodziny oraz twoich rzeczy (potrzeby drugiego rzędu). Nie jestem przekonany czy własne cztery kąty w jakikolwiek sposób spełniają potrzeby przynaleźności – może przynależności do pewnej klasy społecznej. Zwłaszcza w tych społeczeństwach, gdzie tzw dobry adres, właściwa dzielnica miasta, itp od razu identyfikują klasę, do której przynależysz.

Odpowiednio duże, odpowiednio luksusowe mieszkanie, na odpowiednio wysokim piętrze, itp może ci zapewnić szacunek otoczenia, pozwolić zwiększyć twoje poczucie własnej wartości. A pięknie zaprojektowane i gustownie urządzone pomóc spełniać potrzeby najwyższej rangi, czyli te związane z samorealizacją.

Zastanawiałem się nad tym dlatego, że moje osobiste potrzeby mieszkaniowe sprowadzają się w zasadzie do tego by stać się … bezdomnym. W swoim dążeniu do wolności oraz do przeżycia ciekawego, niebanalnego życia, do poznawania świata i mieszkania co pół roku w innym mieście (a co zimę w innym tropikalnym kraju), własne mieszkanie staje się zbędne. Zamiast aktywem spełniającym jakąś potrzebę staje się pasywem, przynoszącym koszty utrzymania, a także zmartwienie o bezpieczeństwo … mieszkania (ktoś może się włamać, mieszkanie może zostać zalane pod moją nieobecność, itp). Najchętniej spędziłbym resztę życia wynajmując co 6 miesięcy kolejne mieszkanie w innej części planety. Do tego przydałoby się pozbyć niepotrzebnych rzeczy (stare ubrania, garnki, pościel, książki, itp), a najpotrzebniejsze rzeczy (np pamiątki rodzinne czy inne) przechowywać w wynajętym magazynie.

Według hierarchii moich potrzeb, własne mieszkanie wypada w ogóle poza moją piramidę Maslowa:-) Przynajmniej na tak długo jak moje zdrowie pozwoli na ciągłe przemieszczanie się i “życie na walizkach”. Ale niestety własne mieszkanie zajmuje dość ważne miejsce w hierarchii potrzeb mojej żony. Pomysł wiecznego przemieszczania się jest moim pomysłem, który powstał na długo nim się poznaliśmy. Nie jest to pomysł do końca przez moją żonę podzielany. Sama idea zimowania w tropikach może jeszcze tak (pażywim, uwidzim), ale pomysł nie posiadania własnego mieszkania zupełnie nie wchodzi w rachubę. Stanowiłby zbyt wielką ingerencję w piramidę potrzeb mojej żony.

Ponieważ data rewolucji w naszym życiu zbliża się szybkimi krokami – w październiku 2015 planuję rozpocząć etap “zimowania w tropikach” – to podjęliśmy pewien kompromis. Kupiliśmy mieszkanie dla nas. Dotąd mieszkaliśmy w mieszkaniu wynajmowanym od jednej z klientek Mzuri, ale traf chciał, że podjęła ona decyzję o sprzedaży tego mieszkania. Najprościej byłoby odkupić od niej to mieszkanie. Mieszkanie jest duże, z dobrym rozkładem, w centrum Warszawy, we w miarę nowoczesnym budynku, z podziemnym garażem,  nie musielibyśmy się nigdzie wyprowadzać, podobało się mojej żonie. Wiele niewątpliwych zalet. Dla mnie miało tylko jedną – ale za to dość poważną – wadę. Było zbyt drogie jak na magazyn dla rzeczy, które nie będą nam potrzebne. I kupiłem mieszkanie o prawie połowę mniejsze, na Grochowie, w starym bloku.

Teraz mieszkamy w małym, dwupokojowym, 38-metrowym mieszkaniu przy Parku Skaryszewskim. Zaprojektowaliśmy w nim wiele szaf, komód i schowków by pomieścić wszystkie nasze klamoty i jakoś się pomieściliśmy.  Po paru spędzonych w tym mieszkaniu nocach już widzę, że dobrze spełnia ono nasze potrzeby fizjologiczne:) Dobre antywłamaniowe drzwi oraz fakt, że znajduje się ono na wysokim piętrze spełnia też potrzeby bezpieczeństwa. Systematycznie nawiązuję relacje z nowymi sąsiadami co również – tak się spodziewam – podniesie nasze poczucie bezpieczeństwa i przynależności. Jednak jego mały metraż, a także stara, odrapana klatka schodowa z pewnością nie dodadzą nam szacunku i prestiżu w oczach innych. To z pewnością nie jest mieszkanie, którego posiadaniem można by się pochwalić przed rodziną czy znajomymi:-) Nie jest też urządzone czy zaprojektowane z wyrafinowaniem i nie apeluje do najwyższych potrzeb estetyki czy harmonii. I niewiele tu pomoże fakt, że z jego okien oraz balkonu rozpościera się widok na Park Skaryszewski, na Stadion Narodowy czy na panoramę wieżowców w centrum Warszawy.

Tak jak napisałem, jest to mieszkanie kompromisowe. Dla mojej żony za małe, choćby o te kilkanaście dodatkowych metrów kwadratowych. Dla mnie jest ono za duże i za drogie jak na … magazyn:-). I w ten oto sposób ja, osoba szukająca swojej własnej drogi, nie bojąca się iść pod prąd powszechnych przekonań, lubiąca przełamywać konwenanse i stereotypy, stałem się posiadaczem dość typowego, banalnego mieszkania. Takiego jakich w Polsce są pewnie miliony.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

28 Responses

    1. Darek, koszt zakupu taki by ewentualnie w przyszłości wynajem dawał w miarę sensowny zwrot:-) Pomysł z magazynowaniem niepotrzebnych nam na co dzień rzeczy miałem od samego początku. Może kiedyś moja druga połowa też się do tego przekona. Pażywiom, uwidzim:-)

  1. Twierdzenie o Twojej bezdomności jest jednak grubo przesadzone ;-) Przez te 6 miesięcy miałbyś przecież gdzie mieszkać, po prostu byś wynajmował tak jak piszesz. Mieszkanie jednak byś posiadał, tyle że nie własne. Bezdomny tymczasem wieczorem nie ma gdzie się podziać ;-(

    Twoje podejście do tej kwestii jest diametralnie inne niż większości ludzi – jednak zdecydowana większość ludzi ceni sobie swój skrawek na ziemi, gdzie może sobie spokojnie mieszkać i po prostu cieszyć się z wygodnego mieszkania.

    Do zalet własnych czterech kątów do mieszkania dodałbym jeszcze możliwość wykonywania w nim szeregu innych czynności niż tylko w nim przebywanie i sen. W mieszkaniu można też wykonywać jakąś pracę, siedzieć na komputerze, realizować hobby, wypoczywać, spotykać się z ludźmi, urządzać imprezy (“domówki”) czy nawet ćwiczyć jakieś sporty (siłowe, gimnastyka itp.). Dużo zależy od wielkości mieszkania i jego układu – przypuszczam, że na tych Waszych 38 m2 nie dałoby rady urządzić dodatkowego pokoju jako gabinetu do pracy czy domowej siłowni ;-)

    Niektórzy ludzie mają też ogródek albo piękne kwiaty na balkonie i zajmując się tym miło spędza czas, realizuje hobby itd.

      1. Ula, z wzajemnością oczywiście:-)

        PS Nie uogólniałbym zbytnio by nie popaść w … seksizm:-) Znam wielu mężczyzn, którzy też są zatwardziałymi domatorami. Ich żony chciałyby ich dokądś wyciągnąć, ale ci bronią się. Jak Częstochowy.

  2. Fajnie, że trafiłeś na taką partnerkę która uznaje kompromis w takich sprawach, pewnie miałeś dużo argumentów w dyskusji..,. nie każdy mąż proponuje żonie lub narzeczonej półroczne podróże po świecie i ciekawe nietuzinkowe życie … to pewnie sporo ułatwiło :)

    Pomimo tego, że zamierzam zbudować pokaźny portfel nieruchomości to mam bardzo podobne podejście do Twojego. Wciąż mam wątpliwości czy chce mieć mieszkanie większe niż 20m2. Jak pojawi się rodzina to pewnie nieco moje podejście się zmieni, ale nie na tyle radykalnie aby kupować wielkie i drogie mieszkanie.

    Cały czas pracuje nad tym, aby w przyszłości (mam dopiero 26 lat i do żeniaczki mi nie śpieszno) móc przyszłej małżonce zapewnić coś więcej niż mieszkanie, ale żeby ona odpuściła parcie na duże mieszkanie którym można pochwalić się przed znajomymi itd.

  3. Popieram Sławka w kwestii nieposiadania mieszkania (domu). Osobiście od pewnego czasu coraz bardziej przekonuję się do wersji: posiadać jak najmniej. Moim zdaniem człowiekowi do życia potrzeba naprawdę nie wiele i tylko to warto mieć. Mało rzeczy to dużo większa wolność, a wolność to szczęście (w dużym uproszczeniu). Mniej rzeczy to mniejsze koszty, mniej problemów, większa mobilność. Swego czasu widziałem gdzieś zdjęcia z kampanii przedstawiającej ruch minimalistów (chyba tak to się nazywało). Na zdjęciach były osoby i ich cały majątek ruchomy, Często to wszystko zmieściłoby się do dwóch samochodów osobowych. Jakiś czas temu zacząłem przeglądać swoje szafy, schowki, garaż i zadawać sobie pytanie kiedy ostatni raz to ubrałem ,kiedy ostatni raz tego używałem itp. W wielu przypadkach doszedłem do wniosku, że mam mnóstwo rzeczy całkowicie mi zbędnych (np. ubrania, w których nie chodziłem od powiedzmy trzech lat). Część z tego zacząłem rozdawać lub sprzedawać i już samo to działanie mocno mi poprawiło humor (a to jest już bardzo wysoko w piramidzie Maslova). Oczywiście warto mieć mieszkania na wynajem, aby mieć z czego żyć.

    1. Łukasz, mnie też imponuje postawa minimalistów. I jestem przekonany, że minimalizm nie jest równoznaczny z byciem ascetykiem, mnichem czy ogólnie z “dziadowaniem”. W podróżowaniu (które sprawia mi wiele przyjemności) jestem przecież chyba … maksymalistą:)

      1. Z całą pewnością jesteś maksymalistą w podróżowaniu (wszystkie kraje!). Chyba we wszystkim trzeba znaleźć tzw złoty środek, czyli np. mało własnych rzeczy, ale dużo podróżowania, czyli po uśrednieniu wychodzi złoty środek.

  4. akurat dziś przy obiedzie myślałem, że rzeczy, których nie używam od roku powinienem po prostu wyrzucać, bo robi się graciarnia :)

    my z żoną i dzieckiem mieszkamy na I piętrze domu jedno (dwu) rodzinnego, mamy 45 mkw, są to dwa pokoje. będąc kawalerem mieszkałem tam sam i było aż nadto, rzeczy miałem niewiele i łatwo było utrzymać porządek – nie było “tysięcy” bibelotów na szafkach. do tego kawałek garażu na motocykl i było ok. ogród traktuję jak kulę u nogi, bo wymaga koszenia.

    obecnie ogród będzie służyć jako plac zabaw dla młodej (dalej będzie kulą u nogi). ale wracając do domu to od 8 miesięcy nie mogę się nadziwić ile rzeczy potrzeba przy dziecku, SZOK, wyjazd do teściów to targanie całego majdanu, pisząc serio to wyjeżdżając motocyklem na kilka dni (z żoną) zabieraliśmy mniej rzeczy niż teraz z dzieckiem na jedno popołudnie.

    obecnie mam dość intensywny etap życia i poza przestrzenią dla rodziny potrzebujemy jeszcze miejsca dla działalności gospodarczej, więc i piwnica jest wykorzystana. na chwilę obecną nawet nie mam czasu myśleć o szczegółach, ale to co jest to będzie na kilka lat, więc nie stoję “pod ścianą decyzyjną”.

    kilka przemyśleń. zastanawiamy się tu czy 20, 30, 40, 50 mka a tymczasem ludzie budują domy po 300 – 400 m2, ja nie wiem po co, ale gdybym wiedział to pewnie bym nie kupował mieszkań tylko budował willę :) zazwyczaj pytam kto im to sprząta? równie mnie dziwią salony po 50 m2 i więcej, a co ciekawe zazwyczaj ludzie budujący taki metraż mają jedno, dwójkę dzieci i to raczej nastolatków, którzy zaraz czmychną na studia a potem na swoje.

    podsumowując wiem jedno: minimalizm to jest to co mi pasuje (teraz mam 3 półki w bieliźniarce i jedną dużą w szafie, i jest ok) a jak go wcielimy z żoną w życie to się dopiero zobaczy (pażywim, uwidzim)

    pozdrawiam, Sławek S.

    1. Michał, dzięki za linka. Tego filmiku akurat nie widziałem, ale kilkanaście miesięcy temu pojawił się na Fridomii filmik – jeśli dobrze pamiętam – jakiegoś Niemca z bardzo podobnym podejściem do jak najefektywniejszego wykorzystania (i tym samym powiększenia) małej powierzchni mieszkaniowej. Obserwując portfel mieszkań, którym opiekuje się Mzuri już dawno skonkludowaliśmy, że ważniejsze od samej wielkości powierzchni jest pomysł – architekta budynku, a potem architekta wnętrz lub właścieiela – jak tę powierzchnię zagospodarować.

      Jakiś czas temu pisałem o tym, że oglądałem mieszkania w warszawskim Porcie Praskim. Tak beznadziejnie zaprojektowanego 55-metrowego wnętrza w życiu nie widziałem. Funkcjonalność tego mieszkania była porównywalna z bardzo dobrze zaprojektowaną 20-metrową kawalerką na Pradze Południe.

  5. No, no, a to kompromis! Miała być szafa w oddziale Mzuri na “skarby”, a zrobiło się mieszkanko :-)
    Jak widać, tylko krowa nie zmienia poglądów :-)

    Dla mnie mieszkanie/dom, oprócz spełniania potrzeb typowo fizjologicznych, to obszar do zapraszania, goszczenia, karmienia i cieszenia się z bycia razem :-) Mamy przyjaciół, znajomych, wreszcie rodzinę i wielu z nich mieszka na tyle daleko, że gdy przyjeżdżają, to na kilka dni, czy weekend. Do tego potrzebujemy pokoju gościnnego, drugiej łazienki, czy wygodnego salonu z dużym stołem. Uwielbiam wspólne śniadania, popołudniowe granie w planszówki, czy dyskusje do nocy. Oczywiście wychodzimy do knajpki, czy na spacer, ale dużo spędzamy czasu w domu, gdzie są pod ręką nasze zdjęcia, ostatnio czytane książki i gdzie mogę gotować :-) Wywodzę się z rodziny biesiadującej przy suto zastawionym stole, wielopokoleniowych spotkań rodzinnych, bliskich relacji nie tylko z rodzeństwem, ale i kuzynostwem i ich nowymi rodzinami.
    Dlatego dla mnie mieszkanie spełnia inne funkcje i większa przestrzeń jest potrzebna.

    Wyobraź sobie, Sławku, że Twoja córka przyjeżdża do Ciebie z Londynu z trojgiem dzieci i mężem. W międzyczasie pojawia się syn z bliźniakami na ręce i swoją żoną. Chcą pobyć razem, bo dawno się nie widzieli, a dzieci koniecznie chcą spędzić czas (dzień i noc!) z ukochanym dziadkiem. W tym czasie Twoja żona odbiera z lotniska swoich rodziców, którzy wybierają się na ważny mecz na Narodowy i planują kilkudniowy pobyt w Warszawie. Właśnie dowiedzieli się, że są Twoje dzieci z wnukami i chętnie ich zobaczą.
    Czy wtedy większe mieszkanie nie byłoby wygodniejsze?

    Na szczęście dziś potrzebujesz nieco mniejszej przestrzeni :-) I chyba właśnie o to chodzi – każdemu wg potrzeb, chęci, możliwości.

    Sądzę, że problemem jest mieszkanie, które nabywa się wbrew sobie, na pokaz – to za duże, czy za małe.

    1. Aga-ta, na to co opisujesz (trójka wnucząt+ bliźniaki + teściowie, itp) to i mieszkania mogłoby zabraknąć:-)

      Tak się składa, że ja nie lubię ani gościć u kogoś (nawet u najbliższej rodziny – gdy jeździłem odwiedzić rodziców w Kenii, to wolałem się zatrzymać w hotelu:-), ani gościć kogokolwiek u siebie. Nie wszyscy jednak mamy takie same upodobania.

      Ale zgadzam się z Tobą w 100%, że należy się kierować swoimi podstawowymi potrzebami, a nie potrzebą zaszpanowania.

  6. Jestem kawalerem, 27,6 mkw plus – co jest ewenementem jak na kawalerki w mojej okolicy – spory taras (nie wliczany w metraż mieszkanka zatem “czynszowo” oceniając darmowy). Dzięki odpowiedniemu rozkładowi i aranżacji spełnia absolutnie wszystkie moje potrzeby.

    Pozdrawiam

  7. Bardzo ciekawe wpisy. Widać po nich jak różnorodne są potrzeby mieszkaniowe Fridomiaków. Postnowiłem również dorzucić swoje dwa grosze.
    Mam bardzo dobrą żonę. Wiele razy wspominała o potrzebie “własnego gniazda”, ale nic z tego nie wynikało – chyba jestem pod tym względem zbyt zapatrzony w realizację własnych planów. Ja również (tak jak moja żona) marzę o własnym koncie, ale chyba nie marzę o nim wystarczająco mocno, bo ciągle go nie mamy – szewc bez butów.
    Coraz częściej doskwiera mi świadomość, że za realizację moich marzeń najbardziej płaci moja rodzina i najbliżsi, bo na “własne gniazdo” brakuje nam pieniędzy. W efekcie “inwestor” wrócił do mamusi (swojej lub swojej żony). Na domiar wrócił wraz z całą swoją rodziną.

    Jak drogie mieszkanie jest mi /nam potrzebne do życia?
    Nie potrzebuję dużego miasta do szczęscia. Marzę o domku na wsi. Domek nie musi być duży, za to musi być ciepły, suchy, posiadać budynki gospodarcze i możliwie dużą działkę. Chciałbym sobie hodować króliki, drób i ślimaki. Głównie na własne potrzeby (może z wyłączeniem ślimaków). Do pełni szczęścia brakowałoby mi namiotów foliowych i sadu orzechów włoskich.
    Chciałbym przerzucać obornik, wstawać z kurami i chodzić w gumofilcach.
    Podobno przeciętny Polak zjada rocznie ekwiwalent chemii, jaki znajduje się w dwóch kilogramach proszku do prania – mam wiarygodne źródła. To nie sprzyja długowieczności, a ona jest nam wszystkim tak bardzo potrzebna (o czym była tu niedawno mowa). Chińczycy mawiają: “To co jesz, determinuje to kim jesteś” – podpisuję się pod tym oburącz. Dlatego marzę o przydomowej hodowli i ogródku.

    W moich marzeniach mieszkaniowych jest jedno “ale”. Hodowla żywego inwentarza nie sprzyja podróżowaniu. Nad rozwiązaniem tego problemu będę się jednak głowił dopiero wtedy, gdy uda mi się zrealizować swoje agralne wizje.

    1. Robin Hood, dzięki za przypomnienie dawnego wątku oraz za podzielenie się swoimi aspiracjami. Brzmią bardzo atrakcyjnie. Nie wszyscy musimy marzyć o podróżowaniu. Jest to jedna z tysięcy możliwych opcji. Kilkaset możliwości wymieniłem w swojej ostatniej książce “Życie postkorporacyjne”.

      A to co piszesz o ilości konsumowanej przez nas chemii jest po prostu przerażające… Brrr!!!

  8. Panie Sławku,

    Nie chcę zbytnio odchodzić od tematu, ale rzeczywiście przeciętny Kowalski jest pod względem żywienia kompletnym ignorantem. Wychodzi średnio ponad 5 gramów czystej chemii na dzień.
    Pracowałem w korporacji farmaceutycznej i dane prezentowane nam na spotkaniach były nieubłagane.

    Wyjazdy do ciepłych azjatyckich krajów są również (obok hodowli) naszym marzeniem, dlatego napisałem, że będę musiał przemyśleć sposób w jaki będziemy je łączyć.

    Btw do książki przymierzam się już od dłużeszgo czasu:)

  9. Mamy całkiem spore mieszkanie, jak na polskie miasta – 70 mkw, 3 pokoje + czwarty połączony z kuchnią i spełniający rolę jadalni, ale nie tylko. Tam też jest rozkładany czasowo warsztat ślusarski, stolarski, krawiecki, a i pracownia alchemiczna bywa w użyciu ;)
    Nasze mieszkanie, to nie tylko noclegownia i magazyn pamiątek. Podróżowanie, owszem, jest fajne, ale jest tyle innych, fajnych rzeczy, które można robić… własne meble, czy inne wynalazki, własne wino, piwo, ciuchy, pieczywo, warzywa i owoce… Jak nic – średniowiecze ;) i to wszystko w mieście :)
    Spokojnie można żyć poniżej swoich możliwości :)
    Jeszcze kilka lat spłaty kredytów, sprzedaż kawałka ziemi i budowa domu na pozostałym gruncie, i będziemy mogli nawet kury i króliki hodować :)
    Jak się ma żywy inwentaż, to trzeba zautomatyzować pojenie i żywienie, lub wejść w spółkę z dziećmi (młodzieżą) sąsiada i wyjazd przestaje być problemem.

    1. Małgosiu, dzięki za przypomnienie tego wpisu. W nawiazaniu do tytułu wpisu, kilka tygodni temu rozmawiałem w Szanghaju z pewną Polką. Wspina się zawodowo na skały, m.in zaliczyła tę wysoką ścianę w Parku Yosemite. Nie da się na nią wspiąć jednego dnia, wiec trzeba nocować na skale. Po kilku takich noclegach, człowiek sobie uświadamia jak niewiele tak naprawdę potrzebuje by “mieszkać”.

      Kilka dni później, spotkałem w hostelu w Nanning pewnego Irlandczyka, który dotarł tam … na rowerze. Z Iralndii. Był już dwa lata w drodze. Przez dwa długie wieczory prowadziłem z nim fascynujące rozmowy. Alex ma bardzo zdroworozsądkowe spojrzenie na świat. Jest w szczególności wyczulony na krzywe zwierciadło, w którym przedstawiani są w zachodnich mediach Muzułmanie. Spotkał ich setki na swojej drodze przez Turcję, Iran czy Turkmenistan i Kazachstan. Ale to co mnie zafascynowało najbardziej to to, że Alex większość noclegów spędził na … świeżym powietrzu, pod gwiazdami. Początkowo było mu nieco trudno zasnąć bez zamknięcia w murach. Ale potem przywykł.

      Prawdę mówiąc, gdy jechaliśmy z moimi kolegami z SGH w 1989 drogą lądową do Kenii, to koledzy spali w namiocie lub w samochodzie, a ja często obok nich, na świeżym powietrzu, na rozkładanym łóżku polowym. Ale po pierwsze było nas trzech, a po drugie swoje dokumenty czy portfel zamykałem w samochodzie lub w namiocie, tam gdzie spali chłopacy. A Alex podróżuje (nadal jest w podróży) sam i nie ma gdzie ukryć swoich dokumentów czy pieniędzy. Czasami korzysta z gościny miejscowych (wg Alexa, Muzułmanie o wiele bardziej gościnni niż ludzie innych wiar), ale często śpi na przystankach autobusowych lub pod innymi wiatami lub po prostu pod jakimś drzewem. Od dwóch lat. I jeszcze nic złego mu się nie przydarzyło. Alex podkreśla, że przełamanie się i uwolnienie się od czterech ścian jest bardzo … wyzwalające.

      Po tych dwóch spotkaniach jeszcze bardziej mnie zastanawia “jak duże mieszkanie jest nam potrzebne do życia?”…

  10. Sławku, wszystko zależy od upodobań i potrzeb właścicieli.

    Nam na wakacjach wystarczy stara niewiadówka i przestrzeń pola kempingowego, lasu, jeziora i.t.d. W mieście o taką przestrzeń jest trudno, więc z braku laku wiele rzeczy robi się pod dachem. W zimie na dworze też już tak fajnie nie jest. Ty migrujesz razem z ptakami na południe, a ja chcę mieć ciepłe i wygodne mieszkanie na ten czas. :)

    Kiedyś ludzie żyli w niedużych chatach. Jeszcze tak niedawno, bo za mojego życia, oglądałam lepianki na polskich wsiach – powiat sieradzki, nie jakaś tam ściana wschodnia, czy inne odludzie. Pamiętam tych ludzi – żyli, radzili sobie, nie głodowali i żyli sobie zupełnie szcęśliwie. Bez prądu, bez wody bieżącej i bez gazu. Jedli to, co sami uprawiali, czy wyhodowali, prali ręcznie, spać chodziki o zmierzchu, a wstawali o świcie, Jak pomyślimy o tym niezbędnym minimum, to rzeczywiście, pałace nie są potrzebne. Wystarczy jakiś łach na grzbiecie, pełna miska codziennie i jakiś dach nad głową na okres jesienno-zimowy. Czy jednak rzeczywiście tyle wystarczy współczesnemu człowiekowi? Czasowe przeniesienie się do jaskini z epoki kamienia łupanego jest ciekawym doświadczeniem, ale tylko jako eksperyment wg mnie. Bezdomność, ale ta prawdziwa, też bywa czasem wyborem niektórych ludzi. Nie wszyscy zgłaszają się w zimie do noclegowni – widać tak im odpowiada.

    1. “Space and light and order. Those are the things that men need just as much as they need bread or a place to sleep.” – Le Corbusier

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.