Archangielsk

Szukałem ostatnio czegoś w moim kalendarzu i przy okazji odkryłem, że nie opisałem moich wrażeń z Archangielska na fridomii. Byłem tam na początku tego … roku. Było zimno, kilkanaście stopni poniżej zera.

Archangielsk brzmi bardzo intrygująco. Trochę archanioły. Trochę charcząco brzmiąca nazwa. Trochę egzotyczna Syberia. Trochę biegun zimna. Trochę tajemnicza rosyjska flota północna. Moje wrażenia z krótkiego tam pobytu były bardzo, bardzo pozytywne.

Nie sypią ulic piachem, ani solą. Na ulicach leży po prostu utwardzony śnieg. Dzięki temu panuje tam czysta biel. Samochody – w większości terenowe – jeżdżą na oponach z łańcuchami. Zatrzymują się by przepuścić pieszych, co np w Moskwie czy w St.Peersburgu nie jest powszechnym zwyczajem. Wszędzie jest pełno lodowisk. Jedno – ogromne – znajduje się niemal w centrum miasta i jeździło po nim tysiące osób. Najwięcej wkoło centralnego okręgu, ale widizałem też kilka tuzinów mniejszych boisk hokejowych gdzie różne grupy trenowały różne elementy hokeja na lodzie. W mieście jest bardzo dużo zieleni – nieporównywalnie więcej niż w St. Petersburgu, gdzie praktycznie ich nie ma. A w Archangielsku drzewami są wysadzone wszystkie szerokie ulice. Na początku stycznia drzewa były przykryte grubymi czapami białego puchu. Wyglądały bardzo bajkowo.

Drewniane są też domy. Pięknie zdobione drewnianymi rzeźbionymi elementami. Okiennice i typowo 3.5 albo nawet 7 okien od frontu. Zwykle jest to nieparzysta liczba okien. Małe domki obok, nad wodą, to banie. Zamarznięta rzeka, po której chodzą piesi (pod mostem, zamiast po moście). Pewien skansen 20-30 km za miastem. Bardzo malowniczy. Na ogromnym ponad 100 hektarowym terenie, wśród lasów, odtworzone stare syberyjskie wsie z drewnianymi domami zrobionymi z dużych, grubych bali. Są też kościoły ze strzelistymi wieżyczkami z drewnianymi deseczkami pokrywającymi strzeliste dachy. Bardzo malownicze. Pomiędzy osadami w skansenie drogi przykryte śniegiem, a po nich potężne, bogato zdobione drewniane sanie ciągnione przez duże, dorodne konie i powożone przez młode Rosjanki w kożuchach ze zdobionymi połami, kołnierzami, itp w kolorowych ludowych chustach na głowie, w kolorowych ludowych spódnicach i skórzanych kozaczkach i dużymi rumieńcami na twarzach. Modelki słowiańskości.

W skansenie były też podwórka gdzie bawiły się syberyjskie dzieci. Bardzo specyficzne, pólnocnosyberyjskie zabawy. Karuzela obracająca się na bardzo wysokim słupie, gdzie dzieci obracają się na ławeczkach zawieszonych u góry słupa na bardzo długich, solidnych linach. Albo dość specyficzny tor saneczkarski – w centrum okrągłego toru o średnicy około 10 metrów są skrzyżowane dwie długie 10-metrowe belki. Na czterech końcach ów belek są przyczepione sanki. Te belki wprawiane są w ruch przez dwóch młodych chłopaków, którzy popychają je przed sobą, chodząc wzdłuż centrum kręgu. Wprawiają tym samym w ruch owe sanki, które z dość dużą szybkością jeżdżą po wyślizganym torze w kształcie koła. Momentami nabierają naprawdę dość dużej prędkości. Oczywiście na tych placykach zabaw było więcej bawiących się dorosłych niż dzieci. Choć dzieci też było całkiem sporo – wiele z nich rodzice lub dziadkowie ciągnęli na nietypowych sankach. Sankach zrobionych z czegoś podobnego do napompowanej dętki samochodowej obciągniętej plastikową, bardzo kolorową powłoką. Zresztą dzieci na ulicach Archangielska widziało się bardzo wiele, również tych najmniejszych w wózeczkach. Widać rodzice hartują swoje dzieci od najmłodszego.

Efekty tego hartowania widziałem wcześniej jadąc pociągiem z St. Petersburga do Archangielska.

Podróże dalekobieżnym pociągiem w Rosji (te mające trasy do 2-3 godzin jazdy nie są nazywane “pociągami”, to zwykłe “elektriczki”) mają swój ceremoniał. Jechałem w wagonie z tzw platzkartami (czyli wagonem z miejscami  leżącymi, ale nie w oddzielnych przedziałach – takie są nazywane coupee – tylko w wagonie bez przedziałów, gdzie śpi się też wzdłuż korytarza. Dzięki temu miałem okazję przyjrzeć się bliżej moim współpasażerom. Przyglądanie się im było tak samo ciekawe jak przyglądanie się mijanym krajobrazom. Najpierw wyglądałem przez okno, ale nagle zauważyłem, że większość współpasażerów zdążyło zrzucić swoje zimowe ubrania i wskoczyć w wygodne dresy, szorty, a nawet w szlafroki. Panowie robili to na miejscu, a panie przebierały się albo w toalecie albo za impromptu parawanami zrobionymi dla nich przez ich męzów kocami albo szerokimi ręcznikami – wiecie, tak jak na plaży. Kiedy oni zdążyli wszyscy się przebrać?

Potem w wagonie nastąpiła chwila ciszy. Wyglądałem przez okna pociągu i widziałem zimowe krajobrazy. W pociągu było bardzo ciepło – idealna temperatura.  Lasy, pola, wioski i malutkie senne miasteczka, gdzie widać było że życie toczy się swoim własnym, spowolnionym rytmem. Gdy oderwałem wzrok od okna i spojrzałem na wnętrze wagonu, okazało się, że panuje w nim ogromny ruch. Jedni szli do toalety. Inni – w odwrotnym kierunku – do kuchni na drugim końcu wagonu, gdzie stał ogromny samowar by nalać sobie kipitka do zaparzenia sobie herbaty. Ruch jak na Marszałkowskiej.  Po wypiciu herbaty, pasażerowie zaczęli ścielić sobie łóżka przygotowaną przez linie kolejowe RŻD pościelą. Tak wcześnie? – zastanawiałem się. Mi się jeszcze spać nie chciało. Więc dalej wyglądałem przez okno. Wszyscy już leżeli i znów zrobiło się cicho. Gdy prowodnitsa (młoda “wagonowa” z Ukrainy – wojna wojną,  a życie życiem) zgasiła część świateł w wagonie, to pomyślałem, że za chwilę wyłączy wszystkie i by potem nie musieć się ścielić w ciemnościach, też postanowiłem pościelić moje łózko i wskoczyć do środka.

Ledwo zasnąłem, a obudziły mnie krzątanina, rozmowy i nawet głośne krzyki małego dziecka. Co do cholery?! – pomyślałem zły i rozbudzony. Okazało się, że nikt już nie śpi i wszyscy powyciągali swój prowiant. Zajadają aż im się uszy trzęsły. A ja leżałem w swoim łóżku. Widać nie mogłem się zsynchronizować z resztą podróżnych. Też wstałem i sięgnąłem po kanapki oraz butelkę piwa, które kupiłem sobie jeszcze na dworcu w St. Petersburgu. Ciekawostką jest to, że oprócz mnie i pewnego młodego ojca, który podróżował ze swoją żoną oraz kilkunastomiesięczną córeczką, nikt więcej – zadając kłam naszym wyobrażeniom o zwyczajach Rosjan – nie pił alkoholu w tym wagonie. Początkowo myślałem, że może jest to zakazane, ale okazało się, że piwo można kupić też w małym sklepiku prowadzonym przez prowodnitsę.

Na zewnątrz było już prawie całkiem ciemno. Prawie bo mocno świeciły księżyc i gwiazdy więc widać było kontury lasów i łąk. Od czasu do czasu również światła mijanych domów w małych wioskach. Nagle małżeństwo z dzieckiem zaczęło ubierać swoją córeczkę. Sweterek, kombinezon, buciki, rękawiczki. Bardzo dobre – ucieszyłem się z tego, że zaraz będą wysiadać – bo to właśnie głośne zabawy owej dziewczynki wybiły mnie ze snu jakąś godzinę temu. Pociąg mocno zwolnił, dziewczynka była już całkiem ubrana. Pociąg się zatrzymał na jakiejś małej stacji – wyjrzałem przez okno. Na platformie ubity mocno śnieg. Wokół też mnóstwo śnieżnobiałego śniegu, migocącego mrozem. Temperatura chyba z jakieś minus 35 stopni Celcjusza. Pod butami przechodzących po platformie kolejarzy śnieg skrzypi tak mocno, że słyszę go aż w środku przedziału. Widać krople lodu na ich wąsach. Brrrrr.

Nagle dostrzegam na platformie swoich współpasażerów z wagonu – owe młode małżeństwo z dzieckiem. Spacerują sobie po platformie. Dziecko ubrane od stóp do głów, a ojciec oprócz kurtki ma na sobie krótkie spodenki i … klapki. Takie zwykłe domowe, które się nosi po domu (w Rosji również po wagonie kolejowym) z otwartymi piętami i palcami u stóp. Dobrze że ma chociaż na nogach skarpetki !!! Spacerują sobie nieśpiesznie – tam i z powrotem wzdłuż platformy. Niesamowite, Zresztą inni współpasażerowie również. I również w szortach i klapkach – mężczyźni. Jeden nawet nie miał skarpetek. Kobiety są nieco bardziej opatulone i mają na nogach zimowe kozaki. Kolejny dowód na to, że kobiety są bardziej rozumne od nas, mężczyzn.

Postój na stacji trwa ładnych 20-30 minut. Mój rozum pracuje jak na dopalaczach. Mam prawdziwe kłębowisko myśli. Jak to?! nie jest im zimno?! Przecież nawet nic nie pili na rozgrzewkę. Jaka jest temperatura? Może grzeje od hamulców pociągu? Ależ ci chłopcy są zahartowani. Czy to efekt słynnej syberyjskiej bani? A może gdy służą w wojsku to ich przeczołgują przez śnieg nocami? Nic dziwnego, że hitlerowcy nie zdołali zdobyć Moskwy – przecież ci chłopcy mogli by sobie leżeć zakopani w śniegu, a gdy Niemcy się zbliżą, wyskoczyć ze śniegu, zasztyletować wroga i znów wskoczyć w śnieg i się ukryć. Zniknąć. Nie mogłem powstrzymać natłoku myśli.

Nawet gdy już położyłem się do łóżka (tym razem zsynchronizowałem się z innymi), to nie mogłem przestać myśleć o spacerujących po peronie, nie do końca ubranych mężczyznach.  Wrażenie było tak zaskakujące i tak silne, że chyba mi się ta scena od razu przyśniła. Rano scena ta powtórzyła się kilka razy – przy okazji 2-3 kolejnych dłuższych postojów. Tym razem przyglądałem się uważniej spacerującym po peronie ludziom. Dostrzegłem również kobiety w klapkach, choć na jednym z peronów śnieg nie był tak ubity, a po to by dojść do pobliskiego sklepu, musiały iść przez zaspy śniegu. Niesamowite!

Ja się na spacer po peronie nie zdecydowałem. Wolałem oglądać to widowisko z okna wagonu, niż w nim uczestniczyć. Ależ było co oglądać!

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

One Response

  1. Przepraszam Was. Tekst o Archangielsku opublikował się sam zanim go dokończyłem. Pisząc go jakiś tydzień temu, musiałem przerwać. Zapisałem sobie go w szkicach z dość odległą datą publikacji. Niestety ta data niepostrzeżenie przeze mnie nastąpiła i tekst został opublikowany w formie niedokończonego szkicu.

    Doczytajcie proszę mrożące krew w żyłach (i to dosłownie:-) zakończenie wpisu. Zapraszam:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.