Niewidomi w Kuala Lumpur oraz w Singapurze

The Straits Times jest wiodącym angielsko-języcznym dziennikiem w Singapurze. Prawie w każdym wydaniu tego dziennika znajduję coś nt rynku nieruchomości. Widać jest to bardzo ważny temat dla mieszkańców Singapuru. Za niedługo zrobię streszczenie artykułów, na które się do tej pory natknąłem. Nie wszystko do końca rozumiem – istnieje tu wiele rozwiązań nieznanych w Polsce, a dodatkowo Singapurczycy lubują się w róznych 3- i 4-cyfrowych akronimach, które jeszcze nie do końca rozpracowałem. To co dodatkowo ciekawi, to dokładność cyfr dotyczących rynku nieruchomości, którymi dysponują tutejsi dziennikarze, tutejsze urzędy.

Dziś o innym temacie, który niedawno mnie zainteresował.

Będąc w okresie Świąt Bożego Narodzenia w Kuala Lumpur, stolicy Malezji, naszą uwagę zwróciła bardzo duża liczba osób niewidomych poruszających się dość pewnie po stacjach metra, centrach handlowych, food courts i innych publicznych miejscach KL. Na posadzkach poukładane są specjalne kafelki z bardzo wieloma okrągłymi wybrzuszeniami (coś jakby klocki lego), które tworzą korytarze, którymi poruszają się osoby posługujące się laską. System owych korytarzy dla niewidomych jest bardzo rozbudowany, pewnie nawet bardziej niż byłem w stanie rozpoznać podczas naszego dość krótkiego w sumie pobytu.

W Singapurze aż tak wielu niewidomych nie dostrzegliśmy na ulicach. Może nawet ani jednego. Nie potrafimy sobie przypomnieć. Natomiast z gazety The Straits Time, dowiedziałem się, że w 5,5 milionowym Singapurze mieszka ok 28.000 osób niewidomych lub poważnie niedowidzących. Niewidomi stanowią zatem ok 0,5% całej populacji. Nie wiem czy to dużo czy mało w porównaniu np z Polską, ale to co mnie zaskoczyło w artykule to informacja, że tylko 8 spośród osób niewidomych w Singapurze posiada psy-przewodniki. Wydaje mi się, że ten odsetek w Polsce jest o wiele wyższy.

Ciekawe z czego to wynika?

Artykuł, który cytuję tak naprawdę dotyczył czego innego. Autorzy artykułu chwalili te restauracje, sklepy, centra handlowe oraz inne miejsca publiczne za przystosowanie do przyjmowania psów przewodników. Takich miejsc przybyło w ciągu ostatnich 2-3 lat ponad 50% (super!), ale i tak jest to zaledwie 70 miejsc (słabo:-( Z drugiej strony biorąc pod uwagę bardzo małą liczbę psów przewodników… I stąd dowiedziałem się ile ich jest:-) Pewnie jedną z barier jest zatem mała dostępność miejsc przyjaznych psom-przewodnikom.

Drugą barierą mogą być wysokie koszty nabycia psa-przewodnika. Jak się dowiedziałem z tego artykułu, koszt zakupu, szkolenia, transportu z Australii (widać w Singapurze nie ma szkółek dla psów), certyfikatów, itp wynosi aż SGD 35.000 czyli blisko PLN 100 tyś. Myślę, że w Polsce są to jednak o wiele niższe koszty.

A swoją drogą, to człowiek czytając podobne teksty nabiera dużej wdzięczności za to, że ja i wszyscy moi najbliżsi posiadamy wzrok. Bez tego trudno byłoby mi dotrzeć do tych ciekawych informacji, trudno byłoby podróżować, nie mógłbym podziwiać koloru w basenie, w którym pływam, trudniej byłoby mi dostrzec różnice między Singapurem, a Malezją (np tego, że w tej drugiej liczne są sieci międzynarodowego fast food, a w Singapurze ich nie widziałem). Trudno byłoby mi utrzymać kontakt z Wami, trudniej byłoby mi się uczyć nowych umiejętności.

Choć oczywiście “trudniej” nie oznacza “niemożliwe”… Co dobitnie pokazał m.in Adam z Wrocławia, Fridomiak i maratończyk, który ma też wiele innych zainteresowań. Pisałem o jego bardzo udanym udziale w nowojorskim maratonie jakis czas temu.

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

4 Responses

  1. Zgadza się wzrok jest najważniejszy, nawet ważniejszy niż możliwość chodzenia… Ale jakoś tak dziwnie się składa, że nie dbamy o wzrok, nie interesujemy się nim. Wiemy że należy się trochę ruszać, jak boli głowa to bierzemy lek. A ze wzrokiem nie robimy kompletnie nic. To dziwne skoro przecież powinniśmy o niego maksymalnie dbać. Jakoś w ogóle nie ma reklam np. kropelek do oczu (które często są zbawienne po 10 h siedzenia przed monitorem). Nikt nie propaguje żadnych ćwiczeń czy takich zachowań, które pomogą naszym oczom (jak chociażby ich zamknięcie w ciągu dnia na 2 minuty, dzięki czemu mogą chwilę odpocząć).

    Z innej beczki – jak byś Sławku przetłumaczył tytuł gazety “The Sraits Times”? Po polsku nie brzmi zbyt dobrze ;-)

    1. Robert, dzięki za zwrócenie mojej uwagi na literówkę, którą popełniłem. Gazeta nazywa się “The Straits Times”? A jak to przetłumaczyć? “Straits” to są przesmyki, cieśniny, a nazwa gazety nawiązuje do Singapore Straits, a zatem może “Wiadomości Cieśninowe”? “Cieśninowy Czas”? :-)))

  2. Regularnie widuję dzieciaki ćwiczące prowadzenie swoich kolegów/koleżanek przez bramki i po schodach na stacjach metra. Służy to przygotowaniu młodych ludzi do pomocy niewidomym a równocześnie uczy ich (tym z zawiązanymi oczami) jak trudno rozpoznać przeszkody i na co zwrócić uwagę, gdy prowadzą niewidomego. Coś tak jakby skauci, ale tu organizują to chyba szkoły. Serce rośnie.
    Dlaczego nie ma psów przewodników? Różnice kulturowe najprawdopodobniej. W Azji wciąż mocno polega się na swoich dzieciach, sąsiadach, rodzinie. Na prawdę mocny nacisk kładziony jest na woluntariat i dużo ludzi poświęca np. jeden dzień w tygodniu na pomaganie innym (jadłodalnie, opieka nad niepełnospawnym lub starszym). Do tego dochodzi problem z psem jako zwierzęciem ‘brudnym’ wg. muzułmanów, których jest w Singapurze dużo – również w komunikacji miejskiej. Nie ma też tradycji trzymania psów w domu. A wzrok – no cóż, Azjaci, a szczególnie Chińczycy mają słaby wzrok – i to jest fakt.

    1. Andy, dzięki za spojrzenie “od środka”. Wolontariat to wielka potęga, budująca łączność, wspólnotę. Otwiera na innych, a nie zamyka przed nimi. Fajnie gdybyśmy w Polsce tę ideę rozszerzali.

      Rzeczywiście kotów na ulicach KL czy Melaki widać mnóstwo (w Singapurze o wiele mniej), za to psów prawie wcale. Choć wczoraj wieczorem widzieliśmy sporo osób spacerujących z małymi pieskami na smyczach przy uliczce Emerald Hill (bocznej uliczce odchodzącej od Orchard Road). Byłem zaskoczony tym, że jednak są pieski w domach, choć oczywiście z Warszawą czy innymi polskimi miastami nie da się porównać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.