Kolejna udana akcja policyjna

Są kraje, w których zwykli, porządni i przestrzegający prawa oraz zasad współżycia obywatele boją się … policji. Kontakt z policją może oznaczać dla nich utratę pieniędzy, czasami zębów, a nawet – bywa – utratę wolności. Policja zamiast chronić swoich obywateli wymusza na nich haracze. Zamiast stać po stronie obywateli stoi po stronie mafii, prostytutek, sutenerów, złodziei. Wiele razy widziałem jak ludzie boją się policji w swoich własnych krajach w Gwinei, Gwinei Bissau, Nigerii, w Kongo i w innych krajach Afryki, Azji i Ameryki Południowej. Ludzie dziwili się, że sam z siebie podchodzę do policjanta by o coś zapytać.

W Stanach Zjednoczonych – jeśli jesteś Afroamerykaninem – to też musisz mocno uważać. Żadnych gwałtownych ruchów. Czasami nawet ostre słowo lub kpina mogą wywołać srogą złość policji, nie wahającej się użyć wściekłej siły, a nawet ostrej broni przeciw nieuzbrojonym młodzieńcom, starszym panom, a nawet nastolatkom. Widziałem raz w amerykańskiej telewizji jak policjanci powalają na ziemię i kopią po ciele i głowie pewną nastolatkę, którą zatrzymali przy basenie prywatnej posiadłości. Dziewczyna miała na sobie bikini, więc z pewnością nie ukrywała żadnej broni czy innych narzędzi mogących zagrozić zdrowiu rosłych, ubranych w ochraniacze policjantów. Mogła ich dotknąć tylko ciętym słowem.

Standardy policyjne w Europie są zupełnie inne. Policjanci w Anglii przez wiele lat chodzili po ulicach bez broni. Policjant raczej pomógł ci przejść przez ulicę niż czatował aby ci wlepić mandat za przejście na czerwonym świetle. Raczej ci pokazywał drogę niż cię kontrolował, pilnował, pouczał czy karał. Policja w Polsce też przeszła duże przeobrażenie od czasów gdy służba ta nazywała się Milicją Obywatelską. Ale czy ta transformacja już się zakończyła, czy może jednak nadal pozostały ślady DNA MO w mentalności dzisiejszych policjantów?

Dziś byłem uczestnikiem kolejnej udanej akcji policyjnej.

Jechałem rano na skuterze Alejami Jerozolimskimi gdy nagle – chcąc zmienić pas ruchu – pewien samochód zajechał mi drogę. Chcąc uniknąć zderzenia skręciłem i zahamowałem. Ponieważ wcześniej padało i jezdnia była mokra, to wyłożyłem się jak długi (skutery łatwo tracą przyczepność gdy jest ślisko). Na szczęście nie jechałem szybko więc i wypadek nie był groźny. Skuter się nieco obtarł, popękało prawe lusterko. Zrobiła mi się też dziura w moich pomarańczowych spodniach. Kurtka tylko się nieco przybrudziła.

Kierowca samochodu, który zajechał mi drogę zachował się w porządku. Zatrzymał się, pomógł mi zepchnąć skuter na chodnik i zapytał czy wezwać karetkę pogotowia. Początkowo sam nie wiedziałem czy tego chcę czy nie, ale gdy po chwili nieco opadła adrenalina, to zacząłem czuć narastający ból prawego barku. Ból zaczął promieniować i po chwili czułem drętwienie w palcach prawej dłoni.

Karetka przyjechała po chwili. Najważniejsze było spisanie mojego dowodu. Ciekawe czy jeśli bym go nie miał, to czy nie udzielono by mi pomocy. Chyba jednak udzielono by bo załoga karetki (pani doktor oraz młody sanitariusz) byli bardzo ok. Zadali parę pytań, dokonali oględzin i założyli mi temblak czy jak to się fachowo nazywa. Chcieli mnie zawieźć do szpitala na prześwietlenie barku, ale w tym momencie zjawiła się dzielna dwuosobowa załoga policyjnego radiowozu.

Pani sierżant od razu podpadłem, bo na jej pytanie czy mam przy sobie kartę pobytu, zapytałem czy ona ma kartę pobytu. Gdy zaprzeczyła, to zapytałem też sanitariusza i panią doktor czy posiadają karty pobytu w Polsce. A gdy zaprzeczyli, to zapytałem panią sierżant dlaczego ja miałbym niby mieć takową:-) Nieco się zmieszała i potem jej pytania stały się dość agresywne. Ja na agresję słowną ze strony ludzi w mundurach, na pocztach i innych “urzędach” zwykle odpowiadam kpiną i sarkazmem, co nie stanowi dobrej bazy dla budowania wzajemnych relacji. Przyznaję, że w tego typu sytuacjach nie jestem zwykłym sobą.

Pani sierżant koniecznie chciała ustalić, którym pasem jechałem. Czy chciałem wyprzedzać ten samochód, czy też on po prostu zajechał mi drogę. Pomimo krzątaniny lekarzy wokół mojej stłuczonej ręki oraz kolana, mierzenia mi ciśnienia (podskoczyło mi do 180 na 120), pani sierżant dalej dochodziła “faktów”. A ja naprawdę nie pamiętałem szczegółów. Nie pomagałem jej w “ustaleniu sprawcy”, co stało się dla mnie jasne dopiero po chwili. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że policja przyjeżdża do tego typu wydarzeń nie po to by pomóc, nie po to by doradzić tylko po to by ustalić sprawcę. To jest chyba ich jedyny cel.

Pani sierżant poradziła mi bym zadzwonił po kogoś komu mógłbym przekazać pod opiekę skuter. Ale po co? – pytałem, przecież gdy wyjeżdżam nawet na kilka tygodni gdzieś za granicę, to go po prostu zostawiam na ulicy. Bez pilnowacza:-) Pani sierżant stanowczym i dobitnym tonem dała mi do zrozumienia, że nie ma opcji pozostawienia przeze mnie skutera na chodniku i albo kogoś wezwę, albo oni ten skuter odholują. Już chciałem im pozwolić na odholowanie skutera gdy ów sanitariusz powiedział mi, że odholowanie może mnie kosztować nawet 500 złotych.  C0??? Mój skuter był wprawdzie nieco droższy, ale można kupić nowy skuter już nawet za PLN 1.500. Mam płacić za holowanie, którego w ogóle nie potrzebuję?!

Powiedziałem pani sierżant, że podpiszę jej oświadczenie, że pozostawiam skuter na własną odpowiedzialność. Nie ma takiej opcji – krótko ucieła. Gdy zacząłem kpić, że czuję się traktowany jak przedszkolak, nie mający własnej woli, pani sierżant zaordynowała mi test alkomatem. W końcu odmówiłem pojechania do szpitala karetką.

Chyba trzeci raz w życiu (raz było to w Australii przy okazji rutynowej kontroli drogowej) dmuchałem w alkomat. Przydało się moje ćwiczenie dmuchania przy nauce gry na saksofonie, bo strumień powietrza miałem silny, równy i tak długi, ze aż pan policjant mi przerwał. Maszynka potem długo analizowała wyniki pomiaru i w końcu pokazała 0,00 promila. Karetka już odjechała, a pani sierżant dalej dopytywała o szczegóły zdarzenia. Powiedziałem jej, że moje zeznania pokrywają się z zeznaniami kierowcy samochodu. Ale przecież ich pan nie słyszał? – zdziwiła się. Co mi za różnica kto jest sprawcą wypadku? Gdy ponownie powiedziałem jej, że nie pamiętam, którym pasem jechałem, poza tym – w trakcie zajechania mi drogi i tak odbiłem w prawo – więc mogłem jechać i jednym i drugim, to pani sierżant postanowiła że sprawę odda do sądu.

Samochodu, który zajechał mi drogę nawet nie drasnąłem. Jego kierowca nie ma do mnie o nic pretensji. Ja poniosłem kilkaset złotych strat (najbardziej żałuję zniszczonych, przedziurawionych w okolicach kieszeni o raz przeciętych w okolicach nogawki przez sanitariusza moich pomaranczowych jeansów, ciężko takie znaleźć w sklepach), ale też nie mam żadnych pretensji do kierowcy – powinienem był, pamiętając o tym, że padało – jechać jeszcze wolniej. Sam sobie jestem winien i nie oczekuję niczego od owego kierowcy. A tu sąd? Już widzę te wezwania listami poleconymi, wyznaczanie terminu gdy akurat będę zimę spędzał w tropikach, powoływanie świadków i biegłych sądowych, zadawanie mi głupich pytań (jak przedszkolakowi), zupełnie nie związanych ze sprawą (typu jakie jest pana wykształcenie, ile pan zarabia, z kim pan sypia, itp) przez bardzo mądry wymiar sprawiedliwości.

Przyznałem się do sprawstwa. Jak to? – dopytywała pani sierżant, która nagle – nie wiedzieć czemu – przeszła na formę “Panie Sławku”. Przecież nawet nie pamięta Pan, którym pasem jechał i nie wie Pan czy to Pan jest sprawcą – kontynuowała. “I co, sąd mi przywróci pamięć po kilku miesiącach?” – kpiłem. “Ale jak się Pan przyzna, to będzie Pan musiał zapłacić mandat”. To zapłacę. Ale to będzie aż PLN 220 i płatne tylko w gotówce – przekonywała tak jakby w tym tygodniu miała dostać większą premię za skierowanie iluś tam spraw do sądu, niż za samodzielne wykrycie sprawców:-)

Nie wiem czy to też należy do policyjnych procedur, ale pani sierżant posłała by poszedł ze mną do bankomatu jej pomagier. Bała się, że zniknę? – miała przecież w rękach mój dowód osobisty oraz dowód rejestracyjny skutera, a przed sobą mój zaparkowany na chodniku skuter. Gdy po powrocie z bankomatu, pogratulowałem im kolejnej udanej akcji schwytania sprawcy wykroczenia, to chyba wreszcie do nich dotarło, że zachowali się idiotycznie. Doszło do zdarzenia drogowego -fakt. Wystąpiły jakieś drobne obrażenia po mojej stronie – fakt. Zostali wezwani – fakt. Ale skoro pomiędzy uczestnikami owego wydarzenia nie ma sporu – to po co sąd? Na faceta, który zajechał mi drogę nie byłem nawet zły. Pewnie, zadał mi nieco bólu barku, ale zachował się bardzo kulturalnie i odpowiedzialnie. Dopóki nie przyjechała policja – dopiero przy nich zaczął się wymigiwać. Może pod wpływem rozmów z nimi – on z nimi rozmawiał z 10 razy dłużej niż ja. Chciałem go nawet spytać o to po co w ogóle wzywał policję, ale zdążył się zmyć nim wróciłem z bankomatu. Ja bym na jego miejscu pewnie zaoferował zwrot połowy kosztów mandatu oraz połowy kosztów naprawy skutera oraz wymiany odzieży. Ale może mam zbyt wygórowane oczekiwania wobec bliźnich.

Ze statystyk wynika, że Policja Polska jest coraz skuteczniejsza w tropieniu sprawców wykroczeń i przestępstw. Dzisiaj miałem przyjemność jeszcze odrobinę poprawić te statystyki.  Natomiast Policji w tego typu zdarzeniach już nigdy nie pozwolę wezwać. Inwestycja PLN 220 w zrozumienie prawdziwej roli policji już mi wystarczy. Kończąc pisanie tego posta, słyszę gdzieś za oknami, w oddali jadący na sygnale radiowóz. Pewnie kolejna dzielna załoga pędzi by schwytać kolejnego sprawcę. Do lekarza – prywatnego – idę za godzinę.

Pamiętam, że wśród Fridomiaków był kiedyś policjant z Kujawsko-Pomorskiego, policjantka z Wrocławia oraz strażnik miejski ze Śląska. Może ktoś jeszcze. Może ktoś z Was ma znajomych policjantów. Jeśli tak, to czy możecie proszę skomentować ten wpis (lub poprosić swojego znajomego o komentarz) z perspektywy  funkcjonariusza Policji? Może ja tu jednak czegoś nie rozumiem.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

29 Responses

  1. Sławku ! Myślę że nie ma sensu tego komentować… chyba żaden z fridomiaków nie chce pobudki jutro o godzinie 6 rano :)
    pozdrawiam

  2. A ja się nie boję pobudki o 6.00 rano, więc skomentuję. :)

    Władza deprawuje. Pieniądze i wódka podobnie. Niestety, oduczają też myślenia.

    Myślę Sławku, że Pani Sierżant nie miała pojęcia, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą. Myślę również, że wzięła Cię za obcokrajowca i uległa ksenofobii. Poza tym ona służy systemowi, a system jest bezmyślny. Nauczyli ją, jak ścigać przestępców, ale w sytuacji, gdy zabrakło sprawcy, to wyuczone odruchy “kazały” jej jakiegoś znaleźć. Jak u psów Pawłowa – jest dzwonek, jest i ślinotok, tak u Pani Sierżant – jest wezwanie, musi być i sprawca. Przecież nikt nie uczy w dzisiejszych czasach ludzi myślenia. Codziennie jesteśmy tresowani do wykonywania poleceń (idź do pracy, zarób forsę, wydaj wszystko, żebyś musiał znów iść do pracy i zarabiać forsę, którą znów wydasz do ostatniego grosza, a jak nie wydasz, to za dużo Ci płacą ;) ), a jak widać, Pani Sierżant w szczególności.

    Nawet nie masz pojęcia, jak często spotykam się z czymś podobnym. Ostatnio dostałam do opisu notę obciążeniową. Jest u nas elektroniczny obieg dokumentów księgowych (nowoczesność pełną gębą). Nota “wypluta” przez automat, podpisana, wysłana, odebrana, zarejestrowana, wrzucona do elektronicznego obiegu dokumentów, i.t.d. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie kwota: 0,00 PLN (słownie: zero PLN). Automat “wypluł”, człowiek podpisał odruchowo (a może dlatego, że został nadany kolejny numer, a jak wiadomo, w księgowości kolejność musi być zachowana, albo wycofanie takiego dokumentu było zbyt czasochłonne dla tej osoby – no nie znam motywów powielania idiotyzmów po automacie), dokument został wysłany, inny człowiek odebrał, zarejestrował, skoro już wpłynęło, następny nie miał odwagi zignorować… a mi się już nie chciało “kopać z koniem”, więc kliknęłam i wysłałam do zatwierdzenia śmiejąc się w głos z takiego idiotyzmu. To kliknięcie kosztowało mnie mniej energii, niż zwrot dokumentu w systemie i pisanie, dlaczego jest bez sensu. Cały czas się zastanawiam, co by się stało, gdybym nie ruszyła tego dokumentu i “wisiałby” w nieskończoność. Czy ktoś by się do mnie o to przyczepił? Niestety, obawiam się, że tak, bo przecież nie zrealizowałam przyposanego mi zadania… :D Pracuję przecież w firmie, gdzie procedury są na wszystko, chyba nawet na technikę używania papieru toaletowego :D

    Tak samo było z Panią Sierżant – musiała się do kogoś doczepić, skoro już było wezwanie. Zero myślenia. A może takie wytyczne mają? A może miała zły dzień? A może nie lubi pomarańczowego koloru? A może nie dotarło do niej, że nie wszyscy Polacy są blondynami o niebieskich oczach? Może młoda była i za wszelką cenę chciała się jakoś wykazać, bo WYNIKI MUSZĄ BYĆ! ;)

    P.S. Może i wykrywalność wzrasta, jednak nie jestem pewna, z jakiego powodu. Może kryteria się zmieniły? A może jakieś wytyczne? Pamiętam, jak wiele lat temu odmówiono mi przyjęcia zgłoszenia o kradzieży dowodu osobistego… Sprawa niewykrywalna, to nie chcieli jej rejestrować, a ja młoda i głupia byłam, to i dałam się odesłać z kwitkiem…

  3. Sławku, kibice mają taką przyśpiewkę: “Zawsze i wszędzie, Policja j$%#a będzie.”
    Znam osobiście wielu policjantów i mimo sympatii stwierdzam, że nieliczni w tej grupie są normalni – nawet nie procent, a promil. Z czego to wynika? Trudno powiedzieć. Może z zabetonowania tzw. góry?

    1. Ja trochę rozumiem policjantów. Gdy używają swojej oceny i odbiegają od procedur, to ktoś może ich potem postawić w stan oskarżenia. To samo dotyczy lekarzy.

      Wczoraj miałem bardzo nietypowy dzień. Po doświadczeniach z policją, miałem jeszcze przygody z lekarzami. Gdy zadzwoniłem do centrum medycznego, to usłysząłem że umówiono mnie do lekarza w przychodni przy ul Targowej. Gdy tam przybyłem okazało się, że lekarz na mnie czeka w przychodni przy Twardej. 5 minut, które miałem jeszcze w zapasie nie wystarczyłoby na dojechanie w nowe miejsce, zwłaszcza, że skuter pozostawiłem w Alejach Jerozolimskich.

      Zmieniłem godzinę na późniejszą i pojechałem do lekarza w nowe miejsce. Tam chwilę poczekałem. Gdy wszedłem, to lekarz powiedział, że po pierwsze oni nie mają sprzętu do diagnozy mojego barku, a po drugie on jest chirurgiem, a sprawa jest dla innego specjalisty (nie pamiętam jakiego) i on nie może zgodnie z prawem udzielać mi porad. Poradził mi pojechać na ostry dyżur do szpitala.

      Powiedziałem mu, że byłem już w jednej przychodni, teraz w drugiej, a on odsyła mnie w miejsce gdzie zmarnuję kolejne 4 godziny w poczekalni, więc może on mi jednak coś poradzi “nieoficjalnie”. Przyznał mi rację, sprostował, że w szpitalu mogę poczekać nawet i 12 godzin i zdiagnozował mnie “off the record”. Okazało się, że chyba nic poważnego nie jest z moim barkiem i wystarczą jakieś maści bez recepty.

      Pokazał, że pomimo sztywnych procedur, można nadal pozostać myślącym człowiekiem, który potrafi realnie ocenić ryzyko. Nawet jeśli się pomylił i miałbym ulec paraliżowi ręki w wyniku jego błędnej diagnozy, to na pewno nie podam go do sądu.

      Przepraszam Roberta i innych prawników, ale ja część winy za owe zabetonowanie myślenia przypisuję również Wam, a także Waszym klientom, którzy są pieniaczami. Niestety prawnicy często – poszukując zleceń – sami nakłaniają “ofiary wypadków” do zgłaszania się do nich, bo oni pomogą wyłudzić odszkodowanie. I w ten oto sposób nakręca się spirala strachu i niedorzeczności.

      1. Jednego dnia Policja i służba zdrowia? Naprawdę Ci współczuję Sławku. Problem w jednym i w drugim przypadku jest dość złożony, ale wspólnym mianownikiem jest władza. Jedni czują się bogami ulicy, a drudzy bogami życia. Dlatego bywają tak rozdrażnieni kiedy ktoś próbuje to kwestionować. Oczywiście są wyjątki, ja na szczęście miałem okazję trafić na dobrego lekarza chyba w najważniejszym momencie.

        1. Nibul, dzięki za współczucie. Dałem radę:-) Ale dzień rzeczywiście był słaby – policja, służba zdrowia, a potem jeszcze przegrana Rosji (kibicowałem im ze względu na bilety warunkowe wylosowane przez moją żonę na fazę pucharową w przypadku awansu Sbornej).

          Oglądanie na żywo finału z udziałem Polski i Rosji jest już wykluczone:-) Pozostaje mi tylko nadzieja na oglądanie finału z udziałem Polski na Stadionie Narodowym. Jestem przekonany, że w przypadku awansu do finału PZPN wymyśliło by na prędce jakiś fan zone. Choć na Stadionie Narodowym akurat będzie bałagan po szczycie NATO, może zatem na stadionie przy Łazienkowskiej? Ostatecznie może to też być w Lolku czy w innym pubie:-)

      2. A to co mówisz o wąskiej specjalizacji lekarzy najbardziej mnie poraża. To jest największe przekleństwo medycyny. Kiedy lekarz leczy tylko w ramach swojej specjalizacji, często tak naprawdę nie leczy a łagodzi objawy. Podczas gdy przyczyny tych objawów mogą pochodzić z całkiem innej strony. Brakuje kompleksowego spojrzenia na organizm i jego pracę a najgorsze jest to, że ludzie, którzy potrafią kompleksowo diagnozować lub nawet leczyć, są regularnie dyskredytowani, ponieważ używają alternatywnych, według tradycyjnej medycyny, metod.

        1. Nibul, rzeczywiście zbyt wąskie specjalizacje i leczenie objawowe są niekorzystne. W tradycyjnej medycynie chińskiej patrzy się na pacjenta kompleksowo i stara dociec do przyczyny choroby, a nie tylko łagodzić jej objawy.

        2. A przez nowoczesną medycynę ludzie, którzy stosują tradycyjną medycynę chińską nazywani są szamanami:) No bo jak to – zamiast kilku drogich leków wystarczy akupunktura, masaż i wzmocnienie słabych narządów ziołami?

  4. Co do roli prawników, to zauważyłeś Sławek tylko jedną stronę medalu – oczywiście są prawnicy którzy nakłaniają ofiary wypadków do wyłudzania odszkodowania, w sensie że komuś nic się nie stało albo niewiele, ale żądają mimo to dużych pieniędzy. I to jest niefajne.

    Druga strona medalu to sytuacje, gdy komuś naprawdę coś poważnego się stało, a np. ubezpieczyciel nie chce wypłacić nic albo wypłaca jakieś grosze licząc, że poszkodowanemu się odechce walczyć. Niestety tak jest w 90 % przypadków w tym kraju. Przykładowo – jeśli w wypadku zostaniesz sparaliżowany i wylądujesz na wózku (z winy innego kierowcy), ubezpieczyciel łaskawie ci wypłaci powiedzmy 100.000 zł. Sąd natomiast przyzna Ci jakieś 500.000 zł nawet do miliona. Jest różnica?

    Jeszcze trzecia strona to błędy medyczne, prasa jest pełna opisów przypadków, gdy lekarze popełniali oczywiste błędy, a nie ponieśli żadnych konsekwencji, a ofiary są pozostawione same sobie. W Polsce wygrać cokolwiek za błąd lekarski to naprawdę duża sztuka i lata procesów. W Polsce niestety grono lekarskie nie ponosi żadnej odpowiedzialności za swoje błędy. Podobnie zresztą jak prawnicy za swoje błędy ;-) W ogóle jest słabo z odpowiedzialnością zawodową. Ostatni wyrok surowy z Katowic za zawalenie się hali targów jest ewenementem póki co, ale uważam ten wyrok za sprawiedliwy (dostali po kilka lat więzienia, m.in. projektant hali).

    Tak czy siak w Polsce (i chyba w ogóle w Europie) nie ma takiej sytuacji jak w USA, gdzie każdy się procesuje a ławy przysięgłych zasądzają milion za poparzenie kubkiem w Macu ;-)

    1. Robert, dzięki za dodatkową perspektywę. Co do błędów lekarskich, to jest pewna racja w tym, żeby dochodzić odszkodowania jeśli ktoś ucierpi w wyniku błędu popełnionego przez lekarza.

      Ale patrzę na to szerzej. Jeśli lekarze będą ścigani za swoje błędy, to potem nie będą chcieli wychodzić poza utarte ścieżki i ktoś może zginąć w wyniku bierności i braku kreatywności lekarza. Lekarze będą woleli obierać bezpieczne dla nich ścieżki, które nie muszą być najlepsze dla konkretnego pacjenta, w konkretnej sytuacji. Oczywiście zaniechanie jest trudniej udowodnić niż popełniony błąd, ale może być tak samo groźne dla życia czy zdrowia.

  5. Nibul, a w wielu schorzeniach wystarczyłoby więcej ruchu i zmiana diety… Tylko co to za lekarz, który tabletek nie wypisuje ;) :D Spora część ludzi nie wyobraża sobie sytuacji, żeby wrócić od lekarza bez pliku recept. Lekarz też człowiek i chce być dobrze postrzegany, więc wypisuje zgodnie z oczekiwaniami.

    Wielu lekarzy ma wystarczającą wiedzę, żeby stosować np. ziołolecznictwo, ale procedury są procedurami. To nie tak, że medycyna naturalna, czy tradycyjna medycyna chińska są postrzegane, jako szamanizm. Nawet nie wiesz, ile leków aptecznych jest lekami prostymi, które można sobie w domu przygotować. Łatwiej jednak jest łyknąć pastylkę.

  6. Sławku pogotowie też przeszło reformację i w obsadzie zespołu nie ma już sanitariuszy. Zostali zastąpieni ratownikami medycznymi.

    1. Przemek, dzięki za sprostowanie. Na szczęście dopiero drugi raz życiu siedziałem w karetce, więc nie znam dokładnej terminologii. Pierwszy raz, kilka lat temu, gdy moją żonę w pewien niedzielny poranek ugryzł pies na przejściu dla pieszych w Kijowie.

  7. Witaj Sławku “wywołałeś mnie do tablicy” ;-) jako policjant z Kujawsko – Pomorskiego to służę pomocą i radą choć pracuje w przestępczości gospodarczej. Pamietam twoją kolizje na rondzie w Bydgoszczy ;-). Jak kontaktowaliśmy się telefonicznie czy potrzebujesz jakiejs pomocy.
    Nie chce nikogo bronić i obwiniać ale generalnie tak jak w służbie zdrowia i w innych dziedzinach życia także w policji są pewne procedury. Ustalone i narzucone czy to nam jako obywatelom się plicjantom podoba czy nie. A co do Twojej sytuacji pomijając zapytanie o kartę pobytu / bo to idiotyczne zachowanie pokierowane stereotypem dot. Koloru skóry ( proszę się za mnie za to nie obraź że nazwałem rzecz po imieniu/ to temat jest bardzo prosty
    1- policja przyjeżdża wezwana na miejsce zdarzenia drogowego / zaznaczam mogła byc wezwana nawet przez postronnego świadka a nie uczestników zdarzenia/
    2 – pomoc w odniesionych urazach jak nie ma wykfalifikowanej kadry tj lekarza karetki rzecz nadrzędna to wiadomo życie i zdrowie ludzkie reszta jest na drugim miejscu
    3 – ustalenie przebiegu zdarzenia – celem przyjęcia dobrej kwalifikacji czynu / rozpytywanie /
    4 – kwalifikacja czynu determinuje dalsze czynność, tryby ścigania itp itd
    5 – po przyjęciu kwalifikacji w Twoim wypadku kolizja nie wypadek bo to różnica dosyć znaczna
    6 – na podstawie oględzin miejsca, pojazdów, relacji świadków następuje przypisanie sprawstwa winy ewentualnie współwiny
    7 – rozstrzygnięcia w przypadku takiego wykroczenia możliwe jest mandatowe lub sądowe
    8 – płatności za mandat gotówką nastąpił najprawdopodobniej z uwagi na podwójne obywatelstwo
    Pomijam celowo zachowanie będących na miejscu czy zachowywali się normalnie czy z wyższością itp itd ale możecie mi wierzyć lub nie ale każdy z tych punktów jest istotny ponieważ życie pisze takie scenariusze a stety lub nie osoby są coraz bardziej roszczeniowi że wypełnienie tej procedury jest niezwykle istotne chociażby z powodu ewentualnych dalszych roszczeń stron w stosunku do siebie.
    Ty akurat Sławek z tego rezygnujesz jak widać z twojego wpisu ale wielokrotnie ludzie na miejscu w obecności policjantów z czegoś rezygnują a poznije im się czasami po latach coś przypomina i do kogo mają pretensje do Policji i szukają błędów aby coś dla siebie ugrać.
    Tak samo jak byśmy śmiesznie nie patrzyli na postępowanie ze skuterem.
    Skuter brał udział w kolizji puki sprawa nie została by zakończona musi byc zabezpieczony.
    A nawet jak została zakończona najprawdopodobniej z uwagi na uszkodzenia nie nadaje sie do dopuszczenia do dalszej jazdy. Stad tez takie naleganie policjantki na posiadanie jakiegokolwiek dokumentu jak ten pojazd został zabezpieczony i to znowu wierzcie mi jej to do niczego potrzebne w życiu nie jest co stanie się z tym skuterem czy co zrobisz ona potrzebował dokumentu aby chronić własny tyłek żeby nie narazić się na zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych.
    Więc czasami coś może nam się wydać głupie, nie logiczne ale musimy uwierzyć że tak po prostu musi być bo ilość i złożoność sytuacji nawet w przypadku takich zwykłych kolizji oraz imysłowość ludzka jest tak duża że naprawdę nie jedna osoba by mogła się zdziwić. A Policja musi tak w takim przypadku przeprowadzić czynności aby nie naruszać praw żadnej ze stron i uczestników takiego zdarzenia jak i osób postronnych.
    Pozdrawiam i życzę szybkiego powrotu do zdrowia Sławku.
    Do zobaczenia przy kuflu dobrego piwa Tusker.

    1. Szybki Łukaszu, przede wszystkim cieszę się, że nadal jesteś na fridomii. Chyba już dość dawno niczego nie komentowałeś… Jesteś jednym z pierwszych fridomiaków, więc cieszy mnie, że nie uznałeś, że nic tu już nowego i wartościowego dla Ciebie się nie pokazuje. To miłe.

      Dzięki też za perspektywę “od środka”. To jest konieczne, bo świat widziany z jednego wymiaru odbiega od rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę z tego, że Pani Sierżant była ograniczana istniejącymi przepisami. Ale to właśnie o te przepisy mi chodzi. Dlaczego uczestnik wydarzenia drogowego nie może napisać oświadczenia, że pozostawia swój pojazd na miejscu zdarzenia na własną odpowiedzialność? Wystarczyłoby wprowadzić przepis, który przewiduje taką możliwość i już by było “zgodne z procedurą”. Tak samo jak lekarze chcą byś podpisał zgodę na operację mając ryzyko, że może się nie powieść.

      No i po co ustalać sprawcę w sytuacji gdy strony nie mają do siebie o nic pretensji, roszczeń? OK, można by powiedzieć, że istnieje ryzyko, że w momencie zdarzenia nie mam pretensji do kierowcy samochodu, ale po przemyśleniu sprawy wieczorem przy piwie, po namowach szwagra zmieniam zdanie i postanawiam, że coś mi się jednak należy od owego kierowcy. Czy to przed tego typu ryzykiem dla kierowcy samochodu ma chronić ta procedura policji? Jesli tak, to bez sensu, bo przecież i tak mogę pozwać kierowcę samochodu do sądu, prawda?

      A jeśli to ma chronić policję przed tym bym ich o coś nie pozwał, to prawdę mówiąc brakuje mi wyobraźni by wymyśleć o co w ogóle mógłbym ich pozywać? Że nie dopilnowali procedur (chociaż gdyby zmieniono przepisy i stworzono legalną furtkę dla nie wskazywania sprawcy, to Pani Sierżant by przepisów nie złamała)? Ale nawet jeśli nie dopilnowali procedur, to na czym polegała moja strata, moja szkoda?

      Jeśli chodzi o demonstrowanie wyższości czy arogancji, to w tym przypadku w ogóle tego nie odczułem (oprócz owego bezsensownego pytania o kartę pobytu). Wręcz przeciwnie, Pani Sierżant – choć początkowo nieco agresywna – potem nieco złagodniała, a na koniec nawet pozytywnie mnie zaskoczyła. Otóż okazało się, że w dowodzie rejestracyjnym skutera miałem dowód ubezpieczenia, którego ważność wygasła 2 czerwca. Początkowo nawet myślałem, że zapomniałem o odnowieniu polisy. Zadzwoniłem do swojego agenta i ten przypomniał mi, że polisa została wystawiona i przesłana mi listownie. A ja nawet tego listu nie otworzyłem. Pani Sierżant uwierzyła mi na słowo, że posiadam aktualną polisę ubezpieczeniową, choć prawdę mówiąc byłem przygotowany mentalnie na kolejne spiętrzanie się przeciwności biurokratycznych:-)

      Podsumowując, zdaję sobie sprawę, że policjanci działają w ramach określonych przepisów. Im więcej pieniaczy ich oskarża o bezprawność działania tym stają się sztywniejsi w przestrzeganiu procedur. Chodzi mi jedynie o to aby te procedury nieco zmodyfikować, tak by pozwolić policjantom dostosowywać swoje działania do okoliczności danej sprawy. Wydaje mi się, że co innego poważny wypadek w którym pijany kierowca jadący niesprawnym pojazdem pod prąd, potrąca na pasach człowieka, który ginie, a mimo to twierdzi, że to nie jego wina, a co innego wywrotka skutera jadącego powoli gdzie się tylko przewrócił kierujący skuterem. Absorbowanie sądu w tym przypadku wydawało mi się abstrakcją i wolałem sobie tego zbędnego spektaklu oszczędzić.

      Jeszcze raz dzięki za Twój komentarz:-) Powodzenia w rozbudowywaniu Twojego portfela mieszkań na wynajem. Sukcesów i wolności!

  8. Sławku, a ja napiszę z innej strony :-) Myślę, że masz jeszcze wiele do zrobienia na tym świecie dla wolności finansowej Polaków. Więc może lepiej abyś zmienił skuter na coś bardziej bezpiecznego. Jak lubisz jednoślady, to może jakaś wiejska, boczna droga a nie centrum Warszawy. Tu jazda na skuterze (chciałem napisać skuterku, ale zabrzmiałoby to nieco pejoratywne) to rosyjska ruletka. Tak więc zaczynam akcję w internecie #SławekBezSkutera.

    1. Adam, Ania, dzięki za miłe słowa pod moim adresem. A co do skutera, to obawiam się, że akcja, którą proponujesz nie przyniesie efektu. Nic mnie nie wtłoczy z powrotem do samochodu. Dziś samochodem po Warszawie jeżdżę jak za karę. Zupełnie odzwyczaiłem się od stania w korkach. Współczuję tym, którzy muszą. Ostatnio spieszyłem się do domu by zobaczyć mecz Polska – Ukraina. Był straszny korek na jednej z dróg prowadzących do mojego bloku. Wymijałem samochody, których kierowcy – byłem absolutnie pewien – spóźnią się na mecz. Nawet jeśli mieszkają blisko nieopodal miejsca korka ulicznego. Ja zdążyłem.

      Natomiast obiecuję, że w ramach mojej odpowiedzialności wobec obecnych i przyszłych Fridomiaków:-), będę ostrożniej jeździł. Skuterem:-)

  9. Bardzo przykra sytuacja. Ale ciekawy jestem, po co Pani Sierżant była karta pobytu? ;) Najpewniej wzięła Pana za obcokrajowca, ale nadal – agresywne pytania wciąż są nie na miejscu. Szkoda, że kierowca poszedł, zanim zdążył Pan wrócić, a potem jeszcze ta służba zdrowia… Radzę porządnie wypocząć. I proszę się nie martwić – ten dzień chyba wyczerpał limit pecha :) Pozdrawiam!

  10. @Sławku: o ile znam urzędy i policjantów to trzeba być grzecznym bo z władzą się nie dyskutuje a tym bardziej nie używa sarkazmu. Przykro mi to mówić ale trochę zachowałeś się jak dziecko. Nie znasz przysłowia, że głupszemu się ustępuje? Będąc miłym i skruszonym można więcej u policjantów załatwić niż taką arogancją. Wiem – z twojej perspektywy to tak nie wygląda ale z mojej już tak. Miałem przyjemność kilka razy rozmawiać z urzędnikami i policjantami. Policjantka zapytała czy masz kartę pobytu – mogłeś powiedzieć, że masz matkę polkę i mieszkasz w polsce już x lat więc już się zgubiła od czasu kiedy masz obywatelstwo. Pełne zrozumienie. Rozpoczynanie pytań takim “a pani ma” to już grabisz punkty minusowe. Zimna krew to podstawa bo po co komu problemy? Nawet jeśli masz rację to i tak możesz mieć problemy i tracić swój czas – po co ci to? Żeby nie było jestem inż. budownictwa i nie mam nic do czynienia z policją.

      1. nie musisz mi dziękować ani przyznawać racji Sławku doskonale wiesz, że tak jest. Zauważyłem jednak, że niektórzy ludzie – chociaż znają tą oczywistość – całkowicie o niej zapominają w sytuacji stresowej – czytaj w urzędzie albo z policją.

  11. miałem podobny przypadek kilka dni temu, przez przypadek lekko (co podkreślam:) zajechałem drogę starszej pani która jechała za mną rowerem, skręcając przed nią na parking (jechała tuż przy moim tylnym zderzaku). Oczywiście nic się nie stało, podejrzewam że pani musiała przyhamować. Starsza pani pojechała za mną na parking i puściła mi taką wiąchę że mnie to przeraziło. Nakrzyczała że niby zbyt gwałtownie hamuje…nadmieniam że starsza pani jechała za mną :) przeraziło mnie to że taka stara babinka zna takie brzydkie słowa i nie waha się ich użyć z byle powodu. Dotychczas podobne wiąchy słyszałem jedynie bywając na pradze przy Lubelskiej…uzywały ich pijaczki w rynsztoku ulicznym.
    I w związku z takimi właśnie sytuacjami mam do Ciebie Sławku pytanie – co sobie w takich przypadkach myślisz czy kocham ten kraj pomimo tego, czy rzucam ten bajzel i wyjeźdzam w bardziej cywilizowane strony? oczywiście tu jest centrum Twoich interesów, ale pewnie mógłbyś sobie na to pozwolić. Jak to wygląda z Twojej perspektywy?

    1. Monte, nie myślałbym o porzucaniu Polski z byle powodu, czyli np zawartości słownika starszej pani:-) Tym co ludzie do mnie mówią i co wykrzykują nie robi na mnie wrażenia gdy mam wewnętrzne przekonanie, że się mylą. Dawno temu, zdarzało mi się słyszeć jakieś wyzwiska kierowane do mnie ze względu na inny kolor mojej skóry. Nie robiło to na mnie wrażenia. Moi koledzy się przejmowali, a po mnie spływało to jak deszcz po kaczce. Raczej żałowałem wąskości myślenia autorów tych wyzwisk niż się nimi przejmowałem. Od tego czasu, sporo się w Polsce zmieniło na lepsze. Nie pamiętam kiedy ostatnio ktoś mnie wyzwał – może było to ze 20-25 lat temu?

      Takim ważnym powodem dla mnie jest za to zima i mrozy z nią związane:-) Ale wtedy wystarczy mi wyjeżdżać na 5-6 zimowych miesięcy. I już:-)

  12. Gdy powiedziałam Mężowi o Twoim wpisie, mocno się zirytował – delikatnie mówiąc. Sam był ofiarą wypadku na Marszałkowskiej lata temu i ze względu na obrażenia, odesłany do szpitala, a kierowca sprawca “dogadał się” z policją. Tutaj procedury były pilnowane bardzo, nawet w sądzie ów policjant “nie pamiętał” tego zdarzenia, skąd jego interpretacja i mandat dla ewidentnej ofiary. Ale uznano ostatecznie winę Męża, gdyż na to wskazywały dokumenty (głównie notatka służbowa owego policjanta). Kontakt ze służbą zdrowia nie był lepszy – odsyłali Męża z jednego szpitala do drugiego, na własną rękę. W tym drugim szpitalu powiedzieli, że dłoni nie da się uratować. Znasz mojego M., zatem wiesz, że dłoń ma i to sprawną, bo szybko pojechał do innego lekarza, a później solidnie rehabilitował bez udziału państwowej służby zdrowia.

    Zatroskani i solidnie wkurzeni na to, co Cię spotkało, współczujemy i życzymy pełnego powrotu do zdrowia. Trzymaj się cieplutko!

    1. Aga-ta, dzięki za wyrazy współczucia. Na szczęście po mojej stłuczce nie ma już prawie śladu:-) Ramię nieco mnie boli gdy podnoszę do góry rękę, ale z każdym dniem coraz mniej i przy coraz wyżej podnoszonym ramieniu. Pozdrowienia dla Ciebie i Męża:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.