Projekt Rio 2016 – Dzień 5 oraz 6

(1) Duchowość Olimpiady

Olimpiada bardzo oddziaływuje na mnie w sensie duchowym. Co chwilę się wzruszam i płaczę.

Wczoraj po wyjściu z hali gimnastyki  wzruszyłem się na widok tłumu otaczającego z ubóstwieniem zawodnika gospodarzy, który zajął ostatnie miejsce. Pomyślałem, że gdyby zdobył złoto, to reakcja na niego pewnie nie byłaby wcale intensywniejsza. Chodzi o to, że jest coś takiego specyficznego w Brazylijczykach oraz w samej Olimpiadzie. W starożytności na czas olimpiady zawieszano broń i kończono wojny. Coś z tego dawnego ducha chyba zostało.

Szedłem w środku dużego tłumu ludzi z bardzo różnych krajów i czułem ich niesamowicie pozytywną energię. Czuć było w powietrzu, że każdy z nich przed chwilą przeżył coś głębokiego, coś co uczyniło go nieco lepszym czlowiekiem. Po prostu to czułem bardzo wyraźnie i na tę myśl, łzy same napłynęły mi do oczu. Zastanawiałem się czy ja też staję się dzięki Rio 2016 lepszym człowiekiem… Ledwo wyschły mi łzy wzruszenia, a po chwili przechodząc koło jakiegoś stadionu, co chwilę wybuchały okrzyki zaskoczenia, a potem radości kibiców. Nie wiem jaka dyscyplina była rozgrywana na tym stadionie, ale sądząc po częstotliwości głośnych okrzyków, domyśliłem się, że jest to kort tenisowy. Każdy taki okrzyk to był przypływ dodatkowej energii. I znów się wzruszyłem.

Aby się nieco opanować, zagadnąłem pewnego Brazylijczyka w moim wieku, który również szedł w kierunku autobusu i metra. To technik z Sao Paolo, który pracuje przy Olimpiadzie. Z ramienia rządu nadzorował firmy budowlane, które wygrały przetargi na budowę obiektów sportowych. Ciekawy człowiek

(2) Szwed mówiący po polsku

to niesamowite, ale większość ludzi, których tu spotykam to ludzie na poziomie, którzy mają ciekawe rzeczy do powiedzenia. Olimpiada pod tym kątem różni się od mistrzostw piłki nożnej. Tam dominują typy samców alfa, którzy lubią prężyć muskuły, głośno się zachowywać, przekląć sobie siarczyście. Olimpiada to impreza dla rodzin, dla młodzieży, dla starszych.

Właśnie takiego starszego Szweda spotkałem w metrze w drodze na Stadion Olimpijski. To jego 7-ma olimpiada – zaczął jeździć w 1992 roku (Barcelona) i potem był w Atlancie, Sydney, Atenach, Pekinie, Londynie i teraz tu. BYł też na jednej olimpiadzie zimowej, ale nie zrozumiałem której (w pociągu było strasznie głośno). To co  mnie najbardziej zaskoczyło to to, że Karol (bo jak sam powiedział tak brzmi jego polskie imię, w Szwecji nazywa się Carl) mówi całkeim nieźle po polsku. Często jeździ do Krakowa i ma tam wielu znajomych. Jeszcze bardziej zaskoczył mnie tym, że lepiej zna naszych lekkoatletów niż ja. Sypał nazwiskami, ich życiówkami, zdobytymi medalami. Wow!!!

Spytał mnie czy byłem w Szwecji i gdy powiedziałem mu, że wiele razy, to spytał gdzie. Gdy wymieniłem Orebro to powiedział, że pochodzi z miasteczka leżącego w pobliżu. Z Karlskogi albo Karlsham – dopytywałem, bo przez kilka lat (w czasach studenckich) zbierałem tam truskawki. Niesamowite spotkanie. Może dziś znów go spotkam.

(3) Lekka atletyka

Królowa igrzysk. Na dużym stadionie. Mnóstwo ludzi. I mnóstwo zawodników i zawodniczek. Tyle się dzieje, że nie wiadomo na co zwrócić oczy. Tu konkurs rzutów oszczepem siedmioboistek. Tam eliminacje skoku o tyczce mężczyzn. Gdy już opanowałem monitory i wypracowałem sobie system oglądania dwóch zawodów naraz, to zaraz pojawili się skoczkowie w dal (konkurs finałowy) oraz 3 półfinały 400 metrów mężczyzn. Poplątanie oczu.  Zdążyłem dostrzec, że Rafał Omełko zajął przedostatnie miejsce w jednym z biegów półfinałowych.

Przez większość czasu trwały 4-5 zawodów jednocześnie. Chyba cztery biegi półfinału sprintu 100 metrów kobiet. 10.000 metrów mężczyzn. Trzy półfinały 800 metrów mężczyzn. A w międzyczasie jeszcze jakieś ceremonie medalowe. Szkoda, że zamiast Mazurka Dąbrowskiego usłyszałem hymn USA dla mistrzyni w pchnięciu kulą. A dla mistrza na 10 km zagrano “God Save the Queen” zamiast hymnu Kenii. Kenijczyk zdobył tylko srebro. Ciekawostka jest taka, że do konkursu stanęło 34 zawodników, a wśród nich doliczyłem się aż 9 Kenijczyków. 3 reprezentowało Kenię, a kilku Ugandę, Bahrajn, Turcję, a nawet USA. Ok, być może ten który reprezentował USA może pojechał tam na studia, zakochał się i zostął, ale Kenijczycy na pewno nie jeżdżą osiedlać się w … Ugandzie. Po prostu wiedzą, że konkurencja by móc reprezentować Kenię jest bardzo mocna i wolą wystąpić na Olimpiadzie czy mistrzostwach świata pod flagą innego kraju. Dzisiejszy maraton wygrała Kenijka, a srebro zdobyła inna Kenijka, tyle, że reprezentująca Bahrain.

Ale wracając do wczorajszych zawodów. Tyle się działo, że jednocześnie skakał Robert Sobera o tyczce i biegła na 100 metrów Ewa Swoboda (też niestety przedostatnia). Oczopląs. I dlatego nie byłem w stanie być na bieżąco z tyczką, gdzie mieliśmy aż 3 reprezentantów.

Tyczka trwała przez całe 3,5 -4 godziny mojego pobytu na stadionie (nie wiedziałem, że jest to najbardziej czasochłonna. lub raczej rozciągnięta w czasie konkurencja). Chyba nie stała na najwyższym poziomie, bo początkowo ogłoszono, że każdy kto przeskoczy 5,75 automatycznie trafi do finału. Nikt tej wysokości chyba wczoraj nie przeskoczył. Pomimo, że starałem się śledzić zmagania Polaków, to w końcu nie byłem w stanie ilu z trójki weszło do finału. Po zakończeniu przechodzili niedaleko mojego stanowiska i mogłem ich zapytać, ale pomyślałem, że trochę nie wypada.

(4) Kilka odkryć.

Lekkoatletyka to akurat dyscyplina, którą wielokrotnie widziałem w tv. Ale oglądanie na żywo to jednak co innego. Nikt za ciebie nie wybiera na co warto zwrócić uwagę. Pokazują Ci zawody po kolei. Nie rozpraszają Cię przechodzący przed Tobą ludzie, ani Brazylijczycy piszczący za każdym razem gdy robi coś ktoś z Brazylii. Informacje napływają do ciebie w sposób skoordynowany – głos i obraz. A tu samemu trzeba nad wszystkim jakoś zapanować i mieć bardzo podzielną uwagę.

Innym moim odkryciem było to, że nie zauważyłem momentu gdy na główną silę lekkiej atletyki afrykańskiej wyrosła RPA. Wydaje się, że wyprzedziła już pod tym względem Kenię. Zawodnicy RPA startują we wszystkich prawie dyscyplinach i to z sukcesami. Ich skoczek w dal był b. bliski wyskakania złota – Amerykanin wyprzedził go o 1 cm w swoim ostatnim skoku.

O tym, że mocna w sprintach była Jamajka, to wiedziałem. Ale tego, że teraz tez mocne są Trynidad i Tobago,a  także mniejsze wysepki Karaibów tego nie wiedziąłem – pokazuje to jak dawno nie oglądałem w tv zawodów lekkoatletycznych.

Kolejnym odkryciem dla mnie było to, że bieg na 800 metrów stał się polsko-kenijską specjalnością. Czuję, że miałby niezłe szanse gdybym się wyspecjalizował w tej akurat dyscyplinie. W dzisjiejszym finale – o mały włos – nie wystąpiłoby aż 3 Kenijczyków i dwóch Polaków. Na 8-iu startujących:-)  Gdyby jeszcze zajęli 5 pierwszych miejsc… Może zobaczę taki obrazek na którejś z kolejnych dyscyplin

(5) mało snu.

Tak jak pisałem wczoraj, spać położyłem się ok godz 3-ciej. Po wpisie oglądałem jeszcze mecze Brazylii w siatkówkę i koszykówkę (z Argentyną), a dziś nastawiłem sobie budzik na 7:30. Nie chciałem się spóżnić na start maratonek.

Pomimo niewielkiej liczby godzin snu, nie  czuję zmęczenia. Gdy jestem w podróży, to najchętniej w ogóle bym nie spał – jakaż to strata cennego czasu. A w czasie Olimpiady, w Rio!, to każda godzina snu jest godziną totalnie zmarnotrawioną.

(6) Maratonki

Start i meta maratonu na Sambodromie, na kórym niedawno byłem na zawodach łucznictwa. Na szczęście to tylko 15-20 minut jazdy autobusem, a w niedzielny poranek jeszcze krócej ze względu na mały ruch samochodowy. Jestem na miejscu około 8:30. Godzina rozpocżęcia jaka widnieje na moim bilecie to 9:00, ale potem okazało się, że jednak 9:30. Nie żałowałem tak wczesnej pobudki, bo organizatorzy zapewnili rozrywkę porannym ptaszkom. Pokaz samby. Tu tancerki samby, obok rozgrzewające się maratonki z Japonii, tańczący ludzie – super atmosfera. Rodzina z Argentyny chce sobie zrobić zdjęcie z Meksykaninem odzianym w efektowne sombrero.

Dostrzegam jakiegoś gościa ubranego w kolory Kenii. Zagaduję go w swahili choć teraz z lekką nieśmiałością (już dwa razy zagadałem ludzi ubranych w kenijskie koszulki, którzy okazywali się nie rozumieć swahili, bo są Brazylijczykami lubiącymi .. Kenię:-) Ten facet jednak okazuje się Kenijczykiem. Gęba mu się szeroko rozdziawiła gdy usłyszał, że mówię do niego w swahili. Patrzy na mnie i nie może uwierzyć – Brazylijczyk w koszulce i czapeczce Polski mówi do niego w swahili:-) Gdy wreszcie uwierzył, że jestem Kenijczykiem to mocno mnie uściskał i zaczął zapisywać mi swoje namiary aż prawie przegapił start maratonek. A to przecież oficjel z kenijskiego ministerstwa sportu.

Zaczynają. Stoję przy barierce oddzielającej kibiców od biegaczek ok 50 metrów od linii startu. Wcześniej przyczepiłem flage Polski do barierki. Zawodniczki tak szybko przebiegły, że nie zdążyłem się zorientować czy i ile jest Polek. Po chwili przebiegły już całą długość sambodromu i zniknęły za pierwszym rogiem.

 

(7) Samba

Co robić czekając przez blisko 2,5 godziny  na powrót maratonek na stadionie z twardymi betonowymi stopniami do siedzenia i to w pełnym (choć jeszcze porannym) słońcu. Zanim się zastanowiłem, pojawiła się … samba. I to jaka! Prawdziwa parada karnawalowa. Tancerki w róznych kostiumach: balowe suknie, ale też krewetki na skuterach, sklepy owocowo-warzywne, piłki, łódki, które zamieniają się w duże kolorowe piłki, smoki na deskach surfingowych, w formie pań uprawiających fitness (tancerze niosą po kilka kukieł w rzędach) no i oczywiście kostiumy bez zbędnych materiałów:-) Forma sautee podobała mi się najbardziej:-))

Tancerzy w sumie jest około 1000, a orkiestra liczy ok 60 osób, głownie bębnistów. Dają czadu.  Jeszcze wiecej niż kilkuosobowa grupka muzyków stojących wczoraj pomiędzy stacją metra a Stadionem Olimpijskim. Było bardzo miło. Muzyka na platformie metra, pod gołym niebem na którym widać trochę gwiazd. Ale dziś to był prawdziwy karnawał. Na trybunach większość ludzi tańczy. I mam na myśli prawdziwy taniec, a nie tylko trzęsienie się w miejscu w rytm muzyki. Tańczą nie gorzej niż tancerze na jezdni Sambodromu. A jak śpiewają wspólnie ze szkołą samby!!! Aż mnie ciarki przechodziły.

I znów się popłakałem ze wzruszenia. Brazylijczycy są nie-sa-mo-wi-ci!!!! Jak nikt inni potrafią wydać przyjęcie i  zaprosić na nie cały świat. Bez planu, bez choreografii, na totalnym spontanie. Wow!

Koncert trwał blisko godzinę więc nim się zorientowałem, zawodniczki już się zbliżały do 20-tego km. Polki gdzieś dalej, a 3 Kenijki w kilkunasto-osobowej grupce liderek. Ta grupa topniała z każdym kilometrem i zaczęły odpadać też Kenijki. Niedobrze, pomyślałem. Na szczęscie Kenijka, która pozostała przyśpieszyła i zaczęła sama gubić kolejne zawodniczki. I wygrała!

(8) Kolejne łzy

I znów płakałem. Ze szczęścia. Ale też z powodu innych zawodniczek. Jedne przybiegały na metę padnięte (jak Polki), kilka zawodniczek wyniesiono na noszach, jedna zawodniczka zemdlała w bardzo teatralnym ruchu tuż za metą. Inne miały jeszcze wystarczająco sił by pomachać kibicom, a niektóre nawet tańczyły sambę. Najbardziej widowiskowo 3 Estonki owiniętę w dużą flagę swojego kraju. Tańczyły tak dobrze, że potem udzieliły wywiadów chyba każdej stacji tv obecnej na finiszu maratonu. Polki po prostu zapozowały fotoreporterom. Najwięcej świeżości wydały się zachować Litwinki. Miałem łzy z bardzo różnych powodów.

Na koniec oczywiście z powodu hymnu Kenii, ktory śpiewałem w małej grupce oficjeli z Kenii. Potem poszliśmy na piwo i mięso w pobliskim barze. Mamy się jeszcze spotkać wieczorem na Stadionie Olimpijskim. Może znów usłyszę hymn Kenii i może też Polski? Kupiłem już dodatkowe chusteczki:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

9 Responses

    1. Marek, od młodego Polaka spotkanego w metrze dowiedziałem się, że dziś złoto zdobyła Anita Włodarczyk. Nawet myślałem o tym by po siatkówce plażowej wybrać się po raz trzeci na lekko atletykę, ale prawdę mówiąc jestem padnięty od ilości wydarzeń sportowych, od ilości chodzenia po mieście (po Warszawie jeżdżę na skuterze, a że można nim zaparkować wszędzie, to praktycznie nie chodzę, niestety) i siedzenia w słońcu, a także z powodu deprawacji snu. 50 lat na karku jednak robi swoje i odpuściłem sobie ceremonię medalową. Jestem już w hos

      1. Sławek .. super dzięki … a czy Ty kiedyś uprawiałeś jakąś dyscyplinę sportową w młodości ??? … Może jak wrócisz do Warszawy zamiast skuterka – trochę marszu lub zaczniesz biegać dla poprawienia kondycji …

        1. Marek, w mojej podstawówce w Łodzi pojawiali się czasami “łowcy talentów” – obserwowali nas podczas lekcji WF-u. Namawiano mnie na boks (ale przestraszyła mnie konieczność operacji nosa by coś tam wyjąć przed boksowaniem) oraz szermierkę (ale wydawała mi się nudnym sportem). Reprezentowałem moją szkołę w biegach, a także grałem w młodzikach Widzewa.

          Ale gdy przeprowadziłem się do Kenii i zobaczyłem moich kolegów z klasy w biegach przełajowych, to dałem sobie spokój ze sportem. Na zawsze. Dziś moja kondycja nie jest najgorsza – potrafię wejść bez zadyszki na 11-te piętro. Na V piętro wchodzę regularnie bez korzystania z windy. Natomiast masz rację, że skuter bardzo rozleniwia przez to że dokładnie wszędzie można dojechać i wszędzie zaparkować. Przybywa mi przez to kilogramów, a teraz w Rio gdzie dużo chodzę zrobiły mi się odciski na stopach:-) Dziś byłem aż na czterech różnych dyscyplinach i czuję się jakbym przerzucił tonę węgla lub przebiegł maraton:-)

  1. Reprezentującego Wielką Brytanię Mo Faraha przypisałeś do Kenii jako kraju pochodzenia (wygrał bieg na 10.000 metrów pomimo upadku po drodze). Tymczasem ten mistrz ma ojca Brytyjczyka, a matkę z Somalii ;-) Jest niesamowity!

    1. Robert, oczywiście masz rację. Wiedziałem, że Mo Farah jest z pochodzenia Somalijczykiem. Chciałem tylko powiedzieć, że przez wiele lat tak jak pchnięcie kulą “należało” do Polski, tak bieg na 10km – do Kenijczyków.

  2. Co do RIO, to w internecie kilka razy natrafiłem na film , gdzie jest pokazane jak okradają turystów. Oto linki:

    http://bignews2day.com/pl/news/breaking-news-na-ulitsah-rio-vo-vremja-olimpiady-v-otkrytuju-grabjat-turistov

    https://www.youtube.com/watch?v=eDCB3w5P0M4

    Youtube już kilka razy cenzurował tą informację i usuwał ten filmik. Oczywiście igrzyska oglądam w TV i kibicuję Polsce, ale póki co, marnie wyglądamy w klasyfikacji medalowej.

    1. Rafa, na szczęście nikt mnie nie okradł. Rozmawiam z dziesiątkami turystów tutaj na miejscu każdego dnia. Wszyscy są zaskoczeni tym jak bezpiecznie mogą się tu czuć. Wiem, że to mała próbka, ale nikt z nich nie narzekał na poważne kłopoty póki co.

  3. Faktycznie lekkoatleci z RPA robią furorę, właśnie ich biegacz poprawił kosmiczny wieloletni rekord świata na 400 m samego Michael’a Johnsona, biegnąc 43:03. To był bieg z XXII wieku ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.