Projekt Rio 2016 – dzień 5

Dziś zacząłem moje projektowe zajęcia o godz 10:00 rano (kolarstwo torowe), a skończyłem około północy (konkursem skoków o tyczce, finałem siedmoboju kobiet oraz ceremonią medalową za 10.000 metrów mężczyzn). Do hostelu wróciłem około 1-szej w nocy. Ponieważ jutro znów zaczynam o godz 9:00 rano maratonem kobiet na Sambodromie, to dzisiejsza relacja będzie krótka, choć wrażeń mam ogrooooomnie dużo.

(1) Kolarstwo torowe. Pierwszy raz na żywo, w tv tylko jakieś urywki. Tor robi wrażenie. Cały z drewnianych podłużnych paneli. Zakręty  są zadziwiająco strome. Szok! Po środku toru są stanowiska drużyn uczestniczących w zawodach. Dostrzegłem cztery Polki mocno pedałujące w miejscu. Ich rowery stały na takich tulejkach.

Najpierw ścigali się faceci w sprincie. Prędkosći dochodziły nawet do 72 km/h. Potem jakieś inne konkurencje i wreszcie Polki w konkursie na dochodzenie. Siedziałem w pierwszym rzędzie przy samym torze i na dodatek dokładnie naprzeciwko boksów z których zawodnicy wychodzili na tor. Polki stanęły w równym rzędzie parę metrów od miejsca w którym siedziałem. Krzyczałem dla zachęty, ale niewiele to pomogło. Nowozelandki nie tylko doszły nasze, a nawet je wyprzedziły. Zdeklasowały.

I tak dobrze, że Polki nie trafiły na Brytyjki lub Amerykanki (które prawie doszły bardzo mocne Australijki). Padły trzy rekordy świata. najpierw nowy rekord ustanowiły Brytyjki w eliminacjach. Potem pobiły go Amerykanki, a na koniec znów Brytyjki. Aż mi się łza zakręciła w oku. Gdy w tv słyszałem o rekordzie świata nie robiło to na mnie aż takiego wrażenia. Tutaj zobaczyłem konkretne osoby, które pojechały szybciej niż ktokolwiek kiedykolwiek na świecie. To robi wrażenie.

Kolarstwo torowe to też bardzo elitarny sport. Rowery są zrobione z kosmicznych materiałów. Ciekawostka, że w ogóle nie mają hamulców (gdy zawodnicy chcą zejść z toru, to muszą ich łapać asystenci by zatrzymać rower.  Łapią albo za rękę zawodnika albo za siodełko roweru. Dodatkowo, zwodnicy i zawodniczki schodzą z rowerow najczęściej nie zarzucając nogę przez tył siodełka (tak jak się zwykle robi), tylko przez przednie koło, nad kierownicą. Nietypowo to wygląda.

(2) Lunch jadłem w ogromnym podniebnym food court tuż przy Via Olimpica pomiędzy dużymi stadionami, a Rio 2016 Megastore, które na ogromnej powierzchni oferuje bardzo drogie gadżety z logo Olimpiady w Rio:-). Kolejki są mega-długie by w ogóle wejść do sklpeu i tak samo długie do kas.

W sklepie podszedłem do Polaka, który stał w kolejce do kasy parę osób przede mną. Okazało się, że to jakiś oficjel od pływania. Powiedział, że bardzo słabo wypadli pływacy, niczego nie wywalczyli i jutro (czyli dziś) wracają do Polski. Przyczyna porażki? Według niego – przetrenowanie. Podobnie jak ja słabo ocenił całą polską reprezentację. Twierdzi, że możemy być pewni złota w dysku, ale poza tym posucha.

Powiedział też, że organizacja w Rio jest gorsza niż w Łondynie czy Pekinie. Gdy dopytałem o przykłady powiedział, że tu w Rio (w porównaniu do Londynu) mało ludzi mówi po angielsku (nie chciałem go zapytać o to ile osób w Londynie mówi po portugalsku:-) i że wioska olimpijska nie była gotowa. OK… Skorzystałem z pierwszej okazji by się z nim pożegnać.

Do mojego stolika w food court najpierw przysiadło się małżeństwo z Argentyny. Pytałem ich o to skąd wzięła się rywalizacja i szorstka przyjaźń, wręcz animozja pomiędzy Argentyną i Brazylią. Potem przysiadła się para młodych Holendrów. Są po raz pierwszy w Rio i po raz pierwszy na Olimpiadzie i szczęka im nieco opadła gdy usłyszeli, że jestem na kolejnej już Olimpiadzie i 12-15 raz w Brazylii. Zadawali mnóstwo pytań i jedno z nich totalnie mnie zaskoczyło – dlaczego nie wybieram się na zawody BMX? Dobre pytanie:-) Okazało się, że chłopak był zawodnikiem BMX, a potem trenował młodzika, który teraz występuje w Rio. Zaprosił mnie na Mistrzostwa Świata BMX, które odbędą się w pierwszym tygodniu lipca 2017 roku w Stanach. Postanowiłem, że tam pojadę. Powiedzieliśmy sobie “do zobaczenia za rok” i pobiegłem na kolejne zawody – gimnastyka

(3) Skoki na trampolinie

Na początek nuuuudy. Faceci skaczą na trampolinie. Jak dzieci, tyle że dużo wyżej. I zaczęłi robić różne obroty, salta, śruby w powietrzu. Ale i tak trochę ziewałem. Totalnie nie mogłem wyczuć ocen sędziów. Bo występy są oceniane podobnie jak w łyżwiarstwie figurowym na lodzie.

Choć wydawać by się mogło, że skakać powinni tez umieć Kenijczycy (bywają mali z dużą ilością silnych mięśni; są zwinni i chyba mają dobrą orientację przestrzenną), ale znów  koncentracja krajów była bardzo duża. W ósemce finalistów znałazło się 2 Rosjan, 2 Chińczyków, 2 Japończyków, Białorusin (zdobył złoto z czego się bardzo ucieszyłem) i Nowozelandczyk (jedyny z innej parafii)/

Potem się wciągnąłem. Pewien Brazyliczyk pracujący w Cirque du Solei nieco mnie wtajemniczył w nuanse pewnych figur. Zauważyłem też, że jeden z Chińczyków (który przez dłuższy czas prowadził w klasyfikacji) był nieco arogancki. Traktował swojego trenera per noga. Ów trener prowadził też jego kolegę i ten drugi zawodnik odnosił się do swojego trenera z szacunkiem  i z przyjażnią. Bardzo się ucieszyłem gdy Dong Dong (zdobył srebro) utarł nosa Gao Lei. O dziwo Dong Dong odnosił się bardzo przyjaźnie do swojego aroganckiego kolegi. Podszedł do niego nim wszedł na pudło. Po zejściu z pudła pomógł Gao Lei wyplątać chińską flagę co wzbudziło ogólną radość na trybunach. Bardzo pozytywny gościu, zdobył sobie sympatię kibiców.

Ponieważ na zawodach gimnastyki też usiadłem w pierwszym rzędzie (zauważyłem, że bilety na pierwszy rząd nie były chyba w ogóle sprzedawane, więc siadam tam bez krępacji:-), to widać mnie było w oddali z ujęcia głównej kamery. Sam bym tego nie zauważył, ale moi sąsiedzi wciąż machali w kierunku owej kamery.

Choć to nasi sąsiedzi, to chyba po raz pierwszy w życiu słyszałem hymn Białorusi. Dość ładny, ale bez rewelacji. Po ceremonii obok miejsca, w którym stałem przeszła trenerka złotego medalisty. Krzyknąłem do niej “pazdrawljaju!” (czyli gratuluję”) i mi pomachała. I bardzo sympatycznie się uśmiechnęła. Wyraźnie ucieszył ją mój okrzyk – na hali nie było wielu kibiców z Białorusi.

Fajna scena miała miejsce po zakończeniu ceremonii medalowej w korytarzu stadionu. Dostrzegłem ogromną grupę kibiców tłoczących się wokół przyciśniętego do ściany gwiazdora. Kto to jest zapytałem. Myślałem, że to może jakiś piłkarz, albo były kierowca Formuły 1. “Nie poznajesz? To Rafaello, nasz gimnastyk”. Ciekawe. Nie tylko nie zdobył medalu, ale zajął ostatnie miejsce. Ciekawe co by się działo jeśli by zdobył złoto:-)

Skłoniło mnie to do pewnych duchowych refleksji. Ale o tym oraz o wrażeniach z lekkko-atletyki napiszę jutro. Teraz już padam ze zmęczenia. Jak widać, projekty na emeryturze są nie mniej intensywne niż projekty konsultingowe:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

5 Responses

  1. Lubię czytać tego bloga żeby się pośmiać. Na przykład śmieszy mnie zbytnia pewność siebie autora i instrumentalne traktowanie innych ludzi.

    Jak wiemy autor spędza wiele czasu na spotkaniach z ludźmi, ale tylko wtedy, gdy są oni potencjalnymi dostawcami kapitału. W przeciwnym wypadku nie chce mu się im tłumaczyć czym się zajmuje – opisywał to w poprzednich wpisach

    Jeżeli poglądy interlekutora wydaja się autorowi błędne – natychmiast go spławia. Dziś tak to opisał: “Skorzystałem z pierwszej okazji by się z nim pożegnać.” Bezceremonialność i zarozumiałość.

    Całą zabawność sytuacji podkreśla jeszcze to, że ten facet miał rację. Portugalski nie jest językiem ‘uniwersalnym’, natomiast angielski jest. Jeżeli jadę do Francji i lokalesi zwykle nie dukają ani słowa po angielsku, to obrażam się znacznie bardziej niż na Brytyjczyków nie mówiących po francusku.

    Chyba niepotrzebnie piszę ten komentarz, bo autor zacznie się pilnować i zabawa się skończy.

    1. Trader, dzięki za Twoje kąśliwe uwagi. Cieszę się, że stałem się Twoim prywatnym klaunem i dostarczam Ci śmiechu. Powem Ci jeszcze coś śmiesznego. Skoro angielski jest – jak to nazwałeś – uniwersalnym językiem, to może zaproponuj byśmy w Polsce porzucili polski i przeszli na angielski. Po co soę zadawalać czymś drugiej jakości?

      Nie wiem ile masz lat, ale mi pozostało zbyt mało dni życia bym je poświęcał negatywnym ludziom.

      1. Typowy nie warty uwagi hejt ;-) nic nie wnoszący do meritum.

        Powiem tak – to ja się pośmiałem czytając ten głupawy komentarz. Krytykant nie zrozumiał kontekstu, że Sławek pożegnał się z rozmówcą tylko dlatego, że tamten po prostu zrzędził i narzekał na wszystko, nawet na to, że w Londynie więcej osób umie po angielsku niż w Brazylii ;-)

      2. Nie wiem, co tu jest śmiesznego na tym blogu, jak dla mnie relacje z Rio również są ciekawe i dobrze, że są szczerze napisane, nawet jeśli dla kogoś śmiesznie wyglądają. Ja zacząłem czytać bloga się m.in. po tym jak Sławek został zareklamowany zarówno przez Krzysztofa Króla i Piotra Motyla. Spodobała mi się idea pasywnego dochodu poprzez najem, która jest głównym tematem bloga. Bardzo dużo cennych informacji. Natomiast z tym żartem o skorzystaniu z okazji do pożegnania się, to moim zdaniem wyszło lekko bucowato, bo odniosłem wrażenie, że Sławek nie zrozumiał tego działacza, że angielski jest językiem światowym. Ewentualnie to działacz może źle to wytłumaczył i tak głupio to zabrzmiało. Ja w każdym razie zrozumiałem, że jeśli tacy ludzie jeżdżą na różne oficjalne międzynarodowe wydarzenia sportowe i nie tylko, to język angielski jest podstawą do porozumiewania się. Przykład bardziej z życia, co do języka angielskiego jest taki, że np. w Warszawie w korpo nie można dostać pracy, jeśli nie znamy angielskiego. Angielski musi być płynny. Proponować porzucenia polskiego nie trzeba, bo ten polski już jest porzucany, skoro w takich korporacjach uznają tylko angielski.

  2. Sławku, gratuluję Ci sukcesów… Bo mówią, że “miarą sukcesu jest ilość wrogów”.

    A kolega Trader21 najwidoczniej (jak można wywnioskować z nicka) żyje w swoim naiwnym przekonaniu, że jest w stanie pokonać rynek w swoich inwestycjach na giełdzie. Życzymy mu zatem powodzenia z całą serdecznością. Bo na pewno mu się przyda w tych niepewnych czasach :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.