Otrzymałem bardzo ciekawego maila od Łukasza. Łukasz dzieli się swoimi przemyśleniami dotyczącymi tego jak się przygotować do stanu wolności finansowej. Nie tylko, a właściwie przede wszystkim nie od strony finansowej, tylko mentalnej. Podobnie jak Łukasz, też mam nadzieję, że Jego mail wywoła jakąś dyskusję na łamach fridomii. Gorąco zapraszam.
Duże dzięki Łukasz. Również za bardzo ciepłe słowa pod moim adresem. To miłe. Zgadzam się z wieloma Twoimi przemyśleniami. Może w nieco innej formie, wiele z nich zamieściłem swego czasu w książce “Życie post-korporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury?”. Nie wiem czy czytałeś może tę pozycję. Jeśli nie, to byłbym rad Twoich uwag co ewentualnie warto uzupełnić oraz z czym się ewentualnie nie zgadzasz. Im lepiej Fridomiacy będą przygotowani do swojej emerytury, tym większą im ona sprawi satysfakcję.
Oto mail od Łukasza:
Sławku,
trafiłem na Twojego bloga przypadkiem. Jako jeden z niewielu nie
szukałem złotej i szybkiej recepty na sukces, bo ten osiągnąłem. Nie
ufałem do tej pory różnym internetowym twórcom, książkom, bo te, które
trafiły mi w ręce zawierały mnóstwo błędów merytorycznych lub
logicznych. Miło mi zatem, że znalazł się ktoś, to odwala świetną
robotę. Że znalazł się ktoś, do czyjej pracy i przekazywanej wiedzy nie
mogę się jako praktyk przyczepić.
Brakuje mi tylko kilku informacji od osób po drugiej stronie barykady –
postanowiłem więc podzielić się swoimi spostrzeżeniami aby aspirujący do
miana “wolnych finansowo” mogli wiedzieć na co mają liczyć. Cieszyłbym
się, gdyby to rozbudziło jakąś dyskusję, może i ja dowiedziałbym się
czegoś nowego.
z pamietnika wolnego:
wielu z czytelników Twojego bloga marzy aby kiedyś w końcu móc
powiedzieć Swojemu szefowi “a mi to lotto”. Każdy chciałby po prostu nie
musieć pracować a żyć spokojnie, dostatnio. Przyznam, że dochodząc w
końcu do tego celu, wielu jest rozczarowanych (tu mam nadzieję, że to
potwierdzisz) spis kilku pułapek, na które możemy się natknąć:
1. rosnące potrzeby – stare przysłowie mówi, że apetyt rośnie w miarę
jedzenia. Dziś wydaje nam się, że aby być wolnym potrzebujemy
miesięcznie np 5000zł. a gdy osiągamy taki dochód, okazuje się, że nasz
standard życia się podniósł, ale również jego koszt też jest wyższy. Już
aby czuć się bezpiecznie potrzebujemy 10 tys miesięcznie. Dziś jeździmy
fiatem, a jak nas będzie stać to szukamy już czegoś bardziej
ekskluzywnego. Stać nas na wyjścia do restauracji czy wakacje 2 razy w
roku, to czemu mamy sobie żałować?
nie ma tu złotej recepty. uważam jednak, że tu należy pamiętać, że
prawdziwego szczęścia nie dają pieniądze, ale za to mogą bardzo ułatwić
życie. Szczęście czasem jest bliżej niż myślimy.
Pewien bogaty anglik był na wakacjach w Afryce. zobaczył biednego
rybaka, który oparty o starą łódź popalał fajkę. zdziwiony zapytał go,
czemu nie wypływa w morze aby łowić ryby. rybak odpowiedział mu, że był
już rano na połowie. Ale jak to? Czemu nie wypływa znowu? Mógłby
sprzedać więcej ryb, więcej zarobić. Mógłby kupić kolejne łodzie,
zatrudnić ludzi, którzy by za niego pracowali. Mógłbyś wtedy nic nie
robić i żyć spokojnie.
Rybak uśmiechnął się i zapytał – a jak myślisz, co właśnie robię?
2. nuda – jak to wspaniale byłoby nie musieć pracować. A mając fundusze
realizować pasje. Ale co zrobić ma miłośnik podróży, który był wszędzie
i zwiedził wszystko? Co zrobić ma zapalony wędkarz mający wszystkie
możliwe wędki? Otóż prawda jest inna. Bez pracy, jakiejkolwiek, człowiek
zanudziłby się szybko. Nawet najfajniejsze zajęcie wykonywane w kółko
przez dłuższy czas nudzi. Dlatego z własnego doświadczenia polecam wam
fridomaniacy na taką chwilę wymyślić coś co lubicie robić, spójrzcie na
Sławka – ilu z was pomyślało chociaż raz, że na jego miejscu już dawno
przestałoby robić cokolwiek. Myślę, że tworzenie czegoś nowego,
pomaganie, edukacja, pewna misja jest tym, czym ten człowiek żyje.
Sprawy finansowe zawsze mają znaczenie, co nie znaczy, że będąc wolnym
można na ten aspekt zwracać mniejszą uwagę.
i tu znów anegdota – tym razem zdradzę wam jakie ja wymyśliłem sobie
zajęcie – otóż narobiłem sobie dzieci. tylko i aż trójka – ale na nudę
nie będę musiał długo narzekać.
3. pycha – znacie określenie “nowobogacki”? pieniądze potrafią zepsuć
człowieka. naprawdę silnej osobowości trzeba, aby nie dać się temu
ponieść. To, że nam się udało, nie znaczy że to jest proste. Nie każdy
ma tyle siły, czasu czy nawet możliwości aby do czegoś dojść – co nie
znaczy, że jest gorszy. Prawdziwa nauka jest taka, że nie pieniądz
warunkuje jakimi jesteśmy ludźmi. Doceniajmy starania innych, wkład w
nasz sukces, a finalnie, dzielmy się wiedzą i doświadczeniem. Bądźmy
fajnym narodem, nie dzielmy się i nie kłóćmy bez powodu. Szanując siebie
nawzajem inni w końcu też nas zaczną szanować!
4. rozwój – mieć pieniądze to jedno. A potrafić dobrze je wydać to
drugie. Oczywiście każdy powinien wydawać je czasem i na pierdoły, ale
pamiętajcie o jednym… inwestujcie w siebie!
lekcje kuchni włoskiej? świetny pomysł! nauka języka! rewelacja! kursy,
studia? TAK, tak i jeszcze raz tak! Wiedzy i umiejętności nie da się
wycenić, a być wolnym to też oznacza realizować pasje!
5. zazdrość – Tu pewnie was zdziwię, ale uważam iż to bardzo zdrowe
uczucie. Mnie motywuje, żeby więcej się starać, aby więcej wymagać.
Mierzyć trzeba zawsze do poziomu wyższego niż ten na którym właśnie
jesteśmy. Nie ma w tym nic złego, że staramy się osiągać coraz więcej…
6. zawiść – to bardzo złe uczucie. Sam nie mam, ale nie dam komuś
osiągnąć więcej. Taka niby nasza mentalność. Znowu dam wam przykład
Sławka – mogłby trzymać w tajemnicy Swoje mądrości, a mimo to pozwala
aby każdy z was korzystał z jego wiedzy, bogacił się a do tego był
szczęśliwszy.
Na koniec dodam, że spokojnie mogę nazwać się wolnym w waszym rozumieniu
tego słowa. Do wszystkiego dochodziłem sam. Nie ufałem żadnym
internetowym szarlatanom. Nie kupowałem żadnych ebooków, żadnych
motywacyjnych spotkań nie odbywałem, żadnych szkoleń. Czy obrałem złą
drogę? Myślę, że nie. Ale ilu błędów bym nie popełnił, gdybym wcześniej
spotkał na swojej drodze takich ludzi jak Sławek tego się już nie dowiem:)
7 Responses
Odnośnie pkt. 5 – zazdrość. Moim zdaniem to jednak złe uczucie. Mierzyć się do kogoś wyższego – z tym się zgadzam. Warto obracać się wokół ludzi którzy ciągną nas do góry, motywują do działania. Ale zazdrość jest do tego niepotrzebna :-). Ja lubię się otaczać ludźmi którzy w życiu dużo osiągnęli, a przy tym są odpowiednio skromni – rozmowy z nimi dają mi dużo energii do działania. Natomiast nie zazdroszczę im – ja się po prostu cieszę razem z nimi gdy osiągną coś nowego, coś im się uda, powiedzie się jakiś plan.
ArturSt, mi też nie podoba się zazdrość. W ogóle nie lubię się z nikim porównywać. Uważam, że to strata energii. Wolę się mierzyć ze swoimi własnymi aspiracjami i planami. To wydaje mi się bardziej konstruktywne.
za wikipedia “zazdrosc – Uważana zazwyczaj za uczucie negatywne, choć w łagodnej formie może być np. bodźcem do pozytywnej konkurencji i realizacji własnych aspiracji.”
chodzi raczej o zamiane negatywnych uczuc na cos pozytywnego i budujacego.
Podzielam zdanie (Artur, Sławek) na temat zazdrości – dla mnie to ważne, aby wyłapywać emocje z nią związane i redukować do zera. Na szczęście nie ma ich wiele :-)
Natomiast mnie zainteresował punkt pierwszy dotyczący rosnących potrzeb. Otóż doświadczamy z mężem czegoś odwrotnego. Redukujemy swoje potrzeby wraz z osiąganiem coraz to większego pola wolności. Nie jesteśmy wolni finansowo, mąż jeszcze pracuje, ale ja już żyję w świecie postkorporacyjnej idylli. I to, co obserwuję, to właśnie coraz mniejsze wydatki. Bo mając czas, chętniej gotuję i częściej jadamy w domu, co stanowi spore oszczędności. Dzięki temu wyjście do restauracji ma swój niecodzienny smak i jest dla nas często randką i wielką przyjemnością. Nie pracując, wyzbyłam się wielu stresów i chęci kompensowana napięcia kompulsywnymi zakupami. Zresztą nie potrzebuję już dziesiątek par szpilek i nastu garsonek, które zanosiłam do kosztowej pralni. Zakupy były też nagrodą po ciężkim dniu, sztuczną przyjemnością, a dziś mam prawdziwe, w pełni autentyczne i mniej kosztowne uciechy dnia codziennego :-) Przestałam używać drogich kremów, kosmetyków na rzecz naturalnych olei, które świetnie działają z porządną dawką 7 godzin snu (kiedyś bez szans, gdy pracowałam nawet 16h na dobę). Towarzystwo ludzi zrównoważonych psychicznie i emocjonalnie (o takich w korporacyjnym świecie raczej trudno) sprawia, że nie mam ciśnienia na nowe gadżety, nie ulegam wyścigom, aby komuś dorównać, coś mieć, bo zobaczyłam u kogoś i jestem pewna, że mnie to uszczęśliwi. Jeżdżę starym samochodem i uśmiecham się do czasów, gdy użytkowałam wygodną “limuzynę”, za którą płaciła firma. To akurat było tańsze, ale nawet przez chwilę nie żałuję. Koszt życia był wyższy i potrzeby nazbyt napompowane. O kosztach leczenia nie wspominając…
Wierzę w to, że gdy człowiek zrozumie, o co chodzi w byciu wolnym, będzie powoli wyzwalał się z tych zniewalających “chcę mieć” na rzecz “chcę być”. Ale tego jeszcze trzeba chcieć :-)
Należy też pamiętać, że nie każdy tak naprawdę chce być wolny.
I oczywiście dołączam się do słów podziwu i wdzięczności dla Sławka. To jedna z tych wyjątkowych osób w moim nowym, wolnym życiu. Grono ceniących wolność powiększa się, co bardzo mnie cieszy, bo obawiałam się, że stracę ludzi wokół, gdy “wyjdę z obiegu”.
Zaobserwowałem u siebie identyczne zjawisko im staję się bogatszy, bardziej wolny finansowo tym paradoksalniej mniej wydaję pieniędzy prócz tego zmienia się struktura wydatków: zamiast restauracji domowe jedzenie, które jest smaczniejsze, zamiast zakupów nowych ubrań chodzenie w starszych wcześniej nabytych ubraniach, zamiast wycieczki zagranicznej wycieczka rowerowa po zapadłych wsiach, zamiast chodzenia na siłownie urządzenie sobie domowej siłowni, zamiast chodzenia po kinach i teatrach stale zwiększająca się liczba lektur, czasopism, zamiast chodzenia do filharmonii wielka kolekcja muzyki klasycznej w domu. Uważam, że przechodzenie w kierunku wolności finansowej powoduje psychiczne uspokojenie oraz nasycenie życia ogromną dawką wyzwań intelektualnych a gadżety i rozrywki łatwo dostępne a często kosztowne stają się potwornie nudne. Nowy samochód, kosztowna wycieczka zagraniczna, nowe ubranie zaczynają być z czasem naiwne jak grzechotka dla dziecka. Prócz tego wzrastająca zamożność i wolność finansowa powoduje, że człowiek zaczyna z coraz większym dystansem patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość społeczną a największą nagrodą wydaje się być luksus nie brania już tak aktywnej roli w walce o kolejne świecidełka tego świata. Całkowicie zgadzam się z pewną tezą zawartą w Twoim tekście, że wolność finansowa powoduje, że nie musimy sobie konsumpcją kompensować dramatu braku posiadania środków finansowych ponieważ człowiek nadmiernie konsumuje by jedynie w zastępczy sposób uciec przed samym sobą i swoimi dramatami.
A Ja praktycznie osiągnęłam wolność przed 40 stka. Jest cudownie. Tylko czasem mam takie myśli, ze powinnam może coś bardziej ambitnie podziałać, zeby wykorzystać w pełni swój potencjał. A z drugiej strony nie chce już wchodzić w obciążające czasowo i stresujące sytuacje. No i mam czasem takie rozdwojenie… Mam nadzieje, ze uda mi sie coś wymyślić ci da mi satysfakcję, ale nie kosztem mojej upragnionej wolności ?
Czuję się, jak żaba podgrzewana w garnku na kuchence – wyskoczyć, czy nie wyskoczyć ;)
Mam jeszcze za duże obciążenia kredytami, ale pracodawca da mi niebawem pretekst do odejścia… Właśnie jest wdrażany nowy regulamin pracy, a ja nie mam ochoty przyjąć porozumienia zmieniającego, bo oznaczałoby to nieznaczną obniżkę wynagrodzenia. Ja już pracuję na 110% możliwości i nie mam ochoty na dalsze dociskanie mnie. Jak nie przyjmę porozumienia, to będzie wypowiedzenie zmieniające. Jak odrzucę nowe warunki, to żegnam się z firmą.
Z jednej strony nudzi mnie ta robota (i te kolejne, bezsensowne zmiany w firmie), z drugiej strony wnerwiają durne decyzje szefostwa, z trzeciej strony kredyty, z czwartej strony chęć postawienia wymagań szefowi, a z piątej strony wewnętrzny spokój na myśl o definitywnym rozstaniu się z firmą…
Ot, dylemat: postawić realne wymagania i sprawić, aby szef się ugiął, czy postawić nierealne wymagania i pożegnać firmę. Obie wersje są jakoś niezwykle kuszące. W obu wygrywam coś. :)
Kwestia wolności i przygotowania się do niej – ja się nie mogę doczekać, aż będę mogła zająć się ogrodem, winnicą, zielarstwem, szyciem, może zacznę prowadzić kursy kroju i szycia, może kursy kadrowo-płacowe, albo porady prawne z tego zakresu, albo szkolenia z Excela, może zapiszę się na studia z zielarstwa, a może otworzę kawiarnię, dla takich, jak ja i będę robić wszystko na raz, bo lubię wszystko na raz, ale w swoim tempie i bez szefa. Będzie miejsce na kursy, pogaduchy o tym, co lubię, na szycie, rękodzieło, szkolenia, zielska, doniczki z roślinami itp., itd. :)
Ja tam nie wiem, jak można się nudzić. Dla mnie doba mogłaby mieć i ze 72 godziny :)