Jak negocjować cenę mieszkania?

Wiadomym jest, że dla osiągnięcia satysfakcjonującej stopy zwrotu z najmu dość kluczowe znaczenie ma to jak dobrze się kupi mieszkanie na wynajem. Umiejętności negocjacji są dość istotne. Oczywiście ciężko będzie – w drodze samych tylko negocjacji – ze słabej okazji rynkowej zrobić dobrą, ale można się postarać zrobić z okazji bardzo dobrej – doskonałą. O swoich sposobach na negocjacje pisałem w swojej pierwszej książce “Wolność finansowa dzięki inwestowaniu w nieruchomości”, ale prawda jest taka, że w ostatnich latach sam nie kupuję mieszkań (robi to za mnie Mzuri Investments:-) i wyszedłem z wprawy:-)

Ostatnio Darko zaproponował bym stworzył oddzielny wpis poświęcony temu tematowi, co niniejszym czynię. Darko napisał:

Sławku,

Czy mógłbyś założyć osobny temat na temat negocjacji ceń mieszkań? Chodziłoby mi o tym żeby powymieniać się uwagami jak dobrze do tego podejść, ile można wynegocjować itp.

Życzę nam wszystkim owocnej dyskusji. Darko, dzięki za sugestię tematu:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

30 Responses

  1. Sławek, dzięki za założenie tego wątku. Dla mnie zakup przy niskiej cenie to najważniejszy moment inwestycji, pozwalający się później cieszyć dobrą stopą zwrotu, ale pozwala też wyjść z inwestycji sprzedając bez straty a nawet z dobrym zyskiem. Poniżej napisze trochę o moich doświadczeniach jak kupowałem mieszkania.
    Obecnie mam tylko jedno mieszkanie na wynajem w Opolu – mieszkanie ok 15 minut od Rynku, 2 pokoje 47 metrów, czyli taki metraż którego pod wynajem nie powinno się raczej kupować, do tego mieszkanie na parterze chociaż wysokim. Jednak mieszkanie było wystawione za 169 tys, a mi się udało zbić cenę do 140 tys, płacąc gotówką, bez pośredników. Za metr wyszło lekko 3 tys, gdzie cena rynkowa za metr to 4,4 do 4,8 tys po remoncie, a do remontu to 3,8 do 4. Podstawą do zbicia ceny był argument że mieszkanie to parter a po drugie duży metraż no i oczywiście stan mieszkania do remontu… ale to się po prostu przyczepiłem, bo mieszkanie nie było złe – kuchnia z zestawu plus kafelki zrobione 5 lat wcześniej, łazienka lata poziom powyżej PRL czyli jakieś lata 90-siąte. W mieszkaniu mam lokatorów, którzy mieszkają tam już 6 lat i płaca 950 zł plus wszystkie koszty, więc nawet nie chce ich zmieniać, mimo iż przy innych mógłbym może dostać nawet 1,1 tys, ale mam ludzi bezproblemowych którzy sami mi nawet przynoszą czynsz, a facet wiem że zrobi wszystko w domu i nie będzie mnie fatygować do zatkanego zlewu, to po co to zmieniać? :)

    Oprócz tego mieszkania to kupiłem w życiu jeszcze kilka innych – dom gdzie dosyć dobrą cenę 480 tys, udało mi się zbić do 400 tys i mieszkam w nim obecnie. No i kilka mieszkań w których mieszkałem albo po remoncie sprzedawałem z lekkim zyskiem. Minimalnie udawało mi się wynegocjować 10% przy najniższych ofertach z internetu, a maks 20%. No ale od jakiegoś czasu pracuję w Warszawie i zacząłem myśleć o mieszkaniach na wynajem w Warszawie i widzę że tam problemem jest olbrzymia liczba mieszkań sprzedawanych przez pośredników gdzie agent przeważnie blokuje negocjacje powyżej 5%, a do tego trzeba jeszcze zapłacić prowizję pośrednikowi 2-3%. Może powymieniamy się naszymi doświadczeniami ile Wam udało się wynegocjować i czy z pośrednikiem czy bez? No i czy macie jakieś pomysły jak kupić mieszkanie bez pośredników na takim rynku jak Warszawa?

    1. >>Obecnie mam tylko jedno mieszkanie na wynajem w Opolu – mieszkanie ok 15 minut od Rynku, 2 pokoje 47 metrów

      hmm mieszkanie 47 m i dwa pokoje to bdb metraz do wynajmu

      1. No myślałem że lepsze będzie mniejsze mieszkanie bo cena zakupu jest niższa a klient nie patrzy aż tak bardzo na kilka dodatkowych metrów. No ale teraz poważnie się zastanawiam nad przerobieniem tego mieszkania na 3 pokoje i wynajmie dla studentów. Polegało by to na przedzieleniu salonu i zrobieniu ślepej kuchni, a ze starej kuchni zrobić pokój. Mieszkanie i tak jest do sporego remonty, a nie ma innego sposobu na podzielenie mieszkania tak żeby mieć 3 pokoje z oknami.

    1. Robert, potwierdzam to, że negocjacje z deweloperami są zwykle bardzo trudne. O przyczynach napisałem w swojej książce (“Mieszkania na wynajem. Moja droga do wolności finansowej”).

      Jakieś dwa lata temu, jako Mzuri Investments, próbowaliśmy wynegocjować z deweloperami zakup pakietu 50-100 mieszkań, licząc na to, że uda się przy takiej ilości wynegocjować dobre ceny. Poświęciliśmy temu wiele czasu i energii.

      Okazało się, że nawet przy tak dużej liczbie mieszkań (najwięksi deweloperzy sprzedawali wówczas po 1000 mieszkań rocznie) tylko u jednego z nich, udało nam się wynegocjować raptem kilkanaście procent, w efekcie czego zamiast kupić 50 mieszkań, nasi Klienci zakupili ledwie połowę zarezerwowanych mieszkań. Gdyby rabat był niższy, to wtedy zwrot byłby bardziej atrakcyjny i udałoby się pewnie kupić całą pulę dostępnych mieszkań.

      Oczywiście będziemy próbować nadal, bo nie poddamy się po pierwszych niepowodzeniach:-)

      1. Ja nigdy nie kupiłem nic od dewelopera, ale kilka razy podchodziłem do tematu. Raz w Gantcie…rabat ok 10%, ale mieszkania w końcu nie wziąłem. No i miałem szczęście, bo Gant po roku padł, więc mogłem dobrze wtopić i może dlatego zgodzili się na taki rabat. Później próbowałem jeszcze z Ronsonem gdzie dostałem rabat 6% i Antal ok 4%… ale też się nie zdecydowałem.

      2. Pamiętam tę sytuację, Sławku. Spotkałam się z deweloperem i dowiedziałam się, że ktoś z MZURI z nimi negocjuje. My ostatecznie nie zdecydowaliśmy się na zakup – wydawało się dość drogo i dodatkowo 30 tpln za obowiązkowy garaż, na który zaproponowano właśnie 10 tpln rabatu.

        Sami kupowaliśmy głównie u deweloperów i przyznaję, że negocjacje cenowe skończyły się na 3%. To, co można było dla nas ugrać przez przemiłą Panią z biura sprzedaży, to sprzedanie nam 2 kawalerek z puli zwrotów (ktoś zrezygnował z rezerwacji) za dużo niższą cenę i bez obowiązkowych miejsc garażowych.

        Natomiast jeśli chodzi o negocjacje na rynku wtórnym, to zdarzyło nam się znaleźć ciekawą ofertę na starej Ochocie w Warszawie. Kawalerka mała, cała do remontu, pierwsze piętro bez windy, aneks kuchenny w przedpokoju, stara kamienica. Udało nam się zbić do kwoty 145 tpln, choć pierwotnie było 180 tpln. Umówiliśmy się na podpisanie umowy, jechaliśmy z wakacji w Krynicy skracając je, bo właściciele zadzwonili, iż są zdecydowani, ale już, bo potrzebują pieniędzy. Formą płatności miała być gotówka, która zresztą była też kartą przetargową w negocjacjach. Już z drogi zadzwoniliśmy z informacją o kancelarii notarialnej, którą udało nam się umówić na dzień następny. Po przyjeździe do Warszawy okazało się, że właściciele nie odbierają telefonu, a gdy wreszcie udało się z nimi skontaktować, powiedzieli, że się rozmyślili. I w ogóle myśleli, że zwykła umowa na razie wystarczy, bo notarialnych zapisów nie można zastosować, gdyż trwa jeszcze postępowanie spadkowe dotyczące tego mieszkania.

        I tutaj nauczka. Nie ufać, samemu sprawdzać. Mieszkanie to pokazywała nam pośredniczka, nie znaliśmy danych właścicieli, a ona nie sprawdziła kto widnieje w księgach wieczystych. Umówiliśmy się na kwotową prowizję dla niej, zatem nie przeszkadzała w bezpośrednich kontaktach. Ale nawet do głowy mi nie przyszło, że właściciele nie są właścicielami.
        Były to jedyne i nieudane negocjacje na rynku wtórnym. Skutecznie mnie zniechęciły, zatem przy kolejnej próbie tylko MZURI :-)))))

      3. Witam,
        Sławku jeśli chodzi o negocjacje z deweloperami jest to bardzo trudna sprawa. Moim zdaniem nie zależy im na sprzedaży o kilkanascie oczek w dół w momencie gdy mogą wziąć kredyt pod konkretna inwestycje z obciążeniem 5proc. w skali roku a jak widać po obecnej sytuacji sprzedają wszystko.

  2. Cześć! Temat ciekawy i ważny zarazem. Ja z kolei chciałem zapytać bardziej doświadczonych kolegów i koleżanki o ich doświadczenia z negocjowaniem na rynku wtórnym mieszkań, które już w momencie wystawienia są okazją. Ja osobiście w 2014 roku zakpiłem moje pierwsze mieszkanie, dla zaspokojenia moich własnych potrzeb mieszkaniowych. Nie wgłębiając się w szczegóły, było w 100% do remontu. Ofertę miał tylko jeden pośrednik, ponieważ sprzedawali je starsi państwo, którzy woleli przekazać klucze tej osobie i nie martwić się prezentacją mieszkania. Pośrednik powiedział, że na cenę 180tys nie ma szans – ktoś już próbował. Po moich krótkich negocjacjach z właścicielami, cena stanęła na 190tys z 195tys wyjściowych (205tys pierwsza oferta w internecie pół roku wcześniej). Państwo mieli świadomość, że cena i tak jest atrakcyjna, a na szybkiej sprzedaży bardzo mocno im nie zależało. Ciężko było znaleźć jakiekolwiek argumenty za niższą ceną, ponieważ wszelkie wady były już uwzględnione w cenie wyjściowej. Na chwilę obecną mieszkanie o tych samych parametrach (osiedle, układ, piętro) w standardzie ‘po remoncie… w 2000r, a instalacji nie trzeba wymieniać bo przecież światło działa’ są wystawiane od 235tys.
    Kontynuując temat mieszkań wystawionych w niskich cenach. Niedawno pojawiła się kawalerka w śmiesznej cenie – 100tys (rynkowa wartość w tym stanie takiego mieszkania 120-130tys). Ogłoszenie znalazłem po dniu od publikacji. Zakładałem, że może uda się urwać jeszcze z 5tys jak będę płacił gotówką, a w najgorszym razie dam te 100tys. Okazało się, że nieaktualne. W późniejszej rozmowie z lokalnym pośrednikiem (akurat wtedy też sprzedawałem mieszkanie), dowiedziałem się, że w/w kawalerka sprzedała się w ciągu jednego dnia i było bodaj dwóch chętnych którzy się licytowali. Ostatecznie cena stanęła w okolicach 105tys. Aktualnie jest to mieszkanie wystawione za 139 tys :)
    Podsumowując, wydaje mi się, że nie zawsze sprawdzi się zasada “każdy schodzi 10%”. Jeśli weźmiemy mieszkania w cenach rynkowych to może faktycznie jest szansa na większą elastyczność, ale znajdując okazję, chyba czasem trzeba zadowolić się przypadkach upustem ‘na notariusza’.

    1. Eirenaios, masz rację, gdy okazja jest już doskonała, negocjowanie może oznaczać, że trafi w ręce innego chętnego. Tu też sprawdza się zasada, że lepsze jest czasami wrogiem dobrego.

  3. Eirenaios, co do okazji typu 100 tyś gdzie cena rynkowa jest 120-130 to się zgodzę… tu liczył się czas i jakiś handlarz z tego skorzystał. Natomiast cena 205 tys z pierwszej oferty i 195 tyś z ostatniej to już kwestia przypadku i tego na kogo trafimy. Wydaje mi się że na rynku jest mnóstwo ofert w cenach tzw. rynkowych i one wiszą do czasu aż właściciel straci cierpliwość i obniży cenę o jakieś 5-10% poniżej średniej ceny ofertowej. Patrząc na znajomych którzy sprzedawali mieszkanie, zauważyłem że przeważnie na początku kazdybjest

  4. Eirenaios, co do okazji typu 100 tyś gdzie cena rynkowa jest 120-130 to się zgodzę… tu liczył się czas i jakiś handlarz z tego skorzystał. Natomiast cena 205 tys z pierwszej oferty i 195 tyś z ostatniej to już kwestia przypadku i tego na kogo trafimy. Wydaje mi się że na rynku jest mnóstwo ofert w cenach tzw. rynkowych i one wiszą do czasu aż właściciel straci cierpliwość i obniży cenę o jakieś 5-10% poniżej średniej ceny ofertowej. Patrząc na znajomych którzy sprzedawali mieszkanie, zauważyłem że przeważnie na początku każdy jest pełny optymizmu, wystawia mieszkanie samodzielnie, czeka miesiąc i w końcu decyduje się na pośrednika tracąc kilka procent na prowizję. Potem po 5-10 miesiącach zaczyna urealniać cenę i w końcu sprzedaję 10-15% taniej niż pierwsza oferta plus ponosi koszt pośrednika ok 2-3%. Dlatego ja wolę już na początku obniżyć cenę o 5% i sprzedawać bezpośredno bez kolejnych rabatów bo widzę od razu większe zainteresowanie ofertą. Działa to i w przypadku mieszkań jak i przy samochodach.

  5. Witam,

    Mam nieco inne podejście do ceny zakupu nieruchomości. Dla mnie jest to parametr wynikający z ceny najmu którą mogę osiągnąć. Do kazdej interesujacej mnie oferty rozpoznaję rynek. Jeśli wiesz jaki minimalną stopę zwrotu możesz zaakceptować, jesli masz dokładnie rozpoznaną cenę najmu w tym rejonie miasta, bądż dzielnicy mozesz osiągnąć -wówczas wiesz ile nieruchomość jest warta dla ciebie. Tak więc zdarzyło mi się kupić nieruchomości bez negocjacji, z ostrą negocjacją w dół a parę razy licytowałem w góre. Ten ostani przypadek, a raczej jeden z nich – jest o tyle ciekawy, że wart opisania. Otóż około dwa lata temu jedna ze znajomych posredniczek wystawiła mi bardzo dobre mieszkanie (rozkładowe,doświetlone, dobra ulica, w rejonie moich poszukiwań). Wszedłem do mieszkania i po 3 minutach wiedziałem, ze to jest to. Zbiłem cenę o 2% – tak dla dobrego samopoczucia (:))i umowiliśmy termin spotkania na przedwstępną. Pan na koniec uprzedził mnie, że jest jeszcze dwóch potencjalnych zainteresowanych którzy oglądali mieszkanie przed moją wizytą i mają zdecydować się w dniu jutrzejszym. Tak jak się domyslacie następnego dnia rozgorzała walka. Po analizie cenowej wiedziałem ile mogę zapłacić i poszedłem w górę o ok 8 %. MIeszkanie sprzedało się z 22 % przebitką ! Jak usłyszałem cenę – pomyślałem – przeszarżowali. Jednak to nie koniec. Parę tygodni później na imprezie spotkałem kolegę z którym przy przysłowioej lampce rozmawialiśmy o

  6. Witam,

    Mam nieco inne podejście do ceny zakupu nieruchomości. Dla mnie jest to parametr wynikający z ceny najmu którą mogę osiągnąć. Do każdej interesującej mnie oferty rozpoznaję rynek. Czym mam większą wiedzę tym większą pewność siebie. Jeśli wiesz jaki minimalną stopę zwrotu możesz zaakceptować, jeśli masz dokładnie rozpoznaną cenę najmu w tym rejonie miasta, bądź dzielnicy możesz osiągnąć -wówczas wiesz ile nieruchomość jest warta dla ciebie. Tak więc zdarzyło mi się kupić nieruchomości bez negocjacji, z ostrą negocjacją w dół a parę razy licytowałem w górę. Ten dostani przypadek, a raczej jeden z nich – jest o tyle ciekawy, że wart opisania. Otóż około dwa lata temu jedna ze znajomych pośredniczek wystawiła mi bardzo dobre mieszkanie (rozkładowe doświetlone, dobra ulica, w rejonie moich poszukiwań). Wszedłem do mieszkania i po 3 minutach wiedziałem, że to jest to. Zbiłem cenę o 2% – tak dla dobrego samopoczucia (:))i umówiliśmy termin spotkania na przedwstępną. Sprzedający na koniec uprzedził mnie, że jest jeszcze dwóch potencjalnych zainteresowanych którzy oglądali mieszkanie przed moją wizytą i mają zdecydować się w dniu jutrzejszym. Tak jak się domyślacie następnego dnia rozgorzała walka. Po analizie cenowej wiedziałem ile mogę zapłacić i poszedłem w górę o ok 8 %. Mieszkanie sprzedało się z 22 % przebitką ! Jak usłyszałem cenę – pomyślałem – przeszarżowali (i to zdrowo). No cóż, ja zachowałem zimną krew – mogę być z siebie dumny, nie przepłaciłem. Jednak to nie koniec. Parę tygodni później na imprezie spotkałem kolegę z którym przy przysłowiowej lampce rozmawialiśmy o rynku. Jakże było moje zdziwienie kiedy okazało się, że to on kupił to mieszkanie. Powiedziałem o tym, że uważam ze przepłacił. On jednak powiedział mi cenę jaką ma uzyskać z najmu bowiem ma podpisaną umowę z jedną z ambasad. O fakcie poszukiwania mieszkania o tych parametrach przez ambasadę wiedział w momencie licytacji. Kto wiec był lepiej przygotowany do negocjacji ? :) Jedno jest pewne rynek jest niedoskonały a to sprawia doskonałe okazje dla wiedzących więcej 

    1. Myślę ze zbicie 30% to trochę nadinterpretacja wyników. Metoda liczenia jest trochę wadliwa – porównanie cent transakcyjnych z cenami ofertowymi gdzie ofertowe to często ok 20-30% mieszkań w kompletnie chorych cenach (których nikt nigdy nie uzyska i nawet kupujący nie podejdzie do negocjacji bo będzie uważał że to oferta nie dla niego, albo mieszkania w wysokim standardzie. A ceny transakcyjne to ceny mieszkań które najlepiej się sprzedają – tanie mieszkania, bez wodotrysków. Wg mnie kwota do zbicia to ok 10-20%

  7. Od kilku miesięy poluję na mieszkanie w moim przedziale finansowym.Napiszę co zaobserwowałem.
    Sporym problemem są biura nieruchomości które dla własnego zysku mieszają w głowach sprzedającym.
    Podam dwa przykłady :

    1. Kawalerka 25 metrów do odświeżenia cena 83.000(taki metraż w tej lokalizacji 80-82 tys) ,dzwonię w piątek rano pytam o negocjacje ustalam cenę na 80.000 i umawiam się na oglądanie na poniedziałek.Dzwonię w poniedziałek a sprzedający informuje mnie,że cena nieaktualna bo biuro nieruchomości sprzeda drożej.We wtorek rano mieszkanie wystawione przez biuro za 90.000+ prowizja.Mija 2,5 miesiąca a mieszkanie z ceną 87.000 ciągle do sprzedania.

    2.Kawalerka 20 metrów po remoncie oferta tylko w biurze 110.000 ( inne kawalerki w tej lokalizacji o takim metrażu po remoncie były/są po 72000- 85.000) Wysłałem maila z zapytaniem dlaczego taka cena ,otrzymałem odpowiedz,że mieszkanie po remoncie lokalizacja świetna,zaproponowano obniżkę na notariusza.

    1. Czytelnik, Ja też uważam że pośrednicy psują rynek. Mamią klientów wizją wysokiej ceny sprzedaży bo każdy chce to słyszeć, a oni chcą pozyskać klienta. Efekt jest później taki że mieszkania sprzedają się przez rok jak klient z pośrednikiem obniży cenę kilka razy, a klient straci kilka tyś na czynszu za mieszkanie gdzie nikt nie mieszka. No i przez to mamy taki mało płynny rynek ze średnimi cenami z kosmosu.

  8. Teraz sytuacja przynajmniej na rynku warszawskim jest odwrotna.
    Licytuje się kto da więcej :(

    Przykład z ostatniego tygodnia. Dzwonimy z 4 ogłoszeń, które pojawiły się w ciągu ost. 48h. 3 kawalerki już zadatkowane, nieaktualne.

    Umawiamy się na oglądanie czwartej. Przyjeżdżamy na miejsce, właściciel każe nam czekać na klatce bo tyle ludzi już w środku. Za nami ustawia się kolejka. Pojawiają się kolejne 3 osoby.

    Mieszkanie to nora, nigdy nie remontowane. Ale rewelacyjna lokalizacja (500 m od metra). Cena startowa 12.000 zł / m2.

    Sławku, i jak w takich warunkach kupować mieszkania? :)
    Chyba tylko poza Warszawą?

    1. Artur, chyba rzeczywiście lepiej poza stolicą. Nie tylko ze względu na to co opisujesz, ale też ze względu na niższe zwroty. Jeśli ceny wzrosną, to zwroty spadną:-(

        1. Ja to nawet byłem na kilku licytacjach komorniczych, ale tam to porażka kompletna – ceny do jakich ludzie dochodzą, są wyższe niż ceny ofertowe. Ale z normalnych ofert nie jest też tak źle – dzisiaj w końcu coś znalazłem ale to tak pod siebie i później ewentualnie do dalszej odsprzedaży. Udało mi się wynegocjować 2 pokoje w Mordorze, nowe budownictwo za 320 tys – 46m i 2 pietro. Umowa przedwstępna już podpisana i może w przyszłym tygodniu uda się załatwić notariusza, bo mieszkanie bez hipoteki, a ja płaciłbym gotówką.

    2. Artur, miałem to samo w poniedziałek, ale mieszkanie dwupokojowe – wystawione rano, a popołudniu już oferta nieaktualna :) A to co piszesz to chodzi Ci pewnie o Centrum, bo Mokotów gdzie coś teraz szukam nie przeżywa takiego boomu. To co napisałem to była tylko pojedyncza sytuacja.

  9. DarkaZZZ, odnośnie tych licytacji komorniczych, to domyślam że miałeś na myśli wartość oszacowania?
    Mógłbyś trochę więcej informacji napisać o licytacjach w Wawie, duże przebitki, czy da się kupić po cenie zbliżonej do ceny wywołania na licytacji?

    Z góry wielkie dzięki.

  10. Michł52, o cenie wywołania to możesz zapomnieć, chyba że mieszkanie jest z takimi problemami że nie wyprowadzisz obecnych lokatorów przez 20 lat. Przejdź się na kilka licytacji to zobaczysz jak ludzie się nakręcają i kupują mieszkania w cenach rynkowych, nie wiedząc nawet kto tam miaeszka i jak mieszkanie wygląda w środku :)

      1. Dokładnie tak to się odbywa. Atmosfera jakby licytowali co najmniej Rembrandta.
        Windują ceny do takich pułapów że bez problemu w takiej cenie pierwsze lepsze mieszkanie z ogłoszeń można kupić a jeszcze sądzą że ubili interes życia…
        Ludzie przychodzą bez jasnej strategii i kiedy udziela im się atmosfera miejsca to niestety są nierozsądni.
        Fajnie się to ogląda nic nie licytując po patrzysz “na zimno” na rozemocjonowany tłum.

        1. Konkret, potwierdzam. Emocje łatwo się udzielają. Mieliśmy takie przypadki w Mzuri. Raz pewien Klient udzielił pełnomocnictwa do zakupu nie nam (my pomogliśmy znaleźć mieszkanie), ale swojemu Tacie. Na początkowym etapie współpracy nie miał jeszcze do nas zaufania:-)

          Jego Tacie udzieliły się emocje i kontynuował licytację ponad górną kwotę ustaloną przez nas z jego Synem. Gdy koleżanka zwróciła mu uwagę to odpowiedział “Skoro już tak daleko przyjechałem, to dorzucę Synowi te parę tysięcy”. Koleżanka mocno go przyhamowała i naprawdę się ucieszyła gdy przetarg przegraliśmy.

          Dlaczego się ucieszyliśmy? Bo wiedzieliśmy co by było dalej. Syn pracujący w Wlk Brytanii nie pozwolił by ojcu dopłacić do ceny ponad ustalony limit. Za to od nas by żądał byśmy mieszkanie wynajęli drożej (skoro on za nie więcej zapłacił). A tak to niestety w praktyce nie działa.

  11. Dzięki za komentarze. Sam obecnie puki co mieszkam w Toruniu, ale planuje się przenieść do większego miasta – Wawa lub Trójmiasto. W takim razie puki co przejdę się zobaczyć jak wyglądają licytacje w Polsce powiatowej – Toruń. Może na prowincji uda się znaleźć w granicach cen wywołania. Dużo powyżej tego się nie opłaca biorąc pod uwagę koszty eksmisji, straconego czasu i innych problemów z sądami i lokatorami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.