Jak oszczędzać? – pytanie Kasi

Kilka dni temu rozmawiałem z pewną Fridomiaczką, nazwijmy ją Kasią, która chciałaby osiągnąć wolność finansową. Pytała mnie co ma w związku z tym zrobić.

Otóż Kasia jest mężatką i matką dwojga małych dzieci. Mąż zarabia dość dużo, ona o wiele mniej, ale też całkiem sporo. Pomimo wysokich zarobków, nie są w stanie niczego oszczędzać, a dodatkowym obciążeniem ich finansów jest frankowy kredyt hipoteczny na zakup mieszkania, w którym mieszkają. Kredyt zaciągnęli kilka lat temu gdy CHF było po PLN 2,2. Dziś to niemal dwukrotnie więcej, więc pomimo dotychczasowych spłat, saldo kredytu jest prawie dwukrotnie wyższe niż było w momencie zaciągania kredytu. Kasia stwierdziła, że chyba nie uda im się spłacić tego kredytu do końca życia.

Próbowałem pocieszać, że tak nie jest. Przecież każdego miesiąca ileś tam tych franków spłacają. Gdy saldo kredytu we frankach spadnie do kwoty CHF 100, to niech se wtedy frank kosztuje nawet PLN 100, to i tak uda im się ten kredyt spłacić. Natomiast wyjaśniłem jej, że nie jestem specem od kredytów, więc nie przedstawię jej dokładnych wyliczeń.

Poradziłem by zbytnio nie przejmowała się tym kredytem. Nie musi czekać aż go spłaci by zacząć – równolegle – budować swoją wolność finansową. Kredyt tak jak spłacają od kilku lat, niech spłacają dalej. Natomiast radziłem by przyjrzała się temu jak zwiększyć swoje możliwości inwestycyjne. Wskazałem 3 możliwe źródła.

A) Jakieś aktywa typu działka, ziemia, domek na wsi, stary obraz, antyczne meble, kolekcja starych znaczków, polisa ubezpieczeniowa, itp które można by spieniężyć i pieniądze ze sprzedaży zainwestować w zakup mieszkań na wynajem. Ludzie czasami mają takie uśpione aktywa i wystarczy je zamienić na aktywa przynoszące pasywny dochód. Jeśli ze sprzedaży działki, domku czy innego aktywa udałoby się kupić 2-3 kawalerki, to ich najem umożliwiłby kupno kolejnej w ciągu kilku lat. A potem następnej po kilku latach, i następnej

B) zwiększenie dochodów poprzez poproszenie szefa o awans na bardziej odpowiedzialne stanowisko, zmianę pracy i/lub wzięcie dodatkowego etatu. Ta taktyka oczywiście zadziała tylko wtedy gdy dodatkowo uzyskiwane przychody nie będą przeznaczone na wzrost poziomu konsumpcji, na podniesienie swojego standardu życia, tylko będą systematycznie oszczędzane i inwestowane

C) Jeśli ktoś nie ma uśpionych aktywów (jak w A powyżej), ani możliwości zwiększenia przychodów (choć te możliwości są zawsze i często to tylko kwestia wyobraźni z jednej strony, oraz odwagi by coś w swoim życiu zmienić z drugiej), to nie pozostaje nic innego jak tylko szukać w swoim życiu oszczędności. Najlepiej nie poprzez wyrzeczenia (“nie kupię sobie w tym miesiącu tych butów, które widziałam w sklepie”, itp), tylko poprzez trwałą zmianę nawyków.

Jeśli ktoś – dla odprężenia – codziennie kupuje sobie kawę w kawiarni na dole biurowca, to pewnie wydaje na to kilkaset złotych miesięcznie. Gdyby zmienił swój nawyk i zamiast siedzieć w kawiarni, wziął podczas przerwy na lunch książkę i poszedł poczytać do pobliskiego parku, to może mógłby być równie odprężony.

“Ale ja nie pijam kawy!” – odparła Kasia. “Można rzucić palenie” – kontynuowałem. “Ale ja nie palę!” – znów odparła Kasia. Ja też nie, więc podałem parę przykładów z mojego życia. Wprawdzie nie robiłem tego dla celów wygenerowania jakichś oszczędności, ale odkąd włosy zaczęła mi obcinać moja żona (irytowała mnie konieczność umawiania się do salonu fryzjerskiego na konkretną godzinę), to oszczędzam stówę, dwie miesięcznie. “Co to za oszczędność! – odparła Kasia. A poza tym nie wyobrażam sobie bym mogła pozwolić mojemu mężowi na podcinanie moich włosów!”. No fakt, musiałem jej przyznać rację:-). Kasia jest piękną kobietą, ma bujne i długie loki i ryzykowałaby o wiele więcej niż ja ze swoimi przerzedzającymi się mocno włoskami.

Na mój kolejny przykład o tym, że od ponad miesiąca nie mam w domu ani tv ani internetu, co pozwala mi zaoszczędzić mnóstwo czasu, który kiedyś marnowałem na totalne pierdoły, a przy  okazji również jakąś kolejną stówkę miesięcznie, Kasia znów odparła “Ale to przecież tylko stówka, a poza tym, ja muszę mieć internet, bo jest mi potrzebny do mojej pracy!”

Ponieważ nie znamy się z Kasią dobrze i nie znam struktury ich budżetu domowego, to podałem inny przykład ze swojego życia – odkąd zacząłem jeździć po Warszawie na skuterze, moje koszty transportu drastycznie zmalały. Różnica w kosztach ubezpieczenia, serwisowania, parkowania, benzyny, itp samochodu, a skutera to pewnie kilka dobrych tysięcy rocznie. “No ale ja mam dwoje dzieci! Jakbym miała je wozić na skuterze?!” – nie dawała za wygraną Kasia. Już chciałem przekonywać, że w Indonezji, kobiety wożą do szkoły nawet dwójkę czy trójkę dzieci na swoim skuterze, ale przypomniałem sobie jaki mamy w Polsce klimat i odpuściłem sobie dalsze argumentowanie w tej kwestii.

Próbowałem delikatnie, bez wchodzenia w buciorach w ich życie, wypytać Kasię czy w ich stylu życia są jakieś zbędne wydatki. Takie, które można by odciąć poprzez zmianę swoich nawyków. Tak jak się spodziewałem, Kasia nie była w stanie takowych zidentyfikować. Z kolei przykłady z mojego życia nie były dla niej przekonujące.

Może macie jakieś swoje przykłady, które mogłyby być dla Kasi bardziej przekonujące? Będę wdzięczny za każdą podpowiedź. Kasia – mam nadzieję – też:-)))

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

44 Responses

  1. to tylko pare stówek wiec po co oszczędzać :))
    z tym podjeściem to duzo się nie oszczędzi.
    100 tv.50 internet, 100 fryzjer, mniejsze auto to juz 1000 rocznie jak w gazie to 1500 :)
    czyli juz z paru stówek zrobiło się 4500 rocznie a pieniądz do pieniądza ciągnie jak mówił mój dziadek

  2. Mam pytanie z trochę innej parafii, wybieram się z synem (18 lat) i mężem do Kenii na safarii w przyszłe wakacje (może październik ?) To taki mały rekonesans przed wyjazdem w 2022 roku :)
    Czy możesz polecić jakieś dobre, sprawdzone biuro podróży, albo dać jakieś inne pomysły?
    Pozdrawiamy serdecznie
    Fridomaniacy z Lublina
    Maria, Tomasz i Michał

    1. Maria, dobry wybór miejsca na wakacje. Udanego wyjazdu! A co do podpowiedzi, to polecam usługi mojego znajomego – Sammy – który jest niezależnym tour operatorem. W szczycie sezonu wozi turystów swoimi minibusami dla największych touroperatorów. Oprócz tego ma coraz więcej swoich własnych klientów. Sam poleciłem jego usługi wielu swoim znajomym w Polsce, w Rumunii, w Jordanii oraz w innych krajach i wszyscy byli zachwyceni.

      Adres mailowy Sammy’ego już kiedyś podawałem pod wpisem dot safari w Kenii wiele lat temu. Postaram się odszukać i jeszcze raz ten adres przypomnieć.

        1. Maria, sorry za zwłokę w podaniu adresu Sammy’ego. Twoja prośba nałożyła się w czasie z moją krzątaniną przed wyjazdem do Afryki (jestem teraz w Gambii) i chyba dlatego zapomniałem. Najmocniej przepraszam. Podaję jego adres snthakyo (małpka) yahoo.com. Sammy czasami dośc chaotycznie pisze po angielsku, ale jestem przekonany, że się dogadacie.

          Udanego wyjazdu. Jednocześnie polecam wpis na fridomii pt “Safari w Kenii”, w którym dzielę się garścią praktycznych wskazówek dot zaplanowania swojego safari oraz wpis pt “Kocham Cię Kenio”, w którym zamieściłem wiersz mojej Przyjaciółki wychwalający zalety Kenii w konwencji hymnu programu TVP “Kocham Cię Polsko”:-)

  3. Co do dzisiejszego postu dotyczącego oszczędzania, według mnie nie ma innej drogi jak zacząć od płacenia najpierw sobie. Trzeba założyć osobne konto i zrobić stałe zlecenie na początku miesiąca najpierw na małą kwotę np. na 200 zł, a potem gdy odwaga wzrośnie stopniowo ją powiększać. O nadwyżki pod koniec miesiąca raczej trudno, zwłaszcza jak się ma dzieci. Ja już nawet nie pamiętam, że pieniądze są odkładane, gospodaruje tak tą umniejszoną kwotą, żeby starczyła do pierwszego. A konto oszczędnościowe rośnie… Bardzo polecam tę metodę, nas się sprawdza, choć nie zarabiamy dużo.
    Pozdrawiam
    Maria

    1. Maria, dzięki za bardzo praktyczną podpowiedź. Rzeczywiście dobrze jest założyć sobie konto w jakimś nietypowym, trudno dostępnym banku. Najlepiej konto bez karty bankomatowej, bez hasła do internetu, itp tak aby utrudnić dostępność gromadzących się tam środków.

      Dodatkowo, warto zautomatyzować przelewy ze swojego konta głównego, np w formie zlecenia stałego, by nie musieć pamiętać o tym co miesiąc:-) Im więcej automatyki, tym większa skuteczność oszczędzania:-)

  4. Witaj Sławku!
    Regularnie czytuję, to spróbuję dorzucić swoje dwa centy do dyskusji. :)

    Bez znajomości czyjegoś życia, to ciężko tak. Może zacznę od mojej historii.
    U mnie był to cały proces. Zainteresowanie tematem. Czytanie. Stopniowe coraz częstsze zastanowienie się czy potrzebuję tego. Gdy był boom na tablety – czy potrzebuję? Chyba nie. Zapytałem kilku znajomych co robią z tabletami. “aaa.. steruje muzyką” “no w sumie leży ostatnio”. Czy potrzebuję nowej komórki, która jest ładna, lśniąca i nie ma rys, ale kosztuje 3k? Chyba nie. Brać nowy samochód i spłacać go kilka lat, czy może 3letni za jakąs połowę ceny nowego wystarczy?
    Na późniejszym etapie zacząłem (jakoś automatycznie wyszło) zwracać uwagę na mniejsze wydatki. Trochę zainspirował mnie kolega, który napisał któregoś dnia rano, że porządkuje różne płatne usługi, typu $2-$10 miesięcznie. Po paru godzinach pisze, że oszczędza rocznie 3 tysiące. A nie zrezygnował z usług wszystkich, tylko zoptymalizował. Hm! Połowa fajnych wakacji – pomyślałem.

    Zmniejszyłem łącze internetowe – pracuje przez internet, ale 5 czy 20 sekund takiej dużej różnicy mi nie robi.
    Telewizji nie mam od lat (złodziej czasu, a ja chyba zbyt podatny byłem ;) )
    Do filtrowania wody dokupiłem saturator – lubię lekko gazowaną, pozwala mi na dozowanie takiej ilości co2 jaka mi pasuje, oszczędza zakupów, noszenia zgrzewek.
    Komórkę (wyżej wspomnianą) właśnie zmieniłem. Po 3.5 roku, gdy rozbiłem ekran uznałem, że jej czas. Natomiast zbuntowałem się trochę przeciw Applu i jego ostatnim pewnym ruchom i zamiast iphone 7 plus za 4000, kupiłem OnePlus (o podobnej specyfikacji) za 1800. Na razie jestem zachwycony. A loga jabłuszka nie potrzebuje do szczęścia. (mam nadzieję nie wywołać flejmu na ten temat..)
    Chciałem kupić szafy na wymiar, wyceniono na 7 tysięcy. Średnio mi pasowało – bo nie planuję tu mieszkać kilku lat nawet, a wiadomo, że szaf na wymiar się raczej nie zabiera. Kupiłem używaną, w kilka godzin zdemontowałem, przewiozłem i zmontowałem u siebie – przy okazji, jak dla mnie to był relaks pod postacią pracy fizycznej i wyłączenia myślenia. Koszt 700zł. Dodam, że wymiar ma taki jak chciałem zamówić, tylko 266cm wysokości zamiast 270. Przeżyje to jakoś. ;-)
    Znalazłem basen bliżej domu, nie uruchamiam samochodu bez sensu na 10 minut przejazdu, tylko idę na spacer. Przyjemniej, zdrowiej, taniej.
    Jak tak wymieniam to zdałem sobie sprawę, że na początku pilnowałem się by mając ochotę kupić coś zastanowić się czy potrzebuję tego, a teraz mam to tak we krwi, że muszę się skupić by przypomnieć co chciałem kupić, lub odnośnie czego znalazłem substytut.

    Ja wiem, że niektóre rzeczy brzmią jak detale niewarte zachodu. Ale tu chodzi o sposób myślenia i podejście, które wdrożone w życiu, na codzień, daje dużą różnicę. Sama zakup tańszej szafy i wyrzucenie tabletu nie zmieni niczego więcej. Widzę po sobie, że w porównaniu do 2 lat wstecz, wydaję znacznie mniej, a nie czuję bym żył jakkolwiek gorzej lub mniej. Ba, nawet lepiej, bo bardziej świadomie decyduję się na pewne wydatki :)

    Obawiam się, że jeśli ktoś nie potrafi nic zidentyfikować, a jednocześnie wydaje sporo, to może być na początku drogi… hm, zyskiwania finansowej świadomości?

    Wiem, że moje przykłady pewnie wszystkie albo większość nietrafiona. Chodziło mi bardziej o ukazanie drogi, zmiany, efektów. A z bardziej uniwersalnych rad – odkładać z pensji najpierw sobie (rachunek oszczędnościowy na przykład), a z reszty żyć. Zamiast popularnego “jak coś zostanie, do odłożę.. ups, nie zostało.”
    Rozpisanie wydatków też się przydaje. Np korzystając z jakiegoś automatu – typu kontomierz. Wiem jednak, że to nie takie proste, ale zawsze można spróbować nieco prościej, np robić zakupy spożywczo domowe z 1 konta/karty by móc pod koniec miesiąca wygodnie podsumować sobie. Wiadomo – bardziej szczegółowe, lepsze. Szczegółowe pozwala wyłapać np, że na kawę przed pracą wydajemy 200zł/miesięcznie, lub na lunche w pracy 500zł/msc, czy na wodę na silowni 40zł. I podczas, gdy samo 40zł to nic, niech będzie takich 40zł 10 różnych w miesiącu. 20, czy 30. :)

    Powodzenia!

  5. Zgadzam sie z przedmowca. Dodam, ze zawsze trzeba najpierw placic sobie –> 10% wyplaty odlozyc, a za reszte zyc. Dla chcacego nic trudnego ale musi to byc nawyk.

    Jest jeszcze mozliwosc sprzedania mieszkania z kredytem i kupno tanszego/mniejszego. Trzeba odpowiedziec sobie na pytanie co jest dla mnie wazniejsze – luksusowe mieszkanie czy wolnosc finansowa. Kasia mowi ze oboje z mezem dobrze zarabiaja wiec przypuszczam ze mieszkanie na ktore sie zdecydowali troche przeroslo ich mozliwosci.

  6. Z opisu “finansowego” charakteru Kasi nie wróżę jej zrobienia fortuny… Konsumpcyjne i bezkrytyczne podejście do swego życia cechuje wielu, którzy chcieliby ale jakoś nie mogą się zdobyć…

  7. Sławku / Kasiu – sporo pomysłów na oszczędzanie można znaleźć na blogu Michała Szafrańskiego: http://jakoszczedzacpieniadze.pl/oszczedzanie-2

    Poza tym, poza pomysłami sugerowałbym przemyśleć dwie kwestie: (1) strategię (co długoterminowo chcę osiągnąć) oraz (2) postawę.

    Być może to jedynie sposób w jaki przedstawiłeś całą sytuację. Jednak czytając powyższe ma się wrażenie że Kasia jest typem człowieka który skupia się na znalezieniu 100 powodów dlaczego coś się nie da zrobić.

    A jak się czegoś nie da to się tego nie da.

    A jak ktoś chce osiągnąć cel to znajdzie sposób żeby go osiągnąć.

    1. AdiT, może rzeczywiście przedstawiłem Kasię w nieco zbyt mało korzystnym świetle. W rzeczywistości to bardzo miła, konkretna i ambitna osoba:-)

  8. W Indonezji na skuterze miesci sie nie tylko kobieta z dwojka dzieci, ale takze jej maz, czyli glowa rodziny :-)

  9. Poza głównym tematem:
    Też mnie wkurza to, że od jakiegoś czasu w coraz większej liczbie męskich fryzjerów trzeba się wcześniej umawiać na konkretną godzinę. W związku z tym gdy już stwierdzam, że nadszedł czas ściąć włosy to idąc przez miasto zaglądam do przypadkowego fryzjera po drodze i patrzę czy jest kolejka. Jak nie ma to pytam, czy mogę się teraz ostrzyc. Jeśli tak, to się strzygę i po kłopocie. Ja nie mam „swojego” fryzjera, dlatego mi to nie przeszkadza. A przy okazji mam okazję odwiedzić kilku różnych fryzjerów.
    A przy okazji zauważyliście, że kiedyś był to po prostu fryzjer albo zakład fryzjerski. Teraz to co najmniej salon fryzjerski, studio fryzur a nawet kreator fryzur… :-)

    1. Luk, miałem dokłądnie takie samo podejście jak Ty. Umawianie się na konkretną godzinę stawało się dla mnie kolejnym obowiązkiem, kolejnym ograniczeniem swobody.

      A co do nazw. Im bardziej prestiżowo brzmią tym wyższe stawki można ściągać od klientów:-) Podobnie jest z nazwami osiedli mieszkaniowych. Kiedyś nazywano je po prostu “Osiedle Górczewska”, albo inna nazwa nawiazująca do ulicy przy której budowano nowy blok mieszkalny. Dziś to już “Rezydencje Górczewska” i cena za metr kwadratowy odpowiednio wyższa:-)))

  10. Sławku, Kasia wygląda mi na osobę, która programowo będzie odpierać wszystkie rady, bez głębszego ich przemyślenia. Na przykład argument za posiadaniem samochodu, który zbyła stwierdzeniem, że ma dwoje małych dzieci. Co to za argument? Gdzie trzeba małe dzieci wozić? Do lekarza w pilnych przypadkach można taksówką. Ja mam dzieci 1-roczne i 4-roczne i radzimy sobie bez auta, wbrew pozorom komunikacja zbiorowa w Polsce jest całkiem dobra, a podróż pociągiem jest nie tylko szybsza, ale i bardziej bezpieczna.

  11. Zapomniałem dodać, że nie posiadając samochodu można wynająć komuś swoje miejsce parkingowe, a więc nie dość, że oszczędzamy na wydatkach na auto (amortyzacja auta, ubezpieczenie, paliwo, naprawy), to mamy jeszcze dodatkowy przychód.

    1. Dla mnie brak samochodu to brak wolności i nikt mnie nie przekona że jest inaczej. Jestem wtedy uzależniony od innych, muszę dostosowywać do rozkładów jazdy, planować przejazdy itd. A tak wsiadam do samochodu i jadę kiedy chcę i gdzie chcę. Nikt mnie nie przekona żebym z tego zrezygnował. No ale oczywiście sytuacja każdego jest inna i takie przekonywanie kogoś że posiadanie samochodu jest głupie, albo że posiadanie samochodu jest koniecznością jest po prostu bez sensu.

      1. Marek, masz rację z tym, że każdy musi kształtować swoje życie po swojemu.

        Natomiast – o ile zgadzam się, że samochód daje poczucie wolności, to jednak mam do Ciebie pytanie. Czy nie zdarzyły Ci się nigdy sytuacje gdy czułeś, że posiadanie samochodu ogranicza Twoją wolność? Np gdy nie mogłeś znaleźć miejsca do zaparkowania, gdy stałeś w korku spóźniony na ważne spotkanie i najchętniej zostawiłbyś auto na środku ulicy by podbiec do biurowca? Albo gdy policjant przypomniał Ci podczas rutynowej kontroli, że masz nieważny przegląd techniczny? Albo samochód Ci się popsuł wtedy gdy go najbardziej potrzebowałeś?

        Pytam o to, bo dla mnie samochód – nawet taki z odkrywanym dachem – stał się … więzieniem, gdy stałem w korkach. Skuter daje mi o wiele większe poczucie wolności:-) Ale nie twierdzę, że jest to jakaś uniwersalna prawda.

        1. Czasami tak mam że jak stoję w jakimś potężnym korku to najchętniej zostawiłbym samochód i poszedł piechotą. Na szczęście nie stoję w korkach aż tak często, dość rzadko jeżdżę do centrum a jeśli już to raczej nie w godzinach szczytu. Nie twierdzę że samochód każdemu da poczucie wolności, dla niektórych to może być przekleństwo. Sam gdybym miał codziennie stać w korkach w centrum to być może wybrałbym komunikację miejską ale jak mówię nie każdy dojeżdża do centrum, nie każdy mieszka w Warszawie gdzie te korki są największe, ba “niektórzy” mieszkają w innych często mniejszych miastach i miasteczkach oraz na wsiach. Często wyjeżdżam nie wieś i jak sobie pomyślę że musiałbym z rodziną przemieszczać się busami, a później kilka kilometrów zasuwać z tobołami i dziećmi na plecach to ja dziękuję ;)

        2. Marek, masz rację. Perspektywy Warszawiaka oraz mieszkańca małej wioski mogą się diametralnie różnić. Dzięki.

        3. Pytanie z tego wpisu na blogu brzmiało, jak oszczędzać – moją próbą odpowiedzi było, że jedną z metod jest pozbycie się samochodu. Jeśli jednak ktoś bez samochodu będzie nieszczęśliwy, to niech go sobie ma; w końcu po co komu pieniądze, jeśli ma być nieszczęśliwy.

          Mój eksperyment bez samochodu trwa dopiero od kilku tygodni i na razie nie czuję się w żaden sposób ograniczony, wręcz przeciwnie, widzę braki pewnych ograniczeń tak jak wspomniał Sławek. Nie wykluczam jednak, że kiedyś zmienię zdanie.

        4. Należy się zastanowić czy skuter nie posiada większość “wad” samochodu, również może się popsuć, wymaga przeglądów technicznych czy ubezpieczenia.

  12. Pierwsze i najważniejsze to zrobić budżet domowy. Zobaczysz przez parę miesięcy gdzie “rozchodzą się” pieniadze. Zaskoczenie gwarantowane. Później tym pieniądzom musisz kazać iść do okienka “oszczędności” a następnie do okienka “inwestycje”. Wszystko

  13. Hmm, najlepsze wyjście jak jej mąż by stracił pracę a ona by próbowała jego i dwoje dzieci utrzymać ze swojej wypłaty. Dopiero wtedy budzą się w człowieku sposoby kreatywnego oszczędzania pieniędzy. To tak samo jak z paleniem. Dopóki to jest “złe” to ludzie próbują rzucić milion razy a wystarczy, że mają raka i są w stanie rzucić z dnia na dzień. To się nazywa motywacja.

    Obawiam się jednak, że Kasia przez następne 30 lat będzie narzekać, że nie może nic oszczędzić i będzie żyć z dobrą pensją męża i swoją i szczerze czy to jest takie złe? Żyją sobie spokojnie, komfortowo bez większych stresów. Takie życie wybrali. Po co próbować komuś na siłę zmieniać styl życia? Najpierw musi być szczera wola a później możemy porozmawiać….

    Dopóki życie nie zmusi to większość ludzi funkcjonuje na biegu jałowym bo tak łatwiej. Dlatego tak niewiele osób jest bogatych (AKA posiadających aktywa przekraczające 1 mln euro). 0,2 promila w polsce chyba prawda?

  14. Sposobów na oszczędzanie są setki. Trzeba tylko być na to gotowym i chcieć.

    Większość z tych sposobów powoduje na początku dyskomfort (bo zmiana), ale potem jakość życia się poprawia, bo spędzamy więcej czasu całą rodziną, cieszymy się mniejszymi rzeczami, jest mniej stresu, pośpiechu itd.

    Nam z Żoną udało się zmniejszyć wydatki w ciągu 3 lat o 45%. Nie sposób wymienić co zmieniliśmy bo to było setki decyzji.

    Bardzo pomogło nam, że zaczęliśmy prowadzić excela z wydatkami. Dzięki temu zaczęliśmy wydawać świadomie.

    Wprowadzaliśmy każdą zmianę, choćby oszczędności były niewielkie. Po przemnożenie przez 365 i 10 lat każda złotówka daje 3650 zł oszczędności plus odsetki.

    Przykładowe zmian (kolejność losowa by pokazać jak różne były)
    – nie kupujemy wody w butelkach
    – zrezygnowaliśmy z restauracji z wyjątkiem 2-3 specjalnych okazji w roku
    – zamiast na wczasy AI jeździmy sami na własną rękę
    – rozrywki gdzie się wydaje zamieniliśmy na sport
    – zmieniliśmy szkołę dla dzieci na zbliżoną, a połowę tańszą
    – sprzedaliśmy jeden samochód, mieliśmy kiedyś dwa
    – zmniejszyliśmy ogrzewanie w domu o 1 stopień ;)
    – nie kupujemy gadżetów, telefony zmieniamy gdy jest to tylko konieczne (popsuje się)
    – robimy dużo prac w domu sami, w tym drobne naprawy
    – zmieniliśmy miejsca w których kupowaliśmy ubrania na tańsze
    – myślimy na zakupach, czytamy skład produktów, jeżeli jest taki sam wybieramy produkt tańszy
    – nie kupujemy impulsywnie, nie kupujemy na zapas
    – na drogie wydatki dajemy sobie czas na przemyślenie, nawet kilka miesięcy
    – ….

    Powodzenia!

  15. O! Sławku, ja też strzygę mojego męża:-) Ale on mnie strzyc nie chce… hmmm.. ciekawe dlaczego?

    My także zmieniliśmy wiele nawyków i przychodzi nam to naturalnie. Właśnie jestem w trakcie rzucania kawy, bo mąż zagroził iż kupi ekspress, abym nie wydawała na McCafe. Wystarczy policzyć ile wydamy na ten sprzęt i od razu mi się tej kawy odechciewa!
    A serio, to największe oszczędności dostrzegam w zakupach żywności. Mniej kupuję i…mniej wyrzucam. Zawsze kupowałam na zapas, gotowałam, bo lubię, jak dla wojska. Zapraszałam, karmiłam i… sporo wyrzucałam. Teraz często nie ma czym poczęstować niespodziewanych gości, ale już mi to nie przeszkadza.
    Drugim obszarem sporych oszczędności jest zmiana umowy o pracę mojego męża. Teraz w większym stopniu decyduje na co idą pieniądze. Zmieniliśmy abonament medyczny na tańszy i co miesiąc oszczędzamy 180 PLN. Może innym się taka oszczędność nie opłaca, nam tak. Zrezygnowaliśmy z kart fitnessowych, co dało oszczędność prawie 400 PLN. Przykładów jest wiele i wszystko zależy od tego jak bardzo chcemy oszczędzać.

    Natomiast najlepsza wizytówką naszych wyborów niech będzie to jak mąż na spotkaniu w pracy skwitował zachwyty współpracowników nad obniżkami w BLACK FRIDAY. Gdy usłyszał, że można zaoszczędzić nawet 70%, odparł, że on zaoszczędzi 100% nie kupując nic. Nie kupił.

  16. Ciekawa dyskusja :-)

    Ja dorzucę swoje. Pochodzę z wielopokoleniowej tradycyjnej rodziny absurdalnych skąpiradeł!

    Mieszkam w domu za miastem (komunikacja miejska odpada kompletnie w moim przypadku.

    Kiedy budowaliśmy dom, ekipa budowlana zrobiła mury, hydraulikę i prąd. Ocieplaliśmy dom sami, malowaliśmy sami, robiliśmy podłogi sami, cały dom wykończyliśmy sami. Kiedy udało się zaoszczędzić w ten sposób 80 tysięcy przestaliśmy liczyć. (wszystkiego nauczyliśmy się z netu)

    Ogrzewamy pompą ciepła (dom 200 metrów), całoroczny rachunek za prąd to 2800 zł (innych kosztów nie ma, woda za darmo z własnej studni, gazu nie ma).

    W domu wszystkie żarówki ledowe. Lodówka, kuchenka – energooszczędna.

    Do pracy jeździmy jednym samochodem i jednym wracamy. Uczymy się języków obcych w dwóch różnych szkołach i tak ustawiliśmy lekcje żeby znów jeździć jednym samochodem i razem wracać tego samego dnia.

    Nie jadamy w restauracjach, nie chodzimy do kina itp. Siłownię urządziliśmy w domu (za Cenę 2 rocznych karnetów na siłkę, można zrobić w pełni funkcjonalna siłownię w domu).

    Całą masę rzeczy, napraw itp robimy sami. Samochód: kopiłem książkę serwisowa do niego i naprawiam sam.

    Tabletu nie mam. telewizor 32cale po śp. dziadku. telefon ma 3 lata i działa więc nie wymieniam. Jak się popsuje odkurzacz to go naprawiam a nie wymieniam. Odtwarzacz DVD też naprawiłem. (w necie można znaleźć info dotyczące naprawy dowolnego urządzenia)

    Używamy programu do prowadzenia domowego budżetu, na koniec miesiąca siadamy i robimy analizę gdzie sie udało zaoszczędzić, gdzie poszło za dużo.

    W planie mamy warzywniak :-)

    Czy wydajemy dużo czy mało:
    dwie osoby, dwa samochody (jeden z silnikiem 3,2litra), 5 km od granicy miasta, 2km od najbliższego sklepu, 11km od miejsca pracy, w domu 200 metrów, wydajemy miesięcznie na wszystko razem 2800zł (prąd, jedzenie, paliwo, rozrywka, ciuchy wszystko wszystko).

    Bywało że wydawaliśmy mniej jak mniej zarabialiśmy, teraz trochę luźniej do tego podchodzimy….Ale gdyby nagle zaszła potrzeba, jesteśmy w stanie zmniejszyć wydatki do około 2,2tys….

    Pozdrowionka

  17. Jak oszczędzać? To kwestia świadomości.

    Najpierw trzeba przyjrzeć się swojemu śmietnikowi, a dokładniej temu, co w nim ląduje niedojedzone, niepotrzebne, z nudów i z innych bezsensownych powodów. Ja bardzo nie lubię wyrzucać dobrych rzeczy, a w szczególności jedzenia. Serce mi pęka, jak mam wywalać coś, co jest dobre, albo można było uniknąć marnotrastwa. Wiem, jak ciężko kiedyś się pracowało na każdą rzecz, którą się kupowało. Wiem, ile pracy kosztuje uprawa warzyw i owoców. Wiem również ile cierpienia jest w każdym plasterku wędliny, i każdym mililitrze niedopitego jogurtu – cierpienia zwierząt hodowanych na mięso i nabiał. NIE WYRZUCA SIĘ JEDZENIA! Lepiej nie kupować, niż wyrzucać. Nie zjadam również na siłę tego, co nakupiłam, bo szkoda mi zdrowia (i kasy), żeby leczyć skutki otyłości. Lepiej nie kupować za dużo.

    Zdarzyło mi się przytyć o prawie 10 kg rok temu z powodu wyjazdów służbowych i hotelowego jedzenia, na wybór którego nie miałam wpływu – było z przydziału ;). Jak już wzięłam się za siebie, to schudłam 8 kg w 2 miesiące, a potem reszta. Żaden problem, a jaka oszczędność na garderobie! ;)

    Nie pracuję również po to, żeby pieniądze, które zarabiam, wyrzucać do śmieci. Kupuję rzeczy trwałe, solidne i estetyczne. Modę mam w nosie. Moda przemija. Moje zdrowie również przeminie, więc po co je marnować na pracę, której efekty wylądują na wysypisku śmieci?

    Kolejny aspekt – rosnące śmietniska i problem z utylizacją tego. Chcę żyć w czystym środowisku.
    JA PROTESTUJĘ PRZECIWKO ROSNĄCYM WYSYPISKOM, więc nie wyrzucam, jak nie muszę. Nie znaczy to jednak, że magazynuję śmieci w domu ;) Naprawiam wszystko, co się da naprawić – przeważnie samodzielnie lub przy pomocy męża. Buty i ubrania kupuję solidne i nie żałuję aż tak bardzo pieniędzy na nie, ale używam ich dotąd, aż się nie rozlecą.

    Nie wyrzucam dobrych rzeczy, nie marnuję jedzenia, dbam o środowisko, nie zabijam i nie maltretuję niepotrzebnie zwierząt, dbam o naszą planetę, uczę tego moje dziecko, bo nie chcę, żebyśmy my, ludzie, zmarnowali całą planetę, bo jak na razie drugiej nie mamy.

    Samochód mam, ale nie zmieniam go co chwilę na nowszy model. Naprawiam, dopóki się da. Tu akurat daję zarobić warsztatom. Ja wożę dziecko i zakupy, mąż woli rower i ewentualnie komunikację miejską.

    Na wakacje jeździmy – nie ważne gdzie i za ile. Ważne z kim i jak spędzamy czas. Akurat oboje z mężem lubimy survival, samodzielne przygotowywanie posiłków i możliwość przemieszczania się w dowolnym kierunku oraz w dowolnym momencie. Taką wolność daje posiadanie przyczepy kempingowej. Cena przyczepy, to koszt 1 rodzinnych wakacji np. w Turcji, czy Egipcie. Reszta wakacji, to już oszczędność ;)

    Wielokrotnie pisałam, że oboje z mężem lubimy samodzielnie robić różne rzeczy. Ostatnio remontowaliśmy mieszkanie. Wykonaliśmy rzeczy podobno niemożliwe (wentylacja, piony, instalacje). Zaoszczędziliśmy ok. 20 tys. zł w ok. 3 miesiące w 2 osoby, po godzinach i w weekendy. Wychodzi po 3,5 tys. zł miesięcznie na głowę. Całkiem nieźle, jak na dwoje pracowników umysłowych ;)

    Jakiś czas temu wspominałam, że właściwie nie chodzimy do restauracji, bo sami gotujemy lepiej. Szkoda kasy ;) Dziś na kolację krewetki tygrysie w cieście naleśnikowym z kurkumą, imbiem i czosnkiem, do tego ryż curry i warzywa duszone z ziołami prowansalskimi. Czas przygotowania ok. 30-40 minut. :)

    Ja nie rozumiem po prostu, jak można nie oszczędzać. :)
    Dla mnie marnotrastwo, to zbrodnia przeciwko ludzkości i naszej planecie oraz własnemu zdrowiu, i życiu ;)

  18. Myślę, że największe i najprostsze oszczędności można uzyskać nie kupując nowego samochodu. Przykładowo, jeżeli kupimy nowy samochód za 120 tys. PLN to po 3 latach sprzedamy go za 60 tys. PLN. To 20 tys. na rok straty, czyli prawie 1700 PLN/m-c. Nie mówiąc o przeglądach, droższym ubezpieczeniu, itp. Jeżeli kupimy ten sam samochód 3-letni to przez 3 lata straci on na wartości około 20 tys., czyli 560 PLN/m-c. W ten sposób mamy 1000 PLN/m-c oszczędności, czyli pewnie rata kredytu za kawalerkę. :-).

    Pozdrawiam

    Paweł

  19. Byłam w podobnej sytuacji co Kasia – kredyt hipoteczny w CHF x2 (mój i męża), dwa samochody na utrzymaniu (razem pracowaliśmy i każdy jechał swoim autem – głupota ludzka nie zna granic :D) Generalnie rozdmuchane koszty i nie widziałam w swoim zarządzaniu pieniędzmi nic złego – wszystko było potrzebne i zawsze znalazł się właściwy argument do obrony. Jednak matematyka jest matematyką, prostą, logiczną i nie da się jej oszukać. Przede wszystkim trzeba sobie samemu uświadomić, że jest problem, a później szukać rozwiązań. A tych jest naprawdę mnóstwo. Co ja zrobiłam? Usiadłam przy komputerze i w pliku excela stworzyłam tabelkę, w której zapisuję wszystkie koszty. Codziennie wieczorem siadam i spisuję z rachunków kwoty jakie wydałam danego dnia. Ważne jest, aby być z tym na poważnie i rzeczywiście każdego dnia zapisywać, bo później trudno jest odtworzyć kilka dni – jest to możliwe, ale po co sobie utrudniać. Robię to już ponad trzy lata i to jest chwila moment, żeby wszystko zaksięgować. Co mi dał ten plik? Świadomość! Jakie i ile mam kosztów. Po przeanalizowaniu wszystkiego wiedziałam gdzie uciekają mi pieniądze. Oczywiście nie było mi łatwo to zaakceptować i długo jeszcze broniłam się przed zrezygnowaniem z czegoś co wydawało mi się ważne i potrzebne, a które w rzeczywistości nie było. Jeden z wniosków które wtedy wyciągnęłam i które pokochałam i które śniło mi się po nocach (mówiłam przez sen) “z małych kwot robią się duże” Zatem prowadzę swój plik kosztów i trzymam wbity gwóźdź na danym poziomie. Większe wydatki typu zmywarka czy wakacje planuję z wyprzedzeniem i miesięcznie odkładam. Kawa lub herbata na mieście? Kupiłam sobie dobry (tzn. trzyma ciepło ok. 6 godzin) kubek termiczny i parzę sobie kawę w domu. Jest wiele sposobów na przycięcie kosztów, a tym samym wygenerowanie niewielkich kwot na inwestycje. Poza tym mamy CFI Mzuri, które daje nam możliwość inwestowania angażując małą kwotę pieniędzy. Możliwości jest wiele, tylko musimy się na nie otworzyć. Pozdrawiam :D

    1. Jest fajna aplikacja i strona www na prowadzenie budżetu domowego. Ja z niej korzystam. Jest na zasadzie Excela ale dostępna wszędzie, na telefonie, na komputerze z dostępem do Internetu :-). Nie jestem jej twórcą, ani nie chce robić tutaj reklamy ale jak sobie wpiszesz w Google to znajdziesz :-). Oczywiście jest darmowa. Nauczyłem z niej korzystać swoją narzeczoną, ona ma swoją i ja swoją, ale w razie wspólnego budżetu można korzystać z jednego loginu. Bardzo to ułatwia prowadzenie budżetu, a znalezienie informacji ile wydalas na jedzenie w zeszłym miesiącu trwa 2 sekundy.

        1. Jasne, jeżeli Sławek się zgodzi i opublikuje. Ja korzystam z payzzer.com, ale po napisaniu swojego komentarza sprawdziłem w Google i okazuje się że takich aplikacji jest bardzo dużo :-) być może nawet o wiele lepszych niż ta. Ja jestem do niej przyzwyczajony, bo używam jej od kilku lat, mam więc swoje dane finansowe z kilku lat :-) w ciągu chwili jestem w stanie sprawdzić np. miesięczną kwotę na paliwo i porównać ja z danymi sprzed dwóch lat :-) to samo z jedzeniem na mieście, lekarstwami, kwotą przeznaczoną na prezenty i wiele wiele innych :-). Każdy wydatek opisuje pewną kategorią.

      1. Osobiście nie mam zaufania do narzędzi w których wpisuje się swoje osobiste dane finansowe na internecie w jakichś aplikacjach.
        Ja stosuję niezastąpionego excela w którym można przy odrobnie chęci “wyczarować” różne cuda a dane mam we własnym komputerze. Sądzę że tak jest nieco bezpieczniej.

        1. Jak to mówią: są gusta i guściki, dlatego jest dostępnych tyle różnych rozwiązań stworzonych dla różnych ludzi. Ważny jest efekt, więc jeżeli Excel Ci sie sprawdza to czemu nie ;-)

  20. używam aero2 jest wolne, męczące, czasem up*rdliwe wpisywanie captcha ale działa. Robie na tym przelewy i awaryjnie słuzy do wszystkiego. mam to w tablecie zabieranym na wakacje i nie place za internet komorkowy (np. yanosik)
    uzywam od 3 lat albo wiecej. koszt 30zł jednorazowo.

    co do innych rzeczy to przez 2-3 lata kupowalem duzo roznych drobnych rzeczy w chinskich sklepach banggood , dx, itp. szlo na to ponad 1000 zł rocznie. ale zysk byl ogromny. te wszystkie przejsciowki, szmatki, itp. to czasem 50% mniej. wada. 1 miesiac czekania. i nie nalezy kupowac zadnych baterii i pendrive usb. powerbanki ew. xiaomi, ale ceny nie sa wtedy jakies duzo nizsze czasem 2-9%. Za to inne drobne rzeczy to duzy zysk.

  21. Kasiu zmień pracę.Zatrudnij się w korporacji nie ważne jakiej -byle dużo płacili .Potem wszystko pójdzie jak z płatka pod warunkiem że nie podniesiesz kosztów życia.Nadwyżkę pensji przeznacz na nadpłacanie kredytu lub kreatywny zakup jakiegoś aktywa przynoszącego pasywny dochód.Jakie to proste.Rach ciach “dobra rada” i po kłopocie.

  22. Przeczytałam artykuł i komentarze, i chciałam zaznaczyć, że nie wszyscy nadają się do oszczędzania. W mojej rodzinie mówią, że jestem głupia, że nie jeżdże taksówkami, że mam telefon na kartę bo nie chce płacić abonamentu, a ja nie zwracam na to uwagi – wiem swoje. Mam ok. 50 na karku, 4 mieszkania kupione za gotówke na które ciułałam przez 30 lat małżeństwa, ale było warto – teraz mam wolność finansowa – już nie ciułam, ale zaznaczam: ciułanie ma się we krwii. Teraz mogę wszystko kupić, ale… czy to potrzebne?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.