The Gambia, Singapur oraz ja jesteśmy równolatkami

Jak część z Was wie, zeszłą zimę spędziłem głównie w Singapurze. Tak się składa, że w zeszłym roku Singapur obchodził 50-lecie swojego istnienia jako niepodległy kraj. Ja w zeszłym roku również wkroczyłem w szóstą dekadę swojego życia. O tym, że jesteśmy równolatkami z The Gambią przypomniały mi etykiety na butelkach lokalnego piwa – “JulBrew – The Gambia’s Very Own Brewery”. Górna etykietka, ta tuż pod kapslem, proklamuje “51 Years of The Gambia”.

Trudno mi tu wspominać o moich osiągnięciach życiowych, bo one mają się nijak do historii dwóch niedużych krajów. Gambia jest najmniejszym krajem na kontynencie afrykańskim, Singapur – na azjatyckim. Oba kraje to byłe kolonie brytyjskie. Oba w roku 1965 były bardzo biedne, wręcz zacofane rozwojowo. Oba mają ciekawe położenie – nad morzem, z ważnym portem leżącym na ważnym szlaku handlu morskiego. Oba zostały w pewien sposób wydzielone ze swoich większych sąsiadów – Singapur z Malezji, a Gambia z Senegalu. Oba są mieszanką 4 różnych kultur – Singapur malezyjskiej, chińskiej, brytyjskiej i hinduskiej, a Gambia – Wolof, Jolo, Fula i Mandinka. Podobna historia, ale bardzo różne drogi rozwojowe i bardzo różne efekty.

Singapur przekształcił się z biednej wioski portowej w najbardziej rozwinięty kraj Azji. 51 lat później stał się jednym z najbogatszych krajów nie tylko Azji, ale całego świata. Z doskonale rozwiniętą infrastrukturą, przemysłem, społeczeństwem.

A The Gambia? Jest nadal biednym krajem, z bardzo słabo rozwiniętą infrastrukturą (w ciągu kilku dni tutaj, już kilka razy padła elektryczność, choć na szczęście hotele mają swoje własne generatory prądu, które włączają się gdy następuje awaria sieci energetycznej kraju), bez przemysłu i bez pracy. Poziom usług turystycznych jest tu na bardzo niskim poziomie. Ludzie, nawet ci pracujący w turystyce szwendają  się tu jak muchy w smole – na ich tle, Kenijczycy to wzór pracowitości, przedsiębiorczości i gościnności.

Oba kraje były rządzone twardą ręką dyktatorów. Ale o ile szef Singapuru to był wykształcony w Anglii, bardzo zdolny i niteligentny prawnik z jasną wizją rozwoju kraju, o tyle szef Gambii (od ponad 22 lat) to były żołnierz, bez wykształcenia, który doszedł do władzy w wyniku wojskowego puczu. Od 22 lat skupiał się na samobogaceniu się oraz wycinaniu każdego kto mógł zagrozić jego samowładzy. Wszyscy jego byli kompanii puczu pożegnali się z władzą – albo zginęli w tajemniczych okolicznościach albo uciekli z kraju. Kilka tygodni temu szef kraju przegrał wybory. Najpierw je uznał, a teraz zrobił zwrot o 180 stopni i zaczyna kwestionować ich legalność – nie chce odchodzić od koryta. Gambijczycy mają go dość.

Szef house keepingu w naszym hotelu – pracuje od 12 lat i zarabia tu ponoć tylko USD 50 na miesiąc – wyrażał się o nim w bardzo zdecydowanych słowach i jednocześnie z zadziwiającą wręcz elokwencją. Czas dotychczasowego dyktatora – mówił z całą stanowczością – dobiegł końca. I tyle w tym temacie.

Na najbliższy piątek zapowiadane są masowe protesty. Polska rezydentka firmy Rainbow obawia się nawet czy nie zostanie zamknięte lotnisko i czy nie trzeba będzie organizować planu B, czyli wylotu z Dakaru lub z Bissau (dla niewtajemniczonych – to stolica kraju o nazwie Gwinea-Bissau:-)

Cokolwiek stanie się tu w piątek czy w kolejnych tygodniach, kontrast pomiędzy The Gambią, a Singapurem nie mógłby być większy. A wszystko sprowadza się do … ludzi. Do światłości szefa kraju. To straszne jak w biednych krajach, tak wiele zależy od tak niewielu, a w zasadzie od jednego człowieka stojącego u sterów władzy. Przyszłość mieszkańców zależy od tego czy jest osobą światłą i mającą twardy kręgosłup moralny czy też jest osobą zadufaną w sobie, egocentryczną i za nic mającą dobro swoich obywateli. Na szczęście dla nas, im kraj bogatszy, tym mniej jest on (oraz jego mieszkańcy) zależny od rozsądku czy kaprysów pojedynczych liderów.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. Sławku, nie przesadzałbym z tą zależnością od jednego człowieka. Jest wiele czynnikow o charakterze antropologicznym i kulturowym mających wpływ na powodzenie kraju. Jak powiedziałeś Singapur wyodrębnił się z Malezji, a Gambia z Senegalu. Czy te kraje (rządzone przecież przez zupełnie innych ludzi) są na podobnym poziomie? Nie Malezja jest około 40-50 miejsca gdp per capita, a senegal 140-150.

    1. Paweł, oczywiście masz rację. Rozwój kraju lub jego brak nie zależy tylko od jednego czynnika. Natomiast chciałem powiedzieć, że dla kraju będącego na bardzo niskim poziomie rozwoju, rola lidera jest dużo ważniejsza niż w kraju typu Holandia, USA czy Szwajcaria.

  2. “(…) Na szczęście dla nas, im kraj bogatszy, tym mniej jest on (oraz jego mieszkańcy) zależny od rozsądku czy kaprysów pojedynczych liderów.”
    Jakże na czasie to stwierdzenie. Niestety jak pokazują obecne wydarzenia w naszym (i zresztą nie tylko) kraju – bądź co bądź 24-tym na świecie jeśli chodzi o poziom PKB – niekoniecznie jest to prawdą. Owszem, trudniej zapewne pojedynczym szaleńcom wprowadzać tutaj w życie swoje niecne plany niźli w biednych krajach trzeciego świata, ale nie jest to tak nieprawdopodobne jak jeszcze niedawno mogło się nam wszystkim wydawać. A nawet zadziwiająco i przerażająco łatwe bym powiedział.

    1. Ciekawostka. Gambia i Singapur mają jeszcze coś wspólnego, drobnostka, ale zawsze… Oba kraje leżą nad rzekami od której wzięły nazwę. Nie jest to chyba częste zjawisko. W Polsce nie mamy chyba rzeki o nazwie Polska, ani w Czechach rzeki Czechy…

      Takie rzeczy zdarzają się chyba głównie w Afryce, gdzie to Biali kolonizatorzy nadawali nazwy “odkrywanym” przez siebie krajom. I tak mamy aż dwa kraje o nazwie Kongo (od rzeki Kongo), dwa kraje o nazwie Niger (i Nigeria) od rzeki Niger. Kiedyś mieliśmy też Górną Woltę (od rzeki Volta), dziś Burkina Faso. I chyba Czad od nazwy jeziora Czad.

      1. Nie tylko biali kolonizatorzy nadają nazwy krajom, np. od rzek. Tak jest chyba po prostu łatwiej. Np. Zambia przyjęła nazwę od Zambezi, głównej rzeki w kraju. A za kolonizatorów była to Rodezja Północna.

  3. Warto obejrzeć Gambię na mapie. Jest to najdziwniejszy kraj jaki widziałem – granice wzdłuż obu brzegów rzeki. Powierzchnią jest podobny do województwa lubuskiego, ma tylko nieco więcej ludności niż lubuskie ;-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.