102, czyli….

Do tego, że uwielbiam podróżować chyba nikogo z Was już przekonywać nie muszę – wielu z Was pewnie kojarzy, że udało mi się odwiedzić każdy niepodległy kraj na świecie. Wiele z nich wielokrotnie. Często zadajecie mi pytania o to, który kraj najbardziej mi się podoba? Nie wiem. Jest ok 15-20 krajów, które spodobały mi się najbardziej, ale ogólnie podobało mi się wszędzie. Często zadawano mi też pytanie o to co dalej? “Może podróż w kosmos”? Akurat to raczej mnie nie interesuje.

Ale przedwczoraj skrystalizował mi się nowy cel podróżniczy. Przed ukończeniem 65 roku życia (o ile dożyję) chciałbym odwiedzić ponownie te wszystkie kraje, w których dotąd byłem tylko raz. Zrobiłem sobie listę tych krajów i jest tego całkiem sporo. 102:-)

Oto moja lista.

AFRYKA. Najwięcej krajów będę miał do odwiedzenia w Afryce. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że Afrykę w zasadzie znam bardzo … słabo:-). Wielokrotnie byłem tylko w Kenii (granicę przekroczyłem pewnie ponad 50 razy), w RPA i Etiopii (po ok 10 razy) oraz w Tanzanii i Maroko (po ok 5 razy). W Namibii, Zimbabwe, Egipcie, Gabonie, Gambii, Senegalu, Ghanie i Zairze (dziś DR Kongo) byłem po 2-5 razy.

W następujących krajach byłem tylko po jednym razie.

  1. Libia
  2. Tunezja
  3. Algieria
  4. Mauretania
  5. Cabo Verde              (II raz: grudzień 2017)
  6. Gwinea Bissau
  7. Gwinea
  8. Sierra Leone
  9. Liberia
  10. Cote d’Ivoire
  11. Togo
  12. Benin
  13. Nigeria
  14. Mali
  15. Burkina Faso
  16. Niger
  17. Czad
  18. Sudan
  19. Sudan Południowy
  20. Erytrea
  21. Dżibuti               (II RAZ: marzec 2017)
  22. Somalia              (II RAZ: marzec 2017)
  23. Rep Środkowej Afryki
  24. Rwanda              (II RAZ: luty 2017)
  25. Uganda               (II RAZ: luty 2017)
  26. Burundi              (II RAZ: luty 2017)
  27. Kamerun
  28. Gwinea Równikowa
  29. Sao Tome
  30. Congo
  31. Angola
  32. Zambia                (II RAZ: luty 2017)
  33. Malawi                (II RAZ: luty 2017)
  34. Mozambik          (II i III RAZ: luty 2017)
  35. Komory               (II RAZ: wrzesień 2018)
  36. Madagaskar       (II RAZ: wrzesień 2018)
  37. Mauritius            (II RAZ: wrzesień 2018)
  38. Seszele                 (II RAZ: wrzesień 2018)
  39. Lesotho               (II RAZ: luty 2017)
  40. Swaziland           (II RAZ: luty 2017)

AZJA. To najludniejszy i największy kontynent.Tutaj najwięcej razy byłem w Jordanii, Indiach, Chinach, Hong Kongu, Tajlandii, Malezji, Singapurze oraz Indonezji po ponad 10 razy w każdym z nich). Kilkukrotnie byłem na Filipinach, w Wietnamie, Laosie, Kambodży, co najmniej po 2 razy w Makau, Kazachstanie, Syrii, Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Natomiast tylko po jednym razie byłem w następujących krajach:

  1. Izrael                 (II RAZ: kwiecień 2018)
  2. Liban                 (II RAZ: kwiecień 2018)
  3. Arabia Saudyjska
  4. (II RAZ: grudzień 2018)

  5. Jemen                (II RAZ: kwiecień 2018)
  6. Oman                 (II RAZ: kwiecień 2018)
  7. Katar                  (II RAZ: kwiecień 2018)
  8. Bahrajn              (II RAZ: kwiecień 2018)
  9. Kuwejt                (II RAZ: kwiecień 2018)
  10. Irak                     
  11. Iran                      (II RAZ: marzec 2018)
  12. Afganistan          (II RAZ: marzec 2018)
  13. Turkmenistan    (II RAZ: marzec 2018)
  14. Tadżykistan        (II RAZ: marzec 2018)
  15. Kirgizja                (II RAZ: marzec 2018)
  16. Pakistan
  17. (II RAZ: wrzesień 2018)

  18. Sri Lanka              (II RAZ: marzec 2018)
  19. Malediwy              (II RAZ: marzec 2018)
  20. Nepal                     (II RAZ: marzec 2018)
  21. Bhutan                   (II RAZ; marzec 2018)
  22. Bangladesz            (II RAZ: luty 2018)
  23. Myanmar                (II RAZ: luty 2018)
  24. Mongolia                 (II RAZ: wrzesień 2017)
  25. Korea Północna     (II RAZ: wrzesień 2017)
  26. Korea                        (II RAZ: luty 2018)
  27. Japonia
  28. Brunei Darussalam (II RAZ: styczeń 2018)
  29. Timor Wschodni      (II RAZ: styczeń 2018)

AMERYKI. Blisko 100 razy byłem w USA oraz po ponad 5-krotnie w Kanadzie, Meksyku, Brazylii, Argentynie. W wielu krajach byłem też co najmniej 2 razy, np Kuba, Dominikana, Barbados, Kolumbia, Wenezuela, Paragwaj, Urugwaj, Chile. Ale pozostała mi całkiem spora lista krajów, w których byłem jak dotąd tylko jeden raz:

  1. Belize (wczoraj okazało się, że mąż mojej bardzo dobrej przyjaciółki mieszkającej w Kenii pochodzi właśnie z Belize; nie wiem czemu wydawało mi się, że z którejś z wysp karaibskich)
  2. Gwatemala
  3. Honduras
  4. El Salwador
  5. Haiti
  6. Jamajka
  7. Antigua i Barbuda
  8. St. Kitts i Nevis
  9. Dominica
  10. St. Lucia
  11. St. Vincent i Grenadines
  12. Grenada
  13. Guyana
  14. Surinam
  15. Ekwador
  16. (II RAZ: listopad 2018)

  17. Boliwia
  18. (II RAZ: grudzień 2018)

  19. Peru
  20. (II RAZ: listopad 2018)

OCEANIA. To najdalszy od Polski region świata. I najtrudniej jest się tam dostać. Wielokrotnie byłem tylko w Australii (ok 10 razy) oraz w Nowej Zelandii i na Fidżi (po ok 5 razy). 2 razy odwiedziłem też Wyspy Salomona. Na pozostałe wyspy wybrałem się w kilka podróży (ok 5-6) prawie za każdym razem starając się odwiedzić po kilka wysp. Wiele z nich to terytoria zależne Stanów Zjednoczonych czy Francji, więc tych  nawet nie wpisuję do poniższej listy krajów niepodległych:

  1. Papua Nowa Gwinea
  2. (II RAZ: listopad 2018)

  3. Vanuatu
  4. (II RAZ: listopad 2018)

  5. Federated States of Micronesia
  6. (II RAZ: październik 2018)

  7. Kiribati
  8. (II RAZ: październik 2018)

  9. Wyspy Marshala
  10. (II RAZ: październik 2018)

  11. Nauru
  12. (II RAZ: październik 2018)

  13. Palau
  14. (II RAZ: październik 2018)

  15. Samoa
  16. (II RAZ: listopad 2018)

  17. Tonga
  18. (II RAZ: listopad 2018)

  19. Tuvalu
  20. (II RAZ: listopad 2018)

EUROPA. Choć Europę znam najlepiej (w wielu krajach, typu Niemcy, UK, Szwecja, Finlandia, Czechy, Rumunia, Francja, Belgia byłem pewnie ponad 30-50-krotnie), a w Rosji, na Ukrainie, na Litwie, w Słowacji, na Węgrzech, w Holandii, Francji, Hiszpanii, Szwajcarii, Bułgarii, Norwegii, Danii, Włoszech, Austrii, Turcji ponad 10-20- krotnie, to okazało się, że aż w 8 (z 50 niezależnych państw Europy) byłem tylko po jednym razie.

Przy okazji, dopiero robiąc tę listę, uświadomiłem sobie, że już ponad połowa państw Europy przynależy do UE. Oto lista krajów, w których byłem tylko jeden raz:

  1. Andora
  2. San Marino
  3. Bośnia i Hercegowina      (II RAZ: sierpień 2017)
  4. Czarnogóra        (II RAZ: sierpień 2017)
  5. Kosowo               (II RAZ: lipiec 2017)
  6. Macedonia         (II RAZ: lipiec 2017)
  7. Mołdawia           (II RAZ: maj 2017)
  8. Malta (tu nie jestem pewien czy byłem tylko raz. Zresztą być może inne kraje na powyższych listach też odwiedziłem więcej niż raz, ale tego nie pamiętam) PRZYPOMNIAŁEM SOBIE – na Malcie byłem już dwa razy – I-szy raz w maju 2004, w dniu gdy Polska i Malta weszły do UE; II-gi raz w lipcu 2005 roku z moimi dziećmi

W sumie jest to następująca liczba krajów do odwiedzenia:

.                      Oryginalnie:       Po ok. roku:

  1. Afryka          – 40                  – 29
  2. Azja               – 27                  –  4
  3.  Ameryki       – 17                  – 17
  4. Oceania         – 10                 – 10
  5. Europa            – 8                  –  2
  6. RAZEM         102                  62

Nie wiem jak Wam, ale mojemu pokoleniu liczba 102 kojarzyła się jednoznacznie z serialem “Czterej Pancerni i Pies”. 102 to był numer boczny czołgu bohaterów serialu. Czołg dodatkowo nosił nazwę “Rudy”

Teraz okazuje się, że będzie to też dla mnie liczba oznaczająca mój nowy “cel” podróżniczy. Do ukończenia 65 roku życia (wybrałem tę datę, bo wtedy przejdę na tzw ustawową emeryturę:-) pozostało mi jeszcze nieco ponad 13,5 roku, czyli dokładnie 166 miesięcy. Czyli powinienem każdego kwartału odwiedzać średnio po dwa kraje z listy 102, lub nieco mniej niż 8 krajów rocznie. Jeśli tylko zdrowie dopisze, to powinienem dać spokojnie radę, bez nadmiernego pośpiechu:-)

Przepraszam Was za ten przydługi wpis i mało Was obchodzącą wyliczankę. Ten wpis (chyba pierwszy z dotychczasowych ponad 1500) zrobiłem bardziej z myślą o sobie samym niż dla Was. Postanowiłem zawierzyć “chmurze” moje notatki zrobione długopisem na jednej ze stron magazynu pokładowego Ethiopian Airlines “Selamta”. Magazyn ten może nie wytrzymać kolejnych 13,5 lat lub może mi się gdzieś zawieruszyć. Blog mam nadzieję przetrwa próbę kolejnych 14 lat:-)

To co – mam nadzieję – może być bardziej interesujące z Waszej perspektywy, to to jak będę sobie radził z realizacją owego długofalowego celu. Co roku będę Was (i siebie) informował ile udało mi się zrealizować swojego rocznego targetu. Ten rok powinien być w miarę obfity skoro akurat jestem w Afryce, a tu brakuje mi największej liczby państw. Gdybym sobie ten cel sformułował 3 tygodnie temu, to wtedy z listy 103 krajów już by “zniknął” … Gabon:-). Już bym odnotował “pierwszy sukcesik”:-)

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

27 Responses

  1. Mamy jedną wspólną cechę – ja też byłem w Tunezji tylko raz! Ale po tym jak na plaży próbowano mnie okraść więcej się tam nie wybieram ;-)

    Różnica jest też taka, że więcej razy w Afryce nie byłem w ogóle ;-)

    Ta wyliczanka jest naprawdę imponująca!!!

  2. W 2016 r. mieliśmy nadzieję, że będziemy gościć pielgrzymów z Gabonu przed Światowymi Dniami Młodych, które odbyły się w Krakowie. Niestety chętnych rodzin zgłosiło się tak dużo, że dla nas już nie starczyło pielgrzymów.
    Szkoda, bo byłaby okazja bliższego poznania ludzi z tego kraju.
    Zaczęliśmy się przygotowywać z córką do przyjazdu gości, sprawdzaliśmy na mapie gdzie ten kraj leży, poczytaliśmy o nim trochę, nawet udalo nam się oglądnąć program na Discovery o tym kraju.
    Za to teraz przynajmniej wiem bez patrzenia na mapę w której części Afryki leczy Gabon.

    Powodzenia Sławku w realizacji zamierzeń.
    Pozdrawiam

    1. Arek, jest kilka powodów dla moich częstych odwiedzin USA:
      1. kiedyś gdy pracowałem w Andersenie jeździłem tam po kilka razy w roku na szkolenia firmowe
      1a. jeździłem tam też na szkolenia (np Harvard) oraz konferencje (np Banking Congres, albo szkolenia CRM-owe)
      1b raz nawet byłem w New Orleans przy okazji szkolenia mojej byłej żony:-)
      2. zdarzało się – zwłaszcza gdy dolar kosztował 2 złote – że jeździłem tam specjalnie na zakupy
      3. przez Miami bardzo często latałem na Karaiby, na Bermudy oraz do Ameryki Południowej. Kilka razy leciałem przez Stany – Los Angeles albo San Francisco – nawet do Nowej Zelandii oraz na inne wyspy Pacyfiku (np Tahiti, Guam, Federated States of Micronesia, itp)
      4. jeździłem tam też często na konferencje nieruchomościowe
      4a raz byłem przy okazji Freedom Fest
      5. no i wyjazdy turystyczne – np dwa razy na Hawaje, raz przy okazji mistrzostw świata w piłce nożnej w … Kanadzie, kilka razy w okolice Nowego Orleanu, na Florydę czy do Las Vegas
      6. mam tam też kuzynkę w New Jersey

      Pierwszy raz byłem w USA chyba w 1994 roku, czyli 23 lata temu:-)
      Przez lata uzbierało się tych wyjazdów całkiem sporo:-)

      1. Sławek, dziekuje za wyczerpujaca odpowiedz, zainteresowalem sie Twoim blogiem. Ana razie jestem na początku do wolnosci finansowej. Na razie nie mogę sie z Tobą porównywać..?Mam dwa mieszkania na wynajem i byłem tylko 5 razy w USA które mnie bardzo pociągają jako kolebkę kapitalizmu i wolności..

        1. Arek, uwierz mi, że nie ma sensu się z kimkolwiek porównywać:-) Powodzenia w osiąganiu Twoich celów. Trzymam życzliwie kciuki.

      2. Oj, oj. Ja byłem w USA zaledwie kilkanaście razy :). Ale kocham to miejsce. Tam na prawdę jest wszystko i ludzia i różnorodzność, wodospady, pustynie, parki narodowe, krater (tak ten wielki), wolność seksualna w Kaliforni (i superostre jedzenie) i Amisze. Życzę Ameryce, żeby ta różnorodność nie zaginęła. Polecam podróż po USA – wynająć samochód (lub kupić) i w drogę. Spanie w motelach, hotelach, zatrzymywanie się gdzie akuart wyda się fajnie, bez dużego planu. Nie warto. Pamiętam jedną noć, gdy zatrzymaliśmy się na planie (byłym planie) “Tańczącego z wilkami”, bo nas zaprosił drogowskaz. Po zwiedzaniu miasteczka z westernu zrobił osię późno i ciemno więc niedaleko zatrzymaliśmy się na polu namiotowym/kempingu. Nigdy nie zapomnę, jak rano zbudziłem się i wyszedłem z namiotu (równocześnie z moim przyjacielem z drugiego (nasze żony spały – dla tych z wyimaginowaną wyobraźnią). Kilkaset metrów przed nami ziemia się kończyła – dosłownie. Okazało się, że rozbiliśmy namioty obok Deadlands (spawdźcie w internecie). Mieliśmy co zwiedzać (czuliśmy się jak odkrywcy, bo nie mieliśmy o tym pojęcia – wtedy nie było jeszcze internetu:) ) przez następne 2 dni. Takich miejsc jest w US bardzo dużo.

        1. PAndy, nie słyszałem o Deadlands, ale raczej nie sprawdzę w internecie. Wolę dać się zaskoczyć i odkryć być może kiedyś to miejsce dla siebie. Teraz np moim “odkryciem” jest Ilha de Mocambique. Mimo, że w Mozmabiku już kiedyś byłem i mimo, że to stosunkowo niedaleko Kenii, to o tym miejscu nigdy wcześniej nie słyszałem. A okazuje się, że jest to jedna z najstarszych osad Europejskich w Afryce. Miasteczko bardzo urokliwe. Stare kolonialne budynki otoczone wodami Oceanu Indyjskiego we wszystkich możliwych kolorach i odcieniach błękitu i zieleni.

          Na dodatek pewien facet, którego poprosiłem o podwiezienie mnie na wyspę przez 3,5 kilometrowe causeway, dwukrotnie obwiózł mnie po wyspie. Podwiózł mnie też do małej restauracyjki przy plaży gdzie za MZN 350 (PLN 20) zjadłem chyba z kilogram owoców morza z ryżem w sosie kokosowym i pyszną sałatką. A ten facet (konsultant m.in dla Banku Światowego) ze swoim kolegą jeszcze mi podziękowali:-) Za to, że opowiedziałem im o wolności finansowej czekając na przygotowanie mojego lunchu:-). Mogę więc spokojnie dołączyć Mozambik do miejsc, w których miałem już swoje wykłady:-). Otoczenie prawie tak magiczne jak ogród na Waszym osiedlu w Singapurze:-)

        2. Za chwilę pewnie będę miał prezentację dot wolności finansowej dla pięciorga Brazylijczyków i dwojga Niemców z mojego hostelu, którzy poprosili mnie o to dziś rano przy śniadaniu:-)

          Ilha de Mocambique jest moim tegorocznym “odkryciem”, podobnie jak Colonia del Sacramento w Urugwaju była w zeszłym. Zresztą oba miasteczka mają dość podobny charakter i kolonialny klimat.

          Moja lądowa podróż z Kapsztadu do Nairobi dobiega powoli końca. Do tej pory byłem w 7 krajach (w tym w Mozambiku – dwukrotnie) i w drodze do Kenii pozostała mi już tylko Tanzania. Dziś jeszcze jestem w Ilha de Mocambique, ale jutro już jadę do Pemba, a potem w kierunku granicy z Tanzanią. Wybrzeżem Oceanu Indyjskiego (ciepłego jak zupa) dojadę do Dar es Salaam i na Zanzibar. Potem do stolicy Tanzanii – Dodoma – w której jeszcze nie byłem i stamtąd przez Arushę do Kenii.

          Ale chciałem wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy. Moja lista 102 krajów właśnie skurczyła się do … 97.

          Po raz drugi odwiedziłem (1) Lesotho, (2) Swaziland, (3) Mozambik (po raz drugi i trzeci), (4) Zambię (choć tam chyba już byłem dwa razy – raz w Livingstone, przy wodospadzie Wiktorii, a drugi raz w Lusace, więc chyba niepotrzebnie ją umieściłem na tej liście. No ale tak czy inaczej, teraz znika z listy) oraz (5) Malawi.

          Nie wiem dokładnie ile krajów jest uznawanych przez ONZ – zdaje mi się, że 197 lub 198. Tym samym już w więcej niż połowie krajów z listy ONZ byłem więcej niż jeden raz:-)

          Przed powrotem do Polski w kwietniu prawdopodobnie odwiedzę też kilka innych afrykańskich krajów z mojej listy 102:-)

    1. Bolo, nie mam pojęcia gdzie jest San Escobar, ale wiem, że nie jest to niepodległy kraj. A tylko takie zamieściłem na swojej liście:-)

  3. Sławku! Ilość Twoich podroży jest imponująca, wręcz zapiera dech w piersiach!

    W powyższym poście brakuje mi jednak morału :) postanowiłam więc sama go sobie dopisać:
    NIE NALEŻY OGRANICZAĆ SIĘ W MARZENIACH!

    Wyobraziłam sobie sytuację: opowiadam moim znajomym, że moim marzeniem jest być 100 razy w USA, po 50 razy w głównych krajach europejskich i w każdym kraju na świecie przynajmniej 2 razy. Zapewne moje słowa wzbudziły by niewielki uśmiech i wielkie niedowierzanie.

    W tym miejscu chciałabym polecić wszystkim książkę “Miliarderzy” z 1985 r. Mimo roku wydania czytając ją mam wrażenie, że została napisana wczoraj. Ta pozycja jest ponadczasowa. Jednym z przesłań książki jest to, że nie należy ograniczać się w marzeniach, ponieważ każde z nich jesteśmy w stanie sami spełnić. Książka opisuje historie, o tym jak 10 miliarderów od zera doszło do swojego bogactwa.

    Miło by było móc przeczytać książkę zawierającą historie 10 osób, które osiągnęły wolność finansową. Sławku może to będzie inspiracja do Twojej kolejnej pozycji :)

    1. Sałata, dzięki za odwiedzenie fridomii oraz za ciepłe słowa pod moim adresem. Zgadzam się też w pełni z Twoim morałem.

      A co do wywiadów z osobami, które osiągnęły wolność finansową, to chętnie je przeprowadzę z tymi z Was, którzy wkrótce ją osiągną. Mam nadzieję, że będzie to o wiele więcej niż 10 osób:-) Powodzenia!!! Trzymam mocno i bardzo życzliwie kciuki!

    2. Dear Sałata,
      Nie umniejszając Sławkowi, ważniejsze od liczb jest to co robimy na miejscu. Wiem i czytam sprawozdania Sławka – i on na pewno nie jeździ nigdzie dla zaliczania. I o to właśnie chodzi. Przeżywajmy. Ja uwielbiał chdozić po miejscach. Jestem pewien, że w więlu miejscach świata przeszedłem więcej miejsc, kilometrów niż lokalsi. Przykład – Nowy Jork – moja ciocia, która, gdy mieszkając u niej w New Jersey wyjawiła mi, że jeszcze nigdy nie była na Manhattanie w dniu mojego kolejnego wyjazdu ‘na zwiady’ :). Dodam że od lat jeździ tam kilka razy w tygodniu by odwiedzić wnuki. Ale nic nie zastąpi prymitywnej ciekawości i dobrych butów :).

  4. Chwalipięta :-) Ale jako podróżnik zazdroszczę tylu podróży! :) A nigdy na nic nie zachorowałeś poważniejszego w trakcie takiej globtroterki?

    1. Maciej, nie, nie chorowałem. Jedyną biegunkę pamiętam w 1989 podczas 9-miesięcznej podróży Land Roverem z Polski do Kenii. Poza tym, nie pamiętam choćby sensacji żołądkowych. Oby tak dalej:-)

  5. Sławku,
    witam Cię serdecznie i pozdrawiam, ponieważ w krajach Europy poz 3 do 6 Twojej listy, byłeś po razie , chętnie Ci zaproponuję ewentualne swoje towarzystwo i zapraszam w te piękne okolice (może kojarzysz dlaczego?)
    Tymczasem miłego kibicowania i słońca!!
    Jednocześnie trzymamy kciuki za nasze CFI1…

    1. Sławku, dzięki za bardzo miłe zaproszenie. Może tym razem uda nam się spotkać w Belgradzie i wspólnie pojeździć po okolicach:-) Oczywiście trzyamy kciuki za nasze wspólne CFI 1. Dzięki:-)

    1. Piotrek, rzeczywiście utrzymując standard życia, który kosztuje USD 2 mln miesięcznie, nie jest łatwo osiągnąć wolność finansową. Oto link do kolejnego artykułu: http://businessinsider.com.pl/lifestyle/wydatki-johnnego-deppa-2-mln-dolarow-dziennie/fm4r5g4. Potrzeba by mieć ok 8-10 tyś kawalerek na wynajem. Ich zakup wymagałby inwestycji rzędu miliarda złotych. Połowę tego jeśli sam budowałby bloki z mieszkaniami na wynajem:-))) Życzę Depp’owi powodzenia!

  6. Po odbyciu samochodowej podróży po Bałkanach Zachodnich, moja lista 102, skróciła się o kolejne 4 pozycje – Macedonię (Skopje bardzo się zmieniło), Kosowo (też się zmieniło, ale w mniej odpustowy sposób), Czarnogórę (moim “odkryciem” tam był klasztor Monaster Ostrog) oraz Bośnię i Hercegowinę (Sarajewo nie jest już tak depresyjnym miastem jakim było kilkanaście lat temu).

    Natomiast na Bałkanach nie zmieniło się kilka rzeczy. Ludzie nadal są tam fantastycznie gościnni. W Vukovarze w Chorwacji zmęczyłem (a przynajmniej tak mi się wydawało) pewną młodą kelnerkę swoim niezdecydowaniem. Było gorąco i bardzo chciało mi się pić. Ale kilka dni wcześniej postanowiłem nie pić więcej piwa (o tym jeszcze za chwilkę) i nie mogłem się zdecydować na nic co mi proponowała. Pytałem o lemoniadę, ale akurat w tym barze nie serwowali niczego podobnego. Luba proponowała mi colę, wino, wodę, cydr, ale nic mi akurat nie pasiło. Gdy już prawie zamówiłem piwo, to zaprotestowała, że przecież postanowiłem piwo odstawić na bok i zrobiła – specjalnie dla mnie – sok z arbuza. Na dodatek “na koszt firmy”. Arbuzniada okazała się przepyszna i bardzo orzeźwiająca. Chciałem zapłacić, ale Luba nie chciała o tym słyszeć.

    To co się też na szczęście nie zmieniło na Bałkanach, to to, że nie ma tam tak wielu jak w Polsce, Niemczech czy Rosji facetów z obwisającymi brzuchami, z dużymi fałdami tłuszczu. To dlatego postanowiłem w końcu odstawić piwo, co nie było łatwe biorąc pod uwagę przechodzącą nad Bałkanami falę saharyjskich upałów z temperaturami powietrza w okolicach 40 st C. Ale daję radę.

    To co mnie jeszcze bardziej ucieszyło, to to, że Macedonki, Czarnogórki, Bośniaczki, Chorwatki, Serbki a nawet Słowaczki utrzymały też ładne, kobiece figury. Po przekroczeniu granicy Polski w Chyżne uderzył mnie kontrast objętości ud pod krótkimi, letnimi szortami noszonymi przez młode Polki. Na dodatek, zadziwiające było to ile z owych młodych dziewczyn – pomimo swojej tuszy – wcinało, na ulicy, jakieś kebaby, watę cukrową czy inne słodycze. Tak jakby chciały jeszcze bardziej się oddalić od kanonów słowiańskiej urody i przybliżyć do kanonów urody panujących na wyspach Południowego Pacyfiku:-)

  7. Po niedawnym odwiedzeniu Mongolii oraz Korei Północnej (niejako wstępu do mojej podróży Koleją Trans Syberyjską) z mojej listy 102 znikają kolejne dwa kraje. Tym razem azjatyckie.

  8. Po tegorocznym zimowaniu w Afryce i w Azji, lista krajów, które odwiedziłem do tej pory tylko jeden raz, skurczyła się do … 62.

    Oznacza to, że w ciągu ostatniego mniej więcej roku odwiedziłem – zamiast planowanych 8 – aż 40 krajów z mojej Listy 102.

    Coś czuję, że mój Projekt Listy 102 zrealizuję przed ukończeniem 65. roku życia, tak jak początkowo planowałem. Przy utrzymaniu dotychczasowego tempa, na odwiedzenie pozostających mi do odwiedzenia 62 krajów, potrzebowałbym jeszcze zaledwie 1,5 roku:-) Nie byłby to pierwszy raz, gdy plany wieloletnie udaje mi się zrealizować przed czasem. Wiele lat przed czasem:-)

    Jest to zadziwiające, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jestem osobą, która w życiu codziennym prawie zawsze się … spóźnia:-) Ludzie zwykle mają odwrotnie. W życiu codziennym są bardzo uporządkowani, za to plany wieloletnie rozchodzą im się i nie udaje im się do końca osiągnąć zamierzonych celów. Pewnie tylko nieliczni potrafią być doskonali zarówno w planowaniu krótko- jak i długo-terminowym.

    A jak to wygląda w Twoim przypadku?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.