Emerytura z ZUS-u?

Oto link do wywiadu z panią prezes ZUS. http://biznes.onet.pl/emerytury/wiadomosci/prezes-zus-o-emeryturach-wywiad/jwjl9h

Przynajmniej nie obiecuje gruszek na wierzbie. Mówi o zwykłej matematyce:-)

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

32 Responses

  1. witam wszystkich,

    należę do pokolenia, którego część nie wierzy w emeryturę z ZUSu.
    zacząłem dość późno bo pierwszą kawalerkę kupiliśmy z żoną w 2014 (ja miałem 36 lat, żona 31).

    mocno się angażujemy w cały proces (od zakupu, poprzez remont, aż po obsługę najmu), przez co przypomina to bardziej firmę niż wolność, ale na szczęście to lubimy (oczywiście są okresy, gdy nie robimy absolutnie nic poza wystawianiem faktur :)

    zmierzam do tego, że warto zacząć coś robić, aby nie być zdanym na łaskę państwa. poza tym nie potrzeba mieć od ręki do dyspozycji 300.000 zł na mieszkanie w aglomeracji. my inwestujemy w mieście 100k a średnia cena zakupu z remontem to 70.000 zł.

    bardzo budująca jest świadomość, że przy 4 mieszkaniach jest więcej z najmu niż wynosi moja nauczycielska pensja (na szczęście mam(y) też inne dochody niż praca etatowa).

    a myśl, że już teraz mamy z żoną dochody na poziomie potencjalnych świadczeń zusowskich wręczy uskrzydla :) więc wniosek jest tylko jeden: trzeba zadbać o siebie we własnym zakresie, a ewentualne wypłaty z kasy państwowej można traktować jako bonus.

    pozdrawiam, Sławek S.

  2. Mieszkanicznicy emerytury z ZUSu w ogóle nie będą mieli, bo już obecnie są dyskutowane projekty ustaw, żeby emerytur nie dawać tym, którzy mają jakieś dochody. Tym bardziej takie ustawy zostaną wprowadzone za 20-30 lat, kiedy ZUS będzie jeszcze bardziej na minusie. Kiedyś myślałem, że prognozowane mi na dziś 1000 zł z ZUSu bedzie jakimś dodatkowym przychodem, obecnie myślę, że nawet tego nie dostanę – chyba, że przepiszę mieszkania na dzieci, ale pewnie w międzyczasie wprowadzą podatek od darowizn/spadków,więc i to nie bedzie rozwiązaniem.

    1. Tomek, teoretycznie prawo nie działa wstecz i skoro przez jakiś czas płaciłeś składki, to potem powinieneś otrzymywać świadczenia. Ale w praktyce wiemy, że politycy nie mają skrupułów w dążeniu do swoich celów. A ich celem nie jest dobrobyt Twój czy nasz, a jedynie … re-elekcja:-)

      Chyba masz rację. Na dodatek z ZUS-u nie ma co liczyć. Jak będzie, to dobrze, a jak nie będzie… To trzeba budować taki portfel by dodatek nie był Ci konieczny do utrzymania pożądanego standardu życia. Powodzenia! Trzymma kciuki za wszystkich Fridomiaków!

      1. błędne myślenie z tym że prawo nie działa wstecz. poza tym zawsze należy Państwo traktować jako podmiot, który ma narzędzia do tego aby zmieniać zasady podczas gry.

        i co wtedy? kto się nie przygotował dostanie batem, a kto przewidujący może jakoś dociągnie do 1szego.

  3. Dokładnie tak. O ZUS lepiej od razu zapomnieć, W zasadzie pokolenie dzisiejszy 50 – 60 latków to będzie ostatnie które jeszcze dostanie jako takie emerytury a kolejni mogą się tylko oblizać smakiem…

    NAjbardziej dla mnie wyglądają groteskowo takie sytuacje gdy ktoś ze znajomych odkryje po wielogodzinnym analizowaniu kwitów z ZUS że… na jego koncie brakuje… 100 zł.
    Poświęca temu jakże ważnemu zagadnieniu swój czas, paliwo, papier etc żeby wywalczyć swoje pieniądzę z których nie wiem ile by mogło być emerytury ??? Sądzę że na pewno znaaacznie poniżej 1 grosza miesięcznie ale nie ma takich drobnych monet w Polsce.
    Widać są jeszcze osoby wierzące w ZUS na tym świecie.

  4. System piramidy zawsze niesie ryzyko, a tak działa ZUS. Podniecamy się fikcyjnymi kontami, wyliczeniami ile to emerytury dostaniemy, jakie to mamy inwestycje po latach płacenia składek, a wszystko na nic. Pieniądze wchodzą do ZUS i od razu znikają na utrzymanie tej instytucji i emerytów (+chorujących). Jakiś czas temu była afera związana z wydatkami na siedzibę ZUS, wyliczono też koszty obsługi w tej instytucji i okazało się, że z tym tempem wydatków, kredytowanie ZUS-u jest koniecznością. Szybko przejęto środki z OFE, aby ratować sytuację, a teraz zwiększono kontrolę zwolnień lekarskich, egzekwowanie składek, cofnięto tysiące świadczeń. Wszystkie te działania są próbą utrzymania się na powierzchni, choć statek już dawno zatonął.
    Mając taką świadomość, nie liczymy na emeryturę z ZUS, zupełnie nie bierzemy jej pod uwagę w naszych planach na przyszłość. Dzień po dniu odkładamy na inwestycje w nieruchomości i inne formy zabezpieczenia. Oczywiście fajnie by było teraz żyć z rozmachem, wydawać więcej i bawić się lepiej (?) zamiast oglądać każdą złotówkę dwa razy :-) Ale można też popracować nad tym, aby zwyczajnie dobrze żyć i dobrze się z tym czuć. Bez frustracji, że inni zmieniają samochody, że kupują drogie gadżety. Pracować nad obojętnością wobec powszechnego konsumpcjonizmu i pielęgnować wartości niezbywalne jak uczucia wyższe, czy relacje.

    1. Niedawno widziałem w gazecie fajny artykuł o siedzibach ZUS w różnych miastach… Potworki architektoniczne, pałace zbudowane całe w szkle, jeden budynek był nawet w formie… statku…

    2. Fajnie napisałaś o dystansie do konsumpcji. Chciałbym coś dodać do … fajnie by było. Tak na prawdę nie jest aż tak fajnie wydawać bez ograniczeń. Kilka punktów, które sobie powtarzam, żeby się zmotywować i usprawiedliwić oszczędzanie:
      – zarówno ford jak i Aston Martin ma biegi do przodu i jeden w stecz i spełnia swoją funkcję w zbliżony sposób
      – zawsze znajdzie się ktoś bogatszy od nas – czytałem niedawno artykuł napisany przez panią antropolożkę, która była przy okazji okropnie bogata i zamieszkała przy Cetral Parku w Nowym Jorku. Pomimo bogactwa zajęło jej podad 2 lata, by ktokolwiek chciał się z nią umówić na kawę. Była ta gorsza, mieszkając w apartamencie za kilkadziesiąt milionów dolarów :) Inna historia z Nowego Jorku – w latach bodajże 90tych wybudowano tam 2 wieże aparametowe. W jednej mieszkanie (piętro) wykupił Michel Jeckson i George Michel. Ceny w tym (identycznym) budynku poszybowały w górę. Mieszkańcy z tego ‘bloku’ określali tych multimilionerów z drugiego bloku jako biedacy :)
      – jeśli mierzymy naszą wartość według pieniędzy, to kim jesteśmy gdy np. zbankrutujemy lub wydamy wszystkie pieniądze na leczenie bliskiego? Nikim? Czasy wojny pokazują, że ludzie którzy stracili wszystko potrafili się podnieść i być szczęśliwymi. Jest coś takiego w ludziach sukcesu, że dbają o pieniądze, ale nie są im pieniądze potrzebne do bycia szczęśliwymi…

  5. Ja i tak nie będę miał emerytury z ZUS bo nie płacę. Więc mam trzy wybory albo kulka w głowę, dzieci albo własne inwestycje. W upadek ZUSu jednak nie wierzę, bo to jest państwo a państwo zawsze będzie miało pieniądze bo je w pewnym sensie produkuje. Panstwo ma bardzo wiele możliwości utrzymania ZUSu np. dodatkowe opodatkowanie mieszkań na wynajem… żaden problem. A mówienie na dzień dzisiejszy o “głodowych przyszłościowych emeryturach” jest po prostu zabawne biorąc pod uwagę, że na dzień dzisiejszy już w bardzo wielu przypadkach takie właśnie są.

    1. Michał. Głodowe emerytury są, ale w przypadku, gdy ludzie pracowali krótko i zarabiali niewiele. W mojej tylko rodzinie mam osoby, które pracowały na średnich pensjach ale długo lub takie które pracowały na wysokich, dobrze płatnych pensjach i oni wszyscy nie mają powodów do narzekania. Ale mówimy o pracy przez ponad 40 lat, bez ustanku, rzetelnie.
      Ale jestem przekonany, że to nie dotyczy naszego pokolenia. My dostaniemy emerytury obywatelskie (ja pewnie żadnej, ale to inna historia) i znowu czy się stoi czy się leży … powróci. Bo w niedługiej przyszłości będą nami rządzić tylko emeryci. Jeśli emerytów będzie (bodajże w roku 2030) 4 razy więcej niż pracujących, to wiadomo jakie będą wyniki wyborów parlamentarnych. Czytałem niedawno pewnego naukowca, który pisał, że Polska albo będzie rządzona przez emerytów (z wiadomym skutkiem – pozostali młodzi wyjadą, żeby nie płacić 95% poatku), albo wybierzemy inny podział głosów w wyborach (np. młodzi mają więcej głosów niż emeyryci). Ale do tego potrzebny jest konsensus. Osobiście nie wierzę w mądrość ‘ludową’ i obawiam się że skończy się to wszystko katastrofą. Oby nie.

  6. Co do emerytury to chcę wam opisać pewien mechanizm, sposób działania, który obmyśliłem już dawno temu. Oczywiście nie jest to bardzo skomplikowane, ale wtedy jeszcze byłem młody i miałem dużo mniejsze dochody jak teraz (choć i tak 10x większe niż moja żona która wtedy pradcowała w szkole).

    Załóżmy, że nie bierzemy pod uwagę wielu czynników, które są ważne, bo chodzi tylko o schemat działania, i konkluzję która z niego płynie. Proszę więc nie wytykać mi inflacji, podatków, % na lokacie etc. Przyjmę na prawdę średnie wartości dla dużego miasta.

    Załóżmy, że razem z żoną odłożymy 500 zł od osoby na miesiąc
    Daje nam to 1000zł miesięcznie oszczędności. Dokładnie po 10 latach uda nam się kupić pierwszą kawalerkę za 120 tys zł, którą następnie wynajmiemy za 1000zł miesięcznie.

    Dzięki temu następną kawalerkę uda nam się kupić już za 60 miesięcy (wartą też 120 tys zł)

    Trzecią kawalerkę kupimy dokładnie po kolejnych 40 miesiącach (popatrzcie, czas potrzebny do nabycia mieszkania to ciut ponad 3 lata!)

    Czwartą po kolejnych 30 miesiącach.
    Piątą po kolejnych 24 miesiącach
    Szóstą po po 20 miesiącach
    Siódmą po 17 miesiącach
    Ósmą po 15 miesiącach
    Dziewiątą po 13 miesiącach
    Dziesiątą po roku
    A każdą kolejną już szybciej niż w rok!

    Teraz zliczmy czas: 351 miesięcy. Krócej niż standardowy kredyt hipoteczny mamy zatem dochód 10 000zł na emeryturze. Jeśli ktoś ma 25, 30, czy nawet 40 lat, to nie jest jeszcze za późno.

    A teraz pomyślcie co gdyby udało się np zmienić działalność gospodarczą na spółkę i oszczędzić dodatkowe 1400zł (chyba tyle teraz tego jest)
    Odłożyć 500+ mając dwójkę dzieci?
    Odkładać nie 500zł od osoby, a 750 czy więcej złotych?

    Istota jest jedna, być cierpliwym, bo początki są najtrudniejsze. A efekt jest warty poświęceń.

    Mam 31 lat, mam średnio 1-2 nowe nieruchomości miesięcznie. Zazwyczaj są to nieruchomości dużo droższe niż opisane wyżej, nie korzystam z kredytów bankowych w celu lewarowania. Brzmi fajnie, ale ja też kiedyś zaczynałem.

    Pytanie zatem, jaki jest sens wpłacać do zusu mając DG 1400zł miesięcznie? Potem czeka nas 600-700zł emerytury.
    Ja już dawno temu przestałem liczyć że w ogóle coś mi zus da. Jak myślicie, kto lepiej na tym wyjdzie, ja, czy znajomi „etaciarze” żyjący beztrosko?

    1. Zeby uniknac Zus mozesz zalozyc spolke kapitalowa z wiecej niz jednym wspolnikiem, ale wtedy masz Cit. Zeby uniiknac i Cit musisz zalozyc kolejna spolke ale wtedy koszt ksiegowosci i corocznych pelnych bilansow powoduje, ze niewiele zaoszczedzasz.

      Jesli tak jak piszesz kupujesz dwie nowe nieruchomosci co miesiac to zarabiasz 500 000 miesiecznie wiec dziwie sie Twojej checi przyoszczedzenia na Zus. Przy takich przychodach zapewne masz juz majatek idacy w dziesiatki milionow. W takim przypadku powinienes nie skupiac sie na zaoszczedzeniu 1300 zl na Zus tylko caly.majatek podzielic na duza liczbe spolek na wypadek gdyby powstalo wobec ktorejs z Twoich nieruchomosci jakies roszczenie finansowe ktore mogloby pociagnac na dno rowniex inne nieruchomosci

      1. 1. nie chodzi o oszczędność zus w moim konkretnym przykładzie, tylko jest to pomysł ogólny, że jest taka opcja
        2. cit płatny jest od dochodu, w każdej dziedzinie życia obowiązuje “dochodówka”
        3. podział na wiele podmiotów jest nieefektywny, zajmuje za dużo czasu i za dużo kosztów jak wspomniałeś
        4. nie zarabiam 500 tys zł miesięcznie po prostu pozyskuję bardzo tanio nieruchomości, np nieruchomość wartą 150-200 tys za 50-70 tys zł, a tyle to już przy lepszych miesiącach spokojnie z innej działalności sobie odłożę miesięcznie, bywa że więcej
        5. roszczenie finansowe występuje tylko gdy spółka ma jakieś zobowiązania, w innym wypadku będąc fair wobec urzędów nie ma czego się bać

        1. Czyli tak jak kolega pisał, zarabiasz miesięcznie nawet 140.000 zł skoro co miesiąc kupujesz za tyle nieruchomości. Przy takich dochodach i takiej liczbie mieszkań dla własnego bezpieczeństwa już dawno powinieneś prowadzić działalność gospodarczą i odprowadzać ZUS. W razie kontroli dofasolą Ci zaległe składki.

        2. Cześć! Jakiś czas temu przedstawiłem żonie wyliczenia podobne do wyliczeń Łukasza. Gdy udało mi się ją przekonać, że ma to sens i nasza emerytura jest do osiągnięcia w dalszej lub bliższej perspektywie, napotkałem inny problem. O ile w Krakowie jest sporo kawalerek w cenach rynkowych lub lekko zawyżonych, to bardzo ciężko jest kupić coś korzystniej. Od jakiegoś pół roku ostrych poszukiwań, nic nie udało mi się zakupić. Mieszkania, które ogłaszają osoby prywatne i są one wystawione w cenach poniżej rynkowych (max. 15-20%) są praktycznie niedostępne. Trzy kawalerki sprzedały się natychmiast. Czwarta też, ale udało mi się ustalić ze stroną sprzedającą, że jednak pokaże mi to mieszkanie – ostatecznie sprzedający zrezygnował ze sprzedaży. No i piąte, jak już udało mi przebić się przez mur telefonów od pośredników, to po wstępnych ustaleniach, sprzedający znowu się rozmyślił.
          Biura nieruchomości mają programy/skrypty które wyławiają im nowe oferty, więc szansa na wyhaczenie okazji jest raczej mierna.
          No i przetargi spółdzielni… tłumy ludzi… W tym roku, przy małych mieszkaniach było od 15 do 25 oferentów. Pod koniec ubiegłego roku, byłem jeszcze na przetargach gdzie było 4 do 7 chętnych, ale ostatnie parę przetargów to już po prostu tłok. No i ceny dochodzące do rynkowych. Jest ciężko…

        3. Eirenaios, rynek krakowski nie należy do najłatwiejszych, choć wiem, że Mzuri Investments ma tam już dwoje specjalistów poszukujących okazji i coś jednak udaje im się czasami “złapać”. Polecam Ci skorzystanie z usług MI. Dodatkowo, dzięki temu, będziesz miał też dostęp do okazji rynkowych w innych miastach w Polsce gdzie działa już Mzuri – w sumie jest to już ponad 25 miast:-) Pomagamy w zakupie ponad 20 mieszkań (kawalerek, ale tez większych z przeznaczeniem na wynajem na pokoje) każdego miesiąca, więc jakieś doświadczenie w poszukiwaniu okazji, ich ocenie, procesie zakupu, itp już mamy. Pewnie nikt w Polsce nie ma większego:-) ale tu oczywiście mogę się mylić, bo przecież wszystkich firm zajmujących się zakupami mieszkań nie znam:-)))

    2. W zupełności masz rację. To tak działa. Łatwiej kupić kawalerkę mając ich już 10. niż tą pierwszą. Ale co do lewarowania, to już zależy od sytuacji na rynku i naszej sytuacji finansowej. Lewarowanie gwarantuje nam cenę i wiemy, z momencie zakupu ile ona wynosi. Tylko odkładając narażamy się na ciągłą pogoń za ceną, jeśli ta rośnie. Oczywiście, to działa w obie strony. Możemy odkładać, gdy cena spada :). To się nazywa decyzja inwestorska. Ale wierzę, że warto odkłądać, że warto kupować tylko za gotówkę (mniejsze ryzyko – a byłem już zapożyczony po uszy i wiem co to znaczy). Ale strategie są różne i zależnie od warunków wychodzą lepiej lub gorzej w danym czasie.
      Podsumowując – zawsze warto odkładać, żeby mieć na inwestycje. Kwota odkładana ma znaczenie drugorzędne..

  7. Sławku, większość wpisów promuje inwestowanie w nieruchomości na wynajem (nie bez powodu) ale niewiele (chyba że nie dojrzałem tychże) traktuje o właściwym zabezpieczeniu posiadania tych nieruchomości…bardzo łatwo w dzisiejszych czasach o powinięcie nogi, a wtedy nieruch nie jest płynny, do kieszeni go nie wsadzisz i nie wyjdziesz z tego marnego teatru…a potencjalne hieny golą do tzw. skórki. Co Ty na to?

    1. Monte, życie to ryzyko, inwestowanie też. Owszem istnieje ryzyko polityczne. Mamy kilka sposobów na to by je mitygować – dywersyfikować, inwestować w co innego lub kupić więcej M by zbudować sobie większą poduszkę. Każde z tych rozwiązań wiąże się z dodatkowymi ryzykami. Każde rozwiazanie rozwiązuje jakiś problem i towrzy nowe problemy. Tak to już w życiu jest:-) Per saldo, wolę tę trzecią opcję. Ale to mój osobisty wybór i wcale nie twierdzę, że najlepszy z możliwych:-)

    2. inwestowanie w nieruchomości wg mnie jest ciekawą alternatywą tak na 30-40% posiadanych aktywów. Wsadzanie “wszystkiego” w nieruchomości jest martwicą mózgu. A już wsadzanie wszystkich oszczędności w jednym kraju nie daj boże jednym mieście to przesada do potęgi. Jedynym wyjątkiem jest jak człowiek jest jeszcze młody to wiadomo – młody głupi robi dużo błędów. Przy zbliżaniu się jednak do 50…. więc nieruchomości na wynajem – super ale tylko część swoich oszczędności.

      1. Michał, dzięki za zdiagnozowanie u mnie “martwicy mózgu”. Nie będę Cię jednak pytał o sugestie leczenia, bo obawiam się, że lekarstwo w tym przypadku byłoby o wiele gorsze od mojej choroby:-))) Nawet pod wyjątek, o którym piszesz się nie łapię, bo 52 lata to już chyba za dużo bym miał jeszcze szansę … zmądrzeć:-)))

        1. Sławku mówiąc, że twoje aktywa są w 100% w nieruchomościach byłoby nieporozumieniem (książki, mzuri, kursy itd.). Odnośnie “martwicy mózgu” może trochę przesadziłem powinienem raczej napisać, że inwestowanie w jeden rodzaj aktywów skoncentrowanych w jednym kraju jest bardzooooooo ryzykowne.

          Jestem zdania, że lepiej rozlokować swoje ryzyko na parę rodzajów aktywów najlepiej w różnych krajach tj. część wepchnąć w nieruchomości w kraju, część za granicą, część w akcje część w obligacje część w złoto, ropę, zboże i oczywiście zawsze trochę kasy dlatego z jednej strony nieruchomości na wynajem – fajna sprawa – z drugiej powoli zaczynam obserwować pewien szał na taki sposób inwestowania. Najgorsze, że niektórzy twierdzą, że jest to “bez ryzyka” co jest oczywiście bzdurą. Tak jakby niektórzy zapominali co się stało w USA.

        2. Michał, mam kilka uwag odnośnie Twojego komentarza:

          1) moje aktywa są w 100%-ach w mieszkaniach na wynajem w kilku miastach Polski. Uwierz mi, bo wiem lepiej niż Ty w co zainwestowałem. Ksiażki dają mi około PLN 3000 rocznie (tylko te dwie pierwsze wydane przez Studio Emka; od pozostałych wydanych przez Mzuri nie mam ani złotówki przychodu). Żadnych odpłatnych kursów nie organizuję. A gdy przemawiam na odpłatnych konferencjach, to organizatorzy nie odpalają mi “działki” – nie chcę nawet zwrotu kosztów podróży. Każdy z organizatorów może to potwierdzić, nawet Ci z Tajlandii, Australii czy Kanady:-). Wprawdzie mam udziały w Mzuri, ale ani razu (od rejestracji spółki w 2010 roku) nie uczestniczyłem w wypłacie dywidendy i nie mam zamiaru uczestniczyć przez najbliższe lata.

          Pewną inwestycją mającą zabezpieczyć moją przyszłość jest dzielenie się moją wiedzą, inspirowanie innych. Mam nadzieję, że gdyby mi się noga podwinęła i straciłbym całe swoje portfolio M na wynajem w jakimś kasynie, to część wdzięcznych Fridomiaczek i Fridomiaków nie pozwoliłaby mi zamieszkać pod mostem. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę z tego jak kruche jest to zabezpieczenie i jak płonne mogą się okazać moje nadzieje. Ludzka wdzięczność na bardzo pstrokatym koniu jeździ:-)))

          (2) masz oczywiście święte prawo wierzyć w dywersyfikację. Nie jesteś w tym odosobniony – większość znanych mi osób oraz większość tęgich głów (np nobliści) święcie wierzą w dywersyfikację. O tym dlaczego ja w nią nie wierzę napisałem 26-stronicowy rozdział w mojej książce “Mieszkania na wynajem. Moja droga do wolności finansowej”. Zachęcam do lektury. Oczywiście uszanuję to, że moje argumenty Ciebie nie przekonają. Nigdy też nie pozwoliłbym sobie na nazwanie ludzi głoszących dywersyfikację chorymi na umyśle. Bo niby skąd ja miałbym wiedzieć kto w tym dyskursie ma rację:-)

          Natomiast wiem, że każde lekarstwo oprócz leczenia także szkodzi. Z dywersyfikacją jest podobnie. Uciekając przed ryzykiem inwestowania w najem bierzesz na siebie nowe ryzyka związane z tym aktywem, do którego uciekasz. Nie ma innej opcji.

          (3) oczywiście masz rację, że inwestowanie w najem jest ryzykowne. Moja obecna podróż po Afryce jest ryzykowna. Twoje przejście przez ulicę polskiego miasta dzisiaj będzie pewnym ryzykiem. Pójście pod prysznic też jest bardzo ryzykowne – tysiące ludzi dziś umrze w swojej własnej łazience, bo się poślizgnie na mydle, na mokrej podłodze, potknie o własny ręcznik czy zabije ich prąd z ich własnej suszarki do włosów. Inwestowanie w najem też jest ryzykowne – możesz kupić za drogo lub kupić mieszkanie obciążone wadą prawną. Możesz za drogo wyposażyć. Możesz nie mieć czasu i/lub wiedzy jak wynająć. Możesz wziąć na głowę zbyt wiele kredytów hipotecznych i popełnić dziesiątki innych błędów inwestycyjnych. Możesz podjąć wiele błędnych decyzji.

          Natomiast nie zgadzam się z Twoją tezą aby coś dramatycznie złego stało się w USA. Rozumiem, że nawiązujesz do kryzysu i pęknięcia bańki spekulacyjnej w latach 2008-09, czy tak? Jeśli tak, to może Cię zaskoczę. Osoby posiadające spłacone, wolne od kredytów hipotecznych, portfele domów na wynajem w USA nie ucierpiały w wyniku ostatniego kryzysu na rynku nieruchomości. Czynsze najmu domów nie spadły, wręcz przeciwnie – w niektórych miejscach znacząco wzrosły bo wzrósł popyt na najem!!! Ludzi eksmitowani z domów, które kupili na kredyt i których spłaty nie mogli obsługiwać musieli przecież gdzieś zamieszkać, prawda?

        3. No dobrze Sławku , załóżmy czysto hipotetycznie katastrofę naturalną dotykającą całej Polski, czy w takim wypadku uważałbyś za zbędną jakąś poduszkę finansową poza nieruchomosciami? trzeba naprawić nieruchomosci, zapłacić czynsz , najemcy nie płacą… Co robisz?

        4. kw, nie wiem. Nie potrafię analizować czysto hipotetycznych sytuacji. Nie bardzo się nimi osobiście przejmuję. Gdzieś kiedyś czytałem (i bardzo mnie to przekonało) by się przejmować tym, na co się ma wpływ i nie przejmować tym, na co się wpływu nie ma. Te słowa wydają mi się bardzo mądre. I staram się żyć zgodnie z nimi. A jak przyjdzie taka katastrofa, to będę się cieszyć, że udało mi się ją przeżyć. I zastanowię się co robić dalej. Może pieszo wrócę do Afryki i będę żył z jakimś plemieniem poza obiegiem pieniądza i bez dostępu do internetu.

          Ale jeśli Ciebie te słowa nie przekonują, to buduj alternatywną poduszkę bezpieczeństwa finansowego. Jedno tylko wiem na pewno. Budowanie tej alternatywnej poduszki będzie Cię kosztować pieniądze, czas, myślenie, determinację. Mniej Ci zostanie owych zasobów na zbudowanie portfela M na wynajem. Coś za coś:-)

        5. Rozważanie sytuacji katastrofy naturalnej (np. cała Polska nagle wpada do dziury w ziemi) albo wojny – jest trochę bez sensu, bo w takim przypadku dywersyfikacja nic może nie dać. Jako posiadacz akcji przedsiębiorstwa, które ulegnie takiemu zawaleniu się – zostajesz z kartkami papieru, nic nie wartymi. Jak wróg opanuje cały kraj, w tym giełdę – twoje inwestycje na giełdzie okażą się nic nie warte, podobnie jak obligacje czy inne aktywa. Większości z nas nie stać na to, żeby być w stanie kupować nieruchomości w wielu krajach jednocześnie, poza tym inwestowanie na rynku którego się nie zna, jest mocno wątpliwe pod kątem sensu. Równie dobrze należałoby posiadać nieruchomości w 10 różnych krajach, najlepiej jeszcze kilka poza Europą dla pełnego bezpieczeństwa, mieć akcje firm z całego świata na różnych giełdach, do tego zakopać w różnych miejscach na całym świecie gotówkę w różnych walutach – nie wiadomo czy złotówka albo euro przetrwają?

          Dywersyfikacja ma sens ale bez przesady, pisanie o martwicy mózgu tylko dlatego, że ktoś robi inaczej niż Ty sobie wyobrażasz, jest mocno zastanawiające ;-)

        6. Jeszcze istneieje cos takiego co sie nazywa ‘ubezpieczenie’, ale z tego co pamietam to Slawek z tego typu uslug nie korzysta. Przepraszam jesli cos zle zrozumialem/zapamietalem.

      2. @Michał
        “Wsadzanie „wszystkiego” w nieruchomości jest martwicą mózgu. A już wsadzanie wszystkich oszczędności w jednym kraju nie daj boże jednym mieście to przesada do potęgi.”

        Szczerze powiem, że mnie zaskakują takie napastliwe komentarze choć chyba już czasem nie powinny.
        Wystarczy inaczej myśleć i już można być obrazonym.

        W tej wyliczance z cytatu zabrakło mi czegoś…. Skoro takie nie rozsądne jest inwestowanie tylko w nieruchomości, tylko w jednym mieście, tylko w jednym kraju… Hmm to równie głupie analogicznie jest inwestowanie wszystkiego na jednej planecie :) no bo jak uderzy jakiś meteor to po naszych zdywersyfinowanych inwestycjach…

      3. @Michał
        “część wepchnąć w nieruchomości w kraju, część za granicą, część w akcje część w obligacje część w złoto, ropę, zboże”

        Tak. W zasadzie najlepiej we wszystko się wlsdowac o niczym nie mając pojęcia… jak to większość ludzi robi. Ja już się sporo nasluchalem od różnych osób o polisolokatach, funduszach inwestycyjnych i innych inwestycjach na których owszem zyskali ale.. tylko prowadzący te instytucje…

        A propos zboża. Masz duży na nie magazyn lub piwnicę ?
        Kiedy kupujesz, kiedy sprzedajesz, w jakich warunkach je trzymasz aby nie splesnialo czy w inny sposób się nie zepsuło ? (Temperatura?)
        Skąd czerpiesz wiedzę o zbożach, ich sezonowości, popycie na nie, przechowywaniu, momencie sprzedaży, ich transporcie i cenach za transport?
        Strasznie jestem ciekaw bo to może być fascynujący rynek…

        1. Ktoś niedawno napisał w ‘polskim internecie’, że dywersyfikacja to sposób na wyciągnięcie większej ilości pieniędzy od klienta (więcej doradztwa, bo nie możan się znać na wszystkim).
          Można jak najbardziej dywersyfikować, jeśli dywersyfikuje się w aktywa lub inwestycje na których się znamy lub mamy ludzi zaufanych. Większość z nas spędza 20 lat na uczeniu się (popełniając błędy) tylko jednego, dwóch form inwestowania. Nauka jest droga i zajmuje dużo czasu. Każda droga na skróty kończyła się w moim przypadku (np. akcje) na stratach, które odrabiałem przez lata. Teraz się trzymam tego, na czym się znam. W kraju, na którym się znam i w miastach, w których mieszkałem. Bo to mi wychodzi najlepiej.

        2. PAndy, dzięki za ponowną aktywność na fridomii. Miło Cię znów słyszeć. Mam nadzieję, że u Waszej Córeczki już wszystko ok ze zdrowiem. PoZDROWIEnia !!!
          Dzięki też za podzielenie się swoimi doświadczeniami oraz strategią inwestycyjną. W pełni zgadzam się z Tobą, że kosztem dywersyfikacji (po to by zmitygować sobie jedno ryzyko) jest branie sobie na głowę nowych ryzyk. A nauka kosztuje, czasami bywają to bolesne lekcje:-(

  8. W emeryturę z ZUSu przestałem wierzyć w 2012 roku kiedy ówczesny wicepremier otwarcie przyznał, że nie wierzy w emeryturę z ZUS. Potem oczywiście wycofał się z tego stwierdzenia :) Pewnie miał chwilę słabości ;) Od tamtej pory kombinuję nie tylko z zabezpieczeniem na przyszłość w formie mieszkań na wynajem. Dodatkowo buduję powoli dochody pasywne w Internecie jako dodatkowe zabezpieczenie. Wszystko to wymaga czasu i wysiłku ale myślę, że w przyszłości będzie się bardzo opłacać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.