Swaziland

Swaziland to jedno z trzech królestw w Afryce. Jestem tu drugi raz i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony krajem. Czysto (czyste ulice, kosze na śmiecie), cywlizowanie (autostrady, billboardy JC Decaux, agencja nieruchomości Remax), piękne widoki bo kraj jest dość górzysty, bardzo sympatyczni ludzie. Poddani bardzo zadowoleni ze swojego Króla. Podróże kształcą.

Kilka tygodni temu zastanawiałem się dokładnie w jaki sposób podróże kształcą. Jednym ze sposobów jest niewątpliwie to, że podróżując masz okazję poznać różne fascynujące osoby.

Podczas obecnej podróży też spotkałem kilka inspirujących osób – Hiszpankę, która przyjeżdża do Afryki kupować wyroby rękodzieła, które potem sprzedaje przez internet. Nie robi tego tylko dla kasy, ale jej misją jest wspieranie samotnych matek – autorek wyrobów, które sprzedaje. Niemkę, która pracuje w Accenture, a w wakacje jeździ do różnych krajów Afryki by brać udział w projektach jako wolontariuszka. Spotkałem też młodego Japończyka, aspirującego dziennikarza, który chce młodym Japończykom przybliżać kulturę Afryki. Fascynuje go to jak bardzo otwarci na świat i innych są Afrykańczycy. W Nairobi spotkałem dwie duńskie nauczycielki, które co roku przywożą tutaj 20- lub 30-osobową grupę duńskiej młodzieży by mogli poznać życie w Afryce. Jadą do dwóch odległych wiosek, gdzie dzieciaki chodzą do szkoły mieszkają w biednych chatkach ze swoimi rówieśnikami. Musi być dla nich szokiem gdy po szkole pomagają wypasać kozy czy chodzą do miejscowej rzeki po wodę.

A dziś rano spotkałem, w bardzo klimatycznym hostelu w Ezulwini (miasteczku leżącym w dolinie malowniczej rzeki nieopodal stolicy Swaziland – Mbabane), pewną starszą Kanadyjkę. Heather, bo tak ma na imię, pochodzi z Manitoby w Kanadzie. Podobnie jak ja, Heather też nie lubi zimy – w Manitobie podobno normą są temperatury sięgające minus 50 stopni. Jeśli takie temperatury trwają tylko tydzień, to znaczy, że zima była łagodna, bo normą jest 6-8 tygodni tak niskich temperatur. Śnieg znika dopiero w maju, a często pada już na Wszystkich Świętych.

Co więc robi Heather? Od 11 lat podróżuje po świecie. W tym czasie w Kanadzie łącznie spędziła jakieś 3,5 roku. Podróżuje inaczej niż ja, bo nie lubi … podróżowaćJ. Nie lubi się przemieszczać, organizować sobie transportu i noclegów. Lubi mieć swój własny kąt. Nie przeszkadza jej to być w drodze od 11 latJ Tyle, że stara się być w jednym miejscu przez cały rok. Przemieszkała w ten sposób na Tajwanie, w Tajlandii, w Hong Kongu, teraz w RPA, a kilka lat temu właśnie w Swaziland. Teraz mieszka u znajomego w Johannesburgu. Ponieważ jako turystka dostaje wizy tylko na 3 miesiące, to co kwartał wyjeżdża gdzies na kilka dni by wracając znów dostać wizę na kolejne 3 miesiące.

Wcześniej przez 13 lat mieszkała i pracowała na Tajwanie – uczyła angielskiego tajwańskie dzieci w szkole. W pewnym sensie nadal tam pracuje – jest korektorką dla jednego z tamtejszych wydawnictw. Tyle, że od jakiegoś czasu pracuje zdalnie. Nie zarabia – jak twierdzi – kroci, ale wystarcza jej na zakupienie biletu lotniczego i na comiesięczne wydatki.

Jakie ma plany na przyszłość? Bardzo mało sprecyzowane. Pewnie przed powrotem do Kanady spędzi jeszcze rok albo w Hiszpanii albo w Australii. Potem może będzie mieszkać w Kanadzie, w południowej części stanu British Columbia, blisko granicy z USA, a może dalej będzie jeździć po świecie. Jeszcze tego nie wie.

Heather bardzo mi przypomina pewną starszą Kanadyjkę, która wynajmowała ode mnie moje pierwsze mieszkanie na wynajem w Warszawie. Była chyba drugą najemczynią tego mieszkania. Też miała na imię … Heather, też uczyła języka angielskiego i wyglądem bardzo przypominała moją nową znajomą z Ezulwini.

Styl podróżowania Heather bardzo przypomina mój – jej motywacją też jest omijanie zimy, więc podróżuje w tropiki. Podobnie jak ja, co roku zmienia swoją bazę. Po Winnipeg – gdy tam jest – przemieszcza się na skuterze. W Johannesburgu też kupiła sobie skuter. Nauczyła się jeździć na skuterze gdy mieszkała na Tajwanie.

Ale wiele nas też różni. Ja lubię się przemieszczać, nie lubię rutyny. Dla mnie sama podróż jest przynajmniej tak samo ciekawa jak jej cel, destynacja. Z wiekiem, rośnie moja ciekawość oraz cierpliwość. U Heather jest ponoć odwrotnie – być może mnie też czeka ten etap za kilkanaście lat? Heather często mieszka u swoich znajomych – ja tego raczej unikam. Nie lubię nikogo krępować ani czuć się skrępowanymJ. No i Heather – choć o wiele starsza ode mnie – nadal pracuje. Stresowała się tym, że nie działał internet i czegoś tam nie mogła dokończyć i wysłać przed deadline’em.  Ja wprawdzie bardzo lubię pisać kolejne posty na fridomii oraz odpisywać na maile i chętnie to robię, nawet będąc w podróży, to jednak czuję, że jeśli nie napiszę niczego przez kolejne kilka dni, to mi to wybaczycie ze zrozumieniem. W związku z tym wcale się nie stresuję.  Podróżuję sobie dalej by zaliczać kolejne lekcje życia…

Ale najbardziej rozbawiło mnie małżeństwo 60-letnich Australijczyków. Urodzili się w Zimbabwe, ale od 20 lat mieszkają w Melbourne. Kilka lat temu – gdy z domu wyprowadziła się ich córka – sprzedali dom i teraz podróżują po świecie na motorach. Obecna podróż potrwa 5 miesięcy. Spędzą miesiąc w południowej części Afryki. Potem miesiąc w Argentynie (polecą do Buenos i pojadą na południe do Ziemii Ognistej), a stamtąd na północ aż na Alaskę. Stamtąd jeszcze do Korei, Japonii i nie pamiętam gdzie jeszcze. A czym mnie rozbawili? Tym, że po 5 minutach znajomości zaprosili mnie bym ich odwiedził gdy będę w Melbourne. Mogę się u nich zatrzymaćJ Po niecałych 5 minutach rozmowy. Tak otwarci są Afrykańczycy. Liz mówiła mi, że kilka lta mieszkali w Anglii, ale jej mężowi się tam nie spodobało. „Za zimno?” – zapytałem. Nie, nie chodziło o pogodę, tylko o to jak zamknięci są tamtejsi ludzie. Zbyt wąski światopogląd.

Tak. Zgadzam się. Świat jest zbyt piękny by się nań zamykać.

Te słowa piszę siedząc w pubie w Mbabane i popijając piwo. Czekam na odjazd minibusiku do Mozambiku. Odjeżdżają dopiero gdy są pełne – może to potrwać nawet 3-4 godziny:-) Pewien młody Swazi kupił mi piwo. Bardzo rozbawiony gościu, który parę lat mieszkał w Waszyngtonie. Jest sprzedawcą i widzę, że musi sobie bardzo dobrze radzić w pracyJ Gdy wspomniał, że był na jakimś ślubie w Zambii, to odezwał się gościu pijący piwo obok. Okazał się Zambijczykiem, który uczy tutaj od 6 lat matematyki. Wcześniej mieszkał w Botswanie. Podróżowanie jest piękne.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. Witam wszystkich Czytelników i Ciebie Sławku. Mimo, że jestem bywalcem u Ciebie na blogu już od kilku dobrych lat, dopiero teraz odważę się coś napisać. To dlatego, że mam bardzo zbliżone przemyślenia podczas swoich długoterminowych podróży, gdzie rzeczywiście podróż jest często celem samym w sobie. Ludzi poznaję przeróżnych, z reguły są to wspaniali, interesujący ludzie. I ilekroć wracam do Europy najbardziej brakuje mi tej otwartości i spontaniczności na co dzień, są natomiast inne plusy, jak np. możliwość zarabiania na kolejne mieszkania :) Moja konkluzja jest podobna – podróżowanie jest totalnie odjazdowe i jeśli dołożyć do tego coroczną “ucieczkę” przed zimą – jest to uzależnienie na długie lata .Sam od kilku lat inwestuję w nieruchomości, ale to głównie dzięki Twojemu blogowi i “Mieszkanicznikowi” bardzo mocno rozwinąłem się w tej dziedzinie, zacząłem analizować dokładne koszty, zyskowność, potencjalne stopy zwrotu itd. Tym łatwiej można podróżować i serdeczne dzięki Ci za to :) Pozdrawiam, również popijając mrożoną kawkę w upalnej Tajlandii.

    1. Remik, dzięki za ciepłe słowa pod moim adresem. Życzę sukcesów w budowaniu portfela mieszkań, wolności oraz dalekich i ciekawych podróży. Pozdrawiam z deszczowego i dość chłodnego Harare:-)

  2. Czesc Slawku,

    Dzieki za ciekawa relacje! Zwlaszcza z kraju o ktorym w Polsce zupelnie nie sluchac. Wiekszosc ludzi pewnie nawet nie ma pojecia gdzie to umiejscowic na mapie.

    Sam jestem fanem takich miejsc I coraz czesniej z dziewczyna wybieramy sie na wakacje w ktorych nie spotkamy calej masy turystow, hoteli “All Inclusive” czy oplat za kazdy skrawek parkingu. (ostatnio np. Oman). Wszystkim bardzo polecam!

    Jak sobie radzisz z obsluga aparatu fotograficznego?
    Kilka wpisow wczesniej wspomniales ze postarasz sie dorzucac jakies zdjecia – a skoro mowa o Swazilandzie(kraju, ktory nawet nie wiem jak sobie wyobrazac), mysle ze sporo czytelnikow bylo by wdziecznych :)

    1. M. dzięki za ciepłe słowa. Z obsługą aparatu juz ok, ale nadal nie wiem jak zrzucać fotki na komputer i potem wklejać je do WordPressa, na którym stoi ten blog. Więc niestety z fotek póki co nici. Zresztą nie są to jakieś fajne fotki. Kiedyś robiłem fajniejsze, wkładałem w to więcej serca. Szukałem fajnych ujęć, trochę analizowałem światło, starałem się. Dziś pstrykam dość automatycznie i bez dużego namysłu. Na szczęście dość rzadko:-)

      Myślę, że w internecie jest mnóstwo doskonałych zdjęć pod nazwą “Swaziland”:-) Nie sprawdzałem, ale byłbym zdziwiony gdyby tak nie było. I to też jest jeden z powodów, dla których ciężko mi się teraz starać:-)

    2. Na Zanzibarze spotkałem pewną Polkę – Dorotę – która prowadzi tam pensjonat. Gdy usłyszała, że byłem niedawno w Swaziland, to zapytała mnie o ich Króla, który ponoć jest okropny. Rzeczywiście tak go przedstawiają zachodnie media.

      Ja natomiast zapytałem jakiś tuzin mieszkańców Swaziland o ich stosunek do Króla. Wszyscy pieli peony pod jego adresem. Jedna z kobiet stwierdziła nawet, że Bóg tworząc świat dał nam ludziom króli by nami rządzili. To naturalny porządek świata. Władza na ziemi pochodzi w ten sposób od Boga. Prezydenci wybierani przez samych ludzi są gorszymi tyranami, bo potrafią manipulować biednymi ludźmi by na nich zagłosowali.

      Inny facet zapytał mnie – z autentyczną troską i współczuciem w głosie – o to jak to jest mieszkać w kraju rządzonym przez prezydenta czy premiera.

      Ciekawy punkt widzenia. Mieszkańcy Swaziland są głęboko przekonani o wyższości ich systemu politycznego nad naszym, demokratycznym:-)

      Jedną z dziewczyn zapytałem czy spotkała kiedyś Króla? Tak, odpowiedziała, bo brała udział w ceremonii tańca trzcin. “Musisz koniecznie przyjechać to zobaczyć” – zachęcała. Może kiedyś skorzystam…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.