Życie na maksa

Wielu mówców motywacyjnych, coachów, trenerów rozwoju osobistego, autorów książek, itp zachęca do tego, by “żyć na maksa”, by przełamywać wszelkie bariery. By w pełni wykorzystywać swój potencjał. Jestem przekonany, że wielokrotnie słyszeliście tego typu porady, prawda?

Ja się z tym nie do końca zgadzam.

Od wielu lat propaguję ideę życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych. Stałym Czytelniczkom i Czytelnikom tego bloga chyba nie muszę przypominać dlaczego. Osoby czytające ten wpis jako pierwszy na blogu fridomia.pl zachęcam do poszperania dlaczego.

Ostatnio byłem w 4-5 tygodniowej podróży z Kapsztad do Nairobi. Drogą lądową. Opiszę to w nieco większych szczegółach wkrótce, ale teraz chciałbym wspomnieć o jednym z doświadczeń, przemyśleń, które zaowocowały w trakcie tej podróży. Otóż przemieszczałem się środkami transportu publicznego – autobusami, minibusami, tzw shared taxis, ale też motorami, a nawet rowero-taksówkami.  Choć jakość afrykańskich dróg znacząco się poprawiła na przestrzeni ostatnich dziesiątek lat, to nadal pozostawiają – w większości – wiele do życzenia. Choć jakość afrykańskich autobusów się poprawiła, to nadal nie są to w 100%-ach sprawne szwajcarskie samoloty pasażerskie.

Jest też kwestia samych umiejętności kierowców – poziomu ich wyszkolenia, skali ich doświadczenia, skłonności do brawury, podejścia mentalnego (m.in brania odpowiedzialności za życie i zdrowie swoich pasażerów jak i innych użytkowników drogi). Kilka razy musiałem interweniować – odebrać kierowcy minibusa telefon, z którego SMS-ował czy Whats-upował w trakcie jazdy lub stanowczo poprosić motorzystę by zwolnił.

Jako pasażer, zdecydowanie nie chcę by kierowca jechał na maksa swoich możliwości.

Nie znam dokładnie przypadku Roberta Kubicy, ale czy nie było przypadkiem tak, że jadąc w rajdzie ulicznym jechał na maksa swoich możliwości? Zapominając być może o tym, że nie chroni go najdoskonalszy pod względem bezpieczeństwa kierowcy Formuły 1 bolid, tylko “zwykłe” zabezpieczenia samochodu rajdowego?

Nie znam się na sztukach walki, ale kojarzy mi się, że mistrzowie karate czy kung fu uczą swoich uczniów by nie korzystali z całej swojej mocy, tylko najlepiej by korzystali ze swojej głowy, tak by w ogóle unikać walki. Czy ktoś z Was może to potwierdzić?

Więc o co chodzi tak naprawdę z tym “życiem na maksa”? Czyż nie jest to podobny slogan do tego, z którym się spierałem kilka tygodni temu kwestionując to, że narodziny dziecka są jakąś “rewolucją”? Wydaje mi się, że następuje zupełnie niepotrzebna inflacja słów, ich znaczeń.

Odbyłem wspaniałą, długą i daleką podróż przez kilkanaście krajów Afryki południowej i wschodniej. O wielu wrażeniach pewnie nie zapomnę do końca życia. Ale czy była to podróż “na maksa”? Oczywiście że nie. Do wielu miejsc nie dotarłem, jakieś muzeum okazało się być zamknięte. Poza tym ileś tam czasu zmarnowałem na sen. Z iluś atrakcji po drodze świadomie zrezygnowałem. Z pewnością mogłem wcisnąć jeszcze więcej wrażeń w swoją podróż, po to by “żyć na maksa”. Świadomie jednak z tego zrezygnowałem.

Pytanie czy gdybym pędził “na maksa”, to czy miałbym czas na wiele setek godzin samotnych przemyśleń, wymyślanie nowych projektów, na rozmowy z przypadkowo spotykanymi osobami? Czy miałbym z tej podróży taką frajdę i taką satysfakcję, jaka teraz mnie wypełnia? Czy dojechałbym do Nairobi cały i zdrowy?

Sięganie do wyższych celów, stawianie sobie ambitnych wyzwań, dążenie do tego by być lepszą wersją siebie, wykorzystywanie swojego potencjału, swoich talentów, zwiększanie swojego potencjału  – jak najbardziej tak. “Życie na maksa” – nie.

Mam przeczucie, że na co dzień lepiej żyć PONIŻEJ swojego maksa. Czuję, że dzięki temu, można mieć poczucie większej kontroli nad swoim życiem. Tak samo jak kierowca jadący PONIŻEJ swoich możliwości technicznych pozostawia sobie pewną rezerwę na reakcję na nieprzewidziane zdarzenia drogowe. Zostawia sobie rezerwę na popełnienie drobnego błędu. Jadąc na maksimum swoich możliwości, “po bandzie”, staje się bardziej podatny na kraksy drogowe.

Za to ważne jest by stawiać sobie długoterminowe cele rozwojowe tak by systematycznie zwiększać swój potencjał. Analogia do kierowcy – jechać spokojnie i bezpiecznie, a nie “na wariata”, za to wyznaczać sobie coraz to dalsze trasy wycieczek, jeździć po krętych drogach, po szutrowych drogach, różnych typach nawierzchni. Urozmaicać sobie doświadczenia drogowe. Ciągle się uczyć i doskonalić.

Nie tyle żyć na maksa, co maksymalizować swoje doświadczenia życiowe.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

29 Responses

  1. erg zyć na maxa = nie bać się podejmować decyzji nawet jeśli się okaże błędna. Bardzo często lepsza błędna decyzja niż żadna. Jeszcze jedna interpretacja żyć na maxa = żyć na 100% swoich możliwości psychicznych czyli w pełni wykorzystywać swój potencjał. Przynajmniej ja to tak rozumiem i wydaje mi się, że mówcy motywacyjni to mają na myśli.

    Bardzo szkoda jest patrzeć na inteligentnych ludzi którzy się marnują w jakimś beznadziejnym miejscu (np. mcdonaldzie) bo się boją. Tylko właściwie czego? Powinni się bać, że jako np. mgr z ogromnym potencjałem intelektualnym zostaną w takiej pracy do końca życia – jakby nie patrzeć jednego i jedynego życia.

    Odnośnie “życia poniżej swoich możliwości finansowych” wydaje mi się, że jest to droga dla bardzo niewielu ludzi ponieważ człowiek najczęściej znajduje wyjście z sytuacji w opresji i wtedy jest w stanie się rozrosnąć. Np. jeśli ktoś zarabia 100 jednostek i oszczędzi 20 z nich – dobrze dla niego. Będzie tak oszczędzał do końca życia. Jeśli jednak ktoś zarabia 100 jednostek a potrzebuje co miesiąc 150 to zawsze skubany znajdzie sposób żeby zarobić 150. To mnie zawsze fascynowało ale naprawdę tak jest. Więc “zycie poniżej możliwości finansowych” sprawia, że takie osoby nigdy nie osiągną potencjału finansowego jakby mogli osiągnąć. Trzeba mieć bardzo głęboką motywację, żeby pracować jeszcze więcej i efektywniej i zarabiać więcej wiedząc, że właściwie te pieniądze nie są mi potrzebne.

    1. Michał, dzięki za Twój komentarz. Zgadzam się z wieloma rzeczami o których piszesz, m.in o tym, że lepiej podjąć nawet błędną decyzję niż żadną. Bo brak podjęcia decyzji też jest .. decyzją, tylko taką, której konsekwencje mogą być poważniejsze niż konsekwencje nawet błędnej decyzji.

      Jest jednak jedna rzecz, którą obserwuję w praktyce. Ten “skubany” o którym piszesz, że znajdzie sposób na to by zarabiać 150 jednostek zamiast dotychczasowych 100, podniesie swój standard życia i teraz będzie wydawał 150 jednostek miesięcznie. A gdy uda mu się kolejnym razem przeskoczyć na poziom zarobków 300 jednostek miesięcznie, to zacznie wydawać 300 jednostek by utrzymać swój nowy, wyższy standard życia.

      Widzę to rozmawiając z ludźmi od lat. Dziś rano, przy śniadaniu, rozmawiałem o tym z pewną prawniczką z Amsterdamu, która przyjechała do Nairobi na 6-miesięczny kontrakt. Powiedziała mi, że choć teraz zarabia o wiele więcej niż wówczas gdy była studentką, to na końcu miesiąca pozostaje jej dokładnie takie samo zerowe saldo na koncie jak wówczas gdy była studentką. Uznała, że coś jest nie tak i podziękowała mi za zwrócenie jej uwagi na pewne z pozoru oczywiste rzeczy, o których wcześniej nie wiedziała. Okazuje się, że nawet bogaci Holendrzy zapomnieli o regułach, które pomogły ich przodkom zbudować ten ogromny majątek, którym cieszy się obecne pokolenie.

      Powtarzam: wg mnie bez umiejętności życia PONIŻEJ swoich możliwości finansowych nikt wolności finansowej nie osiągnie, a nawet jeśli przypadkiem wygrałby kumulację w totka i zlecił Mzuri zbudowanie dużego portfela mieszkań na wynajem, to i tak utraci swoją wolność finansową jeśli nie nabył tej umiejętności. Jestem co do tego głęboko przekonany.

      Mam też problem z tym wykorzystywaniem 100% swoich możliwości psychicznych, o którym piszesz. Niby brzmi dobrze, ale… Moją misją jest wspieranie wolności finansowej Polek i Polaków. Ale czy chciałbym do tego wykorzystywać 100% mojego potencjału? Również potencjału w zakresie manipulowania ludzkimi emocjami? Z pewnością nie. A gdzie się kończy informowanie, przekonywanie, a gdzie zaczyna manipulowanie? Nie wiem i dlatego wolę jednak okazywać pewną powściągliwość:-)

      1. Z tym życiem poniżej swoich możliwości finansowych to bardzo trudno mi powiedzieć. Ja nie żyję ani poniżej ani powyżej moich możliwości finansowych. Ja żyję w zgodzie z moimi potrzebami (coś ALA komuniści, że każdy dostaje wg własnych potrzeb) niezależnie od moich możliwości finansowych. Inaczej mówiąc jeśli czegoś potrzebuje to to kupuję. Jeśli jest mi coś niepotrzebne to tego nie kupuję. Nie chcę walczyć ze sobą wewnętrznie bo wiem, że prawie zawsze bym przegrał – zdecydowanie wolę harmonię. Całkiem łatwa filozofia – dla mnie całkiem nieźle działa. Wystarczy nad każdym zakupem się trochę zastanowić “czy ja naprawdę to potrzebuję” a nie “ojej ojej sobie odmówię bo chcę żyć poniżej możliwości”. Zresztą wcześniej czy później staje się to nawykiem.

        Pod pojęciem “100% potencjału” miałem na myśli potencjału który nie jest w sprzeczności z twoimi moralami. Myślałem, że jest to logiczne – przynajmniej dla mnie jest.

        1. Michał, dzięki za podzielenie się swoją opinią i swoją filozofią życia.

          Wydaje mi się, że nie stoi ona w sprzeczności do tego do czego ja namawiam. Ja też żyję zgodnie ze swoimi potrzebami i też zgadzam się, że ważne by stało się to nawykiem, a nie rodzajem samodyscypliny, samoograniczania się, odmawiania sobie czegoś tam, itp.

          Natomiast mam do Ciebie pytanie – odpowiedz nam tylko jeśli uznasz, że nie jest ono zbyt wścibskie (jeśli jest zbyt wścibskie, odpowiedz tylko sobie). Czy na koniec każdego miesiąca, kwartału czy roku okazuje się, że (A) nie wydajesz wszystkiego co zarobiłeś, na Twoim koncie pojawiły się jakieś oszczędności (B) wydałeś dokładnie wszystko co zarobiłeś i na Twoim koncie widnieje okrągłe zero, (C) wydałeś więcej niż zarobiłeś, finansując część zakupów kredytami, pożyczkami.

          Jeśli odpowiedź brzmi (A) to znaczy, że żyjesz PONIŻEJ swoich możliwości finansowych. Nie dlatego, że taki był Twój cel. Tak po prostu obiektywnie wynika z danych liczbowych:-)

        2. hmm pytanie nie jest wścibskie. Na życie wydaje tyle ile wydawałem jak żyłem jako student tylko za mieszkanie płacę więcej. Zarabiam kilka razy więcej niż zarabiałem parę lat temu.
          Na koniec miesiąca zostaje mi jednak niestety zero bo całe zarobione pieniądze pakuję w nieruchomości.
          A więc z praktycznego punktu widzenia można powiedzieć, że wydaję wszystko co zarobiłem bo nie jestem kolekcjonerem pieniędzy bo według mnie pieniądze mają wartość tylko wtedy kiedy się je używa a nie kolekcjonuje. Pozdrawiam.

        3. Michał, dzięki za podzieleniem się z nami szczegółami swojego życia finansowego. Z tego co piszesz, to widzę, że jednak żyjesz PONIŻEJ Swoich możliwości finansowych.

          Dzięki tej dyskusji mam okazję doprecyzować, że pisząc lub mówiąc “żyjesz”, tak naprawdę mam na myśli “konsumujesz”. Twoja konsumpcja pozostała (za wyjątkiem większego, droższego mieszkania) na poziomie studenckim, mimo, że zarabiasz kilka razy więcej. Brawo!!!

          Od razu dodam, że nie twierdzę, że wszyscy powinni robić dokładnie tak samo. Niektórzy – tak jak Ty – czują się z tym dobrze. Inni mogli by się z tym czuć źle. W ich przypadku jest ok, by nieco podwyższyli swój standard życia, ale ważne by ten wzrost był tylko np. dwukrotny jeśli ich zarobki wzrosły trzykrotnie. Lub czterokrotny, jeśli ich zarobki wzrosły – powiedzmy – pięcio- czy sześcio-krotnie. To według mnie wystarczy do osiągnięcia wolności finansowej. Oszczędzając więcej – tak jak Ty – wolność finansową osiągnie się szybciej. Z dwóch powodów – większy poziom comiesięcznych oszczędności oraz niższy standard życia do sfinansowania poprzez pasywny przychód z najmu.

  2. Kiedyś usłyszałam, że życie to bieg na 100m – im szybciej biegniesz, tym szybciej dobiegniesz.
    Przyglądam się ludziom starym, którzy osiągają sędziwy wiek i z pokorą słucham jak ważny jest umiar, stabilność emocjonalna, wręcz średniactwo , a nie życie na maksa! Zdrowie, to oszczędzanie wątroby, kręgosłupa i głowy.
    Życie na maksa? Myślę, że wystarczy żyć satysfakcjonująco. Dla każdego znaczy to coś innego. Praca w McDonald’s? Jeśli ktoś w tym się spełnia, lubi rutynę i jest zadowolony, to czemu nie???
    Najbardziej nie rozumiem i nie lubię ludzi narzekających na swój los i nie podejmujących prób aby to zmienić. To dopiero dramat.

    1. Aga-ta, “im szybciej biegniesz, tym szybciej dobiegniesz” … do czego? Do mety? Tylko co jest tą metą? Szczyt Kilimandżaro czy może … zakład pogrzebowy?

      Ja o życiu myślę, że jest to raczej maraton, a może nawet raczej siedemdziesięciopięciobój:-) Dla większości. Niektórzy – tak jak moi rodzice – zakończyli życie na poziomie pięćdziesięcio-sześciesięciobojstów. Ci, którzy będą dbać o swoje zdrowie, nie będą się niepotrzebnie stresować drobnostkami, itp mogą otrzymać od życia kolejne 25-35 dyscyplin do nauczenia się i opanowania:-)

    2. Aga-ta, “im szybciej biegniesz, tym szybciej dobiegniesz” … do czego? Do mety? Tylko co jest tą metą? Szczyt Kilimandżaro czy może … zakład pogrzebowy?

      Ja o życiu myślę, że jest to raczej maraton, a może nawet raczej siedemdziesięciopięciobój:-) Dla większości. Niektórzy – tak jak moi rodzice – zakończyli życie na poziomie pięćdziesięcio-sześciesięciobojstów. Ci, którzy będą dbać o swoje zdrowie, nie będą się niepotrzebnie stresować drobnostkami, itp mogą otrzymać od życia kolejne 25-35 dyscyplin do nauczenia się i opanowania:-)

  3. Slawku, to ciekawy temat.

    Z jednej strony uwazam, ze zycie ponizej mozliwosci i budowanie wolnosci finansowej ma jak najbardziej sens i staram sie podazac ta droga. Jednak z drugiej strony wczesne przejscie na emeryture moze sprawic, ze wiele ciekawych karier nie zostanie zrealizowanych. Stawiajac sobie niewielkie wymagania osiagniemy mniej. To tak jak ze stawianiem celow w przedsiebiorstwach. Jezeli cel jest 120 to tak naprawde chce sie osiagnac 100. Jezeli celujesz w 100 to prawdopodobnie osiagniesz 80. Warto miec ambitne plany bo tylko dzieki wyjsciu ze strefy komfortu sie rozwijamy i osiagamy nasz potencjal.

    Moim zdaniem wiele osob stara sie osiagnac niezaleznosc finansowa bo jest niezadowolonych ze swojej pracy lub aktualnej sytuacji zyciowej. Moze sposobem na poprawe jest zmiana sposobu zarabiania pieniedzy raczej niz ucieczka od pracy w ogole.

    To co do mnie przemawia w niezaleznosci finansowej to brak koniecznosci pracy dla kapitalisty (firmy lub osoby z kapitalem) i swoboda w wyborze aktywnosci zawodowej. Wolnosc finansowa umozliwilaby mi zajecie sie bardziej ryzykowna dzialalnoscia jak np. zostanie business angel lub inwestycja w venture capital. Choc moze nie warto z tym zwlekac do (wczesniejszej) emerytury i sprawdzic juz dzisiaj czy to cos dla mnie.

    Pozdrowienia z SH,
    Adam

    1. Adam, ni hao ma? Poruszasz bardzo ciekawy temat. W pełni się z Tobą zgadzam, że brak pracy czy innego pasjonującego zajęcia (A) jest marnowaniem swojego potencjału (B) może prowadzi do nudy i utraty satysfakcji z życia.

      Mam tego świadomość i dlatego napisałem książkę “Życie post-korporacyjne. Czy jesteś gotowa do wcześniejszej emerytury?”. Udane przejście na emeryturę wymaga odpowiedniego przygotowania. W odróżnieniu od moich innych ksiażek, w których skupiałem się na przygotowaniach od strony finansowej (inwestowanie w mieszkania na wynajem), w tej książce piszę o przygotowaniach w innych wymiarach, pozafinansowych.

      Jednym z tych wymiarów jest wypracowanie sobie jasnej, klarownej wizji tego czym chcesz się zajmować po osiągnięciu wolności finansowej. Możliwości ciekawych, pełnowartościowych form dalszego pożytkowania swoich umiejętności i doświadczeń są setki jeśli nie tysiące. Zachęcam do lektury:-) Książka jest dostępna w sklepiku mzuri.

      Jeszcze jedna rzecz. Po osiągnięciu wolności finansowej, czyli stanu gdzie Twoje pasywne dochody z najmu przekraczają poziom Twoich comiesięcznych wydatków na utrzymanie standardu życia do którego się przyzwyczaiłeś, MOŻESZ DALEJ PRACOWAĆ. W tej samej pracy, którą dotąd wykonywałeś, jeśli nadal sprawia Ci ona dużą satysfakcję. Może się okazać, że nawet zacznie Ci sprawiać WIĘKSZĄ satysfakcję niż dotychczas bo wraz z wolnością finansową wyzbywasz się strachu przed szefem, przed zwolnieniem, przed tym, że przyjęto do pracy w Twoim dziale “młodego wilka”.

      Ja tak właśnie miałem. Pracowałem jeszcze kilka lat, mimo, że mogłem spokojnie pracę zarobkową zakończyć. Stałem się za to w pracy jeszcze bardziej odważny w bronieniu słusznych według mnie zasad i wartości. Na przykład kategorycznie nie zgodziłem się na to by zwolnić część mojego rumuńskiego zespołu konsultingowego w obliczu zbliżającego się wówczas kryzysu gospodarczego. Swoim szefom powiedziałem, że jeśli chodzi o oszczędności, to mogę odejść natychmiast (zamiast za rok czy półtora) i da to Firmie większe oszczędności niż zwolnienie kilkunaścioro mało zarabiających juniorów:-)

      Jak więc widzisz, możliwości jest wiele:-)

      1. Slawku,

        Za ten upor w chronieniu juniorow przed cieciami etatow oraz wlasne honorowe odejscie z pracy bardzo Cie podziwiam. To musial byc tez swoisty szok dla Ciebie, ze zamiast pracowac do 50-tki, odszedles jednak z pracy majac 43 lata, bardzo niespodziewanie.

        Ksiazke czytalem od deski do deski (jak wszystkie Twoje do tej pory), jednak nie jestem pewien, czy nie miales wtedy troche watpliwosci, co powinienes zrobic, czy kontynuowac prace, czy jednak odejsc? Miales zapewne jakies zalozenia (typu popracuje jeszcze do tej 50-tki, albo chociaz do 45-tki, to kupie sobie jeszcze zalozmy x-mieszkan, zrealizuje jeszcze takie czy inne projekty), a tu nagle ladujesz na zielonej trawce i zaczynasz dzialac od nowa na wlasna reke. I tych kolejnych mieszkan juz nie kupiles ;))))

        Ostatecznie wyszlo super, wstrzeliles sie idealnie w dobry moment, zbudowales Mzuri, Stowarzyszenie Mieszkanicznik i mozesz o wiele wczesniej cieszyc sie 100% ’emerytura’, a liczba mieszkan i dochody z nich i tak okazaly sie wystarczajace do Twojego zycia.

        Czy jednak wtedy w 2009 roku nie miales watpliwosci, zeby nadal w wieku 43 lat (najlepsze lata pod wzgledem sily, doswiadczenia i intelektu) nadal popracowac dla Deloitte i podokanczac kolejne ciekawe projekty?

        1. Tomku, dzięki za słowa podziwu.

          Pozwól, że zanim odpowiem na Twoje pytania, najpierw troszkę doprecyzuję “swój życiorys”

          (1) broniłem juniorów przed cięciami etatów i udało się to w pełni. Jednak nie odbyło się to kosztem mojego “ścięcia” w tym momencie. Moi przełożeni zaakceptowali moje argumenty dla pozostawienia tych wszystkich ludzi w pracy:-) Nie musiałem nagle odchodzić na “zieloną trawkę” – jak piszesz:-)
          (2) odszedłem z pracy – zgodnie z planem – kilka czy kilkanaście miesięcy po tej rozmowie dotyczącej konieczności cięć etatów
          (3) więc szoku żadnego nie przeżyłem:-)
          (4) czy miałem jakieś wątpliwości w tym czasie? Żadnych! Ale wątpliwości miała moja ówczesna żona (ze względu na panujący wówczas kryzys finansowy i gospodarczy na całym świecie). Również moi koledzy z pracy prosili mnie bym jeszcze raz przemyślał swoje odejście, zwłaszcza, że nie udało się znaleźć następcy na moje miejsce. Proszono mnie bym jeszcze popracował rok, choćby pół. Przemyślałem. Ale ponieważ ogłosiłem datę swojego odejścia z 1,5-rocznym wyprzedzeniem i naprawdę mocno starałem się znaleźć następcę, to jednak się nie zgodziłem i postanowiłem podtrzymać datę swojego zakończenia pracy zawodowej. Żonę też przekonałem, że nie ma powodów do obaw.
          (5) prawdą też jest to, że początkowo (w 1995 roku gdy po raz pierwszy wpadłem na pomysł osiągnięcia wolności finansowej i zimowania w tropikach) myślałem, że przejdę na emeryturę w czerwcu 2013 roku. Mój syn (młodszy z dwojga dzieci) miał wtedy skończyć maturę. Taki był plan. Jednak w październiku/listopadzie 2007 roku postanowiłem, że zakończę pracę w maju 2009 roku, czyli pełne cztery lata przed początkowo planowaną datą. Ale ta decyzja była bardzo dobrze przemyślana przeze mnie i też nie była żadnym szokiem. Zakomunikowałem swoją decyzję pozostałym partnerom z 1,5-rocznym wyprzedzeniem. Umowa partnerska wymagała 6-miesięcznego okresu wypowiedzenia, ale specjalnie zrobiłem to wcześniej by dać nam więcej czasu na znalezienie mojego następcy
          (6) Zgadza się, że czułem się w sile produktywności zawodowej w wieku 43 lat. Nie chciałem by moje doświadczenia i wiedza poszły na marne, ale znałem siebie i wiedziałem, że znajdę sobie nową pasję. Oprócz podróżowania.
          (7) Początkowo nie wiedziałem co to dokładnie będzie. Ale już po kilku tygodniach pytań moich znajomych o to “kiedy wrócę do pracy”, “z czego będę się utrzymywał” oraz “Jak to?! Nie musisz pracować dzięki swoim nieruchomościom? Jak to dokładnie działa?”, postanowiłem napisać swoją pierwszą książkę. Potem pojawiło się Mzuri oraz kolejne książki. Zaczęto mnie zapraszać na prezentacje i skrystalizowała się moja nowa misja – wspieranie wolności finansowej Polek i Polaków.
          (8) czuję, że realizacja mojej misji jest dobrym ujściem dla mojej energii, intelektu oraz talentów. Może nawet lepszym niż praca w charakterze konsultanta. Z pewnością sprawia mi ogromnie wiele satysfakcji:-)
          (9) czy żałuję, że nie popracowałem dłużej by kupić sobie więcej mieszkań? Nie, nie żałuję i w żadnym momencie nie żałowałem. Z kilku powodów.
          (a) Moja rezygnacja z wysokich zarobków jako partner w Deloitte nie była pierwszą rezygnacją z wysokich zarobków w moim życiu. Wcześniej zrobiłem to rezygnując ze sprzedawania – jako student – obrazków w Finlandii, po to by podjąć pracę w ONZ. Potem zrezygnowałem z lepiej płatnej pracy w ONZ na rzecz mniej płatnej pracy (przynajmniej na początku) w Andersenie. Miałem więc w tym pewną wprawę. Przekonałem się też, że czasami zmiana pracy na mniej płatną – wbrew temu co wielu myśli – POLEPSZA a nie pogarsza jakość oraz perspektywy życiowe:-)
          (b) może wynika to z mojego podejścia, że “lepsze jest wrogiem dobrego”. Dobre mi w zupełności wystarcza
          (c) ponieważ moje przychody z najmu były wyższe niż moje comiesięczne wydatki, to nie czułem potrzeby by były jeszcze wyższe
          (d) poza tym wiedziałem, że jeśli utrzymam ten stan rzeczy, to i tak będę miał co miesiąc nadwyżki gotówki, którą i tak będę lokował w kolejne M na wynajem. I tak się rzeczywiście dzieje. Oczywiście tempo moich zakupów jest teraz o wiele wolniejsze niż było gdy pracowałem w Deloitte, ale wcale tego nie żałuję
          (e) chyba potrafię powiedzieć sobie “dość” – choć mam mentalność kolekcjonera, to jednak wolę kolekcjonować doświadczenia życiowe niż kolejne M na wynajem:-)
          (f) mam też chyba mentalność “maksymalizowania życia”, a nie mentalność “życia na maksa”
          10) zbudowanie Mzuri, Mzuri Investments czy Mzuri CFI nie postrzegam jako alternatywę dla mojej pracy w Andersenie czy Deloitte. Tam pracowałem dla satysfakcji, ale jednak przede wszystkim dla zarobków. By sfinansować swoje podróże, nasz rodzinny standard życia, moje inwestycje w portfel mieszkań na wynajem. Z drugiej strony, założyłem Mzuri nie dla zarobku, ale dlatego, że potrzebowałem tej usługi. Nie dla zarobku swojego, tylko dla zarobku moich wspólników. Nie dla powiększenia mojego majątku, tylko dla realizacji misji.
          11) I dlatego Mzuri poświęcam bardzo mało czasu. W Deloitte pracowałem po kilkanaście godzin dziennie, Mzuri poświęcam średnio jeden dzień w miesiącu. Dla przykładu. W Afryce jestem obecnie od początku grudnia, czyli już ponad 3 miesiące. W tym czasie mieliśmy z Arturami dwa confcalle bo chcieli coś ze mną skonsultować. W tej chwili umawiamy się mailowo na trzeci confcall. Przy czym confcalle te nie trwają po 8 godzin każdy. Dłuższy z nich trwał 2 godziny, w tym pierwsze pół to była rozmowa o temperaturze wody w basenie w ogrodzie mojego hostelu w Nairobi, o rozpoczynającym się sezonie na mango, itp

        2. Dzieki za te perspektywe, dluga i wyczerpujaca odpowiedz na moje pytania :)

          Pozdrawiam Cie serdecznie!

  4. Zycie poznizej swoich mozliwosci finansowych jest jedyna droga do zbudowania bogactwa dla ludzi, ktorzy nie sa jeszcze bogaci. Bogactwo to nie to ile zarabiamy miesiecznie ale ile mamy majatku. Ktos moze zarabiac np. milion dolarow miesiecznie, a byc bw ssadzie biednym czlowiekiem…

    1. Polak, dzięki za polecenie tej książki. Czytałem ją kilka lat temu, bardzo mi się spodobała i byłem pewien, że zamieściłem jej recenzję na fridomii, ale teraz jakoś nie mogę znaleźć tego wpisu w kategorii “Co czytaliśmy”. Czyżby jakieś wpisy jednak samoczynnie znikały z fridomii?

      Tak czy inaczej, książka rzeczywiście warta polecenia!

      1. Slawku,

        Wydaje mi sie, ze wspominales kiedys o tej ksiazce, ale recenzji nigdy nie napisales.

        Ponizej Twoj wpis z 14 stycznia 2012 roku w tej sprawie:

        Sławek Muturi
        Styczeń 14, 2012 o 12:52 pm
        Arku, dzięki za podzielenie się swoimi przemyśleniami oraz rekomendacjami książek do przeczytania. “The Millionaire Next Door” kiedyś kupiłem, ale zawieruszyłem przed przeczytaniem:-( Muszę poszukać. A książki Malcolma Gladwell’a (”Blink”, “The Tipping Point” i “Outlier”) kupiłem kiedyś po zobaczeniu rozmowy z Gladwell’em w BBC – są rzeczywiście doskonałe.
        Co do mojego podejścia do pieniędzy i do życia, to myślałem, że już całkiem sporo o tym na łamach tego bloga pisałem. Że często się wyzewnętrzniam:-) Ale może zbiorę swoje osobiste przekonania w jakiś jeden zbiorczy wpis w najbliższym czasie:-)

        1. Tomku, jesteś niesamowity – potrafisz lepiej znaleźć coś na fridomii niż ja. Dzięki za przypomnienie. Po tym komentarzu chyba jednak udało mi się odnaleźć tę książkę. Przeczytałem ją i pamiętam, że nawet pożyczyłem znajomemu. Widać zapomniałem przed pożyczką zrobić recenzję na fridomii.

          Jeśli nie zapomnę, to po powrocie do Polski poproszę znajomego o zwrot książki i zrobię zaległą recenzję:-) Przejrzę też swoją szafę z książkami bo wydaje mi się, że zapomniałem także o recenzjach innych dobrych, przeczytanych książek. By zwiększyć szanse pamiętania, wpisałem to sobie do swojego papierowego kalendarza:-)

          Jeszcze raz, dzięki Tomku za przypomnienie. Pamiętam też o Twoim zaproszeniu do Dublina. Podaj proszę jakieś możliwe daty póki mój kalendarz jest jeszcze w miarę pusty:-) Ostatnio udało mi się wreszcie – dopiero przy trzecim podejściu – kupić bilety na kilka meczów Confederations Cup w Rosji w czerwcu 2017 roku.

  5. Myslalem juz o tym, ale czekalem, az wrocisz z dalekich podrozy, a tu widac masz dostep do sieci nawet w dalekiej Afryce :)

    Moze w sierpniu bys znalazl czas, to zorganizujemy spotkanko i bedziesz mial szanse zobaczyc ‘prawdziwa’ Irlandie, poza Dublinem? :)

    1. Tomek, z tym dostępem do internetu jest w Afryce trochę różnie. W Kenii – gdzie jestem w tej chwili – jest z tym lepiej niż choćby w Mozambiku czy Tanzanii, gdzie czasami albo nie działa sam internet, albo pada prąd (bo … padał deszcz:-), a bez prądu i router nie działa.

      Sierpień brzmi ok, ale proponuję byśmy ustalili szczegóły off-line, drogą mailową, by nie zanudzać szczegółami logistycznymi Fridomiaczki i Fridomiaków:-) Podamy datę i miejsce spotkania gdy już je ustalimy:-)

      Jeszcze raz dziękuję za ponowne zaproszenie. Pamiętam i bardzo miło wspominam nasze pierwsze, duże spotkanie w prestiżowym hotelu w centrum Dublina, jak i drugie, bardziej kameralne, w siedzibie firmy Google w pobliżu Stadionu, na którym Polacy z powodzeniem walczyli o awans na ME we Francji 2016:-) Znając Ciebie, jestem przekonany, że nasze kolejne spotkanie również na długo zapadnie w mojej pamięci. Już się na nie cieszę:-)

  6. Przepraszam ,że nie na temat ale proszę o radę,
    może znajdzie się chociaż jedna osoba która podobny problem już przerabiała:)
    Mam kolegę w Wenezueli pół Włoch pół Wenezuelczyk.
    Chciałbym przesłać mu jego pieniądze. Ponieważ nie może się stamtąd przenieść z racji swego wieku, rodziny itp. skazany jest na egzystencję w tym wyjątkowo trudnym okresie.
    Obecnie panujący tam kryzys przypomina nieco Polski przed rokiem 89 z tym ,że jest on dziesięciokrotnie groźniejszy – bandyctwo na ulicach , brak jakichkolwiek towarów, brak leków, wojskowe eskorty przy dostarczaniu dóbr do sklepów no i oczywiście galopująca inflacja .
    Kolega ma zdeponowane dolary na paypalu na miesięczne wydatki potrzebuje ok 100 USD. Zwykły przelew bankowy nie wchodzi w grę gdyż Centralny Bank Wenezueli z automatu zamienia USD na Boliwary po kursie który jest niemal 10-ciokrotnie niższy od czarnorynkowego. Western Union i inne tego typu instytucje również przeliczają wysłane pieniądze na Boliwary. Myślałem o tym ,zeby poprosić lecącego do Kolumbii przyjaciela aby zabrał pieniądze ze sobą i przekazał mu je na lotnisku w Bogocie ale to dopiero w grudniu. Do tego czasu muszę mu jakoś dostarczyć albo USD bądź Boliwary.
    Pomysły:
    1. listem
    2. ukryte w podwójnej, przyklejonej pocztówce
    3. kartonie w którym wysłałbym cokolwiek gdyż na 100% zostanie skradzione

    Będę bardzo wdzięczny za jakiekolwiek podpowiedzi.

    pozdrawiam i życzę miłego dnia

    1. Patryk, może sam tam poleć? Przy okazji sprawdzisz czy kryzys rzeczywiście jest tak groźny jak go opisują.

    2. Słyszałem o podobnym problemie w Polsce w latach 80-tych:
      Polak wyslał do swego krewnego w USA prośbe o przysłanie 100 dolarów, Krewniak wysłał 100 dolarów w sklejonym obrazku z Matka Boską a z tyłu napisał , Miej ufność do matki, i to wysłał 1 listem , drugim listem wysłanym tydzień póżniej wysłał informację , że trzeba rozkleić pierwszy obrazek aby wydobyć pieniadze, Niestety obrazek wraz z 1 listem został wrzucony ze złości do pieca….

  7. Życie na maxa? A po co?
    Nie lepiej żyć tak, jak komu przyjemnie i wygodnie? Może rzeczywiście chodzi o to, żeby nie marudzić na swój nędzny los, tylko zacząć żyć właśnie tak, jak komu pasuje.

    Od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju Twoje przesłanie, Sławku, żeby żyć poniżej swoich możliwości finansowych. Ja doskonale rozumiem, o co Ci chodzi – w skrócie rzecz ujmując, żeby nie wydawać bezrefleksyjnie wszystkiego, co się zarabia, tylko oszczędzać i inwestować oszczędności. Jednak, jak się głębiej zasatanowić nad semantyką tych słów, to cóż to takiego są te “możliwości finansowe”?

    Czy “możliwości finansowe”, to nie jest coś więcej, niż bieżące dochody? Czy to przypadkiem nie znaczy to również “wszystkie możliwe do osiągnięcia dochody”? Jakby to tak rozumieć, to moje potencjalne dochody są znacznie większe od aktualnych. Jest naprawdę wiele sposobów, aby zarabiać więcej. Tylko, czy ja chcę zamienić swój czas i życie rodzinne na wykorzystanie na maxa swoich potencjalnych możliwości finansowych? Raczej nie. Zarabiam, ile zarabiam. Wydaję znacznie mniej, niż zarabiam i dobrze mi z tym. Nie potrzebuję zarabiać więcej. Tyle mi wystarczy na życie, przyjemności i inwestycje. Nie czerpię satysfakcji z życia kupując kolejną parę butów, czy latając na Seszele na wakacje.

    Jakoś nie umiem (albo nie chcę, bo mi akurat tak pasuje ;) ) znaleźć zaprzeczenia dla stwierdzenia, że rzeczy i sprawy naprawdę wartościowe w życiu, są za darmo. :)

    1. Małgosiu, masz rację, że termin “możliwości finansowe” nie jest zbyt precyzyjny. Wcześniej chyba Bobbi też mi na to zwracał uwagę.

      Rzeczywiście mam na myśli “bieżące zarobki” niż możliwości potencjalnie wyższych zarobków. Czy też możliwe do zaciągnięcia kredyty wynikające z Twojej zdolności kredytowej.

      Masz też rację, że wiele wartościowych w życiu rzeczy jest darmowych. Choć ostatnio mój kenijski Przyjaciel podzielił się ze mną czymś co powiedział mu jego ojciec. “Synu, inwestuj w swoje przyjaźnie. Dobra przyjaźń nie przychodzi darmo i warto w nią inwestować”. Ciekawa perspektywa, nieprawdaż?

      1. Świetna puenta – przyjaźnie wymagają inwestycji (czasu, zaangażowania…), ale są bezcenne :-)
        Uważam, że przyjaźnie to najlepsze co mnie spotyka w życiu. Oczywiście łącznie z przyjaźnią z moim Mężem:-)
        Właśnie poczułam się bardzo zasobną osobą:-)))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.