Kiedy kraj staje się państwem? – case Somaliland

Na świecie mamy nieco mniej niż 200 krajów, które są uznawane przez ONZ jako niepodległe państwa. W ich przypadku nie ma wątpliwości co do ich państwowości, suwerenności. W każdym z tych krajów byłem przynajmniej raz.

Natomiast jest też wiele terytoriów zależnych, których status jest bardziej lub mniej klarowny. Np Francja ma kilkanaście zamorskich departamentów (czyli integralnych części kraju) oraz zamorskich terytoriów (tak jakby kolonii). Wiele z nich odwiedziłem (m.in. Reunion, Guyana Francuska, Tahiti, Nowa Kaledonia, Martynika, Gwadelupa czy St. Martin), ale sam już nie pamiętam, które są departamentami, a które terytoriami. Podobnie w przypadku holenderskich wysp, które odwiedziłem na Karaibach – ABC, czyli Aruba, Bonaire, Curacao oraz Saba, St Eustasius, itp. Również zupełnie dla mnie niejasny jest status wysp Man, Jersey czy Guernsey, które wprawdzie przynależą do UK, ale pozostają poza UE.

Czasami niejasny jest status jakiegoś regionu, który zabiega o odłączenie się od reszty kraju. Katalonia czy Kraj Basków nadal pozostają integralną częścią Hiszpanii, Quebec – Kanady, a Szkocja – UK. Niepodległość Kosowa uznało większość krajów UE, w tym Polska, ale już nie Hiszpania czy Rumunia. Nie uznaje też Rosja. Nie do końca dla mnie jasny jest status Palestyny. Nie rozumiem statusu Transdniestrza . Większość państw nie uznaje niepodległości Abchazji i Osetii – dwóch regionów odciętych od Gruzji poprzez rosyjską interwencję kilkanaście lat temu.

Nowe państwa powstają, a inne znikają w efekcie połączenia lub aneksji. Jako osoba, która ceni sobie wolność, jestem zwolennikiem samostanowienia regionów (jeśli chcą niepodległości powinni mieć możliwość wyboru) oraz przeciwnikiem wszelkich aneksji oraz narzucania woli przez większego, silniejszego.

Somaliland jest bardzo ciekawym przypadkiem. W Rogu Afryki mieszkali od dawna Somalijczycy. W wyniku podziałów kolonialnych zamieszkują oni obecnie różne kraje – głównie Somalię, ale istnieją też duże mniejszości somalijskie w Kenii oraz w Etiopii. Sama Somalia była w XIX wieku podzielona pomiędzy trzech kolonizatorów. Mały skrawek na samej północy (dziś Dżibuti) przypadł Francuzom. Większy kawałek północnej części Somalii – Anglikom (Somaliland), a część wschodnia (Puntland) oraz całe południe – Włochom.

Przez 70-80 lat panowania kolonialnego Somaliland rozwijało się na modłę brytyjską – brytyjska biurokracja, system edukacji, itp. Włosi Somalię i Puntland bardziej rozwijali architektonicznie i muzycznie niż instytucjonalnie. Somaliland uzyskało niepodległość w 1960 roku, kilka dni wcześniej niż pozostała część Somalii od Włochów.

W przypływie radości Somaliland zaproponowało Somalii  przyłączenie się i stworzenie jednej, dużej Somalii, na co ich bracia z południa ochoczo przystali. A że było ich więcej zaczęli narzucać własne porządki, odmienne od tego do czego byli przyzwyczajeni Somalijczycy z Somaliland. Po kilkunastu latach zaczęli żałować i aktywnie (także w formie partyzantki) dążyć do rozłączenia się. Wybuchła wojna domowa.

Somalia – także w wyniku wewnętrznych walk pomiędzy rywalizującymi ze sobą klanami – rozpadła się w 1991 roku. Somaliland szybko ogłosiło niepodległość.

Dziś – po 26 latach – Somalia nadal pogrążona jest w wewnętrznych walkach, kraj stał się praktycznie bezpański. Przez wiele lat nie było w ogóle żadnego rządu, żadnej administracji. Każdy obywatel – pozostawiony sam sobie – musiał przetrwać tak jak potrafił najlepiej.

Może nieco chaotyczny i drastyczny, ale Somalia to doskonały case dla najbardziej skrajnych libertarian – żadnego państwa i obywatele sami muszą się organizować tam gdzie uznają to za stosowne. Somalia nadal tkwi w tym “twórczym” chaosie. Jeden z mieszkańców Somalilandu opowiadał mi dziś jak rok temu mieszkał i pracował w Mogadiszu przez 6 miesięcy i jak widywał uliczne strzelaniny i zabójstwa. Tak one spowszedniały, że policja ponoć nawet nie przyjmowała zgłoszeń o kolejnym ulicznym zabójstwie.

Za to Somaliland w ciągu ostatnich 26 lat stabilnie się rozwija. Nie ma tu zabójstw, zamachów, terroru. Oprócz policji i wojska (którzy noszą przy sobie kałachy) zwykli ludzie nie mają broni. Somaliland ma działający rząd oraz wolne wybory zarówno do parlamentu jak i do władz lokalnych. Nie jest to kraj bogaty – rozwój jest ograniczony brakiem międzynarodowego uznania, które uniemożliwia dostęp do pomocy rozwojowej czy do kredytów. Inwestycje zagraniczne też są znikome – nikt nie chce inwestować w Somalii, do której przecież Somaliland należy. Ale jest to kraj bezpieczny, praworządny.

Rozmawiałem dość długo – przy okazji załatwiania wizy – z pewną dyplomatką z “ambasady” Somalilandu w Etiopii. Bardzo spokojnie podchodziła do kwestii “międzynarodowego uznania”. Z pokorą stwierdzała, że Irlandia czekała na niepodległość 800 lat, a Tajwanowi udaje się doskonale funkcjonować pomimo braku powszechnego uznania. Zależy jej jednak na nawiązywaniu współpracy, choćby nieformalnej, i dlatego poprosiła mnie o przedstawienie jej w ambasadzie … Polski. Co uczyniłem:-)

Wspominała jednak również o przypadku Sudanu Południowego. Tzw “społeczność międzynarodowa” dość szybko doprowadziła do podpisania ugody partyzantów z Południa z rządem na Północy, w wyniku której zorganizowano referendum niepodległościowe. Jego efektem była proklamacja niepodległości oraz międzynarodowe uznanie.

Byłem w Sudanie Południowym kilka miesięcy po ogłoszeniu niepodległości. Atmosfera była tam wówczas bardzo podniosła. Sudańczycy Południowi – bardzo dumni – nieco się nabijali wręcz z Kenii, która tyle im przecież pomogła w wypracowaniu porozumienia z Północą. Twierdzili, że w Kenii jest korupcja, bezbożność i bałagan na ulicach, a oni pokażą Kenii jak powinien wyglądać porządny afrykański kraj. Pomimo ich arogancji, naprawdę szczerze życzyłem im sukcesu.

Dziś widać, że kraj znów tonie w otchłaniach walk pomiędzy zwaśnionymi plemionami. Przyszło mi do głowy, że wprawdzie ich partyzanci wywalczyli sobie niepodległość, ale kraj nie był w ogóle gotów od strony instytucjonalnej. Nie było wypracowanych i utrwalonych elementów, wręcz filarów “państwowości”. A z kolei, partyzanci raczej nie mają głowy do budowania instytucji, tworzenia procesów, procedur, pilnowania porządku i praworządności. Zamiast prawa liczy się dla nich czysta siła i przebiegłość na placu bitwy.

Przyszło mi do głowy, że Somaliland – po 26 latach samostanowienia – jest dziś dużo bardziej gotowe do udźwignięcia obowiązków wynikających z niepodległości niż Sudan Południowy był kiedykolwiek. Istnieje wiele na to dowodów w rzeczywistości. Pokazali to w praktyce, rozwijając kraj w spokoju pomimo niesprzyjających warunków zewnętrznych.

Ale “społeczności międzynarodowej” nieśpieszno do uznania prawnego i dyplomatycznego de facto niepodległości Somalilandu. Ciekawe dlaczego? Czy chodzi tylko i wyłącznie o złoża ropy?

Gorące pozdrowienia z zakurzonego Somalilandu. Jestem tu po raz drugi. Hargeisa, stolica, bardzo się zmieniła, unowocześniła w ciągu ostatnich 7-8 lat – nowoczesne biurowce, sklepy, wiele nowych hoteli i restauracji. Byłem też w porcie Berbera (małe miasteczko, które najlepsze lata ma dawno za sobą). Ale ludzie są tu niezwykle sympatyczni. Przyjaźnie zagadują. Nie nagabują by coś od nich kupić. Kierowcy samochodów zatrzymują się by zapytać czy czegoś nie potrzeba. Współpasażerowie częstują jedzeniem w autobusie. Zapraszają do domów.

Jednocześnie mieszkańcy Somalilandu to chyba najradośniejsi ludzie na świecie. W autobusach panuje gwar rozmów. Rozmawiają ze sobą nie tyle pojedynczy ludzie, co kilka rzędów pasażerów. Jeden (czy jedna, w jednym z autobusów, którym jechałem były prawie same kobiety) zaczyna coś głośno opowiadać dynamicznie i teatralnie gestykulując, a pasażerowie sąsiednich rzędów autobusu aż przekręcają głowy na bok by lepiej słyszeć. Co chwilę wybuchają zaraźliwym śmiechem. Po chwili osoba, która dotąd milczała, przejmuje scenę i wygłasza swoją opowieść. I znów głośny wybuch śmiechu. I tak całą drogę z Hargeisy do Berbera. I z powrotem, w innym autobusie z innymi współpasażerami. Szkoda, że nie rozumiem ani słowa po somalijsku:-), a ludzie tutaj dość słabo mówią po angielsku.

Poza tym ciekawostka: tu też można się z wieloma osobami dogadać trochę w języku swahili. Okazuje się, że wiele osób albo urodziło się w Kenii, albo pojechali tam studiować. W autobusie, którym jechałem do Berbera takich osób było kilka!!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

11 Responses

  1. Tylko dla sprostowania – libertarianie są różni, ale zdecydowana większość nie odrzuca ideii rządu, tylko jest za minimalnym jego wpływem – jak to miało miejsce w USA. To o czym piszesz to raczej Anarchia :D

  2. Sławek, jak sobie radzisz podczas wyjazdu z takimi sprawami jak: opłacanie podatku za nieruchomości, za użytkowanie wieczyste, korespondencja ze wspólnotami, dostawcami mediów, ubezpieczenie mieszkań itp. ? Zajmuje się tym księgowa, Mzuri, ktoś zaufany czy może nikt ?

    1. Bolo, trafiłeś w bardzo czuły punkt. Te sprawy administracyjne są moją największą barierą przed wyjazdami. Na szczęście większością spraw zajmuje się Mzuri. Niestety niektóre administracje pozostają nieprzemakalne – pomimo tego, że od wielu lat prosimy ich o zmianę adresu, to i tak przesyłają korespondencję na mój stary adres z Aktu Notarialnego, gdzie już dawno nie mieszkam:-)

      1. W tym roku weszły przepisy o podatku od nieruchomości dla części wspólnych. Od każdej wspólnoty i spółdzielni, w których ktoś ma mieszkanie, trzeba zdobyć dokument z wyliczeniem powierzchni wspólnej przynależnej do mieszkania, a później dla każdego mieszkania złożyć korektę IN-15 w odpowiednim urzędzie dzielnicy.

        A więc w tym roku dodatkowe atrakcje oprócz zwykłego podatku od nieruchomości i opłat wieczystych. W tym kontekście cieszę się, że nie mam bardzo wielu mieszkań, bo gdyby tak było, to chyba cały miesiąc musiałbym poświęcić na jeżdżenie i załatwianie…

        1. Mieszkam zza granica. Czy dobrze rozumiem ze będę musiał specjalnie przyjechać żeby zdobyć jakiś papierek?

        2. Nie słyszałem o tym. A to nie będzie tak, że zajmować się tym będą spółdzielnie lub administratorzy ?

  3. Teoretycznie możesz pobrać informację o powierzchni wspólnej z administracji i wysłać ją pocztą do urzędu na druku IN-15 z zaznaczoną opcją “korekta”. W praktyce niektóre administracje nie chcą wysyłać tej informacji, ale możesz kogoś po to wysłać. Niejasne jest też dla mnie, czy wystarczy złożyć do urzędu sam druk IN-15 czy też trzeba załączyć tę informację z administracji. W jednej administracji podali mi liczbę przez telefon i nie chcą mi dać żadnego papierka, w innej dali papierek.

  4. Jeśli Twój administrator złoży to za Ciebie, to tym lepiej. W administracjach odpowiedzialnych za moje mieszkania co najwyżej dają papierek, a niektóre nawet nie ruszyły jeszcze tematu. Ustawowo jest to obowiązek właściciela lokalu, a kto złoży mało urzędników interesuje – nawet zachęcają do składania zbiorczych korekt przez administracje. Dobra wiadomość jest taka, że urzędnicy mi powiedzieli, że w praktyce będą ścigać tylko tych, którzy do końca tego roku nie załatwią tego obowiązku – więc nie ma wielkiego pośpiechu, choć w teorii to powinno być już załatwione od początku tego roku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.