Stuffocation (3) – czy minimalizm zastąpi konsumpcjonizm?

Materialiści lubią się przechwalić tym ile rzeczy posiadają, jak dobrej są one jakości, jak nowe, jak duże, itp. Minimaliści robią podobnie – przechwalają się tym jak mało rzeczy im wystarczy do szczęścia. Konsumpcję na pokaz zamienili na pokazową anty-konsumpcję. Robią tak z powodu … ewolucji.

Ludzie, podobnie jak inne zwierzęta żyjące w stadach są genetycznie zaprogramowani by pokazywać swoje miejsce na drabince społecznej. Minimaliści po prostu zmienili drabinkę po której się wspinają. Dzięki tej zmianie są szczęśliwsi, ich otoczenie jest odgracone, mają więcej przestrzeni, stają się mniejszym obciążeniem dla środowiska. Pytanie, które zadaje w książce “Stuffocation” jej autor brzmi: czy wszyscy staniemy się kiedyś minimalistami?

Co by musiało się wydarzyć by zatrzymać i odwrócić rosnącą wciąż skalę konsumpcjonizmu? Kwota, którą Brytyjczyk średnio wydaje na ubrania podwoiła się pomiędzy 1990 a 2004 (czyli w niecałe 15 lat). Brytyjka kupuje średnio 58 ubrań rocznie. W szafie ma dwa razy więcej ubrań niż miała w 1980 roku. Średnio 22 ubrań nie miała na sobie ani razu. Amerykanie podobnie – w 1991 kupowali średnio 34 ubrania rocznie, w 2007 – już 67. Kupują coś do ubrania średnio co 4-5 dni. W roku 1994 kupili ręczniki warte USD 1,4 mld, teraz warte USD 2 mld. W 1995 – kupili 188 mln toasterów, dziś jest to już ponad 280 mln. Konsumpcjonizm jest mocno osadzony w naszej rzeczywistości, czy uda się minimalizmowi go zastąpić na masową skalę?

Po to by jakiś trend zrewolucjonizował nasze zachowania musi on – według James’a Wallman’a – jednocześnie spełnić 5 warunków:

  1. musi być łatwy do zrozumienia
  2. musi być łatwy do spróbowania
  3. musi być łatwy do zaobserwowania
  4. musi być kompatybilny ze sposobem naszego życia
  5. w porównaniu do tego co mamy dziś, musi oferować coś lepszego

Minimalizm spełnia warunki 1) oraz 2) powyżej. Jest w miarę prostą koncepcją i można go spróbować bez konieczności wyrzucenia nagle wszystkich swoich rzeczy (tak jak pisałem poprzednio można swoje rzeczy po prostu na jakiś czas zamknąć w workach). Z obserwacją (3) jest już trudniej – dużo łatwiej wychwycić w tłumie konsumpcjonistę jadącego drogim samochodem i mającego na ręku drogi zegarek niż minimalistę. Pytanie bowiem brzmi czy ktoś kto jeździ do pracy autobusem czy na rowerze jest minimalistą czy może tylko osobą, której po prostu nie stać na kupno samochodu.

Co do warunku 4), minimalizm stoi w jawnej sprzeczności, kontrze do konsumpcjonizmu, do którego zdążyliśmy mocno przywyknąć. Nie jest kompatybilny z naszym sposobem życia.

O ile minimalizm nie spełnia warunku 4) to z warunkiem numer 5) jest jeszcze gorzej. Dlaczego? Bo posiadanie rzeczy jest przyjemne – narzędzia pomagają nam w pracy, pamiątki z podróży ułatwiają wspomnienia miłych chwil, dobra luksusowe wzbudzają podziw u innych, pozwalają nam się wspinać po drabince hierarchii społecznej.

Problem z minimalizmem jest też inny. Minimalizm jest mało aspiracyjny, nie wnosi wiele nowego – jest podobny do konsumpcjonizmu z tym, że zamiast naciskać pedał gazu do coraz szybszego konsumowania, nakłania nas do wciśnięcia pedału hamulca. Jednak nadal pozostajemy w świecie systemu wartości konsumpcji, tyle że konsumujemy na mniejszą skalę, nieco bardziej świadomie.

Minimalizm zatem pewnie nie przyjmie się na większą skalę. Czy wobec tego nie ma alternatywy dla konsumpcjonizmu?

Jak sądzicie?

 

Stuffocation. Living More with Less”, James Wallman, Penguin Books, Londyn 2015

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

30 Responses

  1. Jak dla mnie, to minimalizm mógłby się upowszechnić. Wszystkim wyszłoby to chyba na zdrowie, a w szczególności naszej planecie.

  2. Alternatywa zapewne się znajdzie. Chętnych na alternatywę zabraknie. Skoro jesteśmy zwierzętami społecznymi, nie wykorzenimy “instynktów” stadnych do których idealnie pasuje konsumpcjonizm. Chcąc pokonać konsumpcjonizm w skali masowej musielibyśmy odwrócić filozofię tego świata opartego o pieniądz. Uważam że pieniądz napędza konsumpcjonizm i odwrotnie. Być może warto myśleć nad tym jak ujarzmić ten pęd konsumpcyjny, bowiem faktycznie jest zagrożeniem stając się coraz bardziej “normalnością”.

  3. Ja sądzę, że jest i jest bardzo realny, ale wszystkich zdziwi :D
    To… “samorealizacjonizm”. Porzućmy -izmy: przeciwieństwem konsumpcji nie jest minimalizm, tylko kreowanie i myślenie. Zamiast kupować – można tworzyć samemu.
    To się przyjmie, bo:
    1. Daje frajdę i spełenienie w życiu – uszycie własnej sukienki, zrobienie dziecku jakiejś zabawki, itd.
    2. Robotyzacja naszego świata pozowoli nam pracować głównie umysłowo, dając masę wolnego czasu, z którym trzeba będzie coś zrobić (telewizory już się nudzą)
    3. Rozwija ludzi.

    I nie chodzi mi o to, żeby sobie od zera wszystko samem budować, tylko o świat, gdzie zamiast gotowych produktów będzie można też kupować elementy. Sklepy “modułowe” coś jak IKEA tyle że na większą skalę.

    Np. zamiast gotowego domu, dom, który rozwija się razem z nami, do którego można dokupywać/dorabiać powierzchnię.
    Zamiast gotowych posiłków – skladniki z przepisem – już to jest dostępne, przynajmniej w Los Angeles bardzo popularne.

    Itd…

    Rzemiosło wróci, tyle że w formie bardziej hobbystycznej.

  4. konsumpcjonizm ma swoje uzasadnienie.

    kupując nowy ciuch, dajemy zarobić:
    – hodowcy bawełny
    – producentowi tkaniny
    – producentowi ubrań
    – pośrednikowi (hurtownikowi)
    – sprzedawcy (detaliście

    do tego dochodzą pracownicy tychże firm, do tego dochodzą podatki, vaty etc.

    dzięki temu, że kupujemy, zapewniamy pracę między innymi sobie.

    co byłoby, gdyby nagle 50% firm padło, bo nic nie kupujemy?

    nie kupujemy nowych komputerów, firmy nie inwestują w rozwój, nie ma nowych modeli, nie ma rozwoju.

    minimalizm ma swoje uzasadnienie, bo gdy wydamy więcej niż mamy (kredyt), to w sytuacji, gdy nie mamy z czego oddać, to finalnie, ktoś straci, bo nie otrzyma zapłaty za swoją pracę.
    minimalizm ma też tę zaletę, że oszczędzamy surowce, naszą planetę.

    najlepiej jednak mieć po prostu zdrowy rozsądek. a to jest wyjątkowo trudne, gdy z każdego kąta wyskakuje reklama “tego czego akurat potrzebujemy”;)

    1. Moim zdaniem przeświadczenie, że trzeba konsumować po to, żeby ktoś mógł zarobić, można porównać do następującej sytuacji: Zatrudnijmy dwóch robotników. Jeden wykopuje dziury, a drugi zaraz je zasypuje. Obaj mają pracę, zarabiają, państwo ma swoje podatki, ale efekt tej pracy jest zerowy.

      I tak samo jest z rozwojem opartym o konsumpcję. Ostatecznie większość rzeczy trafia do śmieci/do przepastnych szaf/do kartonów na zapomnienie. Ludzie mieli pracę, podatki były zapłacone, a efekt pracy jest zerowy. Marnujemy surowcę, energię, zanieczyszczamy planetę, a ludzką pracę, którą można by wykorzystać do autentycznej poprawy ludzkiego życia, tracimy bezpowrotnie.

      Więc w takiej sytuacji firmy produkujące rzeczy, których nie potrzebujemy, upadłyby. Gospodarka oparta o iluzję szczęścia kupowanego za pieniądze przeżyłaby wstrząs, po którym przestawiłaby się na efektywniejsze tory i zaczęlibyśmy wykorzystywać nasz potencjał, aby poprawiać życia ogółu ludzkości.

      1. Z drugiej strony, jeżeli pozwolimy upaść wszystkim firmom odzieżowym, bo wielu ludzi kupuje ubrania nałogowo, to gdzie kupisz ciuchy, które na prawdę Ci są potrzebne?

        Porównanie z zasypywaniem dziur nie do końca trafne, bo kto tym ludziom za to zapłaci? Producenci dóbr konsumpcyjnych płacą swoim pracownikom i dobrze na tym wychodzą.

        Nie popieram nadmiernej konsumpcji, ale to nie jest takie czarno-białe.

        1. A czy ja powiedziałem, że nie potrzebujemy ubrań? Nie potrzebujemy ich aż tyle i nie potrzebujemy ubrań, które są marnej jakości. Ubrać się trzeba, ale czy w aż tyle różnych ubrań? Do produkcji mniejszej ilości dóbr trzeba mniej firm, fabryk, pracowników, zasobów, ale jednak ileś ich tam trzeba. Więc nie wszystkie firmy by upadły, a zostałoby ich tyle, ile by trzeba do ubrania ludzi potrzebujących dużo mniej ubrań. Myślę, że analogiczna sytuacja dotyczy produkcji i konsumpcji większości dóbr konsumpcyjnych.

          Porównanie do zasypywania dziur obrazuje sytuację czysto hipotetyczną, w której czynności wykopywania i zasypywania dziur symbolizują bezsensowną pracę. Zupełnie bezsensowną pracą jest np. rozdawanie ulotek, które ludzie biorą w odruchu empatii, a potem wyrzucają do śmieci – a jednak ktoś za to płaci.

          Doskonale rozumiem, że producenci na tym zarabiają bardzo dobrze, bo gdyby było inaczej to nie bylibyśmy przytłaczani reklamą i nie zmagalibyśmy się aż tak bardzo z konsumpcjonizmem. Oczywiście nie twierdzę, że odpowiedzialność za nadmierny konsumpcjonizm ponoszą tylko i wyłącznie utrzymujący się z niego kapitaliści – taka postawa przenosiłoby wpływ na własne życie poza obręb jednostki i uniemożliwiałaby zmianę na poziomie konsumentów.

          Ja uważam, że to jest akurat czarno-białe, ale ciężko to przyjąć, ponieważ idea gospodarki opartej na zupełnie innych wartościach i skoncentrowanej na produkcji zupełnie innych dóbr wydaje się dzisiaj mrzonką i szczytną, ale nierealną ideą.

        2. Jak to gdzie kupię ubrania?
          Jakoś Polacy radzili sobie w czasach PRL-u. Jakoś nauczyli się szyć i reperować to, co mają. Było kilka firm odzieżowych na krzyż. Poza tym wszystkie na raz to nie upadną. Coś tam zawsze zostanie.

          Producenci dóbr konsumpcyjnych płacą swoim pracownikom, bo mogą sprzedać produkty innym ludziom, którzy też są jakimiś najemnymi pracownikami i też zarabiają kasę produkując zbędne rzeczy, a zarobioną kasę wydają na inne zbędne rzeczy… Wypisz wymaluj kopanie i zasypywanie dziur… No, może to za duże uproszczenie, ale ja też tak to widzę.

          Pozdrawiam,
          Małgorzata Krawcowa

          P.S. Ja to sobie uszyję sama, a jakbyś potrzebował garnitur, to też machnę ;)

        3. Kuneg, ok, możemy sobie sami uszyć a później cerować, naprawiać buty, sami zbudować dom a do niego wystrugać meble do kuchni, w której będziemy piec pieczywo z mąki z własnego zboża i robić sery z mleka od swojej krowy. Jak lecimy od bandy do bandy to lecimy:) Tylko jakby tak każdy myślał to nawet za komuny nie byłoby żadnego krawca, szewca ani piekarza w miasteczku. Każdy wielobranżowy, bez nadwyżek finansowych i wolnego czasu na cokolwiek innego.

          Żadna skrajność nie jest dobra, grunt to równowaga.

        4. Właśnie. Najważniejsza jest równowaga.

          Kupowanie zbędnych rzeczy dla chwilowej przyjemności jest dla mnie tak samo nierozsądne, jak próba nauczenia się produkcji wszyskiego, co jest nam potrzebne, żeby być samowystarczalnym. Nawet w prymitywnych społecznościach istniał podział ról. Kupowanie rzeczy, po to aby je wyrzucić, jest jednak bardziej szkodliwe na dłuższą metę, bo skutkuje zanieczyszczeniem środowiska na wiele dziesięcioleci. Powoduje to również sztuczne pompowanie rynku, obniżkę jakości i obniżkę cen… Bezsensowne kółko zamknięte – mam wrażenie, że właśnie się to dzieje, że właśnie nastąpił odchył od równowagi.

          Pozdrawiam,
          Małgorzata

      2. Bartek, czy piekarnia produkuje chleb tylko po to zeby zaspokoic glod swoich pracownikow, czy moze sens biznesowy jest w tym, ze zysk zapewniaja inni klienci? Jak rozgladniesz sie dookola to zobaczysz mnostwo takich firm, wszystkie zatrudniaja pracownikow. Pracownicy dostaja wynagrodzenia dlatego, ze jacys konsumenci kupuja produkty/uslugi ktore te firmy produkujom. Dzieki temu, ze pracownicy zarabiaja, sami moga kupowac produkty i uslugi ktore wytwarzaja inni, rowniez dajac im zarobic – to taki lancuszek, ktory dziala w ekonomicznym interesie wszystkich. Kluczem jest zapewnienie ludziom pracy.
        Michal Kalecki, wybitny polski ekonomista, pisal o tym tak: “Robotnicy wydaja tyle ile zarabiaja. Kapitalisci zarabjaja tyle, ile wydaja”.

        1. Absolutnie się z tym zgadzam i doskonale rozumiem przedstawione przez Ciebie zależności ekonomiczne, bez których jako ludzkość nie możemy efektywnie funkcjonować.

          Kwestionuję tylko sensowność istnienia pewnych produktów i tego, w jakiej ilości są produkowane. Tak samo zresztą jak sensowność istnienia pracy tylko po to, żeby dać komuś zatrudnienie.

      3. następnym razem proszę doczytać do końca.

        wypisałem plusy konsumpcjonizmu,
        poniżej wypisałem plusy minimalizmu

        nie zagłębiałem się w minusy, tylko od razu doszedłem do konkluzji, że najlepiej zachować zdrowy umiar i rozsądek :)

        1. Konsumpcja nie jest zła, bo musimy konsumować, żeby żyć. Natomiast odwrócenie tej sytuacji – żyjemy po to, aby konsumować = konsumpcjonizm – jest dla nas szkodliwe.

          Przeczytałem cały Pana komentarz, Panie Łukaszu, i wyraziłem swoją opinię odnośnie tej jego części, z którą się nie zgodziłem. Pana opinię odnośnie zdrowego umiaru i rozsądku podzielam, tak samo jak zresztą zgadzam się z innymi komentarzami, które Pan na tym blogu umieścił. Więc proszę nie brać tak tego ad personam ;)

          Poza tym kwestia tego, co jest rozsądne i umiarkowane. Myślę, że – odnosząc się do komentarza Sławka na temat długu USA – Amerykanie uważają się w większości za rozsądnych i umiarkowanych konsumentów. A czy tak jest w istocie?

  5. Konsumpcjonizm to plaga naszych czasów, a za tym idzie masowe zapożyczanie się i długi. Teraz ciężko byłoby zmienić myślenie milionów ludzi, tym bardziej, że media tylko zachęcają do wydawania pieniędzy.

  6. Link do ciekawego filmiku na YT. https://www.youtube.com/watch?v=w7rewjFNiys

    Szczególne wrażenie zrobiły na mnie dane dotyczące amerykańskiego długu (od około 15-stej minuty filmiku).
    1) Gdyby cały świat konsumował tyle co Amerykanie, to potrzebowalibyśmy 4,1 planet wielkości Ziemi by móc to podtrzymać
    2) Amerykanie konsumują tyle dzięki zadłużaniu się
    4) Średni Amerykanin ma 4 karty kredytowe, a 10% z nich ma ponad 10 aktywnych kart kredytowych. Średnie zadłużenie na karcie to USD 16 tyś
    5) cały dług w USA wynosi USD 12.000.000.000.000 (12 trylionów!!!)
    6) gdyby ktoś wydawał 1 dolara co sekundę, to zajęłoby mu 31 tysięcy lat (!!!) by wydać jeden trylion dolarów. Niesamowite, prawda?
    7) gdyby ktoś wydawał 1 milion dolarów dziennie od dnia narodzin Buddy, to nie wydałby nawet jednego tryliona

    Czy aby na pewno jest zachowana równowaga, o której wcześniej pisał Nibul?

    1. Slawek, szczerze mowiac to na mnie nie robi to szczegolnego wrazenia. Duzo wieksze robi to, ze najbogatszych 8 osob, ma wiecej bogactwa niz najbiedniejsze 50% ludzi zamieszkuiacych te planete. To nie robi na Tobie wrazenia? (To tak jakbys sie zastanawial, do kogo doeclowo trafia spora czesc pieniedzy pochodzaca z zadluzenia o ktroym piszesz)
      https://www.theguardian.com/global-development/2017/jan/16/worlds-eight-richest-people-have-same-wealth-as-poorest-50

        1. Takie artykuły są może i ciekawe, ale (1) nieprecyzyjne, bo nie wiadomo, w jaki sposób liczony jest majątek bogaczy – np. jak wycenić akcje firmy, których nie da się sprzedać (2) niebezpieczne, bo podsycają konflikty społeczne zamiast inspirować. Zresztą moim zdaniem mogłoby się okazać, że przeciętny mieszkanicznik z tego forum ma więcej bogactwa, niż najbiedniejsze 10% ludzi razem wziętych…

        2. Tomek, w artykule znajdziesz link do raportu jesli chcesz sie bardzej zaglebic. Co do wyliczen bogactwa 8 osob to wziete to jest stad: Oxfam calculations using wealth of the richest individuals from Forbes Billionaires listing and wealth of the bottom 50% from Credit Suisse Global Wealth Databook 2016.
          Na swiecie zyje ok 7.5 milarda ludzi, wiec 10% to ok. 750mln, jesli kazdy z nich dysponowalby majatkiem wysokosci 1 grosza to daje 7.5mln zlotych, wiec… nie wiem czy czyta to forum az tak wiele osob ktore maja taki majatek :)

      1. Z tej ósemki:

        – Warren Buffet zamierza odddać po śmierci 99% swojego majątku,

        – Mark Zuckerberg będzie oddawał 99% swojego majątku w częściach przez całe swoje życie,

        – Bill Gates również planuje oddać większość swojego majątku, gdzieś czytałem również o 99% majątku, ale to było tylko jedno, nie do końca pewne źródło,

        O zamiarach pozostałych osób nie słyszałem. Ale pieniądze wspomnianych przeze mnie osób chyba już zrobią jakąś różnicę, prawda?

        Ciekaw jestem, jaki procent swojego majątku planuje oddać przeciętny Amerykanin. Średnie wynagrodzenie ok. 40.000 dolarów amerykańskich plasuje Amerykanów w ścisłej czołówce najbogatszych ludzi świata, tak więc moim zdaniem zmiany we wzorcach konsumpcyjnych zwykłej, przeciętnej amerykańskiej klasie średniej mają kolosalne znaczenie. Jak zresztą w przypadku większości krajów świata.

      2. A czy to nie jest tak, że Ci, którzy gonią za modą, nowościami i uwielbiają robić zakupy dla samego ich robienia, to właśnie oni napychają w sporej części portfele bogaczom?

        Dlaczego złoto zawsze było tak porządane od tysiącleci przez ludzi, skoro jest takie niepraktyczne, bo za miękkie, żeby robić z niego narzędzia? Bo ładnie się świeci? Dlaczego w minionych wiekach tubylcy za garść szklanych paciorków wyzbywali się swoich ziem, skór, kobiet, własnej kultury…?

        Konsumpcjonizm, to nie tylko problem naszych czasów. Taka jest ludzka natura, że chcemy mieć ładniejsze, nowsze, droższe rzeczy, niż sąsiad… bo leczymy jakieś wyimaginowane kompleksy lub chcemy sobie poprawić samopoczucie z jakiegokolwiek innego powodu…

        Gdyby ludzie (ogółem) byli rozsądni, to nie istniałby przemysł tytoniowy, browary, gorzelnie, nie byłoby sporej części używek, nie byłoby osób chorobliwie otyłych, nałogowców wszelkiej maści (narkotyki, hazard, alkoholizm), przemocy, tylu operacji plastycznych, tylu kosmetyków i innego badziewia do upiększania się, coca coli, kolorowego i syfiastego jedzenia… Ech, długo można by wymieniać…

        Zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli sobie coś w jakiś sposób zrekompensować… choćby większość kobiet przed miesiączką chce sobie zrekompensować złe zamopoczucie robiąc sobie jakąś małą przyjemność. Ot, przyroda ;)

        Konsumpcjonicm nie zniknie bez jakiejś dramatycznej rewolucji, która znacznie uszczupli zasoby obywateli tzw. najbogatszych krajów świata i dopóki będzie istniała tzw. tania siła robocza w krajach rozwijających się.

    2. Slawek,
      Zabawne, akurat trafilem na dane pokazujace to zadluznie na przestrzeni ostatnich 15 lat: https://www.recode.net/2017/5/31/15693686/mary-meeker-kleiner-perkins-kpcb-slides-internet-trends-code-2017
      Slide numer 344
      Jak widac, zadluzenie jest podobne do 2008 roku, 9 trylionow to zadluzenie nieruchomosci – co nie powinno na tym forum chyba nikogo dziwic. Znaczaco natomiast wzrosl dlug na student loans, karty kredytowe stabilnie i stosunkowo nisko. Nie wem jak jest obecnie w Polsce (pewnie tak nie jest), ale np. w UK uzywajac kart kredytowych umiejetnie mozna miec dostep do najtanszego pieniadza na rynku,

      1. BiL, dzięki za linka. Akurat w tej chwili nie przebrnę przez 350 slajdów, ale krótko skomentuję
        1) spodziewam się, że większość z owych 9 mld to kredyty konsumpcyjne i z tym mam kłopot
        2) ludzie kupowali mieszkania (również w celach inwestycyjnych) na długo nim w ogóle pojawiły się banki, o kredytach nawet nie wspominając
        3) myślę, że dla psychiki ludzkości nagłe obarczenie 12 trylionami długu nie jest naturalną i zdrową sytuacją
        4) wierzę w potęgę ewolucji. Nie sądzę byśmy zdążyli ewolucyjnie się zmienić na tyle by radzić sobie z presją tego typu zadłużenia. W przeszłości – mieliśmy jedynie długi wdzięczności, ale bez wiszącej nad głową groźby licytacji komorniczej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.