Stuffocation (4), czyli nowa formuła szczęścia

Według autora ksiażki “Stuffocation” istnieje kilka potencjalnych alternatyw dla konsumpcjonizmu, który wydaje się zapędził się i nas w ślepą uliczkę.

(1) o minimalizmie już pisałem – raczej nie zastąpi konsumpcjonizmu na szeroką skalę, bo nie oferuje wyjścia poza utarte schematy materializmu, jest niekompatybilny z naszym stylem życia

(2) o drugiej z alternatyw dyskutowali już Nibul z Kuneg. Chodzi o tzw “proste życie” – wyniesienie się za miasto, zbudowanie prostego domku, uprawianie własnych warzyw, spędzanie więcej czasu na łonie natury, w rodzinnym gronie. Sielanka, ale dość nudna na dłuższą metę i bardzo pracochłonna. O “prostym życiu” mówiono wieki temu, a popularyzatorem był Duane Elgin, który w roku 1981 wydał książkę pt “Voluntary Simplicity: Toward a Way of Life That is Outwardly Simple, Inwardly Rich”

(3) The Medium Chill – David Roberts nazwał tymi słowami podejście do życia, które sprzeciwia się idei obligatoryjnemu udziałowi w wyścigu szczurów. Zamiast zaakceptować (z wdzięcznością) propozycję awansu i podwyżki mówisz szefowi – “nie, dziękuję. Wolę zarabiać mniej i mniej się wysilać”. W dzisiejszym świecie korporacji uznany zostaniesz za dziwaka, ale jakość twojego życia może na tym zyskać.

O ile minimalizm to jakby konsumpcjonizm na hamulcu, o tyle medium chill to konsumpcjonizm nie na piątym czy nawet szóstym biegu, tylko na drugim. Jest to w pewnym sensie powrót do stylu życia sprzed ery konsumpcjonizmu, sprzed rewolucji przemysłowej. O ile może to być styl życia zbliżony do naszej prawdziwej natury jako ludzi, nie jest on dziś bardzo atrakcyjny. Poza tym, nie pozwala nam łatwo zdefiniować naszego miejsca na drabince społecznej. Gdy mieszkaliśmy w małych wioskach, ludzie znali naszą pozycję bez przypominania im o tym. W dużych, anonimowych miastach musimy mieć jakiś łatwy sposób by to okazywać

(4) Doświadczenizm – James Wallman poświęca więcej niż połowę objętości swojej 300-stronicowej książki na wyjaśnienie, dlaczego jego zdaniem to właśnie “doświadczenizm” zastąpi na masową skalę materializm. Badania pokazały, że doświadczenia (nowe miejsca, nowe aktywności, udział w koncercie, w jakimś wydarzeniu) dają ludziom więcej szczęścia niż materialne rzeczy, które posiadają.  Z kilku powodów:

i) niewygodne buty, sukienka, która cię optycznie pogrubia spowodują, że będziesz żałować dokonanego zakupu. Negatywne doświadczenia (np zgubienie się w Lizbonie) możesz obrócić w lekcję życia, w anegdotę, w coś pozytywnego. Wiemy przecież, że to co nas nie zabije, to nas wzmocni. Dziś przeżywamy coś nieprzyjemnego, ale kiedyś będziemy mogli się z tego śmiać

ii)  rzecz, która zaraz po zakupie nas radowała, z upływem czasu przestaje nas cieszyć. Doświadczenia nie amortyzują się w ten sam sposób

iii) w odróżnieniu od dóbr materialnych, doświadczenia trudniej porównywać. Dzięki temu mniej się będziesz zamartwiać tym, że może dokonałaś nieoptymalnego wyboru, tym, że inni będą cię oceniać. Masz mniej stresu z tym związanego

iv) doświadczenia bardziej niż rzeczy materialne wpływają na to kim jesteśmy, są dla nas cenniejsze. Gdybyś musiała wybierać, to wolałabyś wyrzucić swoją suknię ślubną czy wymazać z pamięci dzień swojego ślubu? Doświadczenia – inaczej niż rzeczy materialne – tworzą nasze wspomnienia, a te stają się częścią tego kim jesteśmy

v) doświadczenia przybliżają ludzi. Łatwiej zagadasz kogoś na kempingu, który z nim dzielisz niż kierowcę Toyoty, którą ty też jeździsz. Czy chętniej wysłuchałabyś kogoś kto opowiada o swojej ostatniej wycieczce czy o swoim nowym samochodzie?

vi) materialism prowadzi do zagracenia twojego życia, zabiera ci przestrzeń życiową, a doświadczenia cię jednoznacznie wzbogacają, bez negatywnych skutków dla środowiska

vii) doświadczenia zwykle wymagają robienia czegoś, a nie posiadania czegoś. Robiąc coś łatwiej możesz doświadczyć bardzo przyjemnego “flow”

viii) rzeczy kosztują, co może wpędzić cię w zadłużenie. Niektóre doświadczenia są drogie (jak np podróż dookoła świata), ale wiele jest zupełnie darmowych – jak spacer w pobliskim parku lub codzienny jogging, rozmowa z przyjacielem, obserwowanie zachodu słońca (niestety nie napędzają one statystyk PKB)

Doświadczenizm spełnia kryteria powszechnej akceptowalności – jest łatwy do opisania, łatwy do spróbowania, jest zgodny z naszym stylem życia i – dzięki Facebookowi – jest łatwy do zaobserwowania. Dzięki FB oraz Instagramowi możesz pokazać swoje miejsce na drabince społecznej, tak samo łatwo jak kiedyś dzięki drogiemu zegarkowi czy torebce z najnowszej kolekcji Louis Vuitton.

Oczywiście FB też przynosi stres. Ludzie nie wrzucają tam fotek gdy się źle czują, są w podłym nastroju. Wrzucają tylko swoje najlepsze zdjęcia i możesz mieć wrażenie, że życie wszystkich wkoło jest dużo fajniejsze od twojego. Ale stres ten jest dużo mniejszy, z powodu tych wszystkich zalet doświadczenizmu, o których pisałem powyżej.

Wiele osób, tak jak BiL, wierzy, że konsumpcjonizm jest dobry bo napędza gospodarkę. Jak twierdzą, bez tego czekałaby nas zapaść i gospodarcza katastrofa. James Wallman uspokaja – doświadczenia często wymagają rzeczy materialnych – dobrych butów i sprzętu do biegania, desek do surfowania, rowerów górskich do jeżdżenia, restauracji, hoteli, linii lotniczych, sal kinowych, itp itd. Więc zapaść gospodarcza – nawet jeśli byłaby teoretyczna – nam nie grozi.

Doświadczenizm oferuje nam nową formułę szczęścia, nową definicję sukcesu. Sukces to nie to co posiadasz, tylko to czego doświadczyłaś. Doświadczenaliści nie odwracają się tyłem do materialnych dóbr, tak jak robili to w latach 60-tych hippisi. Oni chętnie korzystają z dóbr materialnych, nie muszą rezygnować z pracy czy z wygodnego życia, tyle że to nie ich rzeczy, nie ich stan posiadania definiuje kim oni są.

Co o tym sądzicie? Czy wkrótce na świecie przybędzie doświadczenalistów?

 

“Stuffocation. Living More With Less”, James Wallman, Penguin Books, Londyn 2015

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

13 Responses

  1. Cześć, bardzo fajny artykuł. Jestem też trochę odmiennego zdania i uważam, że konsumpcjonizm jest potrzebny i tak naprawdę życie minimalistycznie przez większość czasu jest zaprzeczeniem tego, czym powinno być życie.

    Pozdrawiam.

  2. Slawek, ja bardzo lubie wydawac pieniadze, ale nie po to zeby nadmiernie konsumowac. Zdaje sobie po prostu sprawe z tego, ze gdy kupie cos np. od lokalnego sprzedawcy to bedzie mial on pieniadze np. na lody, czy buty dla dziecka. Podroze to tez konsumpcja, wiele podrozujesz wiec napewno tam tez wydajesz pieniadze.Widzisz pewnie ten efekt wtedy sam – gdybys tam nie pojechal i nie wydal tych pienidzy, to osoba od ktorej kupiels cos, nie sprzedalaby tej rzeczy Tobie i nie zarobilaby, wiec nie moglaby tych, pieniadzy ktore dostala od Ciebie, wydac u kogos innego kupujac kolejna rzecz lub usluge.

    Polecam ten artykul, ciekawy jestem co o nim myslisz?

    http://nowyobywatel.pl/2017/01/13/w-strone-pelnego-zatrudnienia-zycie-i-mysl-michala-kaleckiego/

    1. BiL, ciekawe rzeczy w tym artykule, dzięki. O Michale Kaleckim słyszałem; na SGPiSie na którym studiowałem było chyba nawet gdzieś jego popiersie. Nie pamiętałem za to jego zasług. Podziwiam to, że był skromny i nie chciał udowadniać, że wyprzedził JM Keynes’a.

      Co do samych jego idei to jestem zbyt cienkim makroekonomistą by wchodzić z nim w polemikę. Czasami w artykule pojawia się krytyka oszczędzania, a czasami przyznaje się, że to trochę zależy od tego kto to robi (kapitalista czy zwykły Kowlaski) i w jakim celu (czy oszczędności są inwestowane czy nie). Więc w sumie nie wiem czy się z nim zgadzam czy nie zgadzam.

      Natomiast pragnę zauważyć 4-5 rzeczy:
      a) swoje teorie tworzyli on i JMK tuż po wielkim kryzysie lat 20-tych. Nigdy nie pamiętałem co wywołało tamten kryzys, ale teraz mam wrażenie, że wyniknął on z nadprodukcji
      b) jeśli problemem rzeczywiście była nadprodukcja, to rozwiązania były dwa – albo zmniejszyć produkcję, albo wystymulować większą konsumpcję. Rozumiem, że argumentowali za tym drugim rozwiązaniem
      c) ciekawi mnie co by powiedzieli JMK oraz Kalecki teraz o tej olbrzymiej górze długów, zarówno na poziomie rządów jak i zwykłych obywateli
      d) to co jest lekarstwem na jedną chorobę, może wywołać – i najczęściej wywołuje – inną

      Ale to jest opinia faceta posiadającego chłopski rozum, a nie wyrafinowanego makroekonomisty, którym nie jestem.

      Z perspektywy wolności finansowej (a o tym głównie jest akurat ten blog) wiem jedno. Jeśli będziesz wydawał więcej niż zarabiasz (jakkolwiek miałoby to być szlachetne dla współobywateli, w co nadal wątpię) to wolności finansowej nie osiągniesz. Za to dałbym sobie rękę odciąć:-)

  3. To dokładnie to, co opisywałam w jednym z komentarzy – prawdziwe szczęście daje tylko rozwój. DLatego życie kreatywne, pełne “nowego” jest jedynym rozwiązaniem dla “materializmu”.

  4. Zgadzam się, że lepiej kolekcjonować wrażenia, niż przedmioty, i zgadzam się z przywołanymi argumentami. Jednak kolekcjonowanie wrażeń też wiąże się z pułapkami:

    (1) Kolekcjonowanie wrażeń też może być bardzo drogie, a nawet droższe, niż dobra materialne, i oddalające dzień uzyskania wolności finansowej. Wiem, że Sławek zjeździł świat bardzo tanio, ale nie każdy tak potrafi. W praktyce ludzie wydają krocie na wyjazdy turystyczne, w szczególności all inclusive, na drogie hotele i restauracje, na bilety samolotowe. Jest też na mieście spora oferta różnych drogich zajęć, koło mnie jest basen i fitness, gdzie wejście kosztuje blisko 100 zł od osoby, znajomy hobbistycznie lata samolotem – koszt kilkaset złotych za godzinę.

    (2) Kolekcjonowanie wrażeń też może mieć znamiona konsumpcjonizmu. Kolejny kraj zaliczony, kolejny hotel na Dominikanie albo lot lotnią w Turcji do pochwalenia się przed znajomymi na Instagramie – czy jest tu de facto jakaś dodatkowa duchowa wartość? Tak naprawdę jest to po prostu bardziej wyszukana konsumpcja, samochodem terenowym już nie zaszpanujesz bo wszyscy mają, to patrz jakie fajne rzeczy robię.

  5. (3) Podobnie, jak stare gadżety przestają cieszyć, tak i uodparniamy się na doświadczenia. Pierwsze nurkowanie na rafie koralowej wprawi nas w ekstazę, po jakimś czasie nas to znudzi. Początkowo atrakcyjny kurs tańca z biegiem czasu stanie się rutyną. Jak często można odbywać lot widokowy nad jakąś atrakcją?

    1. Tomek, masz rację i James Wallman pisze o tym, że zaczynamy konkurować na FB o to kto ma więcej zgromadzonych i ciekawszych doświadczeń. Jeśli o tym nie wspomniałem w recenzji jego książki, to przepraszam. Ale mimo tych ryzyk i tak argumentuje że rywalizacja na doświadczenia jest lepsza, daje więcej szczęścia. Wynika to z naturalnych różnic (o których pisałem) pomiędzy rzeczami, a doświadczeniami.

  6. Świetny temat, doświadczenizm to bardzo fajne podejście do życia. Chyba podejście Sławka tutaj pasuje, zwłaszcza podróże.

  7. Sławku, z całą pewnością przybędzie doświadczenalistów. Jednak obawiam się, że w niczym nie będzie się to różnić od materializmu, czy minimalizmu, bo doświadczeniami też można się przechwalać i ścigać w ilości zdobytych doświadczeń. To też może służyć do określenia swojego miejsca na drabinie społecznej.

    Przyznam się, że trochę nie rozumiem tego klasyfikowania trendów społecznych, ale to może dlatego, że ja nieco aspołeczna jestem ;) Jednak bardzo chętnie obserwuję różne trendy.
    Nie rozumiem, po co w ogóle odnosić się do drabiny społecznej i porównywać się. Nie można żyć sobie spokojnie obok tego wszystkiego?

    Wiesz jakie jest moje najfajniejsze wspomnienie, a właściwie jedno z wielu fajnych wspomnień?

    Byliśmy sobie na wakacjach, zakotwiczyliśmy naszą Niewiadówkę u znajomych na podwórku (między stodołą, a kurnikiem) i spędziliśmy przemiły tydzień u Mariusza i Miłki. Zmajstrowaliśmy im grillo-piecyk z kupki cegieł koło stodoły, przy którym przyjemnie się siedziało, popijało wino, gadało o uprawie winorośli, budowie domu przez ich sąsiada, o rybach w stawie oraz o innych fajnych rzeczach, które można w życiu robić. Było dość wietrznie, więc mój mąż zmajstrował spory latawiec z patyków, srebrnej taśmy klejącej i worka na śmieci. Wypuściliśmy go na 200m w górę, bo tyle miał kłębek sznurka, a potem musieliśmy wracać biegiem do przyczepy, bo nawałnica się zbliżała. Zdążyliśmy się schować wraz z pierwszymi kroplami ulewy. W drodze do znajomuch pojechaliśmy do term w Uniejowie, pooglądaliśmy sobie Płock i zahaczyliśmy o bitwę pod Grunwaldem. W drodze powrotnej zwiedziliśmy Żuławy bocznymi drogami, bo autostradę Warszawa-Gdańsk musieliśmy ominąć. Mieliśmy też mały stres, czy nie pobłądzimy za mocno po nocy, po tych wąskich dróżkach biegnących groblami, gdzie mosty bywały szersze od naszej przyczepki tylko o 20 cm. Nie było więc jak zawrócić. Zwiedziliśmy też Malbork, pokąpaliśmy się w krystalicznie czystym jeziorku pod Gnieznem, przeszliśmy się po starówce gnieźnieńskiej, rozpoznałam nawet dom dziadków, a byłam tam tylko raz w życiu, jak miałam jakieś 9 lat…

    A wiesz dlaczego było tak fajnie? Bo byliśmy razem – rodziną. Każdy znalazł coś dla siebie w tej wyprawie. Wyprawa miała tylko ogólny zarys – dotrzeć na Mazury do znajomych, których serdecznie pozdrawiam. Reszta wyszła w “praniu”.

    Proste życie wcale nie jest nudne, a moje dziecko do dziś pamięta latawiec-śmieciawiec :)

    Wszystko jest kwestią osobistych preferencji. To, że ja robię samodzielnie wraz zmężem tyle rzeczy, to jest właśnie kwestia tego, że my lubimy to robić. Tak właśnie lubimy spędzać wolny czas – przyjemnie i produktywnie. Lubię się uczyć, lubię zdobywać nowe umiejętności, lubię móc wykorzystać swoją wiedzę i umiejętności w praktyce… Np. dziś skończyłam oklejać na biało górne szafki kuchenne. Mam teraz “nową”, jaśniejszą kuchnię za 80 zł i bezcenną satysfakcję :)

    Korporacja jest nudna dla mnie. Z premedytacją nie startuję w żadnych rekrutacjach wewnętrznych, czy konkursach. Nie chcę żyć dla korporacji, nie chcę brać udziału w wyścigu szczurów. Dzięki swojej chęci do nauki, zdobytej wiedzy i doświadczeniu, kreatywności oraz łatwości skakania z tematu na temat, to ja w pewnym sensie mogę dyktować warunki, na jakich nadal prację w tej korporacji. Trafiają do mnie tematy projektowe, wdrożeniowe i takie, których nikt inny nie chce, bo ja sobie z nimi poradzę. Dzięki temu mam komfort mówienia tego, co myślę naprawdę. Z premedytacją nie korzystam ze służbowych aut – wolę być wożona, bo nie muszę się skupiać na drodze i zawsze oko mogę sobie przymknąć. Z premedytacją bronilam się przed laptopem i służbową komórką, ale z tego nie udało mi się wykpić ;) Jednakże nadal udaje mi się rozdzielić pracę od życia osobistego. “Toleruję” korporację o tyle, o ile pozwala mi się zbliżyć do wolności.

    Trendy 2, 3 i 4 mogą się przenikać w różnym stopniu. Nie ma w tym żadnego konfliktu.

    Pozdrawiam,
    Małgorzata Aspołeczna

    1. Małgosiu, masz rację, porównywanie się jest bez sensu. Niestety obawiam się, że wynika ono z tego, że jesteśmy zwierzętami stadnymi. Po co lwu taaak ogromna grzywa? By się nie przeziębił? Po co pawiowi tak ogromny ogon? By utrudnić mu latanie?

      W stadzie musi panować hierarchia, ona nadaje pewien ład. Bez tego byłby chaos, być może nawet krew. Dzięki hierarchii unikamy anarchii.

      Z tego wynika inna konsekwencja. Lepiej być wyżej w hierarchii – życie jest łatwiejsze, stanowisz dekrety, do których ci niżej w hierarchii muszą się dostosować, ty możesz ich uniknąć, masz immunitet. Więc ludzie walczą by być wyżej.

      A skąd mamy wiedzieć kto jest wyżej w hierarchii i skąd człowiek ma wiedzieć, że udaje mu się po tej drabince wspinać? W społeczeństwie materialistycznym – kupuje więcej droższych wyznaczników statusu. W społeczeństwie stawiającym na mądrość – pewnie robiłby kolejny doktorat. W społeczeństwie Masajów – powiększa swoje stado krów. W społeczeństwie doświadczenistów – będzie kolekcjonował doświadczenia, licytował się na ich atrakcyjność.

      Tylko nielicznym udaje się znajdować wartość w samym sobie, w sposób autonomiczny, bez przymusu porównywania się do innych. Czego oczywiście serdecznie Wam wszystkim życzę.

      Zgadzam się też z tym, że możesz łączyć różne trendy w jeden, który Tobie najbardziej odpowiada. Taki Twój indywidualny zestaw stylów życia. Byle dawał Ci szczęście:-)

      1. Dobra analogia do lwa i pawia, Sławku.
        W sumie to i racja, że zawsze będzie walka o prymat – w każdym stadzie. Hierarchia musi być. Nie ma innej drogi.

        Po Twoiej odpowiedzi naszły mnie kolejne refleksje.

        Z drugiej jednak strony poprzez preferencje pewnych grup różniące się od preferencji innych grup tworzą się pewne odmienności w ramach jednego gatunku, potem wyodrębniają się podgatunki, a na końcu powstają odrębne gatunki. Różne preferencje wynikają często z różnych warunków środowiskowych, a wszystko to sprowadza się do jednego: SUKCESU ROZRODCZEGO ;) :D

        I niech się panowie obruszają ile wlezie, ale kobiety zawsze były, są i będą materialistkami, bo to daje im poczucie, że mężczyzna będzie stanowił faktyczne oparcie dla kobiety w czasie, gdy ta będzie zajęta potomkiem.

        Teraz panie mogą się obruszyć. Mężczyźni zawsze będą zwracać uwagę na wygląd (zdrowy, młody) kobiety, bo chcą mieć zdrowe i silne potomstwo.

        Trendy, mody, wyścigi, licytacja i porównywanie się zawsze będą. A że jest tego tak wiele? Każdy szuka niszy dla siebie. Ot, przyroda ;)

        Może właśnie dlatego, że zdaję sobie sprawę z powyższego, to postępuję “w poprzek”?
        A może mam już taki wiek, że “nie muszę” iść z prądem? Przecież to głównie ludzie młodzi są “na czasie” z różnymi nowościami, trendami i innymi takimi. Ludzie dojrzalsi są najczęściej już ponad to.

        Im głębiej się nad tym zastanawiam, tym bardziej wydaje mi się to pogmatwane.

        Pozdrawiam,
        Pogmatwana Małgorzata
        ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.