Inwestowanie w farmy wiatrowe

Czy ktoś z Was może zainwestował w farmy wiatrowe? Wymieniałem je zawsze w swoich prezentacjach o wolności finansowej jako jedno z ciekawych źródeł pasywnej gotówki. Choć sam nigdy w nie nie zainwestowałem, to jednak czułem instynktownie, że jest to aktywo obarczone większymi ryzykami niż inwestowanie w nieruchomości na wynajem.

Natomiast poniższy artykuł nieco mnie zaskoczył. Nie do końca rozumiem jak tego typu inwestycja może przynosić straty… Koszty są wyższe od przychodów? Chyba tylko wtedy jeśli farma była zbudowana na dzierżawionym gruncie oraz sfinansowana była kredytem bankowym i inwestor musi ponosić koszty odsetek bankowych… No bo pozostałe koszty (np usługa konserwacji wiatraków) są chyba znikome, prawda?

Oto link do artykułu na onet.pl: http://businessinsider.com.pl/finanse/farmy-wiatrowe-w-polsce-przynosza-straty-wyniki-za-2016-r/4hw5t38

Jeśli ktoś zna temat z własnych doświadczeń inwestycyjnych, to moja gorąca prośba by się z nami podzielił swoimi doświadczeniami i skomentował ten artykuł. Będę wdzięczny za każdy głos w dyskusji.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

42 Responses

  1. W tym artykule piszą, że strata wynika miedzy innymi z odpisu amortyzacyjnego. Tak licząc, to i mój najem mieszkań od zawsze przynosi straty – bo amortyzuję 10% rocznie a czynsz jest niższy.

    1. Tomek, to po co amortyzujesz aż 10% rocznie? Możesz przecież wybrać jakąkolwiek stopę amortyzacji (do maksymalnie 10% rocznie), np 4,75% lub 4,81% lub jakąkolwiek inną, tak by Twoje zobowiązanie podatkowe było możliwie najniższe…

      1. Bo prowadzę też działalność w innych obszarach niż najem, więc strata na najmie pomniejsza mi sumaryczny dochód do opodatkowania.

        1. Tomek, dzięki za dodatkową informację. O tym wariancie nie pomyślałem, a za to spotkałem się wielokrotnie z sytuacją gdzie ktoś myślał, że może amortyzować albo stawką standardową (1,5% lub 2,5%) lub indywidualną w wysokości 10%. Nie wiedział, że może sobie wybrać jakąkolwiek stawkę mieszczącą się w przedziale do 10%:-)

        2. Rzeczywiście, gdybym miał tylko zarobki z najmu, to nie miałoby sensu takie szybkie amortyzowanie. Ale, jak zapewne większość czytelników bloga, jeszcze nie jestem wolny finansowo i pracuję. W tej sytuacji najlepiej jak najszybciej amortyzować – bo pieniądze zaoszczędzone w wyniku amortyzacji dziś będą miały większą wartość, niż pieniądze zaoszczędzone po 10 latach.

  2. Hej Sławek,

    Czy na Twojej liście pasywnych źródeł jest freehold? Freehold’y są bardzo popularne w UK bo genrują stały przepływ z uwagi na ground rent: https://en.wikipedia.org/wiki/Ground_rent.

    Z tego co wiem nawet fundusze emerytalne kupują freeholdy bo podobno są jedną z najstabilniejszych form pasywnej gotówki.

    Minus freehold’u to brak możliwości lewarowania.

    Pozdrawiam,
    Piotrek

    1. Piotrek, tak, jest na liście. Z tym, że w Polsce “freehold” to po prostu własność (w odróżnieniu od wieczystego użytkowania) ziemi. Można ją dzierżawić i to właśnie dzierżawa stanowi źródło pasywnej gotówki. Przy czym, o ile się orientuję, w Anglii freehold może dotyczyć też budynków mieszkalnych, a w Polsce dzierżawa ziemi dotyczy raczej terenów rolnych lub ziemi przemysłowej czy usługowej (np pod stacje benzynowe), a nie ziemi pod budownictwo mieszkaniowe. Uznaje się, że budynek przynależy do gruntu, na którym stoi.

      Podobnym źródłem pasywnej gotówki może być zgoda na postawienie na swojej działce billboardu czy innego nośnika reklamy. Poznałem jakiś czas temu osobę, która właśnie w czymś takim się specjalizuje:-)

  3. Ja mogę wytłumaczyć, to jest w rzeczywistości bardzo proste:

    Wszystkie obecne tzw. “green energy” czyli “naturalne” źródła energii są po prostu nieopłacalne, bo są niepraktyczne. Istnieją tylko i wyłącznie dlatego, że dofinansowują to rządy. To taka moda na bycie zielonym, i spora hipokryzja.

    Jako architekt mam z tym do czynienia często. I również widzę, że żaden prywatny inwestor tego nie chce – chyba, że opłaca mu się dopłacić do interesu, żeby być “modnym”, albo żeby “przepchnąć” projekt. Np. – rząd nie zgadza się na wysoki budynek w tym miejscu? – dajesz panele słoneczne na dach i już jest projekt przepchany. Serio tak to funkcjonuje.

    Natomiast teraz od strony technicznej – zielone źródła energii mają dwa bardzo poważne problemy, które je dyskwalifikują:

    1. Po pierwsze niestałość dopływu energii. Raz wieje, raz nie, raz świeci słońce, raz nie, raz noc, raz dzień, itd, itp. Maszyny zbierające tak niestabilną i kapryśną energię są niesamowicie drogie i siłą rzeczy – szybko zużywalne (a pamiętajmy, że wszystko, od paneli słonecznych po wiatraczki itd. jest robione i tak z ROPY, więc…). Są sytuacje, nawet ostatnio video krążyło po internecie, że np. taki wiatrak “eksploduje” pod wpływem wiatru. Takie to “nowoczesne”.

    2. Związane z powyższym – “storage” takiej energii. W klasycznych elektrowniach, czy to wodnych czy węglowych dopływ energii jest relatywnie stały. Energia więc jest nie tyle magazynowana, co od razu wysyłana dalej. Mamy bardzo małe ryzyko jakiejś awarii.
    W przypadku zielonych źródeł – dopływ jest chaotyczny i nieprzewidywalny. Storage (nie wiem jak to po polsku nazwać, nie ma słowa) wymaga wysokich kosztów i często mija się z celem.

    Podam najprostszy przykład – każdy kto miał styczność z panelami słonecznymi i ogrzewaniem wody (najpopularniejsze rozwiązanie) – wszystko jest fajnie, dopóki nie nadchodzi rano i kąpiesz się w zimnej wodzie, bo “storage” ciepłej wody się już nie opłaca.

    Wielokrotnie tego doświadczam, również tu na Karaibach, gdzie mamy teoretycznie dużo słońca. Po prostu – słońce w dzień jest, w noc go nie ma.

    Te “zielone” rozwiązania mają sens na małą skalę – w samowystarczalnych jednorodzinnych domach, na łódkach, gdzie faktycznie sprawdzają się czasem lepiej niż droższe i trudniej dostępne klasyki.

    Podsumowując: Zielona energia jest mitem. To nie działa. Forsowanie tego dofinansowaniami nic nie da. Te rozwiązania nie różnią się prawie niczym od młynów wodnych. Odeszliśmy od młynów wodnych na rzecz elektrowni nie bez powodu…

    1. Catherine, dzięki za obszerne wyjaśnienia. Przyznam, że nie wiedziałem, że model biznesowy opiera się na dofinansowaniu – to czyni tego typu inwestycje jeszcze bardziej podatnymi na regulacje niż sądziłem.

      A “storage” to chyba po prostu składowanie, magazynowanie energii… :-)

      1. O! Magazynowanie! No cóż, czasem najprostsze słowo jakoś nam umyka. Tak, to jest dofinansowane. W zasadzie dla każdego, kto rozumie rynek i ekonomię jest to oczywiste – gdyby te metody faktycznie były lepsze i tańsze niż klasyczne źródła energii – jakim cudem niby jeszcze nie byłyby popularne?

        O ile w kwestii np. paliw faktycznie istnieje coś takiego jak “mafia paliwowa” :D i ropa jest porównywalna ze złotem pod względem wartości dla człowieka – o tyle już tłumaczenie tym braku popularyzacji np. elektrycznych samochodów jest naiwne.

        Elon Musk, twórca słynnej Tesli bierze kasę od rządu. To mnie bardzo bawi, bo tacy ludzie są uznawani za wielkich wizjonerów i nie wiadomo kogo, a są zwykłymi cwaniakami, którzy “podkradają” pieniądze. Elektryczne auta po prostu się nie sprawdzają. Mają całą masę bardzo poważnych ograniczeń i problemów – i mają się nijak do klasycznych, napędzanych ropą aut. Również tu “storage” czyli magazynowanie jest problemem, nadal nie mamy sensownych baterii do aut elektrycznych. No i te auta są dużo dużo droższe jeśli patrzymy na całokształt kosztów. To kolejna “moda”.

        Już dość dawno temu przewidziałam spory rozłam na “miasta” i “pozamiejskie tereny”. Nie pozbędziemy się klasycznych aut (co najwyżej zmienimy rodzaj paliwa, gdy ropy zabraknie, ale to nadal będzie podobna zasada działania), ale “miastowi” będą coraz częściej sięgać po mini-auta. Te mini-auta za jakiś czas będą opłacalne w elektryku.

        Ale nie będą się nadawać na trasy. Natomiast auta klasyczne nie będą się zaraz nadawać do miast. Będziemy mieć sytuację że ludzie będą mieć 2 typy aut – malutkie – jeszcze mniejsze niż dziś, prawdopodobnie elektryczne (ale niekoniecznie) – do miasta oraz wielkie na ropę na trasy.

        Oczywiście cała masa “miastowych” będzie jeszcze korzystać z transportu miejskiego. Rozrośnie się tzw. carsharing (czyli wypożyczanie aut, bardzo popularne już w dużych miastach np. w Niemczech), masowo rozrośnie się Uber. Ci, którzy będą posiadaczami mini aut to będzie mała grupa. Natomiast auta na trasę będą głównie wypożyczane czasowo (np. na wycieczkę).

        Natomiast poza miastem ludzie będą nadal kupować klasyczne większe auta. Oni – w odwiedzinach w mieście będą korzystać z wypożyczalni.

        Podsumowując – przemysł samochodowy bardzo mocno się zmieni, ludzie się ze mnie śmiali jak to mówiłam jakieś 15 lat temu, a potem jeden za drugim fabryki popadały w problemy, bo kryzys pokazał prawdziwe oblicze naszych rynków. Ten trend będzie postępował – inwestowanie czy pracowanie obecnie w tym biznesie to bardzo kiepski pomysł. Zostaną tylko najlepsi, oferujący jakość (mówię o klasycznych autach cały czas nie o elektrycznych). Co jest ciekawe bo dziś wszystkie fabryki idą na ilość i one upadną. Niewykluczone, że za paręnaście lat to co zostanie z klienteli będzie wybierać między Mercedesem, BMW, Lexusem, Toyotą, a Porsche :D Bo i te firmy się zmienią – już się drastycznie zmieniły.

        Natomiast apropos samych źródeł energii – są jedną z najgorszych inwestycji, w jakie można się wpakować. To typowa “bańka”. Przed nami kolejny kryzys – i to dużo głębszy niż ten z 2007 roku. Dobrą inwestycją pozostają stare sprawdzone metale szlachetne. No i oczywiście nieruchomości, jak zawsze :-)

        1. Catherine, dzięki. Nie wiedziałem, że aż tak bardzo interesujesz się motoryzacją. Nie wiem jakiej wielkości jest wyspa, na której mieszkasz, ale pewnie na Karaibach łatwo sobie wyobrazić samochody z panelem słonecznym, niezależne od zewnętrznych źródeł prądu.

          A technologia zielona jest dziś droga (i dotowana) bo nadal nie ruszyła masowa produkcja. Choć to się zaczyna powoli zmieniać. Ostatnią zimę spędziłem w Afryce i tam widziałem przed wiejskimi chatkami małe (30×50 lub nawet 20×30 cm) mini-panele słoneczne. Ich moc jest wystarczająca do naładowania komórki oraz oświetlenia domu wieczorem kilkoma żarówkami. Ich ceny tez nie były bardzo wysokie – zaczynały się już od około USD 20 za sztukę. Choć nie czuję się w tej dziedzinie ekspertem, to wierzę, że wraz ze wzrostem sprzedaży, czyli popytu i podaży, będą też spadać koszty produkcji i tym samym ta technologia stanie się jeszcze bardziej dostępna i powszechna.

    2. Witam,

      nie do końca się zgodzę, że wszystkie OZE są nieopłacalne – to generalizacja. Wszystko zależy od rodzaju, ponieważ trudno zaprzeczyć, że biogaz produkowany na oczyszczalniach ścieków, biogazowniach utylizacyjnych lub fotowoltaika są niepraktyczne i nawet bez jakichkolwiek dopłat się opłacają. Kolejnym mitem jest to, że wszystkie OZE są niestabilne i nieprzewidywalne, przytoczę znów biogazownie, które pracują 8200 – 8400 godzin w roku więc są bardzo stabilne. Fotowoltaika ma również swoje plusy, ponieważ produkuje prąd wtedy kiedy większość z nas go zużywa czyli w dzień. Aby OZE miało sens musi być zużywane na miejscu i wówczas odpada problem magazynowania energii, zgodzę się z tym, duża ilość wiatraków generuje problemy w sieci. Kolejnym mitem są kolektory słoneczne, które mają sens właśnie przy magazynowaniu tej wody i dużej jej poborze, dla domów jednorodzinnych traktować je należy raczej jako hobby,:) Kiedy studiowałem energetykę zgodziłbym się z Twoją ostatnią tezą, że zielona energia to mit dzisiaj patrząc na to jak dynamicznie się to zmienia muszę stwierdzić, że to przyszłość i to nie całkiem odległa.

      1. “wtedy kiedy większość z nas go zużywa czyli w dzień” – chyba masz na myśli ludzi wolnych finansowo, bo wszyscy inni są akurat w pracy :)
        i nie potrzebują w domu prądu, poza zasilaniem lodówki.

        1. Przy podłączeniu systemu do sieci, to właśnie “praca” jest odbiorcą prądu wyprodukowanego przez domową instalację OZE. Wówczas rachunek za prąd wystawia wytwórca, czyli właściciel instalacji OZE. W nocy jest odwrotnie.
          Nie ma w tym żadnej sprzeczności.

        2. Większość z nas zużywa energię w dzień, tak wynika ze zużycia energii w systemie energetycznym.

    3. @Catherine Sophie: mamy dwa wybory albo odnawialne źródła energii albo śmierć planety. Fajnie, że tak przeliczasz co się “opłaca” a co się “nie opłaca” i prawdziwych wizjonerów wyzywasz od cwaniaków ale prawda jest taka, że jeśli chodzi o odnawialne źródła energii to jeśli nie tacy ludzie jak Elon Musk to przez następne 50 lat będziemy zużywać gaz i węgiel a później czeka nas świat zaprezentowany w mad max. Nie obawiałbym się o dopłaty bo jednak technologia jest w powijakach i trzeba ją dofinansować, żeby stanęła na nogi – trzeba nadmienić, że przez ostatnie 20 lat zrobiono więcej w rozwoju OZE niż przez przez ostatnie 20 wieków. Rozumiem jednak, że nie do końca rozumiesz problemu (każde większe miasto chin czy kraków w smogu) żyjąc na karaibach. Fajnie jest narzekać na technologię ale sama się nie rozwinie i jeśli muszę dopłacać do prądu za OZE to mała cena za przyszłość. A jeśli chodzi o stronę “inwestorską” to zależy od kraju i dopłat. Przy stabilnym rządzie (a nie takiej bananowej republice jak Polska) jeśli rząd podpisuje z kimś umowę i się zobowiązuje, że dopłaci jakąś sumę pieniędzy to dopłaca przez czas trwania umowy (np. 20 lat) a w Polsce nie dość, że mogą zerwać umowę, zabrać wiatraki to jeszcze wkopać do więzienia. Polski rząd niestety nie rozumie, że stabilność w prawie to podstawa i długo nie zrozumie – może nigdy? Pozdrawiam

  4. Sławku, turbina wiatrowa ma pewien czas życia. Z tego co na szybko wygooglowałem szacuje się że jest to ok 25 lat. Więc żeby wiedzieć czy naprawdę na niej zarabiasz należy uwzględnić koszt w postaci 4% amortyzacji.

    Z nieruchomościami jest trochę inaczej, bo ich czas życia jest dłuższy i dzięki bieżącej mniejszej lub większej konserwacji (której koszt w formie funduszu remontowego przerzucasz na najemcę) można go jeszcze znacząco wydłużyć. Ale wnętrze mieszkania też się zużywa podczas normalnej eksploatacji i żeby być uczciwym wobec siebie trzeba to uwzględnić w kalkulacjach.

  5. Jakie straty?
    Księgowe? Giełdowe? Finansowe? Straty spowodowane przeszacowaniem hipotetycznej wartości wiatraków oraz brakiem amortyzacji po jej zakończeniu? A może dopłaty zostały obcięte wraz z innymi preferencjami i czas na “optymalizację” podatkową? Przecież największymi inwestorami w OZE w Polsce są spółki energetyczne z lwim udziałem Skarbem Państwa… Górnicy się uspokoją, to się wróci do preferencji dla OZE, żeby nie płacić kar dla UE. To jest tylko gra. Niestety, inwestorzy nie zainkasują dywidend, a jak sprzedadzą udziały, to rzeczywiście stracą. Rozumiem jednak, że czasem lepiej szybko odzyskać część kasy, niż długo trzymać zamrożony kapitał. To wszystko jest grą, głównie polityczną.

    Nie mam osobistych doświadczeń z inwestycjami w OZE, ale widzę, jak się podrasowuje wyniki na papierze i zdaję zobie sprawę z tego, co się za tym kryje, ale to temat rzeka…

    Jak firmy z rynku OZE osiągną dno, to pomyślę, czy nie zainwestować w nie, najlepiej tuż przed zmianą opcji rządzącej. Spodziewam się sporych zysków.

    Tak to wygląda na mój prosty rozumek ;)

  6. Witam,

    Sławku nie siedzę bezpośrednio w branży wiatrowej, ale w branży kogeneracji, która funkcjonuje również jako odnawialne źródło energii (OZE) jeśli zasilane jest np. biogazem. Powiem krótko w tym sektorze wszystko (zysk/strata) zależy od regulacji prawych. Cały system OZE w Polsce funkcjonuje bardzo słabo od dłuższego czasu problemy finansowe mają poszczególne “branże” np. w ostatnich latach bliskie bankructwa były prawie wszystkie biogazownie rolnicze, poważne problemy zaczęły pojawiać się również dla elektrowni wodnych. Zmierzając do meritum sytuacja w branży wiatrowej zależy ściśle od ceny tzw “zielonych certyfikatów” (świadectw majątkowych pochodzenia energii z OZE), które obecnie są na rekordowo niskim poziomie (dla zobrazowania w szczycie kosztowały ok. 300 zł/MWh, dziś ok. 22 zł/MWh). Taki “wiatrak” przychody generuje ze sprzedaży energii elektrycznej (ok. 170 zł/MWh) do sieci i ze wspomnianych wcześniej certyfikatów. Nie trudno wyciągnąć wnioski jak zmieniły się przychody. Co do kosztów trudno mi się obiektywnie wypowiedzieć, wiem tylko, że spółki inwestujące w wiatraki przyzwyczaiły się do wygodnego i drogiego życia (wysokie wynagrodzenia, luksusowe samochody, itp). Nie znam kosztów serwisowania wiatraków, ale z doświadczenia w mojej branży wiem że nie są one znikome – sądzę, że dla wiatraków będzie podobnie. Myślę jednak, że co sprytniejsi w branży wiatrakowej poradzą sobie z tymi trudnościami poprzez przejście na tzw. układ hybrydowy, w skrócie zbudują obok farm wiatrowych dodatkowe OZE np. biogazownię, PV która pozwoli na osiąganie przyzwoitych zysków w przyszłości.

    Dodać mogę, że w obecnej sytuacji legislacyjnej powstawanie jakichkolwiek nowych farm wiatrowych jest wątpliwe, nie tylko z powodów przytoczonych powyżej (ekonomii), ale główne w związku z tzw. ustawą antywiatrakową obligującą inwestorów do znacznego oddalania farm od zabudowań. W nowym systemie wsparcia dla OZE promowane są głównie biogazownie, PV, hydroelektrownie.

    Sławku odnośnie źródeł pasywnego dochodu dużo bardziej niż wiatraki pasuje mi to czym się osobiście zajmuję, czyli kogeneracja gazowa. Kogenerator zasilany gazem ziemnym nie jest zależny np. od wiatru ( praca wiatraka to tylko 20% czasu w roku!) pracuje nawet 95% czasu w roku generując pasywne dochody praktycznie cały czas.

    Pozdrawiam
    Grzegorz

    1. Grzegorz, dzięki za informację. A czy mógłbyś coś więcej powiedzieć o kogeneracji gazowej i na czym polegają tu pasywne dopływy gotówki?

      1. Ogólnie rzecz ujmując kogeneracja to produkcja co najmniej dwóch rodzajów energii w jednym procesie. W większości przypadków proces polega na spalaniu gazu (np. gazu ziemnego), a w wyniku otrzymujemy energię elektryczną i cieplną (gorącą wodę). Ideą kogeneracji jest jej wysoka sprawność przetwarzania energii zawartej w paliwie sięgającą ponad 90%. Ja osobiście zajmuje się kogeneracją, która wykorzystuje silniki gazowe, uważam to za najbardziej sprawdzone rozwiązanie w naszych polskich realiach.

        Jeśli chodzi o pasywne źródło gotówki to instalując takie urządzenie u klienta (który w chwili obecnej energię elektryczną kupuje z sieci, a ciepło produkuje w własnym zakresie lub kupuje z ciepłowni) np. w zakładzie produkcyjnym, hotelu, basenie, na osiedlu mieszkaniowym itp. możemy sprzedawać energię elektryczną i ciepło po cenach korzystniejszych niż obecnie posiada dany klient. Zwykle wymienione wyżej obiekty mają bardzo stały pobór energii, a co za tym generują stałe ilości pasywnej gotówki. Trudno to opisać nie wgłębiając się w szczegóły, konkludując rentowność dobrze dobranych instalacji może osiągać nawet kilkadziesiąt procent rocznie, a czasy zwrotu z inwestycji osiągają nawet 2 – 3 lata! Jako minus w porównaniu do najmu mieszkań wskazać należałoby zdecydowanie większe skomplikowanie tych projektów oraz ich znaczną kapitałochłonność.

        Sławku jeśli masz jakieś pytania pisz śmiało, postaram się odpowiedzieć na każde pytanie:)

        Pozdrawiam
        Grzegorz

        1. Grzegorz, dzięki za dodatkowe informacje. Coś jednak dalej nie rozumiem skąd tutaj pasywny dochód. To znaczy, rozumiem skąd się bierze dochód jako taki, ale nie widzę tu pasywności i stabilności comiesięcznych wpływow – ceny gazu pewnie się wahają, co ma z kolei wpływ na różnicę pomiędzy cenami rynkowymi energii i ciepła vs tej pochodzącej z kogeneracji.

          Z tego co rozumiem, to to co opisałeś jest raczej biznesem (bardzo zyskownym!!!) niż źródłem pasywnej gotówki. Podobny biznes to postawienie np. samoobsługowej myjni samochodowej przy ruchliwym skrzyżowaniu ulic. Do myjni trzeba jednak podjechać, uzupełnić płyny myjące, naprawić ujęcie wody, wymienić szczoteczkę myjącą, wyjąć bilon z automatów, wymienić żarówkę, itp

  7. Wiesz idąc tą logika mieszkania na wynajem też nie byłyby w stu procentach pasywnym źródłem, przecież nie są bezobsługowe, też trzeba je remontować, naprawiać usterki itp. też przychody mogą się zmieniać w zależności od koniunktury na rynku najmu, najemcy.

    Stałość dochodu przy zastosowaniu kogeneracji polega na sprzedaży stałej ilości energii, ceny gazu nie zmieniają się często (raz na rok lub rzadziej) po stałej cenie.

    1. Grzegorz, oczywiście masz rację. Mieszkania na wynajem zasadniczo nie są bezobsługowe, ale całość obsługi możesz zlecić firmie takiej jak Mzuri. I wtedy dla inwestora stają się bezobsługowe.

      Podobnie bezobsługowa nie jest … lokata bankowa. Przecież w banku pracują setki czy nawet tysiące ludzi by z tych lokat wypracować zyski, których potem jakaś (nieduża) część trafia do właściciela lokaty w formie odsetek. Zanim powstały banki, ludzie dysponujący nadwyżkami gotówki sami udzielali kredytów bezpośrednio przedsiębiorcom. Ale to wtedy na ich barkach spoczywały zadania związane z oceną biznes planu, oceną rzetelności kredytobiorcy, spisanie umowy, pilnowanie spłat oraz windykacja w przypadku ich braku.

      Tak samo jest z tantiemami z bestsellera (wydawca zwykle bierze na siebie marketing książki, obsługę zamówień, zamawianie w drukarni kolejnych dodruków, magazynowanie, obsługę reklamacji, rozliczenia z autorami, itp). Inaczej musiałby to wszystko robić autor, ale wtedy utraciłby dużą część swojej … wolności:-)

      1. Dodam jeszcze może jedno, że w niedługim czasie na naszym rynku pojawią się takie podmioty, które zaoferują zarządzanie takim układem kogeneracyjnym (na podobnej zasadzie jak Mzuri zarządza nieruchomościami klientów) pozwalając Inwestorowi na czerpanie z tej wolności:). Takie podejście zagwarantuje uzyskiwanie już praktycznie w 100% pasywnego przychodu. Sam zastanawiam się nad rozpoczęciem takich start’upów w formule CFI. Co myślisz o takim pasywnym źródle?

        1. Grzegorz, jak już wcześniej wielokrotnie pisałem, osobiście nie jestem zainteresowany dywersyfikacją w instrumenty, których do końca nie rozumiem. Trudno jest mi zidentyfikować i ocenić ryzyka, a co za tym idzie podjąć działania mające je zmitygować. Osobiście zdecydowanie nie jestem zainteresowany, a czy poleciłbym to innym? Wydaje mi się, że kogeneracja jest obciążona większymi ryzykami niż stary-jak-miasta najem mieszkań i stąd pewnie owe wyższe zwroty. Ryzyka wynikają z tego, że jest to branża regulowana, wymaga dużych nakładów kapitałowych, technologie mogą się szybko zmieniać, itp.

          Zgodne jest to z obserwacjami Smitha kilkaset lat temu – tam gdzie wysokie zwroty tam też o wiele wyższe ryzyko.

        2. kogeneracja hahaha bardzo ciekawy temat ale bardzo skomplikowany. To się w ogóle opłaca w Polsce? Z tego co ja wiem to jest kapitałochłonny biznes wysokiego ryzyka oparty o bardzo specyficzną wiedzę i prawie brak konkurencji. Z tego co ze studiów pamiętam to przy wysokich cenach prądu, niskich cenach gazu, niskich cenach całej instalacji, niskich stabilnych odsetkach i fajnych dopłatach to może się opłacać. Umowy z tego co pamiętam są podpisywane na 15-20 lat i działa na zasadzie “ja ci wybuduję kotłownię za moje pieniądze, ty będziesz mi płacił za ciepło a prąd dodatkowo to będzie mój zysk z dopłatami (czyli takie quasi minielektrownie bez strat przesyłu “zdecentralizowane”)”. Wg mnie bardzo skomplikowany biznes i trzeba mieć naprawdę głęboką specjalistyczną wiedzę. Mieszkania są zdecydowanie prostsze. Na tym temacie bardzo łatwo się przekręcić ponieważ rynek jest dosyć ograniczony (większe obiekty np. hotele) ale jak każdy biznes wysokiego ryzyka przynosi a raczej może przynosić bardzo dobre zyski.

  8. Pozwolę sobie przypomnieć moje oryginalne pytanie: czy ktoś z Was zainwestował może w jakąś farmę wiatrową i mógłby się podzielić z nami swoimi doświadczeniami?

  9. W 2015 r. zainwestowałem w mikroinstalację fotowoltaiczną o mocy 10 kWh. Koszt inwestycji 57 000 zł (34 200 kredyt, 22800 dotacja). Kredyt ze stałą stopą procentową 1% wziąłem na 5 lat ( rata miesięczna ok. 600 zł). I to był mój błąd, bo mogłem otrzymać na 15lat z ratą miesięczną ok. 200 zł. Elektrownia wytwarza mi pąd za ponad 300 zł miesięcznie. W 15-letnim wariancie spłaty kredytu miałbym ponad 100 zł dochodu pasywnego miesięcznie i jak to określa Kiyosaki nieskończoną stopę zwrotu, ponieważ zero zainwestowanego kapitału własnego.

    1. Wojtas, dzięki za informacje. Jeśli mogę jeszcze dopytać o szczegóły, to:
      1) kto jest odbiorcą wytwarzanego prądu?
      2) jaka jest oczekiwana żywotność tej mikroinstalacji?
      3) czy jest to instalacja zupełnie bezobsługowa?

      Powodzenia w budowaniu wolności finansowej!

    2. Wojtas, te 300zł miesięcznie to po odjęciu Twojego zużycia? Szczerze mówiąc trochę mało jak na prawidłowo dopasowaną instalację o mocy 10kW (kWh to ilość energii).

      1. nibul,
        ja dużo zużywam energii elektrycznej ponieważ do ogrzewania domu używam centrali wentylacyjnej z odzyskiem ciepła LWZ 303 SOL

  10. Sławek,
    Ad 1 – prąd wprowadzam bezpośrednio do sieci energetycznej, która pełni funkcję akumulatora;
    Ad 2- żywotność mikroinstalacji wynosi 25 lat. Ponadto w miarę użytkowania spada sprawność paneli fotowoltaicznych (ok. 1% rocznie);
    Ad 3 – instalacja jest bezobsługowa. Panele fotowoltaiczne są zainstalowane na dachu mojego domu, a inwerter (falownik) na ścianie w garażu. Generalnie montaż był bezinwazyjny, pomimo tego że dach domu jest nieregularny i pokryty dachówką.

    Pozdrawiam.

  11. Witam
    Pisze pierwszy raz wiec na poczatku chcialbym sie przywitac.
    Sledze bloga juz dluzszy czas i zamierzam zainwestowac w mieszkania na wynajem, ale ciagle sie waham. Jest to troche zwiazane z moja sytuacja zyciowa, poniewaz mam jedno niepelnosprawne dziecko i to motywuje mnie do myslenia juz teraz (obecnie mam 32 lata) o zapewnieniu jej wolnosci finansowej. Ale nie o tym chcialem.

    Pracuje juz 5 lat w serwisie elektrowni wiatrowych i z tego co widze to sprawe oplacalnosci mozna rozpatrywac dwojako. W momencie podpisywania umowy na odbior energii mozna bylo wybrac jedna z dwoch opcji:

    – stala cena MWh (mniejsza w danym momencie niz ceny zielonych certyfikatow, ale stala)
    – cena zalezna od ceny zielonych certyfikatow, wieksza, ale mniej stabilna

    Jezeli inwestor wybral opcje pierwsza to w tym momencie jeszcze sie to oplaca, jezeli wybral opcje druga juz nie bardzo (oczywiscie wszystko zalezy rowniez od tego czy byl to kredyt czy srodki wlasne i od kilku innych rzeczy, sprawa nie jesy prosta, jak to najczesciej w zyciu bywa).
    Zmienila sie legislacja i to nie tylko ustawa “antywiatrakowa” lecz rowniez prawo budowlane, a dokladniej interpretacja kilku zapisow (np. “Obiekt budolwany”) co w wielkim skrocie skutkuje wyzszym, w niektorych przypadkach nawet 3 krotnie, podatkiem.
    Kilka lat temu sam zastawialem sie nad inwestucja w elektrownie wiatrowa (na mala skale, lewarowana kredytem lub wspolnikiem) i teraz chyba sie ciesze, ze tego nie zrobilem.
    Inwestor niemiecki, dla ktorego serwisujemy farme powiedzial, ze nie planuja juz inwestycji w Polsce, poniewaz prawo jest zbyt niestabilne.
    Wyobrazmy sobie, ze inwestycja zwraca sie sie w ciagu 8 lat, a w tym czasie moga rzadzic dwie, skrajnie rozne partie, ktore moga zmieniac przepisy o 180 stopni. W jaki sposob zminimalizowac ryzyko?
    Nie mamy na to wplywu.
    Dlatego coraz powazniej mysle o nieruchomosciach, ktore wydaja sie byc bardziej odporne na polityke (chociaz zastanawia mnie jaki wplyw na rynek nieruchomosci moze miec “mieszkanie plus”)
    Pozdrawiam Lukasz

    1. Lukasz, dzięki za Twój komentarz oraz dodatkowe informacje. Jeśli chodzi o program M+ to już o tym dyskutowaliśmy na fridomii.

      Osobiście nie widzę by ten program istotnie zmienił rynek: nie wiadomo jaka będzie skala, nawet jeśli duża to i tak w porównaniu do całego rynku najmu – nieduża. Nie wiadomo do kogo będzie adresowany ten program (jeśli zgodnie z założeniemi, to raczej do osób, których dziś nie stać na najem). Nie wiadomo w jakich miastach się rozwinie.

      Efekt może być odczuwalny w bezpośrednim sąsiedztwie budynków M+ i jeśli już to raczej przejściowo.

      Nawet jeśli sprawdzą się najczarniejsze scenariusze to w najgorszym przypadku spadną ceny najmu, czyli zabezpieczeniem się przed tym będzie zbudowanie większego portfela mieszkań, tak by łączna kwota pasywnych przychodów była wystarczająca.

      Inwestowanie w najem nie jest pozbawione ryzyk. Nawet przejście przez ulicę, dojazd do pracy samochodem czy kąpiel we własnej łazience niosą przecież ryzyko śmierci.

    1. Lukasz, podobnie mówił ceniony przeze mnie Krzysztof Zanussi, który nakręcił kilkanaście lat temu film pt “Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową”. Trudno z tym dyskutować:-)

      1. Mieszkanie plus to nie problem. Problem w tym, że ten rząd jest nastawiony bardzo socjalistycznie a mało kapitalistycznie i działa trochę jak lokalny janosik (zabierze tym którzy trochę mają, bo ci którzy mają dużo dawno są “międzynarodowi” a więc nietykalni dla tego rządu – wszystkie próby ruszenia tych osób kończy się, że przeciętny człowiek dostaje jeszcze bardziej po tyłku). Wybory chyba za 2 lata (??) zobaczymy jaki rząd wtedy wygra. Jeśli kolejny który chce “równości społecznej” (naprawdę nienawidzę tego określenia) to mało wesoło będzie. Inwestorzy z tego co widać wycofują się bardzo cicho z polski…

  12. Inwestorzy zaczynają tracić na tym biznesie bo zmieniło się otoczenie inwestycji. Obecne władze obniżyły ceny tzw zielonych certyfikatów. Prąd z wiatraków jest dosyć drogi więc musi być subwencjonowany, a to się powoli kończy. Kto nie ma spłaconego wiatraka ten cieniutko przędzie. Wbrew pozorom to nie jest perpetum mobile, nawet wtedy kiedy dobrze wieje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.