Hungaro(bo)ring

Prawie cały miniony tydzień spędziłem w Budapeszcie. Najpierw 3 dni na mistrzostwach świata w sportach pływackich (FINA 2017), a potem 3 dni na Hungaroring podczas 31. edycji tutejszych zawodów Formuły 1. Budapeszt tym razem zaliczyłem na sportowo.

FINA 2017

Mistrzostwa świata (na basenie 50-metrowym) odbywają się co dwa lata (na basenie 25-metrowym chyba też co dwa lata). W tym roku mistrzostwa składały się z sześciu dyscyplin wodnych: pływanie, pływanie na otwartych wodach, pływanie synchroniczne, skoki do wody, skoki z dużej wysokości i piłka wodna. Zawody FINA 2017 rozgrywano na 5 stadionach, arenach. Najbardziej zależało mi na zobaczeniu pływania synchronicznego, ale ponieważ wcześniej miałem być we Wrocławiu na The World Games oraz w Krakowie na koncercie, to w końcu podczas FINA 2017 widziałem tylko dwa razy pływanie i raz piłkę wodną (finał, w którym Amerykanki bardzo zdecydowanie pokonały Hiszpanki). Pływanie synchroniczne zakończyło się przed moim przyjazdem do Budapesztu.

Organizacja

W sumie o 612 medali walczyło aż ponad  2500 sportowców ze 112 krajów (to więcej niż na Olimpiadzie Zimowej). A więc całkiem duża impreza.

Duna Arena to największy z 5 obiektów (prawie 13 tyś widzów), zbudowany nad samym Dunajem w północnej części Pesztu. Robi wrażenie.

Wszyscy bardzo chwalili doskonałą organizację mistrzostw FINA 2017. W mieście było bardzo dobre oznakowanie dojazdów na stadiony. Wokół aren było mnóstwo wolontariuszy, którzy byli bardzo pomocni. Aby ułatwić dojazdy kibicom, z rożnych aren były specjalne autobusy do hoteli w centrum miasta (jeden chyba do Duna Mall) oraz na lotnisko. Autobusy jeździły co 15 minut. Woziły m.in sportowców do hoteli w centrum. Można było z nimi pogadać w autobusie. Spod Duna Arena pływały też łodzie po Dunaju do centrum. Niestety nie skorzystałem.

Wszędzie panował porządek. Jasne oznakowania, na szczęście nie tyko w języku węgierskim:-). Wokół głównego stadionu – Duna Arena – był bardzo duży fan zone z mnóstwem kafejek, barów i mnóstwem sklepów, z pamiątkami, ale też duży sklep Aldi na podstawowe zakupy. Oraz – co najważniejsze – kilka ogromnych ekranów, na których można było śledzić zmagania na innych arenach.

Na ulicach sporo było policji. Stały nawet wozy pancerne, a policjanci mieli karabiny maszynowe. Ale sprawdzanie bagażu wnoszonego na stadiony było w sumie dość lajtowe

Atmosfera

Atmosfera była prawie taka jak na Olimpiadzie – ludzie z najróżniejszych stron świata. Pierwszych kibiców jakich spotkałem pierwszego dnia byli kibice z … Tanzanii:-). Sportowcy też byli łatwo dostępni, np piłkarki wodne z USA, po zdobyciu złota poszły w tłum kibiców, zupełnie tak samo jak w Brazylii.

Podobna do olimpijskiej była też ceremonia medalowa z udziałem żołnierzy z kampanii reprezentacyjnej. Atmosfera zdecydowanie bardziej międzynarodowa niż podczas niedawnego Pucharu Konfederacji w Rosji.

Ceny

Najtańsze bilety można było kupić już od HUF 500, czyli ok PLN 7. Najdroższe to PLN 100 na mecze finałowe. A wiec raczej ceny jak za barszcz:-)

Polacy

Polacy zdobyli tylko 1 srebrny medal. Wojtek Wojdat. Rozmawiałem z dwoma trenerami , którzy mówili, że nie przyjechali tu po zwycięstwa, tylko po naukę, bo nie ma następców Otylii Jędrzejczak i Roberta Korzeniowskiego. Rozmawiałem także z dwoma zawodnikami (ze sztafety miksta) – fajnie komentowali starty innych zawodników. Dowiedziałem się sporo m.in. o oporze przednim:-)

Nie tylko Polacy słabo wypadli. Zaskakuje dopiero 19. pozycja w tabeli medalowej Niemców (dopiero 11. miejsce w Europie). Słabo wypadła też Australia. Kenijczycy też niewiele zwojowali. Widziałem start tylko jednej młodej pani Kamau. Zajęła przedostatnie miejsce. W ogóle Afryka słabo. Oprócz RPA, które zdobyło złoto i chyba jeden brązowy krążek.

Za rok mistrzostwa świata na basenie 25-metrowym w Hangzhou w Chinach. Może się tam wybiorę? Prawdę mówiąc nawet nie wiem gdzie jest to miasto… :-)

 

FORMUŁA 1

Hungaroring znajduje się poza centrum Budapesztu, ok 25-30 km autostradą. Tam spotkałem dużo Polaków nawet z północy Norwegii:-). Wielu czciło wielkiego nieobecnego – Kubicę. Poza Polakami niewielu jednak żyje jego powrotem. Kibice nawet nie wiedzieli, że się stara o powrót – wiedziała tylko jedna młoda … Rumunka oraz pewien Anglik z RPA.

Na Hungaroring może nie było tak międzynarodowo jak podczas FINA, ale i tak było tam mnóstwo kibiców z innych krajów. Węgry sąsiadują aż z 7 krajami – Austria, Słowacja, Ukraina, Rumunia, Serbia, Chorwacja i ….. Czechy? Wszyscy byli obecni w dużych liczbach, ale też Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy. Mnóstwo było Finów, Niemców,  Holendrów i Brytyjczyków, ale też Estończycy, Szwedzi, Hiszpanie, Portugalczycy, Francuzi, Grecy. Cała Europa, a nawet trochę Amerykanów, Afrykańczyków, Azjatów.

Szkoda, że w 1986 to nie my tylko Węgrzy wybudowali sobie tor Formuły 1. Dziś koszą na tym polu sporo kasy. Kibice odkrywają przy okazji piękno Budapeszu, co pewnie przekłada się na miliardy zarabiane na turystyce.

Atmosfera

Atmosfera Formuły 1 była bardziej festynowa niż sportowa. Do głównej trybuny (z widokiem na paddock i stanowiska wymiany opon, tankowania i serwisowania bolidów) przyklejona jest z tyłu bardzo duża strefa jadalno-rozrywkowa. Wiele fast foodów, lodów, stoisk z piwem, a także wiele rozrywek typu konkurs wymiany opon w bolidach, komentowanie wyścigów w studio tv, zdjęcia na tle ścianki z podium dla zwycięzców lub z czarno-białą flagą w kratkę do kończenia wyścigu oraz duży salon gier (konkurs gier wygrał pewien Patryk z Polski, który powiedział, że ćwiczył w domu po 6 godzin dziennie!!!).

Czy wspomniałem o sklepach? Było ich tam kilkanaście. Sprzedawano przede wszystkim strasznie drogie koszulki (nawet po PLN 500) oraz niewiele tańsze czapeczki ze stajniami Formuły 1 – Ferrari, Mercedes, McLaren, Renault, Red Bull i inne. Osobne duże stoisko zajmowały memorabilia Ayrtona Senny oraz drugie – z pamiątkami związanymi z samym Hungaroring.

To co ciekawe, to że większość kibiców nosiła owe koszulki, więc każdy chodził obklejony od głów do pasa reklamami sponsorów poszczególnych stajni. W sumie, to super trick reklamowy. Ludzie płacą kupę kasy by kupić koszulki z logo danej firmy, a potem paradują w nich po zawodach oraz – później – po swoich miastach.

Zaskoczyło mnie to, że Formuła 1 jeszcze się nie zamerykanizowała. Nie wiem czy to przypadek, czy celowe wybory organizatorów, ale dominowały reklamy brandów europejskich. Red Bull (a nie np. Coca Cola), Pirelli (a nie Firestone), Puma (a nie Nike), SAP (a nie Oracle), Shell, Castrol i Total (a nie Chevron czy Texaco), Santander (a nie Citibank), Johnnie Walker (a nie Jack Daniels), Heineken (a nie Budweiser jak podczas Pucharu Konfederacji w Rosji 2017), DHL (a nie FedEx), Vodafone (a nie AT&T), Pepe Jeans (a nie Levi’s), Bauch (a nie Maiden’s Maid), Mercedes, BMW, Ranault, McLaren, AMG (a nie np. GM lub Jeep), itp. Oczywiście były też produkty stricte europejskie (zegarki Rolex, TAG Heuer) oraz azjatyckie – Huawei,  Casio, Honda, Infinity, Petronas. Tylko na starych koszulkach którejś ze stajni widziałem reklamę Marlboro. I tyle.

Wśród zawodników ściągających się w Formule 1 najwięcej jest Europejczyków (Finowie, Brytyjczycy, Niemcy, inni), ale też Kanadyjczyk, Australijczyk, Meksykanin, Brazylijczyk, ale chyba nie ma Amerykanina z USA. Ciekawe. W sumie to podoba mi się to, że Formuła 1 zachowała swój europejski charakter.

Atmosfera – tak jak pisałem – była bardziej festynowa niż sportowa. I trochę nadęta. Nieznajomi rzadko się wzajemnie zagadywali. Wszyscy bawili się raczej w ścisłym gronie znajomych, z którymi przyjechali na wyścig. Dominowali mężczyźni – myślę, że w stosunku 20:1.

Wrażenia sportowe

Kupiłem sobie bilet „General Admission”, który upoważnia do zajęcia miejsca na trawie na którymś z otaczających tor wyścigowy pagórków. Tam gdzie siedziałem widać było linię startową i kawałek długiej prostej wzdłuż głównej trybuny oraz większość paddocks. Z drugiej strony widziałem kilka łuków tuż przed dojazdem do mety oraz – w oddali – kawałek prostych po drugiej stronie toru. W sumie widok był całkiem niezły.

Powiedziałbym, że nawet lepszy niż z trybuny głównej. Stamtąd wprawdzie najlepiej było widać paddocks i dużą część prostej zaraz po starcie. Ale nic więcej. Stanąłem tam na dłuższą chwilę, a nawet przysiadłem na chwilę (za przyzwoleniem stewarda) w strefie złotej. Plusem był dach nad głową oraz widok na centra serwisowe, ale same przejazdy bolidów były dość nudne. I bardzo głośne ze względu na dach oraz na to, że na prostej bolidy najbardziej się rozpędzają co powoduje ostre ryczenie silników.

Ogólnie to ryk silników to główne doznanie kibica. Dużo się działo jednocześnie (tu ktoś zjeżdża do boksu, tam ktoś wypadł z toru, ciężarówka odholowała bolid, który nie nadawał się więcej do jazdy, tam serwisancie coś mówili któremuś z kierowców). Nadążyć można było tylko na dużych monitorach jak w telewizji. Choć myślę, że oglądając w tv jest lepiej bo jest jeszcze komentator, który objaśnia co się dzieje.

Organizacja

W okolice Hungaroring dojeżdżają autobusy przywożące kibiców z Budapesztu. Dodatkowo jest mnóstwo parkingów – płatnych i jeden bardzo duży bezpłatny. Policja kieruje ruchem.

Bilety można było kupić w dniu wyścigów i właściwie kosztowały nawet mniej niż zamówione przez internet (dochodziła prowizja pośrednika + koszty przesyłki DHL-em). Bilet na trzy dni „General Admission” kosztował EUR 90 (EUR 99 + 28 kosztów przesyłki przy zakupie przez internet)

Sprawdzanie security przy wejściu na teren Formuły 1 było minimalne – raz nawet nie zajrzano mi do plecaka, a dwa inne razy tylko rzut okiem do największej przegrody. Myślę, że spokojnie można by tam było wnieść małą wyrzutnię rakietową (o kałachu, pistolecie czy granatach nie wspominając). I pomimo tych ogromnych tłumów, atrakcyjności Formuły 1 jako celu ataków terrorystycznych, oraz lajtowości security checks nic się tam nie dzieje od 31 lat. Bardzo mi się to podoba, bo mam trochę dość tych wszystkich „środków bezpieczeństwa” w innych miejscach, typu lotniska.

Hungaro(bo)ring

Ogólnie rzecz biorąc to nieco się wynudziłem na tych zawodach. Byłem w piątek na sesjach treningowych, w sobotę na kwalifikacjach oraz w niedzielę na finale. Każdego dnia widziałem też jakieś wyścigi Formuły 3 lub Porsche Cup. Sporo samochodów. Ale prawda jest taka, że bolidy Formuły 1 robią kółko w ciągu 1 min 20 sekund i różnice pomiędzy najlepszymi kierowcami wynoszą jakieś tysięczne ułamki sekundy. Jest to nie do zobaczenia okiem kibica. O tym kto pojechał super dowiadujemy się z ekranu monitora.

Podczas wyścigu finałowego, kierowcy tak jak wystartowali w swoich pole positions tak i dojechali do mety po 70 okrążeniach toru. Zmiany pozycji były raczej kosmetyczne. Emocji było jak na lekarstwo. Dla mnie Hungaroring to po prostu Hungaro BoringJ

Całe szczęście, że przez całe trzy dni nie padało.

Czy wybiorę się jeszcze kiedyś na jakieś wyścigi Formuły 1?  Jeśli tak, to gdzie indziej niż Hungaroring i tylko po to by porównać te dwa miejsca. Nie dla wrażeń sportowych czy kibicowskich. Pod tym względem, to była zdecydowanie najgorsza duża impreza sportowa, na której byłem. A widziałem ich już przecież całkiem sporo.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

7 Responses

  1. Sławku jeżeli szukasz większych emocji w sportach motorowych to polecam naszą domenę czyli żużel.

    A jeżeli chodzi o sponsorów na koszulkach, to niestety kibic nie ma większego wyboru. Nie ma wersji oficjalnych koszulek bez reklam, więc chcąc utożsamiać się z teamem F1 w jakiejkolwiek innej drużynie, chcąc nie chcąc stajemy się żywym słupem reklamowym. Ale z drugiej strony, wspierając sponsora drużyny wspieramy jednocześnie drużynę, więc wszystko się zgadza:)

    1. Nibul, rzeczywiście żużel jest (jak dla mnie) bardziej widowiskową dyscypliną. Widać cały tor, czwórka zawodników startuje by jako pierwszy dojechać do mety. Zasady są przejrzyste nawet dla laika.

  2. Witam
    Ja bylem na wyscigu Formuly 1 pierwszy raz w 1999 roku i było to właśnie na Węgrzech. Pierwszy i jedyny, bo tak jak piszesz jest to okropnie nudne i niewiele wiadomo bez dostępu do wszystkich danych.
    Na szczęście był to wyjazd połączony z obserwacją całkowitego zaćmienia słońca i to było o wiele bardziej emocjonujące.

    Co do imprez sportowych to polecam łyżwiarstwo figurowe :-) Ja od kilku lat jeżdżę na Mistrzostwa Europy, końcówka stycznia. Nie jestem jakimś wielkim fanem ale żona lubiła jak była mała i okazało się że nadal jej się podoba. W przyszłym roku są w Moskwie.
    W przyszłym roku też są mistrzostwa świata w Mediolanie – pojadę na pewno bo to oczywiście wyższa półka

    Bardzo ładnie się to ogląda. W wiekszości przypadków wygrywają Rosjanie, Polacy niestety nie liczą się w tym sporcie.

    Pozdrawiam
    Woju

    1. Woju, tak, też myślałem o jeździe figurowej, ale termin zimowy nieco mnie zmroził. Pewnie kiedyś jednak się wybiorę:-). Może uda mi się też zobaczyć podczas Zimowej Olimpiady w Korei w 2018 roku

  3. Wkradly sie male bledy:

    Wojciech WojdaK – a nie Wojciech WojdaT.
    Pawel Korzeniowski – a nie Robert Korzeniowski.

    Poza tym relacja super. Zaluje ze sam nie moglem uczestniczyc w obydwu wydarzeniach.

    Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.