Zyskać na irańskich akcjach

W aktualnym numerze magazynu Forbes pojawił się sporej objętości artykuł, który mnie nieco zszokował. Pod powyższym tytułem.

Red Filip Kowalik pisze o tym, że Iran jest jak Polska w 1989 roku. Kto zaryzykuje tam inwestycje, może mieć zyski liczone w setkach procent. Kluczowe jest tu słowo “może”, do którego autor poniekąd powraca, ale dopiero w dwóch krótkich ostatnich zdaniach długiego na dwie strony artykułu.

Bohaterem artykułu jest Maciej Wojtal, założyciel funduszu inwestycyjnego Amtelon Capital, który chce zebrać EUR 50 mln na inwestycje na giełdzie w Teheranie. Do tej pory fundusz zebrał 1/5 tej kwoty.

Wow! Jestem pod ogromnym wrażeniem. I pod ogromnym zdziwieniem jednocześnie! Iran? Sam Maciej Wojtal przyznaje, że pierwszy raz do Iranu trafił … rok temu! Ma (jak dla mnie dopiero) 34 lata! Zaczął się (jak dla mnie dopiero co) uczyć farsi. Amtelon jest dopiero trzecim zagranicznym funduszem, który zarejestrował się na teherańskiej giełdzie. Amtelon Capital zarejestrowany jest w Holandii, siedzibę ma w Londynie, a operuje za pośrednictwem szwajcarskich banków. Dość mało przejrzyście z perspektywy Polaka, ale mam nadzieję wynika to z chęci optymalizacji podatków oraz zwiększenia wiarygodności funduszu, który szuka inwestorów nie tylko w Polsce, ale też w Londynie, Zurychu i Moskwie.

Czy Wy byście powierzyli swoje oszczędności powierzyli funduszowi Amtelon? Nawet abstrahując od tego, że osobiście nie wierzę w żądną dywersyfikację i w nic innego – oprócz mieszkań na wynajem – nie inwestuję, ale ja bym się zdecydowanie nie skusił na tę inwestycję. Wierzę, że Iran ma duży potencjał (80 mln ludzi, zniesione sankcje, rosnąca klasa średnia, płynny rynek kapitałowy, rentowne obligacje skarbu państwa dające 23% kupon, itp) oraz w to, że możliwe jest dwu- albo nawet i trzy-krotne pomnożenie swojego kapitału.

Jednak dla mnie małe doświadczenie zawodowe oraz niemal totalny brak znajomości lokalnego rynku założyciela Amtelon Capital są zbyt dużymi czynnikami zwiększającymi ryzyko inwestowania w Iranie. O ryzykach politycznych czy wojennych (nieporównywalnie większych niż w przypadku Polski) nawet nie wspominam. Ale może jednak jestem zbyt konserwatywny w swoim podejściu do inwestowania?

Dla inwestora dysponującego kapitałem liczonym w miliardach EURO zainwestowanie 10 mln w fundusz, który ma kupować akcje irańskich firm może być fajną ciekawostką.

Oczywiście bardzo dobrze życzę Maciejowi Wojtalowi oraz jego funduszowi. Niech jemu oraz inwestorom, którzy powierzą mu swoje oszczędności się poszczęści. Trzymam za nich wszystkich życzliwie kciuki. Niech powiększają swoje fortuny.

No i oczywiście wybieram się do Iranu turystycznie. To piękny kraj, o bardzo starej cywilizacji, której spora część zabytków się jeszcze uchowała. Ale przede wszystkim, Irańczycy są według mnie jednymi z najbardziej gościnnych ludzi na świecie. Obok Gruzinów i Syryjczyków.

A to mi przypomina jeszcze jedną rzecz. Mój dobry znajomy z Jordanii (był naszym podwykonawcą gdy realizowaliśmy w Andersenie projekt dla rządu Jordanii), mocno inwestował w Syrii, w której widział potencjał dużo większy niż w Ammanie. Mnie też wówczas bardzo mocno do tego namawiał. Ciekawe ile bym na tym stracił, gdybym go posłuchał? Na szczęście już wówczas mogłem mu powiedzieć “nie, dzięki, inwestuję tylko w najem w Polsce”. Nie dałem się zwabić perspektywą krociowych zysków. Nawet się nad tym ani przez chwilę nie zastanowiłem:-)

PS A te dwa-trzy krótkie zdania na końcu artykułu,  o których wspominałem na początku wpisu? Cytuję:

“Jeżeli pierwszym inwestorom przyniesie dobre stopy zwrotu, ma szanse (Maciej Wojtal – dop aut) stworzyć coś dużego szybciej niż gdziekolwiek – liczy na to, że w ciągu kilku lat zwiększy wartość funduszu dwu-, trzykrotnie. Jeżeli przegra, to z kretesem. Taki jest już los pioniera”.

Według mnie uczciwiej by było gdyby pionier na początku zaryzykował swoje własne pieniądze. Ja bym tak zrobił. No ale może jeśli inwestorzy będą mieli absolutną jasność tego, że uczestniczą w pewnym eksperymencie, to nie ma czego się czepiać.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

6 Responses

  1. Niestety Forbes coraz bardziej przypomina brukowiec, piszą tam głównie jakieś komunaly, często pół gazety wypełniają reklamy private bankingu, a większość artykułów nie jest ani odkrywcza a tylko powtarza zaslyszane opinie ludu… To chyba wina zmiany redaktora naczelnego, kładzie nacisk żeby teksty zrozumiał człowiek bez matury czy co… Jeszcze dwa trzy lata temu poziom był według mnie znacznie wyższy. A teraz tylko takie kwiatki jak ta inwestycja w Iranie…

  2. Większość polskich funduszy inwestycyjnych działa właśnie na takiej zasadzie. To znaczy, zarządzający funduszem pobiera sowite wynagrodzenie za obracanie cudzymi pieniędzmi, niezależnie od wyników tego obracania. Nawet, jeśli wynik jest pozytywny, to opłata za zarządzanie zje sporą część zysku, a jeśli wynik jest negatywny, to opłata za zarządzanie dodatkowo mocno powiększy stratę. Dlatego na zachodzie w ostatnich latach popularne stały się tzw. fundusze pasywne, czyli fundusze śledzące np. indeksy giełdowe, gdzie zarządzającym jest komputer, a opłata za zarządzanie jest bardzo niska. Wynik jest niewiele gorszy od wyniku funduszu zarządzanego aktywnie, a dzięki niskiej opłacie za zarządzanie, sumaryczny wynik jest lepszy. Gdybym miał zainwestować w fundusz, to byłby to właśnie fundusz pasywny.

  3. Brzmi jak Petrolinvest który jest na -99% od otwarcia. Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że Pan Wojtal posmarował pod stołem Forbsowi za reklamę :)

    1. Rafał, a ja bym się zdziwił. I to bardzo mocno. “Forbes” to poważne czasopismo i nie sądzę by się zniżał do takich praktyk, nie informując, że jest to “artykuł sponsorowany”. Kilkukrotnie ukazywały się tam materiały nt Mzuri i nigdy nie było mowy o jakichkolwiek za to pieniądzach.

      Inaczej niż w przypadku innych tytułów (mało znanych i nie posiadających żadnego prestiżu!), gdzie otrzymywałem propozycję artykułu za konkretną stawkę. Odmawiałem.

  4. Mieliśmy okazję dwukrotnie być w Iranie (2010 i 2011r.). Pamiętając ten kraj i jego możliwości, z zainteresowaniem przeczytałam o tych ogromnych zyskach. Giełda? Myślę, że tego typu inwestycje będą tam bardziej teoretyczne niż gdziekolwiek!
    Sławku, przyznaję, rzeczywiście Irańczycy są jednymi z najgościnniejszych narodów jakie spotkaliśmy. Uważam że mają jedną z najlepszych kuchni świata ze względu na brak pestycydów w roślinach i hormonów dla zwierząt. Restauracje, gdzie jada się na leżąco/siedząco, obserwując jak przygotowują świeże jedzenie. Wspaniałe daktyle, ciasteczka z figą, słodkie owoce (do których zaliczają ogórki…)… Do tego magiczne Persopilis, niesamowity, zbudowany z gliny Jazd, niesamowity ogromny Teheran… Jest do czego tęsknić.
    I z pewnością nie jest to kraj podobny do tego, którym była Polska w ’89. Może pod względem giełdy, gdy weźmie się pod uwagę sam start. Ale mentalność, wykształcenie, wpływ religii, gigantyczne bezrobocie … To nie jest Europa.
    Dotykam właśnie bosymi stopami dywanu kupionego w Iranie – stary, sprzed rewolucji, ręcznie tkany z naturalnych włókien. On widział wiele i nie wydaje mi się, aby Tak łatwo Irańczycy zamienili tę naturalną miękkość na chiński plastik. Podobnie w kwestii mentalności – nie zagoni się ich do ciężkiej pracy na rzecz koncernów, banków i innych…

    I jeszcze mała dygresja o bankach. W 2011 roku wciąż nie można było robić przelewów międzynarodowych. Oczywiście kwestia sankcji, ale też nikt poza turystami i pracującymi cudzoziemcami nie miał takiej potrzeby. Nie było wolnego handlu, czy Internetu, ani telewizji. Jeśli w ciągu kilku lat Irańczycy nauczyli się korzystać z tych wszystkich dóbr towarzyszących wolności, to gratulacje. Ja w to nie wierzę. I nie zainwestowalabym nawet jednego tumana!

  5. Zdecydowanie zgadzam się tu ze Sławkiem, rynek kapitałowy w Iranie ma jeszcze daleką drogę, aby dorównać standardami rynkom rozwiniętym. Oczywiście gospodarka Iranu może mieć świetlane perspektywy rozwoju, ale to nie musi przekładać się na zwrot dla inwestorów giełdowych. Na młodych rynkach jest sporo furtek do wyprowadzania zysków poza giełdę, nie ma też rozwiniętej kultury poważnego traktowania akcjonariuszy, zwłaszcza mniejszościowych. Jeśliby już ktoś decydował się tam inwestować (świadomy ryzyka), to cenne byłoby zaznajomienie się z tendencjami w polityce gospodarczej. Statystycznie, liberalizacja gospodarki, obniżenie podatków dobrze wpływa na zachowanie indeksów giełdowych. Wtedy jednak bezpieczniejsze byłoby inwestowanie w koszyk funduszy młodych, liberalnych gospodarek – oczywiście jeżeli ktoś nie chce decydować się na samodzielne analizowanie pojedynczych spółek.
    Pozdrawiam,
    Wiesław

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.