Jak duża jest Twoja klatka?

Indonezyjczycy są bardzo mili i uczynni. Dostaję na to codziennie wiele dowodów. Wczoraj menadżer hotelu, w którym się zatrzymałem w Pangkalan Bun (miasteczko na wyspie Borneo), zapytany o to gdzie znajdę autobus do pobliskiego Kumai, zaoferował mi podwózkę tam na swoim skuterze. Chciał chyba poćwiczyć swój (bardzo słaby) angielski.

Jadąc złapaliśmy gumę. Na szczęście, w Indonezji co chwilę można się natknąć na warsztat; w Warszawie znam tylko 3-4 miejsca gdzie mogę naprawić swój skuter:-( Naprawa trwała pół godziny (trzeba było wymienić dętkę, a przedtem zdjąć koło, co wymaga – w skuterach – częściowego demontażu rury wydechowej oraz innych części) i kosztowała jakieś 20 zł (razem z nową dętką).

Próbowaliśmy rozmawiać z owym menadżerem, ale jego słaba znajomość angielskiego mocno utrudniała rozmowę. Niewiele pomagał mu słownik w smartfonie. Opowiadał mi m.in o swoim projekcie nagrania płyty – w weekendy jest DJ w klubach. Ale bardzo się męczyłem by go uważnie słuchać i czegoś nowego się dowiedzieć o życiu:-)

Brak języka angielskiego jest dużym ograniczeniem. Znajomość polskiego pomaga porozumieć się z 38 milionami osób w Polsce oraz kolejnymi 20 milionami Polaków żyjących poza Polską. Dość łatwo porozumieć się także z setką milionów Czechów, Słowaków, Ukraińców, Białorusinów, Chorwatów, Serbów oraz innych Słowian. Pod tym względem, język indonezyjski jest lepszy, bo w samej Indonezji mieszka ponad 260 mln ludzi (to czwarty najliczniejszy naród świata!!!), a w Malezji (ich język jest niemal identyczny) kolejne 30 milionów i dodatkowo milion lub dwa w Singapurze (malezyjska mniejszość). Ilu mieszka poza granicami nie wiem.

Za to język angielski jest pierwszym językiem dla ok 350 milionów ludzi, głównie w USA, Wlk Brytanii, Kanadzie, Australii, Irlandii, Nowej Zelandii, itp. Dodatkowo szacuje się, że około 500 mln do miliarda ludzi posługuje się angielskim jako drugim językiem. To bardzo poszerza horyzonty, prawda?

Rozmyślałem sobie o tym słuchając mojego młodego rozmówcy i obserwując pewnego ładnego ptaszka w klatce w warsztacie skuterowym. Ptaszek choć nieduży (ok 25 cm długości razem z ogonem) wydawał bardzo głośne i dość radosne dźwięki. Czarny z białymi przebłyskami oraz pomarańczowymi plamami wokół oczu. Z relatywnie długim, wąskim dziobem w kolorze kości słoniowej. Bardzo sympatyczny. Aż miło było na niego patrzeć i się mu przysłuchiwać.

Zastanawiałem się czy dobrze mu w tej klatce. Co wznosił wzrok ku górze, jakby szukał drogi wyfrunięcia z klatki, to … siadał na swojej grządce. Klatka była nieduża – 50 x 50 cm po podłodze i może 100 cm wysokości, a więc w sumie cała jego przestrzeń życiowa wynosiła ćwierć metra sześciennego. Mało. Ale zastanawiałem się czy ten ptak w ogóle na to narzeka. Czy jest świadom, że żyje w uwięzi, w klatce? Że odebrano mu jego wolność?

Już zacząłem mu współczuć (pewnie ty też masz odruch chęci otworzenia klatki i uwolnienia ptaszka), gdy sobie pomyślałem, że my, ludzie, też przecież żyjemy w klatkach. Tyle, że tego nie widzimy, bo nie mamy przed sobą (za wyjątkiem skazańców) metalowych krat. Nasze kraty są … niewidzialne:-)

Planeta Ziemia jest naszym bogactwem i tym co nas wyżywia i utrzymuje, ale też naszą … klatką. Ilu osobom udało się z niej wyfrunąć? Setkom? Czyli tak naprawdę tylko garstce ludności. I to na krótko – najdłużej na rok lub dwa? Bo bez tlenu, bez grawitacji, bez ziemi, która rodzi płody, bez źródła energii, itp. nie jesteśmy w stanie przetrwać poza naszą macierzystą planetą.

Ale dobrze by było, gdyby nasza klatki była tak ogromne jak Ziemia.

W rzeczywistości, nasze klatki są o wiele, wiele mniejsze. Co je zmniejsza? O braku znajomości języka angielskiego już wspominałem. Dzięki angielskiemu moja klatka jest o wiele większa niż Jinada. Gdy nauczę się języka bahasi indonesia, to moja klatka zawrze również jego klatkę.

Brak wykształcenia też mocno zawęża nasze klatki. Podobnie jak brak pracy i dochodów. Z drugiej strony warto wspomnieć, że podjęcie pracy na etacie z jednej strony klatkę poszerza (stać nas na wyższy standard życia), a z drugiej strony – mocno ogranicza (czas, korporacyjne reguły, skazanie na towarzystwo osób, których być może nie do końca lubimy i szanujemy). Dopiero wolność finansowa pozwala na większy stopień wyboru z kim chcemy, a z kim nie chcemy przebywać, uwalnia też mnóstwo czasu wolnego. Daje swobodę wyboru codziennych zajęć.

Naszą klatkę też mocno definiuje nasze wychowanie, nasza religia. To społeczeństwo narzuca nam co jest dopuszczalne, a co nie. Podpowiada nam jak mamy się zachowywać. Nasze nawyki mogą być dla nas albo dużym ograniczeniem (np. palenie papierosów, picie alkoholu, hazard, oglądanie tv “jak leci”) albo bardzo poszerzać nasze klatki (np. nawyk rannego wstawania, porannej gimnastyki, nawyk czytania książek).

Wpływ na wielkość naszych klatek ma wielkość miejscowości w jakiej mieszkamy – choć to duże uproszczenie, to im większe miasto tym zwykle jesteśmy bardziej otwarci na świat, na innych. Z drugiej strony, więcej czasu marnujemy w korkach, oddychamy mniej świeżym powietrzem. Przejmowanie się opiniami innych (lub nie!) też ma duży wpływ na wielkość naszej klatki. Podobnie jak stopień w jakim poddajemy się naciskowi na konsumpcjonizm – osoby, które czują przymus posiadania najnowszych i najmodniejszych gadżetów mocno ograniczają swoją wolność. Nie dość, że ich klatki stają się mniejsze (muszą więcej zarabiać, zaciągają kredyty, itp.), to jeszcze stają się (klatki) mocno zagracone niepotrzebnymi sprzętami. Posunięte do ekstremum? – człowiek może stać się własnością swoich rzeczy.

System polityczny danego kraju może mieć ogromny wpływ na wielkości klatek poszczególnych jego obywateli. Albo tłamsić tak jak komunizm czy inne formy autorytaryzmu, albo pozwalać na więcej, tak jak systemy prawdziwie demokratyczne. Sami w Polsce mamy okazję zobaczyć jak to się zmienia na przestrzeni lat. Najpierw zabory, potem wolność. Potem wojna (ogromne ograniczenie wielkości klatek i to nie tylko dla osób zamykanych w gettach; dla części nawet śmierć), a po niej komunizm (niewiele lepszy od wojny). Potem znów wolność – może początkowo nadmierna, potem prawdziwa, a teraz o wiele mniejsza.

Kredyty hipoteczne oraz konsumpcyjne do spłaty mocno zawężają naszą klatkę. Bat w postaci działu windykacji banku mocno nas trzyma na łańcuchu. Im większy kredyt tym krótsza smycz, na której jesteśmy trzymani.

Jest spora grupa osób, których ograniczeniem jest brak wzroku, brak słuchu, brak czucia w rękach lub brak nóg. Lub jakaś poważna choroba ograniczająca mobilność lub sprawność umysłową lub psychiczną. Choć i to nie musi być ograniczeniem – jak pokazują przykłady osób niepełnosprawnych, którym udaje się osiągnąć rzeczy nieprawdopodobne nawet dla osób w pełni sprawnych.

Bo największym ograniczeniem wielkości naszej klatki jest – według mnie – nie metraż naszego mieszkania, ale nasz umysł, nasza wyobraźnia. Nasze nagromadzone doświadczenia życiowe. Nasza umiejętność odróżniania tego co jest ważne, trwałe, od tego co jest mniej istotne, przelotne. Nasza postawa życiowa – narzekanie versus szukanie pozytywów w każdym nieszczęściu.

To wyobraźnia pozwala więźniom znaleźć sposób na ucieczkę z więzienia. Oraz odwaga. Takiej wyobraźni brakuje pewnie tym wszystkim ptakom siedzącym w klatkach na Borneo. Pamiętam też papugi, które kiedyś miały w domu moje dzieciaki. Same wracały do otwartej na oścież klatki, choć miały realną szansę uciec. Nie potrafiły sobie chyba jednak wyobrazić życia na wolności. Brakowało im odwagi.

Wymieniłem chyba z tuzin (lub dwa) czynników, które wpływają na wielkość naszych klatek. Mam teraz kilka pytań do Ciebie:-)

  1. czy zapomniałem może o jakimś innym ważnym czynniku?
  2. dużo ważniejsze pytanie: JAK DUŻA JEST TWOJA KLATKA?

Czy dobrze się w niej czujesz? Komfortowo? Nic Cię nie uwiera, nie ogranicza? Czy możesz swobodnie rozpostrzeć swoje skrzydła i dać się porwać prądom powietrznym? Czy możesz dolecieć tam gdzie zechcesz? Czy widzisz świat “od środka” czy tylko “przez kraty” w postaci TVP1, seriali na TVP2 lub programów rozrywkowych typu “Gwiazdy z gwiazdami”?

I jeszcze ważniejsze pytanie: co możesz zacząć robić, by systematycznie powiększać wielkość swojej klatki? Nauczyć się jakiegoś języka? Wyzbyć się jakiś ograniczeń mentalnych? Nabrać dobrych nawyków? Zacząć inwestować z CFI Łódź? (:-)

Życzę Ci tego, by Twoja klatka stała się co najmniej takiej wielkości jak cała nasza planeta.  Byś nie widziała prętów krat nie dlatego, że są wykonane z niewidzialnego materiału, tylko dlatego że są tak daleko od Twoich oczu, że po prostu stają się niewidoczne. Trzymam życzliwie kciuki (:-)

 

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

28 Responses

  1. Fajne tematy Sławku podejmujesz :)

    Hmmm… że w klatce żyjemy, powiadasz?
    Można i tak to nazwać.

    Że papugom brakowało odwagi, aby uciec? No może. Tylko jakby przeżyły po tej ucieczce, jakby trafiły w tropiki? Papugi nie są ptakami wędrownymi i raczej nie mają wdrukowanego kompasu w podświadomość, jak te wędrowne. Wiesz, widziałam kiedyś taką uciekinierkę we Wrocławiu, w lecie. To nie był miły widok, jak sroki za nią goniły, dorwały ją i roztargały na kawałki. Przykro było na to patrzeć, ale próbowałam zrozumieć dlaczego tak się stało. Wniosek mój był taki, że papuga czuła się zagubiona (bo nie wiedziała, na co się porwała), a sroki goniły kolorowego ptaszka (bo taka ich natura i ciekawość), którego nigdy wcześniej nie widziały, a nie są typowymi drapieżnikami… No i stało się :(

    Ilu z nas świadomie wybiera swoje klatki woląc relatywnie wygodne życie od ciągłej walki o przeżycie? Jak się dobrze nie zacznie, to ciężko dobrze skończyć, bo czy to np. moja wina, że rodzice żyli w ciasnej klatce i świata poza nią nie widzieli? Ciężko jest grać kiepskimi kartami. W życiu gramy tym, co mamy… ale zgadzam się z tym, że najwięcej ograniczeń tworzymy we własnych umysłach i często nawet nie dostrzegamy, jak asy lub jokery same pchają nam się w ręce.

    To jest kwestią wyboru, czy będziemy żyć w mniejszej klatce, czy podejmiemy wysiłek, żeby klatkę swoją poszerzyć. Jak dla kogoś bieżący komfort jest ważniejszy od przyszłego, to nie podejmie działań. To nie tak, że trawa jest zieleńsza po drugiej stronie krat. Brak wyboru, to też wybór.

    Dlaczego nie chcemy czasem dokonywać wyborów? Dlaczego unikamy odpowiedzialności za własne życie? To jest dla mnie fascynujące pytanie.
    To nie tylko strach przed nieznanym, przed wysiłkiem fizycznym i umysłowym. Powodem unikania dokonywania wyborów jest również wychowanie, jakie otrzymaliśmy i m.in religia. Ile razy słyszeliście podobne zdania “Bóg tak chciał”? Oddanie sile wyższej odpowiedzialności za własne życie, to też jest jakiś sposób na życie.

    Przypowiastka:
    Było dwóch braci – synów alkoholika. Jeden syn został kloszardem-alkoholikiem. Drugi syn z dużym wysiłkiem skończył szkołę, podjął pracę, opłacił własne studia, dostał lepszą pracę, założył rodzinę, zbudował dom, zasadził drzewo…
    Zapytani po wielu latach, co spowodowało, że są tym, kim są obecnie, dali takie odpowiedzi:
    Pierwszy – jestem synem alkoholika, więc nie mogło być inaczej.
    Drugi odpowiedział tak samo – jestem synem alkoholika, więc nie mogło być inaczej.

    Odpowiedź drugiego syna zawiera w sobie całkowicie odmienną mentalność człowieka równie doświadczonego przez los. Jak różnie postrzegali obaj bracia warunki, w których wyrośli? Dla pierwszego były to ograniczenia usprawiedliwiające “nicnierobienie”, dla drugiego były to powody, dla który nie należy powielać ścieżki ojca, czyli jak nie należy przeżyć swojego życia.

    Ja już wiem, że trawa po drugiej stronie krat nie zawsze jest zieleńsza. Mało tego, nie widzę tych krat, o których piszesz. Widzę natomiast mój wybór. Wszystko, co robię jest z jakiegoś powodu i po coś, więc będzie miało jakieś konsekwencje. Jak nie chce mi się podjąć jakiegoś wysiłku, to coś stracę, ale też i coś zyskam – choćby chwilę na relaks. Nie jesteśmy niewolnikami, bo codziennie dokonujemy wyborów i podejmujemy decyzje oraz działania. Zawsze jakieś warunki nas ograniczają, często niezależne od nas. Każdy podlega jakimś ograniczeniom, ale czy od razu należy to postrzegać jako klatkę?

    Czy woda może zmienić skałę? Czy płynąca rzeka nie drąży powoli swojego koryta w skalistym podłożu tworząc malownicze wąwozy i kaniony? Ile razy zmienia bieg napotykając przeszkodę? I co? Dalej płynie… Jak nie dociera do oceanu, tylko odparowuje lub wsiąka w pustynię, to woda nadal krąży w przyrodzie, tylko gdzie indziej…
    :)

    1. Małgosiu, dzięki za Twoje przemyślenia. Szczególnie spodobała mi się przypowieść o dwóch braciach, synach alkoholika:-)

  2. Slawku, te klatki sa bardzo subiektywne. Piszesz, ze takowa poszerza nawyk wczesnego wstawania. Mi sie zawsze wydawalo ze mam wieksza klatke m.in. dzieki temu ze moge spac do pozna :)

  3. Fajny artykuł i cieszę się że nie tylko ja używam symbolizmu klatki. Z tymże ja najczęściej mówię o złotej klatce czyli wygodnym etaciku, nie wychylaniu się, byle było na spłatę kredytu, samochodu, i wakacje raz w roku.

    Moja klatka jest trochę większa niż średnia krajowa. Mieszkałem w UK 11 lat więc znam angielski. Poznałem tamtejszą różnorodność kulturową i religijną oraz czasem jej brak. Nie oglądam TV bo nie mam czasu :( Spałbym do późna gdybym nie musiał odwozić dziecka do szkoły.

  4. Sławku super przemyślenia, małe stworzonko, a tyle myśli wzbudziło…. Zgadzam się, że wiekszosć z nas żyje w klatkach, nawet o tym nie wiedząc.Myślę, ze każdy ma swoja drogę i swój czas, Nieliczni tylko potrafią uwolnic sie ze schematów w których tkwią. Wszystko zaczyna sie w głowie,najpierw trzeba nauczyć sie marzyć….ktoś (nie pamiętam kto) powiedział: “Najpiekniejsze pałace powstają z zamków na lodzie”. Czy ptaszek o którym piszesz ma marzenia?…
    p.s.
    dzieki za wspaniałą sugestię jak wyjść z klatki :” Nabrać dobrych nawyków? Zacząć inwestować z CFI Łódź? (:-) ”
    ;-)

    1. Małgorzato, dzięki za ciepłe słowa. Cieszę się, że mój wpis Ci się spodobał.

      Ptaszki pewnie marzeń nie mają i stąd ich brak refleksyjności…

      I jeszcze kilka innych pomysłów na powiększenie swojej klatki: rozwijanie swojego hobby, swoich pasji. Stawianie sobie wyzwań i śmiałych celów. Ciągłe uczenie się czegoś nowego. Bycie bardziej ciekawym otaczającego nas świata. Nie zamykanie się na innych.

      1. Zachęca się was do skoncentrowania większości uwagi na wyniku, który pragniecie, a nie na wyniku, którego się obawiacie. Ponieważ przyciągasz to, co myślisz najbardziej, kiedy skupiasz się na swoich marzeniach, możesz spełnić te marzenia. Odrzuć wszelką logikę i rozum, abyś mógł zobaczyć cuda poza nim, i wiedz, że żyjesz w magicznym wszechświecie, w którym warto wierzyć i marzyć.

        …..
        taki przekaz dostałam na dziś ;-)

  5. Warto zauwazyc, ze ludzi z rodzimym jezykiem angielskim jest jakies 10 x wiecej niz osob z rodzimym jezykiem polskim.

    A teraz zobaczcie, ile razy wiecej ONI niz MY generuja szeroko pojetej kultury. Ile muzyki i filmow konsumuje sie na calym swiecie, ile ksiazek tlumaczy sie z angielskiego.

    A czy ktos slyszal jakas polska piosenke w amerykanslkim radio, albo widzial jakas polska ksiazke na liscie bestsellerow sieci Barnes and Nobel?

    Taka oto smutna konstatacja.

    1. Doxa, wielokrotnie w Stanach słyszałem w sklepach i w radio piosenki Basi, śpiewane po angielsku. To tylko wyjątek potwierdzający regułę. Zapanowanie nad lingua franca dało Anglosasom dużą przewagę konkurencyjną i biznesową:-)

  6. Jeszcze jedna myśl.

    Kiedyś ślub był sposobem na powiększenie swojej klatki – pozwalał na wyprowadzenie się od rodziców, założenie własnego domu, na większą samodzielność. Zezwalał na seks oraz posiadanie dzieci. Oraz na podejmowanie bardziej samodzielnych decyzji. Zapewniał wyższy status społeczny.

    A dziś? Większość ze “zdobyczy” ślubu, młodzi ludzie osiągają dziś PRZED zawarciem związku małżeńskiego…

    1. Sławku, wg mnie jest jeszcze gorzej… To, co napisałeś powyżej, to są “zdobycze” cywilizacyjne i możliwość uzyskania wysokich dochodów jednoosobowo. Po co komu żona/mąż, jeżeli jedzenie i ubranie można kupić gotowe, stołować się w restauracjach, ubrania oddać do pralni, dom posprząta firma, a człowiek i tak nie ma czasu na relacje rodzinne, bo więzi społeczno-rodzinne tworzy… w pracy, a po pracy z koleżeństwem z pracy.

      Ślub oraz posiadanie dzieci to dla kobiety często znacznie ciaśniejsza klatka, niż stan wolny. Posiadanie dzieci dla kobiety oznacza większy problem ze znalezieniem pracy, problem z awansem zawodowym, mniejsze zarobki, problem z wygenerowaniem czasu na samorealizację, jeżeli nie jest nią wychowanie dzieci… Istnieje również przyzwolenie społeczne na niezajmowanie się dziećmi przez ojców, co z automatu ogranicza wolność kobiety, jeżeli nie jest wyrodną matką.

      Kobiety chcą być samodzielne, chcą decydować same o sobie, chcą się kształcić (są lepiej wykształcone od mężczyzn) i wcale się nie dziwię, że robią się samolubne (bo dlaczegóżby nie?), i nie chcą wchodzić w stałe związki oraz rezygnują z posiadania dzieci. Jak tak dalej pójdzie, to rasa biała wyginie z powodu… wysokiego statusu społecznego, praw nadanych kobietom (do pracy, do kształcenia i.t.d.) i dążeniu jednostki do samorealizacji (czyt. rosnącego egoizmu w społeczeństwie).

      Ot, taki paradoks ;)

  7. Gdy byłam w więzieniu, targały mną skrajne uczucia i emocje. Z jednej strony widziałam wielką szansę polegającą na tym, że wreszcie można mieć czas na czytanie i pisanie książek, że nikt nic od człowieka nie chce, o nic nie trzeba się martwić z potrzeb pierwszego rzędu. Nie jest źle. Z drugiej strony – i tego doświadczyłam tylko raz – duszący wręcz lęk przed zniewoleniem, odebraniem zdolności o decydowaniu o sobie. Dla mnie – osoby z dużym szacunkiem dla wszelkich wolności osobistych, była to emocja nie do ogarnięcia. Ale pojawiła się tylko raz.

    I wtedy odkryłam, że zniewolenie, czy wolność jest w … nas samych. W tym jak postrzegamy naszą sytuację – w formie zagrożenia, czy szansy. Ja osobiście we wszystkim dostrzegam przede wszystkim szansę, a ograniczenia interpretuję jako wyzwania. To ja decyduję, czy czegoś chcę, czy nie.

    Dla wyjaśnienia, w więzieniu nie byłam zamykana, a przychodziłam z własnej woli, na praktyki w czasie studiów :-)

    1. Aga-ta, masz duże zdolności snucia opowieści. Napisz powieść sensacyjną (lub romantyczną jeśli wolisz:-) – czuję, że przeczytam ją jednym tchem:-))) Tak jak ten krótki tekst. Ty i więziennie zupełnie mi razem nie pasowaliście i nie mogłem się doczekać jakiegoś wyjaśnienia:-)))

      1. Zachęciłeś mnie :-))))
        Piszę! Wracam do moich opowiadań i powieści natychmiast! Wizja posiadania jednego zainteresowanego czytelnika jest na tyle kusząca, że od razu wyciągam wszystko z szuflad :-))))

        Ja też się ubawiłam Twoim komentarzem :-)

        Dobrego dnia!

        1. :-))) Teraz w podróży nic nie czytam, wiec do Polski wrócę wyposzczony czytelniczo. Tak w sam raz na Twoją powieść:-)

    2. Aga-ta, ja pracowałam w więzieniu (dwa lata, bo nie wytrzymałam nacisku psychicznego) i tez miałam te same odczucia.Wolność jest w nas!!! pozdrawiam M

      1. Dzięki za propozycję konsultacji ?. Jak przystało na fankę Fridomii i właścicielkę kilku mieszkań, w swoim życiu byłam bezdomna ładnych kilka lat ?. Pewnie dlatego tak kocham mieszkania i gromadzenie ich. Ok., nie aż kocham, ale uwielbiam z pewnością. No i… Drogi BK, życie ulicy nie ma przede mną tajemnic, choć pewnie wiele mogę dowiedzieć się o tym, co współcześnie dzieje się w tej dziedzinie.
        Dodam tylko, że moja bezdomność wynikała z pragnienia wolności i niezgody na jakiekolwiek próby ograniczenia. Ale że była wynikiem mojej osobistej decyzji, nie uwierała aż tak bardzo. I pokazała mi, że wolność jest warta wszystkich poświęceń.

        Cieszę się, że dziś jestem w miejscu, w którym moją wolność poszerza gromadzony portfel mieszkań. Właśnie nieruchomości, które są dla mnie symbolem wielkiej siły we mnie samej, stały się tym, co mnie wspiera.

    3. Podczas mojego pobytu “na dołku” miałem podobne przemyślenia. Naprawdę świetnie to ujełaś ! Na plus, że dostarczono mi ciekawe czasopisma. Poczęstowano mnie również doskonałymi śledziami po żydowsku i trochę za słodką herbatą. Na pewno na duży minus, podanie jej w plastikowym kubku. Miałem również duże zastrzeżenia co do jakości obsługi. Zbyt pewna siebie i nieco grubiańska. Mimo tych wad tymczasowy pobyt w “klatce” wspominam bardzo przyjemnie. Niezwykle interesujące przeżycie. Polecam każdemu, kto lubi ekstremalne przeżycia, a grzybobranie już go tak nie pociąga. Generalnie odczucia tak jak napisałaś. Nic więcej sensownego dodać nie można. Aga-to -masz we mnie drugiego czytelnika. PS. Gdyby były potrzebne konsultacje w zakresie “życia ulicy” służę pomocą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.