Zimowanie w tropikach i … nomadyzm cyfrowy

Jakiś tydzień temu wróciłem do Warszawy i oficjalnie zakończyłem tegoroczne zimowanie w tropikach. Swoje podróżnicze klapki, mocno już sfatygowane, odłożyłem na półkę, by nieco odpoczęły:-) Ich zdjęcie może zobaczyć na moim profilu na FB:-)

Przywitały mnie iście tropikalne temperatury, mocno zakurzone mieszkanie, które pod moją nieobecność dodatkowo wypełniło się owadami, nieproszonymi lokatorami “na gapę” oraz dziesiątki drobnych spraw do załatwienia – nowy paszport, ubezpieczenie samochodu, przegląd techniczny, zaległy PIT do wysłania, badania lekarskie, dawno temu umówione wizyty lekarskie, poczta do odebrania, zaległe przelewy bankowe do wykonania, odzyskanie internetu, próba odzyskania jakichś dokumentów, które zaginęły gdzieś w czeluściach mojego laptopa (jak się okazało, pracowałem nad draftem mojej nowej książki, którą mój komputer zadecydował przechowywać w file’u “temp”). Zajęty tymi sprawami, a także prezentacją w Łodzi (o tym więcej poniżej), nie zdążyłem nawet przywitać się z przyjaciółmi ani ze wszystkimi członkami rodziny:-)

Wyjazd był super. Odwiedziłem grubo ponad 40 krajów głównie w Azji, ale wcześniej (w październiku, listopadzie i w grudniu) też w Afryce. Po drodze, dwa razy zahaczyłem o sanatorium w Druskiennikach na Litwie. Wiele z odwiedzonych krajów odwiedzałem po raz drugi, więc bardzo skurczyła się moja Lista 102 z lutego ub.r.

W krajach odwiedzanych po raz drugi, “po latach”, zobaczyłem wiele zmian na plus (Timor Leste, Myanmar, Sri Lanka, Afganistan, Tadżykistan, Kazachstan, Iran, Qatar, Lebanon). W innych nie dostrzegłem większych zmian (Korea Południowa, Brunei, Nepal, Malediwy, Kirgizja, Turkmenistan, Oman, Bahrajn, Izrael), a w trzech przypadkach nastąpił chyba pewien regres (Bangladesz, Jemen oraz – niestety, bo jest to jeden z moich ulubionych krajów – w Bhutanie). Do 3 krajów nie udało mi się w ogóle wjechać (trudności z pozyskaniem wiz) – Pakistan, Irak oraz Arabia Saudyjska. Za to odwiedziłem też ponad tuzin krajów, w których wcześniej byłem wielokrotnie – m.in Indonezję, Malezję, Filipiny, Tajlandię, Indie, Kazachstan, Rosję, Turcję, Bułgarię, Rumunię, Ukrainę, Rosję i Litwę, a wcześniej też Kenię i Tanzanię.

Nie do końca udał się mój plan powrotu z Bangkoku do Polski drogą lądową, bo czasami musiałem latać samolotami. O ile w przypadku podróży z Indii na Sri Lankę oraz stamtąd na Malediwy jest to zrozumiałe, to z Bangkoku poleciałem do Mandalay w Myanmar (bo powiedziano mi, jak się potem okazało błędnie, że granica z Tajlandią jest zamknięta), a potem z Yangoon do Dhaki (granica lądowa z Bangladeszem chyba rzeczywiście jest zamknięta). Musiałem też “przeskoczyć” Pakistan, więc poleciałem z Indii bezpośrednio do Kabulu. Nie miałem wizy do Uzbekistanu więc ten kraj też przeskoczyłem samolotem. Sporo skakałem po krajach Zatoki Perskiej. Wprawdzie zniesienie wiz dla Polaków (wyjątkiem jest nadal Królestwo Arabii Saudyjskiej), a także wejście na rynek tanich linii lotniczych – bardzo ułatwiło podróżowanie po tym rejonie, ale różnego rodzaju niesnaski pomiędzy bratnimi muzułmańskimi sąsiadami pokomplikowały sprawę (m.in izolacja Qataru).

Jednym z highlights wyjazdu była niewątpliwie Zimowa Olimpiada w Pyeong Chang, a także mój kilkudniowy wypad do Władywostoku w środku zimy. Widać musi jednak być coś na rzeczy w powiedzeniu, że cierpienie uszlachetnia:-) bo kolejną niezapomnianą dla mnie przygodą była niespodziewane zetknięcie się ze srogą zimą w północnej części Kazachstanu. Fajnych momentów tej podróży było co niemiara, na szczęście większość z nich miała bardziej tropikalną oprawę:-) Choć sama Azja jest zaskakująco mało “tropikalna”.

Od momentu powrotu do Warszawy, zdążyłem już spędzić 2 dni w łóżku (czułem, że zaczyna mnie łapać jakieś przeziębienie) oraz  4 dni w Łodzi – fajna konferencja dla cyfrowych nomadów, którą zorganizował Tomek, którego wcześniej poznałem w Bangkoku. Konferencja nazywała się “Tam Gdzie Chcę” i odbyła się w Łodzi. Spotkałem tam wielu ludzi, którzy odmieniali słowo “wolność” przez różne przypadki:-) dzięki czemu dobrze się czułem tam pomimo tego, że byłem zdecydowanie najstarszym piernikiem spośród około 150 uczestników konferencji. Tomku, gratuluję inicjatywy!!!

Okazuje się, że w Polsce mamy już całkiem sporo ludzi, którym nie wystarcza to, że nie muszą pracować na etacie i nie mają nad sobą szefa. Owi młodzi przedsiębiorcy, korzystając z dobrodziejstw internetu, dodatkowo szukają sposobu na zdalną pracę (lub zdalne prowadzenie swojego biznesu) i pracują gdzieś z tropików lub chociażby z Lizbony lub z Wysp Kanaryjskich. Uczą języka angielskiego przez internet. Rozwijają systemy szkoleń on-line. Prowadzą sklepy internetowe. Blogują. Albo wręcz podróżują po świecie za darmo dzięki idei “product placement” – sponsorzy płacą za ich przeloty i hotele w zamian za to, że wspomną o tym na swoich blogach oraz innych portalach społecznościowych.

Przypomniało mi się, że w 2017 spotkałem się z dwoma młodymi ludźmi (z jednym z nich w Nairobi a z drugim w Warszawie), z których jeden zawodowo gra w pokera przez internet, a drugi profesjonalnie obstawia zakłady bukmacherskie przez internet. Sposobów na zdalną pracę jest – jak widać – całe multum.

Ciekawe!!! Ciekawe, czy gdybym w 1995 roku usłyszał o nomadyźmie cyfrowym, to czy dziś zamiast osiągnąć wolność finansową, prowadzić bloga fridomia.pl i zimować w tropikach, może sam też byłbym freelancerem pracującym zdalnie z Bali, z Chiang Mai, z Wietnamu lub z innego zakątka świata.

Oczywiście nie żałuję swojego wyboru i wcale nie chciałbym cofnąć czasu by zostać nomadem cyfrowym (ponoć poprawna wersja to raczej “nomadą cyfrową”, ale jakoś mi to do mnie nie pasuje:-). Ja zupełnie nie potrafię pracować zdalnie, a poza tym istotną barierą byłaby dla mnie w tym przypadku moja niechęć do polegania na technologii:-) Ale dla części z Was może jest to jakaś alternatywa do rozważenia.

Można też oczywiście te dwa podejścia ze sobą jakoś kreatywnie połączyć. Na przykład – pracować zdalnie przez jakiś czas by zarabiać pieniądze, które potem można zainwestować w budowanie portfela mieszkań na wynajem. I osiągnąć całkiem pasywne źródło comiesięcznej gotówki. By nie musieć już pracować ani na etacie, ani zdalnie:-) Bo podróżowanie po świecie w formacie “product placement” – jak sam przyznawał Orest, super gościu z Ukrainy, który odwiedził już w ten sposób 105 krajów świata – to jednak praca. Bardzo przyjemna praca, ale dość ciężka.

Z pewnością dziś świat w większym stopniu stoi otworem przed młodymi Polkami i Polakami niż stał gdy ja byłem młody. Korzystajcie z tego. Korzystajcie z życia!!!

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

3 Responses

  1. Mnie ten nomadyzm nie przekonuje, choć wiem, że jest w modzie. Jeśli cały dzień mam być skupiony na pracy, to wolę robić to w dobrze wyposażonym, komfortowym biurze. Gdybym siedział w atrakcyjnym turystycznie miejscu, to praca by mnie drażniła – wiem, co mówię, bo prowadzę firmę, i czasem na urlopie w tropikach jestem zmuszony załatwiać jakieś firmowe sprawy. Już nie wspominam o pracy z domu, bo tam – z uwagi na dzieci – w ogóle nie byłbym w stanie się skupić.

    Dodatkowo, przynajmniej w moim przypadku, bliskość innych współpracowników pozwala mi na sprawowanie stanowiska kierowniczego płatnego znacznie lepiej, niż szeregowego specjalisty, więc przyśpiesza to termin uzyskania przeze mnie wolności finansowej.

    1. Tomek
      To zalezy.
      Znam i sa sposoby zarządzania skutecznie zespołem całkowicie zdalnie przez całe lata.
      Tzw remote management jest nie łatwy ale w pewnych i to nawet stałych zawodach wychodzi świetnie. Daje pewna autonomie i zaufanie.
      Nawiazujac do pierwszej czesci twego wątku, powstaje takie cos jak workcation – czyli pracowanie podczas wakacji, Tu powstaje pytanie czy wolimy miec 3-5 tygodnie normalnych wakacji i całkowicie wyłączeni bez pracy ( choć to prawie niemożliwe) czy np 10 tygodnie wakacji ale od czasu do czasu popracować

      pzdr
      marcin

  2. Za jakieś 3 tygodnie jadę do Rosji na mistrzostwa świata w piłce nożnej. Przyznam, że nieco zaniepokoiły mnie dzisiejsze fotki z różnych miast w Rosji – Murmańska, Norilska, Tomska i innych (zobacz pod tym linkiem: https://news.mail.ru/society/33511775/?frommail=1)

    Wprawdzie żadne z tych miast nie będzie gospodarzem mistrzostw, ale kto wie dokąd popłyną śniegowe chmury:-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.