Podsumowanie roku 2018

Stali bywalcy bloga fridomia.pl wiedzą, że uwielbiam myśleć długoterminowo. W codziennym życiu jestem spóźnialskim bałaganiarzem, co rekompensuję sobie tym, że lepiej mi wychodzi realizacja planów długoterminowych. W tej realizacji przydatne jest podsumowywanie minionych 12 i planowanie kolejnych 12 miesięcy. Do czego oczywiście zachęcam również Ciebie. Od kilku lat dzielę się z Wami swoimi podsumowaniami kolejnych lat. Oto podsumowanie mojego Roku 2018 :-)

Rok 2018 był dla mnie rokiem podróżowania!

Dużo podróżuję. W ciągu ostatnich 3 lat, średnio spędzałem ponad 9-10 miesięcy poza Polską. W minionym roku nie było tego szczególnie więcej, ale zabrakło mi czasu na wiele innych przyjemności.

Jak wyglądało moje podróżowanie w 2018 roku? Przejechałem m.in.
– z Bangkoku do Polski drogą lądową (trasa wiodła m.in przez Myanmar, Bangladesz, Indie, Bhutan, Nepal, znów Indie, Sri Lankę, Malediwy, znów Indie, Afganistan, Tadżykistan, Kirgizję, Kazahstan, Turkemnistan, Iran, Oman, Jemen, ZEA, Bahrajn, Qatar, Kuwejt, Liban, Joradnię, Izrael, Turcję, Bułgarię, Rumunię i Ukrainę – już któryś kolejny raz wjeżdżałem do Polski z Ukrainy zwykłym autobusem:-)
– objechałem 3/4 obwodu wyspy Borneo – po stronie indonezyjskiej, malezyjskiej ale też brunejskiej, a wcześniej zahaczyłem jeszcze o Timor Wschodni
– samochodem (Dacia Sandero:-) po Rosji podczas mistrzostw świata przejechałem aż ponad 14 tyś km w nieco ponad miesiąc (również Białoruś, Gruzja i Ukraina). Oprócz jeżdżenia zobaczyłem też na żywo 10 meczów, w tym dwa Biało-Czerwonych (niestety, bez szczególnej przyjemności z kibicowania)
– odbyłem też 3 tygodniowy trekking w Grenlandii (Arctic Circle Trail), a doleciałem tam przez Danię i Szwecję
– odwiedziłem 5 afrykańskich wysp Oceanu Indyjskiego (Seszele, Reunion, Mauritius, Madagaskar i Komory) plus też Etiopia i Kenia
– oraz Pakistan (nad którym wcześniej musiałem – z powodu trudności w uzyskaniu wizy – przefrunąć jadąc z Bangkoku do Polski drogą lądową)
– oraz 11 wysp Południowego Pacyfiku – Palau, Guam, FSM, Wyspy Marshalla, Kiribati, Nauru, Wyspy Solomona, Papua Nowa Gwinea, Vanuatu, Fidżi, Tuvalu, znów Fidżi, Samoa, znów Fidżi, Tonga, ale też – po drodze – Korea (w Seulu spotkałem się z mieszkającymi tam Fridomiakami) i USA
– odwiedziłem też komplet krajów andyjskich – od Kolumbii przez Ekwador, Peru, Boliwię i północny skrawek Chile. Ponieważ leciałem tam przez Kanadę, to zahaczyłem też o Toronto oraz Montreal
– w grudniu udało mi się wyskoczyć na przedłużony weekend do Królestwa Arabii Saudyjskiej
– 2 razy byłem też w sanatorium na Litwie
– oprócz Mundialu, byłem w Rosji dodatkowo 3 razy (korzystając ze zwolnienia wizowego dla kibiców Mundialu) – raz we Władywostoku i dwa razy w Kaliningradzie
– odwiedziłem też Anglię, Niemcy, Austrię, Czechy, Słowację i pewnie jeszcze kilka innych krajów

W sumie odwiedziłem w 2018 roku aż 71 krajów (to ponad 36% wszystkich krajów członkowskich ONZ) oraz 3 terytoria zależne (Grenlandia, Reunion, Guam). I to pewnie przez tę dużą liczbę odwiedzonych krajów wydawało mi się, że podróżowałem w 2018 więcej niż w latach poprzednich.

Imprezy sportowe

Często łączę podróżowanie z kibicowaniem podczas imprez sportowych. Nie inaczej było w 2018 roku. Kibicowałem m.in podczas:
– Olimpiady Zimowej w PyongChang w Korei. Podczas 2 tygodni pobytu w Korei, 9 bitych dni spędziłem na trybunach kibicując podczas 27 wydarzeń sportowych
– podczas Mundialu 2018 w Rosji obejrzałem z trybun w sumie 10 meczów, w tym dwa reprezentacji Polski, a jeszcze więcej zobaczyłem w rosyjskiej telewizji
– załapałem się też mistrzostwa Rosji w zapasach
– kibicowałem też podczas wyścigów Formułay 1 w Bahrajnie (tak samo nudne jak Hungaro(bo)ring :-)
– raz podczas wyścigów Formuły E pod Rijadem w Królestwie Arabii Saudyjskiej. Te były nieco ciekawsze ze względu na to, że wiele się dowiedziałem nowego o technologii E w motoryzacji

Niestety w 2018 roku zabrakło mi czasu m.in. na

– naukę języka obcego (w 2018 roku miał to być język litewski) – udało mi się tylko przez tydzień pouczyć się podczas pobytu w sanatorium w Druskiennikch
– zawód emeryta – najpierw myślałem o McDonald’s, potem o pracy w klinice w Chorzowie, ale nic z tych moich zamierzeń nie wyszło
– pisanie książek – mam w tej chwili trzy „w procesie” (w tym jedną od 2017), ale przy żadnej z nich nie udało mi się postawić kropki przy ostatnim zdaniu

Choć zdrowie ogólnie mi dopisywało…
– ciśnienie tętnicze mam teraz – odkąd się przemogłem i zacząłem łykać tabletki – w normie
– cholesterol wyraźnie obniżony
– tylko kilka bardzo drobnych przeziębień typu „jednodniówka”
– raz panika w Rosji przy obfitym krwawieniu przy oddawaniu moczu. Już chciałem pędem wracać do Polski, ale okazało się, że służba zdrowia na rosyjskiej wsi jest lepsza niż się spodziewałem :-)
– i jedyne poważne zdarzenie medyczne to była infekcja ucha na basenie w sanatorium w Druskiennikach ostatniego dnia 2018 Roku

… to jednak pojawił się w 2018 roku pewien niepokojący mnie dość mocno sygnał…

… Utrata pamięci
– aż 2 razy zdarzyło mi się zgubić okulary podczas lądowej podróży z Bangkoku do Warszawy
– wcześniej byłem dumny z tego, że ani razu ich nie zgubiłem odkąd zacząłem je nosić jakieś 5-6 lat temu
– raz zostawiłem w hotelu (na wyspie Pohnpei należącej do Federated States of Micronesia) swoją ładowarkę do komputera – przez co nie zakończyłem pisania jednej z książek. Ładowarkę odzyskałem 5-6 tygodni później na Fidżi dzięki uprzejmości pewnej Rosjanko-Szwajcarki
– w Rijadzie zgubiłem kluczyki do wynajętego przeze mnie samochodu. Okazało się, że wypadły mi one z rąk podczas procedury przeszukiwania na bramkach wejściowych (na szczęście udało mi się je odnaleźć bez wzywania ludzi z firmy AVIS)
– najpoważniejszą stratą doraźną było zagubienie przeze mnie mojego kalendarza na 2018 rok gdzieś pomiędzy Fidżi a Tuvalu. Utrudniło mi to nieco logistykę kolejnych przelotów oraz straciłem część zapisków do jednej z kolejnych książek (planowanych na 2022 rok). Przez brak notesu, trudniej jest mi też przypomnieć sobie teraz wszystkie odbyte przeze mnie w 2018 roku podróże
– ale oczywiście najboleśniejszą stratą byłaby całkowita utrata pamięci :-)

A wracając do wieloletnich planów, które bardzo lubię i które zawsze bardzo chętnie snuję i potem – jeszcze chętniej – realizuję
– to w 2018 roku kupiłem samochód, który przyda się grupie Fridomiaczek i Fridomiakow do jeżdżenia po Kenii w 2022 roku(a rok wcześniej pojedziemy nim do Kenii z Polski przez dużą część Europy, a potem przez Afrykę Północną, Zachodnią, Centralną, Południową i Wschodnią). Kupiłem auto już teraz by spełnić wymóg celny posiadania go przez co najmniej dwa lata przed wwożeniem do Kenii by moc zostać zwolnionym z wysokiego w Kenii cła importowego
– w sondzie z potencjalnymi zainteresowanymi pytałem Was o to ile osób byłoby zainteresowane tymi dwoma wyjazdami (dowiezieniem auta do Kenii w 2021 roku oraz samym podróżowaniem po Kenii w 2022; to drugie ograniczone do osób, którym do tego czasu uda się osiągnąć wolność finansowa w 100%-ach)
– w wyniku sondy zorientowałem się ze wystarczy jakiś 5-osobowy SUV (zamiast np. większego 9-10 osobowego minibusa), a szperając po ofertach aut z Anglii (w Kenii, podobnie jak w Anglii, obowiązuje ruch lewo-stronny) zorientowałem się, ze zamiast kupować kilkunastoletniego LandRovera lepiej kupić zupełnie nowe auto u polskiego dealera. Mój wybór padł na … Dacie Duster. Nie ma on wprawdzie wizerunku, ani mitu ani osiągów Land Rovera (istnieje na rynku tylko kilka lat i jest to auto bardzo tanie), ale do naszych celów w zupełności wystarczy
– a jak już wiecie, nie jestem zwolennikiem konsumpcji na pokaz 

Nie wszedłem w tym roku na żadną nową platformę społecznościową pomimo wielu zaproszeń od użytkowników m.in. LinkedIn
– wynika to częściowo z tego, że nie do końca jestem zadowolony z moich postępów na FB – nadal miewam trudności techniczne z zapanowaniem nad swoimi wpisami, zamieszczanymi zdjęciami, itp
– a co gorsze, przez to że FB zabiera mi sporo czasu – zwłaszcza gdy jestem w miejscu ze słabym łączem internetowym (a tak jest przez ok 9 miesięcy w roku) – to mam mniej czasu na i przez to cierpi fridomia. Za co serdecznie Was przepraszam i przy okazji dziękuje za to, ze nadal ze mną pozostajecie. To naprawdę bardzo, bardzo miłe
– cieszy mnie tez ze na fridomii wciąż pojawiają się nowe osoby
– to jest dla mnie potwierdzeniem tego, ze wartości, które od lat omawiamy na lamach fridomii pozostają nadal aktualne
– mam nadzieje, że takimi pozostaną jeszcze przez wiele, wiele lat

Moje plany na 2019 Rok? M.in.
– dokończenie chociaż jednej z trzech rozbebranych teraz książek
– kibicowanie podczas mistrzostw Azji w piłce nożnej w ZEA musiałem sobie odpuścić ze względu na infekcje ucha, która mi się przyplątała kilka dni temu (w załączeniu link do fajnego artykułu nt owych mistrzostw: https://sport.onet.pl/pilka-nozna/puchar-azji-turniej-absurdow/1y3yz86
– ok 2,5-miesięczny przejazd z Ushuia w Ziemii Ognistej na Alaskę, głownie drogą lądową i morską
– przejazd z Kairu do Kairu wzdłuż konturów wybrzeża Afryki. Podróż powinna mi zająć około 5 miesięcy
– a po drodze kibicowanie podczas mistrzostw Afryki w Kamerunie – niedługo ma zapaść decyzja o przeniesieniu mistrzostw do innego kraju, najprawdopodobniej do Egiptu co może nieco utrudnić mi logistykę
– oraz podczas mistrzostw w piłce nożnej Ameryki Południowej (tym razem odbędą się w Brazylii), które niestety terminowo pokrywają się z Pucharem Afryki
– kibicowanie podczas mistrzostw świata w rugby w Japonii we wrześniu (udało mi się już wylosować bilety na kilka meczów)
– a potem powrót stamtąd koleją Trans Syberyjską w październiku (trochę zimno, ale powinienem dać rade) – kolejny miesiąc w podróży
– zimowanie 2019/2020 zamierzam rozpocząć zaraz po powrocie z Japonii do Polski, by tym razem – rzeczywiście i zgodnie z moimi pierwotnymi zamierzeniami – całość jesienno-zimowych miesięcy spędzać w tropikach. Obecna (i dość bolesna) infekcja ucha w pełni mnie do tego przekonała. Śnieg to nie jest mój sprzymierzeniec
– na naukę kolejnego języka oraz na wykonywanie któregoś z zawodów emeryta na mojej liście znów mogę nie mieć niestety czasu w 2019 Roku
– za to na sanatorium na Litwie czas na pewno znajdę, bo zdrowie jest w życiu najważniejsze :-)
– podejmę też decyzję o tym czy chcę kontynuować swoją aktywność na FB

Życzę Ci – jak zawsze – bardzo udanego 2019 Roku, który oprócz tego, ze da Tobie i Twoim Bliskim dobre zdrowie i wiele radości, przybliży tez Ciebie do wolności finansowej. Trzymam kciuki z całą noworoczną energią i serdecznością.

Jeżeli chcesz podzielić się z innymi, udostępnij:

Share on facebook
Facebook
Share on twitter
Twitter
Share on linkedin
LinkedIn
Share on whatsapp
WhatsApp
Share on email
Email

38 Responses

  1. Sławku, jeśli chodzi o Facebook to jest świetnym uzupełnieniem bloga – przyjemnie się ogląda lajwy i fotorelacje.

    Odnośnie nadciśnienia – w bardzo wielu przypadkach skuteczna jest dieta warzywo-owocowa (zwana też dietą dr Dąbrowskiej). Gdybyś chciał spróbować albo dowiedzieć się czegoś więcej zapraszam do kontaktu.

    1. mnm, dzięki za zachętę odnośnie FB. Dałem sobie jeszcze rok, by ostatecznie podjąć decyzję.

      Dzięki też za poradę ws nadciśnienia i diety. Jednak stale podróżując, ciężko mi trzymać się wyznaczonych typów posiłków :-) Dobrze jeśli w ogóle w ciągu dnia uda mi się cokolwiek zjeść:-) Na szczęście należę do typów, którzy nigdy nie odczuwają głodu ani pragnienia :-)

  2. Piękne podsumowanie! Piękny rok!
    Czy wiesz, że marzenia i plany (a także działanie w kierunku realizacji!) wydłużają nam życie? Robisz to naprawdę dobrze!

    Uśmiecham się, gdy czytam o roztargnieniu, bo widzę Cię w wyobraźni takiego wyluzowanego w swoim żywiole. Choć oczywiście współczuję tych akurat doświadczeń. Wiesz, że jestem przeciwniczką leków, zatem będę Cię namawiać na kuracje, które uwilnią Cię od leków na nadciśnienie i jednocześnie przywrócą koncentrację i pamięć. Niestety, ale każda ingerencja w naturalne procesy w organizmie (a tak działają leki) prowadzi do poważnych zmian. No i czas porzucić okulary zupełnie ? – zniknie problem gubienia ich ?.

    Pięknego czasu, Sławku, Ci życzę. Nam udało się coś kupić tuż przed końcem roku i tym samym zrobiliśmy kolejny kroczek ku wolności finansowej choć czeka nas spory remont i dalsze inwestycje, nie zyski. Ale wizja 2022 stała się jeszcze bliższa. Czy może być coś piękniejszego? Jeśli tak, z pewnością to znajdziemy!!!

    1. Aga-ta, jak zwykle muszę się z Tobą zgodzić. Też czuję, że bycie zajętym i posiadanie zawsze jakiegoś ambitnego celu może przedłużyć życie. A nawet jeśli nie przedłuży, to z pewnością czyni je o wiele ciekawszym. Można wtedy jeść życie duuużą łyżeczką i się nim w pełni delektować :-)

      Chętnie bym się poddał Twoim kuracjom. Jak wiesz bardzo długo nie poddawałem się lekarstwowym sugestiom lekarzy, ale pewien znajomy lekarz z Anglii przekonała mnie, że akurat leki na nadciśnienie mają bardzo długą historię użytkowania i nie są aż tak bardzo inwazyjne. Zaufałem. Prawda też jest taka, że podróżując bardzo intensywnie, ciężko mi o wyrobienie w sobie zdrowych nawyków, w tym żywieniowych.

      No i gratuluję kolejnego zakupu. Baaaardzo mnie ucieszyła ta wiadomość! Brawo i trzymam kciuki za kolejne kroki.

  3. Sławku, w 2,5 miesiąca z Ushuaia na Alaskę – zawrotne tempo! Ja się trochę zasiedziałam w Ameryce Środkowej, obecnie jesteśmy z moim chłopakiem w Kostaryce (dokładnie Puerto Viejo de Talamanca) i planujemy tu być mniej więcej do końca kwietnia. Jakbyś do tego czasu miał zamiar zawitać do Kostaryki, to zapraszam do Puerto Viejo – fajnie byłoby się spotkać.

    1. Magda, tak, tempo rzeczywiście duże – lubię gdy jest w życiu intensywnie. W podróżach. W zajęciach. W kolorach. W smakach. W długoterminowych planach. Wolne tempo zawsze mnie męczyło – m.in dlatego będąc na studiach wziąłem sobie drugi fakultet. Lubię żyć intensywnie.

      Nie planowałem tym razem przejeżdżać przez Kostarykę – planowałem z Guyany dostać się do Meksyku skacząc po wysepkach Karaibów. Ale skoro mam doskonały pretekst do ponownego odwiedzenia Kostaryki, to pewnie się skuszę. Dzięki temu, podróż stanie się jeszcze trochę bardziej intensywna:-))) Dzięki za zaproszenie i do zobaczenia – Insha’Allah – w Puerto Viejo :-)

      1. Ja muszę przyznać, że ostatnio trochę mi tęskno do intensywnego życia – wiem jednak, że nasze błogie, kostarykańskie lenistwo nie potrwa długo, więc staram się cieszyć jego każdą chwilą :) hamak, ukulele, plaża, sport i wypatrywanie leniwców umilają mi czas :)

        Jak będziesz miał jakieś bliższe plany, co do tego kiedy będziesz w okolicach Kostaryki, to daj znać / zdaje się, że wraz z tym komentarzem powinieneś dostać mój adres email. Jeśli nie, zawsze możesz napisać do nas na Instagramie https://www.instagram.com/coletasway/ lub Facebooku https://www.facebook.com/coletasway.

        Udanego, intensywnego 2019 i mam nadzieję, że do zobaczenia. Pura Vida!

  4. Sławek, moj tata borykał się z nadciśnieniem tętniczym , tabletki i te sprawy, od 2 lat je 3 razy w tygodniu czosnek. Mówi ze efektu super a dotego 0 infekcji. Oczywiście nic za darmo czosnek ma specyficzny zapach ?

    1. Arek, dzięki za podpowiedź. Czosnek lubię, a i w podróży czosnek da się dość łatwo zorganizować. Tylko raz zapłaciłem karę (boleśnie wysoką) za nieopatrzne wwiezienie dwóch owoców mango na Fidżi (myślałem, że zjadłem wszystkie, a okazało się, że dwie sztuki zapodziały się gdzieś w moim plecaczku. Dzięki za podpowiedź:-)

  5. Dopiero dowiedziałem się o sondzie na temat dowiezienia auta do Kenii w 2011 roku. Czy to będzie podróż prawie dookoła Afryki? I czy to będzie zima 2011/2012?

    1. Artur, dzięki za zainteresowanie tym wyjazdem. Tak, podróż będzie prawie dookoła całej Afryki – mnie więcej z Maroka na południe do Dakaru, a potem wzdłuż wybrzeża (z wypadami wgłąb lądu) Afryki Zachodniej, Środkowej i Południowej aż do RPA. Stamtąd powrót na północ aż do Kenii. Wyjazd z Maroka prawdopodobnie w okolicach marca/kwietnia 2011 roku i koniec w Kenii w czerwcu/lipcu, a więc tempo bardzo intensywne. Do Maroka też nie planuję z Polski pojechać najprostszą drogą, tylko m.in przez Bałkany więc wyjazd z Polski będzie kilka tygodni wcześniej niż wyjazd z Maroko.

      1. Dziękuje za przybliżenie terminu i trasy wyprawy.Tak właśnie sobie wyobrażałem jej plan na podstawie ogólnikowego opisu w artykule. Wynika z tego, że do przejechania będzie dziennie kilkaset kilometrów. Ja lubię intensywne podróże :-) A Afryka to trochę u mnie biała plama dotychczas, wiec znacząco taka podróż zwiększyłaby listę odwiedzonych krajów. Czy Dacia jest już pełna w 100%, czy skład jest jeszcze ustalany?

        1. Artur, dzięki za zainteresowanie dołączeniem do tej wycieczki. Intensywność duża. Planuję byśmy przejechali przez prawie wszystkie kraje po drodze, więc rzeczywiście lista odwiedzonych krajów by szybko przyrosła.

          Dacia chyba nie jest pełna. Nie wiem. Postanowiłem na razie nie pytać o konkretne deklaracje, bo do wyjazdu są jeszcze ponad dwa lata!!! I jeszcze sporo się może chętnym pozmieniać. Ja na pewno wtedy pojadę (no chyba że umrę lub ciężko zachoruję, odpukać) i to nawet gdyby ktoś mi ten samochód w międzyczasie ukradł (kupię inny i najwyżej zapłacę cło w Kenii:-) lub nikt inny by w końcu nie potwierdził uczestnictwa. Nie straszna mi podróż w pojedynkę, ale ze względu na duże odległości do pokonania każdego dnia wyprawy, z pewnością byłoby raźniej w kompanii:-)

        2. Ja lubię jeździć samochodem w nieznane :-)Jak kiedyś jeździłem po USA to w 17 dni zwiedzaliśmy i zrobiliśmy 15 tys. kilometrów. Ale tam są inne drogi, wiec Afryka byłaby dla mnie innym wyzwaniem. Wysyłam emaila na Twój adres na yahoo.

  6. Sławku, w 2,5 miesiąca z Ushuaia na Alaskę – zawrotne tempo! Ja się trochę zasiedziałam w Ameryce Środkowej. Obecnie jesteśmy z moim chłopakiem w Kostaryce, a dokładnie w Puerto Viejo de Talamanca. Planujemy tu być mniej więcej do końca kwietnia. Jakbyś miał do tego czasu zamiar zahaczyć o Kostarykę, to zapraszamy! Fanie by się było spotkać.

  7. W ramach podsumowania roku zrobiłem sobie również analizę mojej fridomia rate (relacja dochodów pasywnych do wydatków). W ostatnich latach wyniki były następujące:

    2012 20%
    2013 24%
    2014 25%
    2015 32%
    2016 41%
    2017 44%

    W tym roku przekroczyłem 50% i zamykam rok z wielkością 51%. Nie kwalifikuje mnie to (ani dziś ani w 2022) na wycieczkę do Kenii, ale nie zamierzam się z nikim ścigać tylko swoją fridomię osiągnąć swoim tempem. Dzięki za inspirację i mam nadzieję do zobaczenia w klubie fridomiaków za jeszcze parę lat.

    1. Prezesik2000, dzięki za to, że jesteś z fridomią od wielu, wielu lat. Cieszy też to, że okazuje się, że czasami malutka fridomia bije (w popularności:-) potężnego FB:-)

  8. No to ja w ramach podsumowań pokaże swoje wyniki fridomia rate (relacja dochodów pasywnych do wydatkow).
    2012 20%
    2013 24%
    2014 25%
    2015 32%
    2016 41%
    2017 44%

    W 2018 udało się przebić połowę i dojść do 51%. Nie kwalifikuje mnie to do wyjazdu do Kenii, ale widocznie ja moją wolność finansową muszę osiągnąć swoim tempem. Najważniejsze dla mnie, że mimo lat gdzie wydatki mocno rosną (ślub, przeprowadzka, narodziny dziecka) cały czas poziom fridomii rośnie i jest nadzieja, że jego osiągnięcie będzie szybciej niż osiągnięcie wieku emerytalnego. Sławku, dzięki za inspirację i powodzenia.

    1. Paweł, dzięki za podzielenie się swoim współczynnikiem przybliżania się do wolności finansowej. Trzymam kciuki za kolejne kroki w tym kierunku :-)

      1. Pewnie, mam taki zwyczaj że zapisuje swoje wydatki. Mam więc w excelu podsumowanie swoich wydatków konsumpcyjnych z ostatnich lat. Mam też swoje pity gdzie mam dochod z najmu (to praktycznie jedyny moj pasywny dochód). Dzielę jedno przez drugie i mam współczynnik fridomii. Od momentu wpisy kupiłem kolejną kawalerkę, więc to będzie na pewno kolejny rok jego wzrostu.

  9. Rzeczowość podsumowania robi wrażenie ;) Ja powoli wychodzę z horyzontu na tydzień do przodu do takiego na miesiąc w przód, więc jesteś dla mnie Sławku inspiracją by sięgać coraz dalej. Dream big!

    Dacia duster, dokładnie taki samochód kupiła sobie ostatnio moja mama. W tym przypadku używany. Przejechałem nim kilkadziesiąt kilometrów i zrobił na mnie świetne wrażenie. Prosty, wygodny, sprawiające wrażenie solidnego. Jedynie na bezdrożach wszystko trzeszczy i piszczy. Do wytrzymania ;)

    Mimo krótkiego zasięgu planów i “taktycznego” podejścia, to jednak wszystko u mnie zmierza w dobrym kierunku i w tym roku pewnie uda się osiągnąć poziom wolności finansowej rozumianej jako nadwyżkę dochodów pasywnych nad moimi przeciętnymi kosztami życia. Mzuri jest w tym bardzo pomocne!

    1. Przemek, dzięki za ciepłe słowa oraz zaufanie Mzuri. Powodzenia w realizacji Twoich planów i zamierzeń i życzę wolności finansowej już w tym roku. Trzymam życzliwie kciuki!

  10. Sławku, z rzadka ostatnio zaglądałem na Fridomię i dlatego po tak długim czasie reaguję na Twój wpis.

    Prawdopodobnie już pod koniec tego roku lub w kolejnym osiągnę wolność finansową i mogę zacząć rozważać udział w którejś z wypraw. Masz rację, że to trochę wcześnie by się deklarować. Na ten moment nie planuję jeszcze kończyć swojej przygody z własną firmą, ale za 2 czy 3 lata sytuacja może się zmienić.

    Jestem zaskoczony, że tak mało osób się wstępnie zgłosiło, chociaż rozumiem, że osiągnięcie wolności finansowej i chęć kilkumiesięcznej podróży nie muszą być tożsame. Ja też muszę sobie to dobrze przemyśleć, ale możesz dopisać mnie do listy rezerwowej :)

  11. Witaj Sławku

    Niezwykle ciekawa podróż. Gratulacje! Czy będzie podsumowanie 2019?

    Wspomniałeś o Etiopii. Pewnie byłeś tam nie po raz pierwszy… Czy mógłbyś krótko wymienić jakie miejsca odwiedziłeś w Etiopii.

    Pozdrawiam
    Darek

    1. Darek, dzięki za gratulacje oraz za przypomnienie wpisu sprzed nieco ponad dwóch lat. Bardzo lubię wracać do starych wpisów. Podsumowaniem 2019 chyba rzeczywiście się nie dzieliłem na łamach fridomii. Ale był to też bardzo fajny rok – większość moich planów ze stycznia 2019, o których pisałem w Podsumowaniu 2018 roku udało mi się zrealizować. Zwłaszcza tych podróżniczych:-)

      W Etiopii byłem kilkanaście razy. Choć to kraj blisko 3 razy większy od Polski, to byłem tam w większości zakątków, oprócz południowego-wschodu na pograniczu z Somalią. Lubię podróżować lądem, więc udało mi się przekraczać granice Etiopii z Sudanem, z Erytreą, z Dżibuti, z Somaliland oraz z Kenią. Można powiedzieć, że kilkukrotnie zjechałem Etiopię wzdłuż i wszerz. A dlaczego pytasz?

      1. Sławku

        Serdecznie dziękuję za szybką odpowiedź. W końcu dziś Święto Pracy ?Ja byłem w Etiopii raz, planując wszystko samemu, robiąc klasyczną pętlę samolotami i lądem , Addis – Simien trek – Gondar (Timkat) – Lalibela – Aksum – Tigray trek kościoły – Danakil – Addis , intensywnie w 12 dni.

        Pytałem ponieważ chciałem wiedzieć jak podróżujesz ażeby się może czymś zainspirować na przyszłość. Staram się docierać do miejsc gdzie Rainbow czy inne biuro nie docierają np. Tigray (bo i po co, już po wyjściu z samolotu w Lalibelii klient będzie zachwycony , reszta to tylko dodatek), niemniej jednak czuję że to takie zaliczanie mimo wszystko i wszystkich backpackerów prędzej czy później zawsze na jakiejś pętli spotykam conajmniej drugi raz zgodnie z porzekadłem ze ludzie spotykają się w życiu conajmniej dwa razy?

        1. Darek, ja też organizuję sobie wszystko sam, a właściwie nic nie “organizuję” tylko po prostu jadę. I dopiero na miejscu decyduję co będę robił przez kolejny dzień-dwa. O tym czy pojadę do jakiejś tam atrakcji może zdecydować przypadek – np chcę, ale czuję, że kierowca ma ochotę mnie oskubać, więc rezygnuję bez poczucia straty. Albo nie planowałem jechać, ale spotkam kogoś kto jedzie i się przyłączam. Albo ktoś mi coś ciekawego podpowie – czasami wystarczy, że zapyta “a byłeś już w…” i to dla mnie wystarczy. Albo zamiast wyjazdu do jakiegoś miejsca turystycznego, pojadę z kimś na wieś, w jego rodzinne strony. Lubię spontan, a ponieważ wolę podróżować autobusami, a nie samolotami, to niczego wcześniej nie bookuję i przez to mam pełną swobodę.

          Z drugiej strony, nie zamierzam krytykować ludzi wyjeżdżających z biurem podróży. Ja za tym nie przepadam, ale co z tego. Każdy podróżuje tak jak lubi i ma do tego takie samo prawo jak ja mam do podróżowania na swój sposób. Wcale nie uważam, że mój sposób jest lepszy od sposobu innych ludzi. Nie mi to oceniać:-) Co więcej, prawdę mówiąc, niewiele mnie to obchodzi – ważne, że ludzie podróżują, bo podróże ponoć kształcą:-)

  12. Hej Sławek

    Dzięki! Absolutnie się zgadzam każdy podróżuje jak chce. Ja lubię mieć wszystko zaplanowane ale może to się kiedyś zmieni w kierunku Twojego podróżowania. Planuję czytam duży jadę sobie między miastami google maps jeżeli oczywiście w danym kraju dostępny. Czytam o restauracjach w których będę. Wszędzie dojeżdżam prawie co do minuty nawet w takich Disneylandach jak Etiopia. I to daje mi dużo satysfakcji. Dzięki temu mogę zawsze się śmieje ze tam gdzie jadę pierwszy raz, jadę tak naprawdę drugi, ale i tak wiele mnie na szczęście zaskakuje. Uważam ze całe to planowanie niesłychanie ćwiczy mózg , to jak praca na etacie albo biznesie. Wracając do Etiopii , mialem plan wsiąść jeszcze w chiński nowy pociąg i pomknąć z Addis do Dżibuti ze stop overem w muzułmańskim Harer (ażeby nakarmić hieny ?) ale zona nie chciała od samego początku i musiałem wypisać z planu tak jak lot z Addis do Mombasy Etiopczykiem na koniec aby pobyczyć się. Może następnym razem do Etiopii tym razem zobaczyć Meskel w Addis bo do plemion to słyszałem nie ma już po co jeździć ??

    1. Darek, udanych podróży!!! Jak już znów będą możliwe.

      Obawiam się, że koronawirus i dodatkowa władza, którą uzurpowały sobie nad nami tzw służby specjalne, bardzo mocno zmienią podróżowanie po świecie. Niestety! Jestem przekonany, że coraz bardziej otwierający się świat, coraz większe możliwości swobodnego podróżowania, pozostanie wspomnieniem. Nie wiem ile lat lub dekad zajmie powrót do normalności. Być może za kilkadziesiąt lat polscy historycy będą wspominać lata 2004 (wstąpienie Polski do UE) – 2020 jako złoty okres podróżowania. Bez paszportu, bez wiz, bez podejrzeń, że jesteś roznosicielem, ze spadającą ksenofobią, bez monitorowania twojego smartfona, bez elektronicznych chipów wszczepionych ci w ciało, itp z tanimi biletami lotniczymi, z tanimi hostelami. Z luzem i swobodą…

      1. Dokładnie to o czym wczoraj pisałeś – podróże stracą swoją magię. Myślałem ze to Ty jesteś autorem tego artykułu. :) A ja z kolei jeszcze wczoraj pisałem ze Air France KLM to dla nas dobra opcja latania na prawie wszystkich kierunkach. A może być tak że będziemy latać wszędzie Ryanairem i Wizzairem bo inni najzwyczajniej znikną…

        https://www.rp.pl/Lotnictwo/305039929-Podroze-na-dluzej-straca-swoja-magie.html

        https://www.rp.pl/Lotnictwo/305039974-Lufthansa-spedzi-lato-na-ziemi.html

        1. Darek, dzięki za artykuł. Pomimo tego, że bardzo lubię samoloty i latanie, to jestem przeciwny wspieraniu linii lotniczych pieniędzmi podatników. Dlaczego zwykli Kowalscy mają utrzymywać kapitalistów? Tylko dlatego, że politycy bardziej liczą się z kapitałem niż ze swoimi wyborcami???

          Niech linia padnie – stracą na tym jej właściciele. To jest normalne w biznesie. W lotniczym również. Pamiętam jak padła Sabena i kilka lat pózniej SwissAir. Po kilku miesiącach od upadku, na ich “ruinach” powstały nowe linie – Brussels Airlines oraz Swiss. To dość łagodne przejście – gdy linia pada, to samoloty nie znikają. Nie znika też załoga. Nie znika system rezerwacyjny. Nie znikną biura ani nawet komputery. Nie znikają sloty na Heathrow. Nie znikają dostawcy. Ktoś te wszystkie aktywa kupi i uruchomi nową linię.

          Bez straty dla Kowalskich:-)

  13. Sławek

    To smutne co piszesz ale niestety podzielam Twoje zdanie. Moim zdaniem za rok zniknie papierowy pieniądz jeszcze.

    Co do podróży. To miałem zaplanowanym tym roku Meksyk Gwatemala Semana Santa w kwietniu już przepadł, Ladakh Hemis festival w lipcu, Iran Aszura początek września porażka drugi i Japonia w październiku ale pewnie nic z tego nie wyjdzie w 2020. Raczej nic nie wskazuje żeby kraje otworzyły się w miarę szybko.

  14. Hej Sławku

    Zgadzam się ja również jestem przeciwny wspieraniu linii jednak jeżeli nie wesprzemy tym razem europejskich linii to rynek mogą przejmować tacy jak Emirates czy Qatar którzy dotowani są przez szejków a wtedy oni ustalą reguły gry.

    1. Darek, ciekawy wątek podnosisz. Nie wiem czy “open skies” dotyczy też linii spoza Europy, czyli czy Qatar lub Emirates mogłyby obsługiwać loty np z Warszawy do Paryża lub z Pragi do Londynu… Do niedawna chyba tego nie robiły.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kup Pomarańczową wolność finansową

 

Najnowszą książkę autorów bloga Fridomia i dołóż swoją cegiełkę do kupna mieszkania dla młodzieży opuszczającej domy dziecka. I Ty możesz pomóc.

 

Książkę kupisz klikając tutaj.